-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-07-03
2011-09-26
2012-09-04
2023-09-30
2023-08-21
2023-08-18
2023-08-17
2022-11-02
2011-04-10
2010-11
2021-10-17
Udało mi się skończyć przed premierą nowego filmu. Bardzo się z tego powodu cieszę.
"Diuna" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek jakie miałam okazję czytać. Dawno nie miałam w rękach czegoś co wymagałoby ode mnie takiego zaangażowania i myślenia nad tym co czytam, łączenia faktów - polityki, religii, filozofii.
Powiedzmy sobie wprost bez zrozumienia tych trzech filarów tracimy 90% książki. Zostaje nam tylko pusta opowieść o chłopaku, który się mści za śmierć ojca. Oklepany przez stulecia motyw. Tymczasem "Diuna" to o wiele, wiele więcej.
Zacząć trzeba od samej Arrakis, czyli tytułowej Diuny, planety pustyni z całym jej dobrodziejstwem i zgrozą. Tubylcy znaleźli sposób na życie na tej planecie. Niesamowicie rozwinięta technologia, woda to życie i to dosłownie. Nie można zapomnieć o Przyprawie, Fremenach i ich planach, o zdolnościach mentanów. A w tle ciągłe knowania Bene Gesserit, bunty i rewolucja, Imperator i Harkonenowie.
Niezwykle bogaty świat w ludzi, ból, walkę, przetrwanie , piach, wodę, menaż, technologię, nienawiść, miłość, zemstę, chciwość - po prostu w życie w każdym wymiarze.
Wybił mnie z czytelniczego rytmu przeskok między drugą a trzecią częścią. Zabrakło mi też walk Fremenów. przez ten kilkuletni przeskok, wydaje się jakby Paul od razu, bez wysiłku został legendą. A przecież prowadził ludzi do walki, uczył ich nowych technik. Z jakiegoś powodu wszyscy, nawet Imperator, drżeli przed Muad Dibem.
Niemniej to maleńka rysa na tle całej epickiej opowieści. A to dopiero pierwszy tom.
Długo się wzbraniałam przed tą książką. Nie lubię SF, mam wrażenie, że aby je zrozumieć trzeba mieć doktorat z fizyki. To jednak nie jest hard SF. Niemniej to jedna z najbardziej wymagających książek jakie czytałam.
I lubię to. Poproszę o więcej.
Udało mi się skończyć przed premierą nowego filmu. Bardzo się z tego powodu cieszę.
"Diuna" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek jakie miałam okazję czytać. Dawno nie miałam w rękach czegoś co wymagałoby ode mnie takiego zaangażowania i myślenia nad tym co czytam, łączenia faktów - polityki, religii, filozofii.
Powiedzmy sobie wprost bez zrozumienia tych trzech...
2021-06-29
2021-07-06
Jakież to było dobre! Chyba nigdy nie czytałam tak dobrego debiutu i mówię tu o pojedynczym tomie "Wojnie makowej" jak i całej serii. Niewątpliwie widać na stronach książek zmiany zachodzące w autorce, w jej podejściu do wielu spraw, historii, moralności. Są to jednak zmiany tak naturalne, że nie czuje się tej olbrzymiej różnicy lat (pierwszy tom powstał gdy miała 19lat, ostatni -24).
Trylogia wojen makowych jest przede wszystkim bardzo krwawa i brutalna. Kocham makabreskę, ale tu miałam czasem dość. Może to też dlatego, że nigdy nie zrozumiem znęcania się nad słabszym, budowania swojego "ja", swojego poczucia własnej wartości na poniżaniu innych. A tego tu sporo.
Mocną stroną tej książki jest historia, a przede wszystkim to, że jest na tyle wciągająca, że człowiek ma ochotę sam sprawdzić jak to rzeczywiście było w tych Chinach. Na pochwałę zasługują dwie postacie męskie: Kitaj i Nezha. Nie wiem, którego wolałam bardziej. Rin praktycznie od początku i mnie irytowała, bardzo trudna do polubienia postać, a na końcu już w ogóle jej odbiło, że tylko ją zamknąć pod górą.
Było kilka świetnych momentów, fajnych relacji, bardzo dobrych pomysłów na zwroty akcji. Słabym punktem bywały dłużyzny, np. w świecie duchów i brak sympatii do główne bohaterki. Cała trylogia jest napisana nad wyraz dobrze, jak na debiut. Mam na myśli pomysł, jego realizację, cały warsztat, tłumacz też odwalił kawał dobrej roboty.
Polecam z całego serca.
