-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać4
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2018-02-27
2018-03-09
Na początku tego roku mieliśmy okazję przedstawić wam pięknie wydany Atlas Tolkienowski (recenzja). Tymczasem do księgarni, ponownie dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka, powędrowała reedycja pierwszego dzieła Tolkiena tj. „Hobbita”. Każdy powód aby zapoznać się z absolutnym klasykiem literatury fantasy jest dobry, tym lepszy gdy w pakiecie mamy piękne ilustracje autorstwa Alana Lee.
Zapewne większość z was bardzo dobrze zna historię przedstawioną w „Hobbicie”, ale dla formalności pozwolę sobie ją przypomnieć.
Głównym bohaterem książki jest niziołek Bilbo Baggins. Jak to większość niziołków prowadzi on zwyczajne życie, szczęśliwego domatora, który swój mały domek nie zamieniłby na nic innego. Niespodziewanie odwiedza go gromada krasnoludów, na czele z czarodziejem Gandalfem. Wizyta nie jest oczywiście przypadkowa. Ta nietypowa drużyna doszła bowiem do wniosku, że to właśnie Bilbo Baggins będzie ich idealnie uzupełniał w wyprawie do Smoczej Góry, pradawnej siedziby krasnoludów, która została przejęta przez smoka Smauga. Ostatecznie, po wielu namowach, młody hobbit decyduje się zaryzykować i przystąpić do drużyny. Od tego momentu on i jego towarzysze wpadają w wir niekończących się przygód.
Myślę, że tym co najlepiej świadczy o „Hobbicie” jest to, jak się ta książka przez te 80 lat zestarzała. A prawda jest taka, że nie zestarzała się absolutnie wcale. Piękne, szczegółowe opisy świata Śródziemia, niezmiennie po dziś dzień poruszają wyobraźnię każdego, niezależnie od tego czy jest książkowym wyjadaczem, czy dopiero zaczyna swoją przygodę z książkami. Przygody jakie przeżywają nasi bohaterowie, wciągają od samego początku i nie puszczają do samego końca. Ponadto w przeciwieństwie do wielu innych książek fantasy jakie przez te lata powstały, „Hobbit” zawiera wiele wartościowych treści. To, że głównymi bohaterami są krasnoludy, gobliny czy elfy nie oznacza, że mamy do czynienia z kompletną bajką. Tak jak w najlepszych baśniach, zachowania czy decyzje poszczególnych postaci, są na tyle uniwersalne, że śmiało można je odnieść do naszego życia codziennego.
Dzięki tym wszystkim zaletom „Hobbit” niezmiennie od lat jest dla mnie książką idealną. Historia nie jest może tak rozbudowana jak w trylogii „Władcy Pierścieni”, ale w połączeniu z odpowiednio prostszym językiem i lżejszym klimatem powoduje, że pozycja ta jest znakomitą propozycją dla młodszego czytelnika.
Do tego dochodzą ilustrację stworzone przez Alana Lee. Jak dowiadujemy się z broszur reklamowych, były one podstawą dla twórców kinowej wersji Hobbita i trudno chyba się temu dziwić. Czy wypełniające w kolorze całe karty, czy mniejsze, czarno białe, świetnie wspomagają wyobraźnię i dodatkowo wydłużają jakże przyjemny czas lektury. Twarda oprawa z obwolutą i niezbędne mapki Śródziemia dopełniają całości.
Tak wydany „Hobbit” jest prawdziwą gratką, również dla stałych czytelników książek z uniwersum Śródziemia, a razem z poprzednimi reedycjami może stanowić bardzo eleganckie, półkowe trofeum :)
Na koniec zachęcamy wszystkich, którzy poznali już „Hobbita”, do rozwiązania naszego quizu. Być może okaże się, że warto sobie co nieco przypomnieć ;)
Na początku tego roku mieliśmy okazję przedstawić wam pięknie wydany Atlas Tolkienowski (recenzja). Tymczasem do księgarni, ponownie dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka, powędrowała reedycja pierwszego dzieła Tolkiena tj. „Hobbita”. Każdy powód aby zapoznać się z absolutnym klasykiem literatury fantasy jest dobry, tym lepszy gdy w pakiecie mamy piękne ilustracje autorstwa Alana...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-21
"....jest to powieść wielowymiarowa, dlatego nie tylko zagorzali fani sci-fi znajdą coś dla siebie. Największym plusem jest sama fabuła. Opiera się ona przede wszystkim na bohaterach, czyli naszych pielgrzymach, a raczej na ich przeszłości, która została ujęta w kilku opowiadaniach. Śledzimy ich wybory, motywacje, a bogaty świat przedstawiony jest dla tych historii tylko tłem. Historie te są diametralnie różne pod względem stylu narracji, gatunku (jest romans, kryminał, dramat obyczajowy), ale i otaczający ich świat przedstawiony jest zupełnie z innej strony. To sprawia, że absolutnie nie ma miejsca na nudę. Ze strony na stronę robi się coraz ciekawiej, kolejne opowiadania zaczynają się powoli, jak puzzle, łączyć w całość."
Zachęcamy do zapoznania się z całą recenzją na
http://ksiegozbior.bloog.pl/id,359827957,title,Hyperion-Dan-Simmons,index.html
"....jest to powieść wielowymiarowa, dlatego nie tylko zagorzali fani sci-fi znajdą coś dla siebie. Największym plusem jest sama fabuła. Opiera się ona przede wszystkim na bohaterach, czyli naszych pielgrzymach, a raczej na ich przeszłości, która została ujęta w kilku opowiadaniach. Śledzimy ich wybory, motywacje, a bogaty świat przedstawiony jest dla tych historii tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-05
Długo zastanawiałam się, co napisać. Tym razem recenzja książki nie przychodzi mi łatwo, bo myśli wciąż kołaczą się w głowie. Wiem jedno czy ją wam polecić czy nie, ale do tego jeszcze dojdziemy.
Autor książki „Kiedy Śpią anioły” z zawodu jest psychologiem klinicznym i terapeutą w nurcie psychodynamicznym. Uwielbia słuchać ludzi, oraz uwielbia, jak sam mówi, godzinami stać przy garach. Wszystko to da się wyczytać również z kart książki, gdyż przemyca w niej zarówno gotowanie jak i psychoterapię.
Teraz może trochę o książce.
Bohaterem jest Rafał młody chłopak, który w rodzinnym domu niestety nie zaznał ciepła domowego ogniska. Wręcz przeciwnie.
Na całą recenzję zapraszamy na:
http://ksiegozbior.bloog.pl/id,362871192,title,Kiedy-spia-anioly,index.html
Długo zastanawiałam się, co napisać. Tym razem recenzja książki nie przychodzi mi łatwo, bo myśli wciąż kołaczą się w głowie. Wiem jedno czy ją wam polecić czy nie, ale do tego jeszcze dojdziemy.
Autor książki „Kiedy Śpią anioły” z zawodu jest psychologiem klinicznym i terapeutą w nurcie psychodynamicznym. Uwielbia słuchać ludzi, oraz uwielbia, jak sam mówi, godzinami stać...
