-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
Dystopia stworzona przez pana Ishiguro niezwykle przypadła mi do gustu. Jest to opowieść pisana z punktu widzenia głównej bohaterki, Kath, która jest klonem. Wspomina swoje życie spędzone w ośrodku dla klonów, na wsi, a następnie jako opiekun dawców. Wprowadzenie w historię może być nieco niezrozumiałe, ze względu na terminologię, którą Kath operuje, ale z kolejnymi stronami wszystko się wyjaśnia. Całe funkcjonowanie systemu opartego na 'produkcji' klonów, których jedyny cel istnienia stanowią kolejne przeszczepy swoich organów ludziom, którym grozi śmierć. Samo słowo 'śmierć' pada bodajże tylko raz. W odniesieniu do każdego aspektu transplantacji używana jest terminologia, która ma oddalić rzeczywiste znaczenie, która ma oddalić prawdę. Tę prawdę oddala od nas sama Kath, przez co nie darzę jej zbytnią sympatią. Poza tym, opowiada jakby sama nie rozumiała, nie była świadoma jaka jest ta prawda. Oszukuje tym czytelnika. Opowiada o tym co pamięta, w sposób jaki to zapamiętała, zatem nie może być mowy o obiektywnej relacji, niemniej jednak Kath przedstawia punkt widzenia także innych postaci. Kath jako opiekun dawców jest niezwykle oddana swojej roli, jak sama podkreśla, jednak biorąc pod uwagę rolę opiekunów, jej oddanie widzę w zdecydowanie negatywnym świetle. Opiekunowie mają zajmować się dawcami. Uspokajać, oddalać perspektywę niedalekiej śmierci, pytanie tylko: Dlaczego? Dla dobra dawców? Wątpię. Raczej po to, by nie było buntu, by nie było łez, by nie było krzyku, by nie było kłopotu. Jak wspomniałam, Kath kompletnie wsiąkła w rolę opiekuna, nie widać w niej żadnego sprzeciwu, ale pewnie wiąże się to także z odroczeniem 'wyroku'. Im dłużej jest się opiekunem tym bardziej oddala się perspektywa przeszczepów. Żaden opiekun tak naprawdę nie może nic zrobić z losem swoim i innych. Są bezsilni, ale też bierni. Ta bierność smuci, bo pokazuje, że opór nic nie zmieni ze względu na postawę ludzi. Oni potrzebują organów, a klony są "fabryką" tego czego im potrzeba. Nie mogą postrzegać ich jako ludzi, bo wtedy na ich postępowanie trzeba by było patrzeć w kategorii ludobójstwa. Są to maszyny, zatem nie czują, nie mają prawa głosu, nie mają prawa do bycia ludźmi i oczekiwania ludzkiego traktowania. Jest to opowieść o obojętności, tolerancji, poszanowaniu tak kruchego przecież życia wszelkiego, nie tylko ludzkiego. O szacunku, delikatności i dbałości o każdy gest, decyzję, myśl, odnoszące się do jakości, prawa do życia, wyznaczania arbitralnych granic, zasad, uprzedzeń. O istocie bycia człowiekiem, bo niejednokrotnie na to miano zasługują wyłącznie ci, którym się je odbiera. W "Nie opuszczaj mnie" to klony przejawiają zdecydowanie bardziej ludzkie cechy niż ci wielcy i aspirujący do "wszystkomożenia" ludzie. To wizja społeczeństwa, które musi mieć wszystko w tej samej chwili, które żąda i nie myśli o tym kto i co straci, by to żądanie spełnić. W takim społeczeństwie już żyjemy i nasuwa się pytanie, czy reszta tej wizji jest możliwa. Wiele osób twierdzi, że jak najbardziej, bo główna cecha człowieka to egoizm jako sposób na przetrwanie za wszelką cenę. Tylko czy ratowanie jednej osoby kosztem drugiej to naprawdę postęp?
