Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Analizując ten reportaż, nie sposób oddzielić tej bardzo ciekawej książki od sylwetki autora, człowieka wielu zainteresowań i profesji. Angielski dżentelmen Bernard Newman to nie tylko pisarz, ale żołnierz, szpieg, podróżnik, człowiek instytucja o wysokim poczuciu etyki. Napisał ponad 150 książek! To autentyczny sympatyk Polski i ludzi tu mieszkających. W jego tryptyku reporterskim: „Rowerem przez Polskę…” wyraźnie to można przeczytać, nie tylko w tekście, ale i między wierszami odnaleźć. To nie kurtuazja, ale prawdziwa sympatia, solidaryzm, a nawet zbratanie się z problemami przeciętnych ludzi. Polskę odwiedzał trzykrotnie, a ostatni raz w 1958 roku. Każda z tych podróży rowerowych zaowocowała reportażem, głównie skierowanym do swoich rodaków w Wielkiej Brytanii. Czuł potrzebę przybliżenia i pokazania Anglikom nieznanego kraju w centralnej Europie. Oczywiście, że w Polsce epoki słusznie minionej, jego reportaż: „Rowerem przez Polskę Ludową” nie miał szans na publikację, obowiązywała cenzura. Ostatni z tryptyku uważam, za najbardziej wciągający i odkrywający nowe fakty przed czytelnikiem. Pierwsza część książki jest raczej historią ostatnich dwustu lat naszej ojczyzny. Polska jest dla Newmana wzorem walki o niepodległość, a ich obywatele przykładem moralności wysokich lotów, dyskretnie też krytykuje. Osobiście dowiedziałem się wielu nowych nieznanych mi faktów z najnowszej historii Polski, zarówno międzywojennej, jak i powojennego panowania „mentalu zużytej onucy” jaka zagościła w naszym kraju na prawie 50 lat. Bernard Newman to inteligent wyższych lotów, odróżniający się erudycją, jego rozmowy z ludźmi napotkanymi na trasie swojej podróży rowerem, dostarcza nam jeszcze dzisiaj nowej wiedzy o tamtych latach. Autor wyraźnie nam sprzyja, sympatyzuje, trochę współczuje utraty niepodległości i dostania się pod sowiecki protektorat. Nie jest hipokrytom i widzi w tym też uległość Churchilla wobec Koby w Jałcie. Jego obserwacje i rozmowy ze zwykłymi obywatelami są wyjątkowe. Obnażają zamordyzm władzy, pokazują do jakiej degrengolady moralnej doprowadza życie w komunizmie, opisuje powszechny upadek zasad, gdzie każdy oszukuje, kradnie, kombinuje by przetrwać. Reportaż i podróż rowerem przez Polskę roku 1958 jest bardzo ciekawym zapisem, wartym przeczytania, ze względu na to, że pisze to osoba z zewnątrz, obiektywnie i trochę z perspektywy dżentelmena z wolnego kraju jest to jeszcze ciekawsze, potrafi dostrzec też nasze osiągnięcia, które niewątpliwie Polacy dokonali po ruinie drugiej wojny światowej. Dostrzega piękno zabytków, ducha wolności, piękno zwykłych ludzi, ludowe zwyczaje, wierność tradycji. Reportaż powstał ponad 60 lat temu, a teraz ukazał się w Polsce. To wyjątkowa pozycja czytelnicza dla każdego, zarówno dla tych co wówczas mieli okazję na sobie przećwiczyć „uroki” tamtego systemu, ale szczególnie młodzieży polecam to przeczytać, by wiedzieć więcej, być mądrzejszym, nie dać sobie mącić.
Dla pełnej informacji trzeba powiedzieć, ze autor w niektórych faktach się pomylił (liczby, daty), może nie sprawdził źródeł, ale doskonale jest to ukazane i poprawione w przypisach końcowych redakcji. Osobiście jako kolarzowi przygodowemu brakuje mi tu trochę tego roweru, choćby takiego, jak to miało miejsce w pierwszej Bernarda podróży przez Polskę – czytelnicy pamiętają. Polecam każdemu tą wartościową opowieść, odkurzoną i przypomnianą historię.

Analizując ten reportaż, nie sposób oddzielić tej bardzo ciekawej książki od sylwetki autora, człowieka wielu zainteresowań i profesji. Angielski dżentelmen Bernard Newman to nie tylko pisarz, ale żołnierz, szpieg, podróżnik, człowiek instytucja o wysokim poczuciu etyki. Napisał ponad 150 książek! To autentyczny sympatyk Polski i ludzi tu mieszkających. W jego tryptyku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Roman Chojnacki „Gołąb cukrowy”
Będąc dumnym posiadaczem i czytelnikiem własnego księgozbioru, trudno jest się zdecydować na debiut mało znanego autora. Jednak, gdy dowiedziałem się, że znany mi osobiście, z naszych ogrodniczych spotkań, Roman Chojnacki napisał swą pierwszą powieść, natychmiast ruszyłem do księgarni, by uzupełnić swą bibliotekę. Kolejka woluminów do przeczytania w niej, jest dość długa, z wolnym czasem wiadomo, jak u każdego, a znanych i jeszcze nieprzeczytanych (tytułów i autorów) dużo, wielu kusi. Jednak naszego lokalnego pisarza, tylko w prozie debiutującego, bo w poezji ma już dorobek, postanowiłem na warsztat czytelniczy wrzucić natychmiast. Zawsze jest to obarczone pewnym ryzykiem rozczarowania lub jeszcze gorzej, nudy. Takie moje uprzedzenia. Moja poprzeczka do jakości literatury, z każdym rokiem zawieszona jest wyżej. Z dużym zainteresowaniem, ale i początkowym niepokojem rzuciłem się w wir czytelniczy. Przeczytałem powieść Romana Chojnackiego z bardzo dużą przyjemnością, to bardzo ciekawa lektura, o dość mrocznych czasach PRL-u, końca lat 60-tych ubiegłego wieku. „Gołąb cukrowy” to powieść dla mnie interesująca ze względu na postać głównego bohatera, nastolatka, który dojrzewa, dorasta, w tamtych czasach, które szczęśliwie odeszły do historii. Dzięki tej powieści można przenieść się w retrospektywie do młodych lat i tamtych scenariuszy życia, dialogów, a nawet osobistych doznań. Młodzieniec to jednak dość nietypowy, z bogatym życiem damsko-męskich relacji, miłości fizycznej nastolatków. A może jednak nie? Ten wycinek życia jest dość często podkreślany, chyba jednak nie wszyscy tak bogate życie erotyczne prowadzili. Mamy tu też wątek służb bezpieczeństwa, tajnej policji politycznej. Dzieje się dość sporo, jak na prowincję PRL-u. Książka jest bardzo ciekawa, przypominająca, tamte czasy, a młodszym pokoleniom, które miały szczęście w nich nie uczestniczyć, może byś ciekawą lekcją historii, jak i uświadamiającą, że problemy nastolatków w każdej epoce wyglądają podobnie. Autor nie ocenia, jest neutralny, chociaż mógłby, ma swoje doświadczenia osobiste z tamtych czasów. Książka jest bardzo autentyczna, czuć z niej zapach tamtej atmosfery, dla mnie zbyt jednak koloryzuje tamte duszne czasy. Polecam każdemu przeczytać „Gołębia cukrowego”, bo to dobra literatura, pomimo, że debiutancka. Moje wątpliwości i niepokój przed sięgnięciem i posmakowaniem tego dobrego dania literackiego okazały się malkontenctwem. Starsi mogą w retrospektywie wrócić do młodzieńczych lat, a młodzi mogą mieć ciekawą historię nastolatka, niewiele różniącą się od ich przeżyć, choć pewnie tamte pokolenia nie aż tak były przewrażliwione i wydelikacone konsumpcją.
Autorowi dziękuję za tą ciekawą książkę, pomimo, że nie do końca z tym łagodnym spojrzeniem na tamte lata się zgadzam. Panie Romanie proszę o więcej i życzę sukcesów literackich i ogrodniczych.
© by Andrzej Kujawa 25 IX 2023

