rozwińzwiń

Drzewo krwi

Okładka książki Drzewo krwi Kim de l'Horizont
Okładka książki Drzewo krwi
Kim de l'Horizont Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie literatura piękna
328 str. 5 godz. 28 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Blutbuch
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Data wydania:
2024-03-06
Data 1. wyd. pol.:
2024-03-06
Data 1. wydania:
2022-01-01
Liczba stron:
328
Czas czytania
5 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788308083734
Tłumacz:
Elżbieta Kalinowska
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
21 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
670
294

Na półkach:

Jestem rozczarowana tą książką. Potrafię ją docenić - a przynajmniej pewne jej elementy - ale czuję rozczarowanie. Nie wynika ono z niezrozumienia czy braków osoby autorskiej, po prostu nie jest to to, na co liczyłam.

Nie można nikomu dyktować, w jaki sposób chce pisać o sobie, swoich przeżyciach, swojej historii, nawet jeśli niekoniecznie przypada nam do gustu obrana droga - można jednak, zawsze, oczekiwać jakiegoś finału, wniosku końcowego. Właśnie na tym polu najbardziej "Drzewo krwi" mnie zawiodło, ponieważ wszystkie refleksje, poszukiwania finalnie do niczego nie prowadzą, a przynajmniej nie w kwestiach, wokół których obraca się większość książki. Oczywiście, Kim de l'Horizon oraz jejgo rodzina to nie postaci fikcyjne, nie możemy dostać prostego i oczywistego finału wątków, ale jako czytelnik mogę chyba oczekiwać, że trzysta stron monologu wewnętrznego osoby autorskiej będzie do czegoś prowadzić. A nie prowadzi. Emocjonalnie zamykamy w tym samym miejscu, w którym zaczęliśmy. I wiem, że czytelnicy nie mają prawa do życia wewnętrznego autora; nie bardziej, niż autor (lub tu - osoba autorska) postanowi się uzewnętrznić - niemniej, czemu służy taka książka, taki wgląd we własną duszę, jeśli koniec końców nic nie ulega zmianie? Przez całą lekturę nasuwało mi się skojarzenie z "Mireczkiem" Aleksandry Zbroi, również autobiograficzną introspekcją we własną rodzinę, rekonstrukcję traumy, poszukiwanie odpowiedzi na pytania, które nigdy jej naprawdę nie dostaną - Zbroja jednak wydaje się umiejętniejsza w żonglowaniu narracją o sobie, swoim emocjonalnym dojrzewaniu oraz swojej rodzinie. Tam również nie można oczekiwać ostatecznego domknięcia, istnieje jednak emocjonalne zwieńczenie narracji - "Drzewo Krwi" tego nie ma.

Zawiodła mnie również warstwa queerowa; tu z pewnością spodziewałam się więcej, zachęcona opiniami w superlatywach. Być może sama mam zbyt wielu queerowych znajomych, by nie siedzieć tylko z własnymi opiniami w swojej głowie; być może to kwestia różnicy pokoleniowej między mną i osobą autorską, ale nie tylko nic, co czytałam, nie wydawało mi się odkrywcze czy wyrywające ze strefy komfortu - zdarzały się wręcz momenty, kiedy unosiłam brew na coś, co w moim odczuciu świadczyło o jakiejś ignorancji czy tchórzliwie centrystycznym podejściu de l'Horizon. Oczywiście, nie zamierzam oceniać osoby autorskiej jako człowieka, ale stanowi ona poniekąd głównego bohatera swojej książki i z tej pozycji istniała między nami i naszym podejściem przepaść, nawet pomimo podobnych poglądów w niektórych kwestiach.

Nie wzbudziła we mnie ta książka dyskomfortu - ostatecznie doszłam do wniosku, że kiedy osoba autorska rozpisuje się o swoim życiu erotycznym nie wyrywa mnie to ze strefy komfortu, po prostu mnie to nie interesuje; ale nie odstręczał mnie sam temat, a dobór słów i obrazów, który jest dla mnie równie nieprzyjemny, niezależnie od tożsamości płciowej osoby, która się o tym rozpisuje. Czy te opisy spermy i krwi czemuś służyły - nie mam pojęcia, ponieważ, jak wspominałam, tu nic nie prowadzi do jakiejś rezolucji. Czasem wzbudzała smutek, w tematach demencji w rodzinie, samej rodziny, traumy pokoleniowej, skrzywdzonych kobiet - dlatego uważam, że Kim de l'Horizon nie pisze źle; po prostu sięga naraz po zbyt wiele tematów, nie posiadając umiejętności zgrabnego splecenia ich w narrację, którą *coś* wieńczy.