2017-10-09
W szkole nie przepadałam za lekcjami biologii. Niezbyt interesujące, suche fakty oraz nie dość dobrze wyjaśnione mechanizmy nie bardzo przemawiały do mojego młodego umysłu. Gdyby w tamtym czasie wpadła mi w ręce książka „Lab girl”, myślę, że byłoby nam z biologią dużo bardziej po drodze.
„Lab girl” to autobiografia Anne Hope Jahren amerykańskiej geochemik i geobiolog, znanej z prac z wykorzystaniem analizy stabilności izotopów w celu analizy lasów kopalnianych pochodzących z Eocenu. Laureatki wielu prestiżowych nagród w tej dziedzinie. Jej książka „Lab Girl” (2016) została okrzyknięta zarówno jako „osobisty pamiętnik i pean dla świata przyrody”, jak i literacka fuzja pamiętnika i nauki. (powyższe informacje pochodzą ze strony Wikipedia.org).
Ojciec Hope wykładał podstawy fizyki i nauki o Ziemi w college’u przygotowawczym w Minnesocie, dzięki czemu dziewczynka właściwie wychowała się w laboratoriom. Tam czuła się swobodnie, to był jej azyl, jej królestwo. Znacznie lepiej czuła się w laboratorium niż w domu.
„Emocjonalny dystans między członkami skandynawskich rodzin jest czymś, co zaczyna się we wczesnym dzieciństwie i jest codziennie „pielęgnowane”.(…) Mama zawsze chodziła nadąsana, a ja nigdy nie potrafiłam pojąć, dlaczego. Z charakterystycznym dla dziecka egocentryzmem myślałam, że to przez coś co powiedziałam lub zrobiłam.(…)Mimo, że rozpaczliwie chciałam być podobna do ojca, wiedziałam, że mam być przedłużeniem mojej niezniszczalnej matki: poprawką, która miała urzeczywistnić życie, na które zasługiwała i które powinna była wieść.”
Hope skończyła o rok wcześniej liceum i poszła na studia na Uniwersytecie Minnesoty. Zaczęła od studiów literaturoznawczych, ale bardzo szybko odkryła, że to jednak nauki przyrodnicze są jej przeznaczeniem.
„Ludzie są jak rośliny: rosną w stronę światła. Wybrałam nauki przyrodnicze, ponieważ dawały mi to, czego potrzebowałam: dom w dosłownym tego słowa znaczeniu, czyli z definicji bezpieczne miejsce.”
Jej życiowym celem stało się posiadanie własnego laboratorium, takiego jakie miał jej ojciec. I właśnie o tym jest ta książka o urzeczywistnianiu własnych marzeń. Czasami nie jest to proste, czasami bardzo zabawne. Okazuje się, że życie „nerda” potrafi być fascynujące jakkolwiek pełnie wyrzeczeń i poświecenia.
Ta książka to fenomenalna opowieść o życiu, miłości i przyjaźni, a wszystko to jest tłem dla obszernego i niesamowicie wciągającego wykładu z geobiologii prowadzonego przez fantastycznego naukowca i cudownego wykładowcę.
„Każde ziarenko soli w solniczce ma kształt idealnej kostki, jeśli przyjrzeć się mu w powiększeniu. Gdyby to samo ziarenko zmielić na drobny proszek, to uzyskamy miliony jeszcze mniejszych kostek o doskonałych kształtach.”
Dodatkowo autorka chce swą książką zwrócić naszą uwagę na problem ochrony środowiska, które obecnie eksploatujemy do granic możliwości za co w niedługiej przyszłości przyjdzie nam słono zapłacić.
„(…)każdego roku, od 1990, produkujemy ponad osiem miliardów nowych pniaków ściętych. Jeśli dalej w tym tempie ścinać będziemy zdrowe drzewa, w niecałe sześć lat z każdego drzewa na Ziemi zostanie suchy kikut.”
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2017/10/przedpremierowo-lab-girl.html
W szkole nie przepadałam za lekcjami biologii. Niezbyt interesujące, suche fakty oraz nie dość dobrze wyjaśnione mechanizmy nie bardzo przemawiały do mojego młodego umysłu. Gdyby w tamtym czasie wpadła mi w ręce książka „Lab girl”, myślę, że byłoby nam z biologią dużo bardziej po drodze.
„Lab girl” to autobiografia Anne Hope Jahren amerykańskiej geochemik i geobiolog,...
2018-08-31
Chyba większość z Was, jeśli nie oglądała to chociażby słyszała o serialu „Mindhunter”. Mnie on wciągnął bez reszty, dlatego też, gdy zobaczyłam zapowiedź najnowszej książki Johna E. Daglasa i Marka Olshakera nie miałam najmniejszej wątpliwości, że musi ona trafić w moje ręce. Mam to szczęście, że mogę ją przeczytać przed oficjalną premierą, która już na początku października, i przedstawić Wam moje refleksje.
Może zabrzmi to niezwykle dziwnie, ale mogę powiedzieć, że wychowałam się na programie 997, może, dlatego wszelkiego rodzaju thrillery są moimi ulubionymi gatunkami literackimi. Nie stronie również od literatury faktu, a z taką tu niewątpliwie będziecie mieć do czynienia. „Mindhunter. Podróż w ciemność” to opowieść lub relacja, osób biorących czynny udział w śledztwach, pokazująca jak profilowanie jest w stanie przybliżyć organa ścigania do znalezienia sprawcy zbrodni. Autorzy przytoczyli w swej książce szereg spraw z pierwszych stron amerykańskich gazet. Powiem szczerze, że przeraziła mnie ich ilość i okrucieństwo. Próbowałam sobie przypomnieć czy w naszym kraju równie często dochodzi do tego typu spraw, dotyczących seryjnych morderstw, i z lekką ulgą uznałam, że nie. Jednak, gdy zagłębiłam temat w Internecie okazało się, że w Polsce było 23 seryjnych morderców. To chyba niemało?
Profilowanie to niełatwy zawód, pełen wyrzeczeń, i co by nie było spaczenia zawodowego, które w pewien sposób odbija się na życiu prywatnym tych ludzi. Trzeba wczuć się we wszystkie detale zbrodni, jak również spróbować myśleć jak zabójca czy gwałciciel. To nie jest obojętne dla psychiki żadnego człowieka. Trzeba umieć sobie z tym razić.
Spotkałam się z zarzutem wobec tej książki, że jest niespójna i chaotyczna. Ja osobiście nie odniosłam tego wrażenia. Autorzy najpierw wprowadzają nas w tajniki pracy swojej niezwykłej grupy, później przechodzą do praktyki by przedstawić i nakreślić czytelnikowi jak można było się ustrzec przed tego typu atakami, oraz jak można po zachowaniu człowieka wywnioskować, że może on mieć coś na sumieniu.
Jeśli liczycie, że będzie to książka podobna do kryminałów, jakie czytacie to na pewno nie. Jednak według mnie jest ona wata uwagi. Mi osobiście styl autorów odpowiada. Musimy brać pod uwagę, że nie są to pisarze władający barwnym językiem, lecz ludzie często muszący streścić akta sprawy w kilkunastu zdaniach. Do tego przetoczone historie to nie fikcja a rzeczywistość i to dość brutalna. Jak już wspomniałam wcześniej nie stronię od literatury faktu, więc konstrukcja czy styl również nie wzbudziły we mnie negatywnego odbioru. Wręcz przeciwnie jestem pod wielkim wrażeniem.
