-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-06-07
2023-06-04
Nastrojowy 'Kwaiden" to dzieło, które sięga początku lat. XX., a dokładnie roku 1904, więc siłą rzeczy słowem całość będzie odstawała od dzisiejszych standardów. I to czuć, ale stanowi to raczej zaletę omawianego tytułu, który na kilka chwil pozwoli czytelnikowi przenieść się do Japonii sprzed wieków, gdzie wierzenia w duchy, demony i inne duchowe istoty stanowiły element życia codziennego. A że będzie przy okazji niepokojąco/dziwnie - to kolejna zaleta zbiorku.
A przekrój przedstawianych nam opowiadań jest naprawdę rozległy. I tak zapoznamy się z historią pewnego niewidomego chłopaka, który ma talent powiązany z graniem na instrumencie muzycznym. Pech chce, że jego muzyka zwraca uwagę umarłych, którzy chcą aby dawał im prywatne audiencje. Szkopuł w tym, że najpewniej po zakończeniu koncertowania ma mu się stać coś złego... Mamy też mnicha, który w gościnie stawi czoła pewnej istocie, która pożera ciała świeżo zmarłych osób. Mamy też wreszcie pielgrzyma, który napotka istoty, które w nocy rozdzielają się na dwie części i po okolicy lewitują tylko głowy, które planują jego pożarcie...
Hearn pokazuje też, że zaśniecie w nieodpowiednim miejscu może też być nieprzyjemne. Czy można poślubić drzewo? Albo że warto trzymać język za zębami i nie opowiadać nikomu o tym, że spotkało się dziwną lodową istotę, która ostrzega oszczędzonego o konsekwencjach swojego gadatliwego języka. W wierzeniach azjatyckich, z wyszczególnieniem Japonii, bardzo ważnym elementem są klątwy, które powstają w skutek silnych emocji przed zgonem. I można je zogniskować na kimś żywym (inspiracja: Grudge - klątwa?). Co jak się okazuje jednak można fortelem obejść...
To tylko część poruszanych tu kwestii, które dają możliwość zajrzenia na moment w fascynujący świat Azji, jednak to nadal punkt widzenia człowieka Zachodu i z miłą chęcią sięgnę po jakieś opisy rodowitych Japończyków, bo smaczków i ciar na plecach będzie jeszcze więcej. Niemniej Hearn był pierwszy w przekładzie i wypada tylko pokłonić głowę za tę pracę.
Jedyne co mi się nie podoba to fakt, że mniej więcej od 3/4 książki dostajemy eseje na temat motyli, komarów czy mrówek. Dla innych duża ciekawostka, jak dla mnie zbędny dodatek, który można byłoby poszerzyć o jeszcze więcej smaczków z folkloru japońskiego, czy dać więcej rycin, które stanowią rzadki, ale fajny dodatek, pokazujący jak Japończycy wyobrażali sobie pewne rzeczy.
A i gdybym to musiał kupić za cenę okładkową - to bym się wkurzył. Nie ma w tej książce nic, co usprawiedliwia te 49 zł, tym bardziej że za tożsamą cenę mamy sporo obszerniejszych pozycji, traktujących o naszych lokalnych wierzeniach (choć i jest kilka 'szczuplejszych'...).
Nastrojowy 'Kwaiden" to dzieło, które sięga początku lat. XX., a dokładnie roku 1904, więc siłą rzeczy słowem całość będzie odstawała od dzisiejszych standardów. I to czuć, ale stanowi to raczej zaletę omawianego tytułu, który na kilka chwil pozwoli czytelnikowi przenieść się do Japonii sprzed wieków, gdzie wierzenia w duchy, demony i inne duchowe istoty stanowiły element...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-04
Biorąc się za "Gaz do dechy" spod pióra Joe Hilla oczekiwałem dosłownie jazdy bez trzymanki i choć było tu czasami prędko i bezpretensjonalnie, to nie mogę się pozbyć wrażenia, że ta wycieczka jednak przebiegła po zabezpieczonym torze, co odbiera sporo z tego dreszczyku ekscytacji, na jaki naprawdę liczyłem.