Roman Chojnacki „Gołąb cukrowy”
Będąc dumnym posiadaczem i czytelnikiem własnego księgozbioru, trudno jest się zdecydować na debiut mało znanego autora. Jednak, gdy dowiedziałem się, że znany mi osobiście, z naszych ogrodniczych spotkań, Roman Chojnacki napisał swą pierwszą powieść, natychmiast ruszyłem do księgarni, by uzupełnić swą bibliotekę. Kolejka woluminów do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wakacjach w Chorwacji czuć wspaniałe lato, klimat wypoczynku i beztroski, nie sposób odwrócić wzroku od szmaragdowego koloru Adriatyku, aż chce się tam skoczyć i zaznać kąpieli. Przyjemna temperatura, jedzenie podane do stołu, słońce i miły powiew zefirku znad morza to dla wielu gości tego kraju jedyne wspomnienie, dla innych obiekt westchnień i marzeń o wymarzonym urlopie. Tak rzeczywiście można słusznie postrzegać ten kraj. Pewnie i ja tak postrzegł bym ten piękny kraj, ale niestety przed moim pobytem w byłej Jugosławii przeczytałem lekturę nieprawomyślną, prawdę niechlubną, oczywiście nie dotyczy to współczesnej Chorwacji, a byłej komunistycznej Jugosławii. Zanim wyjadę w jakieś miejsce staram się o kraju poczytać, poznać coś więcej. Dla mnie istnieje też historia i pamięć o pewnych wydarzeniach i czasach, które słusznie odeszły w niebyt. Po raz pierwszy reportaż „Naga wyspa. Gułag Tity” Božidara Jezernika przeczytałem wiele lat temu, właśnie przed wyjazdem w region bałkański. Odłożyłem na półkę do ponownego czytania. Czy może lepiej nie czytać? Pytanie to retoryczne. Świadomość daje nam przewagę i szersze spojrzenie. Książka ta jest jak kubeł zimnej wody, otwiera oczy, aż trudno w takie historie uwierzyć, ale obozy koncentracyjne nie skończyły się w cywilizowanej Europie wraz z zakończeniem drugiej wojny światowej. Ostatni więzień opuścił Nagą Wyspę w 1988 roku. Komunistyczny dyktator Jugosławii Josif Broz Tito urządził jeszcze bardziej okrutny obóz dla swych oponentów i to głównie dla takich, którzy po jednej stronie z nim walczyli podczas wojny, wyznawali te same poglądy. Zresztą jakie to ma znaczenie po której stronie stali, kim byli. Książka opisuje dzień codzienny obozowego życia, tortury, psychiczne znęcanie się, głód, pragnienie, poniżenie więźniów. Przy czym tak jest to wymyślnie skonstruowane by syn bił ojca, a sąsiad poniżał sąsiada, bo tylko taka jest szansa na przetrwanie. Zadaniem obozu koncentracyjnego „Naga Wyspa” nie była fizyczna eliminacja, ale reedukacja. Lektura to dla osób o silnej psychice, ciekawych mrocznej strony historii, pokazująca prawdziwą twarz socjalizmu i komunizmu. Czym to się różni? Prawda ujawniona przez Jezernika może być zbyt trudna dla przewrażliwionych, wydelikaconych konsumpcją, których nie brakuje. Jednak prawdę warto poznać, aby kiedyś się nie powtórzyła, a naprawiaczy życia nie brakuje. Autor przytacza na dowód mnóstwo nazwisk świadków. Uwiarygadnia to bardzo opisywane zdarzenia. Najbardziej poraziły mnie relacje byłych więźniów obozów niemieckich w Auschwitz, Ravensbruck, Buchenwaldzie, Dachau, którzy po wyzwoleniu i powrocie zostali uwięzieni na Nagiej Wyspie, jako kominternowcy. To porażające co mówią! Może lepiej nie czytać, bo co wakacje sobie psuć. Tak było ze mną, wchodziłem schłodzić się do Adriatyku, a ciągle tą wyspę sobie przypominałem, widziałem ją choć na horyzoncie tylko błękit morza. Ciekawe jest to, że jak mówiła pani przewodnik do dzisiaj w wielu chorwackich domach portret Josifa Broz Tito wisi na ścianie jako przykład i wspomnienie.

Na wakacjach w Chorwacji czuć wspaniałe lato, klimat wypoczynku i beztroski, nie sposób odwrócić wzroku od szmaragdowego koloru Adriatyku, aż chce się tam skoczyć i zaznać kąpieli. Przyjemna temperatura, jedzenie podane do stołu, słońce i miły powiew zefirku znad morza to dla wielu gości tego kraju jedyne wspomnienie, dla innych obiekt westchnień i marzeń o wymarzonym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Księgi Jakubowe” Olga Tokarczuk – proza z kotarami.

Wśród lektur omijanych ze względu na swą objętość, fizyczną wagę i potencjalną czasochłonność; zalegała na półce, ale i intrygowała powieść „Księgi Jakubowe” naszej noblistki, która znacząco przyczyniła się do jej sukcesów. Z literaturą Tokarczuk już miałem okazję się zapoznać. Jak do tej pory się nie zawiodłem. Jednak ciekawość historii i tamtych czasów zadecydowała. „Księgi Jakubowe” to powieść niezwykła, przenosząca nas w XVIII wiek do ówczesnej Rzeczpospolitej, tuż przed rozbiorami, które doprowadziły do zniknięcia kraju i państwowości. Jednak nie to jest treścią powieści. Autorka wkracza w życie Jakuba Franka, postać mistyczną, samozwańczego proroka, żydowskiego kupca, innowiercy, człowieka wielu religii. Akcja dzieje się głównie pośród żydowskiej społeczności, ale i pokazuje dworskie życie polskiej szlachty. Mistyk Jakub Frank to postać autentyczna i niezwykła w swym życiorysie, przechodzi wiele przemian religijnych. Czasami trudno się zorientować, co wyznaje. Religie to jeden z filarów tej powieści. Najbardziej interesujące jest tło społeczne, drugi plan, który pokazuje nam życie obywateli Rzeczpospolitej. Poza tym autorka ma jakiś plan wobec czytelnika, jakieś przesłanie, próbę odciągnięcia uwagi od głównej akcji. To bardzo intrygujące, jakby coś ukrytego było i mamy to sobie sami dopowiedzieć. Czytając tą bardzo ciekawą książkę mam takie wrażenie, że coś jeszcze się znajduje za kotarą tekstu, samodzielnie trzeba do tego dojść, nie jest to łatwe i jednoznaczne, można się pomylić, a można coś odkryć, co nie napisane. Proza Olgi Tokarczuk to literatura wyższej półki, nie dla każdego, raczej dedykowana wyrobionemu i wymagającemu czytelnikowi. Natychmiast tworzy się domysł, że jakiś nudny gniot to wydumany. Absolutnie nie, gdyż te ponad dziewięćset stron „Ksiąg…” czyta się bardzo lekko i z wielką przyjemnością czytelniczą. Bardzo trudno jest opowiedzieć o tej prozie, dla każdego może coś innego oznaczać. To cenna wartość, gdy książka pozostawia ślad w pamięci, uczy historii, pokazuje skomplikowane międzyludzkie relacje. Wydanie opatrzone jest bardzo ciekawą grafiką i pięknymi ilustracjami z epoki, dodaje to wartości woluminu. To już czwarta powieść Tokarczuk, o której mogę powiedzieć: wartościowa i intrygująca, choć niełatwa.

