-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-02-25
Współczesny czytelniku, racz dać szansę tej powieści historycznej, bo jest to powieść wybitna. Nie bez przyczyny Sigrid Undset za twórczość w zakresie beletrystyki historycznej, w tym w szczególności za dbałość w oddaniu średniowiecznego świata, otrzymała Nagrodę Nobla. I choć było to już dawno temu, sto lat minie niebawem, a decyzje komitetu noblowskiego różnymi chadzają drogami (w tym nierzadko zapuszczając się na bezdroża polityki), to w tym wypadku doceniono wyłącznie wybitność literacką, uczyniono to słusznie, a decyzja ta i dziś, mimo upływu niemal wieku, nie traci na swej aktualności. Oczywiście, rzeczony, niemały upływ czasu zrobił swoje, odcisnął swoje niewesołe piętno. I bynajmniej nie chodzi tu o ową, pokrytą już nieco patyną powieść, lecz o... naszą cierpliwość czytelniczą. Dziś, już niemal odruchowo, wymagamy, by tekst nas angażował bez ustanku, by dynamika akcji pobudzała stale jak elektrowstrząsy, bo inaczej, co nie daj Bóg, możemy stracić zainteresowanie. A niektóre konwencje, zwłaszcza te starsze, pochodzą z czasów, gdy życie toczyło się nieco wolniej i w konsekwencji, także i treści, które wówczas powstawały mają coś z tej dawnej mechaniki wolniejszego życia. Nie znaczy to jednak, że są gorsze. W żadnym razie. Czasem, wręcz przeciwnie. I przedmiotowa powieść Sigrid Undset (albo nie mniej godny polecenia "Olaf syn Auduna", także jej autorstwa) jest tego doskonałym przykładem. Trzeba tylko być cierpliwym. Jeśli bowiem wykażemy się cnotą cierlliwości, to stanie się rzecz wspaniała - odwieczne misterium czytelnicze - z wolna zdekodujemy konwencję tego dzieła (zagęszczoną, owszem, bardziej niż współcześnie), przyswoimy ją sobie, poczniemy chłonąć ową gęstą treść, i... wnikniemy, ba, wpadniemy głęboko po uszy same w ten świat, gdzie bohaterowie to nie wycinki z dykty, ale byty prawdziwe, stworzone pieczołowicie od podstaw, psychologicznie głębokie, zaiste - żywi ludzie! Żywi ludzie sprzed siedmiu stuleci! I ich życie całe, od pacholęcia aż po kres. Z ich mentalnością, obyczajowością, systemem wartości! Innymi niż nasze. Istny wehikuł czasu! I chyba o to właśnie w tym chodzi. To jest właśnie to, czego nie da nam częstokroć, walcząca za wszelką cenę o naszą uwagę, nieraz powierzchowna w swym przekazie współczesna beletrystyka. Tylko bądźmy cierpliwi. Bo naprawdę warto!
Współczesny czytelniku, racz dać szansę tej powieści historycznej, bo jest to powieść wybitna. Nie bez przyczyny Sigrid Undset za twórczość w zakresie beletrystyki historycznej, w tym w szczególności za dbałość w oddaniu średniowiecznego świata, otrzymała Nagrodę Nobla. I choć było to już dawno temu, sto lat minie niebawem, a decyzje komitetu noblowskiego różnymi chadzają...
więcej mniej Pokaż mimo toMoże to zabrzmieć kabotyńsko, ale zapewniam, że to nie żadna poza, a szczere czytelnicze odczucie: w "Wojnie biedaków" to co "pomiędzy" tekstem (w ilości iście aptekarskiej odmierzone i podane), te nasze (może tylko moje?) czytelnicze impresje oddzielające poszczególne sekwencje treści są niemal taką samą wartością dodaną, jak i sama treść. A tekst wydzielany jest zaiste zgodnie z zasadą brzytwy Ockhama, adaptowaną na potrzeby literackie, iż nie należy mnożyć słów ponad potrzebę... I tak oto w "Wojnie..." Vuillard w porównaniu z "Porządkiem dnia" osiągnął już chyba nie tyle optymalny, co maksymalny poziom tej ekonomiki słowa - bardziej się już chyba nie da zredukować treści, bardziej to byłby już brak czegoś. Ale tak, jak jest, jest dobrze, tak powinno być, tak tylko można było to zrobić. Vuillard osiągnął bowiem to co rzadko się zdarza przy opowiadaniu historii, Vuillard uzyskał i wyzyskał wymykające się konwencji środki wyrazu w postaci błyskotliwych esejów historiozoficznych, które w całym tego słowa znaczeniu oddają klimat epoki, ludzi, których dziś anachronicznie rozumielibyśmy po swojemu, współcześnie, a tak poprzez trafny rys - choć pojedynczy, choć ledwo widoczny - dostajemy pewną dozę autentyczności, czy też, nie mniej wartościową, próbę jej osiągnięcia. Oczywiście te impresje, tę "wartość dodaną" da się uchwycić, tylko jeżeli jest się świadomym kontekstu. No, ale "Wojna biedaków" nie taki ma cel, nie jest pozycją dydaktyczną - od kompleksowego, holistycznego opowiadania historii, jej uczenia od podstaw są już opasłe tomiska, stosy ich całe, a "Wojna..." wskrzesza tę iskrę dawnej rzeczywistości, próbuje zbliżyć się do "sedna".