Tym razem jest to aż trzynaście opowiadań różnej treści, które prezentują nam trochę grozy, ale też zaskakująco dużo s.f. Jest tu też sporo wątków obyczajowych, ale nie spodziewałem się po synu Kinga czegoś innego. Nad sporą ilością tekstu czuć tu zresztą "ducha" ojca autora, choć gdybym tylko na tym się skupiał, to było by bardzo krzywdzące dla Joego. Styl Hilla, mimo że podobny do Stephena, to jest jednak unikalny i w moim skromnym zdaniu, syn wyszedł z cienia ojca i jeszcze nie raz da nam popis talentu. Niemniej nad dwiema historiami dawny mistrz horroru także tu pracował.
Trzynaście opowiadań, a każde prezentuje różny poziom. Mam swoich ulubieńców, ale są też treści nad którymi się odczuwalnie męczyłem. Zaczynamy od wycieczki motocyklami po amerykańskich bezdrożach w tytułowym opowiadaniu zbioru, a w czym maczał palce King. Nieco przegadany początek, zaskakujące rozwinięcie akcji, troszkę makabry i to refleksyjne zakończenie, które naprawdę boli. Zacny początek.
Wycieczka na karuzelę również jest naprawdę dobra, pokazując że złe uczynki wracają do winowajców z kilkukrotną mocą. Opisy wystarczą, aby unikał jakichkolwiek kręciołek przez jakiś czas. Podobnie sytuacja ma się z pociągami, a o czym przekonał się bohater opowiadania "Stacja Wolverton". I to ironiczne zakończenie oraz komentarz na wszechobecny kapitalizm... Jedna z prostszych opowiastek, ale mnie personalnie ubawiła mocno.
Musiało w końcu trafić na coś czego nie trawię i wiąże się to z historią, której akcja dzieje się nad pewnym jeziorkiem, gdzie dzieciaki znajdują zwłoki prehistorycznego stwora. Jakoś ta tęsknota za młodością mnie jeszcze nie wzięła. Wzięła mnie z zaskoczenia za to wycieczka na pewne polowanie w busz, które zgrabnie czerpie inspiracje z serii książek C.S. Lewisa o Narnii. Przewrotna końcówka. Oczekiwałem zupełnie czegoś innego, a dostałem znacznie więcej.
Szóste opowiadanie nie ma nic wspólnego z grozą, jest bardziej melancholijne, zachęcające do zadumy i... nudne na początku. Potem się rozkręca, dając nam najlepszą opowieść w tym zbiorze. Perełka. Podzielam lęk autora, przed możliwością, że umarłbym przed ukończeniem jakiejś napoczętej, dobrej lektury. Z kolei kolejne opowiadanie, to moim zdaniem druga najgorsza treść tego zbioru. Lubię s.f., ale nawet końcówka tej wędrówki dziecka z niecodziennym towarzyszem i jej ryjący głowę finał, nie zapewniły mi tego "czegoś".
"Kciuki" są ciekawą nowalijką, pozwalającą spojrzeć na życie żołnierzy po zakończeniu służby. W tym przypadku jednej pani, która ma mocne wojskowe doświadczenie i tak do końca nawet po zakończeniu przygody z wojskiem, formacja z niej nie wyszła. Zresztą podobnie jak z innej jednostki, którą los wysłał na spotkanie z nią... No nic, trzymam kciuki za rozwiązanie. O pewnym " Diable na schodach" nie zamierzam się wypowiadać. Najgorsza część zbioru, poza formą nie mając mi nic do zaoferowania.
,,Tweety z cyrku umarłych" to bezpośredni (aż do bólu) komentarz na temat tego, jakie miejsce w naszym życiu znajdują media społecznościowe, a relacja z pewnego cyrku, prześmiewcza i świeża, stoi na moim drugim miejscu perełek zawartych w tym tytule. Niewiele gorsza jest wizyta na pewnym zaścianku, gdzie chłopiec traci matkę i zostaje pod opieką specyficznego tatka, który wierzy, że rząd planuje nalot na jego włości i szykuje coś, aby prewencyjnie odpowiedzieć na domniemane zagrożenie. Nie to jest clue programu, tylko pewne nasionka zasadzone nad grobem. Scena z "kwiatkami", które prowadzą konwersację z bohaterem tej historii - bezcenna.
Przedostatnie opowiadanie to ponownie łączenie sił z Kingiem i choć "W wysokiej trawie" ma wszystko, aby być jedną z cegiełek tego zbioru, tak mi się zbytnio nie podobał, nawet biorąc pod uwagę warstwę "podprogową", która nieco zmienia patrzenie na całą fabułę. Niemniej jak usłyszę wołanie z pola trawy, kukurydzy czy innego zielonego tałatajstwa, to dam nogę w drugą stronę. Nie dostanę natomiast lęku przed podróżą samolotem, nawet jeżeli w czasie lotu miałoby dojść do zagłady atomowej. Dobre miejsce na spektakularne widoki, ale bez takiego napięcia, jakiego można oczekiwać.