Nie wiem, komu miałabym tę książkę polecić. Nie nadaje się do edukowania osób nie mających pojęcia o niebinarności; osób siedzących w queerowym środowisku i queerowej teorii niczym nie zaskoczy, nie wstrząśnie; baby queers, które chciałyby poznać coś ambitniejszego od Alice Oseman, uciekną z wrzaskiem. Ostatecznie jest to pozycja chyba głównie dla środowiska liberalnych intelektualistów, co też nie świadczy o niej najlepiej. Wielka szkoda, bo przecież są tu fragmenty piękne, przystępne dla każdego - ale nie całość.

Jeszcze słowo o polskim tłumaczeniu: gdybym miała oceniać tylko je, dałabym jedną gwiazdkę, pomimo całej pracy włożonej w oddanie tych gier słów oryginału. Dlaczego? "Dlaczego" to ja pytam - bo ostatni rozdział, w oryginale wydany po angielsku i takoż u nas, można znaleźć na końcu książki przetłumaczony. Okej, nic dziwnego. Ale nie zrobiła tego tłumaczka, a ChatGTP. Po co? Dlaczego? Czemu miało to służyć? Tego tłumaczka w posłowiu nie mówi; po prostu użyła i tyle. To cudowne, że można posłużyć się narzędziem bazującym na kradzieży, generującym dziennie jakieś pół miliona kilowatów energii i rujnującym środowisko dla zabiegu stylistycznego, którego nawet nie chce się wytłumaczyć czytelnikom! Żenada i tyle.

Jestem rozczarowana tą książką. Potrafię ją docenić - a przynajmniej pewne jej elementy - ale czuję rozczarowanie. Nie wynika ono z niezrozumienia czy braków osoby autorskiej, po prostu nie jest to to, na co liczyłam.

Nie można nikomu dyktować, w jaki sposób chce pisać o sobie, swoich przeżyciach, swojej historii, nawet jeśli niekoniecznie przypada nam do gustu obrana...

więcej Pokaż mimo to

avatar
993
791

Na półkach: ,

Jego babcia ma na imię Rosemarie. Kim twierdzi, że kiedyś była potworem. Pragnie tym samym rozumieć jak to jest być nią i z czego wynikać może ów chłód, który spowija jej osobę. Przychodzi mu to jednak z trudem. Ona cierpi bowiem na demencję, leży w szpitalu i nie sposób już czegokolwiek jej dopytać. Pozostają wspomnienia – jego własne oraz jego Matki – niespełnionej życiowo fryzjerki, kobiety przeczesującej nie tylko włosy klientów ale również drzewo genealogiczne swojej rodziny. Migawki z życia bliskich Kima łączyć będą się z zapiskami na temat przodków, osoba autorska zaś w gąszczu rodowych anegdot poszukiwać będzie własnej tożsamości. „Drzewo krwi” to opowieść nie tylko o poszukiwaniu korzeni, ale przede wszystkim o poszukiwaniu własnego „ja”, szczególnie, gdy to „ja” długo pozostaje nieokreślone i niejednoznaczne.

W swej debiutanckiej powieści Kim de l’Horizon przywołuje historię osoby niebinarnej. Osoba autorska cały czas poszukuje swojej tożsamości. Boi się własnego ciała, czuje do niego pogardę, ma wrażenie, że ono nie jest jego własnością. „Jestem w języku obcym”, mówi o sobie. Jako dziecko nie potrafi zdecydować kim jest. Nie chce być chłopcem, gdyż zdaniem matki mężczyźni są ordynarni i traktują kobiety jak przedmioty. Nie chce też być kobietą, choć podoba mu się ich emocjonalność i fakt, iż mogą o siebie dbać. Nie wierzy jednak w płcie, dlatego też decyduje, że będzie płciowo niewidzialne. W narracji tej Kim próbuje wyrazić to, co czuje i jak doszło do momentu, w którym zdał_ sobie sprawę kim tak naprawdę jest.

