-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel11
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-12-22
Mówią, że miłość, to najpotężniejsze uczucie spośród wszystkich jakie odczuwamy. Z miłości możemy zrobić wszystko. Dla ukochanej osoby, niewiele myśląc, moglibyśmy skoczyć w ogień. Gdy jednak stracimy kogoś bliskiego, nasze serce pęka, rozpada się. Czujemy ogromną tęsknotę. Jeśli pokochana przez nas osoba nas zrani, odczuwamy ból, rozpacz. Odnosimy uczucie, jakby ktoś wbijał nam nóż w serce. Nie myślimy wtedy racjonalnie. Nie powstaniemy zaraz z podniesioną głową, by pokazać jacy jesteśmy silni. Złamane serce nie potrafi się w krótkim czasie zregenerować. A nawet jeśli, to już na zawsze pozostanie na nim blizna.
Miłość może przerodzić się w nienawiść, która oblepia nasze oczy i zapuszcza korzenie w każdej części naszego ciała. Jest to kolejne niebezpieczne uczucie, mogące zabić. Pod wpływem nienawiści, nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji działań. Ogarnia nas złość i gniew. Wszystkie negatywne emocje zbierają się w jedno.
Ale jak to jest żyć w świecie bez skrajnych emocji? W świecie, w którym panuje równowaga, spokój i wszystko jest na swoim miejscu? W świecie, w którym odpowiedzią na [miłość] jest remedium?
Przyznaję bez bicia, że ta oto książka leżała mi na półce chyba z pół roku. Nie wiem czemu jej nie przeczytałam. Gdy tylko "Delirium" pojawiło się w księgarniach, od razu chciałam ją zdobyć. Tak więc zakupiłam całą trylogię. Co się więc ze mną stało, gdy paczka doszła? Ogarnęły mnie mieszane uczucia, i odstawiłam książki na półeczkę.. Nie wiem, może się bałam, że się zawiodę? W końcu jednak nadeszły Święta, wolny czas na czytanie i maleńka półeczka z książeczkami do wyboru. Tak więc po "Intruzie" nadeszła pora na "Delirium". Jakie są moje odczucia po lekturze?
Delirium to choroba, na którą w ostatnich czasach wynaleziono lek - remedium. Jest ono niezastąpione w walce z bezduszną i morderczą miłością - najniebezpieczniejszym uczuciem, jakie do tej pory odkryto. Niezawodny lek, jednak ma wiele skutków ubocznych, które u jednych mogą się pojawić, a u innych niekoniecznie. Mimo to, Lena odlicza tygodnie a nawet dni do swoich osiemnastych urodzin, a co za tym idzie, również do zabiegu. Pragnie być jak najszybciej wyleczona, bojąc się, że stanie się jak jej matka - dopadnie ją deliria i zwariuje. Ludzie będą ją gonić, by siłą poddać leczeniu, a ona zaślepiona przez tą bezduszną chorobę popełni samobójstwo.
Każdy nastolatek przed zabiegiem musi przejść ewaluację. Jest to ostatni zabieg, po którym każdy zostanie sparowany. Każdy otrzymuje również listę swoich kandydatów (najbardziej zbliżonych do własnych umiejętności, wyników z ewaluacji itp.) i w ten sposób wybiera, z kim chciałby spędzić resztę życia. Ma nawet przypisane ile wyda dzieci na świat. Idealne społeczeństwo? Czy raczej nieszczęśliwe i zmarnowane życie? Jak wygląda życie wyprane z wszelkich głębszych uczuć? Hm.. Jeśli o mnie chodzi, nie wyobrażam sobie takiej rzeczywistości. Na świecie żyją jednak również "normalni" ludzie. Ludzie, którzy nie leczą się na delirium, i przez to uznawani są za Odmieńców, za ludzi którzy powinni być wytępieni. Zamieszkują Głuszę, jednak wielu z nich żyje pośród wyleczonych, w świecie, który pokłada nadzieję w remedium.
"Jest nas więcej, niż ci się wydaje, Odmieńców, sympatyków; więcej, niż ktokolwiek się domyśla. Mamy ludzi w policji i w urzędach miejskich. Mamy ludzi nawet w laboratorium."
Musze przyznać, że autorka stworzyła bardzo oryginalne dzieło. Nie spotkałam się jeszcze z książką, w której miłość byłaby chorobą. Już na starcie daje to wiele punktów książce jak i autorce. Jak jednak pani Oliver wybrnęła z postawionego sobie zadania? Odpowiedź brzmi: nienagannie. A nawet lepiej! Stworzyła piękną, wciągającą opowieść, której nie da się odłożyć na bok. Jeśli chodzi o mnie, to tylko na początku coś nie mogłam się wczuć - chyba dalej przeżywałam "Intruza". Jednak z każdą kolejną stroną robiło się coraz ciekawiej, co nie dało mi myśleć o niczym innym jak o losach Leny.
Język autorki jest lekki i zrozumiały. Mogłabym się jednak doczepić do opisów. Jak na mój gust było ich zdecydowanie za mało, przez co nie bardzo mogłam wyobrazić sobie bohaterów. Narracja jest pierwszoosobowa, zatem można się spotkać z wieloma przypadkami, kiedy to Lena wzdycha, że jej przyjaciółka Hana jest super pięknością. Hmm, to mi wiele nie mówi o jej urodzie. Mimo to raczej przewinęło się coś na temat wyglądu, moim jednak zdaniem było to za mało.
Coś co bardzo mi się spodobało, to fragmenty z wielu ksiąg (m. in. z Ksiągi SZZ), w których zawarte są mądrości rządzące przedstawionym społeczeństwem. Znajdują się one na początku każdego rozdziału. Spodobało mi się to, ponieważ dzięki temu czułam się, jakby takie Stany Zjednoczone były rzeczywistością, jakby remedium istniało i trzeba się było wystrzegać miłości.
Zakończenie wywarło na mnie ogromne wrażenie i wzbudziło wiele uczuć. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Pani Oliver bawi się uczuciami czytelnika, pozostawiając go w takim momencie. Nawet moje serce rozdzierało się z rozpaczy, co dopiero miała powiedzieć Lena? Sprytny chwyt, by czytelnik rzucił się na "Pandemonium". Ja postanowiłam jednak, by moje uczucia się unormowały przed lekturą drugiej części, zabrała, się zatem za "Reality show". Hmm.. myślę, że ta książka skutecznie zabiła we mnie wszelkie uczucia zachwytu i temu podobne, które towarzyszyły mi przy "Delirium". :)
Podsumowując, jest to godna przeczytania lektura. Polecam ją każdemu, kto jest zainteresowany tematyką i nie tylko. Jeśli chodzi o mnie, książka rozwiała moje obawy i mam nadzieję, że tak samo będzie z kolejnymi tomami. :)
"Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje."