Jak widzicie była to podróż bardzo zróżnicowana, stanowiąca zgrabną mieszankę wątków, w lwiej części zainspirowaną innymi tytułami, co można zobaczyć na końcu, w krótkich notkach na temat każdej historii. I jest to ładny hołd dla klasyk. Sama książka wygląda też naprawdę fajnie, z pewnością będzie się należycie prezentować na półce.
Niemniej stosunek opowiadań lubianych do nie lubianych wynosi 8 do 5, a to relatywnie na tyle dużo, aby trochę "popsioczyć" na zawartość. Niemniej nie powstrzyma mnie to przed sięgnięciem po następne tytuły autora, bo omawiana pozycja jest najlepszą książka z jego zbioru, z jaką miałem okazję przeczytać. I dowodzi, że kiedy już King opuści ten padół i uda się pisać gdzieś indziej, to będzie miał godnego następce.
Biorąc się za "Gaz do dechy" spod pióra Joe Hilla oczekiwałem dosłownie jazdy bez trzymanki i choć było tu czasami prędko i bezpretensjonalnie, to nie mogę się pozbyć wrażenia, że ta wycieczka jednak przebiegła po zabezpieczonym torze, co odbiera sporo z tego dreszczyku ekscytacji, na jaki naprawdę liczyłem.
Tym razem jest to aż trzynaście opowiadań różnej treści, które...
2023-01-18
Kocham twórczość Kinga, ale od jakiegoś czasu nie jest to miłość bezwarunkowa, tak jak to bywa z początkowymi zauroczeniami, a już uczucie dojrzalsze, które potrafi spojrzeć na relację nieco bardziej krytycznym okiem. I choć uważam jego pisanie za mocno nierówne, bo obok absolutnych majstersztyków, ma pozycje bardzo słabe, to "Nocna zmiana" pochodzi z okresu, kiedy wziął się jego przydomek. Król Horroru. Całkowicie zasłużenie.
Pomijając fakt, czy Król nadal jest królem i czy przypadkiem sam się zdetronizowała tak jego powieści zawsze mają w sobie coś dodatniego. To koncept na fabułę, to grozę, to błyskotliwe dialogi. Tu mamy dwadzieścia krótszych opowieści i są one piekielnie zróżnicowane. W zasadzie nie ma to złych historii. Są co prawda dwie czy trzy, które uważam za poniżej przeciętnej, ale dla przeciwwagi reszta jest obłędna.
A zaczyna się już od czegoś, co można uznać za jeden z najlepszych hołdów, jakie złożono Lovecraftowi. "Dola Jeruzalem" jest pokazana w konwencji korespondencji, podobnie jak często akcję przedstawiał samotnik z Providance , a wizyta w miasteczku sprawia ciary na plecach (zresztą pada tu nawet imię jednego z Przedwiecznych...) . Świetne, tym lepiej że w jednej z końcowych opowieści ze zbioru ponownie zawitamy w okolicę miasteczka, tyle że w bardziej współczesnych czasach. Scena z autem nadal tkwi mi w głowie... (Ktoś na drodze)
To nie koniec atrakcji, bowiem fan filmowego horroru pozna nazwy wielu ekranizacji historii tu zawartych, a które miejscami mają więcej niż jedną kontynuację, jak "Dzieci kukurydzy", które są genialne i szczerze przyznam, że spotkanie morderczych dzieci to betka, w porównaniu z tym co można napotkać pomiędzy rzędami kukurydzy... Jest też nieco przeszarżowany "Magiel", który pokazuje nam maszynę z piekła rodem. A skoro mowa o maszynach, to "Ciężarówki" ukarzą nam nieco inne oblicze inwazji, której człowiek nigdy by się nie spodziewał. I choć motyw krwiożerczego auta jeszcze w dorobku Kinga wróci, to tu wydaje się zrobiony z większym rozmachem.
