-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-04-28
2019-07-30
2019-07-30
W sumie to się cieszę, że to koniec... Nadal pamiętam wrażenia po pierwszym tomie, taki niesmak, chaos. Po drugim nie było dużo lepiej, później autorka popłynęła w romans i dopiero dwa ostatnie tomy rozjaśniły sytuację i sprawiły, że historia zaczęła naprawdę interesować.
Jak napisać opinię nie spoilerując? To będzie trudne, więc będę bardzo się streszczać. Maeve znęca się za pośrednictwem swojego podopiecznego nad Aelin, ale Rowan i spółka nie poddali się i w sumie bez większych problemów i niemałą satysfakcją uwalniają królową Terrasenu. Manon i Dorian też bez większych przeszkód osiągają swój cel, chociaż przez chwilę zadrżałam jak byłam w Morath z Dorianem i wchodziłam z nim w układ z... kto czytał ten wie. Tylko Aedion ma problemy, chociaż jakoś z nich wychodzi, bo zawsze w krytycznym momencie otrzymuje pomoc, no jakie sojusznicy mają dobre wyczucie czasu.
Nie powiem pochodzenie Maeve mnie zaskoczyło, to co się stało z trzynastką wstrząsnęło, genialne rozwiązanie problemu Erawana. Oczywiście domyślałam się tego od połowy książki, kiedy tylko o tych zdolnościach usłyszałam, jednak wątek zakończony z pomysłem. Za to wątek z Maeve przeciągany na siłę, „fajnie” skończyła, ale zanim do tego doszło to prawie zasnęłam nad książką. Totalnie nie rozumiem wątku z bramą i jej zamknięciem, dla mnie coś całkowicie zbędnego.
Zostali mi do opisania bohaterowie, w sumie to jak opiszę jednego to opisze wszystkich, bo są tacy sami. Dodatkowo schematyczni, typowi bohaterowie Sarah Maas – okrutny, zły, podły, krwiożerczy ostatecznie dla tej jednej jedynej niemal z dnia na dzień staje się potulnym misiem. Kłócą i obrażają się o wszystko jak w brazylijskich telenowelach, ale gdy śmierć zagląda ukochanemu w twarz leją się łzy, adrenalina uderza i mamy iście hollywoodzki patos. Rzyganie tęczą nie wystarcza, by się pozbyć tego niesmaku.
Ogólnie książka na tym samym poziomie co inne tomy. Masa dziwnych nowych bohaterów, bo "Wieży świtu" nie czytałam i o ile żonę Chaola ogarnęłam o tyle wuja Lysandy w ogóle? I po co on tam, za mało pani Maas było postaci i tak tworzy je byle jak!
Boli mnie, że epilog nie zawiera choć kilku zdań o Manon i Dorianie, czy Eldie z Lorcanem i trochę za mało ruszyła autorka do przodu czasowo w nim, ale może ma plan na kolejne części i nie chce zdradzać szczegółów.
Mam mieszane uczucia co do tego tomu jak i do całej serii. Maas wybitną pisarką nie jest, słabi bohaterowie, kiepskie opisy, za dużo schematów, ale ma wyobraźnie, a niektórych bohaterów da się nawet polubić (Manon, Locarn, Dorian). Nie jest to jednak wybitna historia i nie rozumiem tego zachwytu nad nią. Fajnie znać, wciąga, ale żeby aż w histerię popadać? Nie sądzę.
W sumie to się cieszę, że to koniec... Nadal pamiętam wrażenia po pierwszym tomie, taki niesmak, chaos. Po drugim nie było dużo lepiej, później autorka popłynęła w romans i dopiero dwa ostatnie tomy rozjaśniły sytuację i sprawiły, że historia zaczęła naprawdę interesować.
Jak napisać opinię nie spoilerując? To będzie trudne, więc będę bardzo się streszczać. Maeve znęca się...
2019-12-09
2019-12-31
2019-07-31
Restarty to takie dzieci, które powróciły do życia, pachnie trochę wampirem, co nie, albo zombie? Jest to niewątpliwie jedna z wariacji na ten temat.
