-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiliana Więcek: „Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu wsparcia drugiego człowieka”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel34
Biblioteczka
Temat poruszony na kartach powieści był często wałkowany w literaturze, a jeszcze częściej w kinematografii. Co zadecydowało o nabyciu tejże książki? Chyba to, że jestem typem odkrywcy, a po części także psychologa-amatora i, no cóż, lubię się przyjrzeć sprawie na własne oczęta. Więc, było warto? Do tego pytania jeszcze powrócimy, ale najpierw króciótko o tym, o co w tym wszystkim chodzi.
Dwudziestokilkuletni Daniel przyjeżdża do domu po dość długiej nieobecności spowodowanej studiami, chłopak ma bowiem zostać lekarzem. Przyjazd młodego Cavendish'a cieszy jego matkę, która w życiu syna była, można by powiedzieć, wszechobecna. Plany snute przez kobietę burzy pojawienie się Cherry, sympatii jej syna. Pojawienie się dziewczyny rodzi w głowie Laury Cavendish pytanie, czy niezbyt zamożna agentka nieruchomości nie spotyka się z Danielem tylko dla pieniędzy. Początkowo nic nie zwiastuje katastrofy, lecz z czasem obie panie popadają w konflikt, który z czasem przybiera niebezpieczna postać. Czy ta gra może się skończyć dobrze? Która z nich jest ofiarą, a która oprawcą? A może obie mają swoje za uszami... Tradycyjnie, zachęcam do znalezienia w sobie odkrywcy i kupna owej pozycji jeśli zainteresowała Was odpowiedź na którekolwiek z postawionych przeze mnie pytań!
A teraz czas poszperać w tym wszystkim trochę głębiej... ale nie na tyle by odkryć skarb ;)
+ jak autorka poradziła sobie z jednym z najczęściej wałkowanych tematów? Całkiem nieźle, choć nic nowego w temacie nie odkryła. Plus za prowadzenie fabuły w taki sposób, że nie chciałam się od niej odrywać będąc ciekawa jak się skończy konflikt między nadopiekuńczą teściową, a "nieodpowiednią dla mojego syna" synową.
+ bohaterowie, a właściwie bohaterki. Zarówno Laura jak i Cherry są silnymi i wyrazistymi osobowościami, a co ważne, każda z nich ma swoje za uszami. Na ich przykładzie poznajemy problemy majętności człowieka, pozornego szczęścia, chorej ambicji, zemsty, kłamstwa oraz konsekwencji z jego powiedzenia. Dwie osoby i tyle emocji, motywów - na plus!
+ pomimo tego, że dużo da się w tej powieści przewidzieć i to bez większego wysiłku umysłowego, Frances udało się skroić nawet niezłe zakończenie, trochę dziwne, ale dziwne-ciekawe-zaskakujące :)
- bohaterowie, zarówno Daniel jak i jego ojciec Howard są nijacy, ewidentnie stanowią tło swoich kobiet. Jeśli taki był zamiar, cóż, czemu nie, ale niech już te postacie będą "jakieś". A tak czytelnik może mieć wrażenie, że autorce zabrakło pomysłów...
- brak "tego czegoś", niezłe zakończenie w jakiś sposób uratowało powieść, ale jednocześnie nie wywinduje jej na półkę dzieł wybitnych, ot fajna książka do przeczytania na raz.