Dlatego drogi czytelniku są również powody, dla których jest to lektura wręcz dla Ciebie. Zawiera wiele cennych porad jak uniknąć bycia ofiarą. Są dobrze opisane zasady bezpieczeństwa, które powinny znać również Twoje dzieci. Wiem, że żyjemy w Polsce, a nie w wielkiej Ameryce jednak i u nas wiele się dzieje, a świat nie jest wolny od ludzi o różnych patologicznych skłonnościach. Warto zapoznać się z przedstawionymi zasadami by być trudniejszym celem.
Gorąco polecam Wam lekturę tej książki. Z cała pewnością spędzicie z nią niezapomniany czas.
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/08/Mindhunter-Podroz-w-ciemnosc.html
Chyba większość z Was, jeśli nie oglądała to chociażby słyszała o serialu „Mindhunter”. Mnie on wciągnął bez reszty, dlatego też, gdy zobaczyłam zapowiedź najnowszej książki Johna E. Daglasa i Marka Olshakera nie miałam najmniejszej wątpliwości, że musi ona trafić w moje ręce. Mam to szczęście, że mogę ją przeczytać przed oficjalną premierą, która już na początku...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-11
Anthony Horowitz jest angielskim pisarzem i scenarzystą. Za scenariusz do serialu Detektyw Foyle otrzymał nagrodę BAFTA. Horowitz jest również autorem m.in. serii "Księga Pięciorga" oraz bestsellerowego cyklu o nastoletnim detektywie Aleksie Riderze.
Muszę się Wam przyznać, że „Morderstwa w Somerset” są moją pierwszą pozycją wydawniczą tego autora, ale po lekturze stanowczo mogę stwierdzić, że nie ostatnią.
Bardzo podoba mi się, że książka napisana jest w sposób zupełnie odmienny od wszystkich czytanych przeze mnie do tej pory. „Morderstwa w Somerset” to właściwie dwie połączone powieści kryminalne.
Pierwsza część to śledztwo prowadzone w latach pięćdziesiątych XX wieku przez Attcusa Pünda pisana niewątpliwie w pięknym klimacie. Jest przemyślana i dopracowana w każdym detalu. Śledztwo prowadzone przez Attcusa Pünda cofa nas do pięknej epoki starej Anglii „bez telefonów komórkowych, komputerów, zaawansowanych technik kryminalistycznych, bez natychmiastowego dostępu do informacji”. Dzięki temu już po pierwszych kilu stronach książka wciągnęła mnie bez reszty. Morderstwo, zagadka oraz intrygi to kryminał wprost wyciągnięty z epoki Herkulesa Poirota. Nie bez znaczenia jest fakt, że Horowitz jest scenarzystą gdyż dzięki temu doskonale opisuje nie tylko powiązania międzyludzkie, ale i otoczenie, doskonale gra słowem. Nic nie jest tu przypadkowe. Jest to prawdziwe arcydzieło i niewątpliwie ta część to również rewerans w stronę twórczości mistrzyni kryminału Agathy Chistie.
Jeżeli chodzi o śledztwo prowadzone przez Suzan, które stanowi drugą część książki to prowadzone jest ono we współczesnych realiach. Tu również mamy wiele odnośników do twórczości mistrzyni kryminału szczególnie przez nawiązanie bezpośrednio do jej książek.
Nie będę zdradzać Wam fabuły, bo naprawdę warto poznać „Morderstwa w Somerset” samemu. Mogę zdradzić jedynie tyle, że książka, choć specyficzna w swojej formie, jest fascynująca. Nie przypomina aktualnie wydawanych kryminałów z litrami krwi na każdej stronie. Dzięki „Morderstwom w Somerset” można bardzo miło spędzić czas, samemu pobawić się w detektywa i spróbować rozwikłać zagadkę morderstw. Po tej lekturze powinnam mocno zweryfikować swoje oceny do wcześniej przeczytanych książek. Jedno jest pewne nie łatwo będzie jej dorównać.
Na koniec nie mogę nie pochwalić wydawnictwa za naprawdę piękną mieniącą się okładkę, która klimatem i treścią odwzorowuje wszystko, co znajdziemy w książce.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury o chciwości, bezlitosnej ambicji i morderstwie.
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2017/10/morderstwa-w-somerset.html
Anthony Horowitz jest angielskim pisarzem i scenarzystą. Za scenariusz do serialu Detektyw Foyle otrzymał nagrodę BAFTA. Horowitz jest również autorem m.in. serii "Księga Pięciorga" oraz bestsellerowego cyklu o nastoletnim detektywie Aleksie Riderze.
Muszę się Wam przyznać, że „Morderstwa w Somerset” są moją pierwszą pozycją wydawniczą tego autora, ale po lekturze...
2018-02-07
„Quincy przyspieszyła kroku. Zakrwawione ramiona same wyciągały się do przodu, jakby to mogło przybliżyć ją do nieznajomego. Ruch sprawił, że bark dziewczyny przeszył ostry ból. Nie wypełnił luk w jej pamięci, lecz wraz z nim spłynęło zrozumienie. Myśl tak potworna, że musiała być prawdziwa. Tylko ona ocalała. Pozostali zginęli”.
Ocalałe to trzy kobiety Lisa, Sam i Quincy. Każda z nich przeżyły jakąś masakrę. Każda nosi brzemię tragedii, ale stara się ułożyć swoje życie na nowo. Lisa pomaga potrzebującym i poturbowanym przez los, Samantha zapada się pod ziemię i nikt nie wie co się z nią dzieje.
Gdy poznajemy Quincy mija dziesięć lat od masakry w Pine Cottage. Wydaje się, że poradziła sobie nie tylko z piętnem „Ocalałej”, ale również z traumatycznymi przeżyciami. Ma narzeczonego, prowadzi bloga. Od czasu do czasu spotyka się z Coopem policjantem, który uratował ją z Pine Cottage. Jednak wiadomość o śmierci Lisy wzbudza u Quincy strach i niedowierzanie. Jak tak silna kobieta mogła zrobić coś takiego? Zastanawia ją czemu targnęła się na własne życie. Pewnego dnia na progu jej mieszkania zastaje Sam, która wyszła z ukrycia po tragicznych wiadomościach dotyczących Lisy. Quincy jest ufna jednak jej narzeczony ma mieszane uczucia w stosunku do nowej znajomej. Samantha w dziwny sposób manipuluje Quincy, która daje się w ciągnąć w intrygi i sprawdziany. Jakie są zamiary Sam i czy Quincy jest bezpieczna?
„Ocalałe” to doskonały thriller, który wciąga od pierwszych stron i nie sposób odłożyć go na półkę. Jest mi niezmiernie miło, że Wydawnictwo Otwarte dało mi szanse przeczytać go przed premierą. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że ta pozycja będzie długo nr 1 na mojej liście bestselerów 2018 roku. Nie dziwi mnie również fakt, że przełożenie premiery tej książki z sierpnia na luty wzbudziło takie zaskoczenie i rozczarowanie czytelników, gdyż opinie dostępne w sieci skutecznie podsycają zainteresowanie.