„Drzewo krwi” to nie tylko powieść o poszukiwaniu siebie. To przede wszystkim dojmująco smutna narracja o ciężkim bagażu przeszłości, o opresji rodziny, rozczarowaniach, strachu i wstydzie, których doświadczają kobiecie postaci, a które przedkładają się na życie i wybory osoby autorskiej. Kim cały czas ma wrażenie, że matka chce ukarać go za swoje niepowodzenia, a on_ , studiując_, spełnia jedynie jej niespełnione marzenia. Istnieje nie dla siebie, a dla niej. Lodowate relacje pomiędzy nim a Matką zaś, wynikają z jej oziębłych i bezdusznych relacji z własną matką a babcią Kima. Stosunki między nimi pozostają nad wyraz chłodne i nieczułe, co przedkłada się w znacznej mierze na tożsamościowy chaos mentalny Kima, jego zagubienie i osamotnienie.

„Bo przecież faktycznie nigdy nie był_m gejem, bo bycie gejem jest możliwe jedynie wówczas, gdy człowiek wierzy w to, że istnieją dwie płcie, a człowiek leci na tę samą (…)”, stwierdzi pewnego dnia, raz za razem próbując znaleźć odpowiednie słowa, by wyrazić i zdefiniować nimi siebie. W tych wyznaniach będzie dużo dosadności i bezpośredniości, ale zwierzenia te pozostaną bardzo intymne, niejednokroć bolesne, wstrząsające i przeszywające na wskroś. To psychiczna ekspozycja osoby mentalnie poharatanej i pokaleczonej. Kiedy zdecyduje się finalnie wyjawić Babce to, kim jest i kim się przez lata stawał, z obawy przed jej gniewem i reakcją decyduje się w listach do niej na wykorzystanie języka angielskiego, który najlepiej Kima definiuje, ale którego nie jest w stanie zrozumieć Rosemarie.

Zarówno odważny i niecodzienny sposób narracji, w której to odnajdziemy dwa różne sposoby zapisu języka niebinarnego (poprzez stosowanie podkreślnika „_” , np. „pojechał_m” lub / i stosowania języka neutratywnego „pojechałom”),jak i kreacja postaci, w której ogromną rolę odgrywa wewnętrzne rozedrganie, tożsamościowa sporność, ogrom rodowych sekretów i legend, tak pełnych chłodu, niesprawiedliwości oraz tajemnych i magicznych powiązań z naturą, sprawiają, iż odbiór powieści jest doświadczeniem osobliwym. To eksperymentalna forma, obcowanie z którą wprawi w pewien dyskomfort psychiczny, zakłopotanie czy też poczucie zagubienia.

Uczucia te pogłębi dodatkowo zabieg tłumaczki Elżbiety Kalinowskiej, która nieszablonowo i zupełnie eksperymentalnie, w przypadku przekładu rozdziału w języku angielskim, wspomagała się narzędziem ChatGPT. Chwyt ów wpędza dodatkowo w poczucie niepewności, wzmaga odczucie mentalnej aberracji. To zdecydowanie lektura, która wymaga umiejętności wyjścia poza szeroko przyjęte ramy heteronormatywnego myślenia oraz wyjścia poza ogólnie przyjęte normy „naturalności” i mentalnego bezpieczeństwa. Powieść odważnie przesuwająca granice, ciekawa w formie, niejednoznaczna i świeża, wymagająca jednak skupienia i otwartego, tolerancyjnego umysłu.

www.bookiecik.pl

Jego babcia ma na imię Rosemarie. Kim twierdzi, że kiedyś była potworem. Pragnie tym samym rozumieć jak to jest być nią i z czego wynikać może ów chłód, który spowija jej osobę. Przychodzi mu to jednak z trudem. Ona cierpi bowiem na demencję, leży w szpitalu i nie sposób już czegokolwiek jej dopytać. Pozostają wspomnienia – jego własne oraz jego Matki – niespełnionej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
392
392

Na półkach:

Książka łamiąca wszelkie schematy. Tak oto ona. Choć coraz częściej w moich opiniach pojawia się to hasło, to zapewniam, że nie rzucam słów na wiatr.

Pierwszy raz czytałam powieść napisaną przez osobę niebinarną, w której brakuje form osobowych, dlatego pewnie nigdy nie uda się przenieść jej na wersję audio. Początkowo miałam trudność oswoić się z tym specyficznym stylem, ale wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Brak zarysowanej fabuły, brak jakiejkolwiek chronologii, absolutnie nie stoją na przeszkodzie w odbiorze treści lecz dla niektórych to już brzmi zbyt abstrakcyjnie, ale taka właśnie jest ta historia - albo przyjmiemy ją z całym dobrodziejstwem inwentarza jak mówią, albo porzucimy po kilku zdaniach.