Mówią, że miłość, to najpotężniejsze uczucie spośród wszystkich jakie odczuwamy. Z miłości możemy zrobić wszystko. Dla ukochanej osoby, niewiele myśląc, moglibyśmy skoczyć w ogień. Gdy jednak stracimy kogoś bliskiego, nasze serce pęka, rozpada się. Czujemy ogromną tęsknotę. Jeśli pokochana przez nas osoba nas zrani, odczuwamy ból, rozpacz. Odnosimy uczucie, jakby ktoś...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-20
Moja opinia:
Powiem szczerze, że jestem bardzo zaskoczona. Nie spodziewałam się po tej książce TEGO. Czytając opis miałam nadzieję, że nie będzie to zwykła historyjka typu chwila głodu, czary mary i happy end związany z powrotem wszystkich i wszystkiego. Wypożyczyłam tę książkę i jakiś czas stała na półce czekając na swoją kolej, która w końcu nadeszła. Zaczęło się nudno, jakoś nie wciągała mnie 'groza' zniknięcia wszystkich nauczycieli w szkole. Ale jaka książka zaczyna się momentami które do reszty człowieka wciągają? To był dopiero początek. Po kilku stronach przekonałam się o co tyle szumu wokół serii GONE. Niezwykłe losy Sama i Astrid potrafią bezdusznie zagłębić człowieka w swojej lekturze. Czytając, nie ma czasu na nudę. Skończyła się jedna akcja, człowiek myśli, że teraz będzie wszystko ok przez jakiś czas, ale po kilku stronach Grant znów bezlitośnie utrudnia życie bohaterom.
Dzieciaki żyją w Etapie kilkanaście czy też kilkadziesiąt dni a już brakuje im jedzenia. W związku z tym, że nikt nie zajmuje się uprawą warzyw czy owoców, wszystko w miejscowym sklepie zaczyna się psuć i kończyć. Młodzi bez władzy dorosłych pozwalają sobie na każde posunięcie. W ręce niektórych dostaje się broń palna. Bardziej pewni siebie sięgają po różnego rodzaju alkohole. Zaczyna panować chaos.
Będąc w połowie książki, zadałam sobie pytanie. Dlaczego bohaterowie boją się zniknąć w swoje piętnaste urodziny? Przecież skoro znikną jak wcześniej dorośli, to bardzo prawdopodobne że znajdą się tam gdzie oni. Niecierpliwiłam się, chciałam odpowiedzi. Zaspokoiłam ciekawość czytając idealny sekunda po sekundzie opis znikania, odkryty przez Komputerowego Jacka. I teraz moja ciekawość jeszcze bardziej wzrosła. Co to jest? Co to za istota, która pojawia się przed nastolatkiem który obchodzi piętnaste urodziny? I czym jest Ciemność?
W lekturze zdecydowanie zadziwił mnie gadający kojot - spodziewałam się wszystkiego i przetrawiłam latającego węża, mewę ze szponami, ale kojot całkowicie mnie zaskoczył. Co dopiero musieli przeżyć bohaterowie książki stojąc z typem twarzą w twarz. Niektóre zwierzęta przechodzące przez mutację musiały być naprawdę przerażające.
Często zastanawia mnie, kto spowodował ETAP. Nie dochodzi do mnie niestety fakt, że zrobiło to dziecko. Pan Grant na pewno w jakiś sposób ten wątek również bardziej ubarwił.
Interesuje mnie również, co rzeczywiście stało się z wszystkimi ludźmi powyżej piętnastych urodzin. Co się z nimi mogło stać? Czy poza barierą otaczającą ETAP istnieje zwykły świat w którym oni żyją?
Podsumowując, mogę śmiało stwierdzić, że książka jest warta przeczytania. Polecam ją każdemu, kto szuka lektury która ‘da kopa' i jest przesycona nieprzerwaną akcją. Bez wątpienia losy dzieciaków z Perdido Beach zaciekawią każdego czytelnika.
Ocena: 10/10
Moja opinia:
Powiem szczerze, że jestem bardzo zaskoczona. Nie spodziewałam się po tej książce TEGO. Czytając opis miałam nadzieję, że nie będzie to zwykła historyjka typu chwila głodu, czary mary i happy end związany z powrotem wszystkich i wszystkiego. Wypożyczyłam tę książkę i jakiś czas stała na półce czekając na swoją kolej, która w końcu nadeszła. Zaczęło się nudno,...
2014-01-11
Chwilę się zastanawiałam jak zacząć tę recenzję. Serio, nie wiem jak to zrobić. No ale dobra.
Lena trafiła do Głuszy. Czyż nie powinna być szczęśliwa? W końcu na to czekała.
C H C I A Ł A uciec z Portland przed swoim zabiegiem... Ale całe jej plany na przyszłość były związane również z Aleksem. A tu jak czytamy opis okazuje się, że wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz ukochanego po raz ostatni. Ci co przeczytali delirium, wiedzą co się stało. Nie będę więc w tej recenzji wspominać o niczym, prócz tego, że Aleksa z Leną nie ma. To zakończenie trzymało mnie w ciągłej ciekawości, co też stanie się dalej. No i proszę, przeczytałam pandemonium poświęcając na tę książkę czas, który powinnam przeznaczyć na biologię i wszelakie mutacje genetyczne... Jakie są moje wrażenia? Uwierzcie, ta książka jest dużo ciekawsza od mutacji genetycznych.
Jak się okazuje, autorka zastosowała ciekawą taktykę tworząc rozdziały. Mianowicie występują one na zmianę - raz rozdział TERAZ potem WTEDY i tak w kółko. Czyta się bardzo dobrze. Dzięki temu, możemy poznać życie Leny zaraz po trafieniu do Głuszy a za razem wtedy, gdy już jako członkini ruchu oporu poznała Juliana. Niezmiernie mi się podobał ten zabieg, bo ciągle się coś działo. Jeśli w danym rozdziale WTEDY toczyło się normalne życie w Głuszy, to w następnym, czyli TERAZ okazuje się, że Lena jest w tarapatach.
"- A co oznacza czerwony? (...)
- Co?
- Niebieski oznacza dostawę, żółty to opóźnienie. A co oznacza czerwony?
Widzę błysk strachu w jego oczach i nagle znów przenika mnie chłód.
- Uciekać."
Jak czytamy na okładce, w pandemonium rodzi się nowa Lena (nie, nie chodzi tu o reinkarnację, jak to moja koleżanka się zastanawiała xd). Ta Lena jest odważna i pewniejsza siebie. To życie w Głuszy ją tak zmieniło. I całe szczęście, bo nie za bardzo przypadała mi do gustu tamta Lena.
Szczerze powiedziawszy, zastanawiałam się, jak ja przebrnę przez tę książkę, gdy Aleksa nie będzie. Bałam się zacząć drugi tom, sądziłam że się rozczaruję. Zastanawiałam się, jak przeżyję fakt, że na drodze głównej bohaterki stanie przystojny Julian. Ale jak się okazuje, bardzo go polubiłam.
Moją sympatię zdobyła również Raven. Jest to kobieta silna i rządzi wszystkimi, lecz pod tą grubą skorupą kryje się delikatna dziewczyna. No, może nie aż taka delikatna.