Może to zabrzmieć kabotyńsko, ale zapewniam, że to nie żadna poza, a szczere czytelnicze odczucie: w "Wojnie biedaków" to co "pomiędzy" tekstem (w ilości iście aptekarskiej odmierzone i podane), te nasze (może tylko moje?) czytelnicze impresje oddzielające poszczególne sekwencje treści są niemal taką samą wartością dodaną, jak i sama treść. A tekst wydzielany jest zaiste...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-13
Książka przeczytana w ramach wyzwania #WyzwanieLC2024 Luty - Przeczytam książkę nominowaną w Plebiscycie Książka Roku 2023.
Jest to niewątpliwie jedna z bardziej wartościowych lektur w kategorii. Nie daję gwiazdek, ponieważ oceniam na tle konkurencji, więc byłoby to niemiarodajne.
Kroniki podzielone są na dziewięć zwojów, a każdy z nich opowiada historię innej bestii. Łączy je postać trzydziestoparoletniej biolożki, niedoszłej naukowczyni i pisarki poszukującej swojej tożsamości w dziwnym mieście, mi osobiście przypominającym Wuhan (takie luźne skojarzenie ;)).
Nieśmiejący się Smętnicy, nieśmiertelni Fortunio, odradzające się Glordenie, męczenni Ofiarneusze itd. Opowiadanka napisane w duchu realizmu magicznego, wypełnione są po brzegi odniesieniami do mitów i historii Chin.
Niestety, pomimo zapewnień autorki, że "stworzyła dość proste metafory" osoba spoza kręgu kulturowego, która nie jest jakoś specjalnie zaznajomiona z chińską historią, nie będzie w stanie wyłapać większości znaczeń symbolicznych czy alegorycznych, w przedstawionych opowieściach.
Uniwersalnym pozostaje na pewno przekaz o kontroli władzy nad społeczeństwem, uciskaniu, czy wręcz eliminowaniu mniejszości etnicznych, marginalizowaniu czy wyzyskiwaniu niedostatecznie reprezentowanych grup społecznych.
Inne ukryte znaczenia pozostaną dla mnie w większości... ukryte... a szkoda, bo intuicyjnie czuć, że powieść ma wiele warstw.
Bardzo dużo mogłyby tu wnieść przypisy, uczynić lekturę bardziej wielowymiarową, zachęcić do zgłębienia folkloru i historii Dalekiego Wschodu. Być może dla tłumaczki zaznajomionej z kulturą i obyczajowością Chin pewne fakty np. kampania zwalczania czterech plag (1958-1962) mogą wydawać się oczywiste, dla laika są jednak białą plamą.
Myślę, że "Kroniki..." nie straciłyby na atrakcyjności, a dzięki przypisom mogłyby okazać się dla czytelnika bardziej trójwymiarowe i bliskie .
Może wydanie drugie, jeśli powstanie, zostanie takowymi opatrzone?
Wtedy chętnie sięgnę ponownie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania #WyzwanieLC2024 Luty - Przeczytam książkę nominowaną w Plebiscycie Książka Roku 2023.
Jest to niewątpliwie jedna z bardziej wartościowych lektur w kategorii. Nie daję gwiazdek, ponieważ oceniam na tle konkurencji, więc byłoby to niemiarodajne.
Kroniki podzielone są na dziewięć zwojów, a każdy z nich opowiada historię innej bestii....