Drzewo krwi to autofikcja, w której odnajdziemy zagubione dziecko rozdarte między byciem dziewczynka, a byciem chłopcem. Dorastanie w konserwatywnej rodzinie z pewnością tego wyboru nie ułatwia. Tytułowe Drzewo krwi to buk czerwony niezmiennie zespolony z losami rodziny, będziemy podążać jego śladem wbiegając w dyskusje nacjonalistyczne, podania, kulturę parkową, czy hodowlę drzew. Brzmi abstrakcyjnie, ale taki jest ten debiut, niezwykły. Obserwujemy zmagania z przeszłością, zagłębiamy się we fragmenty życiorysów. Nieco dosadnie przedstawione sceny zbliżeń, łamiące wszelkie tabu, zacierające granice wstydu mogą szokować. Podobnie jak całą książka do granic wypełniona deandrologią, rodzinnymi konfliktami i dyskusjami, mnogością dialektów, listów. Choć okładka sama w sobie kolorystycznie niezbyt fotogeniczna, to samo wnętrze ma wiele do zaoferowania. Awangardowa, nieustannie zmieniająca styl narracji.

Choć poleciłabym ją bardziej odważnym czytelnikom, lubiącym eksperymentować.

Książka łamiąca wszelkie schematy. Tak oto ona. Choć coraz częściej w moich opiniach pojawia się to hasło, to zapewniam, że nie rzucam słów na wiatr.

Pierwszy raz czytałam powieść napisaną przez osobę niebinarną, w której brakuje form osobowych, dlatego pewnie nigdy nie uda się przenieść jej na wersję audio. Początkowo miałam trudność oswoić się z tym specyficznym stylem,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
9
9

Na półkach:

Promuje się ją jako książkę napisaną przez osobę niebinarną, jako możliwość wglądu w świat osób nieidentyfikujących się z żadną płcią. Są to stwierdzenia prawdziwe ale w najmniejszym stopniu nie oddające ogromu bogactwa skrytego między okładką koloru buka czerwonego i granatu niemieckiego słowa mer matka.

Osoba autorska porusza wiele problemów wychodzących niczym gałęzie z pnia jakim jest niebinarność lub jeszcze głębiej trudne dzieciństwo. Pozornie niezwiązane ze sobą płaszczyzny rodzinnej historii, tożsamości płciowej, dyskryminacji kobiet i języków fleksyjnych tworzą koronę cierniową osoby bohaterskiej. Tak jak liście tworzą koronę buku.

Wartą uwagi kwestią jest agresja i nietolerancja, przedstwiona o tyle prawdziwie, że przejawiana również przez osobę bohaterską. Dowodzi to stwierdzeniu, że niemożliwym jest stanie zawsze po ,,dobrej" stronie barykady. Można być przedmiotem opresji a później przekazywać ją dalej. Warto docenić osobę autorską za brak gloryfikacji osób należących do mniejszości (czy narodowych czy seksualnych). Każda z osób pojawiających się w powieści posiada pewną skazę, skazę czyniącą je autentycznymi i ludzkimi.

Pragnę zwrócić na koniec uwagę na znaczną ilość brutalnego seksu pozbawionego magii miłosnego uniesienia. Kim de l'horizon zwrócił_ uwagę na czystą, zwierzęcą potrzebę i jej raptowne spełnienie. Czytelników wrażliwych ostrzegam przed deskryptywnymi i dosadnymi opisami. Mimo wszystko sceny seksu pełnią funkcję inną niż zajęcie miejsca na papierze lub czysty efekt szoku.
Mam wrażenie, że czytelnik ma szansę odczarować potrzeby fizycznego zbliżenia, uświadomić sobie, że nie zawsze muszą być piękne, romantyczne, czyste. Że są naturalne.
Ponadto uzupełniają i pogłębiają portret psychologiczny osoby bohaterskiej metodą demonstracji w ramach zasady ( pokaż, nie opisz bohatera).

Wspaniałym uczuciem jest, dzięki tej książce, złączyć fragmentaryczną ekspozycję w spójną wystawę ludzkiej psychiki.