No i oczywiście, jakbym mogła nie wspomnieć o Hunterze. Chłopaka naprawdę bardzo polubiłam. Jako jeden z niewielu był od początku miły dla Leny, co i ja odbierałam naprawdę pozytywnie. Mam nadzieję, że w następnej części będzie się on pojawiał częściej, i że będę miała go okazję lepiej poznać.
Autorka pisze lekkim i zrozumiałym językiem. Opisy są barwne, wszystko można sobie z łatwością wyobrazić. Jak już wyżej wspomniałam, bardzo podobał mi się podział rozdziałów. Pandemonium to książka, która trzyma poziom. Chociaż nie, źle to określiłam. Druga część jest nawet lepsza od pierwszej. Już od pierwszych stron wciąga i ciekawi. Nie sposób się od niej oderwać, a ja jak już również wspomniałam - miałam się uczyć mutacji.
"Jest stara, złośliwa i wygląda jak skrzyżowanie żaby z pitbullem. Jest jedną z tych osób, które sprawiają, że remedium wydaje się zbędne - nie można sobie wyobrazić, by była zdolna do miłości nawet bez zabiegu."
Pojawiają się nowe postacie. Dowiadujemy się o coraz to nowych okrucieństwach ze strony rządu i wyleczonych. Poznajemy tak zwane Hieny, które ludzie biorą za zwykłych Odmieńców. Najbardziej zaskoczyła mnie kobieta z wytatuowanym numerem 5996 na szyi. Była ona dla mnie jak i dla głównej bohaterki wielką niewidomą, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. (jaka ja tajemnicza, musicie przeczytać jak najszybciej tę książkę, żeby wiedzieć o co chodzi, bo to jest pod koniec xd)
"Wczoraj stanęłaś oko w oko z dwoma maniakalnymi zabójcami. A teraz nie możesz znieść lekkiego pieczenia?
- To zupełnie inna sprawa."
Podsumowując, książka jest naprawdę warta przeczytania. Naprawdę ją polecam każdemu. I to nie są puste słowa, bo gdy ktokolwiek mnie pyta co to za książka, i jest nią zainteresowany, to od razu tej osobie mam zamiar ją pożyczać. Jeśli mi się coś bardzo podoba, to mam ochotę żeby wszyscy to przeczytali i docenili. Nie wiem, jak tam wypadła moja recenzja, nawet mi się nie chce jej czytać, ale mam nadzieję, że nie jest źle. Zakładam, że nie przekazałam wam w niej nawet jednej tysięcznej mojego entuzjazmu. No ale przepraszam, nie wiem co mam jeszcze napisać i w jaki sposób. Po prostu chcę już lecieć czytać ostatnią część, której nie mogłam się oprzeć i zaczęłam czytać już wczoraj wieczorem. (obawiam się jednak, że nie będzie ona już tak rewelacyjna jak druga, ale to się jeszcze zobaczy.) Tak nawiasem mówiąc, czy i Wam nie kojarzy się ze Zmierzchem ten cytat wyżej? Bo mi kojarzy się bardzo ze sceną, gdy Bella leży w szpitalu po incydencie z Jamesem. xd
"Chłopak ze snu, z innego życia. Chłopak, który wrócił zza grobu. Alex."
Chwilę się zastanawiałam jak zacząć tę recenzję. Serio, nie wiem jak to zrobić. No ale dobra.
Lena trafiła do Głuszy. Czyż nie powinna być szczęśliwa? W końcu na to czekała.
C H C I A Ł A uciec z Portland przed swoim zabiegiem... Ale całe jej plany na przyszłość były związane również z Aleksem. A tu jak czytamy opis okazuje się, że wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz...
2013-07-10
16 lat - wiek, którego obawiali się młodzi mieszkańcy sierocińca, a którego za razem długo oczekiwali. To wtedy, wkraczając w progi dorosłości każdy miał zmierzyć się z własnym losem. Wyrzucony w świat, młody człowiek musiał się w nim odnaleźć.
W ciągu szesnastu lat jedni z wielu wychowanków tego domu dziecka, a mianowicie Ben, Ian, Michael, Roshan, Seth, Siraj oraz Isobel zdążyli się bardzo zaprzyjaźnić. Stworzyli stowarzyszenie, obiecywali sobie wzajemną pomoc a miejscem ich spotkań był Pałac Północy. Dla oka zwykłego obserwatora zwykłe ruiny dawnej budowli, dla młodych wręcz magiczne miejsce. Nasi bohaterowie obawiali się tego nieuniknionego momentu - momentu rozłąki. Zdawali sobie sprawę, że być może już nigdy się nie spotkają. W kilka dni przed odejściem, do sierocińca przybywa kobieta z wnuczką. I w ten sposób akcja przybiera zupełnie inny obrót. Co wspólnego mają ze sobą Ben i Sheere?
Carlos Ruiz Zafón po raz kolejny zaskakuje mnie swoim dziełem. Już jakiś czas temu przeczytałam "Światła września". Książkę czytałam jednym tchem. Widząc więc pozycję tego autora, od razu po nią sięgnęłam. I nie żałuję. Już wraz z pierwszą stroną czytelnik zostaje wciągnięty bezpowrotnie w tok wydarzeń i tragizm opowieści. Groza zdarzeń sprawia, iż kartkę za kartką przerzuca się z bijącym sercem. Historia Bena i Sheere wciągnęła mnie i trzymała do ostatniej strony. A może tak mówię bo łatwo mnie wystraszyć? Z natury nie lubię horrorów, a to wszystko przez szybkie wpadanie w strach.
Każdy z bohaterów książki był na swój sposób charakterystyczny i interesujący. Z chwilą poznania, od razu polubiłam Sheere. Nie wiem czym, ale dziewczyna zjednała sobie moje serce. Moment w którym uratowała swojego brata, był dla mnie niewiarygodny. Wszystko stało się bardzo szybko. Dziewczyna wiedziała co oznacza ukąszenie tak jadowitego węża. Nie przerażało to jej jednak w tak wielkim stopniu jak powinno - widziała wyłącznie Bena. Bena który jeśli sama czegoś nie zrobi, ześle samego siebie w sidła śmierci.
Jawahal to postać, która od początku przejmowała mnie strachem. Dokładne i staranne opisy autora pomagały mi wszystko dokładnie zobaczyć oczami wyobraźni. Zapoznając się więc z okrucieństwem upiora, nie zważałam na przewracane kartki. Widziałam stację kolejową, naszych bohaterów, gęstą noc, ruiny... oraz jadący z zawrotną prędkością płonący pociąg z widmem i tysiącem dzieci wrzeszczących opętańczo.
Książką jestem zachwycona. Mogę stanowczo polecić ją każdemu. Każdemu kto chce oderwać się od rzeczywistości i poczuć odrobinę strachu.
Szkoda jednak, że autor nie zamieścił choćby zdania o założycielu sierocińca, który padł ofiarą Jawahala i mało nie spłonął wraz ze swoim gabinetem. Domyślam się jednak, iż wyszedł ze szpitala i powrócił do sierocińca. Tak więc mimo to, lekturę będę wspominać bardzo dobrze i zdecydowanie każdy powinien zapoznać się z jakimś dziełem tego autora.