Riley Sager w swojej książce bardzo umiejętnie buduje napięcie. Byłam przekonana, że udało mi się rozwikłać zagadkę i sądziłam, że autorce nie uda się mnie zaskoczyć. Jednak byłam w błędzie. To co robi z czytelnikiem jest po prostu niewiarygodne. Ta mieszanka uczuć jest wręcz powalająca i nie do opisania słowami. Tym tak naprawdę powinien cechować się dobry thriller. Co do samej postaci głównej bohaterki to jest to postać, która może budzić skrajne emocje u czytelnika od irytacji, przez zrozumienie, po współczucie. To również sprawia, że staje się ona bardziej ludzka i prawdziwa. Nikt z nas nie jest wiecznie rozważny i pragmatyczny znacznie częściej kierujemy się uczuciami.
Nie wiem czy powinnam dodawać coś więcej. Dla mnie ewidentny nr 1. Nie wyobrażam sobie również, że należycie do tych osób, które nie przeczytały tej książki.
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/02/Ocalale.html
„Quincy przyspieszyła kroku. Zakrwawione ramiona same wyciągały się do przodu, jakby to mogło przybliżyć ją do nieznajomego. Ruch sprawił, że bark dziewczyny przeszył ostry ból. Nie wypełnił luk w jej pamięci, lecz wraz z nim spłynęło zrozumienie. Myśl tak potworna, że musiała być prawdziwa. Tylko ona ocalała. Pozostali zginęli”.
Ocalałe to trzy kobiety Lisa, Sam i Quincy....
2017-04-04
Bardzo podobało mi się, w jaki sposób Nikodem Sadłowski przekazuje swojemu odbiorcy, czego tak naprawdę nie powinno mówić się rodzicom dzieci autystycznych. To ważny aspekt.Umoralnianie lub dawanie „dobrych rad” wzbudza raczej odwrotne reakcje od zamierzonych. Porównywanie niepełnosprawnego dziecka do dzieci zdrowych nie jest dobrym pomysłem.
Książka, jak chyba każda dotycząca choroby, niepełnosprawności czy też walki o zdrowie wzrusza i skłania do przemyśleń. Jest to książka, którapomaga tak naprawdę zrozumieć, z czym boryka się dziecko oraz jego otocznie.
Całą recenzje znajdziecie tutaj
http://ksiegozbior.bloog.pl/id,360187992,title,Slowo-na-A,index.html
Bardzo podobało mi się, w jaki sposób Nikodem Sadłowski przekazuje swojemu odbiorcy, czego tak naprawdę nie powinno mówić się rodzicom dzieci autystycznych. To ważny aspekt.Umoralnianie lub dawanie „dobrych rad” wzbudza raczej odwrotne reakcje od zamierzonych. Porównywanie niepełnosprawnego dziecka do dzieci zdrowych nie jest dobrym pomysłem.
Książka, jak chyba każda...
2018-05-28
Gdy chodziłam do 8 klasy podstawówki koleżanki nosiły sekretniki, a w nich zdjęcie długowłosego młodzieńca. Wszystkie jednego i tego samego. Nazywał się Piotr Banach. Razem z miłością do Piotra kiełkowała miłość do Hey (sorry Kaśka, że w takiej kolejności, ale wiesz taki life;). One słuchały, a ja z nimi. Z czasem sekretniki ze zdjęciem gdzieś się zapodziały, a miłość do zespołu została. Potem przyszła fascynacja solowymi poczynaniami wokalistki grupy - Katarzyny Nosowskiej. No i tak jakoś ta Kaśka mi towarzyszy od tych młodzieńczych lat, aż do dziś. Ja ją obserwuję na Ig ona mnie nie, ale to nic ;). Zatem gdy Nosowska napisała książkę oczywistym było, że trafi ona w moje ręce.
Książka „A ja żem jej powiedziała...” to pokłosie serii filmików, które Kaśka zaczęła umieszczać na swoim profilu, na Instagramie, w zeszłym roku. Jest to zbiór przemyśleń i spostrzeżeń autorki na różne tematy, od związków przez showbiznes na miłości do jedzenia i dietach skończywszy. A okazuje się, że Nosowska świetnym obserwatorem jest. Niełatwe relacje z rodzicami, nierówna walka z kompleksami, których autorka mimo, iż uwielbiana przez rzesze fanów, nadal się nie potrafi pozbyć. Wszystko to takie osobiste, prosto z serca, bez koloryzowania. Czasem gorzko czasem przezabawnie. Ale czy nie takie właśnie jest życie? Czasem daje do myślenia, a czasem pozwala się śmiać do łez. Kaśka kupiła mnie właściwie już od pierwszej strony.
„Jako dwuipółlatka dorwałam się do apteczki i rozdzieliłam miedzy siebie i kuzyna tabletki sprawiedliwie, w systemie „jedna dla mnie, jedna dla ciebie”. Dla mnie duża tabletka wapna, bo byłam duża, dla niego małe relanium, bo był mały. Odratowano.”
Do tego wszystkiego jeszcze fajna oprawa graficzna, świetnie obrazująca poszczególne teksty. Zasiadłam, przeczytałam i jestem zachwycona. Liczę na więcej.
https://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/05/A-ja-zem-jej-powiedziala.html
Gdy chodziłam do 8 klasy podstawówki koleżanki nosiły sekretniki, a w nich zdjęcie długowłosego młodzieńca. Wszystkie jednego i tego samego. Nazywał się Piotr Banach. Razem z miłością do Piotra kiełkowała miłość do Hey (sorry Kaśka, że w takiej kolejności, ale wiesz taki life;). One słuchały, a ja z nimi. Z czasem sekretniki ze zdjęciem gdzieś się zapodziały, a miłość do...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-16
Niespełna rok temu miałem przyjemność recenzować "Problem trzech ciał", który ostatecznie okazał się być początkiem świetnie zapowiadającej się chińskiej trylogii science-fiction. Już za niespełna miesiąc w księgarniach pojawi się finał tej historii, tak więc myślę, że jest to najlepszy moment aby ponownie zainteresować Was tym uznanym na całym świecie bestsellerem.
Mija kolejny dzień Twojego życia. Zadowolony z siebie i niczego nie podejrzewający wracasz do domu, siadasz na kanapie, włączasz tv. I ogarnia cię szok. Jak już prawie każdy na tym świecie, dowiedziałeś się, że do Ziemi zbliża się obca, o wiele bardziej zaawansowana technologicznie cywilizacja, która aby przetrwać musi znaleźć sobie nowe miejsce w kosmosie. Niestety jest jeszcze gorzej. Mimo, że do przybycia Trisolian ma minąć około 400 lat, to Ziemianie zdają się być na przegranej pozycji. Do naszej planety dotarły już tzw. sofony, które mają możliwość zbierania wszystkich informacji pojawiających się na świecie oraz wprowadzają zakłócenia, które ostatecznie nie pozwalają ludzkości na kolejny skok technologiczny. Jedynym miejscem wolnym od wzroku Obcych okazują się być wyłącznie ludzkie myśli.
Jak byś się zachował(a) mając taką wiedzę? Jak zachowała by się cała ludzkość? Z takimi właśnie pytaniami zostawił nas "Problem trzech ciał".
"Jeżeli cię zniszczę, cóż ci do tego?"