Scena, w której Kath i Tommy odwiedzają Madame odebrać można jako pragnienie czegoś więcej, czegoś "po" zakończeniu przeszczepów, jakiejś obietnicy, że warto się starać by odbić się od tej płycizny rzeczywistości. Słyszą jednak, że nic takiego nie istnieje, że nic na nich nie czeka, co można odebrać jako zaprzeczenie wiary w jakąkolwiek życie po życiu. Trzeba się jednak starać tu i teraz, bo od tego tak naprawdę zależy jak przejdziemy przez życie. Rozmowa z Madame świadczy również o tym,że czasami miłość nie zwycięża niczego.
Największe marzenie klonów to stać się ludźmi. Jednak aspirują tym samym do bycia mordercami i egoistami, obojętnymi na prawo do życia będąc innym, co przecież nie znaczy gorszym. Pytanie, czy tak naprawdę jest do czego aspirować, sprawia, że ta wizja ludzkości nie należy do optymistycznych,jednak zatrważająco możliwych.
Dystopia stworzona przez pana Ishiguro niezwykle przypadła mi do gustu. Jest to opowieść pisana z punktu widzenia głównej bohaterki, Kath, która jest klonem. Wspomina swoje życie spędzone w ośrodku dla klonów, na wsi, a następnie jako opiekun dawców. Wprowadzenie w historię może być nieco niezrozumiałe, ze względu na terminologię, którą Kath operuje, ale z kolejnymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Książka jest trudna. Nie tyle baśniowa, co realizująca teorię psychoanalizy Freuda dotyczącą snów, które przeplatają się z fabułą. Udało mi się znaleźć chyba tylko ze dwa takie fragmenty, a jest ich więcej. Jakiś też wydawał mi się halucynacją. Co do języka to faktycznie jest pompatyczny i nadmuchany, ale też sposób narracji niezwykle uporządkowany. Jako że mam obecnie fazę na Elementary to nasunęła mi się taka myśl że w sumie styl mówienia jest ogromnie zbliżony do Holmesa z tego serialu. No nie ważne, język jest taki jaki jest bo Chris, wydaje mi się, stara się ukryć za nim, kontrolować każdy jego aspekt podobnie jak swoje życie, ale nie udaje mu się to właśnie przez halucynacje i marzenia senne na jawie. Po prostu totalna kontrola jest niewykonalna, ale on do niej rozpaczliwie dąży bo jako dziecko stracił ją co zaważyło na reszcie jego życia. Jakoś przed połową książki zauważyłam też że w tej jego narracji (jego, nie Ishiguro! :) ) brakuje zupełnie jakichkolwiek emocji, jakiegokolwiek poczucia. I też usilnie szukałam przejawów traumy, co polecam robić w trakcie lektury. Nad czym warto się pochylić to oczywiście rola/funkcja/istota pamięci, która wydaje mi się tutaj jest rozumiana jako troska (Pamiętam o tobie, myślę o tobie), jako umiejętność odtwarzania faktów i jako warunek istnienia tego, o którym się pamięta/zapomniało. Polecam też pomyśleć sobie nad sceną pod koniec, kiedy Chris rozmawia z mężem Sarah'y. A co, jeśli to sen i faktycznie Chris rozmawia sam ze sobą? :)
Osobiście dla mnie fabuła była w większości do tego stopnia nieciekawa, że zdarzały mi się wielokrotne podejścia do tej samej strony. Pomagało mi to że wiedziałam czego szukać, i pod względem warsztatowym jest to arcydzieło. Może komuś też to pomoże i wróci do tej pozycji bo naprawdę warto więc moje sugestie to szukać: fragmentów o pamięci, teorii Freuda o snach (przeniesienie itp.), przejawów emocji/poczucia, traumy, fragmentów które mogą być snem/halucynacją, zastanowić się jakim detektywem jest tak naprawdę Chris i jak to się ma do całości. Mam nadzieję że to pomoże :)
Książka jest trudna. Nie tyle baśniowa, co realizująca teorię psychoanalizy Freuda dotyczącą snów, które przeplatają się z fabułą. Udało mi się znaleźć chyba tylko ze dwa takie fragmenty, a jest ich więcej. Jakiś też wydawał mi się halucynacją. Co do języka to faktycznie jest pompatyczny i nadmuchany, ale też sposób narracji niezwykle uporządkowany. Jako że mam obecnie fazę...