Wracając do pytania, było warto? Myślę, że tak. Całą historia wzbudziła moją ciekawość, książkę czytałam z chęcią, więc czemu nie miałabym jej polecić. Czasami ma się potrzebę przeczytania czegoś lekkiego, niewymyślnego, bądź też nieco zagłębić się w psychologię i ludzki umysł, oraz motywy jakie kierują ludźmi wokół nas. Tak, polecam sięgnąć po tę lekturę :)
Temat poruszony na kartach powieści był często wałkowany w literaturze, a jeszcze częściej w kinematografii. Co zadecydowało o nabyciu tejże książki? Chyba to, że jestem typem odkrywcy, a po części także psychologa-amatora i, no cóż, lubię się przyjrzeć sprawie na własne oczęta. Więc, było warto? Do tego pytania jeszcze powrócimy, ale najpierw króciótko o tym, o co w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie powiem, żebym jakoś specjalnie się ucieszyła kiedy dotarło do mnie info, że "Bramy światłości" prawdopodobnie zamkną się w trzech, a nie dwóch tomach. Z jednej strony nawet fajnie, to pozwoli nam pobyć z naszymi ulubieńcami nieco dłużej, ale z drugiej strony, przedłuży to oczekiwanie na rozwiązanie akcji... Ocena tejże części też nie będzie należała do łatwych, gdyż ów cześć jest tzw. tomem przechodnim. Niemniej jednak postaram się stanąć na wysokości zadania!
Żeby nie zaserwować Wam spoilera streszczenie akcji (cóż za paradoks) skrócę jeszcze bardziej! Nieudany zamach Maruty na Daimona Freya tylko zbliża Seredę do tego drugiego, a wzmaga jej niechęć wobec pierwszego z panów. Jak skończy się rywalizacja tej dwójki? Niespodziewanie, owe zdarzenie w pewien sposób zaczyna wpływać na Lucyfera, a ten nie podejrzewa, że niedługo jego własne przemyślenia pchną go ku wielkiej - i jakżeby było inaczej - niebezpiecznej przygodzie. Jak wyjdzie na tym nasz Imperator? Tymczasem przesiadującemu w Głębi Razjelowi grunt pomału sypie się pod nogami gdyż przysparza on sobie potężnego wroga, a ten nie zmarnuje raz danej mu okazji. Czy ta mistyfikacja kiedykolwiek miała szansę na powodzenie? A co słychać u Asmodeusza, który rzucił się w pogoń za przyjacielem by go ocalić? Na te jak i inne pytania odpowiedź znajdziecie w książce Mai Lidii Kossakowskiej, więc jeśli Was one nurtują - do księgarni marsz!!!
Hola, hola! Ale czy warto? Hmmm, a może w podjęciu decyzji pomogą Wam moje przemyślenia, czyli stały punkt programu: plusy & minusy!
+ zamiłowanie autorki do zgłębiania obcych kultur i umiejętne ich wplatanie do swojej historii. I tak mamy tu m.in. nawiązanie do Azteków, czy hinduizmu. Taki zabieg dodaje historii smaczku, do tego wszystko mamy ładnie objaśnione w Glossie. Duży plus!
+ bohaterowie, oprócz starych, dobrych znajomych mamy tu też niezwykle barwne postacie ze Stref Poza Czasem, które w końcu mamy okazję poznać. W pewnym sensie są one egzotyczne, niektóre przyjazne, niektóre wrogie, a jeszcze inne śmiertelnie niebezpieczne. Fakt, są one czarno-białe, ale w tym przypadku nie oznacza to, że są one nudne, wręcz przeciwnie.
+ w "Bramach światłości" Kossakowska poświęca więcej czasu zarówno Strefom Poza Czasem jak i Głębi, co jest moim zdaniem dobrym zabiegiem z jej strony. Poznajemy nowe krainy, żyjące w nich stworzenia, ich prawa, obawy, ale też mamy okazję przyjrzeć się nieco bliżej Głębiańskim obyczajom, uzupełnić naszą wcześniejszą wiedzę na ich temat. Jestem zdecydowanie na tak!
- jak na mój gust zbyt długie opisy, choć Strefy Poza Czasem są fascynującym miejscem i człowiek z chęcią by je poznał. Momentami mam wrażenie jakby miały one na celu na siłę wydłużyć akcję by ugrać z niej jak najwięcej tomów...
- nie można powiedzieć, że z fabułą jest coś nie tak, ponieważ jest ona ciekawa, autorce nadal nie brakuje pomysłów, ale ponownie, czasami akcja wydaje się być nieco naciągana...
Krótka piłka: czy warto sięgnąć po ową powieść? Moim zdaniem tak. "Zastępy anielskie" są moją ulubioną serią i recenzowany tom tego nie zmienił. Żeby nie przeciągać: wszystko jest na swoim miejscu, polecam!