Czas płynie nieubłaganie, tak więc nie musimy długo czekać na kolejne kroki naszej społeczności. Ludzkość zwiera szyki, kieruje wszystkie siły na rozwój dostępnej technologii, walczy z defetyzmem, a eskapizm (w tym przypadku działania mające na celu opuszczenie Ziemi) tępi i wrzuca w ten sam paragraf co użycie broni atomowej. Dodatkowo uruchamia bardzo ryzykowny program, który jest owocem jedynej przewagi jaką mają ludzie nad Trisolianami. Ruch Obrony Planety powołuje czterech Wpatrujących się w Ścianę, ludzi których zadaniem będzie opracowanie i wdrożenie, przy pełnym wsparciu wszystkich państw, niezależnych planów ratowania Ziemian, jednocześnie nikomu ich nie ujawniając.
Równie prężnie działa tzw. Ruch na rzecz Ziemskiej Trisolaris będący w ciągłym kontakcie z zbliżającymi się najeźdźcami. Ten fakt wraz z ograniczonymi możliwościami rozwoju, stawia przyszłość ludzkości na straconej pozycji.
"... głębia i ogrom przestrzeni kosmicznej przejawiały arogancję, w której nie mogły znaleźć wsparcia ani umysł, ani oczy.
-Ciemno. Jest tak cholernie ciemno."
Jak widać "Ciemny Las" jest ścisłą kontynuacją tomu pierwszego. Oprócz wprowadzenia dosyć skromnego tła społeczno-politycznego, książka od razu skupia się na osobach i pomysłach bezpośrednio związanych z ratowaniem Ziemi. Pomysłów tych jak i problemów z nimi związanych trochę jest, tak więc przez blisko połowę historii poprowadzonych mamy dość sporo równorzędnych wątków. Okres ten przypomina zbieranie danych do eksperymentu. Z jednej strony sporo się dzieje, ale ostatecznie wszystko jednak ogranicza się w większości do planów. Oczywiście tak jak w "Problemie trzech ciał" autor stara się wszystko wytłumaczyć wykorzystując ściśle naukowe prawa i pojęcia. Zachwyca konsekwencja i łatwość objaśniania wiedzy, znanej nielicznym, na język bardziej przyjazny i zrozumiały. Niejednokrotnie zaciekawiony danym tematem zgłębiałem go indywidualnie, upewniając się, że nie mam do czynienia z wytworem wyobraźni pisarza.
Z czasem niestety gasła we mnie wiara, że część wydarzeń może mieć jakiekolwiek dla całej historii znaczenie. Na szczęście wraz z kolejnymi hibernacjami głównych bohaterów, przesuwających czas książki o kolejne kilka, kilkanaście lub setki lat do przodu, wiele rzeczy zaczęło się wyjaśniać, a fabuła nabrała odpowiedniego tempa. Zdradzać żadnych szczegółów nie będę, ale muszę powiedzieć, że do tej pory jestem pod wielkim wrażeniem pomysłowości autora. Dotyczy to w równej mierze wizji świata tzn. rozwoju technologicznego, oraz przemian społeczno-kulturowych, jak i wywołujących opad szczęki rozwiązań fabularnych. Kilka iście filmowych zwrotów akcji uświadomiło mi, że ekranizacja tej trylogii jest tylko kwestią czasu.
Sporo w tym zasługi tego, że oprócz treści typowych dla literatury science-fiction (czyli wszystkiego co związane jest z technologią), książka ta kładzie duży nacisk na socjologię cywilizacji i społeczeństw. Im bliżej jesteśmy końca tym częściej zauważamy jak kluczowe znaczenie ma wiedza o podstawach funkcjonowania każdej cywilizacji, i jak jej brak może być czynnikiem bardziej niebezpiecznym niż zacofanie technologiczne. Wprowadzenie tego aspektu potęguje bardzo pozytywne wrażenie, że poznaję historię, która jest wizją bardzo realistyczną, a nie jak to bywa zazwyczaj w tego typu literaturze, oderwaną od rzeczywistości.
"Tak samo jak ty możesz na podstawie pocisku albo kropli krwi odtworzyć cały nabój, socjologia kosmiczna może, wyszedłszy z tych dwóch aksjomatów, przedstawić kompletny obraz cywilizacji galaktycznej i kosmicznej. Tak wygląda nauka, Da Shi. Kamień węgielny każdej dyscypliny jest całkiem prosty."
Postacie tak jak w tomie pierwszym w dużej mierze są Chińczykami i również miejsce akcji często sprowadza się do Chin. Jak się okazuje ma to spore znaczenie. W porównaniu z zachodnimi cywilizacjami, to dobro ogółu, społeczeństwa stawiane jest w tej kulturze dużo wyżej niż dobro jednostki i bardzo często ma to odzwierciedlenie w zachowaniu poszczególnych osób. Mam wrażenie, że właśnie te uwarunkowania kulturowe doprowadziły do sytuacji, że sporo bohaterów jest dość nijakich i sztywnych, a ich dosyć słabe tło psychologiczne sytuacji nie poprawia. Odcisnęło się to również na stylu narracji, który niestety bywa dosyć kanciasty i toporny jak właśnie komunistyczne Chiny i zapewne cenzura, przez którą książka ta musiała przejść. Jest to z pewnością największa wada tej powieści i nie pozwala jej stanąć na tej samej półce co np.: "Hyperion".
"Znajdźcie czas dla cywilizacji, bo cywilizacja nie znajdzie czasu dla was."
Mimo tej istotnej wady, epickość całej historii spowodowała, że cześć tą oceniam jeszcze wyżej niż "Problem trzech ciał" i już nie mogę się doczekać na zbliżającą się premierę ostatniego tomu tej trylogii.
https://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/03/ciemny-las.html
Niespełna rok temu miałem przyjemność recenzować "Problem trzech ciał", który ostatecznie okazał się być początkiem świetnie zapowiadającej się chińskiej trylogii science-fiction. Już za niespełna miesiąc w księgarniach pojawi się finał tej historii, tak więc myślę, że jest to najlepszy moment aby ponownie zainteresować Was tym uznanym na całym świecie bestsellerem.
Mija...
2019-04-12
W dniu dzisiejszym przychodzimy do Was z przedpremierową recenzją książki Megan Mirandy pod tytułem: „Co o mnie wiesz?”. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak mam możliwość przedstawić Wam moją opinię na temat tego thrillera, który swoją premierę będzie miał 17 kwietnia.
Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Leah. Młoda dziennikarka z dania na dzień traci wszystko: pracę, chłopaka, przyjaciółkę. Jednak mimo pasma nieszczęść na swej drodze spotyka Emmy, koleżankę ze studiów. Dziewczyny postanawiają razem zamieszkać, jednak nie jak dotąd w Bostonie a w małym miasteczku. Każda z nich chce zacząć od nowa. Leah podejmuje pracę w miejscowej szkole, natomiast Emmy, jak na lekkoducha przystało, nie potrafi nigdzie dłużej zagrzać miejsca.
W okolicy pewnego dnia dochodzi do napadu na kobietę, która do złudzenia przypomina naszą bohaterkę. Do tego okazuje się, że Emmy od dłuższego czasu nie ma w domu. Leah podejrzewa, że coś złego mogło przydarzyć się również jej przyjaciółce. Czy Emmy żyje, czy nie? Czy wszystko co dzieje się wokół Leah to zbiegi okoliczności czy gra, lub urojenia?