Wren jest restartem najwyższego sortu - ze śmierci wyszła po 178 minutach, w ten sposób straciła swoje człowieczeństwo, a zyskała szybkość i niemal nieśmiertelność. Od 5 lat żyje i pracuje dla KORP - Korporacji Odnowy i Rozwoju Populacji. Dziś nie myśli o tym czy miała pecha, że posiadała w sobie wirusa restartu, zadanie ma proste - skoro nie masz uczuć masz zabijać i łapać przestępców, robić wszystko co my ci każemy.
Sytuacja jednak się zmienia, kiedy do KORP przychodzą nowe żółtodzioby w tym Callum 22 - przy tak szybkim restarcie jest on prawie człowiekiem i to on udowadnia Wren, że jest bardziej ludzka niż sądziła. Jednocześnie to Callum, przy małej "pomocy" Ever sprawia, że nasza bohaterka postanawia wywrócić swoje życie do góry nogami i przyłączyć się do rebeliantów.
Niezwykle ciekawy pomysł, ale dość słabo wykorzystany. Niestety nawet jak na powieść dla młodszego czytelnika jest po prostu miałka. Styl autorki pozostawia wiele do życzenia, opisy są słabe, postaci za szybko się zmieniają, książka jest za krótka by rozwinąć i opisać wszystko tak aby mnie zadowolić. Autorka ma bujną wyobraźnie, fajny pomysł, ale braki warsztatowe - to jednak coś co można nadrobić ciężką pracą.
Na raz, na jeden dzień, na wolny wieczór, na odmóżdżenie.
Restarty to takie dzieci, które powróciły do życia, pachnie trochę wampirem, co nie, albo zombie? Jest to niewątpliwie jedna z wariacji na ten temat.
Wren jest restartem najwyższego sortu - ze śmierci wyszła po 178 minutach, w ten sposób straciła swoje człowieczeństwo, a zyskała szybkość i niemal nieśmiertelność. Od 5 lat żyje i pracuje dla KORP - Korporacji Odnowy i...
2019-05-21
2019-05-24
2019-05-26
2019-05-29
2019-05-31
2019-06-08
To jeden z niewielu przypadków, gdy nie wystawiam oceny gwiazdkowej.
Cała seria jest na tyle specyficzna, że nie potrafię tego zrobić. Z jednej strony zasługuje na 8 gwiazdek, ale gdzieś pod skórą czuje, że to za dużo i tak, nie wiem co robić, więc zostawię to tak jak jest.
Odnosząc się do całej serii jestem w głębokim szoku, że Curran i Kate przeżyli aż tyle tomów. Serio. Przy nich i ich ekipie Avengers mogą się schować. Są nie do powstrzymania, nie do pokonania - chwała Bogu, że są po naszej stronie. To trochę irytujące. W sumie to nie rozumiem zachwytów nad główną parą bohaterów. Nie lubię nieskazitelnych ludzi, a oni tacy tu są. Dlatego bardzie polubiłam Hugh, Ghasteka, Dereka, Doolitle. Postacie drugo, a nawet trzecioplanowe podobały mi się bardziej niż główni bohaterowie.
Akcji jest momentami aż za dużo. Autorzy po prostu kopią leżącego. Kate nie może po małych perturbacjach wyjść z budynku i po prostu uciec, nie! Ona musi po drodze mieć jeszcze pięć innych problemów, które rozwiąże tylko i wyłącznie mieczem. Żaden, podkreślam - żaden, człowiek czy zmiennokształtny nie powinien znieść tyle ran i jeszcze móc walczyć. No ludzie! Nasi bohaterzy są nieśmiertelni i niezniszczalni! Tego nie da się opisać, to trzeba przeczytać.
Tyle, że ogólnie fajnie się czyta. Akcja idzie do przodu, mamy fajny wątek miłosny, zadziornych bohaterów, pyskówkę, walkę, ta seria to beczka śmiechu i przerażenia. Chociaż bardziej śmiechu, bo z góry wiadomo, że Curran i Kate przetrwają - a byłaby taka miła odmiana gdyby któremuś coś się stało poważniejszego. Eh.