więcej mniej Pokaż mimo toNiesamowity podręcznik do teorii literatury. Precyzyjny, przystępny, uporządkowany. Nie trzeba czytać po kolei tylko jak leci, gdzie się chce. Dodatkowy ogromny plus to wyczerpująca bibliografia (również w języku angielskim). Pewnie, jak komuś te zagadnienia nie leżą to będzie tortura ;) ale zainteresowani będą po nią sięgać raz po raz, tak po prostu dla przyjemności i z ciekawości. Ramki z wyjaśnieniami, krótkimi cytatami, indeks i spis treści sprawiają że po tym opasłym tomisku można się poruszać błyskawicznie. I jest zadziwiająco leciutka. Naprawdę. Godna polecenia każdemu kto kocha czytać i chce wyjść 'ponad' fabułę i dowiedzieć się czegoś więcej.
Niesamowity podręcznik do teorii literatury. Precyzyjny, przystępny, uporządkowany. Nie trzeba czytać po kolei tylko jak leci, gdzie się chce. Dodatkowy ogromny plus to wyczerpująca bibliografia (również w języku angielskim). Pewnie, jak komuś te zagadnienia nie leżą to będzie tortura ;) ale zainteresowani będą po nią sięgać raz po raz, tak po prostu dla przyjemności i z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jest to zbiór esejów z pogranicza filozofii, psychologii i religii, który dla osób nieobeznanych z tymi niewątpliwie cięższymi klimatami może wpuścić odświeżające tchnienie w odbiorze starego, dobrego Pottera. Dokładna, szczegółowa, pisana z humorem analiza wszystkich tomów sagi, pozwalająca spojrzeć na nią pod nieco innym kątem niż dotychczas oraz inspirująca do własnych przemyśleń jak i dalszych studiów w sferze potterowej.
Jedyne założenie, które mnie osobiście wydaje się błędne to to, że własnymi decyzjami Voldemort sprawił, że jego duszy nie dało się naprawić w momencie "zejścia" Harry'ego w 7 części do King's Cross. Dało się, bo Voldemort wciąż żył i potencjalnie mógł wciąż dopuścić do siebie skruchę.
Poza tym pochłaniająca lektura.
Skorzystam z okazji i ostrzegę anglojęzycznych Potteromaniaków przed pozycją zatytułowaną "The Psychology of Harry Potter" by Neil Mullholland, nie posiadającą jak na razie polskiego tłumaczenia. Moim zdaniem żeruje ona na popularności serii rozciągając na siłę tematykę i analizę na tematy i pola naukowe, o których biedna Rowling prawdopodobnie nie ma bladego pojęcia ani nie było jej intencją w ogóle wchodzenie w te rejony. Kontrowersyjna, marna sensacja podająca za przykład jakiejś teorii naukowej eksperymenty na psach polegające na rażeniu ich prądem. Obrzydliwość i nic dziwnego że nieautoryzowane. Tortury na mniejszym bliźnim w książce o książce, której przewodni motyw to traktowanie innego jak siebie samego. Ciekawe czy autorka tego rozdziału chciałaby zostać kopnięta przez kilka woltów????
Co do pozycji tytułowej: SUPER.