Nieco mniejszy format "Pola Walki" zapewni Wam naprawdę spore doznania, mimo miniaturowego miejsca akcji, ale uśmiałem się na tym opowiadaniu niebywale (dla fanów serii gier Army Man pozycja niemalże obowiązkowa). Za to nie do śmiechu było mi w sprawie "Gzymsu". Sam mam lęk wysokości, który z łaski swojej raz się załącza a raz nie, więc na samo wyobrażenie takiej sytuacji moje stopy czują się nieswojo... Równie nieswojo można się poczuć, gdy widzi się to co bohater opowiadania "Kosiarz Trawy" na swoim własnym trawniku. Pozwólcie, że oszczędzę szczegółów, ale lubiący mitologię grecką winni okazać tu pewne zainteresowanie.
King jest wszechstronny w przestawianiu swoich wizji świata. Raz można uzyskać całą prostą pomoc w rzuceniu palenia, jak w "Quitters, Inc", trzeba tylko chcieć i przestrzegać zasad..., innym razem trzeba uważać na to co się spożywa, bo nie wszystko służy zdrowiu (Szara materia). A co do zdrowia ciała, pewne wypryski na skórze mogą być całkiem niebezpieczne i w zasadzie mogą nie być tylko takim pospolitym czyrakiem, a obcą formą życia (Jestem bramą).
Na pewno słyszeliście też, że żadna praca nie hańbi, ale trzeba przyznać, że wolałbym nie podejmować pracy, jak ta z "Cmentarnej Szychty". Nie to żebym bał się szkodników, ale ilość czasami może człowieka przytłoczyć. Na amen. Nie zazdroszczę też sytuacji bohatera opowiadania pt. "Czarny Lud". Nie żebym zamykał na noc szafę, czy zaglądał do niej nerwowo wtedy kiedy zajdzie słońce, ale pewna niepewność zawsze zostaje. W ramach bycia przezornym...
Pozostałych kilka opowiadań nie miało już tego poziomu co wspomniane przykłady, choć za najgorsze uważam trzy. "Nocny odpływ", który jest historią o niczym i chyba stanowi zajawkę na większy temat, a tutaj mamy tylko liźnięcie sprawy po powierzchni. Historia o drabinie też jest taka sobie, a "Człowiek, który kochał kwiaty" wolałbym zapomnieć. Tu męczyłem się najbardziej.
Jak widzicie, superlatyw jest tu znacznie więcej niż rzeczy negatywnych i choć w zasadzie nie jest to zbiór idealny (osobiście wolę "Szkieletową Załogę") to rozrywki jest co niemiara. Nie wiem czy to najlepszy zbiór historii mistrza, bo ma on ich trochę, ale jest piekielnie dobry, aby sobie zapewnić bezsenną noc...
Kocham twórczość Kinga, ale od jakiegoś czasu nie jest to miłość bezwarunkowa, tak jak to bywa z początkowymi zauroczeniami, a już uczucie dojrzalsze, które potrafi spojrzeć na relację nieco bardziej krytycznym okiem. I choć uważam jego pisanie za mocno nierówne, bo obok absolutnych majstersztyków, ma pozycje bardzo słabe, to "Nocna zmiana" pochodzi z okresu, kiedy wziął...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-11
Kolejny już zbiór opowiadań spod pióra Wielkiego Grafomana, jaki zawiera 12 całkiem fajnych opowiadań i jak to zwykle bywa przy zbiorach, jest mocno nierówny, choć opowiadań który mi się naprawdę nie spodobały tu w zasadzie nie ma. Jest za to parę bardzo przeciętnych, ale doceniam użyte tu koncepty.
Tytułowe opowiadanie należy do moich ulubionych (w sukurs z Sercem kamienia), a tyczy się profesji zwanej rzeźnikiem drzew, który to zajmuje się takimi osobnikami, które powodują zgon wśród ludzi. Historia jest nastrojowa i zwyczajnie świetna. Serce kamienia z kolei jest chyba najsmutniejszym aspektem tego zbioru, pozostawiając czytelnika z przerażającą świadomością o tym, co drugi człowiek jest w stanie zrobić drugiemu... Oba te opowiadania, choć różnią się motywem, przenoszą nasz w okolice cmentarzy i zaprowadzają iście grobową atmosferę.
Operacja “Jajca” przenosi nas do czasów PRL, gdzie bohater zostaje przyłączony do szpiegowania proletariackich turystów zza granicy, a którzy szukają pewnych jaj, niby do kulinarnego zastosowania. Prawda może jednak zmienić... ustrój kraju. Z kolei taki " Bunt szewców" przedstawi nam kosmitę, który żyje pośród nas i jest zbulwersowany naszymi zwyczajami, które wydają się barbarzyńskie.