„Księgi Jakubowe” Olga Tokarczuk – proza z kotarami.

Wśród lektur omijanych ze względu na swą objętość, fizyczną wagę i potencjalną czasochłonność; zalegała na półce, ale i intrygowała powieść „Księgi Jakubowe” naszej noblistki, która znacząco przyczyniła się do jej sukcesów. Z literaturą Tokarczuk już miałem okazję się zapoznać. Jak do tej pory się nie zawiodłem....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewiele jest takich lektur, o których się nieustanie myśli, pamięta i wraca jak do cudownie innej rzeczywistości. Jedną z takich, które miały na mnie wpływ, wciągnęły w wydarzenie, pobudziły i tak nadmiernie rozciągniętą wyobraźnię jest totalny reportaż Kazimierza Nowaka, pokazujący z bliska, od strony „kuchni” jego niesamowitą podróż przez Afrykę. Dopiero drugie czytanie, dało mi bardziej szczegółową wiedzę. Autora uważam za największego polskiego podróżnika, pomimo że nic nie odkrył, nie wywoływał należnego zainteresowania, nie był znany i sławny w ówczesnej Polsce. To na pewno postać niebanalna, wymykająca się wszelkim porównaniom, w kontrze do establishmentu. To zapewne też postać tragiczna. On i jego rodzina przechodzili nieustanny niedostatek, ale nie z powodu braku zainteresowania obowiązkiem czy pracą, którą utracił nie ze swojej winy. Nikt przed nim, a myślę że i do dzisiaj nie pokonał 40 tysięcy kilometrów rowerem, pieszo, wąską łódką i na wielbłądzie. Podróż ta trwała 5 lat w samotności, ale i niezależności. Można sobie zadać pytanie: Po co mu ta mordercza podróż była potrzebna? Głównie wzywał go zew: poznawania ludzi, kontaktu z przyrodą, umiłowanie piękna, nieprzeciętna wrażliwość, sprzeciw wobec zła ówczesnego świata. Kazimierz Nowak był człowiekiem niezwykłej odwagi: dwukrotnie wymknął się śmierci na pustyni, pokonał włócznią lwa, raz dokonano na niego napadu rabunkowego w Edfu, wchodził na tereny uznane za niebezpieczne, gdzie dominowali ludożercy et cetera. Był to człowiek wysokiego morale, ohydę ludzkich upadków moralnych omijał dużym kołem, piętnując to.
Był też argument do podróżowania dość prozaiczny, pisał reportaże do gazet, sprzedawał zdjęcia, ale nie dla siebie, nie dla przyjemności, ale pragnął za wszelką cenę utrzymać i zabezpieczyć byt swojej rodzinie, którą kochał nad własne życie. Dziś może wydawać się to dziwne i niezrozumiałe, ale realia ówczesnej Polski były zupełnie inne. Nie przeszkadzało to jednak ludziom zakładać rodziny, posiadać dzieci i na ludzi je wychowywać. Kazimierz Nowak to człowiek totalny. W wieku 15 lat przeprowadził swą podróż do Rzymu na pieszo z Podkarpacia. Świat go pociągał od dzieciństwa.
Jego pióro bardzo mnie urzekło, jest niezwykle poruszające, emocjonalne, jak się raz zacznie czytać nie sposób przerwać, czytelnik nie czyta, jest razem z Kazkiem w środku puszczy, walczy z samumem na pustyni, osiąga sukces i radość Przylądka Igielnego, ale i cierpi w malarii przy 40 stopniach gorączki. Pomimo, że nie używa wyszukanego słownika reportaż ten jest dla mnie arcydziełem, tekst wypływa z głębi jego duszy, bez zastanawiania się jak go ocenią czytający, bez marketingowego wygładzania, bez poprawności. Nowak startował do swej podróży z Boruszyna, to kilka wiosek od mojej, tym bardziej należy Mu się upamiętnienie; nazwę tak nową odmianę twardej (prawie jak On) i niezniszczalnej rośliny. Przeczytałem w piątek, a w sobotę pojadę złożyć mu hołd na cmentarzu w Poznaniu. Pojadę tam rowerem.
Andrzej Kujawa

Niewiele jest takich lektur, o których się nieustanie myśli, pamięta i wraca jak do cudownie innej rzeczywistości. Jedną z takich, które miały na mnie wpływ, wciągnęły w wydarzenie, pobudziły i tak nadmiernie rozciągniętą wyobraźnię jest totalny reportaż Kazimierza Nowaka, pokazujący z bliska, od strony „kuchni” jego niesamowitą podróż przez Afrykę. Dopiero drugie czytanie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szukając po omacku w bibliotece, trudno się zdecydować i wraca się do sprawdzonych nazwisk. Takim intrygującym, wywołującym wzruszenia, emocje, a od tej pory dla mnie mistrz polskiej literatury, człowiekiem ikoną jest Leopold Tyrmand. „Filip” to moja trzecia książka non konformisty literackiego. Po przeczytaniu „Złego” i „Cywilizacji komunizmu” nie spodziewając się jakiejś wybitnej, lepszej i ponadczasowo poruszającej powieści popadłem w „Filipa” niczym dziecko w „Dzieci z Bullerbyn”. Jakże się mile zaskoczyłem, jakie wzruszenia, emocje i wojna, ale inna nie z bronią w ręku. Powieść to niezwykle wciągająca, pokazująca życie kelnerów z różnych okupowanych krajów, ale i Niemców. Akcja dzieje się we Frankfurcie nad Menem, rok 1943, naloty alianckie, właściwie wojna jest już rozstrzygnięta, ale nikt o tym we Frankfurcie nie wie. Niezwykła proza mistrzowsko opisująca rzeczywistość młodzieży potarganej przez los. Nie oni sobie ten los wymyślili i wymarzyli. Takiego opisu wojny nie można było drukować w PRL. Książka trafiła do szuflady i tam przeczekała do końca cenzury. O czym jest ta powieść? Dla mnie to wspaniała powieść o miłości. Miłości bezkompromisowej, prawdziwej i pozbawionej barier.
Filip, który z niejednego ogródka lubi kwiatki zrywać, prowadzi luźne życie, nagle zakochuje się z wzajemnością w Niemce Helli, która ratuje go z opresji i ma nietypowe poglądy. Oczywiście miłość to zakazana, groźna dla życia Filipa, pohańbienie rasy i takie tam hitlerowskie bla, bla, wiadomo jak było. Pojawia się pytanie, czy Filip uciekał przed odpowiedzialnością, przed walką? Absolutnie nie, pomimo swego dość wygodnego życia, jak na tamte czasy. Jak to się wszystko zakończy? Oczywiście, że nas …. Oczywiście, że warto czytać. Tytuł „Filip” oceniam bardzo wysoko i odkładam na półkę: Do powtórnego przeczytania. Tyrmanda od dziś nazywam: „Mistrzem polskiej literatury”. Ponoć nakręcono film na podstawie „Filipa”. Szczęśliwie go nie widziałem przed lekturą.
Po słowie: poprawka, jednak „Filip” został wydany w 1961 r.

