-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać55
Biblioteczka
2014-11-30
2014-12-09
2015-05-02
2014-11-18
Trzy opowiadania. Dwie bohaterki i jeden bohater. Trzy historie rozgrywające się w tym samym mieście Gracetown, gdzieś na południu Stanów, jadąc z Wirginii w drodze na Florydę.
Opowieść rozpoczyna Jubilatka Dougal. Trzeba uprzedzić, że z powodu posiadania takiego właśnie imienia woli być nazywana Julią, a autorka obdarowała ją niesamowitym poczuciem humoru. Swoje Boże Narodzenie ma spędzić z chłopakiem i jego rodziną, kiedy odwiedza ją prawnik rodziny by oznajmić, że jej rodzice zostali aresztowani, a ona ma się udać niezwłocznie do dziadków na Florydę. Dlaczego znaleźli się w więzieniu, tego nie zdradzę, ale historia jest przezabawna, jeśli wdać się w szczegóły. Gdy pociąg ulega awarii pod Gracetown, los Julii przetnie się z historią Stuarta, który zaprosi obcą dziewczynę do domu... Zanim dotrą do ciepłego azylu czterech ścian i zapasów świątecznych potraw, czeka ich długa i pełna przygód droga.
Potem historię przejmuje Tobin i jego dwójka przyjaciół, w tym najlepsza przyjaciółka Diuk, do której w czasie wyścigu, by jako pierwsza drużyna zdołali dotrzeć z Twisterem do Waffle Haus (gdzie zadekowała się drużyna cheerleaderek) zaczynie czuć coś więcej. Szybka akcja, gdzie opowieść jest jak wyścig, a wieloletnia przyjaźń przeradza się w miłość. Obecne także typowe poczucie humoru dla John'a Greena.
Do finału książki poprowadzi opowieść Addie, która chcąc sama się ukarać zerwała ze swoim chłopakiem. Problem w tym, że Jeb to zdecydowanie ta jedyna miłość jej życia. Addie wspomina, zapłakuje się, ale postanawia się też pozbierać i walczyć - nie tylko z wściekle poranną zmianą w Starbucksie. W międzyczasie będzie też musiała odbić miniaturową świnkę dla swojej przyjaciółki i zaprzeczyć oskarżeniom, jakby świat kręcił się wyłącznie wokół jej osobistego dramatu.
Mamy tutaj zbiór opowiadań, który w Stanach miał swoją premierę już w styczniu 2008 roku. Opowiadań tych nie można czytać w przypadkowej kolejności, gdyż są one powiązanie ze sobą i ułożone w chronologicznym ciągu wydarzeń. Praktycznie wszystkich bohaterów poznajemy w pierwszy opowiadaniu, a spotykamy ich także w trzecim - tym finałowym. Akcja wszystkich historii łącznie trwa przez czas świąteczny: zaczyna się przed Wigilią a kończy dzień / dwa po niej.
Kiedy brałam do ręki ten zbiór opowiadań, nie zdawałam sobie sprawy, do jakiego stopnia autorzy musieli ze sobą współpracować, aby stworzyć taki zbiór. Po pierwsze jest tutaj wspólne miejsce akcji, po drugie autorzy kontynuują opowieść poprzednika w swojej własnej historii, po trzecie użyczają sobie bohaterów, których każdy z nich opisuje na swój sposób, jednak zachowując koncepcję swojego kolegi / koleżanki po fachu.
Warto przyjrzeć się też tym trzem autorom opowiadań, które tutaj przedstawiono.
1. Zacząć trzeba chyba od pana Green'a, którego nazwisko najbardziej może przyciągać do lektury tej książki. Jeśli tylko o John'a chodzi, to jest to jego praca z tego samego czasu co "Papierowe miasta" (2008), a wcześniejsza niż "Szukając Alaski" (2005) czy "19 razy Katherine" (2006). "GNW" opublikował w 2012 roku, więc jego opowiadanie "Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy" czasowo mieści się gdzieś pośrodku jego dotychczasowej pisarskiej kariery.
2. Lauren Myracle powinna być mi już znana z innej krótkiej opowieści, która ukazała się wraz z innym w antologii "Bale Maturalne z Piekła", ale patrząc po raz pierwszy na jej nazwisko nic mi się z nim nie skojarzyło. Kilka jej książek dla młodszej młodzieży jest już na naszym rynku.