Nastrojowe "Poddasze" uraczy nas smutną historią, która mimo lat nadal oddziałuje na nowego właściciela pewnego mieszkania na tytułowym strychu i nosi znamię dawnej zbrodni. Nie mogło też oczywiście zabraknąć historii o losach alternatywnej Polski, która ma co prawda rządzić na świecie, aczkolwiek do utrzymania swojej domniemanej potęgi musi się nieźle nagimnastykować, aby zachować status quo.
To nie koniec atrakcji, bo zwiedzimy pewne wykopaliska, na terenie których znajduje się coś czego nie należy wykopywać, ale archeolodzy są na tyle zdeterminowani, że mogą doprowadzić do tragedii. Zawitamy też do teatru w okresie PRL-u, gdzie można się zgubić w odrębnej rzeczywistości Końcówka oferuje nam ponownie spotkanie z doktorem Skórzewskim, który tym razem ruszy za śladami pewnej legendy powiązanej z Biblią katolicką. To odkrycie może zmienić cały świat i rzucić nieco inne światło na Księgę Rodzaju.
W obejściu pozostaje jeszcze kilka historii, ale tak jak wspomniałem średnio mi podeszły. Niemniej trzeci zbiór opowiadań wydaje mi się jak dotąd najlepszym, co może nam zaoferować ten autor.
Kolejny już zbiór opowiadań spod pióra Wielkiego Grafomana, jaki zawiera 12 całkiem fajnych opowiadań i jak to zwykle bywa przy zbiorach, jest mocno nierówny, choć opowiadań który mi się naprawdę nie spodobały tu w zasadzie nie ma. Jest za to parę bardzo przeciętnych, ale doceniam użyte tu koncepty.
Tytułowe opowiadanie należy do moich ulubionych (w sukurs z Sercem...
2022-10-25
"Słuchajta ludziska, wszelkie strzygi, duchy, zmary, łowce i pryncypały, paczajta, bo właśnie nadchodzi Noc Kupały!
Sabaty pełne czarownic, uroczyska, topielice, czary-mary, paczajta i o nic nie pytajta!
Gdy cosik w krzak się poruszy, tędy hyc, dyrdaj w tenten jakby cię gonił z widłami dziad-konuszy!
Bo to czas dziw i takowe się dzieją, starych bajarzy opowieści nigdy się starzeją.
A gdy nadejdzie już brzask ranka, tędy opuści cię ruchło twa na noc kochanka.
Bo nocka świętojańska raz do roku tylko jeno i siądź że, posłuchaj, wędrowcze, bo mam baj dla Ciebie zagotowanych wielo."*
Lubię antologię, zwłaszcza takowe, które są różnorakie i w których praktycznie każde opowiadanie jest opowieścią z innej bajki. Tak jest tutaj. Mamy tylko motyw przewodni, który opiera się na niejasnych obrządkach, magii, dziwach. I tytuł jest trochę zwodniczy, bo oczekiwałem czegoś stricte
powiązanego z obrzędami nocy świętojańskiej zwanej też kupałą. A tu taka figa. Z kupałą powiązane jest tylko kilka opowieści, a spoiwem za każdym opowiadaniem jest raczej pewna nutka tajemniczości czy dziwności.
Mamy tu kilku pisarzy, którzy są znani w środowisku, ale już nie żyją. Pisali w czasach, kiedy nas nie było na świecie (ba, nawet pewnie dziadków mogło nie być). Są tu zatem zarówno polscy autorzy, tacy jak Roman Zmorski, Jan Barszczewski oraz Zygmunt Krasiński, jak i osobistości z całego świata, tacy jak Jin Yong, Henry Woods, Anton Straszimirow, Dorothy Boulger (która pisała pod pseudonimem Theo Gift) czy mój ulubieniec tego tomu - sam Oscar Wilde(tak, ten od Doriana Greya).
Prezentują nam oni historyjki z dreszczykiem i trzeba przyznać, że taki rozstrzał tematyczny robi wrażenie. Gdy piszą polscy/sąsiedni autorzy to czuć tutaj szczyptę romantyzmem, a groza ustępuje miejsca klimatowi i narracji, która widzie nas przez wierzenia ludzi z Pomorza, Mazowsza czy Białorusi.