Jest to zbiór esejów z pogranicza filozofii, psychologii i religii, który dla osób nieobeznanych z tymi niewątpliwie cięższymi klimatami może wpuścić odświeżające tchnienie w odbiorze starego, dobrego Pottera. Dokładna, szczegółowa, pisana z humorem analiza wszystkich tomów sagi, pozwalająca spojrzeć na nią pod nieco innym kątem niż dotychczas oraz inspirująca do własnych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Opowieść na pograniczu marzenia sennego, bajki i narracji pierwszoosobowej. Fabuła przez to praktycznie nieistniejąca, dlatego nie rozumiem wzburzenia niektórych czytelników, że nie mogą się połapać bo za dużo historii na raz. Tak naprawdę są tam dwie główne: o Babelu (czy jak to tam się to imię po polsku odmienia, nie wiem; dla ułatwienia może być Babolu :p), który podobnie jak pan Hyde cierpi na rozdwojenie świadomości i prowadzi podwójne życie. W jednym nazywa się Lux (światło), a w drugim Dark (ciemny). Zanim dowiadujemy się czegoś o panu rozdwojonym czytamy sobie o jego ojcu, ale tylko troszeczkę. Druga 'główiejsza' opowieść to ta o samej Silver, przez którą te wszystkie pomniejsze poznajemy. Opowiada je jej latarnik, u którego uczy się do zawodu. On sam jest niewidomy, a jego zadanie to własnie tytułowe podtrzymywanie światła. Latarnia w której żyją skąpana jest w mroku, a ich wspólne zadanie to znaleźć światło w sobie, ale co ważniejsze umieć je przekazać i podtrzymać, czego właśnie dosłownie i w ujmującej przenośni Pew uczy Silver. Pierwszy krok to wyobraźnia (która podejrzewam, że odgrywa tu taką samą rolę jak u Rowling w Potterze, czyli zdolność empatii), a drugi to wyznanie miłości i jej podtrzymanie.
Te wszystkie historie słyszane i te, które tworzyła sama wykształcają w Silver przekonanie o wielości tożsamości u każdego z nas, przekonaniu o tym, że każdy z nas to tak naprawdę 'opowieść' bez początku, środka i końca bo każdy jest częścią 'hyperopowieści' złożonej z nas wszystkich, dlatego nieustannie przekształcającej się i zmieniającej proporcje. Tym Winterson gładko i pięknie wpisuje się w założenia intertekstualności, która mówi, że żaden tekst nie istnieje samodzielnie w oderwaniu od innych i że każdy staje się częścią 'mozaiki cytatów', którą jest też samo "Podtrzymywanie światła". Winterson rozwija też nieco tą teorię, bo twierdzi że tak jak niektóre słowa w angielskim utrzymują tą samą formę np jako rzeczownik i czasownik, ale w różnych kontekstach zmieniają znaczenie, tak każdy z nas, mimo że 'na zewnątrz' taki sam, to w różnych 'kontekstach' za każdym razem znaczy co innego, bo ten 'kontekst' właśnie determinuje znaczenie. Bardzo to ładne moim zdaniem.
Sama opowieść ujmuje, wzrusza i najzwyczajniej w świecie jest przyjemna.
Opowieść na pograniczu marzenia sennego, bajki i narracji pierwszoosobowej. Fabuła przez to praktycznie nieistniejąca, dlatego nie rozumiem wzburzenia niektórych czytelników, że nie mogą się połapać bo za dużo historii na raz. Tak naprawdę są tam dwie główne: o Babelu (czy jak to tam się to imię po polsku odmienia, nie wiem; dla ułatwienia może być Babolu :p), który...
więcej mniej Pokaż mimo to
Początkowo byłam sceptyczna, szczególnie jeśli chodzi o postawę Weroniki przez cały ten czas. Gdyby powiedziała wprost o co chodzi, w sumie książka dobiegłaby końca, czy może raczej nie byłoby żadnej książki. Ale patrząc na całą sprawę ze strony Weroniki, jak mogłaby coś takiego powiedzieć. To by było jak :Proszę przyznaj się w końcu do winy i przeproś. Poza tym Webster dobrze wiedział co zrobił tylko to wyparł i zasłania się naturą czasu, która zaciera szczegóły, zniekształca je emocjami i wiedzą dodaną przez nas po tym co już się stało. Trochę tak samo jak czytelnikowi zacierają się fakty w trakcie czytania. Ale Webster ma dowód, czarno na białym odbijają się jego słowa i to wszystko w nim jest, ale zblokowane przez wyrzuty sumienia. I wkraczając w wiek podeszły musi sobie z tym poradzić. Bo Webster istnieje wśród innych tak naprawdę tylko dzięki jego skrusze i pisaniu siebie na nowo. A co innego my wszyscy robimy napotykając nowe doświadczenia, ludzi, sytuacje? Też opowiadamy, przekształcamy siebie na nowo, po to aby nasza przeszłość czy czas nie był po prostu ciągłą linią (bo nigdy nie jest), żeby nie był akumulacją zdarzeń jednych na drugich ale raczej płaszczyzną rozciągającą się we wszystkie kierunki.