Promuje się ją jako książkę napisaną przez osobę niebinarną, jako możliwość wglądu w świat osób nieidentyfikujących się z żadną płcią. Są to stwierdzenia prawdziwe ale w najmniejszym stopniu nie oddające ogromu bogactwa skrytego między okładką koloru buka czerwonego i granatu niemieckiego słowa mer matka.

Osoba autorska porusza wiele problemów wychodzących niczym gałęzie z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
739
489

Na półkach:

Drzewo Krwi”
Niezwykle intymna i poruszająca narracja osoby niebinarnej.
Odwołująca się do relacji rodzinnych, wprowadzająca w genealogię przodków.
Poruszająca się odważnie po meandrach uczuć, a jednocześnie nieśmiało zerkająca w stronę najbliższych.
Wprawiająca momentami w zakłopotanie.
Poszukująca właściwych słów, za pomocą których można określić siebie. Tworząca swój własny słownik.

Ogromnie dosadna, szczera i odarta z tego, co wypada powiedzieć/czuć/zrobić.
Jednocześnie symboliczna, chowająca się za „tym”, pozostawiająca czytelnika z własną interpretacją.
Ujmująca, uwrażliwiająca. Wymykająca się z potrzeby dyskusji.

Pomimo braku wyraźnie zarysowanej fabuły książkę czyta się jednym tchem.
Historia wkrada się w naszą emocjonalność i pociąga za różne struny naszej wrażliwości.
Swoją surowością i intymną otwartością wprowadzała mnie czasem w dyskomfort. Czułam, że przekraczam jakąś granicę. Dowiaduje się rzeczy, które są zbyt osobiste by mówić mi - obcej osobie.
A jednocześnie brnęłam w to i doceniałam zaufanie, jakim zostałam obdarzona.

Wielki szacunek dla tłumaczki Elżbiety Kalinowskiej! Literacko, stylistycznie - widać ogrom pracy. Sposób prowadzenia narracji musiał stanowić prawdziwe wyzwania, by oddać jego formę i przelać w czytelnika te wszystkie emocje.

Zdecydowanie jest to pozycja wymagająca skupienia i otwartości.
Warto podjąć ten wysiłek.

Drzewo Krwi”
Niezwykle intymna i poruszająca narracja osoby niebinarnej.
Odwołująca się do relacji rodzinnych, wprowadzająca w genealogię przodków.
Poruszająca się odważnie po meandrach uczuć, a jednocześnie nieśmiało zerkająca w stronę najbliższych.
Wprawiająca momentami w zakłopotanie.
Poszukująca właściwych słów, za pomocą których można określić siebie. Tworząca swój...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1450
980

Na półkach: , ,

Coraz silniejsza reprezentacja na rynku książki niebinarnych osób autorskich to też rosnąca reprezentacja niebinarnych form językowych, co z pewnością jest wyzwaniem dla tłumaczy, ale też zjawiskiem, które mnie ciekawi. Lubię przyglądać się jak to, co wydawało się niszą coraz płynniej przechodzi do mainstreamu i zagnieżdża się w świadomości czytelników. Jednak nie tylko sam język mnie interesuje, ale i historie, które wyraża, dlatego właśnie przyciągnęło mnie do lektury Drzewa krwi Kim de l'Horizon.

O samej osobie autorskiej wiadomo niewiele, bo poza tym, że jest osobą niebinarną, cała jeno biografia jest formą autokreacji. Może to i dobrze, ponieważ dzięki temu w czasie lektury książki nie odczuwamy pokusy utożsamiania osoby narratorskiej z autorską, choć posługuje się tym samym imieniem. Całą więc książkę traktować możemy jako kreację lub autokreację, choć bez możliwości jej weryfikowania w czasie lektury.

Początkowo mnie samej ta kreacja sprawiała problemy, wymagała bowiem wyjścia poza heteronormatywne myślenie i poza binarne postrzeganie świata. Ale też taka ma być ta opowieść, niewygodna, uwierająca jak kamień w bucie, uświadamiająca, że nawyki myślowe są tak naprawdę jak za małe, przyciasne ubranie, które czas wymienić na to zapewniające większą swobodę.

Kim mierzy się z demencją babki, a ta trudna sytuacja jest dla jeno katalizatorem do rewidowania swojej osoby, tożsamości, przynależności. Kim przygląda się sobie, funkcjonowaniu w świecie pełnym stereotypów i binarnego punktu widzenia, wyzwala się z okowów gender, ale jednocześnie szuka zrozumienia w przeszłości. Zaczyna podążać za liniami krwi, które układają się w całe drzewo, korzeniami sięgające kilka wieków wstecz.