W opowiadaniach spoza naszych granic skupiamy się bardziej na nadprzyrodzonych zjawiskach, nawiedzonych dworach, niespokojnych duszach, które nie mogą opuścić tego padołu łez. To zupełnie coś innego, ten aspekt grozy wiktoriańskiej, która wygląda równie smacznie, co polskie gusła. Przykład. Wilde jest tu cynikiem i czuć to wyraźnie w jego opowiadaniach ( "Rybaka i Duszę" uwielbiam - ale żeby nie było, iż zagranicznego chwalę, a swoje nie - Strzyga, Zmorskiego - świetna/ jeszcze Wilkołak Barszczewskiego).
Aby nie było tak słodko, to niektóre opowiadania zwyczajnie nie przypadały mi do gustu, ale tak będzie miała większość z Was, a to dlatego, że ukazane w tym zbiorze opowiadania to historie z brodą, powolniejszą narracją i swoistą manierą, która przypadała na tamte lata (XVIII i XIX wiek), więc młodzi czytelnicy mogą się zwyczajnie odbić nieśpiesznym tempem czy niespełnieniem oczekiwań. Taki wilkołak to tutaj istota odbiegająca od naszego kulturowego wyobrażenia, zresztą podobnie ma się sprawa z strzygą, demonami, duchami, itp. Są bardziej przyziemne.
Mnie jednak urzekł ten zbiór i doceniam dobór materiału, bo autorów mamy tutaj naprawdę zacnych. Byli wizytówkami swoich czasów i traktuję "Duchy Nocy Kupały" jako klasyki, z którymi mam teraz okazję się zapoznać. To jak zapomniana lekcja polskiego, na której chce się być, a nie siedzi się w szkole z musu - ostatnie takie odczucia miałem przy "Zbrodni i karze" w szkole.
* głupi wymysł sytuacyjny autora tekstu..
"Słuchajta ludziska, wszelkie strzygi, duchy, zmary, łowce i pryncypały, paczajta, bo właśnie nadchodzi Noc Kupały!
Sabaty pełne czarownic, uroczyska, topielice, czary-mary, paczajta i o nic nie pytajta!
Gdy cosik w krzak się poruszy, tędy hyc, dyrdaj w tenten jakby cię gonił z widłami dziad-konuszy!
Bo to czas dziw i takowe się dzieją, starych bajarzy opowieści nigdy się...
2022-05-31
Przeglądając zbiór w bibliotece od razu rzucił mi się w oczy biust... Nie wróć, ekstrawagancka i odważna okładka. Żeby nie było. I takim sposobem pierwsza część tego projektu trafiła w moje ręce.
Lubię antologie. Kiedyś zaczytywałem się w pozycjach Pilipiuka, które nadal uważam za coś wybitnego. Wiem też jak dużą rolę odgrywa kilka pierwszych opowiadań lub wręcz pierwsze, które definiuje podejście czytelnika do całości. Czasami nawet odtrąca od dalszej lektury. I bardzo się zdziwiłem jak dobre są przedstawiane tutaj historie.
Równie ważna jest tutaj tematyka, a ta nie jest licha. Motywy anielskie, którym z reguły towarzyszą siły piekielne. Przyznam, że już sam klimatyczny wstęp napisany przez śp. Panią Kossakowską robi wrażenie. Zresztą po jej cyklu rozpoczętym od "Siewcy Wiatru" nie spodziewałem się tu nikogo innego, jak ją.
Laur pierwszeństwa przypadł opowieści Pana Komudy, która przenosi nas średniowiecznej Francji, jakiś czas po rzezi Katarów w Montsegur. Bohaterem jest poeta-rzezimieszek, który cudem unika stryczka, ale ląduje sam w butach pomocnika kata. Wtedy też jest zmuszony do brania udziału w dziwnych torturach, których tajemnicę spróbuje rozwiązać na własną rękę. Całość jest napisana sprawne, zresztą miałem już styczność z innymi pozycjami autora, więc wiem na co go stać. Na dużo.
Potem mamy już nieco słabsze opowiadanie ze stajni Adama Przechrzty, choć trzeba przyznać, że i ono ma dobry poziom. Tutaj cofniemy się jeszcze bardziej w czasie, lądują w Starożytnym Rzymie, w środek całkiem zgrabnej intrygi, a towarzyszyć będziemy pewnej ekspedycji na chwałę cezara. Całkiem fajnie rozpisane, tylko to zakończenie nieco za trywialne. Jakby go nie było de facto.