Szukając po omacku w bibliotece, trudno się zdecydować i wraca się do sprawdzonych nazwisk. Takim intrygującym, wywołującym wzruszenia, emocje, a od tej pory dla mnie mistrz polskiej literatury, człowiekiem ikoną jest Leopold Tyrmand. „Filip” to moja trzecia książka non konformisty literackiego. Po przeczytaniu „Złego” i „Cywilizacji komunizmu” nie spodziewając się jakiejś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy życie w Związku Radzieckim było znane, a właściwie możliwe do wyobrażenia przez przeciętnego, statystycznego obywatela szeroko pojętego Zachodu? Czy jest możliwy całkowity zanik moralności, człowieczeństwa, a wolność to taka abstrakcja, że nikt już nie wie co to w ogóle oznacza? Jak to możliwe, że można zbałamucić i powalić na kolana cały naród i wmówić mu, że żyją w socjalistycznym (komunistycznym) raju, a każdego kto twierdzi odmiennie lub choćby zadaje pytania należy umieścić w obozie koncentracyjnym (łagrze), albo minimum zamknąć w szpitalu psychiatrycznym, bo jak twierdzi, ze mu się coś w ZSRR nie podoba, to na pewno musi być chory psychicznie.
Książka ta jest czymś pomiędzy autobiografią, reportażem z więzienia, łagru i zamkniętego zakładu (psychuszki). Pokazuje też obywatela sowieckiego, który został tak sterroryzowany, że wszystkie wektory moralności i zasad zostały poobracane lub pokrzywione.
Dla mnie zawsze ciekawe jest, że pomimo totalnej przemocy, znajdują się tacy jak Władimir Bukowski, którzy na pewnym etapie swego życia świadomie zaczynają życie pod prąd, w kontrze do zła. Być może przyczyniła się do tego jego babcia, która jeszcze pamiętała ze swej młodości, że kradzież to zło, a problemów nie rozwiązuje się bijatyką. To nie przystoi człowiekowi, bo o kulturze nawet nie wspominajmy. Myślę, ze to właśnie ta Pani, opiekując się małym Władimirem umiała i chciała pokazać zasady.
Książka to dość precyzyjnie pokazuje od środka, od strony prześladowanego, cały system zła, przemocy, obłudy, łamania wszelkich reguł i praw, łącznie z łamaniem konstytucji ZSRR, tortur, korupcji, znęcania się nad więźniami; oczywiście nie politycznymi, bo takich ponoć nie było. Okazuje się, że takich jak bardziej znany Władimir Bukowski było więcej, a opozycja ta jest wymieniona na końcu w przypisach.
Jestem przekonany, że gdyby decydenci na Zachodzie więcej czytali, poznali „I powraca wiatr…” zrozumieli by więcej i trzy razy zastanowili by się, co jest ważniejsze: wolność, demokracja, niezależność, szacunek i tolerancja, czy tania ropa i gaz, pieniądze, wygodne życie, luksus i hedonizm. Przed takim wyborem stoi obecnie Europa. Rezygnacja z pierwszego, absolutnie nie daje gwarancji uzyskania drugiego.
Decydenci Europy – zacznijcie czytać, a zrozumiecie i wasze wektory wartości powrócą do źródeł tego co zbudowało naszą Cywilizację.
Dawno, czegoś tak dobrego nie czytałem. Polecam, aby poznać. Zrozumieć może być trudno, ale prawdę o tamtych, szczęśliwie minionych czasach warto poznać, aby coś nie wróciło.
Poza tym to wartościowe dzieło literackie, po raz kolejny przekonuję się, że literatura rosyjska to górna półka dla wymagających w przeciwieństwie do rosyjskiego imperializmu; to dolna półka dla byle jakich.

Czy życie w Związku Radzieckim było znane, a właściwie możliwe do wyobrażenia przez przeciętnego, statystycznego obywatela szeroko pojętego Zachodu? Czy jest możliwy całkowity zanik moralności, człowieczeństwa, a wolność to taka abstrakcja, że nikt już nie wie co to w ogóle oznacza? Jak to możliwe, że można zbałamucić i powalić na kolana cały naród i wmówić mu, że żyją w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sztuka filmowa to pewnie dziedzina artystyczna mająca największy wpływ na statystyczną większość ludzi. O filmach mówi się, pamięta, a nawet identyfikuje z bohaterami lub ideami, które prezentują. Aktor ukazuje się nam bardziej w odgrywanej roli i takim będziemy go pamiętać, uwielbiać za odgrywane role. Bardzo rzadko czytam biografie aktorów, ale gdy spotkałem na półkach księgarskich „Clinta…” bez chwili wahania podjąłem wyzwanie przeczytania tej dość sporej, obfitej i szczegółowej w detalach cegły księgarskiej. Oczywiście zadecydowała o tym moja fascynacja odgrywanymi rolami przez ikonę Ameryki Clinta Eastwooda. Dobrze wiedziałem, że Clint jako człowiek z Hollywood może okazać się innym niż Brudny Harry, czy prezentujący się jako szlachetny kowboj. Uważam, że tylko rzetelna biografia pozwoli na stanięcie w prawdzie i poznaniu tego niezwykłego człowieka. Okazało się, że mam tu do czynienia już z bodaj czwartą biografią, ale niestety nieautoryzowaną. Clint Eastwood nawet wygrał proces z autorem i zakazano wydawanie tej książki w USA. Cóż to oznacza? Dla mnie znaczy to, że są takie treści i fakty, które nie miały miejsca lub po prostu są kłamstwem. Czytelnik z Bąblina nie jest zdolny do rozpoznania co jest prawdą, a co jest fikcją. Bardzo obniża to wartość tej biografii, która winna podawać tylko prawdę, bez względu na to co sobie ktoś pomyśli. Taka winna być biografia, odbitką rzeczywistych wydarzeń.
Pomimo tego z wypiekami na twarzy rzuciłem się na ,,Clinta…”, bo chciałem poznać go bliżej. Od samego początku można przeczytać, pomiędzy wierszami, że autor nie przepada za bohaterem, szczególnie uwypuklając jego wady. Biografia sięga, aż do kilku pokoleń wstecz, jest opatrzona wiarygodnymi przypisami. Pomimo, że autor bardzo szczegółowo pokazuje genezę powstawania wszystkich filmów Clinta nie mamy tu do czynienia z nudą, a książkę czyta się łatwo i z dużą przyjemnością czytelniczą. Biografia jest bardzo ciekawie napisana. Nie będą oczywiście streszczał, ale autor zagląda bardzo głęboko, a szczególnie upodobał sobie buduar Eastwooda. Pomimo, że dowiedziałem się o wielu nie chwalebnych postawach bohatera, nadal będę uważał go za wybitnego aktora, reżysera, a do filmów zawsze wracam z wielkim zaciekawieniem i radością oglądania, gdzie dobro ze złem zwycięża. Iluzja ta filmowa niech dalej wzrusza i inspiruje. Przeczytać polecam, choć cień nieprawdy, bądź manipulacji nad książką tą zalega.