16 lat - wiek, którego obawiali się młodzi mieszkańcy sierocińca, a którego za razem długo oczekiwali. To wtedy, wkraczając w progi dorosłości każdy miał zmierzyć się z własnym losem. Wyrzucony w świat, młody człowiek musiał się w nim odnaleźć.
W ciągu szesnastu lat jedni z wielu wychowanków tego domu dziecka, a mianowicie Ben, Ian, Michael, Roshan, Seth, Siraj oraz Isobel...
2014-01-14
Rewolucja rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe średzą i brutalnie tępią grupy Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum konfliktu. Rozdarta między Aleksem i Julianem walczy o swoje życie i prawo do miłości.
W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie u boku narzeczonego - nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi dziewczyn znów się zejdą, a ich spotkanie doprowadzi do bolesnej konfrontacji.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy mury wreszcie runą?
Z takim właśnie opisem możemy zapoznać się na okładce ostatniej części jednej z najlepszych trylogii jakie czytałam. A jak ja bym się wypowiedziała na temat tego tomu?
Lena żyje nadal w Głuszy, a od kiedy pojawił się tam również Alex, nie może się na niczym skupić. Co więcej, Alex nie jest już tym samym chłopakiem, który czule ją obejmował i zapewniał, że wszystko będzie w porządku. Jest to chłopak, który po niewoli w Kryptach oziębł, jak się to na początku Lenie wydawało. Jego oczy straciły dawny błysk, uśmiech prawie w ogóle nie pojawia się na jego twarzy i jedynie włosy zostały takie jak dawniej. Ale za niedługo Lena zorientuje się, że jej Alex wciąż gdzieś tam jest. Szkoda tylko, że w jej towarzystwie jest kimś innym, obcym.
Jeśli chodzi o Juliana, to powoli już przywykł do Głuszy i jej zasad. Czy jednak chłopak nie żałuje, że pozostawił bezpieczny świat wyleczonych za sobą? A jak będą przedstawiać się relacje jego i Leny, po tym jak Alex pojawił się na horyzoncie?
Jak czytamy w opisie, rewolucja rozlewa się na cały kraj. Już nawet w Głuszy nie jest bezpiecznie, o czym nasi bohaterowie dowiadują się niebawem. A Hana? Hana została oczyszczona z wszelkich skrajnych uczuć już dawno temu. Teraz przygotowuje się ślubu z obecnym burmistrzem Portland. Pojawiła się w centrum uwagi, jej narzeczony jest wspaniały i wszystko układa się jak najlepiej. Lecz co się stanie, gdy pewnego dnia, na drogę, pod koła jej luksusowego samochodu wyskoczy głodna, wychudzona Jenny?
Requiem to już ostatnia część trylogii. Niestety. Bardzo pokochałam tę serię. Ma w sobie coś, co nie pozwalało mi spokojnie skupić się na matematyce, biologi czy Bóg wie na czym. Trzeba było czytać. W tym tomie, dzieje się naprawdę wiele zaskakujących rzeczy. Kilka razy przerywałam lekturę, by powrócić do wcześniej przeczytanego fragmentu, bo oczom po prostu nie wierzyłam. Wiele sytuacji mnie szokowało. Nie, nie żartuje. Bardzo przywiązałam się do tej trylogii i bohaterów.
Bardzo mnie uszczęśliwiło, że Alex ponownie się pojawił. Tęskniłam za nim i sądzę, że Lena jeszcze bardziej. Muszę jednak przyznać, że dziewczyna mnie nieco wkurzała swoimi wybuchami zazdrości i lekceważącym czasem zachowaniem w stosunku do Juliana. Ale wiecie co? Przemyślałam jej zachowanie i stwierdziłam, że przecież sama nie byłabym lepsza. Autorka bardzo popisała się, przy przedstawieniu bohaterów i ich uczuć. No, może ten mój kochany Julian był lekko zbyt idealny. Albo mi się po prostu daje.
W ostatniej części nie tylko zaskakuje nas wiele rzeczy. Pojawiają się również nowi bohaterowie. Nie, nie powiem jacy, bo jak przeczytacie, to sami się przekonacie. Powiem tylko tyle, że wnieśli do tej książki dużo emocji, akcji i naprawdę miło mi się czytało wątki z nimi.
A zmieniając nieco temat - wiecie co mnie jako jedyne denerwowało w tej serii? No, w sumie to ogólnie mogę się wypowiedzieć o książkach z narracją pierwszoosobową, ale przy tej trylogii odczułam to najbardziej. Wkurzyło mnie, że nie mogę obiektywnie ocenić bohaterów. Wszystkich widzę oczami Leny. Skąd więc mam wiedzieć, czy ten, którego Lena nie trawi, nie okaże się w rzeczywistości naprawdę świetnym gościem? Albo ten kogo tak Lena uwielbia, nie okaże się kimś, kto marnuje tylko nasz czas? Zero obiektywizmu, jesteśmy skazani na Lenę. Ja jednak lubię tę dziewczynę, Były nawet momenty, gdy podziwiałam jej wolę walki.
Dobra, zakończę tę recenzję. Nie mam siły, chce mi się spać, no i sama nie wiem co mogę tu dalej pisać. Chciałam tylko zaznaczyć, że jest to książka, jak i cała trylogia, naprawdę warta przeczytania. U mnie już cztery dziewczyny z klasy zaklepały tę książkę. Mogę im ją pożyczyć, ponieważ pochodzi z mojej prywatnej biblioteczki. Jedna z nich po przeczytaniu jest naprawdę zadowolona i opowiadała jak ją ta lektura wciągnęła. A co ja mówię? Ta seria to rewelacja. I z pewnością nie jest to moje ostatnie z Leną, Alexem, Julianem, Raven, Hunterem i innymi..
"Zburzcie mury"
PS. Czytałam w wielu recenzjach, że zawiodło Was zakończenie. Jeśli chodzi o mnie, nie mam mu nic do zarzucenia. No, może brakuje mi troszkę Juliana, ale jest dobrze. Gdyby autorka zrobiła zakończenie typu takiego, jakie było w Delirium czy Pandemonium to chyba bym ją znienawidziła za to, że nie zafundowała nam części czwartej.
Pozdrawiam i przepraszam za słabą recenzję.
mojswiat-ksiazek.blogspot.pl
Rewolucja rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe średzą i brutalnie tępią grupy Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum konfliktu. Rozdarta między Aleksem i Julianem walczy o swoje życie i prawo do miłości.
W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie u boku narzeczonego - nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi...
2014-02-03
Pierwsze, co mnie skłoniło do przeczytania tej książki, to cała masa pozytywnych recenzji. Nie było życia w blogosferze gdy w jakikolwiek dzień nie pojawiła się u kogoś recenzja tej pozycji i to jeszcze jakże pozytywna. Stwierdziłam więc, czemu nie. Na dodatek znalazłam w internecie fragment książki i przeczytałam. No i po prostu wiedziałam, że muszę mieć "52 powody...". Tyle się przy tych paru stronach uśmiałam, że już się nie mogłam doczekać całości. Ale jakie w rzeczywistości okazało się dzieło Jessicy Brody?