Dębski to jeden z moich faworytów, gdzie wcześniej absolutnie nie miałem kontaktu z autorem. Niemniej jego historia jest dynamiczna, arcyciekawa, mimo że miejscami czuć jest pewną wtórność. Na Ziemi pojawia się Anioł i Diabeł, który mają wspólny cel: odnaleźć nowego Mesjasza. I to poczucie, że dużo bardziej kibicujesz tej złej stronie...
Białołęcka to z kolei chyba najśmieszniejsze opowiadanie, o dwóch dawnych bożkach, które ruszają zaszaleć w współczesnym Gdańsku w ciele losowych ludzi. Natomiast opowiadanie Urbanowicz mimo mocnej tematyki, dotyczącej rzezi na Wołyniu, okazało się najbardziej rozczarowujące.
Kochański i jego laleczka była średniakiem, choć nie ukrywam, że motyw z czarnym punktem jest interesujący. Wroński również się nie popisał, ukazując nam żywot pewnego Żyda, który miał słabość do dwójki sukkubów. To chyba najbardziej nasycone erotyzmem opowiadanie w tym tomie.
Piekara zaś popisał się całkiem nieźle, wysyłając grupę najemników do Piekła. Tego Piekła. Zwrot akcji jest tutaj naprawdę zaskakujący, choć osobiście oczekiwałem innego kierunku akcji. Niemniej spełnia swoją rolę. Sędzikowska też zaprezentowała całkiem fajny koncept. Mamy Anioły Stróże, mamy Łowców i tych, którzy uciekają z czeluści, aby kryć się w ciałach ludzi i za ich pomocą czynić zło. Czytało mi się to naprawdę dobrze.
Ostatnie dwa opowiadania należą do Kozaka oraz Bochińskiego. Historia Pani Magdaleny jednak mnie zbytnio nie porwała. Mamy osobę, która podróżuje w samolotach, aby pilnować porządku w powietrzu, ale jest jedno małe ale... Jakie? Trzeba to odkryć, choć opowieść mało mi podeszła. Za to końcówka jest naprawdę fajna. "Bardzo Zły" to chyba moje top w tym zbiorze (obok "W odcieniach szarości" , gdzie akcja przenosi czytelnika do współczesnej Warszawy, a konkretnie Pragi. Tu pewien policjant zleca mocno nietuzinkowej kobiecie ze specjalnymi zdolnościami, znalezienie pewnego mordercy...
Antologie bywają różne, ale ten zbiór zaskakująco trzyma poziom we wszystkich historiach, nawet jeżeli część z nich jest mniej angażująca. Z pewnością sięgnę po drugi tom. (Patrząc na średnią, mam wrażenie że ta pozycja została nieco ukrzywdzona...)
Przeglądając zbiór w bibliotece od razu rzucił mi się w oczy biust... Nie wróć, ekstrawagancka i odważna okładka. Żeby nie było. I takim sposobem pierwsza część tego projektu trafiła w moje ręce.
Lubię antologie. Kiedyś zaczytywałem się w pozycjach Pilipiuka, które nadal uważam za coś wybitnego. Wiem też jak dużą rolę odgrywa kilka pierwszych opowiadań lub wręcz pierwsze,...
Rasizm. Pojęcie, stanowiące przedmiot wielu debat publicznych, dzielące wiele społeczeństw (i już pal licho, czy jest też skutecznym narzędziem do skłócenia uboższych warstw społeczeństwa, aby ci co dzierżą władzę, ją nadal mieli).
W Polsce jesteśmy w tym temacie trochę 'opóźnieni', bowiem nie byliśmy mocarstwem kolonialnym i nie sprowadzaliśmy niewolników z innych kontynentów, więc i procent w społeczeństwie ludzi o odmiennym kolorze skóry jest tu proporcjonalnie śladowy (u nas panował feudalizm i ciemiężony był zwykły swojski parobek na roli).
Dlatego też z ciekawością obserwuję, to co się dzieje w Ameryce i potężne wrażenie na mnie robią filmy pokroju Green Book. I z tej obserwacji amerykańskiej sceny politycznej mam jeden wiodący wniosek... Fascynujące jak setki lat niewolnictwa próbuje się teraz zadośćuczynić w ciągu dekady (nawet krócej), co przekłada się paradoksalnie na nierówne traktowanie jasnego koloru skóry ( w imię nadmiernej poprawności), a który chętnie podpina się pod określenia: potomkowie oprawców/ supremacja białego człowieka, nawet jeżeli sami Afroamerykanie twierdzą, że to absurd i służy to czyimś celom politycznym, bo na pewno nie im.