2024-02
2024-02-11
Zazwyczaj nie sięgam po kryminały, gdyż moim zdaniem gros z nich wykorzystuje mechanizm oparty na pierwotnym instynkcie, tym samym, który każe nam odwrócić głowę w kierunku strasznego wypadku na autostradzie.
"Dawno temu.." nie jest pod tym względem wyjątkiem. Świat przedstawiony jest złą, czarną i smolistą dziurą, pełną okrucieństwa i bezsensownej przemocy.
Jest ZŁY - bo taki ma być, by dostarczyć porządną dawkę kortyzolu, co też niewątpliwie się dzieję. Oparte na prostym mechanizmie, tak jak wiadomości serwujące składankę tragicznych newsów z całego świata, wyselekcjonowanych nie tylko w celach informacyjno-edukacyjnych, lecz także po to, żeby odbiorcę uzależnić od negatywnych emocji.
No i tu ten mechanizm działa, jest wciągająco, jest przemoc, jest zło, nie ma nadziei, świat jest czarną smolistą dziurą -
autor w tym momencie gdy to czytasz pyka w playa, chrupie sobie nachosy i głaska kota pod kocykiem ha ha. No, ale takie są prawa rynku- przemoc się sprzedaje.
Gdyby książka zakończyła się 150 stron wcześniej- historią Jacka- to ocena byłaby wyższa. Każdy sam wyrobiłby sobie opinie o postawie poszczególnych bohaterów, taka gangsterska opowieść.
Ale nie, niestety, według bieżących trendów, jedyną słuszną protagonistką może być kobieta, więc dostajemy tu postać Paziny- mścicielki i obrończyni uciśnionych.
Jakoś to sztucznie wyszło, paździerzowo, a już Pazina kontra Dario - tu nawet dialogi brzmią tak jakby autor parodiował sam siebie: "piłeczko kolczasta", "chmurko ołowiana" , "frytko niedopieczona", "bulwo zakwitła" itp. jest tego dużo więcej i czytając to można się porządnie zażenować.
Na poziomie fabularnym-
Pazina z jednej strony brzydzi się tymi przemocowymi samcami, ale jeśli chodzi o jej osobistą wendettę, to ni mniej, ni więcej wybiera tą samą mieszankę zdrady i przemocy i to jest już ok, to jest w porządku, takie podwójne standardy, łopatologicznie wyjaśnione i podkreślone, żeby nikt nie miał czasu wyrobić sobie własnego zdania.
Na plus mniej wulgaryzmów niż w poprzedniej części, slangowe wstawki Kurtki dodające autentyczności i ciekawy teledyskowy styl narracji.
Jak już ktoś odczuwa potrzebę czytania "na negatywie" to pewnie tutaj i tak spotka się z wyższym poziomem literackim niż w typowym kryminale. Ale z drugiej strony ta objętość daje w kość, może naprawdę wymęczyć człowieka, a satysfakcja jak po zjedzeniu fast fooda, wiadomo, brzuch boli ;).
Zazwyczaj nie sięgam po kryminały, gdyż moim zdaniem gros z nich wykorzystuje mechanizm oparty na pierwotnym instynkcie, tym samym, który każe nam odwrócić głowę w kierunku strasznego wypadku na autostradzie.
"Dawno temu.." nie jest pod tym względem wyjątkiem. Świat przedstawiony jest złą, czarną i smolistą dziurą, pełną okrucieństwa i bezsensownej przemocy.
Jest ZŁY - bo...
2024-02-08
Choć to biografia, to nadspodziewanie dynamiczna, płynie się przez nią wartko jak przez powieść, język plastyczny, błyskotliwy, brak niemal zupełnie dokumentalnej ascezy w przekazie, nurt historii porywa, nie można się wprost oderwać. Najatrakcyjniejsze jest chyba to detaliczne, żywe, w ostrych, celnych konturach ukazanie tej odległej historycznie i szerokiej (na pięć stuleci) czasoprzestrzeni, która mieści w sobie istną sagę rodu Gombrowiczów, sagę splecioną dramatycznie z losami kraju, zamkniętą osobą najwybitniejszego jej bohatera. Innymi słowy, to nie tylko opowieść o postaci, to opowieść o świecie, o kontekście, który postać ową przenika, tworzy, nasyca nieubłaganie formą, immanentnie jest z postacią zintegrowany, a zarazem paradoksalnie całkowicie od niej oderwany, stając się tym samym, sprawczym kontrapunktem dla Gombrowicza jako pisarza i jego twórczości.