Lexington Larrabee to (na pozór) niezła szczęściara! Ona ma wszystko. Dosłownie! Rozwala samochody warte kilkadziesiąt tysięcy, może wybrać się na drugi kontynent jeśli tylko skinie palcem. Nosi najdroższe ubrania. A najcięższe co w swoim życiu zrobiła, to chyba noszenie swojego maleńkiego pieska... Bo jest taki malutki i ma tak krótkie łapki że nie nadąża biegiem za swoją bogatą panią. Cóż więc można chcieć od życia więcej? Oh tak. Fundusz powierniczy. 25 milionów dolarów. Wolność. A to już w dniu osiemnastych urodzin. Już za kilka dni. Lexi nie może się doczekać, kiedy wyjedzie, zostawi daleko za sobą swojego tatusia i jego ludzi. Już planuje swoją nową podróż z przyjaciółkami, już chciałaby się zacząć na nią pakować.. Ale nie tak szybko, Lexington.
Jessica Brody to pisarka, o której do tej pory w ogóle nie słyszałam. Oczywiście do czasu, aż nie pojawiła się pierwsza recenzja "52 powody..". A tu, jak się okazuje, wydała ona w ciągu czterech lat aż pięć powieści. Trzeba się więc będzie zorientować, co to za książki. Dlaczego? Bo pani Brody to bardzo dobra pisarka. Pisze ona lekkim językiem, pozwala czytelnikowi już od pierwszych stron wczuć się w czytaną opowieść, a nawet kilka razy wprowadziła mnie w błąd, co bardzo lubię. (tak, kilka razy próbowałam się domyślić jak pewne sceny się skończą, wszystko na marne) Nie zabrakło również elementów humoru. Może nie śmiałam się zbyt często, ale zdarzało mi się to, gdy czytałam np. zmagania Lexi z odkurzaczem. :)
Bohaterowie książki są bardzo różni. Lexington, z początku rozpuszczona, bogata osiemnastolatka. Później osiemnastolatka, ale która ma już coś w głowie. Dziewczyna, która bardzo mnie zaskoczyła i której zmiany przyjemnie mi się obserwowało. Później Luke. Spokojny, niezbyt towarzyski chłopak, zapatrzony w Richarda Larrabee jak w obrazek. Polubiłam go pod koniec, muszę przyznać. Richard Larrabee, człowiek, który skrywa się pod maską. Nie okazuje żadnych emocji, uczuć. Nawet z własną córką nie ma i nie miał zbyt przyjemnych relacji. I wielu innych. Nie można narzekać na bohaterów, autorka książki postarała się bardzo i dużo czasu na pewno na to poświęciła, by ich utworzyć takimi jakimi są.
Koniec książki wywołał na mojej twarzy uśmiech. Przyjemnie mi się go czytało i myślę, że Tobie również się spodoba, Drogi Czytelniku. Oczywiście jeśli tylko nie czytałeś tej książki. Polecam tę książkę każdemu, ponieważ jest naprawdę bardzo przyjemna. Mamy do czynienia z tym, jak główna bohaterka staje się kimś innym, zmienia się. Nawet dla siebie można z tej lektury wynieść coś pouczającego, jeśli się tylko chce. Polecam. :)
http://mojswiat-ksiazek.blogspot.com/
Pierwsze, co mnie skłoniło do przeczytania tej książki, to cała masa pozytywnych recenzji. Nie było życia w blogosferze gdy w jakikolwiek dzień nie pojawiła się u kogoś recenzja tej pozycji i to jeszcze jakże pozytywna. Stwierdziłam więc, czemu nie. Na dodatek znalazłam w internecie fragment książki i przeczytałam. No i po prostu wiedziałam, że muszę mieć "52 powody..."....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-25
Cisza to już trzecia część serii "Szeptem". Hm, to już przedostatnia część. Na półce czeka na mnie jeszcze "Finale" i szybko będę miała książki opowiadające o miłości Nory i Patcha za sobą. Eh. Muszę przyznać że bardzo podoba mi się ta opowieść. Mimo tego, że "Szeptem" nie zrobiło na mnie zbyt ogromnego wrażenia, to po trzecim tomie zżyłam się już z bohaterami. Ale co tak właściwie sądzę o Ciszy?
Na wstępie muszę się przyznać, że książkę przeczytałam gdzieś w kwietniu i teraz sama nie wiem co mam o niej napisać. W tej właśnie chwili mam pustkę w głowie, nie wiem co ze mnie za człowiek, że nie wzięłam się za pisanie zaraz po przeczytaniu..
Jak to czytamy w opisie, Nora budzi się na cmentarzu i nie ma pojęcia co się dzieje. Nie wie skąd się tam wzięła, ani co robiła poprzedniego dnia. Co więcej, nie pamięta co robiła w ciągu ostatnich bodajże pięciu miesięcy. Ciekawa sytuacja, czyż nie? Dziewczyna wraca do domu, jednak nie możne zaznać spokoju. Dręczy ją poczucie pustki, ale któż nie czułby się podobnie ze świadomością, że nie pamięta się tak długiego okresu ze swojego życia. Po tych dramatycznych wydarzeniach mama i Vee bardzo się o nią troszczą, jednak to nie wystarcza. Dobrze, że dziewczyna ma swojego Anioła Stróża, bo chyba lubi się pakować w kłopoty... :)
Nie będę ukrywać, książkę pochłonęłam w bardzo krótkim czasie zważywszy na fakt, że rzadko czytam, gdy mam naukę i szkołę i ogólnie wszystko. No i tylko czekałam na chwile, gdy pojawi się Jev (hm hm któż to ten Jev?) a gdy się pojawiał, zwalniałam i cieszyłam się tą moją ulubioną postacią. Trafiało się kilka "dramatycznych" scen, ale i zdarzały się te troszkę nudnawe, niestety. Teraz tylko czekam, aż znajdę trochę czasu na "Finale", mam dość duże wymagania co do ostatniej części, tym bardziej, że będzie ona decydująca i zawierać powinna odpowiedzi na wiele pytań.