Sztuka filmowa to pewnie dziedzina artystyczna mająca największy wpływ na statystyczną większość ludzi. O filmach mówi się, pamięta, a nawet identyfikuje z bohaterami lub ideami, które prezentują. Aktor ukazuje się nam bardziej w odgrywanej roli i takim będziemy go pamiętać, uwielbiać za odgrywane role. Bardzo rzadko czytam biografie aktorów, ale gdy spotkałem na półkach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy nowa książka autorstwa Waldemara Łysiaka jest szokującym opisem świata? Nie, raczej jest uderzeniem obuchem w potylicę! Rzadko zdarza się, aby książkę przeczytać w dwie nocki. Autora raczej nie trzeba przedstawiać, jednak można go określić jako erudytę, człowieka o konserwatywnych poglądach, wielkiego znawcę historii, intelektualistę, ale takiego nie ze względu na wykształcenie i papiery, ale ze względu na wiedzę i mądrość, filozof, koneser sztuki, itd. Oczywiście outsider z wyboru to też właściwe słowo dotyczące tego pisarza. Jest zapewne solą w oku wielu. Ale nie o Łysiaku tu chciałbym pisać; czytelnicy jego ogromny dorobek znają. Czym jest dół? Już na drugiej stronie mamy rozwinięcie tytułu. Książka ta jest dość pesymistycznym obrazem współczesnego świata, zanikiem wartości, ogłupiającym wpływem mass mediów, brakiem odwagi, zanikiem męskości, rozmydleniem postaw, konformizmem, moralnością tytułową. Jakoś w swoim otoczeniu mało tego widzę, ale może…Wydaje się, że sprawy, które tu przedstawia są przerysowane, jakieś tendencyjnie nastawione i ukierunkowane na określoną myśl i pogląd. Jednak, czy tak jest na pewno? Autor cytuje bardzo wiele wypowiedzi różnych znanych i mniej znanych osób z establishmentu i wykluczonych z niego. Właściwie to cała książka jest tymi cytatami opatrzona. Autor jest znany z rzetelności, bo nie słyszałem, aby ktoś go do sądu zaprosił. Odradzam czytać tą książkę! Po co tracić dobre samopoczucie, które bossowie Internetu, telewizji i potocznej opinii nam podają.

Czy nowa książka autorstwa Waldemara Łysiaka jest szokującym opisem świata? Nie, raczej jest uderzeniem obuchem w potylicę! Rzadko zdarza się, aby książkę przeczytać w dwie nocki. Autora raczej nie trzeba przedstawiać, jednak można go określić jako erudytę, człowieka o konserwatywnych poglądach, wielkiego znawcę historii, intelektualistę, ale takiego nie ze względu na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorkę tej ciekawej, ale i kontrowersyjnej książki po raz pierwszy nie czytałem, lecz w programie dokumentalnym o drzewach widziałem. O programie nie będę pisał, można go zobaczyć na kanale Plenette.
W związku z tym, że dendrologiczny temat jest mi bardzo bliski z tytułu pracy, zainteresowań, a nawet powiem że i pasją mą życiową jest, dlatego natychmiast nabyłem, aby czegoś nowego i świeżego się dowiedzieć. Książka ta jest mieszanką naukowych, bardzo wartościowych badań, głównie nad łączeniem się drzew za pomocą mikoryzy w podziemną sieć. Pani Simard badając te połączenia udowadnia, że to co widzimy patrząc na widoczne pnie i korony drzew jest tylko nieznaczna częścią życia lasu, a kondycja i siła i odporność drzew, jak i setki lat życia zawdzięczają one łączności z strzępkami grzybów, które na drodze ewolucji wyprowadziły niezwykle skomplikowane zależności i to nie tylko w obrębie tego samego gatunku, ale i pomiędzy różnymi gatunkami, w tym udowodniła łączność i wspomaganie się gatunków tak odmiennych jak brzoza i daglezja. Wskazała też interesującą łączność (mikoryza) pomiędzy drzewami dorosłymi (nazwała je matkami), a młodymi siewkami. Informacje to bardzo interesujące, choć chyba nie aż tak odkrywcze, bo o mikoryzie (mykoryzie) wiedziano już wcześniej, jednak Simard dokonała tych badań bardziej szczegółowo, wykonując próby i doświadczenia na kontroli bez mikoryzy. Na pewnym etapie swej pracy zawodowej popadła w konflikt, może sprzeczność z władzami leśnych przedsiębiorstw. Do tego momentu polecam tą publikację jako bardzo interesującą i dającą nową wiedzę i informację naukową.
Niestety wydaje mi się, że autorka zagalopowała się w swych twierdzeniach, że drzewa mają uczucia, są inteligentne, opiekuńcze itd., chociaż nie mówi o tym wprost. Myślę, że powaga jej pracy uległa tu deprecjacji. Pani Suzanne Simard chyba ulega pewnej modzie naiwnych środowisk przypisujących cechy ludzkie przedmiotom, drzewom, roślinom nie z przymrużeniem oka, ale całkiem na poważnie i w gotowości do obrony tej tezy. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że drzewa mają jakieś uczucia, pamięć, bo nie mają mózgów, a jak odróżnić te dobre od tych złych - czarnych owiec wśród drzew? Oczywiście, że jest udowodnione, że akacje na sawannie informują się lotnymi związkami o zagrożeniu żerowaniem, że zmienią wówczas skład chemiczny swych liści, ale wynika to z fizjologii, a nie empatii. Osobiście widziałem zasklepione i zabliźnione pniaki po ściętych daglezjach w Puszczy Zielonka, ale to wynik nie uczuć, ale łączenia się korzeni różnych egzemplarzy w lesie i wspomagania się asymilatami. Nie mieszajmy tutaj pojęć. Simard udowodniła, że starsze drzewa wspomagają młode dostarczając im asymilatów, to też fizjologia, mykologia, ale nie ludzka (drzewna?) empatia. Autorka chyba zbyt tu się w fantazję zagalopowała. Szkoda, bo to bardzo obniża wartość tej ciekawej książki.
Książka jest też zapisem przebiegu kariery zawodowej, ale też jej życia prywatnego, przy czym bardzo się z tym swoją prywatnością odsłania.
Uważam, że to książka kontrowersyjna, zarówno bardzo ciekawa i pokazująca naukowe nowości dla dendrologów i mykologów, ale trochę i wywołująca uśmiech ze względu na zagalopowanie się w fantazję. To tylko moja subiektywna ocena. Przeczytać warto.
© by Andrzej Kujawa XII 2021