Jeśli chcemy pamiętać wszystko dokładnie tak jak było, w kolejności odpowiedniej to zawsze można pisać pamiętnik, ale czy uchroni przed emocjami? Czy cokolwiek powinno to zrobić? Brak emocji właściwy jest chyba tylko psychopatom. Muszę przyznać, że jest to dość fascynujące. I miałam skojarzenie z Harry'm Potterem (a jakże). Profesor Slughorn w szóstej częsci też musi się zmierzyć ze wspomnieniem, prawda? I umyślnie przekształca, manipuluje tym wspomnieniem z tego samego powodu, co Tony. Chyba bardziej lubię wersję pani Rowling... How suprising :p
Można czytać! Niektóre zdania i refleksje powalają!!!
Początkowo byłam sceptyczna, szczególnie jeśli chodzi o postawę Weroniki przez cały ten czas. Gdyby powiedziała wprost o co chodzi, w sumie książka dobiegłaby końca, czy może raczej nie byłoby żadnej książki. Ale patrząc na całą sprawę ze strony Weroniki, jak mogłaby coś takiego powiedzieć. To by było jak :Proszę przyznaj się w końcu do winy i przeproś. Poza tym Webster...
więcej mniej Pokaż mimo toFabuła nudna jak flaki z olejem. Jeśli ktoś nie ma potrzeby zagłębiania się głębiej to nie polecam. Ciekawe odejście od tradycyjnego postrzegania szczęścia i samoświadomości, tutaj możliwych tylko gdy ciało jest wolne :D Sporo zapożyczone z "Dumy i uprzedzenia", jednak według mnie nie dodało to żadnych pozytywów. Nuda, nuda, nuda jeśli nie zagłębiać się warstwowo. I już :P
Fabuła nudna jak flaki z olejem. Jeśli ktoś nie ma potrzeby zagłębiania się głębiej to nie polecam. Ciekawe odejście od tradycyjnego postrzegania szczęścia i samoświadomości, tutaj możliwych tylko gdy ciało jest wolne :D Sporo zapożyczone z "Dumy i uprzedzenia", jednak według mnie nie dodało to żadnych pozytywów. Nuda, nuda, nuda jeśli nie zagłębiać się warstwowo. I już...