W jeno poszukiwaniach z mroku niepamięci zaczynają wydobywać się historie pełne strachu i wstydu, opowieści o przodkiniach, które trzymane były głęboko w szafie, znikały z rodzinnych wspomnień i wzmianek, teraz jednak mają swoją szansę na ponowne zaistnienie. Kim dociera do przekazów o czarownicach i buntowniczkach, o tych, które odbiegały od społecznie narzuconych norm, i czerpie siłę z ich nowo odkrytej odmienności i niedopasowania.

Osoba autorska świetnie wykorzystuje motyw drzewa zarówno we frenetycznych wizjach przewijających się w fabule, gdzie czerwony buk staje się bardziej dosłowny, ale też łącząc linie krwi w genealogiczną metaforę drzewa, tworzącego gęstą sieć powiązań. Narracja wydaje się odrobię niespójna, meandruje między przeszłością i teraźniejszością, wspomnieniami i wizjami, ale choć bywa to wymagające, w pewien sposób pozostaje spójne z całą tą literacką kreacją. Jest jak chaos myśli, z którego wyłaniać zaczyna się dopiero porządek.

To tekst bardzo dosadny, mocny, czasem obrazoburczy, który jest jak siarczysty policzek dla narzucanych społecznie ram i konwencji. Szczery i momentami bardzo emocjonalny, ale właśnie dzięki temu tak interesujący. Wyrzuca czytelnika z bezpiecznej bańki i niemal siłą zmusza do uwagi i refleksji. Jest zapisem odbytej przez Kim drogi do wyrażania siebie, mówienia o sobie, realizowania swoich potrzeb i przekonań, w opresyjnym świecie wtłaczających wszystkich w szufladki.

Drzewo krwi nieustannie wyłamuje się ze znanych norm i konwencji. Narracja jest równie płynna jak tożsamość Kim, zgrabnie przemykając od agresywnego czy pełnego żalu tonu ku niezwykłej delikatności i czułości. Pobudzająca jest jego intertekstualność, a jednocześnie pewna osobność, zmieniająca lekturę w szereg doznań - od dyskomfortu po wzruszenie. A choć wydaje się manifestem zmagań z kwestią płci czy seksualności, jest też opowieścią o trudnych, zagmatwanych relacjach - przede wszystkim z babką. I w tym aspekcie lektury odnaleźć może się każdy czytelnik.

Z pewnością nie jest to książka łatwa i dla każdego, a lektura przypomina nieco zmagania ze zmieniającą się formą, szokującymi czasem obrazami, dosadnością pomieszaną z czułością i brakiem wyraźnej fabuły - wszak to bardziej monolog Kim kierowany do babki - jednak mimo wszystko warto się z nią zmierzyć. Jest literackim doznaniem i emocjonalnym przeżyciem, które ocenić możemy, dopiero wybrzmi ostatnie zdanie.

Coraz silniejsza reprezentacja na rynku książki niebinarnych osób autorskich to też rosnąca reprezentacja niebinarnych form językowych, co z pewnością jest wyzwaniem dla tłumaczy, ale też zjawiskiem, które mnie ciekawi. Lubię przyglądać się jak to, co wydawało się niszą coraz płynniej przechodzi do mainstreamu i zagnieżdża się w świadomości czytelników. Jednak nie tylko sam...

więcej Pokaż mimo to

avatar
198
198

Na półkach:

“Drzewo krwi” Kim de l’Horizon to książka, obok której nie można przejść obojętnie. Wywołuje najróżniejsze emocje i jest tak wielowymiarowa, że podejście do jej oceny jest niezwykle trudne.