Autorkę tej ciekawej, ale i kontrowersyjnej książki po raz pierwszy nie czytałem, lecz w programie dokumentalnym o drzewach widziałem. O programie nie będę pisał, można go zobaczyć na kanale Plenette.
W związku z tym, że dendrologiczny temat jest mi bardzo bliski z tytułu pracy, zainteresowań, a nawet powiem że i pasją mą życiową jest, dlatego natychmiast nabyłem, aby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzję swą rozpocznę cytatem mojej ulubionej pieśni znanego nielicznym Pawła Rozwadowskiego „Kelnera”: „zanim przestaniesz być sobą, staraj się zapamiętać dziecięce uczucia, dziecięce uczucia…”.
Zrozumienie dorastającej młodzieży, przez dorosłych, dojrzałych i stabilnych w postanowieniach i uczuciach nie jest wcale łatwe. Ulegamy pewnym schematom i stereotypom i skrótom myślowym o naszych dzieciach, ich potrzebach, wyobrażeniach i niezwykle trudnym okresie dojrzewania. Niech książka koreańskiej autorki będzie tu opowieścią rozświetlającą te zakamarki młodej Duszy. Opowieść to niebanalna, pokazująca nastolatka Yunjae, którego rzadka choroba ciała migdałowatego w mózgu powoduje u niego brak odczuć, uczuć i jakichkolwiek reakcji z tym związanych. Przypadłość ta pozwala mu na normalne fizyczne funkcjonowanie, ale zamyka go na relacje z ludźmi, a w tym z rówieśnikami. Dorastający chłopak jest świadkiem brutalnego ataku na swą rodzinę, krew się leje, śmierć dosięga babcię. Choroba nie pozwala na strach, rozpacz i współczucie. Jednak nie do końca tak się dzieje. Niesprawność okazuje się nie taka oczywista, gdyż nawiązuje kontakt z wyalienowanym, agresywnym, niechcianym outsiderze Gonie. Najpierw kolega, z czasem staje się przyjacielem. Ciekawe połączenie nadpobudliwego z nic „nieczującym”. Pojawia się też koleżanka lekkoatletka, która z Yunjae znajduje wspólny język, coś się dzieje, chłopak nie potrafi nazwać tego bo przecież mózg jego nic nie czuje. Ona go ciekawi. Powieść to niezwykle wciągająca, pozwala na powrót do świata wartości i uczuć w młodych Duszach się rodzących. Młodego bohatera nie omija osobista tragedia, która jednak staje się przyczyną początku szczęśliwego powrotu do odczuwania. Książka o mocnym ładunku emocjonalnym, wzruszająca, ale i pomagająca z empatią na czyjeś problemy spojrzeć. Polecam każdemu, a młodzieży szczególnie.
Po słowie. Tym sposobem moje zainteresowanie literaturą koreańską, azjatycką dzięki Pani Wong-pyug Sohn stanie się większe. Koreańczyków spotykałem na swych ścieżkach podróżniczych, np. na Szlaku Św. Jakuba w Hiszpanii i Portugalii. Myślałem o nich jako o turystach, okazało się, że pielgrzymami katolickimi tam byli.

Recenzję swą rozpocznę cytatem mojej ulubionej pieśni znanego nielicznym Pawła Rozwadowskiego „Kelnera”: „zanim przestaniesz być sobą, staraj się zapamiętać dziecięce uczucia, dziecięce uczucia…”.
Zrozumienie dorastającej młodzieży, przez dorosłych, dojrzałych i stabilnych w postanowieniach i uczuciach nie jest wcale łatwe. Ulegamy pewnym schematom i stereotypom i skrótom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapewne większość z nas pragnie się doskonalić, poprawiać swe obyczaje, zachowania i charakter. Trudno się o tym rozmawia, jak i trudno znaleźć rozmówców w czasach życia na skróty, niechęci do brania odpowiedzialności, jednorazówek, bylejakości, byle dużo, byle tanio, bez nadmiernego wysiłku. Autor tej intrygującej książki zmienia stery na prawdę, solidność, trwałość, zdrowie, sport, wiedzę i wiarygodność, jednocześnie obalając pewne mity i stereotypy mówiące o niby rachitycznych gentelmeńskich postawach. Ciekawa książka to niezwykle, można w nią spojrzeć jak w lustro i coś o sobie się dowiedzieć, a potem warto by i naprawić. Jednak nie znajdziemy tu gotowego, szybkiego do zrobienia przepisu: Jak poprawić charakter? Kielban określa pracę nad sobą jako długą drogę dla cierpliwych, bez pośpiechu, w organicznej harówce dnia codziennego. Łatwo nie będzie, ale tylko metodą drobnych kroków osiągniemy sukces piękniejszego, bardziej wartościowego, z klasą życia. Mówi: odwagi i nie daj się bylejakości. Po przeczytaniu pojawiają się pytania. Czy jego przewodnik nie zaleca aby życia pod prąd? Można i tak to odczytać, ale jednak myślę, że warto przeczytać tą książkę, bo odwagi do zmian nam doda. Książka jest skierowana raczej do mężczyzn, którzy już niczego udowadniać nie muszą, ale rozwijać się pragną. Polecam bardzo.

Zapewne większość z nas pragnie się doskonalić, poprawiać swe obyczaje, zachowania i charakter. Trudno się o tym rozmawia, jak i trudno znaleźć rozmówców w czasach życia na skróty, niechęci do brania odpowiedzialności, jednorazówek, bylejakości, byle dużo, byle tanio, bez nadmiernego wysiłku. Autor tej intrygującej książki zmienia stery na prawdę, solidność, trwałość,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowieść to niezwykła życiem pisarza przebyta. Cała książka pokazuje nam jakiś inny już nieistniejący świat ludzi, choć zwykłej rodziny, w tle międzywojennego kraju. Wszystko się układa, pomyślność zapowiada się w tej rodzinie wielka, szczęście, wzajemne zrozumienie, wiara, normalne wydarzenia i harmonia dnia powszedniego toczy się jak powinna. Artystyczne cele i podróże pisarza i jego córek przebiegają zgodnie z planem. Nagle wszystko przerwa hekatomba, najazd Niemców na Polskę, rozdzielenie rodziny i trauma wojny światowej. Esej ten jest napisany niebanalnym, pięknym i z polotem myśli językiem. Kilka obrazów tam opisanych pozostanie na trwale w pamięci. Dla mnie to będą pewnie: podróże rowerem do odległej Szwajcarii, ze zmęczeniem, widokami, spotkanymi ludźmi, ale i wywrotki co nieuniknione. Później w Powstanie 1944 tym rowerem pojedzie córka Krysia, która polegnie jako żołnierz honoru polskiego broniąca. Tragiczne losy rodziny Wańkowicza, śmierć zbiera duże żniwo. Powstanie Warszawskie jest tam pokazane z całą jego częścią o wolność boju, ale najcenniejsza tkanka ludzkiej elity zostaje tam kres swego życia. Reszta dokonuje się już po wojnie. Tego pisarz nie relacjonuje. Niezwykle przejmująca jest treść odpowiedzi Wańkowicza na list poległej córki, napisany za życia. Pisarz już wie o śmierci, pomimo tego odpisuje na ten list. To trzeba przeczytać, esencja człowieczeństwa i rozpaczy ojca. Wszystkim przyszłym ojcom, mężom polecam przeczytać list drugiej córki o przebiegu porodu. Nie wiedziałem, nie wyobrażałem sobie, nic nie znałem, a teraz wiem co dla Matki znaczy poród. Ojcowie do lektury! „Ziele na kraterze” to literatura z wysokiej półki i odstawiam ją właśnie tam wysoko. Dreszcz emocji większy, gdy ujmuje się egzemplarz, co w rękach mistrza Wańkowicza był.