Podsumowując tą notkę z której nie jestem w ogóle zadowolona, przyznam, że Becca Fitzpatrick jest bardzo dobrą pisarką. Książkę czytało się szybko, lekko i nie brakowało emocji. Bardzo polubiłam głównych bohaterów i nie chcę się z nimi rozstawać już przy następnym tomie. Ale to dobrze, że autorka postanowiła skończyć po czerech świetnych tomach, a nie po dziesięciu (czy więcej) jak to jest w przypadku Domu Nocy (wiadomo chyba, że nie jest to seria górnych lotów..) :)
Cisza to już trzecia część serii "Szeptem". Hm, to już przedostatnia część. Na półce czeka na mnie jeszcze "Finale" i szybko będę miała książki opowiadające o miłości Nory i Patcha za sobą. Eh. Muszę przyznać że bardzo podoba mi się ta opowieść. Mimo tego, że "Szeptem" nie zrobiło na mnie zbyt ogromnego wrażenia, to po trzecim tomie zżyłam się już z bohaterami. Ale co tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-17
Drżenie to kolejna książka o wilkołakach - tak właśnie pomyślałam w bibliotece. Wypożyczając ją byłam nastawiona na historię zwykłej dziewczyny i chłopaka - wilkołaka. W moich wyobrażeniach mieli oni się zakochać i próbować żyć ze sobą mimo różnych przeciwności. Teraz widzę, że moje myślenie było całkowicie błędne.
Drżenie to książka zupełnie różna od tych zwykłych opowieści o zmiennokształtnych. W niej nie ma wikołaków - ludzi którzy zmieniają się na zawołanie. Są tylko ludzie i wilki, a warunkiem przemiany jest temperatura.
Sam - wrażliwy, opanowany chłopak po przejściach i Grace - odważna, samodzielna dziewczyna to bohaterowie, którzy od razu przypadli mi do gustu. Oboje mają cechy, które ja sama chciałabym posiadać. Ich zachowanie czyni tę opowieść realną. Nie znaczy to jednak, że nie mają wad. Były momenty kłótni, czy też jakichś niedopowiedzień. Umieli sobie oni jednak z nimi radzić.
Spodobało mi się w książce to, że Sam mimo swojej ogromnej miłości potrafił się opanować. Nieraz czytałam opowiadanka w których bohaterowie zaraz po poznaniu, po uszy zakochani, spędzali ze sobą upojną noc. Główni bohaterowie Drżenia byli inni. Sam spędzał noce w domu Grace, leżąc na skraju łóżka - nie chciał by doszło do czegoś, czego oboje by żałowali. Sam jednak spoglądał na Grace wzrokiem, który można powiedzieć był gorętszy niż dotyk.
Książka spodobała mi się bardzo, choć muszę przyznać, nie przeczytałam jej od razu. Od początku nowego roku miałam pewnego rodzaju znudzenie książkami. Nie chciało mi się czytać, a w ciągu dnia oglądałam tylko ulubiony serial. W poniedziałek jednak wzięłam się w garść i nie żałuję - książka tak mnie wciągnęła, że nie wiedziałam kiedy minęły te dziesiątki stron.
Zanurzenie się w lekturę o miłości Sama i Grace jest warte poświęcenia czasu. Naprawdę polecam.
Drżenie to kolejna książka o wilkołakach - tak właśnie pomyślałam w bibliotece. Wypożyczając ją byłam nastawiona na historię zwykłej dziewczyny i chłopaka - wilkołaka. W moich wyobrażeniach mieli oni się zakochać i próbować żyć ze sobą mimo różnych przeciwności. Teraz widzę, że moje myślenie było całkowicie błędne.
Drżenie to książka zupełnie różna od tych zwykłych...
2013-08-01
Trzy miesiące - tyle już trwa ETAP. Dzieciaki już wiedzą, że niektórzy mogą mieć szczególną moc. Wiedzą o mutacji zwierząt. Wiedzą co się stanie w dniu ich piętnastych urodzin. Wiedzą że bariera jest nie do przebycia. W fazie drugiej wiedzą również co to znaczy prawdziwy GŁÓD. Nie głód jaki odczuwamy na co dzień gdy na czas nie zrobimy sobie posiłku. To głód który szarpie żołądek. Jakby jakieś zwierze znajdowało się w środku. Jakiś drapieżnik próbujący rozerwać wnętrzności. Co można zjeść gdy człowiek nie jadł nic od kilkunastu - kilkudziesięciu godzin? Każdemu z nas wydałoby się niewiarygodne jeść prawie surowe mięso sarny czy gołębia. Albo jakiś stary sos znaleziony na dnie lodówki. Może nawet przeterminowany. Nam wydawałoby się to nie do zjedzenia, ale tak się pożywiały dzieciaki w ETAP-ie. Za wszelką cenę chciały zaspokoić to zwierze, tego drapieżnika wewnątrz siebie. Jak wielka może okazać się radość znalezienia starej miętówki w jakimś opuszczonym samochodzie? Ogromna.
Caine wrócił od ciemności. Ale czy wrócił na pewno? Od kilkunastu tygodni zachowuje się, jakby nie był sobą. Zabił dziecko, nieświadomie. Ciągle powtarza Głodny w Ciemności. Nie kontaktuje ze światem zewnętrznym. Więc czy na pewno wrócił? Nie. Ciemność siedzi mu w głowie. Nie pozbędzie się jej. Gdy tylko pomyśli, że to może już koniec, że jej nie ma, ona zaraz pociąga za swoje sznureczki, Caine nie może tego kontrolować. To tak jakby Ciemność wbiła haczyki w umysł Caine'a. Setki haczyków.
Tak zachowuje się każde dziecko po spotkaniu z gaiaphage. Chyba tylko Drake jest naprawdę szczęśliwy po zobaczeniu tego zła. W końcu zamiast kikuta ręki ma teraz mackę. Bicz. Bicz którym zmasakruje każdego. Nawet samego Sama Temple.
Już drugi raz przekonałam się jak to jest czytać GONE. Po raz kolejny pochłonęłam książkę. Nie nudziłam się, nie odkładałam "na potem", tylko czytałam. Czekałam na wyjaśnienie kłębiących się w głowie pytań, a tu z każdą stroną dochodziły nowe. Nowe wątki, nowe niebezpieczeństwa, nowe wyjaśnienia. Nie zabrakło jednak momentów żebym była "zła" na bohaterów. Pod pierwszy ostrzał pójdzie Lena. Gdyby zrobiła wszystko co do niej należało od razu, bez zastanowienia, nie byłoby tyle kłopotu. Ale gdy tylko Lena dotarła do Ciemności, nie mogła TEGO zrobić. Nie mogła zrobić tego po co przyszła. Dlaczego? Bo za długo jej to szło i w końcu gaiaphage wywołało u niej potworny ból. I zawładnęło nią. Teraz gdy się zastanawiam nad tym, przychodzi mi myśl, że nie mam na co być zła. Gdyby nie to, że Lena została zaciągnięta do środka, nie byłoby tyle wątków. Nie byłoby tyle emocji. Ale jednak jak na mój gust, ona mogła się trochę pośpieszyć.
Pod drugi ostrzał idzie Sam. Sam, Sam, Sam.. Burmistrz Perdido Beach. Na jego głowie znalazło się wszystko. Dzieci zajmowały mu czas pytając czy mogą oglądać filmy dla dorosłych, do kogo należy pies - do starszego czy do młodszego z braci a nawet jaki film do oglądnięcia wybrać. Czy nie dostalibyście szału? Ja bym chyba tego nie zniosła. I faktem jest, ze nasz Sam się załamał. Przez pewien krótki okres załamał się, nic go nie obchodziło. Nie obchodziło go, że Caine zajął elektrownie. Że Lana ruszyła do Ciemności. Że powstał podział na normalnych i odmieńców. I to mnie wkurzyło. Słyszał to wszystko i nie reagował. A to były poważne sprawy. Wyłączył się słuchając błahostek i dobrze. Ale powinien się wziąć do roboty zanim nie będzie za późno. A gdy w końcu oprzytomniał było prawie za późno. Na szczęście PRAWIE.