Książka to autofikcja, co oznacza, że jest to fikcja literacka oparta na doświadczeniach autora. W tym przypadku osoba autorska w ogromnej mierze opisuje swoje życie i wspomnienia, a który z przytaczanych elementów jest fikcją, a nie prawdą, tego już nie chcemy zdradzać. Kim de l’Horizon to pseudonim literacki niebinarnej osoby autorskiej, któr_ rozlicza się ze swoją relacją z matką, a przede wszystkim - babcią. W obliczu demencji tej ostatniej przypomina sobie wydarzenia z dzieciństwa, dokonując przy tym analizy binarności i niebinarności płci, przynależności klasowej oraz rodzinnych traum i ich wpływów na kolejne pokolenia. Kim tworzy drzewo genealogiczne rodziny ze strony matki, sięgając aż do XIV wieku. Okazuje się, że jeno osoba przerywa klątwę ciążącą na żeńskiej linii rodzinnej, w której każda z przodkiń borykała się z tragicznymi wydarzeniami, wpływającymi na kolejne kobiety. Do tego odkrywa pochodzenie starego buka czerwonego (tytułowego drzewa krwi),który od prawie stu lat króluje w ogrodzie rodzinnego domu i naznacza Kim i jeno babcię i matkę.
🌳
Trzeba przyznać, że osoba autorska w mistrzowski sposób posługuje się językiem. Element językowy jest tu zresztą również symboliczny, Kim posługuje się bowiem standardowym niemieckim, zestawiając go ze swoim ojczystym (czy też matczynym, jak mówi) szwajcarskim niemieckim, a także dialektem berneńskim, którym posługuje się babcia. Tutaj należy się ukłon w stronę tłumaczki, Elżbiety Kalinowskiej, która z tak trudnym do tłumaczenia tekstem poradziła sobie po prostu doskonale!

Wrażliwych czytelników mogą odstraszyć naturalistyczne (choć wciąż poetyckie) opisy licznych przygód $ek*ualnych autorza, któr_, choć temu zaprzecza, prawdopodobnie zmaga się z $ek*oholizmem.

Z pewnością nie jest to książka dla każdego. Ogromnie symboliczna, dosłowna i niedosłowna jednocześnie, łamiąca wszelkie tabu. Nas wprowadziła w pewien stupor, ale ostatecznie jesteśmy na tak!

“Drzewo krwi” Kim de l’Horizon to książka, obok której nie można przejść obojętnie. Wywołuje najróżniejsze emocje i jest tak wielowymiarowa, że podejście do jej oceny jest niezwykle trudne.

Książka to autofikcja, co oznacza, że jest to fikcja literacka oparta na doświadczeniach autora. W tym przypadku osoba autorska w ogromnej mierze opisuje swoje życie i wspomnienia, a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
913
910

Na półkach:

Lubicie sięgać po autofikcję?Nie ukrywam, że jest to zabieg formalny, który pozwala zmienić percypowanie rzeczywistości, dlatego tak chętnie sięgam po literaturę zbudowaną właśnie w ten sposób. W "Drzewie krwi" Kim De L'Horizon podejmuje się karkołomnego zadania, gdyż splatając własną historię,opowiada o sprawach po dziś dzień tabuizowanych w debacie publicznej. Mowa między innymi o prawach i potrzebach osób niebinarnych i nieheteronormatywnych. Proza acetyczna, rozsmakowana w metaforze, wymagająca skupienia i czasu. Dojrzałam w niej przejmujące rozprawienie się z własnymi korzeniami, próbę dotarcia do jądra własnego ja i uwikłań zamiatanych pod dywan w systemie rodzinnym, doprowadzającym do ogromu rozterek natury egzystencjalnej i trudów ze zrozumieniem tego, kim się jest. Osoba autorska niewątpliwie jest autorefleksyjna. Tubalnie i bezpardonowo grzebie w traumatycznej przeszłości, drzazgach odziedziczonych po przodkach. W doznaniach postaci z pewnością niczym w lustrze odnajdą się wszyscy ci, którzy doznali wykluczenia, rozdarcia, niezrozumienia, spychania na margines społeczeństwa. Ciekawie uwypuklono rolę płci i języka w codzienności właściwie każdego z nas. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że słowa ferowane przez De L'Horizon wzburzą krew konserwatystów.„Drzewo krwi” tętni od granicznych zdarzeń,erotyki, liryzmu i zmian, które należy oswoić, by pójść naprzód. Proza głęboko refleksyjna, pobudzająca do długich dyskusji, na dzisiejsze czasy.

Przekład Elżbieta Kalinowska


Powieść wyróżniona Nagrodą Literacką Fundacji Jürgena Ponta, Niemiecką Nagrodą Literacką oraz Szwajcarską Nagrodą Literacką.