Choć to biografia, to nadspodziewanie dynamiczna, płynie się przez nią wartko jak przez powieść, język plastyczny, błyskotliwy, brak niemal zupełnie dokumentalnej ascezy w przekazie, nurt historii porywa, nie można się wprost oderwać. Najatrakcyjniejsze jest chyba to detaliczne, żywe, w ostrych, celnych konturach ukazanie tej odległej historycznie i szerokiej (na pięć...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka przeczytana w ramach wyzwania LC #WyzwanieLC2024 Luty
Nie dla mnie, a już wątki fantastyczne całkiem zbędne.
Osobiście podziękuję i pozostanę jednak przy klasyce.
Z ambitnych pozycji mogę polecić "Krystynę, córkę Lavransa" Sigrid Undset. A dla osób szukających nowości i raczej czegoś lżejszego "Pompeje" Harrisa - to naprawdę kawał solidnej beletrystyki historycznej.
Książka przeczytana w ramach wyzwania LC #WyzwanieLC2024 Luty
Nie dla mnie, a już wątki fantastyczne całkiem zbędne.
Osobiście podziękuję i pozostanę jednak przy klasyce.
Z ambitnych pozycji mogę polecić "Krystynę, córkę Lavransa" Sigrid Undset. A dla osób szukających nowości i raczej czegoś lżejszego "Pompeje" Harrisa - to naprawdę kawał solidnej beletrystyki...
Ciekawe tam, gdzie mamy człowieka. Cały ten niepowstrzymany, chaotyczny kalejdoskop życia, starzenie się w szerokim znaczeniu tego słowa (i przede wszystkim w wymiarze psychologicznym), a z tym ludzkim przemijaniem zsynchronizowana zmienność następujących po sobie epok: przedrewolucyjny świat, dwudziestolecie, okupacja, PRL. A w tym wszystkim - chyba najbardziej interesujaca - ta ciągła fluktuacja stanów duchowo-emocjonalnych, rejestrowanych z dużą (o ile to możliwe) dozą szczerości wobec samego siebie. To chyba najciekawsze; reszta - detale, postacie, afiliacje, których kontury, znaczenie, konwencja zatarły się mocno wraz z minionym kontekstem społeczno-obyczajowo-historycznym. Autor zadawał sobie kilkakroć pytanie, co będą mieli (i czy w ogóle coś) ludzie z jego dzienników? No ja - to właśnie, o czym powyżej. Ale to już oczywiście każdy osądzi wedle swego uznania.
(opinia zbiorcza o trzech tomach)
Ciekawe tam, gdzie mamy człowieka. Cały ten niepowstrzymany, chaotyczny kalejdoskop życia, starzenie się w szerokim znaczeniu tego słowa (i przede wszystkim w wymiarze psychologicznym), a z tym ludzkim przemijaniem zsynchronizowana zmienność następujących po sobie epok: przedrewolucyjny świat, dwudziestolecie, okupacja, PRL. A w tym wszystkim - chyba najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-17
Wspomnienia żywo przywołują koloryt doby napoleońskiej, w wymiarze, rzecz jasna, wycinkowym. Jedne obserwacje trafne, inne mniej, wszystkie zaś plastyczne, ujęte w błyskotliwą frazę. Z pewnością godne polecenia, choćby dla samego zapoznania się z tym świadectwem epoki przez jej miłośników. A tymże miłośnikom warto polecić w tym miejscu inny memuar, szerszy czasowo, obejmujący i przedmiotowy okres, w moim przekonaniu bogatszy o detal i bystrość spojrzenia autorki, a mianowicie "Dzieje moje własne" Wirydianny z Radolińskich primo voto Kwileckiej, secundo voto Fiszerowej.
Wspomnienia żywo przywołują koloryt doby napoleońskiej, w wymiarze, rzecz jasna, wycinkowym. Jedne obserwacje trafne, inne mniej, wszystkie zaś plastyczne, ujęte w błyskotliwą frazę. Z pewnością godne polecenia, choćby dla samego zapoznania się z tym świadectwem epoki przez jej miłośników. A tymże miłośnikom warto polecić w tym miejscu inny memuar, szerszy czasowo,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-07
Nietrafiona ideologia...