3. Podobnie sytuacja ma się z Maureen Johnson, której jedną książkę już kiedyś zaczęłam, lecz nie wciągnęła mnie za bardzo, więc wcześniej wróciła do biblioteki miejskiej. Myślę, że po tym ponownym spotkaniu z jej twórczością wrócę raz jeszcze do lektury "13 małych błękitnych kopert". Tym bardziej, że Maureen jest współautorką jednego z opowiadań napisanego razem z nikim innym jak z Cassandrą Clare.
Jak wypadają Ci autorzy, kiedy porównamy ich opowiadania? Maureen Johnson rozbawiła mnie serdecznie i z całą pewnością jest to najbardziej zabawna z zamieszczonych tu historii. Romantyczna także, ale przede wszystkim jednak przezabawna. Następne miejsce, a może nawet ex aequo, zajmuje druga pani, czyli Lauren Myracle. "Święta patronka świnek" to najpierw bardzo romantyczna opowieść, a potem zabawna rozpoczynająca się przygoda. Nasz John Green znajmuje tutaj niestety miejsce ostatnie, choć opowiadanie to ma wszystkie wyznaczniki tak charakterystyczne dla jego stylu. Fabularnie będzie chyba najbardziej zbliżone do "19 razy Katherine".
Link do całości recenzji:
http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2014/11/w-sniezna-noc.html
Trzy opowiadania. Dwie bohaterki i jeden bohater. Trzy historie rozgrywające się w tym samym mieście Gracetown, gdzieś na południu Stanów, jadąc z Wirginii w drodze na Florydę.
Opowieść rozpoczyna Jubilatka Dougal. Trzeba uprzedzić, że z powodu posiadania takiego właśnie imienia woli być nazywana Julią, a autorka obdarowała ją niesamowitym poczuciem humoru. Swoje Boże...
2014-06-07
2014-12-09
2014-07-10
2014-10-20
2014-11-01
2014-12-02
2014-06-26
2014-08-21
2014-12-20
"By wpisała się w kontury serca"
Zanim rozpoczęła się na naszym rynku wydawniczym cała ta moda na metkowanie powieści mianem nowego gatunku, czyli New Adult, pojawiło się troszkę wcześniej kilka książek, które spełniały wymagania tego gatunku, ale reklamowane były po prostu jako powieści romantyczne bez wątków paranormalnych. Wówczas ten właśnie fakt stanowił o ich wartości, kiedy przeżywaliśmy zalew opowieści, gdzie autorzy prześcigali się w plejadzie nadnaturalnych zdolności (choć lubię fantastyczne wątki to i od nich lubię czasem odpocząć). W ten sposób trafiłam na "Tak blisko..." (OPINIA), które obecnie jest jedną z tych powieści typu New Adult, które z całą pewnością mogłam zawsze polecić. Kiedy więc pojawiła zapowiedź kolejnego tomu przygód znanych bohaterów, wiedziałam, że "Tak krucho..." powinno się pojawić na mojej liście.
Kolejna powieść Tammary Webber to książka zdecydowanie dla fanów "Tak blisko...". Nie jest to bowiem kontynuacja, tylko ukazanie tej samej opowieści z innej perspektywy, lepiej więc znać pierwowzór. To idealna propozycja, jeśli chcemy odświeżyć sobie wydarzenia "Tak blisko..." bez ponownego czytania tej samej książki. Każdy rozdział podzielony jest na dwie części i jest to stały schemat utrzymany przez całość tego tomu. Wprowadzenie to wspomnienia Lucasa Maxfielda, rozpoczynając od okresu lat trzynastu. Są to elementy nieznane wcześniej dla czytelnika. To właśnie ta tajemnicza przeszłość Londona, na długo przed tym zanim poznał Jacqueline, o którym bohater nie chce mówić - i ma ku temu powody. Drugą część rozdziału stanową znane wydarzenia, tylko tym razem z perspektywy Lucasa / Londona. Co dzieje się w umyśle obrońcy / tutora / czy też zwykłego znajomego z sali wykładowej?
"Patrzyłem na nią z bólem serca, jakby ten organ był połączony w jakiś dziwny sposób ze stanem jej ducha i zapominał o swojej pierwotnej roli - utrzymywania mnie przy życiu."