więcej mniej Pokaż mimo to
Spowiedź Freddiego nie porwała mnie. Koncept braku wolnej woli jest mi znany, podobnie jak psychopatyczne poczynania ludzi twierdzących, że jedyne istniejące ograniczenia to takie, które sami sobie stwarzają. Tutaj może nie o te ograniczenia chodzi, tylko bardziej o autentyczność Freddiego. Jest to człowiek nie będący w stanie uczynić niczego, co byłoby sprzeczne z jego naturą, nawet jeśli byłoby to niezgodne z ogólnie przyjętymi normami. Świat to ciąg zbiegów okoliczności, co dla niego jest wizją tragiczną bowiem wtedy wolna wola zanika, a wraz z nią etyka. Zbiegi okoliczności i zdarzenia nie mają dla niego żadnego znaczenia. Jest to świat absurdu, którego częścią Freddie nie chce być. Zwraca się ku sobie i nie dopuszcza żadnego autorytetu poza swoją osobą. Obsesja na własnym punkcie uniemożliwia mu kontakt ze światem zewnętrznym, a skoro wszystko istnieje wyłącznie przez odniesienie do czegoś innego on znika dla świata, a świat dla niego. Przestaje dostrzegać realność czego i kogokolwiek poza sobą. Między innymi to prowadzi go do morderstwa. "Zapomina", że kobieta, którą uderza kilkakrotnie młotkiem to nie tylko przeszkoda, ale żywa istota. Jak sam stwierdza była to niemożność wyobrażenia sobie jej jako realnego, odrębnego człowieka. Freddie jest świadomy, że brak ludzkiego czynnika obdziera rzeczywistość ze wszelkiego znaczenia, dlatego porównuje się do zwierzęcia w klatce. Jednak w tym samym czasie pożąda uwagi i tego, by być wysłuchanym. Pławi się w grozie swego uczynku, uważając je za dzieło sztuki, z tym że on grozy nie dostrzega. Brak w nim jakichkolwiek emocji, przez co brak ich również w książce. Opisy są szczegółowe, precyzyjne niemal jak matematyczne kalkulacje, jednak brakuje tego czynnika ludzkiego - empatii, poczucia winy, jakiegokolwiek "poczucia". Freddie zdaje sobie sprawę z własnej winy, tak jak zdaje sobie sprawę z tego, że czaszka jego ofiary była zdumiewająco miękka, a z młotkiem w ręce niewygodnie się prowadzi. Przyznaje się do winy bo tylko to jest zgodne z prawdą i nim samym. Nie rozumie czemu ludzie oczekują od niego skruchy, skoro działał w zgodzie z samym sobą. Morderstwo nie jest czymś wbrew jego naturze, jednak popełniając je dociera do niego, że chce być częścią świata, tylko że teraz jest już za późno i koło się zamyka.
Dałam wysoką ocenę, bo wstyd byłoby nie dać jednak trochę męcząca była dla mnie ta spowiedź. Odrzuca mnie czysto racjonalne, obdarte z emocji podejście do rzeczywistości, dlatego też odrzuca mnie główny bohater. Nie sprawiało mi przyjemności "przebywanie" w jego świadomości przez tyle czasu, jednak muszę chyba przyznać, że czuję jakąś dozę ciekawości jeśli chodzi o analizę takich jednostek. Jest wiele intrygujących stwierdzeń do przemyśleń no i potężna dawka ironii oraz humoru. To wielki plus. No i źródeł do eseju sporo :D
Spowiedź Freddiego nie porwała mnie. Koncept braku wolnej woli jest mi znany, podobnie jak psychopatyczne poczynania ludzi twierdzących, że jedyne istniejące ograniczenia to takie, które sami sobie stwarzają. Tutaj może nie o te ograniczenia chodzi, tylko bardziej o autentyczność Freddiego. Jest to człowiek nie będący w stanie uczynić niczego, co byłoby sprzeczne z jego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zbiór opowiadań badających ludzkie słabości w kontekście wszelakich konfliktów (głównie rodzinnych), ale również poruszający kwestie różnic klasowych, finansowych czy podejścia do życia. Czyta się lekko i szybko, jednak dopiero po kilku przeczytaniach zaczynają być widoczne pozostałe warstwy, zazębiające się powiązania, sugestie, przemilczenia, składające się na siłę wyrazu. Bohaterowie krążą w kółko, tak naprawdę nie ruszając się z miejsca. Nie są w stanie przerwać zaklętego kręgu błędów, i porażek ideałów, nawet jeśli są im one rzucone w twarz.
Przybliżę jedno opowiadanie - "Hotel".