Główna bohaterka zachodzi w ciążę prawdziwą czy urojoną, bo... ktoś nie wymieniał tuszu w kopiarce i spadało to na nią, albo współpracownicy notorycznie migają się od mycia po sobie szklanek, co za nich robi, choć wcale nie chce
, albo że parzy kawę dla innych, a nie mieści się to w zakresie jej obowiązków... i to są "powody"?
Chyba łatwiej byłoby powiedzieć głośno- nie zrobię tego bo -i tu wstaw cokolwiek- może podziałać...
a jak nie, to najprościej będzie poszukać innej posady z lepszą organizacją środowiska pracy- proste? Niby tak, ale lepiej przecież zajść w ciążę i dorobić do tego jakąś modną ideologię..
jakie to ludzkie, (nie)empatyczne, feministyczne? ( niepotrzebne skreśl )
Na mężczyzn o dziwo ;) też są zwalane takie drobne g* obowiązki, to zdecydowanie nie jest kwestia płci..
W dzisiejszych czasach nikt nie zmusza przecież do posiadania dzieci - edukacja, antykoncepcja...
Nie jest to misja, prędzej emisja śladu węglowego ;) oraz wyłącznie prywatna decyzja pary.
Jeśli dwie dorosłe osoby nie mogą się dogadać co do podziału obowiązków to nie zwalajmy tego na złowieszczy patriarchat, a raczej na poważne błędy w komunikacji.
Peace.
*4 za ciekawe opisy przyrody i jedzenia
Nietrafiona ideologia...
Główna bohaterka zachodzi w ciążę prawdziwą czy urojoną, bo... ktoś nie wymieniał tuszu w kopiarce i spadało to na nią, albo współpracownicy notorycznie migają się od mycia po sobie szklanek, co za nich robi, choć wcale nie chce
, albo że parzy kawę dla innych, a nie mieści się to w zakresie jej obowiązków... i to są "powody"?
Chyba łatwiej byłoby...
Dziewczyna z Żabki
Pod tą niepozornie wyglądającą, pastelową okładką kryje się ważka treść - iście kafkowska można by rzec.
Bohaterka o imieniu Keiko, osoba ewidentnie w spektrum, nie do końca przetwarza uczucia i zachowania innych, ma swój wewnętrzny świat, w którym czuje się bezpiecznie. Dlatego, że jej mózg działa nieco odmiennie, nie dostosowuje się do ogółu, nie zważa na konwenanse i postępuje tak jak dyktuje jej serce, nawet tego nie zauważając. Lubi swoją pracę w Konbini (to taki japoński odpowiednik naszej Żabki), ponieważ daje jej ona poczucie satysfakcji i przynależności.
Jednak społeczeństwo chce od niej zupełnie czegoś innego. Oczekuje, że znajdzie "normalną" pracę, będzie robić "prawdziwą" karierę, albo wyjdzie za mąż i urodzi dzieci.
Niemożność zakwalifikowania Keiko do żadnej z powyższych grup sprawia ,że jej najbliższe otoczenie , zarówno rodzina jak i koleżanki, czuje się przy niej niekomfortowo. Każdego uwiera jej inność, w związku z czym próbuje ją odkształcić, wsadzić
w znaną sobie, swojską formę.
Książka porusza niezwykle istotny temat tolerancji dla cudzych wyborów i szacunku do człowieka jako takiego, niezależnie od jego statusu społecznego, zawodu, stanu cywilnego; że naginanie wszystkich do tej samej "foremki" nie jest ani dobrym pomysłem ani tym bardziej najszczęśliwszym rozwiązaniem.
Autorka pokazuje nam na własnym przykładzie(!), gdyż sama pracowała w Konbini kilkanaście lat, że każda praca wykonywana z pasją, praca w którą włożymy serce, jest ważna i potrzebna :) Bardzo mądra i autentyczna książka.
Serdecznie polecam!
Dziewczyna z Żabki
więcej Pokaż mimo toPod tą niepozornie wyglądającą, pastelową okładką kryje się ważka treść - iście kafkowska można by rzec.
Bohaterka o imieniu Keiko, osoba ewidentnie w spektrum, nie do końca przetwarza uczucia i zachowania innych, ma swój wewnętrzny świat, w którym czuje się bezpiecznie. Dlatego, że jej mózg działa nieco odmiennie, nie dostosowuje się do ogółu, nie zważa...