To co miałam do zarzucenia bohaterom - znalazło by się tego więcej - nie będzie wpływało na ocenę. Chyba że miałoby ją podnieść. W końcu dzięki nim i tym ich zachowaniom, mamy więcej akcji, emocji i niebezpieczeństw. Czyż nie o to chodzi? O emocje i dobrze spędzony czas? Musiałam jednak to napisać, co napisałam. Bo ja miałam ochotę krzyczeć do Sama "Obudź się! Caine jest w elektrowni!".
GONE ma to do siebie, że ciągle się coś dzieje. Mnie jednak szczególnie zadowolił taki jeden wątek. W sumie sama nie wiem czemu. Jest to moment pod koniec. Moment zranienia Diany, gdy była nieprzytomna. I właśnie ten moment - reakcja Caine'a. Strasznie mi się podobał ten wątek. Fakt faktem lubię romanse. Cóż się dziwić że ten moment przykuł moją uwagę.
Faktem również jest to, że cała książka przykuwa uwagę. Poznajemy zmutowane zwierzęta, nowe moce dzieciaków, nowe zagrożenia i "przygody" Sama i reszty. Ta seria ma w sobie coś takiego, że mimo iż przeczytałam dopiero drugi tom, to już stwierdzam że jest moją ulubioną. Bo taka jest prawda. Mam nadzieję, że czytając kolejne tomy nie zawiodę się. To w sumie wydaje się wręcz niemożliwe. Pan Grant to świetny pisarz.
Podsumowując stwierdzam, że książka jest naprawdę godna polecenia. Dużo akcji, wydarzeń, emocji. To naprawdę coś, co trzeba przeżyć. Każdy kto jeszcze nie czytał GONE, niech się szybko zabiera za fazę pierwszą. Nie wiem, jakie jest wasze zdanie po przeczytaniu tej recenzji, moim zdaniem nieco słabej, ale wiedzcie że książka wciąga. A ja nie mam głowy do pisania. Nawet nie wiem już co ja tam popisałam. :)
Trzy miesiące - tyle już trwa ETAP. Dzieciaki już wiedzą, że niektórzy mogą mieć szczególną moc. Wiedzą o mutacji zwierząt. Wiedzą co się stanie w dniu ich piętnastych urodzin. Wiedzą że bariera jest nie do przebycia. W fazie drugiej wiedzą również co to znaczy prawdziwy GŁÓD. Nie głód jaki odczuwamy na co dzień gdy na czas nie zrobimy sobie posiłku. To głód który szarpie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-22
Jak zapewne wszyscy, lub większość z Was wie, Finale to ostatnia część serii Szeptem. Dzięki niej, zakończyła się moja przygoda z Patchem, Norą, Scottem i Vee. Jakie są moje odczucia?
Kolejny raz popełniłam ten sam błąd. Mianowicie przeczytałam książkę w połowie czerwca, potem przeczytałam jeszcze jedną i jeszcze jedną a recenzji tej pozycji nawet nie zaczynałam i teraz nie mam pojęcia co powinnam napisać.Ale jakoś damy rade.
Po złożeniu przysięgi krwi, Nora musi wybrać: stanąć na czele Nefilów czy też doprowadzić do upadku powstania zanim w ogóle ono wybuchnie i stanąć po stronie upadłych aniołów. No nie powiem, łatwej do podjęcia decyzji to ona nie miała. Na razie jednak musi przynajmniej udawać, że jest urodzoną przywódczynią. Nie szło jej jakoś specjalnie dobrze, szczególnie gdy spotykała się z Patchem. Nefilowie nie ufali jej i Norze groziło odsunięcie od władzy wbrew jej woli. Na szczęście z pomocą przyszedł jej jednak Nefil, znajomy Scotta i prawa ręka Czarnej Ręki - Dante. Chce on wyszkolić Norę, by była w stanie sama walczyć a także ma być jej udawanym chłopakiem. Czy Nora przyjmie jego pomoc? Czy będzie musiała rozstać się z Patchem? Czy utrzyma się u władzy? Intrygujące pytania, czyż nie? :)
Nie mogłam się doczekać aż przeczytam zakończenie historii Patcha i Nory. Obawiałam się jednak trochę, że nie zaspokoi ono moich wymagań. Na szczęście książka wzbudziła we mnie wiele emocji, za co jestem naprawdę wdzięczna autorce. Nie chodzi to jednak o jakieś pozytywne uczucia. Najczęściej po prostu byłam poirytowana zachowaniem bohaterki, głównie chodzi tu o Norę, a dlaczego jestem zadowolona? Bo w moich odczuciach, ta bohaterka była zbyt grzeczniutka w poprzednich częściach, a właśnie w tej kłamała, kręciła, zwodziła. Nie była już przynajmniej tą idealną Norą. :)
"- Chciałem zabrać Norę na przejażdżkę, ale coś nie mogę jej przekonać. - wyznał Dante.
- To dlatego, że jej chłopak, to prawdziwy macho. Jego rodzice nie mogli go nawet posłać do szkoły, bo nie opanował zasad, których uczyli nas przedszkolu, jak na przykład tego, że trzeba się dzielić. Jeżeli odkryje, że zabrałeś Norę na przejażdżkę, z twojego porsche zostanie błyszcząca harmonijka. "
Co do bohaterów.. Muszę przyznać się bez bicia, że od początku lubiłam Dante. Wkurzało mnie, że Nora tak go unikała, zamiast przyjąć pomoc. Gdybym była na jej miejscu, chyba od razu bym mu zaufała. Gdy pod koniec wyszło szydło z worka, a Dante pokazał swoją prawdziwą twarz, nie mogłam w to uwierzyć. I tu ogromny plus dla autorki. Nigdy bym nie pomyślała, że akcja może się tak potoczyć i byłam naprawdę zaskoczona.
Vee to postać, którą również darzę sympatią. Jej wypowiedzi nieraz zapisuję sobie w swoim zeszycie, by móc później je sobie poczytać. Jest to naprawdę fajna dziewczyna, której życie miłosne w ogóle się nie układa. Trochę nie fair, że nie może ona znaleźć prawdziwej miłości, która albo nie zdradzi, albo nie umrze.
A i to co się stało pod koniec książki naprawdę mnie zaskoczyło. Niestety nie było to pozytywne odczucie, ponieważ jak dla mnie, to ta informacja to już za dużo. No i jeszcze, że Nora w ogóle się nie domyślała? Dziwne.