Ogólnie miła, przyjemna seria. Nie dziwię się, że ma tylu fanów. Chociaż nie jest aż tak genialna na jaką się ją kreuje.
Na wakacyjny relaks w sam raz!
To jeden z niewielu przypadków, gdy nie wystawiam oceny gwiazdkowej.
Cała seria jest na tyle specyficzna, że nie potrafię tego zrobić. Z jednej strony zasługuje na 8 gwiazdek, ale gdzieś pod skórą czuje, że to za dużo i tak, nie wiem co robić, więc zostawię to tak jak jest.
Odnosząc się do całej serii jestem w głębokim szoku, że Curran i Kate przeżyli aż tyle tomów. Serio....
2019-12-06
2019-10-13
Miło kolejny raz wrócić do świata magów prochowych. Jest to świat niebezpieczny i nie przeciętny, pełen krwi i bólu, pełen walki i wojny, to świat, w którym nie ma czasu na oglądanie się za siebie, oddech wroga bez przerwy łaskocze nas w kark.
Akcje należy podzielić na trzy części, gdyż nasi bohaterowie rozjeżdżają się po całym kontynencie poszukiwaniu boskich kamieni, a Michael infiltruje Dynizyjczyków oraz poszukuje wysoko postawionego szpiega, który od dawna pomagał Czerwonej Ręce. Dość szybko odkryłam kto nim jest, ale nie spodziewałam się, że aż taką rolę ta postać będzie odgrywać w całej historii. Michael co raz bardziej przypomina mi Adamanta, z tym że wolę tego pierwszego. Ciekawie poprowadzony wątek, było kilka momentów, przy których drżałam o naszego Czarnego Kapelusza, ale udało mu się wykpić z wszystkich niebezpieczeństw.
Ben wybierze się z Ka-Poel na wybrzeże. Po drodze jego oddział będzie musiał stoczyć kilka krwawych walk, odbędziemy też małą sentymentalną podróż. Ben bardzo się zmieni w tym tomie, na Poel te wydarzenia też będą miały olbrzymi wpływ, co gorsza na końcu drogi okaże się, że to dopiero jej początek, że trzeba przeprawić się przez morze. Czy Ben się na to zdecyduje? I co czeka Lindet?
Taniel i Vlora razem z oddziałem strzelców wyborowych wędrują w góry, gdzie też pakują się w niezłą kabałę. Już pierwszego dnia Taniel ląduje w lokalnym więzieniu i w ogóle sprawy idą tak źle jak tylko mogą. I kiedy dochodzi już do rozwiązania akcji, mamy to samo co w wątku z Benem. Naszego autora trochę ponosi. W ogóle sceny batalistyczne są dobre, McClellan korzysta z utartych schematów i rozwiązań, dziwnym trafem Volra musi rozegrać podobną bitwę jak kiedyś Tamas. W ogóle autor robi z bohaterów (magów, bo magów ale jednak ludzi) superbohaterów i bogów (ok. po rozwałce z poprzedniej trylogii skapnęło na Taniela odrobinę cudownych mocy). We dwoje (Taniel i Lady Krzemień) pokonują armię, a kiedy Vlora już dogorywa życie ratuje jej Bo, który pies wie skąd się tam wziął, ale wiedział kiedy. Zresztą zbiegi okoliczności zaskakująco często ratują naszych bohaterów, jak i stawiają ich w trudnych, śmiertelnych sytuacjach.
Do niczego innego tak naprawdę nie można się przyczepić. Świat jest perfekcyjnie skrojony, bohaterowie to ludzie z krwi i kości, ogólnie poziom narracji i kreacji z poprzednich tomów utrzymany. Nadal nie przepadam za Vlorą chociaż dostała plusika za akcję z „ratowaniem” Olema, nie powiem, miałam łzy w oczach. Ten fragment i jego dalszy ciąg i konsekwencje idealnie pokazuje amerykański patos. Taniel też zrobił w tym momencie swoje, bo jakby tak Lady Krzemień miałaby sama bohaterzyć, na niego też musi spaść odrobina glorii.
Ogólnie, nie licząc tego kpiącego uśmiechu pod koniec, książkę czytałam z zapartym tchem. To kawał bardzo dobrej fantastyki, ale myślę, że Brian McClellan zdążył nas już do niej przyzwyczaić.