Po przeczytaniu takiego wyznania, może się całkiem słusznie wydawać, że Lucasa z dziewczyną praktycznie mu obcą łączy prawie miłość, do tego stopnia bohater potrafi się wczuć w sytuację znajomej z sali wykładowej. To, co myśli Lucas i jak postrzega sytuację, jest jednak różne jak dzień i noc od tego, jak interpretowała to wcześniej Jacqueline. Kiedy jednak bliżej można przyjrzeć się tej relacji, to zaczyna się ona klasycznie jak w tak wielu opowieściach typu New Adult - od pożądania i z czasem przyjdzie być może głębsze zrozumienie tej drugiej osoby. Powyższy cytat zapowiada co najmniej odnalezienie się bratnich dusz, a nie to, co otrzymujemy: potrzebę zapewniania ochrony i bezpieczeństwa drugiej osobie plus chęć spędzania z nią więcej czasu w łóżku.
Widać co zostaje z romantycznych deklaracji, kiedy wczytamy się w to New Adult pisane z perspektywy męskiego bohatera głównego. Można sobie wyobrazić spustoszenie, jakie sieje w wyobraźni i troszkę jednak burzy to "rycerskie" wyobrażenie, jakie się miało po lekturze "Tak blisko" o Lucasie / Londonie. Kiedy ujawnione zostały myśli i pragnienia bohatera, wypada on po prostu troszkę stereotypowo. Scen erotycznych jest więc bardzo dużo, czasem zdarzają się one i w retrospekcji by zaraz potem powtórzyć się w akcji teraźniejszej. Bohater po tragedii, jaka go spotkała, znajduje zapomnienie w bójkach, alkoholu, narkotykach i przygodnym seksie. Ten model na radzenie sobie z traumą już znamy, przykładowo z postępowania głównej bohaterki w powieści "Dziesięć płytkich oddechów".
Jeśli chodzi o samą przeszłość Lucasa i zwroty akcji, które mnie zaskoczyły to znajdzie się tutaj ta niespodziewania przyjaźń z Boyce'm, która tak nagle zrodziła się z zajadłej nienawiści i maltretowania. Ciekawe będzie też porównania relacji z Jacqueline do jednego z pierwszych poważnych zauroczeń - w tym przypadku koleżanką z nowej klasy - Melody. Nie chodzi tu o podobieństwo charakterów, ile o profil byłego / obecnego sympatii obu pań jak i sytuację materialną ich rodzin.
Źródło: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2014/12/by-wpisaa-sie-w-kontury-serca.html
"By wpisała się w kontury serca"
Zanim rozpoczęła się na naszym rynku wydawniczym cała ta moda na metkowanie powieści mianem nowego gatunku, czyli New Adult, pojawiło się troszkę wcześniej kilka książek, które spełniały wymagania tego gatunku, ale reklamowane były po prostu jako powieści romantyczne bez wątków paranormalnych. Wówczas ten właśnie fakt stanowił o ich...
2014-12-28
"Cieniem oddechu, echem szeptu"
"Oczywiście zaprzeczyłam, ponieważ odpowiedź była twierdząca."
Rozpoczyna się kolejny tom trylogii, a Mara zupełnie jak na początku "Tajemnicy" wita go w szpitalu, nie pamiętając jak tam trafiła. Tym razem jest to jednak oddział psychiatryczny, a dziewczyna pozostaje tymczasowo ubezwłasnowolniona. Czytelnik zwyczajnie nie wie, a bohaterka nie pamięta epizodu histerii, w którą przypuszczalnie wpadła na widok Jude'a. I choć jej były (podobno martwy) chłopak jest na nagraniu monitoringu z posterunku policji, nie zaświadcza to o jej racji, a lekarze wraz z rodziną raz jeszcze kwestionują jasność umysłu i możliwość oceny sytuacji panny Dyer. Na szczęście jest jeszcze Noah, ale Mara nie może uznać koszmaru za zakończony, kiedy w śnie ktoś inny przejmuje kontrole: wspomnienia nie są jej, a lunatykując przeczy każdej próbie ratunku podejmowanej na jawie.
"[...] usiłując się nie bać. Strach to tylko uczucie, a uczucia nie są realne."
W "Tajemnicy" retrospekcje dotyczyły wydarzeń ze starego szpitala psychiatrycznego i jak doszło do zawalenia tego budynku. Choć Mara przypomniała już sobie tamte wydarzenia, w "Ewolucji" zachowano konstrukcję powieści: tutaj tylko akcję teraźniejszą przeplatają wspomnienia z Indii. Ucieszyłam się niezmiernie, nie są to jednak (jak na początku przypuszczałam) kolonialne Indie, ale retrospekcje o wiele bliższe czasowo.