Opowieść to niezwykła życiem pisarza przebyta. Cała książka pokazuje nam jakiś inny już nieistniejący świat ludzi, choć zwykłej rodziny, w tle międzywojennego kraju. Wszystko się układa, pomyślność zapowiada się w tej rodzinie wielka, szczęście, wzajemne zrozumienie, wiara, normalne wydarzenia i harmonia dnia powszedniego toczy się jak powinna. Artystyczne cele i podróże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

‘’FIEDLER GŁÓD ŚWIATA” Piotr Bojarski
Biografia, na którą czekałem, ponieważ poznając świat, z książek poznańskiego podróżnika za nastoletnich lat nie zastanawiałem się kim był autor, co robił, jak żył, gdzie, dlaczego tak go nosiło. Kilka lat temu udało mi się przeczytać, co prawda swego rodzaju autobiografię Arkadego Fiedlera „Wiek męski zwycięski”, jednak po tej lekturze pojawiły się nowe pytania i niejasne stanowisko Fiedlera. Na wiele tych pytań odpowiada Piotr Bojarski, przejeżdżając swym „Głodem…” po całym życiu pisarza z Puszczykowa. Wygląda, że autor obiektywnie pokazuje nam niejednoznaczną postać, zarówno jego przedwojenne chwalebne czyny powstańca wielkopolskiego, jego pierwsze podróże, napisanie „Dywizjonu 303” i pierwsze wydania przemycane do okupowanego kraju, co stały się pocieszeniem i nadzieją dla zniewolonej Ojczyzny. Przeczytamy też o pierwszych latach po powrocie Fiedlera do kraju. Przez pewien czas jest na celowniku służb utrwalających władzę. Aby móc dalej podróżować, uzyskać paszport, bo może nie wszyscy wiedzą, ale w PRL – u dowód tożsamości (paszport) był przywilejem dla nielicznych Arkady Fiedler coraz bardziej staje się uległy, idzie na kompromisy, na nowo redaguje swe książki, pisze zgodnie z linią i powoli, powoli staje się narzędziem w rękach władzy PRL. Nigdy jednak nie wstępuje do partii, nigdy nikomu nie szkodzi. Piotr Bojarski określa go jako konformistę.
Pamiętam ze swych nastoletnich lat bibliotekę naszą gminną, a szczególnie jedną półkę, do której podchodziłem w pierwszej kolejności, tak to była półka Arkadego Fiedlera. Pamiętam, że to on otworzył przede mną świat, który był niedostępny i pociągał, a jedynym antidotum na tą tęsknotę był autor z pobliskiego Puszczykowa. To on pokazał inny, piękny, groźny, egzotyczny i ciekawy świat. Dziękuję mu za to. Jednak stając w prawdzie trzeba się zgodzić, że stał się w pewnym momencie konformistą i dla zdobycia funduszy i choćby paszportu uległ, chwalił komunistów, podczas gdy jego koledzy pióra: Jasienica, Kisielewski, Bartoszewski gnębieni przez cenzurę i skazywani byli na pisanie do szuflady, a nawet prześladowania i pobicia przez „nieznanych” sprawców.
Fiedler wielkim człowiekiem był, pisarzem co pomógł zamkniętym w klatce żelaznej kurtyny świat zobaczyć, choć nie wszystko co czynił do chluby zaliczyć można.
To bardzo ciekawa lektura, dla tych co przez różowe okulary nie chcą patrzeć. Polecam.

‘’FIEDLER GŁÓD ŚWIATA” Piotr Bojarski
Biografia, na którą czekałem, ponieważ poznając świat, z książek poznańskiego podróżnika za nastoletnich lat nie zastanawiałem się kim był autor, co robił, jak żył, gdzie, dlaczego tak go nosiło. Kilka lat temu udało mi się przeczytać, co prawda swego rodzaju autobiografię Arkadego Fiedlera „Wiek męski zwycięski”, jednak po tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Podróż ludzi Księgi” Olga Tokarczuk
Nadrabiam zaległości literaturowe i to te uznane za wybitną przez establishment Nagrody Nobla. To moja druga książka naszej noblistki. „Podróż…” jest debiutem, chlubę naszemu krajowi przynoszącej autorki. Pisanie Pani Tokarczuk jest niebanalne, płynąca opowieść zmusza nas do koncentracji, bo mam takie przeczucie, że jakieś drugie dno lub domyślaną opowieść samemu trzeba sobie domyśleć. Tak pisać mogą tylko artyści! Jednak nie nazwałbym tej powieści trudną literaturą, raczej nie pozwalającej na dekoncentrację. Opowieść ta pokazuje podróż ludzi z różnych stanów lub klas, którzy chcą odkryć, zdobyć, dowiedzieć się treści legendarnej Księgi, której treść ma rozwiązać problemy społeczeństw targanych nietolerancją religijną, wojnami XVII – wiecznej Francji. Jak to podczas podróży, w drodze różne sprawy się zdarzają, spotyka się ciekawych ludzi, ale i trudy są grupie nieobce. Pojawia się zauroczenie, ale i śmierć. Legendę Księgi poznaje tylko jeden uczestnik, niestety nie doczytuje jej treści. Czym była ta Księga? To raczej ostatnie pytanie, z którym zostawia nas autorka. Bardzo ciekawe, raczej dla wyrobionego czytelnika, a może dla każdego? Polecam.

„Podróż ludzi Księgi” Olga Tokarczuk
Nadrabiam zaległości literaturowe i to te uznane za wybitną przez establishment Nagrody Nobla. To moja druga książka naszej noblistki. „Podróż…” jest debiutem, chlubę naszemu krajowi przynoszącej autorki. Pisanie Pani Tokarczuk jest niebanalne, płynąca opowieść zmusza nas do koncentracji, bo mam takie przeczucie, że jakieś drugie dno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Przemienienie" Szczepan Twardoch to pisarz zapewne wybitnym talentem niebanalnej opowieści tworzenia obdarzony. Pisze kontrowersyjne historie, niebanalne i niezwykle ciekawe. Po przeczytaniu najbardziej znanych: "Król", "Królestwo" postanowiłem odnaleźć coś z początków jego twórczości. "Przemienienie" to dawniejsza powieść utrzymana w konwencji sensacyjnej. Napisana z polotem, bardzo wciągająca i ciekawa. Książka pokazuje mroczne czasy dogorywającego PRL-u, a właściwie to jej służby, które dobrze się orientowały, że koniec jest bliski, tworząc swoje przyszłe miejsce w nowej rzeczywistości. Tematem książki jest oczywiście inwigilacja, łamanie charakterów, szantaże, prześladowania i wszelkiego rodzaju inne ohydztwa z wnikaniem do buduaru włącznie. Autor pokazuje nam wyraźnie zło i degeneracje, które było w kontrze do społeczeństwa, jednak jest tu też postać głównego bohatera, pomimo swej służby, będącego postacią wymykającą się spod nadzoru swych esbeckich przełożonych. Postać ta odróżnia się intelektem, od swych kolegów, choć moralność i motywacje nim kierujące są podobne. Swoje prawdziwe pochodzenie i plany dowódców, które odkrywa są głównym tematem tej powieści. Książka jest zapewne fikcją literacką, ale czy nieprawdopodobną? Autor pokazuje i odróżnia dobro od zła, nie oszczędzając bynajmniej uwikłania, konformizmu i wątpliwej moralności tych, którzy winni być kapłanami - przewodnikami. Powieść polecam każdemu, szczególnie młodemu pokoleniu, jako ciekawy wycinek naszej historii. Czyta się to z wielką przyjemnością czytelniczą.