Polecam
Miło kolejny raz wrócić do świata magów prochowych. Jest to świat niebezpieczny i nie przeciętny, pełen krwi i bólu, pełen walki i wojny, to świat, w którym nie ma czasu na oglądanie się za siebie, oddech wroga bez przerwy łaskocze nas w kark.
Akcje należy podzielić na trzy części, gdyż nasi bohaterowie rozjeżdżają się po całym kontynencie poszukiwaniu boskich kamieni, a...
2019-05-17
McClellan pod niektórymi względami pobił sam siebie. Ta książka jest niesamowita. Poziom emocji trzeciego tomu, a to dopiero początek.
Od pierwszych stron miałam problem z tą książką. bo nie polubiłam się z Vlorą. Chwała Bogu Olem jest ciekawą postacią. McCellan dodał też nowych bohaterów, niektórych możemy kojarzyć z opowiadań umieszczonych w "Słudze korony".
Vlora razem z Olemem i swoimi najemnikami wspiera rząd Faratastry, pomaga utrzymać porządek i zwalczyć w zarodku bunt Palo. Nie ma łatwego zadania, wplątuje się w polityczne zagrywki, na co w ogóle nie ma ochoty. A gdy już myśli, że sprawa zakończona, okazuje się, że jest gorzej niż myślała. Wdepnęła w niesamowicie głębokie bagno, z którego może nie wyjść żywa. Sieć kłamstw i intryg rozpruwa się ukazując straszną prawdę.
Na samym początku wydawało mi się, że McClellan skorzystał z utartych przez siebie wcześniej schematów. Że Vlora to Tamas, Michel to Adamant a Styks miał w sobie wiele z Taniela. Denerwowało mnie to, bo wzbudzało coraz większą tęsknotę za ukochanymi Dwa Strzały i Ka-Poel. A potem zaczęliśmy rozwiązywać supeł. Zaczęło się niewinnie, ot, jedno małe kłamstewko się wydało, dalej wszystko potoczyło się jak kula śniegowa.
Ta książka jest niesamowita. Pierwszy tom „Magów prochowych” nie miał takiej mocy. W tej historii dostajemy od razu kopa. Od pierwszej strony nie wolno nam opuścić szabli, ciągle musimy się bronić i atakować. Nie ma czasu na sen, na odpoczynek, czy zaleczenie ran. Chwila oddechu może kosztować cały świat zniszczeniem.
Żałuję, że nie mam w dłoni kolejnych tomów. Czekanie będzie udręką.
McCellan bije sam siebie o głowę, aż się boję co będzie dalej, czy nie „wypstrykał” się w pierwszym tomie z tego co najlepsze. Ta trylogia to zdecydowanie kontynuacja Magów. Nie trzeba znać poprzednich książek, ale ułatwi zrozumienie bohaterów i ich postępowania. Ja po lekturze „Grzechów imperium” chwyciłam znów po opowiadania.
Polecam z całego serca.
McClellan pod niektórymi względami pobił sam siebie. Ta książka jest niesamowita. Poziom emocji trzeciego tomu, a to dopiero początek.
Od pierwszych stron miałam problem z tą książką. bo nie polubiłam się z Vlorą. Chwała Bogu Olem jest ciekawą postacią. McCellan dodał też nowych bohaterów, niektórych możemy kojarzyć z opowiadań umieszczonych w "Słudze korony".
Vlora...
2019-10-21
2019-04-19
Co to kufa było?! Ponoć jest to historia dla dzieci, obawiam się, że dla dzieci jest za długa, a dla młodzieży za... nudna i naiwna.
14 letnia Thirrin po bohaterskiej śmierci ojca obejmuje tron. Młoda władczyni niebywale szybko odnajduje się w nowej roli. Do pomocy ma swojego równolatka Oksana Syna Czarownicy, który jak na wpół dzikiego dzieciaka szybko dostosowuje się do nowej sytuacji. Młoda królowa zwycięsko prowadzi wojnę z najeźdźcą, do tego stopnia, że doprowadza wielkiego, wybitnego, doświadczonego generała wrogiej armii na skraj desperacji i wygrywa z nim walkę na miecze!