Jeśli po tomie pierwszy można było już pomyśleć, że całość tych szalonych wydarzeń zwalić powinno się na przejawianie się jakiś zdolności nadnaturalnych, to raz jeszcze trzeba realność i przypuszczalny obłęd kwestionować ponownie w "Przemianie". Sam tytuł "Przemiana" to bardzo mgliste odniesienie do fabuły. Jakaś przemiana oczywiście zachodzi, lecz odbywa się ona niezależnie od woli dziewczyny. Noah i Mara podejrzewają nawet coś bardziej konkretnego, że może chodzić o udział pamięci genetycznej - to z kolei wątek w YA dość niespotykany.
"Czasami największą tajemnicę najłatwiej jest wyznać obcej osobie."
Co tak naprawdę miało miejsce i dzieje się nadal, pozostaje wciąż tajemnicą. Jest już jednak całkiem jasne, że w to wszystko zaangażowanych jest o wiele więcej osób. Mogłoby być w tym jakieś pocieszenie, gdyby nie był to ktoś, kto nieustannie obserwuje, ale w żaden sposób nie pomaga. Czy jest ktokolwiek, kto zna rozwiązanie zagadki, jaką jest Mara Dyer? Jest tyle fałszywych tropów, że nawet romantyczny wieczór Mary i Noah do ostatniej chwili poddawałam w wątpliwość, będąc dosłownie pewną, że to porwanie zorganizowane tylko z większym rozmachem.
Być może w przypadkowo wybranym przez Marę tytule znajduje się wyjaśnienie dla całej fabuły tej serii. Teoria wydaje się słuszna, kiedy w opisie owej książki trafiają się takie określenia jak "wczesne psychologiczne teorie podwójnej świadomości...bla, bla, bla... teoria predestynacji...".
Opowieść Mary Dyer to lektura, dla której pozostałe inne odkłada się na moment, ponieważ właśnie akcja tej książki staje się najważniejsza. I w tak dobrej fabule zdarzają się jednak i małe minusy. (1) Noah i Mara to jedyne osoby, które dotyka jakaś szalona, nieprawdopodobna i trudna do wyjaśnienie historia. Pod koniec tego tomu mamy prawdziwy "wysyp" takich przypadków. Przypomniało mi się długie (trwające latami) poszukiwania horkruksów, by nagle cała reszta pozostałych fragmentów rozerwanej duszy mogła się znaleźć w jednym czasie i praktycznie w jednym miejscu. (2) Michelle Hodkin rzuca w temacie rozwiązania samej zagadki często samymi hasłami i aby dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi w archetypach Junga, trzeba samemu troszkę doczytać. A szkoda! Ponieważ "Cień" tak dobrze tłumaczy historię Mary, bez zwracania zbytniej uwagi na to, co dziewczynie się mogło przydarzyć. Według tej teorii (tak bardzo upraszczając) każdy z nas ma cień, czyli taką stronę osobowości, którą jeśli by mógł, to nie chciałby zaakceptować. Walcząc z nią, walczymy jednak tylko i wyłącznie ze sobą, gdyż cienia nie można się pozbyć. Jedyne co można zrobić to być świadomym jego obecności, kontrolować, a czasem użyć na swoją korzyść.* (3) Do tomu drugiego jest prolog z udziałem sceny, która dopiero ma się wydarzyć, ale nie jest to jakieś kluczowe wydarzenie, jak można by się było spodziewać. W "Przemianie" fragmenty wielu innych scen lepiej wpasowałyby się jako tajemniczy wstęp do tego, co dopiero nastąpi.
"Był tak blisko i zarazem tak daleko. Palce mnie swędziały, żeby go dotknąć, żeby poczuć jego realne, rozumiejące, współczujące istnienie."
Mara i Noah to faktycznie dobrana para. Widać to było wcześniej, ale teraz jeszcze bardziej, kiedy Mara nie kontynuuje formalnie edukacji szkolnej, wolne spędza w areszcie domowym, a pozostałą resztę czasu na dziennym oddziale. Łącznie trzy szpitale i dwa ośrodki: jeden z oddziałem dziennym, a drugi odizolowany na wyspie i definitywnie zamknięty. Jednak Noah znajduje wciąż jakiś sposób by jej towarzyszyć. Fakt, że oboje są lekko szaleni, prowokują się i wystawiają nawzajem na próby sprawia tylko, że o wiele bardziej ich lubię.