Od dłuższego czasu z naszego zespołu Księgozbiorowego to mi przypada w udziale recenzowanie thrillerów. Jak się możecie domyślać czasem trudno jest mnie zadowolić w tym temacie, a uwierzcie mi, że zdarzają się prawdziwe „gnioty”, przez które ciężko jest przebrnąć. Jednak nie tym razem. Megan Miranda doskonale zarysowała nam główną bohaterkę. Mamy wrażenie, że jesteśmy częścią Leah, że siedzimy w jej głowie i nie tylko uczestniczymy na bieżąco w toczących się wydarzeniach, ale również gmeramy w jej przeszłości. Mamy odczucie jakoby nasza bohaterka starła się coś przed nami zataić. Jej strach, lęk, zagubienie oraz odczucia są namacalne. Książka pochłonęła mnie bez reszty. Autorce udało się stworzyć naprawdę mistrzowski thriller psychologiczny. Sądzę że przypadnie do gustu wielu czytelnikom.
https://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2019/04/Co-o-mnie-wiesz.html
W dniu dzisiejszym przychodzimy do Was z przedpremierową recenzją książki Megan Mirandy pod tytułem: „Co o mnie wiesz?”. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak mam możliwość przedstawić Wam moją opinię na temat tego thrillera, który swoją premierę będzie miał 17 kwietnia.
Główną bohaterką i zarazem narratorką jest Leah. Młoda dziennikarka z dania na dzień traci wszystko:...
2018-01-08
Moje pierwsze spotkanie z Julianem Fellowesem przy okazji Belgravii było na tyle owocne, że nie mogłam odmówić sobie kolejnego przy okazji jego drugiej powieści „Czas przeszły niedoskonały”.
Damian Baxter jest jednym z najbogatszych ludzi w Anglii. Ma piękny dom, służbę i nikogo z kim mógłby się tym podzielić. Ma też raka i przeświadczenie, że gdzieś na świecie żyje jego nieślubne dziecko, o którym nie miał pojęcia, do czasu otrzymania tajemniczego listu. List przyszedł prawie 20 lat temu, ale wtedy Damiana to nie interesowało. Teraz gdy czas mu się kończy desperacko próbuje odnaleźć swojego jedynego spadkobiercę lub spadkobierczynię.
Zadanie nie jest proste i ze względu na swój szybko pogarszający się stan zdrowia mężczyzna nie jest wstanie wykonać go samodzielnie. Jedyną osobę, która może mu w tym pomóc, widział 40 lat temu, a do tego osoba ta, no cóż delikatnie rzecz ujmując, nie przepada za nim.
„Nienawidziłem go”
Mimo jawnej niechęci narrator jednak podejmuje się tego zadania i zabiera nas w sentymentalną podróż do późnych lat 60 – tych XX w., a konkretnie do jednego z ostatnich londyńskich Sezonów. To czas wystawnych przyjęć i rautów. Czas debiutantek prezentujących się na swoich balach. Czas arystokracji. Ale ten czas właśnie odchodzi w zapomnienie. Za chwilę stanie się czasem przeszłym a arystokracja straci na znaczeniu. Po kolei spotykamy sześć kobiet. Gdy je poznajemy są młode, wysoko urodzone, bądź ich rodziny dysponują takimi pieniędzmi, aby mogły „wżenić się w tytuł”. Wszystkie w tamtych dobrych czasach są obłąkańczo zakochane w przystojnym i charyzmatycznym chłopaku bez tytułu czy pieniędzy czyli naszym umierającym Damianie, gardzącym sferą wyższą, ale chcącym przyjrzeć jej się z bliska.
„Jak wszystkie jego wypowiedzi, ta również była starannie wykalkulowana i dzisiaj już rozumiem, co chciał dzięki nim osiągnąć. (…) Dzięki owej rzekomej skromności mógł brać i brać bez końca, nie podejmując żadnych zobowiązań wobec świata, do którego, zgodnie z deklaracją, nie należał i któremu nie był nic winien.”
Pięć z nich zostaje wytypowanych przez Damiana jako potencjalne matki.
Nasz przewodnik przedstawia każdą z osobna zarówno w czasie przeszłym jaki w teraźniejszym pozwalając nam w łatwy sposób zweryfikować jak obeszło się z nimi życie. Jak radziły sobie przez te czterdzieści lat. Jaki spotkał je los, a jak wiadomo los może być łaskawy albo okrutny. W trakcie tych wycieczek dowiadujemy się też coraz więcej o samym narratorze i powodach jego niechęci do Damiana, którego sam wprowadził na salony.
„Czas przeszły niedoskonały” to słodko-gorzka opowieść o życiu i ludziach. Ich marzeniach, celach, możliwościach i o tym jak to wszystko weryfikuje życie. Czasem wydaje nam się, że gwiazdka spadła nam z nieba a po czasie okazuje się, że to po prostu zwykła ozdoba z tombaku.
Książka ta zmusza do refleksji nad życiem i może się okazać, że nie zawsze uzyskamy miłe wnioski, ale czyta się ją z niebywałą przyjemnością. Czasem do śmiechu a czasem do płaczu. Przepiękne, malownicze opisy i silnie zarysowane postaci sprawiają, że jest to pozycja obowiązkowa.
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/01/Czas-przeszly-niedoskonaly.html
Moje pierwsze spotkanie z Julianem Fellowesem przy okazji Belgravii było na tyle owocne, że nie mogłam odmówić sobie kolejnego przy okazji jego drugiej powieści „Czas przeszły niedoskonały”.
Damian Baxter jest jednym z najbogatszych ludzi w Anglii. Ma piękny dom, służbę i nikogo z kim mógłby się tym podzielić. Ma też raka i przeświadczenie, że gdzieś na świecie żyje jego...
2019-01-21
Lucinda Riley jest znana szerszej publiczności dzięki serii książek pod tytułem „Siedem sióstr”. Wszyscy Ci, którzy nas śledzą regularnie, wiedzą, że jestem osobiście ogromną fanką tej serii i z utęsknieniem czekam na kolejną część pod tytułem „Siostra księżyca”, która ukaże się w Polsce już 13-go lutego, ale nim to nastąpi nakładem wydawnictwa Albatros ukazała się inna saga rodzinna autorstwa pani Riley pod tytułem „Drzewo Anioła”. Tym razem, na moje szczęście, autorka zmieściła się w jednym tomie ;).