Czemu tak piszę? Bo książka Ruffa odbija pałeczkę w tę stronę. Tu praktycznie każdy 'biały' ma 'coś' do 'czarnego' i jest przedstawiany w jednoznacznie negatywnym świetle. A to nękanie ze względu na zamieszkanie w nie takiej dzielnicy, a to napad za zawędrowanie do nie takiego baru czy najzwyklejsze pojawienie się w nieodpowiednim czasie i miejscu (czyli prawie wszędzie), co może skutkować pojawieniem się na czyjejś muszce i morderstwem, bo tacy są "ci biali".
Paradoksalnie daje to odpowiedni klimat oraz pewne spojrzenie na segregację rasową w latach 50. XX wieku w Ameryce, co niewątpliwie jest zaletą tego tytułu, wręcz pozwalając niekiedy odczuć zaszczucie, jakie dotykało tych biednych ludzi naprawdę. Ale takie antagonizowanie jednej rasy, aby tym razem nieco wywyższyć inną, okazuje się nieco mieczem obosiecznym.
Bo wszystkie postacie, z Atticusem na czele, są przedstawione na jedno kopyto. Szlachetni, ciemiężeni, błyskotliwi, inteligentni, lubujący się w fantastyce. Z tego tłumu najbardziej wyróżnia się Letycja, która nie tylko okazuje się babką z jajami, ale też pełnokrwistą bohaterką, której kibicuje bardziej niż reszcie. No i jest Caleb Braithwhite, którego kolor skóry sugeruje już nazwisko (;)). Ma on pewien interes do Atticusa oraz spółki i konsekwentnie go realizuje, przez większość książki będąc o kilka kroków przed każdą postacią. Przystojny cwaniak, który rozgrywa piony, oczywiście do czasu. Przez taki, a nie inny charakter gość wydał mi się bardziej interesujący niźli młody Turner. Ale to może zasługa schematu, że zło pociąga bardziej.
Kilka ważnych informacji. To nie jest powieść, a i Lovecraft występuje tu symbolicznie, w nawet sporych dozach, w większości jednak jako komentarz autora na temat rasizmu, jaki tchnął od nieżyjącego autora. Co nie przeszkadza absolutnie autorowi "pożerować" na motywach ze znanej franczyzy. Nie jest to nawet horror. To zbiór opowiadań dark/urban fantasy, jakie łączy kilka elementów, które finalnie zbierają się w coś większego na koniec. I jak to bywa ze zbiorami, są tu historie świetne, ale i takie, których przeczytanie wymagało ode mnie więcej czasu i samozaparcia.
Podobała mi się cała wyprawa do Ardham, gdzie autor odkrywa przed nami sporo kart na temat dziedzictwa Atticusa i będzie to ciągnięte do końca książki. Podobał mi się motyw podjęcia gry przez Letycję z... duchem. Podobał mi się motyw tej klątwy, którą obłożona młodego chłopca. Na lovecraftowską modłę jest tu sporo elementów typu wierd. Wszelkie wyprawy poza nasz świat, czy zmiana koloru skóry za pomocą dekoktów były nudne i siermiężne. Nawet jak już odkryjemy finalną intrygę, to okazuje się ona niezamierzenie śmieszna. Chyba nie o to chodziło...
Dobra, to dlaczego taka ocena, jak narzekam i się rozpisuję, waląc po was dygresjami. Mimo sposobu prowadzenia akcji przez autora, 'Kraina Lovecrafta' ma unikalny klimat i może stanowi taki impuls, aby przyjrzeć się historii tego społeczeństwa. To też sporo obyczajówki wplecionej w sos fantasy, ze szczyptą grozy. Ale małą. Jeżeli liczyliście na coś w klimatach Lovecrafta, to nie te adres.
Rasizm. Pojęcie, stanowiące przedmiot wielu debat publicznych, dzielące wiele społeczeństw (i już pal licho, czy jest też skutecznym narzędziem do skłócenia uboższych warstw społeczeństwa, aby ci co dzierżą władzę, ją nadal mieli).
więcej Pokaż mimo toW Polsce jesteśmy w tym temacie trochę 'opóźnieni', bowiem nie byliśmy mocarstwem kolonialnym i nie sprowadzaliśmy niewolników z innych...