Jakież to było dobre! Chyba nigdy nie czytałam tak dobrego debiutu i mówię tu o pojedynczym tomie "Wojnie makowej" jak i całej serii. Niewątpliwie widać na stronach książek zmiany zachodzące w autorce, w jej podejściu do wielu spraw, historii, moralności. Są to jednak zmiany tak naturalne, że nie czuje się tej olbrzymiej różnicy lat (pierwszy tom powstał gdy miała 19lat,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-24
Ta książka ma jedną wielką wadę... za mało Taniela! Może jednak wybaczę autorowi, bo historia jest świetna, a zwrot akcji w punkcie kulminacyjnym... Złoto.
Sama nie wiem, które wątki były smaczniejsze, ale chyba odrobinę bardziej bawiłam się ze Benem. Nie przepadam za Vlorą, a wątek z Michelem jak dla mnie miał za dużo warstw, bardzo przekombinowany. W sumie to był taki od początku.
Michel jest szpiegiem o stu twarzach. Tak naprawdę to mam wrażenie, że nawet czytelnik nie poznał jego prawdziwego oblicza. Jakoś nie mogłam go polubić, nie mogłam go poznać, ale może to świadczy tylko o tym jak świetnym był szpiegiem?
Vlora Krzemień. Nie zrozumiem dlaczego ona została jedną z głównych bohaterów tej historii. No coś mi w niej nie pasuje, koniec kropka. W tym tomie, podobnie jak w poprzednich, prowadzi skutecznie wojenną kampanie, chociaż wydaje się, że nie ma prawa wygrać ani jednej bitwy. Pani idealna. Gotowa na poświęcenia, pozbawiona magii i jeszcze ze złamanym serduszkiem. Czy można jej nie kochać? Otóż można.
Zdecydowanie najlepszym wątkiem w ostatnim tomie jest ten z Benem, ponieważ:
-mamy szalonego Bena
-mamy szaloną Celine
-mamy wspaniałą Ka-Poel (na prawdę nie wiele kobiecych postaci tak lubię jak ją. W sumie to przychodzi mi do głowy tylko Inevera z Cyklu Demonicznego Bretta)
-mamy Imperium Dynizyjskie, które od 100 lat jest zamknięte na przybyszów.
-mamy konflikty polityczne, starcia, bitwy, rozróby, awantury, bunty, śmierć i krew.
To jest po prostu główny wątek, najbardziej żywiołowy, pełen bohaterów z akcją zmieniającą się co zdanie.
Bardzo mi się podoba punkt kulminacyjny i całe to rozwiązanie głównego wątku. Zadowolona jestem ze zwrotu akcji, ale jednak jest jakiś niesmak. Do końca nie kumam, po co tam była Vlora czy Intrachcia. Spowolniły moim zdaniem akcję. Mimo to pomysł na plus, zaskakujący i ciekawy. Sama nie wiem czego oczekiwałam, że co oni zrobią z tymi Kamieniami Bogów. Chyba za bardzo zafiksowałam się na ich zniszczeniu aby dojrzeć inne rozwiązanie.
Autor zostawił sobie wielką, ładną furtkę do kolejnej trylogii. I chyba bym się nie obraziła, gdyby się pojawiła i była na takim poziomie jak "Bogowie Krwi i Prochu". Z jednym zastrzeżeniem: więcej Taniela. Mam straszny niedosyt tej postaci.
Bardzo dobre zakończenie.
Ta książka ma jedną wielką wadę... za mało Taniela! Może jednak wybaczę autorowi, bo historia jest świetna, a zwrot akcji w punkcie kulminacyjnym... Złoto.
Sama nie wiem, które wątki były smaczniejsze, ale chyba odrobinę bardziej bawiłam się ze Benem. Nie przepadam za Vlorą, a wątek z Michelem jak dla mnie miał za dużo warstw, bardzo przekombinowany. W sumie to był taki...
2019-10-13
Miło kolejny raz wrócić do świata magów prochowych. Jest to świat niebezpieczny i nie przeciętny, pełen krwi i bólu, pełen walki i wojny, to świat, w którym nie ma czasu na oglądanie się za siebie, oddech wroga bez przerwy łaskocze nas w kark.
Akcje należy podzielić na trzy części, gdyż nasi bohaterowie rozjeżdżają się po całym kontynencie poszukiwaniu boskich kamieni, a Michael infiltruje Dynizyjczyków oraz poszukuje wysoko postawionego szpiega, który od dawna pomagał Czerwonej Ręce. Dość szybko odkryłam kto nim jest, ale nie spodziewałam się, że aż taką rolę ta postać będzie odgrywać w całej historii. Michael co raz bardziej przypomina mi Adamanta, z tym że wolę tego pierwszego. Ciekawie poprowadzony wątek, było kilka momentów, przy których drżałam o naszego Czarnego Kapelusza, ale udało mu się wykpić z wszystkich niebezpieczeństw.