Mara ma też wspaniałą rodzinę, która oferuje jej wsparcie. Młodszy brat niesamowicie rozśmiesza (scena z krokodylem), starszy służy radą (scena z udziałem w terapii), a rodzice nie czynią wyrzutów. Plusy te przypominały mi nieustannie w czasie lektury, że ta opowieść oparta jest na innej, jakieś prawdziwej historii (LINK). Czy i tamta dziewczyna mogła liczyć na chociaż podobne wsparcie? Oczywiście nie można tak całkowicie wierzyć autorowi, gdyż może być jak z "Przypadkami Robinsona Kruzoe", gdzie pisarz celowo wiedzie czytelnika na manowce, aby uczynić kulisy powstawiania historii i samą swoją opowieść jeszcze bardziej fascynującą.
Co jednak ciekawe, autorka sprawia, że to sami bohaterowie (Mara i jej starszy brat) omawiają możliwy rozwój historii z udziałem wątku paranormalnego. Tutaj Michelle Hodkin gra z czytelnikiem, ale jednocześnie i rzuca mu wyzwanie: by przewidział bieg opowieści, w tym samym momencie stawia jednak wyzwanie i sobie: że nie podąży za utartym schematem. Czy się udało, okaże się w dopiero w finale trylogii o Marze Dyer.
Szaleństwo to wątek w literaturze, który doskonale można wykorzystać na korzyść fabuły. Autorka nadal nie udziela prostych odpowiedzi, a powieść opisująca losy Mary balansuje na granicy kilku gatunków. Jaką opowieścią okaże się ostatecznie, może udowodnić tylko finał tej niezwykle absorbującej trylogii. Bohaterowie, którzy jak i sama ich opowieść, pozostają tajemnicą oraz wątek romantyczny, który nie dominuje fabuły, ale pojawia się by dawać siłę, to przepis na udaną kontynuację. Dla odejścia od znanych reguł warto zaryzykować spotkanie z pewną Marą.
Źródło: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2015/01/cieniem-oddechu-echem-szeptu.html
"Cieniem oddechu, echem szeptu"
"Oczywiście zaprzeczyłam, ponieważ odpowiedź była twierdząca."
Rozpoczyna się kolejny tom trylogii, a Mara zupełnie jak na początku "Tajemnicy" wita go w szpitalu, nie pamiętając jak tam trafiła. Tym razem jest to jednak oddział psychiatryczny, a dziewczyna pozostaje tymczasowo ubezwłasnowolniona. Czytelnik zwyczajnie nie wie, a bohaterka...
2014-12-30
2014-12-16
2014-11-13
2014-11-12
Niecodzienna opowieść o supermodelce i przeprowadzonej z sukcesem transplantacji mózgu to pomysł na trylogię w wykonaniu Meg Cabot.
Na szczęście jest to jeszcze jedna z tych starych serii Meg. Inwestycja w taką lekturę z całą pewnością się opłaca i zwróci w postaci wielu scen, które przeżywać będzie się razem z bohaterami, oraz tymi co to potrafią wywołają serdeczny uśmiech na twarzy. Dużym plusem jest też fakt, że takich naprawdę dobrych scen jest w tym tomie o wiele więcej niż kilka. "Runaway" to finał serii, a Meg bardzo się postarała aby dać zakończenie dla większości z poprowadzonych wątków. Tylko początek był troszkę nudniejszy, ale reszta książki to zrekompensowała.
Emerson Watts, nadal w ciele supermodelki światowego kalibru Nikki Howard, znajduje się na jednej z prywatnych wysp imperium Stark Enterprises. Choć prasa twierdzi inaczej, nie jest to żaden z rodzaju tych romantycznych wypadów za miasto. Dziewczyna została bowiem zmuszona by tam pojechać przez dziedzica fortuny tego imperium - a tak się składa, że też syna swojego pracodawcy. Może dlatego akcja początkowo nie wciągnęła aż tak bardzo, bo Em była troszkę pasywna (nawet nie wykorzystała szansy, jaką sobie stworzyła podpalając drogie auto!). Kiedy jednak bohaterowie wydostaną się już z wyspy i przerwą te spontanicznie zaplanowane wakacje, zaczyna się akcja z prawdziwego zdarzenia, która już w jednolitym (ale stale przyśpieszonym) tempie poprowadzi czytelnika do finału. Ponieważ poszczęściło nam się niemożliwie z takim a nie innym zakończeniem dla serii "Pośredniczka", tutaj spodziewałam się co najmniej czegoś podobnego - skoro w TAMTYCH warunkach dało się odkręcić sytuację (a była ona raczej ostateczna), to z pewnością byłoby to możliwe i tutaj. Meg zawsze jednak nas zaskoczy.