„Drzewo Anioła” to historia Grety, kobiety w dojrzałym wieku, która od 30 lat ma amnezję. W wyniku tragicznego wypadku Greta traci pamięć i mimo usilnych prób lekarzy i rodziny nie jest w stanie nic sobie przypomnieć. Kobieta niechętnie opuszcza swoje londyńskie mieszkanie, nie utrzymuje również zbyt wielu kontaktów towarzyskich. Zatrzymała się w próżni, nie wiedząc, co było nie jest w stanie ruszyć do przodu. Przez te 30 lat cały czas ma przy sobie jedynego przyjaciela Davida. I to właśnie David namawia w końcu Gretę na spędzenie Świat Bożego Narodzenia w rodzinnej posiadłości. Podczas spaceru po lesie Greta znajduje nagrobek, na którym widnieje napis:
„JONATHAN (JONNY) Marchmont
Ukochany syn Owena i Grety
Brat Franceski
URODZONY 2 CZERWCA 1946
ZMARŁ 6 CZERWCA 1949
Niech Bóg prowadzi swego aniołka do Nieba”
I nagle powoli wszystko zaczyna wracać, a historia ta jest wprost niesamowita. Pełna nagłych zwrotów akcji, bolesnych zdarzeń, miłości, ale też zazdrości i nienawiści opowieść wciąga bez granic. Oczywiście wszystko to, jak zwykle u pani Riley, ma lekki sznyt bajkowy, ale czyż nie to powoduje, że takie książki czyta się z jeszcze większą fascynacją? Nie będę dłużej zachwalać, bo jeszcze coś mi się wymknie, po prostu gorąco polecam.
https://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2019/01/Drzewo-Aniola.html
Lucinda Riley jest znana szerszej publiczności dzięki serii książek pod tytułem „Siedem sióstr”. Wszyscy Ci, którzy nas śledzą regularnie, wiedzą, że jestem osobiście ogromną fanką tej serii i z utęsknieniem czekam na kolejną część pod tytułem „Siostra księżyca”, która ukaże się w Polsce już 13-go lutego, ale nim to nastąpi nakładem wydawnictwa Albatros ukazała się inna...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-05
Jak już wspomniałam Wam poprzednio we wrześniu otrzymałam propozycję od wydawnictwa Bukowy Las w sprawie recenzji „Dzieci sekty”. Dwa pierwsze tomy niezwykle mnie wciągnęły (opinie znajdziecie we wcześniejszych postach: „Sekta z Wyspy Mgieł” i „Sekta Powraca”), więc nie miałam obiekcji, co do recenzji kolejnej części.
Oczywiście osoby interesujące się tą lekturą nie powinny czytać dwóch akapitów poniżej, gdyż może on być delikatnym spojlerem zawierającym elementy fabuły z poprzednich tomów.
Minęło piętnaście lat od wydarzeń, podczas których Sofia wydostała się z Wyspy Mgieł. Od tego czasu przywódca sekty ViaTerra jakby zapadł się pod ziemie.
Nasza główna bohaterka wiedzie spokojne życie u boku Benjamina do czasu huraganu, który sieje zniszczenie nie tylko w naturze, ale również w jej życiu, stawiając ponownie na jej drodze Franza Oswalda. Jak bywało już i w poprzednich częściach serii przywódca umie w sposób wręcz czarodziejski sterować ludźmi. Nie tylko Sofia pada ofiarą jego manipulacji, ale również jej córka Julia. Nie będę wchodziła w szczegóły gdyż, warto o tym przekonać się samemu, a każda dodatkowa informacja mogłaby zepsuć Wam przyjemność z czytania. Sądzę, że tak też nieopatrznie się stało, gdyż wydawca moim zdaniem i tak zdradził pewną tajemnicę na tylnej okładce.
„Dzieci sekty” pisane są w podwójnej narracji. Rozdziały w książce dotyczące przeszłości czyli ostatnich piętnastu lat i Dzieci Ziemi przedstawione są przez Thora syna Oswalda. Wydarzenia z teraźniejszości przedstawione są w narracji trzecioosobowej. Treści zaprezentowane są naprzemiennie, dzięki czemu cała historia nabiera kształtu.
Zdecydowanie każda z części tej trylogii mocno wciąga jednak, ta moim zdaniem odbiega pod dwóch pozostałych. Jest nieszablonowa, a jednocześnie mocno przerażająca. Mariette Lindstein z każdą wydaną książką pisze coraz lepiej. Prawdopodobnie pióro autorki przypadło mi do gustu z uwagi na fakt, że przedstawiona przez nią historia i dialogi są realistyczne i nieprzerysowane. Strach, czy ból wręcz namacalny. Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób pokazuje dwie twarze Oswalda: jako uznanego światowego dobroczyńcę i myśliciela, oraz oprawcę, doręczyciela i manipulatora. Już wielokrotnie wcześniej zastanawiało mnie to jak ludzie są w stanie bezgranicznie słuchać człowieka, który nimi pomiata i upokarza. „Dzieci sekty” ukazują kolejne oblicze Oswalda – bezwzględność w stosunku do dzieci w tym również własnych.
Naprawdę trudno czyta się relację Thora o jego dorastaniu w ViaTerra. O tym jak byli bici i karani. Jak kazano im kłamać dla dobra ogółu. Jak się nad nimi znęcano.
Gorąco polecam tę jak i poprzednie książki Mariette Lindstein.
https://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/10/Dzieci-sekty.html
Jak już wspomniałam Wam poprzednio we wrześniu otrzymałam propozycję od wydawnictwa Bukowy Las w sprawie recenzji „Dzieci sekty”. Dwa pierwsze tomy niezwykle mnie wciągnęły (opinie znajdziecie we wcześniejszych postach: „Sekta z Wyspy Mgieł” i „Sekta Powraca”), więc nie miałam obiekcji, co do recenzji kolejnej części.
Oczywiście osoby interesujące się tą lekturą nie...
2017-06-07
Z racji ukazania się „Nocnego stalkera” postanowiłam zaznajomić Was z twórczością Roberta Bryndzy. Ten, kto nie miał jeszcze okazji poznać Eriki Foster powinien zacząć od „Dziewczyny w Lodzie”.
Akcja książki rozgrywa się w Londynie. Na terenie ogrodów Horniman Muzeum Lee znalazł ciało młodej dziewczyny, które znajdowało się pod lodem, a „jej jasnobrązowe oczy patrzyły na niego obojętnie. Obok unosiło się pasmo ciemnych włosów. Tuż przy twarzy przepłynęła rybka, która lekko dotknęła ogonem jej ust, rozchylonych, jakby dziewczyna chciała coś powiedzieć”
Na całą recenzję zapraszamy na:
http://ksiegozbior.bloog.pl/id,361173226,title,Dziewczyna-w-lodzie,index.html
Z racji ukazania się „Nocnego stalkera” postanowiłam zaznajomić Was z twórczością Roberta Bryndzy. Ten, kto nie miał jeszcze okazji poznać Eriki Foster powinien zacząć od „Dziewczyny w Lodzie”.
Akcja książki rozgrywa się w Londynie. Na terenie ogrodów Horniman Muzeum Lee znalazł ciało młodej dziewczyny, które znajdowało się pod lodem, a „jej jasnobrązowe oczy patrzyły na...
2017-11-08
Co byście zrobili gdyby Wasze miasto było przeklęte? Jakbyście się czuli gdybyście nie mogli na dłużej go opuścić? Jakby to było gdybyście nie mogli korzystać z Twittera i Facebooka? Czy bylibyście się w stanie przyzwyczaić do niespodziewanych wizyt kilkusetletniej wiedźmy?
„Witamy w Black Spring.”
Urocze miasteczko w dolinie rzeki Hudson skrywa od wieków mroczną tajemnicę. Przed klątwą nie ma ucieczki, więc mieszkańcy się do niej przyzwyczaili i nauczyli sobie z nią radzić. Tak właśnie powstał HEX system monitorowania, ochrony i władzy.
