Kraina Lovecrafta Matt Ruff 6,1
ocenił(a) na 718 tyg. temu Rasizm. Pojęcie, stanowiące przedmiot wielu debat publicznych, dzielące wiele społeczeństw (i już pal licho, czy jest też skutecznym narzędziem do skłócenia uboższych warstw społeczeństwa, aby ci co dzierżą władzę, ją nadal mieli).
W Polsce jesteśmy w tym temacie trochę 'opóźnieni', bowiem nie byliśmy mocarstwem kolonialnym i nie sprowadzaliśmy niewolników z innych kontynentów, więc i procent w społeczeństwie ludzi o odmiennym kolorze skóry jest tu proporcjonalnie śladowy (u nas panował feudalizm i ciemiężony był zwykły swojski parobek na roli).
Dlatego też z ciekawością obserwuję, to co się dzieje w Ameryce i potężne wrażenie na mnie robią filmy pokroju Green Book. I z tej obserwacji amerykańskiej sceny politycznej mam jeden wiodący wniosek... Fascynujące jak setki lat niewolnictwa próbuje się teraz zadośćuczynić w ciągu dekady (nawet krócej),co przekłada się paradoksalnie na nierówne traktowanie jasnego koloru skóry ( w imię nadmiernej poprawności),a który chętnie podpina się pod określenia: potomkowie oprawców/ supremacja białego człowieka, nawet jeżeli sami Afroamerykanie twierdzą, że to absurd i służy to czyimś celom politycznym, bo na pewno nie im.
Czemu tak piszę? Bo książka Ruffa odbija pałeczkę w tę stronę. Tu praktycznie każdy 'biały' ma 'coś' do 'czarnego' i jest przedstawiany w jednoznacznie negatywnym świetle. A to nękanie ze względu na zamieszkanie w nie takiej dzielnicy, a to napad za zawędrowanie do nie takiego baru czy najzwyklejsze pojawienie się w nieodpowiednim czasie i miejscu (czyli prawie wszędzie),co może skutkować pojawieniem się na czyjejś muszce i morderstwem, bo tacy są "ci biali".
Paradoksalnie daje to odpowiedni klimat oraz pewne spojrzenie na segregację rasową w latach 50. XX wieku w Ameryce, co niewątpliwie jest zaletą tego tytułu, wręcz pozwalając niekiedy odczuć zaszczucie, jakie dotykało tych biednych ludzi naprawdę. Ale takie antagonizowanie jednej rasy, aby tym razem nieco wywyższyć inną, okazuje się nieco mieczem obosiecznym.
Bo wszystkie postacie, z Atticusem na czele, są przedstawione na jedno kopyto. Szlachetni, ciemiężeni, błyskotliwi, inteligentni, lubujący się w fantastyce. Z tego tłumu najbardziej wyróżnia się Letycja, która nie tylko okazuje się babką z jajami, ale też pełnokrwistą bohaterką, której kibicuje bardziej niż reszcie. No i jest Caleb Braithwhite, którego kolor skóry sugeruje już nazwisko (;)). Ma on pewien interes do Atticusa oraz spółki i konsekwentnie go realizuje, przez większość książki będąc o kilka kroków przed każdą postacią. Przystojny cwaniak, który rozgrywa piony, oczywiście do czasu. Przez taki, a nie inny charakter gość wydał mi się bardziej interesujący niźli młody Turner. Ale to może zasługa schematu, że zło pociąga bardziej.
Kilka ważnych informacji. To nie jest powieść, a i Lovecraft występuje tu symbolicznie, w nawet sporych dozach, w większości jednak jako komentarz autora na temat rasizmu, jaki tchnął od nieżyjącego autora. Co nie przeszkadza absolutnie autorowi "pożerować" na motywach ze znanej franczyzy. Nie jest to nawet horror. To zbiór opowiadań dark/urban fantasy, jakie łączy kilka elementów, które finalnie zbierają się w coś większego na koniec. I jak to bywa ze zbiorami, są tu historie świetne, ale i takie, których przeczytanie wymagało ode mnie więcej czasu i samozaparcia.
Podobała mi się cała wyprawa do Ardham, gdzie autor odkrywa przed nami sporo kart na temat dziedzictwa Atticusa i będzie to ciągnięte do końca książki. Podobał mi się motyw podjęcia gry przez Letycję z... duchem. Podobał mi się motyw tej klątwy, którą obłożona młodego chłopca. Na lovecraftowską modłę jest tu sporo elementów typu wierd. Wszelkie wyprawy poza nasz świat, czy zmiana koloru skóry za pomocą dekoktów były nudne i siermiężne. Nawet jak już odkryjemy finalną intrygę, to okazuje się ona niezamierzenie śmieszna. Chyba nie o to chodziło...
Dobra, to dlaczego taka ocena, jak narzekam i się rozpisuję, waląc po was dygresjami. Mimo sposobu prowadzenia akcji przez autora, 'Kraina Lovecrafta' ma unikalny klimat i może stanowi taki impuls, aby przyjrzeć się historii tego społeczeństwa. To też sporo obyczajówki wplecionej w sos fantasy, ze szczyptą grozy. Ale małą. Jeżeli liczyliście na coś w klimatach Lovecrafta, to nie te adres.