Takich absurdów jest w książce więcej, wypisałam całą kartkę. Na końcu książki brakowało już tylko wniebowstąpienia... w sumie było zmartwychwstanie, więc jakby boskie motywy mamy wyczerpane. Thirrin nie jest nastolatką, nie jest nawet królową ona jest herosem! Supermana to ona wciągnęłaby nosem! Ba, do tego ma tak opanowaną dyplomację, że jakby ją ożywić, to w minutę zakończyłaby konflikt na Krymie, w Syrii i zażegnała napiętą sytuację w Jerozolimie! "To nasz arcywróg!" Bach! pojawia się Thirrin i już po dwóch zdaniach mamy w nich wiernych towarzyszy broni. Och, królowa ma jedną wadę: władając krajem o nazwie Icemark leżącym na dalekiej północy, co dwie strony narzeka na zimno.
Gdybym jako dziecko sięgnęła po tą książkę, to już nigdy nic bym nie przeczytała. Dawno nie miałam w rękach tak odstraszającej lektury. Mam do tej książki nastawienie jak większość czytelników do lektur szkolnych i to jest idealne podsumowanie moich wrażeń i tej opowieści.
Nie tykać!
Co to kufa było?! Ponoć jest to historia dla dzieci, obawiam się, że dla dzieci jest za długa, a dla młodzieży za... nudna i naiwna.
14 letnia Thirrin po bohaterskiej śmierci ojca obejmuje tron. Młoda władczyni niebywale szybko odnajduje się w nowej roli. Do pomocy ma swojego równolatka Oksana Syna Czarownicy, który jak na wpół dzikiego dzieciaka szybko dostosowuje się do...
2019-09-26
Gwendy jest bardzo przeciętną dziewczynką: przy kości, w okularach. Postanawia, że idąc do nowej szkoły nie zabierze ze sobą tego bagażu. Codziennie wbiega na Schody Samobójców, okrzyknięte tak, ponieważ dwie osoby zrzuciły się z nich. Pewnego dnia zaczepia ją pan Farris. Daje on dziewczynie pudełko z guzikami, Gwendy jeszcze nie wie jak bardzo przewróci ono jej życie.
Z początku dzieją się same fajne rzeczy. Chudnie, lepiej się uczy, ma więcej koleżanek, jest świetna w sporcie, sytuacja w domu się polepsza. Z czasem zaczyna stresować się co się stanie, gdy pudełko trafi w cudze ręce. Wreszcie postanawia poeksperymentować i przyciska czerwony guzik... Z konsekwencjami swoich decyzji będzie musiała żyć do końca życia. Później będzie jeszcze gorzej... Czy Gwendy wywiąże się ze swoich obowiązków wobec pudełka z guzikami? I czym ono jest tak naprawdę?
Z daleka widać, że książki nie pisał sam King, zupełnie inny styl i nastrój. Historia jednak mi się podoba, jest dość oryginalna, fajnie poprowadzona. W sumie to było mi żal Gwendy, miała trudne zadanie i w sumie wywiązała się z niego całkiem dobrze. Postać negatywna jest dość słabo rozrysowana, dlatego ciężko zrozumieć jej postępowanie. No i szkoda Oliv... Ogólnie przytłaczająca książka, ale dobra. Chyba jednak uwierzę, że King przyłożył do niej rękę.
Polecam.
Gwendy jest bardzo przeciętną dziewczynką: przy kości, w okularach. Postanawia, że idąc do nowej szkoły nie zabierze ze sobą tego bagażu. Codziennie wbiega na Schody Samobójców, okrzyknięte tak, ponieważ dwie osoby zrzuciły się z nich. Pewnego dnia zaczepia ją pan Farris. Daje on dziewczynie pudełko z guzikami, Gwendy jeszcze nie wie jak bardzo przewróci ono jej życie.
Z...