Marcie nie lubiłam od zawsze. Niby w tej części autorka przedstawiła ją w nieco innym świetle. Nie była już tą rozpieszczoną córeczką z kartą kredytową, co było miłą odmianą. Ale i tak nigdy nie czułam do niej ani cienia sympatii. I jestem z tego zadowolona.
"(...) Wygląda na to, że prawdziwa z ciebie szycha, moja ty Królowo Matko. Przywódca armii Czarnej Ręki! No, no. - Vee gwizdnęła z uznaniem. - Nieźle dziewczyno. Pamiętaj, żeby wpisać to sobie do CV."
Jeśli na początku było dość nudno, to na końcu nie ma o tym mowy. Właściwie to nie mogłam oderwać się od książki. Działo się naprawdę wiele, wywoływało to ogrom emocji a ja zapomniałam o tym, że muszę coś zrobić jeszcze w domu, że powinnam na chwilę oderwać się od lektury. Nie było na to szans. Ostatnie rozdziały pochłonęłam w szybkim tempie, bez robienia zbędnych przerw.
Serię "Szeptem" naprawdę polecam każdemu. Zapisze się ona w mojej pamięci bardzo pozytywnie. Nie żałuję ani minuty spędzonej na czytaniu którejkolwiek z części. Nie będę tu pisać "przeczytajcie Fnale bo jest świetne", bo jeśli ktoś skończył Cieszę to kimże by był, gdyby nie zakończył czytania tej serii mając przed sobą tylko ostatni tom. Dlatego też, jeśli nie zaczęliście serii to warto sięgnąć po pierwszy tom a jeśli ktoś nie wie, czy kontynuować to niech się nawet nie zastanawia. Polecam. :)
http://mojswiat-ksiazek.blogspot.com/2014/07/36-finale-becca-fitzpatrick.html
Jak zapewne wszyscy, lub większość z Was wie, Finale to ostatnia część serii Szeptem. Dzięki niej, zakończyła się moja przygoda z Patchem, Norą, Scottem i Vee. Jakie są moje odczucia?
Kolejny raz popełniłam ten sam błąd. Mianowicie przeczytałam książkę w połowie czerwca, potem przeczytałam jeszcze jedną i jeszcze jedną a recenzji tej pozycji nawet nie zaczynałam i teraz...
2013-02-16
Zara, Raina i inne syreny zostały zamrożone. Wody Winter Harbor po raz pierwszy od wieków pokrywa lód. O tych wydarzeniach czytamy w Syrenie. Po zakończeniu serii okrutnych morderstw dokonanych na mężczyznach, Vanessa i wszyscy mieszkańcy Winter Harbor w końcu zaznali spokoju. Nie trwa to jednak aż tak długo jakby każdy chciał. Nadchodzi odwilż i mroczne potwory chcą się wydostać na ląd...
Po raz kolejny przekonałam się, że nie warto pozostawić serii po przeczytaniu słabej pierwszej części. Głębia mnie naprawdę miło zaskoczyła, nie tego spodziewałam się po tej książce. Ale widać że pani Tricia wzięła się w garść... i stworzyła coś naprawdę dobrego.
Druga część jest zupełnie inna od pierwszej. Dużo wątków miłosnych, dużo niepewności a także trochę strachu. Ludzie których jak się nam wydawało wystarczająco poznaliśmy, okazali się kimś innym. Pojawiają się nowe postacie i nowe sekrety. To jest właśnie to czego brakowało Syrenie. Przeczytałam pierwszy rozdział i już widziałam zmianę, a ogromna miłość Simona i Vanessy to jest to, na co czekałam odkąd przeczytałam poprzednią część.
"- Będę przy tobie, jeśli będziesz mnie potrzebować - zapewnił cicho, wycofując się. - Ale gdybyś mogła nie potrzebować mnie przez jakiś czas... byłbym ci wdzięczny."
Zdarzyło się, że kilka razy byłam zła na Vanesse. Jej brak odwagi mnie niekiedy naprawdę dobijał. Zamiast wytłumaczyć wszystko Simonowi, ona postanowiła wybrać inną, nieszczęśliwą dla mnie i dla niej drogę. Ale gdyby zrobiła tak jak ja chciałabym, to czy nie byłoby to przewidywalne i zbyt oklepane? No właśnie byłoby.
No i Parker - nowa postać, która pojawiła się w książce i namieszała w życiu Vanessy. Na pierwszy rzut oka obojętny na wszystko i wszystkich, ale w głębi bardzo opiekuńczy. Czy dziewczyna mogłaby zapomnieć o Simonie, swoim chłopaku.. dla noszącego conversy kolegi ze szkoły? A jeśli nie.. czy do czegoś między nimi dojdzie? Myślę, że on by tego chciał, ale nie jestem pewna czy Vanessa zgodziłaby się wyruszyć z nim w rejs dookoła świata..
Książka mnie zachwyciła. Nie znaczy to jednak, że nie mam do pewnych momentów zastrzeżeń. Bo mam. Byłam zła na panią Rayburn, że w taki sposób bawi się moimi emocjami. A robiła to w bardzo denerwujący sposób.
Otóż czytam sobie rozdział, no właściwie go kończę. I co się okazuje, robi się coraz ciekawiej - w zależności od rozdziału - straszniej czy też bardziej intrygująco. Przeczytałam ostatnie zdanie i już rzucam się na następny rozdział... gdy okazuje się że nasza bohaterka jest już w zupełnie innym miejscu o innym czasie i w innym towarzystwie. I co? I mam ochotę krzyczeć. Ale nie, nie. Nie krzyczałam - cierpliwie czekałam na wyjaśnienie wszystkich zdarzeń i spełnienie moich oczekiwań.
Ostatni rozdział przyniósł wraz ze swoim zakończeniem mnóstwo pytań i oczekiwań. Nie sądziłam, że ta lektura mnie tak wciągnie, tak szybko się zakończy i że zakończy się w taki sposób. Teraz z całą pewnością będę wyczekiwać na ostatnią część w bibliotece. Jestem zadowolona, że moje nastawienie do serii przez tak krótki czas potrafiło się tak bardzo zmienić. Z całą pewnością mogę teraz zachęcić wszystkich, którzy nie czytali jeszcze o losach Vanessy, by w końcu się z nią zapoznali. Na prawdę warto jest pozwolić się wciągnąć w świat syren, miłości, niepewności i odrobiny grozy.
Zara, Raina i inne syreny zostały zamrożone. Wody Winter Harbor po raz pierwszy od wieków pokrywa lód. O tych wydarzeniach czytamy w Syrenie. Po zakończeniu serii okrutnych morderstw dokonanych na mężczyznach, Vanessa i wszyscy mieszkańcy Winter Harbor w końcu zaznali spokoju. Nie trwa to jednak aż tak długo jakby każdy chciał. Nadchodzi odwilż i mroczne potwory chcą się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak całą Jeżycjadę, pokochałam i tę książkę. Gorąco polecam. Do dziś wspominam jak najlepiej. :)
Jak całą Jeżycjadę, pokochałam i tę książkę. Gorąco polecam. Do dziś wspominam jak najlepiej. :)
Pokaż mimo to