Ben wybierze się z Ka-Poel na wybrzeże. Po drodze jego oddział będzie musiał stoczyć kilka krwawych walk, odbędziemy też małą sentymentalną podróż. Ben bardzo się zmieni w tym tomie, na Poel te wydarzenia też będą miały olbrzymi wpływ, co gorsza na końcu drogi okaże się, że to dopiero jej początek, że trzeba przeprawić się przez morze. Czy Ben się na to zdecyduje? I co czeka Lindet?
Taniel i Vlora razem z oddziałem strzelców wyborowych wędrują w góry, gdzie też pakują się w niezłą kabałę. Już pierwszego dnia Taniel ląduje w lokalnym więzieniu i w ogóle sprawy idą tak źle jak tylko mogą. I kiedy dochodzi już do rozwiązania akcji, mamy to samo co w wątku z Benem. Naszego autora trochę ponosi. W ogóle sceny batalistyczne są dobre, McClellan korzysta z utartych schematów i rozwiązań, dziwnym trafem Volra musi rozegrać podobną bitwę jak kiedyś Tamas. W ogóle autor robi z bohaterów (magów, bo magów ale jednak ludzi) superbohaterów i bogów (ok. po rozwałce z poprzedniej trylogii skapnęło na Taniela odrobinę cudownych mocy). We dwoje (Taniel i Lady Krzemień) pokonują armię, a kiedy Vlora już dogorywa życie ratuje jej Bo, który pies wie skąd się tam wziął, ale wiedział kiedy. Zresztą zbiegi okoliczności zaskakująco często ratują naszych bohaterów, jak i stawiają ich w trudnych, śmiertelnych sytuacjach.
Do niczego innego tak naprawdę nie można się przyczepić. Świat jest perfekcyjnie skrojony, bohaterowie to ludzie z krwi i kości, ogólnie poziom narracji i kreacji z poprzednich tomów utrzymany. Nadal nie przepadam za Vlorą chociaż dostała plusika za akcję z „ratowaniem” Olema, nie powiem, miałam łzy w oczach. Ten fragment i jego dalszy ciąg i konsekwencje idealnie pokazuje amerykański patos. Taniel też zrobił w tym momencie swoje, bo jakby tak Lady Krzemień miałaby sama bohaterzyć, na niego też musi spaść odrobina glorii.
Ogólnie, nie licząc tego kpiącego uśmiechu pod koniec, książkę czytałam z zapartym tchem. To kawał bardzo dobrej fantastyki, ale myślę, że Brian McClellan zdążył nas już do niej przyzwyczaić.
Polecam
Miło kolejny raz wrócić do świata magów prochowych. Jest to świat niebezpieczny i nie przeciętny, pełen krwi i bólu, pełen walki i wojny, to świat, w którym nie ma czasu na oglądanie się za siebie, oddech wroga bez przerwy łaskocze nas w kark.
Akcje należy podzielić na trzy części, gdyż nasi bohaterowie rozjeżdżają się po całym kontynencie poszukiwaniu boskich kamieni, a...
2019-05-17
McClellan pod niektórymi względami pobił sam siebie. Ta książka jest niesamowita. Poziom emocji trzeciego tomu, a to dopiero początek.
Od pierwszych stron miałam problem z tą książką. bo nie polubiłam się z Vlorą. Chwała Bogu Olem jest ciekawą postacią. McCellan dodał też nowych bohaterów, niektórych możemy kojarzyć z opowiadań umieszczonych w "Słudze korony".
Vlora razem z Olemem i swoimi najemnikami wspiera rząd Faratastry, pomaga utrzymać porządek i zwalczyć w zarodku bunt Palo. Nie ma łatwego zadania, wplątuje się w polityczne zagrywki, na co w ogóle nie ma ochoty. A gdy już myśli, że sprawa zakończona, okazuje się, że jest gorzej niż myślała. Wdepnęła w niesamowicie głębokie bagno, z którego może nie wyjść żywa. Sieć kłamstw i intryg rozpruwa się ukazując straszną prawdę.
Na samym początku wydawało mi się, że McClellan skorzystał z utartych przez siebie wcześniej schematów. Że Vlora to Tamas, Michel to Adamant a Styks miał w sobie wiele z Taniela. Denerwowało mnie to, bo wzbudzało coraz większą tęsknotę za ukochanymi Dwa Strzały i Ka-Poel. A potem zaczęliśmy rozwiązywać supeł. Zaczęło się niewinnie, ot, jedno małe kłamstewko się wydało, dalej wszystko potoczyło się jak kula śniegowa.