2019-09-22
Do tej książki podchodziłam z ciężkim sercem, bardzo przeżywam krzywdę zwierząt, a ta książka jest w sumie na niej oparta. Każdy film, gdzie źle dzieje się pieskom, kotkom, czy misiom jest dla mnie najgorszym horrorem i dramatem. Gdybyście widzieli moją twarz podczas oglądania "Króla lwa"... Właśnie takich emocji bałam się przy tej książce. W sumie - słusznie.
Cujo jest wielkim, łagodnym psem. Przyjacielem rodziny. Zdobywa serce Tada, gdy ten razem z rodzicami podrzuca samochód do warsztatu właściciela Cujo. Nie jest to dobry dom, mąż - mechanik to tyran, żona - gospodyni domowa - jest przytępawa skoro zgadza się na takie traktowanie, a syn-Brett ma dobre serce, ale zaczyna przypominać ojca. Nie wiedzą, że kiedy matka i syn w końcu wyrwą się na kilka dni z tego marazmu w ich domu rozegra się horror...
Tadder ma kochających go rodziców, ale w nocy budzi go potwór z szafy. Nie zdaje sobie nawet, że jego rodzice przeżywają poważny kryzys. Matka zaczyna lekko świrować w małym mieście, wydaje jej się, że jest już niepotrzebna, stara, zgrzybiała i lekko zapomniana. Łatwo zatem wpada w romans i istnienie rodziny zawisa na włosku. Dodatkowo w pracy taty pojawiają się problemy, musi on wyjechać na kilka dni by ratować sytuacje. Tylko czy ten tydzień sprawi, że rodzina się rozpadnie, czy scali? Do jakiej tragedii może dojść, gdy odstawiamy samochód do mechanika? I jak sobie radzić z wściekłym psem?
Żal mi w tej historii 3 postaci: ciekawskiego, psotnego, dobrego Cujo; sympatycznego, grzecznego, małego Tada oraz dobrodusznego, kochającego Bretta. Nie lubię jak się dzieje krzywda zwierzętom, a on tylko trochę był sobie sam winien. Żal mi też Bretta, który stracił przyjaciela i wiem, że żaden kolejny zwierzak nie wypełni tej pustki. A to co pan King zrobił z Tadowi... to już przegięcie! Zdołowanie, skopanie czytelnika do kwadratu!
To historia z gęstą atmosferą. Nie ma w niej paranormalnych zjawisk, mamy wściekłego psa i ból, który on zadaje i który on znosi. Mamy, jak to u Kinga, głębokie tło obyczajowe, które dodaje dramatyzmu.
Ja jestem bardzo zadowolona z tej książki. Ciężko mówić, że bawiłam się świetnie, ale przeczytałam ją bardzo szybko. Bardzo dobra historia Mistrza Grozy. Polecam.
Do tej książki podchodziłam z ciężkim sercem, bardzo przeżywam krzywdę zwierząt, a ta książka jest w sumie na niej oparta. Każdy film, gdzie źle dzieje się pieskom, kotkom, czy misiom jest dla mnie najgorszym horrorem i dramatem. Gdybyście widzieli moją twarz podczas oglądania "Króla lwa"... Właśnie takich emocji bałam się przy tej książce. W sumie - słusznie.
Cujo jest...
2019-09-19
Scott Carey cierpi na niezwykłą przypadłość - jego ciężar spada, chociaż wygląda tak samo. Jest to niewątpliwe nawiązanie do "Chudszego", którego bardzo lubię. Historie obie są jednak bardzo różne.
W "Uniesieniu" mamy bardziej obyczajówkę, chociaż można mieć ciarki. Wyobraźmy sobie, że to my lecimy z wagą. Na początku jest fajnie, możemy szybciej biegać, mniej się męczymy, zaczynamy być mistrzami sportu (Scott uczestniczy w Biegu Indyka, gdzie ma okazje poprawić stosunki z sąsiadką). Następnie zaczynasz się denerwować, bo wiesz, że wkrótce będziesz latać pod sufitem. Ostatecznie uczysz się żyć z tą myślą, przygotowujesz się na moment, w którym na wadze wyświetli się 0,95. Wychodzisz z domu i po prostu lecisz! W książce było trochę inaczej, ale ogólne założenia się zgadzają.