„Lokalna policja w Black Spring składała się zaledwie z garstki funkcjonariuszy – wolontariuszy, którym polecenia wydawał HEX – i działa wyłącznie w sprawach dotyczących samego miasta. W kwestii dokonywania aresztowań nie istniały ściśle określone procedury i ich przebieg zawsze był improwizowany, w każdym razie nikt nigdy nie pytał o coś takiego jak nakaz aresztowania.”
Ci co się urodzili w Black Spring od małego są przyzwyczajani, że ich życie różni się znacznie od życia ich kolegów mieszkających w sąsiednich miastach. Nowi mieszkańcy, choć zdarzają się rzadko, bo pracownicy HEX usilnie próbują zniechęcić wszystkich amatorów, są intensywnie szkoleni mimo ogromnego szoku jaki stał się ich udziałem. Ale jak długo można skrywać tajemnicę? Jak długo można panować nad trzystoma osobami w różnym wieku?
„Czasami poświęcono się z powodu Black Spring. (…) Przecież wiesz, co Black Spring robi z niektórymi ludźmi.”
Od samego początku wiadomo, że ta mistyfikacja w końcu runie pytanie jest tylko, kto się posunie do ostateczności i jak wielkie mogą być konsekwencje jego czynów.
HEX to horror, który jest jednym z lepszych przedstawicieli tego gatunku. Zaczyna się z wysokiego C i napięcie rośnie do samego końca. Już od pierwszych stron nie da się ukryć, że w zgoła sielskim życiu miasteczka wydarzy się jakaś tragedia i właściwie do samego końca nie jesteśmy w stanie przewidzieć jej rozmiarów. Muszę przyznać, że książka wciągnęła mnie niesamowicie, autor użył kilku ciekawych zabiegów literackich, które wprowadzały niezłe zamieszanie i nie pozwalały oderwać się od książki póki sprawa się nie wyjaśniła. Mimo całej swej grozy jest w niej kilka chwil na złapanie oddechu a nawet głośny śmiech. Jedyny minus jaki niestety zaważył na mojej niższej ocenie to nieodparte skojarzenie ze „Smentarzem dla zwierzaków” (w nowym wydaniu „Cmentarz zwieżąt”) Stephena Kinga, ale mimo wszystko serdecznie Wam polecam tą pozycję.
Raz, dwa trzy baba jaga patrzy, zacznij się bać.
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2017/11/hex.html
Co byście zrobili gdyby Wasze miasto było przeklęte? Jakbyście się czuli gdybyście nie mogli na dłużej go opuścić? Jakby to było gdybyście nie mogli korzystać z Twittera i Facebooka? Czy bylibyście się w stanie przyzwyczaić do niespodziewanych wizyt kilkusetletniej wiedźmy?
„Witamy w Black Spring.”
Urocze miasteczko w dolinie rzeki Hudson skrywa od wieków mroczną tajemnicę....
Cormac McCarthy uznawany jest za jednego z największych współczesnych amerykańskich powieściopisarzy. Jego realistyczny styl, często nawiązujący do surowych, bezkresnych terytoriów teksańsko-amerykańskiego pogranicza sprawił, że stał się również jednym z moich ulubionych autorów. Tę opinię dobitnie potwierdziła „Droga”, dzieło obok którego nie da się przejść obojętnie.
Świat w „Drodze” jest jednym z najbardziej ponurych i okrutnych, z pośród tych jakie do tej pory dane było mi poznać. Jak okiem sięgnąć, dookoła nie ma śladów żadnego życia. Jest natomiast pył, zgliszcza, szarość, ogołocone drzewa, puste drogi i opuszczone domy. Co dokładnie się stało, nie wiemy i możemy się tylko tego domyślać, ale nastąpiło nagle i definitywnie, zakończyło wszystko co do tej pory znaliśmy.
"Ludzie zawsze myśleli o jutrze. Ja w to nie wierzyłem. Bo jutro nie myślało o nich. Nawet nie wiedziało, że są."
Jedną z pustych dróg podróżuje dwójka naszych bohaterów - ojciec i jego kilkuletni syn. Jedne z nielicznych osób, które przeżyły katastrofę. Pchają przed siebie na wpół sprawny wózek, wypełniony tym co może się przydać do przeżycia kolejnego dnia, z myślą aby nikogo na tej drodze nie spotkać. Taka pusta droga znaczy wiele, ponieważ w tym świecie, gdzie innego pożywienia niż stare konserwy lub inni ocaleni nie ma, dawno już zapomniano czym jest człowieczeństwo.
W tułaczce do dającego nikłą nadzieje miejsca, poznajemy niezwykłą relację między ojcem i synem. Obaj są dla siebie wszystkim, co trzyma ich przy życiu. Mężczyzna mimo utraty sił i wiary, robi co może, aby dać chłopcu jakiekolwiek szanse na przeżycie. Chroni go przed śmiercią, ale jednocześnie wie, że zadana szybko, może być najlepszym darem. Pilnuje również aby w tych okrutnych czasach, jedynych jaki do tej pory poznał, nie zapomniał tego czym jest dobro. Dla chłopca ojciec jest całym światem. Zaszczepione w nim przez niego wartości, nie pozwalają mu przestać wierzyć, że gdzieś na tym pustkowiu są jeszcze ludzie, którzy chcą im pomóc i którym należy pomóc. Że jest jeszcze nadzieja. Jej brak wydaje się być straszniejszy niż śmierć.
"Czy ty jesteś bardzo odważny? - Średnio. - A co zrobiłeś najodważniejszego w swoim życiu? - (...) Wstałem dziś rano."
Osoby oczekujące wartkiej i zaskakującej fabuły w postapokaliptycznej scenerii mogą się srodze zawieść. To co stanowi o sile tej książki to nie opowiedziana historia, a ogromny ładunek emocji jaki ze sobą niesie i ciężar pytań jakie stawia autor w temacie człowieczeństwa. Pozwolę sobie zacytować fragment opinii Jacka Dukaja:
""Droga” to czarna jak węgiel elegia o tym kolorowym raju, w którym żyjemy, nie zdając sobie sprawy z naszego szczęścia."
Surowe, naturalistyczne, ale jednocześnie hipnotyczne i mające coś z poezji, opisy upadłego świata, są często przerażające i prawdziwie depresyjne. Jednocześnie mało jest tak pięknych rzeczy jak to przedstawione nam chłopięce serce i głęboka ojcowska miłość. Te niesamowicie realistyczne obrazy, jak mało które, poruszyły i moje serce. Po raz pierwszy też zdarzyło mi się kończyć książkę w drodze do pracy, ze łzami w oczach. Ciężko coś więcej napisać, ”Drogę” po prostu trzeba przeczytać.
"A my cały czas jesteśmy dobrymi ludźmi?, spytał
Tak. Jesteśmy dobrymi ludźmi.
I zawsze tak będzie?
Tak. Zawsze tak będzie.
Dobrze"
http://ksiegozbiorczyta.blogspot.com/2018/02/droga.html
Cormac McCarthy uznawany jest za jednego z największych współczesnych amerykańskich powieściopisarzy. Jego realistyczny styl, często nawiązujący do surowych, bezkresnych terytoriów teksańsko-amerykańskiego pogranicza sprawił, że stał się również jednym z moich ulubionych autorów. Tę opinię dobitnie potwierdziła „Droga”, dzieło obok którego nie da się przejść...
więcej Pokaż mimo to