Ta książka jest niesamowita. Pierwszy tom „Magów prochowych” nie miał takiej mocy. W tej historii dostajemy od razu kopa. Od pierwszej strony nie wolno nam opuścić szabli, ciągle musimy się bronić i atakować. Nie ma czasu na sen, na odpoczynek, czy zaleczenie ran. Chwila oddechu może kosztować cały świat zniszczeniem.
Żałuję, że nie mam w dłoni kolejnych tomów. Czekanie będzie udręką.
McCellan bije sam siebie o głowę, aż się boję co będzie dalej, czy nie „wypstrykał” się w pierwszym tomie z tego co najlepsze. Ta trylogia to zdecydowanie kontynuacja Magów. Nie trzeba znać poprzednich książek, ale ułatwi zrozumienie bohaterów i ich postępowania. Ja po lekturze „Grzechów imperium” chwyciłam znów po opowiadania.
Polecam z całego serca.
McClellan pod niektórymi względami pobił sam siebie. Ta książka jest niesamowita. Poziom emocji trzeciego tomu, a to dopiero początek.
Od pierwszych stron miałam problem z tą książką. bo nie polubiłam się z Vlorą. Chwała Bogu Olem jest ciekawą postacią. McCellan dodał też nowych bohaterów, niektórych możemy kojarzyć z opowiadań umieszczonych w "Słudze korony".
Vlora...
2018-04-13
Mała rewolucja przeradza się w lokalną wojnę, która okazuje się wojną bogów. Trylogia, która z tomu na tom jest co raz lepsza.
W sumie całą moją recenzje mogłabym zamknąć w tych zdaniach, bo do tego sprowadza się cała książka. Taniel i Tamas muszą połączyć siły by odbić Adopest i Ardo. Nie jest to łatwe, bo jak pokonać boga, który "zeżarł" swoich braci i pochłonął ich moc? Oni są wybitni, ale są tylko ludźmi. Dodatkowo Taniel drży ze strachu o Ka-Poel, która znalazła się w centrum całej tej zawieruchy. No i najważniejsze, zanim przejdziemy ratować Adopest trzeba pokonać Kez, a to będzie nie lada wyczyn nie mając własnych Uprzywilejowanych. A może jednak mają kogoś więcej?
Ten tom jest zdecydowanie najlepszy z całej trylogii! Znów mamy niesamowite sceny batalistyczne, tak niesamowicie realistyczne. Fantastycznie sklecone postacie. W sumie to lubię wszystkie, w tym tomie bardziej dali się poznać Bo i Nila z czego bardzo się cieszę. Oczywiście w moim rankingu ulubieńców nie wyprzedzą Taniela Dwa Strzały, ale lądują niezwykle wysoko. W tej pozycji znajdziemy wszystko i wątek fantastyczny, i wojnę, i zemstę, i miłość, i wątek kryminalny, i patriotyzm po prostu wszystko co można by umieścić w powieści. I o dziwo nie jest "zapchana".
W ogóle nie ma się do czego przyczepić. Trzeba przeczytać, należy znać.
Polecam.
Mała rewolucja przeradza się w lokalną wojnę, która okazuje się wojną bogów. Trylogia, która z tomu na tom jest co raz lepsza.
W sumie całą moją recenzje mogłabym zamknąć w tych zdaniach, bo do tego sprowadza się cała książka. Taniel i Tamas muszą połączyć siły by odbić Adopest i Ardo. Nie jest to łatwe, bo jak pokonać boga, który "zeżarł" swoich braci i pochłonął ich moc?...
Gaiman jest jednym z najwybitniejszych pisarzy. Wyobraźnia i styl, którego można mu zazdrościć. Kolejna, względnie prosta historia, napisana baśniowym stylem, wydaje się być powieścią dla dzieci i młodzieży... Wydaje się to słowo klucz. Gaiman potrafi wywołać dreszcze i sprawić, że człowiek czyta przez palce. Wybitny.
WY - BI- TNY
Gaiman jest jednym z najwybitniejszych pisarzy. Wyobraźnia i styl, którego można mu zazdrościć. Kolejna, względnie prosta historia, napisana baśniowym stylem, wydaje się być powieścią dla dzieci i młodzieży... Wydaje się to słowo klucz. Gaiman potrafi wywołać dreszcze i sprawić, że człowiek czyta przez palce. Wybitny.
Pokaż mimo toWY - BI- TNY