"Przemienienie" Szczepan Twardoch to pisarz zapewne wybitnym talentem niebanalnej opowieści tworzenia obdarzony. Pisze kontrowersyjne historie, niebanalne i niezwykle ciekawe. Po przeczytaniu najbardziej znanych: "Król", "Królestwo" postanowiłem odnaleźć coś z początków jego twórczości....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść o zwykłych dzieciach, które znalazły się w niecodziennie
skrajnej życiowej sytuacji rozbitków, którzy uratowali się z katastrofy lotniczej. Przyszło im nagle usamodzielnić się i walczyć o przetrwanie w aktywnym oczekiwaniu na pomoc ratunkową. Na początku wykazują się dojrzałością i organizacyjnym porządkiem. Myślą o podawaniu na zewnątrz sygnałów dymnych, polują i zbierają owoce, wybierają swego przywódcę, wszystko dobrze się zapowiada. Jednak wraz z upływającym czasem dokonują się podziały na naszych i tamtych, pojawiają się ambicje przejęcia władzy, podporządkowania i jedynie słusznej grupy, zanika wspólnota. Siła zaczyna się liczyć, argumenty i dyskusja nad wspólnym celem ratunku odchodzi w jakiś nieznany sposób. Doprowadza to do walk i morderstw. Nikt już nie wie jak do tego doszło, dlaczego wśród zwykłych, dobrych dzieci pojawiają się osobowości i zachowania patologiczne. Skąd te przykłady. Autor swą powieścią z nagrodą Nobla nie zostawia złudzeń, że człowiek w pewnych okolicznościach staje się bezwzględnym i nieludzkim. Czyżby William Golding zbyt wiele widział podczas wojny, w której uczestniczył jako żołnierz? To nie lektura lekka i przyjemna, jednak ku przestrodze przeczytać warto.

Powieść o zwykłych dzieciach, które znalazły się w niecodziennie
skrajnej życiowej sytuacji rozbitków, którzy uratowali się z katastrofy lotniczej. Przyszło im nagle usamodzielnić się i walczyć o przetrwanie w aktywnym oczekiwaniu na pomoc ratunkową. Na początku wykazują się dojrzałością i organizacyjnym porządkiem. Myślą o podawaniu na zewnątrz sygnałów dymnych, polują i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść o czasach chwalebnych dla Wielkopolski i narodu tu zamieszkującego. Pokazuje jeden z mniej znanych epizodów tego przemyślanego, ale i jednocześnie spontanicznego zrywu i sięgnięcia po broń w celu wyzwolenia się spod pruskiej niewoli. Akcja toczy się w Jarocinie, który wyzwolił się jeszcze przed wizytą Paderewskiego, bo już w listopadzie 1918 roku w jarocińskich koszarach władzę przejęły polskie oddziały. Wyczekiwanie na odpowiedni moment, czyli wtedy, gdy Niemcy wojny mieli dość, a zawierucha rewolucyjna w Kilonii i innych miastach Rzeszy wytworzyła, jak to rewolucja socjalistyczna chaos, awanturę i zwykły bałagan. Powstańcy nie mieli ochoty ginąć, lecz bardzo chcieli dołączyć do Polski, byli patriotami, lecz wykazali się bardziej sprytem, myśleniem, wyobraźnią, zastosowaniem blefu i podstępu dla celu jakim była Wielkopolska w granicach Rzeczpospolitej. Historia pokazała, że doskonale wykorzystali moment, no bo przecież wcale nie stanowili potęgi militarnej. Gdyby Powstanie Wielkopolskie nie zdobyło ogromnego terytorium niewielkimi stratami, prawdopodobnie zgermanizowane byłyby te rdzenne polskie obszary. Książka ciekawa i z wątkiem ludzkim, miłosnym, o braterstwie broni i patriotyzmie po jarocińsku.

Powieść o czasach chwalebnych dla Wielkopolski i narodu tu zamieszkującego. Pokazuje jeden z mniej znanych epizodów tego przemyślanego, ale i jednocześnie spontanicznego zrywu i sięgnięcia po broń w celu wyzwolenia się spod pruskiej niewoli. Akcja toczy się w Jarocinie, który wyzwolił się jeszcze przed wizytą Paderewskiego, bo już w listopadzie 1918 roku w jarocińskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lektura, a właściwie opowieść będąca zapisem roku w ulu i poza nim w niezwykłej społeczności owadziej zaprzęgniętej przez człowieka do pracy na rzecz entomologicznej rodziny, jak i potrzeb ludzkich. Książka jest interesującą dla przyrodników, pszczelarzy i wszystkich, których po kątach nosi, dopóki się nie dowiedzą, ale głębią wiedzy, a nie googlowskim "podobno". Okazuje się, że to bardzo skomplikowana i bezwzględna społeczność, dla której dobro ogółu ula jest nadrzędne i gromadzenie zapasów dla następnych jest celem. Nie łatwa to powieść i dobrze, że dopiero po tylu latach zasięgnąłem do zakamarków swej BIBLIOTEKI. Oczywiście, miałem przyjemność czytania nowego wydania z świetnymi ilustracjami i grafikami. Przyglądając się tym starym ilustracjom, szkoda, że już tak rzadko można się spotkać z ilustracjami biologicznymi, dawniej tak szczegółowymi w detale. Książkę polecam każdemu, kto na podwórko ludzkiego gospodarstwa i przyrodniczej łąki z nieprzeciętnym zainteresowaniem patrzy. Raczej dla wyrobionych czytelników, a może to ja..... się jeszcze nie wyrobiłem?

Lektura, a właściwie opowieść będąca zapisem roku w ulu i poza nim w niezwykłej społeczności owadziej zaprzęgniętej przez człowieka do pracy na rzecz entomologicznej rodziny, jak i potrzeb ludzkich. Książka jest interesującą dla przyrodników, pszczelarzy i wszystkich, których po kątach nosi, dopóki się nie dowiedzą, ale głębią wiedzy, a nie googlowskim "podobno"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jakaś socjologiczna rozprawka, analiza i nieźle się dostaje. Autor podejmuje się oceny i jak zwykle nie wchodzi do salonów, aby dobrze wypaść, nie rozważa, aby komuś się nie narazić. Bardzo interesująca lektura, lecz nie dla każdego. Ci co wiedzą wszystko i nie mają żadnych wątpliwości niech nie czytają. Dowiadujemy się może tego, co nie widzimy, bo różowe lub zielone (moje) okulary nam przesłaniają. Kolejna bezkompromisowa książka Ziemkiewicza nie lituje się nad nami i naszą mentalnością, chociaż jak zwykle nie ze wszystkimi tam tezami mogę się zgodzić, to jedno jest pewne: autor niebanalny, z oryginalnymi poglądami, nieprzystającymi do odgórnie ustalonych ,,prawd''. Podaje zastanawiające dane z Eurostatu, obnaża kłamstwa. Jak zwykle po przeczytaniu Ziemkiewicza pozostaje wiele do przemyśleń, ale i wątpliwości dotyczących zbyt daleko posuniętych analiz. Ciekawe !

To jakaś socjologiczna rozprawka, analiza i nieźle się dostaje. Autor podejmuje się oceny i jak zwykle nie wchodzi do salonów, aby dobrze wypaść, nie rozważa, aby komuś się nie narazić. Bardzo interesująca lektura, lecz nie dla każdego. Ci co wiedzą wszystko i nie mają żadnych wątpliwości niech nie czytają. Dowiadujemy się może tego, co nie widzimy, bo różowe lub zielone...

więcej Pokaż mimo to