Nie powiem, żebym jakoś specjalnie się ucieszyła kiedy dotarło do mnie info, że "Bramy światłości" prawdopodobnie zamkną się w trzech, a nie dwóch tomach. Z jednej strony nawet fajnie, to pozwoli nam pobyć z naszymi ulubieńcami nieco dłużej, ale z drugiej strony, przedłuży to oczekiwanie na rozwiązanie akcji... Ocena tejże części też nie będzie należała do łatwych, gdyż ów...
więcej mniej Pokaż mimo to
Obsesja... Prześladowca i jego ofiara... Temat wałkowany latami, aż wierzyć się nie chce, że da się jeszcze z niego coś wykrzesać. W takim razie jakie licho pokusiło mnie, żeby nabyć ową pozycję??? Cóż, wyjątkowo nie pierwsza,
a czwarta strona okładki, która przypomina nic innego jak... kartę pacjenta! Strzał w dyszkę: ja padłam pomimo pomniejszającej się już od jakiegoś czasu
przestrzeni w moich meblach i kupiłam "Obsesję". Tym samym, rozpoczęłam swoją przygodę z twórczością Pani Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Joanna Skoczek - lekko wypalony zawodowo lekarz na oddziale psychiatrii, a jakby tego było mało, rozwódka z bagażem życiowych doświadczeń... Lekarzu lecz się sam? Taaak, coś w tym jest jeśli o główną bohaterkę chodzi! Choć kobieta ma problemy w nawiązywaniu kontaktów z mężczyznami, w jej zasięgu pojawiają się trzej muszkieterowie. Pierwszy z nich, salowy Łukasz, zawsze
- oczywiście przypadkiem - wpada na nią w windzie. Drugi, chirurg Tomek i jednocześnie jej kolega z czasów studenckich, mimo upływu lat nadal nosi w portfelu zdjęcie grupowe. Trzeci, patolog Marek, niczym magik wkrada się w jej łaski choć ich wspólne rozmowy są dalekie od słodkiego szczebiotania. Pewnego dnia Asia znajduje w swojej szafce liścik miłosny. Niby nic takiego, ale kiedy korespondencja staje się coraz bardziej natarczywa, a w szpitalu zostaje zamordowana pacjentka, trudno mieć optymistyczne myśli. A to dopiero początek... Więcej wiedzieć nie musicie, do księgarni marsz! :)
A teraz krótko, zwięźle i na temat:
+ pomysł na fabułę może i oryginalny nie jest, ale autorka całkiem nieźle sobie z nim poradziła prowadząc akcję lekko, budując napięcie tak, żebyśmy nie usnęli przy lekturze, jednocześnie też nie odkrywając wszystkich kart naraz.
+ bohaterowie, ponieważ są realni. Próżno szukać tu seksownych policjantek, które rozwiążą każdą sprawę, czy psychiatrów, którzy zeskanują potencjalnego mordercę dostarczając go władzom z polotem i finezją. Dla mnie na plus!
+ jeśli zaś chodzi o największą tajemnicę tej historii - prześladowcę - dość późno zaczęłam trafnie go podejrzewać, za co przyznaję kolejnego plusika!
+ dialogi, zwłaszcza rozmowy Marka i Asi, pełne uszczypliwego poczucia humoru, ale mające w sobie urok :)
Minusy??? W sumie żadnych poważniejszych!
Koniec końców, czy warto było sięgnąć po dzieło Pani Miszczuk? Tak! Może nie jest to nie wiadomo jak wybitny i wymagający thriller psychologiczny (choć właściwie medyczny), ale czytało się go szybko, lekko i przyjemnie, wydanych pieniędzy nie żałuję, także polecam!
Obsesja... Prześladowca i jego ofiara... Temat wałkowany latami, aż wierzyć się nie chce, że da się jeszcze z niego coś wykrzesać. W takim razie jakie licho pokusiło mnie, żeby nabyć ową pozycję??? Cóż, wyjątkowo nie pierwsza,
a czwarta strona okładki, która przypomina nic innego jak... kartę pacjenta! Strzał w dyszkę: ja padłam pomimo pomniejszającej się już od jakiegoś...