Patrząc kategoriami mogłaby to być zwyczajna opowieść o zamianie miejsc. Em i Nikki to jednak nie dawno zagubione bliźniaczki. Całkiem przeciwnie, wcześniej praktycznie nic je nie łączyło. Kiedy na ciele supermodelki dokonano transplantacji mózgu (a więc i osobowości) innej osoby, historia dostaje wyrazistości, jakiej mógłby jej dać mało który pomysł. Co więcej z całą pewnością jest to historia, która nadaje się na film, a jeszcze bardziej pasowałaby serialowa adaptacja telewizyjna. Wystarczy tylko popatrzeć i poczytać choć fragment aby wiedzieć, że to opowieść z potencjałem, który domaga się przeniesienia na ekrany.
To opowieść o naszym świecie (gdzieś tam na przyjęciu noworocznym w tle przemknie Madonna, a tam jeszcze obok rozmawia z kim Taylor Swift), ale powołany do życia zostaje w nim wątek z pogranicza science - fiction: przeprowadzona z sukcesem transplantacja mózgu. W tomie trzecim dowiadujemy się tego, co podsłuchała top modelka Nikki, a przez co jej pracodawca ... cóż doprowadził do tego, że do jej pięknego, doskonałego ciała modelki przeszczepiono z powodzeniem mózg Emerson Watts. Czy rzeczywiście był to przypadek? Czy zaledwie próba testowa?
Trylogia ta ma sporo drugoplanowych, a bardzo wyrazistych postaci. Jak się sprawuję bohaterowie?
Frida (młodsza siostra Em) ile razy się pojawiała, lekko irytowała. Trzeba więc przyznać, że Em wykazuje tutaj dużo cierpliwości. Lulu (dawna współlokatorka Nikki, a teraz Em) to postać skonstruowana na podobnej zasadzie, ale nie irytuje tylko bawi (może wyłączając z tego te sceny, kiedy udaje jej się wreszcie ze Steven'em). I zapewne główna nagroda powędrowała by do Nikki (obecnej w innym, już nie tak doskonałym ciele - co jest powodem niepohamowanej frustracji, kiedy wcześniej miało się ciało top modelki), gdyby nie transformacja, którą zafundowała jej Lulu. Zwyczajne nie do wiary! To z pewnością tak poprowadzony wątek, który zaskakuje, a przemianę doceni nawet Gabriel Luna (choć akurat jego szkoda mi dla Nikki). Można by powiedzieć, że przez tom drugi byłam Team Gabriel, a Christopher (któremu to Em bezpowrotnie ofiarowała serce) nawet i w finałowym tomie nie zawsze stawał na wysokości zadania (choć ratunek, kiedy Em jest śledzona przez agenta Starka, zaliczam mu na duży plus).
Kolejne tomy tej serii czytałam w dużych (liczonych w latach) odstępach czasu. U Meg Cabot nigdy nie jest (i nie był) to jednak problem. Styl pisarka ma taki, że subtelnie ale i nieustannie (lecz jednocześnie nie przynudzając nadto) przypomina nam najważniejsze wydarzenia z fabuły przeszłych tomów. Nie sposób się pogubić z takim dobrym przewodnikiem. Napotkamy też tutaj wiele ciekawych trików pisarskich, takich jak na przykład przesunięty w czasie finał. Kiedy jesteśmy już pewni, że wszystko rozegra się podczas pokazu Stark Angel, autorka zaskakuje nas wybierając sekundy odliczające czas do nadejścia Noweg Roku. Jako iż mamy już grudzień, czasowo dobrze wpasował się akurat ten finał serii.
http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com/2014/12/runaway-fina-serii-top-model-od-meg.html
Niecodzienna opowieść o supermodelce i przeprowadzonej z sukcesem transplantacji mózgu to pomysł na trylogię w wykonaniu Meg Cabot.
więcej Pokaż mimo toNa szczęście jest to jeszcze jedna z tych starych serii Meg. Inwestycja w taką lekturę z całą pewnością się opłaca i zwróci w postaci wielu scen, które przeżywać będzie się razem z bohaterami, oraz tymi co to potrafią wywołają serdeczny...