Główny bohater jest dorosłym mężczyzną, który nie może pogodzić się ze stratą matki. Dostaje załamania nerwowego i trafia do szpitala psychiatrycznego. Tam dowiaduje się, że powód, dla którego tam jest, stanowi poczucie winy. Mężczyzna czuje się winny bowiem był okres, kiedy chciał zabić swoją matkę, mimo iż bardzo ją kochał. Nie jest w stanie poradzić sobie z głosem sumienia. Jednak matka także nie była bez winy. Po śmierci męża chciała by syn go zastąpił, co przecież nie było jego rolą. Matka ograniczała go, nie pozwalała dorosnąć i uczyć się życia na własną rękę. Nie pozwalała mu stać się odrębną osobą. Dlatego pojawiła się myśl o zabójstwie, jako jedynej drogi ucieczki. Kiedy matka umarła poczuł ulgę, a taka reakcja nie jest społecznie akceptowana. Społeczeństwo narzuca normę, że po śmierci kogoś bliskiego należy cierpieć i okazywać swoją żałobę, nawet jeśli ta osoba przysporzyła wiele bólu i "nie spełniła swej roli". Bohater nie mógł sobie poradzić z tym "rozdwojeniem" i trafił do szpitala. Czas tam spędzony uważał za najlepszy w swoim życiu. Pierwszy raz ktoś potraktował go poważnie, słuchał i dał możliwość jakiegoś wyboru. Był zwyczajnie akceptowany ze swoją ulgą po śmierci matki. Doznał tam wolności, przynajmniej w pewnym stopniu. Po wyjściu marzył o założeniu własnego hotelu. Ożenił się, jednak też szybko rozwiódł, bowiem traktował żonę tak jak matka traktowała jego. Nie była to relacja oparta na równości. Zaczął realizować swoją wizję hotelu "szczęścia", wolnego od poczucia winy, gdzie ludzie mogą przyjeżdżać, by zrobić sobie jakby przerwę od życia, nie będąc przez niego ocenianym, a jedynie ciepło i uprzejmie zagadywanym. Przypomina to rodzaj terapii czy rajskiego stanu przed grzechem. Wizja zupełnie nierealna. Kluczem do wyleczenia miało być stawienie czoła poczuciu winy, nauczenie się z nim żyć, zaakceptowanie go. A to co on zrobił poprzez zbudowanie hotelu było czymś zupełnie przeciwnym - ucieczką od problemu, ignorowanie jego istnienia. Nie można pozbyć się poczucia winy i pozostać przy zdrowych zmysłach. Jego iluzja jest zatrważająca. Życie bez winy. Jest coś niezdrowego w tej fantazji. Jednak nadszedł czas, kiedy przyszło mu zmierzyć się z rzeczywistością. Do hotelu przyjechała para - dziewczyna z dużo starszym mężczyzną, którzy wynajęli jeden pokój. Obsługa hotelu i goście byli przekonani, że jest to ojciec z córką i oczekiwali reakcji od właściciela. Ta sytuacja była jednoznacznym naruszeniem jego wizji. W jego hotelu pojawiła się wina, a co najgorsze zaraz pod nią błysk szczęścia,który ujrzał w oczach dziewczyny, kiedy zdecydował się na konfrontację z mężczyzną, ale go nie zastał. Kiedy spojrzał w twarz dziewczyny zobaczył strach, poczucie winy ale też szczęście, zadowolenie. Wyszedł bez słowa po raz kolejny uciekając przed rzeczywistością. Zdecydowanie nie był wyleczony.
Tak naprawdę nie wyjaśnia się relacja pomiędzy tym dwojgiem ludzi. Do końca nie wiadomo czy dziewczyna jest nieletnia bądź związana z ojcem. Pomimo zamieszania jakie wokół tego powstaje,tak naprawdę nic się nie zmienia. Bardzo podoba mi się pomysł, że zazwyczaj nie ma przyjemności bez winy, ale czy to powstrzymuje przed pragnieniem jej? Jest też kwestia tych norm narzucanych przez społeczeństwo. Czy faktycznie wszystkie trzeba przestrzegać? Czy to jest droga do szczęścia? Jakie konsekwencje ma bycie "outsiderem"? Czy społeczeństwo ma jakiekolwiek prawo narzucania norm, które prowadzą do załamania nerwowego, z powodu zupełnie naturalnego odruchu obronnego? Czy posiada jakiekolwiek prawo do piętnowania tego co inne? W pewnym sensie to też jest odruch obronny, jednak prowadzi do krzywdy kogoś, kto niekoniecznie sam krzywdzi.Niewątpliwie jest tu pole do dyskusji.