Lubicie sięgać po autofikcję?Nie ukrywam, że jest to zabieg formalny, który pozwala zmienić percypowanie rzeczywistości, dlatego tak chętnie sięgam po literaturę zbudowaną właśnie w ten sposób. W "Drzewie krwi" Kim De L'Horizon podejmuje się karkołomnego zadania, gdyż splatając własną historię,opowiada o sprawach po dziś dzień tabuizowanych w debacie publicznej. Mowa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1202
1023

Na półkach: , , , ,

Bez wątpienia jest to książka pretendująca do miana odkrycia roku. Przesycona emocjami. Przesuwająca ciężar postrzegania z płci na płeć, po czym stawiająca nas w pozycji całkowicie niebinarnej. Zrównująca energetyczną, współczesną awangardę z ciągnącą się przez wieki historią matek-czarownic. Określająca polityczne i społeczne zawirowania w kontekście pochodzenia i znaczenia drzewa - buka czerwonego. Rozplatająca rodzinne sieci miedzy zimnem i wyobcowaniem oraz akceptacją i przerażającą wizją odchodzenia. Spisana prozą liryczną i opisami erotycznymi łamiącymi wszelkie tabu. Nade wszystko stanowiąca zapis strachu wyniesionego z odrębności, nieprzystawalności do sztucznie wyznaczonych norm, wstydu, który wpływa na relacje z najbliższymi i niesie niemożność pełnego zaangażowania w romantyczne związki.

Niezwykła jest też konstrukcja tych, swego rodzaju wspomnień, które na całe rozdziały wypychają nas poza podstawowy wątek żegnania się z babką, znikającą w odmętach demencji. Raz bazą jest szczera rozmowa, raz agresywny konflikt postrzegania świata, raz błądzenie pomiędzy zdjęciami i zapiskami objaśniającymi przeszłość. Nagle giniemy w dendrologicznej wiedzy, nagle sczytujemy biografie niezwykłych kobiet, innym razem brniemy przez szwajcarsość z jej nietypowym językiem czy niemieckimi korzeniami. Finał zaskakuje listami celowo pisanymi w języku angielskim - języku, który nie określa rodzajów, i za którym można się schować w strachu przez brakiem akceptacji spisanych etapów życia.

Tłumaczka w fenomenalny sposób poradziła sobie z niebinarnym sposobem zapisu, tak przecież niezwykłym dla języka polskiego. Co ciekawe, tłumaczenie angielszczyzny, przez samego autora określanej jako wyuczonej z książek i seriali, pozostawiła sztucznej inteligencji. Dostajemy więc piękny język bez płci, wieloosobowe, gwałtowne zderzenie ze światem i opowieść na przemian łagodną i wypluwaną długimi zdaniami bez przerw na oddech.
Literacki majstersztyk, który może się zupełnie nie spodobać, może zniesmaczyć, by zaraz zachwycić. Może wydać się przegadaniem albo płaczliwym lamentem, brzmieć chamsko lub wybierzmiewać paniką. Ale to właśnie ta trudność prostej oceny stanowi o wyjątkowości "Drzewa krwi".
Jestem pod tym szczególnym wrażeniami, które zostawia w głowie zachwyt i chaos. Warto, bardzo warto zmierzyć się z takimi odczuciami.

Katarzyna
we współpracy z Wydawnictwem Literackim

Bez wątpienia jest to książka pretendująca do miana odkrycia roku. Przesycona emocjami. Przesuwająca ciężar postrzegania z płci na płeć, po czym stawiająca nas w pozycji całkowicie niebinarnej. Zrównująca energetyczną, współczesną awangardę z ciągnącą się przez wieki historią matek-czarownic. Określająca polityczne i społeczne zawirowania w kontekście pochodzenia i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
149
46

Na półkach:

Niezwykle przejmująca proza. Dotyka ona czytelnika niezależnie od tego czy jest osobą homo czy heteronormatywną, binarną czy nie, jak to słusznie zauważa Tłumaczka, która nie miała łatwego zadania.

Niezwykle przejmująca proza. Dotyka ona czytelnika niezależnie od tego czy jest osobą homo czy heteronormatywną, binarną czy nie, jak to słusznie zauważa Tłumaczka, która nie miała łatwego zadania.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    135
  • Przeczytane
    23
  • Posiadam
    6
  • 2024
    5
  • Teraz czytam
    4
  • Literatura piękna
    3
  • Przeczytane 2024
    2
  • Chcę w prezencie
    2
  • Do kupienia
    2
  • 2023
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Drzewo krwi


Podobne książki

Przeczytaj także