Wielu czytelników twierdzi, że książka nie jest przerażająca, ale wyobraźcie sobie, że lecicie w kosmos, gdzie brak powietrza. Lecicie i dusicie się, ostatecznie umieracie w męczarniach.
Jednak na końcu się uśmiechałam czytając. Miałam dwa powody: Scott był zadowolony, pożegnał się ze światem na swoich zasadach. Po drugie w tle leciało "Heaven for everyone" Queen. Ładny zbieg okoliczność, bo lecąc do nieba Scott zostawił po sobie swoiste niebo na ziemi.
Jestem bardzo zadowolona z tej historii. Polecam.
Scott Carey cierpi na niezwykłą przypadłość - jego ciężar spada, chociaż wygląda tak samo. Jest to niewątpliwe nawiązanie do "Chudszego", którego bardzo lubię. Historie obie są jednak bardzo różne.
W "Uniesieniu" mamy bardziej obyczajówkę, chociaż można mieć ciarki. Wyobraźmy sobie, że to my lecimy z wagą. Na początku jest fajnie, możemy szybciej biegać, mniej się męczymy,...
Sama się dziwię, że daje tej pozycji AŻ osiem gwiazdek. Jestem w pełni świadoma tego, że nie zasługuje na tyle, ale jest w niej coś... A tak dokładniej to w nim... Tak, niech to szlag, nawet ja zasilam szeregi psychofanek Rhysa, ale żeby nie było spodziewałam się tego od pierwszego tomu.
W tym tomie poznajemy bliżej księcia Dworu Nocy i jego świtę. Dowiadujemy się, że nie jest tak zły za jakiego uchodzi. Szykujemy się do wojny, szkolimy się i przeżywamy miłosne rozterki. Dzieje się dużo, a zarazem nie dzieje się nic. Na samym początku trzymana pod kloszem Freya szykuje się do ślubu. Nie zbyt się z niego cieszy i chyba czuje ulgę (choć wykrzykuje co innego), gdy Rhys porywa ją z przed ślubnego kobierca. Od tego momentu akcja zmienia swój bieg, postacie okazują się zupełnie innymi niż sugerowano nam w pierwszym tomie. Freya zaś stając się nieśmiertelną otrzymała tuzin mocy, których uczy się używać. Wychodzi jej różnie, ale ma dobrych nauczycieli. Za oceanem szykuje się wojna, za murem... W Dworze Wiosny... Nie, nie zdradzę co tam się dzieje.
Rhys jest jedynym bohaterem, który ma to coś. Postać z krwi i kości, z charakterem. Freya to Mary Sue - piękna, idealna, zaje*ista. Nawet kiedy użala się nad sobą czytelnik odpowiada jej: Freyo jesteś taka wspaniała, bo użalasz się nad sobą, chociaż wiesz, że zrobiłaś co musiałaś. Z całego burdelu nowych bohaterów tylko Az swoją milczącą, pewną obecnością zwraca na siebie uwagę. To jedyna postać, którą można fajnie rozwinąć, ale nie spodziewam się tego po autorce. A Tamlina jest mi po prostu żal, nie gniewam się, nie złoszczę, nie nienawidzę go. Po prostu mi go żal, większy gniew budzi we mnie Lucien.
Pani Maas nie jest i pewnie nie będzie nigdy wybitną autorką, jest dobra, ma wyobraźnie, ale tworzeni przez nią bohaterowie zabijają wszystkie pozytywne aspekty jej opowieści. To samo jest zresztą w serii "Szklany tron".
Drugi tom historii Frey okazał się lepszy. Zaczynam czytać trzeci. By poznać zakończenie i by poprzytulać się trochę do Rhysa, a co!
Sama się dziwię, że daje tej pozycji AŻ osiem gwiazdek. Jestem w pełni świadoma tego, że nie zasługuje na tyle, ale jest w niej coś... A tak dokładniej to w nim... Tak, niech to szlag, nawet ja zasilam szeregi psychofanek Rhysa, ale żeby nie było spodziewałam się tego od pierwszego tomu.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW tym tomie poznajemy bliżej księcia Dworu Nocy i jego świtę. Dowiadujemy się, że nie...