Opowiadanie jest skondensowane, intensywne, stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi, ale dzięki temu jest miejsce na własne przemyślenia i "domówienia". Czytałam z wielką przyjemnością. Polecam w oryginale. Język bardzo przystępny.
Uwielbiam!!! :D
Zbiór opowiadań badających ludzkie słabości w kontekście wszelakich konfliktów (głównie rodzinnych), ale również poruszający kwestie różnic klasowych, finansowych czy podejścia do życia. Czyta się lekko i szybko, jednak dopiero po kilku przeczytaniach zaczynają być widoczne pozostałe warstwy, zazębiające się powiązania, sugestie, przemilczenia, składające się na siłę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kto lubi wielogłosowość i dzieci (dosłownie) w roli głównej - będzie w niebie. Kilka punktów widzenia tych samych wydarzeń urozmaica, nadaje wrażenia obiektywności (pozornego jak się okazuje) i 'wielopoziomuje' postaci, ale też sprawia, że akcja toczy się nieco ślimaczym tempem.
Mam potrzebę przybliżyć Briony, więc kto nie chce spoilerów, niech NIE CZYTA.
Moja Pani Promotor (pozdrawiam) nazwała Briony seryjną morderczynią, popełniającą coraz to nowe morderstwo z każdą napisaną książką oraz stwierdziła, że jej pokutą powinno być zaprzestanie zupełne pisania. Ja pozwalam się z tą opinią nie zgodzić, mimo całej dozgonnej sympatii. Zbrodnią Briony moim zdaniem, nie był sam akt pisania, ale pominięcie, zapomnienie, nieuwzględnienie przez nią zupełnie istnienia odbiorcy, czy wręcz drugiego człowieka w tym akcie pisania. Briony pisała dla siebie i jako trzynastolatka była tak nierozgarnięta, że nie przyjęła do wiadomości, że komuś napisana przez nią sztuka może się nie podobać, czy że ktoś może nie chce w niej grać. Była to zbrodnia wyobraźni niezdolnej do 'wyobrażenia' sobie odbiorcy w formie takiej, jakiej on faktycznie istnieje, w jego nieodłącznej krytycznej całości. I przez pisanie tej książki używając wielu punktów odniesienia, ale samej będąc narratorką, przez co obiektywność zanika, oddaje władanie nad tekstem czytelnikowi, przyznając jego istnienie i opinię. Może jak dla nas to nic takiego, ale dla osoby jak Briony to krok milowy. I tym właśnie jest jej pokuta w mojej opinii.
Doskonałe postaci dziecięce, mistrzowsko nakreślone ignorancja i zaniedbanie, które w równej mierze jak Briony przyczyniły się do zbrodni oraz (jak dla mnie nie do ogarnięcia) ukazanie wszechwładnej roli i siły języka, pojedynczych słów, które mają niejednokrotnie moc po wielokroć większą niż np siłę fizyczna, siłę sprawczą, 'naprawiającą' i 'rozkładającą' czy 'implodującą' i destruktywną zarazem.
Również wydaje mi się, że przez takie a nie inne opisanie męczarni wojennych Robbiego Briony chce, by czytelnik ją otwarcie znienawidził, jako część jej pokuty, ale to tylko takie moje przemyślenie, nie do końca jeszcze ułożone.
Naprawdę warto. Już niekoniecznie po angielsku. Po prostu przeczytać i przemyśleć. W jakimkolwiek języku.
Kto lubi wielogłosowość i dzieci (dosłownie) w roli głównej - będzie w niebie. Kilka punktów widzenia tych samych wydarzeń urozmaica, nadaje wrażenia obiektywności (pozornego jak się okazuje) i 'wielopoziomuje' postaci, ale też sprawia, że akcja toczy się nieco ślimaczym tempem.
więcej Pokaż mimo toMam potrzebę przybliżyć Briony, więc kto nie chce spoilerów, niech NIE CZYTA.
Moja Pani...