Jeżeli miałabym ocenić książkę po okładce, musiałabym napisać, że jest to twórczość skierowana do męskiej części czytelników. Cóż, po przeczytaniu tych 500 stron z hakiem stwierdzam, że kobieca intuicja jednak istnieje ;) Co w takim razie - w moim, żeńskim przypadku - zadecydowało o kupnie tejże akurat pozycji? Nie będę oryginalna, zaintrygowało mnie to co zostało napisane z tyłu książki, a zostało to napisane z pomysłem, polotem i finezją – czyli tak jak lubię! Jak to się przekłada na to co znalazło się między "przodem" a "tyłem"? O tym, jak zawsze, przeczytacie kilka linijek niżej :)
Wyjątkowo streszczę się w tej części recenzji, ponieważ nie widzę większego sensu w zagłębianiu się w fabułę, w końcu jest to zbiór opowiadań, a te jak wiadomo, rządzą się swoimi prawami! Toy Iceberg - mała, niepozorna kobietka, której ze względu na młody wygląd rzadko kto bierze serio. Ta ma już jednak niezły bagaż doświadczeń, narkomania i prostytucja nie są jej obce, przeszła przez jedno i drugie, aż pewien nieznajomy mężczyzna postanowił wyprowadzić ją na ludzi. Dlaczego akurat ona? A kto to wie! Fakty są jednak takie: zanim tajemniczy wybawiciel kopnął w kalendarz, zapisał Toy kupę kasy jeśli ta przez 10 lat utrzyma się z zawodu detektywa. Proste? W przypadku Toy nic nie jest proste, więc przygotujcie się na jazdę bez trzymanki i to w zwrotnym tempie, zwłaszcza kiedy do drzwi panny Iceberg zapuka niejaki Dante... Jak tytułowa "Zabaweczka" wyjdzie na tej znajomości??? Ja Wam nie powiem! :)
Zakup tejże pozycji, w sumie jak zawsze, był testem mojej kobiecej intuicji. Jak ona wypadła tym razem???
+ po przeczytaniu zbioru Ziemiańskiego miałam nieodparte wrażenie jakbym... właśnie obejrzała film sensacyjny, albo... grała w naszpikowaną akcją grę! Rozrywka murowana, zwłaszcza przed pracą, lub po, kiedy człowiek nie wymaga od autora i jego dzieła zbyt wiele.
+ ciekawa konstrukcja całości: prawie 600 stron - tylko 3 opowiadania, gdzie pierwsze zapoznaje nas z Toy, drugie ukazuje ją już jako zaprawionego w boju najemnika, a trzecie w końcu ukazuje jej zdolności detektywistyczne. Jak dla mnie przemyślany ruch, jak najbardziej na plus, chociaż... Nie, o tym potem!
+ interesujący bohaterowie: szaleni, nie do końca idealni, i dobrze! Świat ma już tylu superbohaterów filmowych i książkowych, że czas na coś innego. Takie jest moje zdanie, zgodzicie się z nim, albo nie :)
+ niejednoznaczność gatunku. Znajdziemy tutaj elementy m.in. science fiction, czy fantasy, trochę powieści detektywistycznej, a nawet kadry wyjęte z filmu wojennego. Co za dużo to niezdrowo??? Nie w tym przypadku! Różnorodność w książce może być tylko na plus, chyba, że ktoś już naprawdę przesadzi, ale Ziemiański akurat nie przedobrzył :)
- akcja toczy się szybko, ale cały czas czułam jakiś niedosyt! Mam wrażenie, jakby autor niektóre wątki zbytnio uogólnił, a za bardzo skupił się na czymś co można było sobie odpuścić, w efekcie czego każde opowiadanie wydaje się być w pewien sposób wybrakowane. Może lepiej by było "zrobić" z tego zbioru trzytomową powieść... dopieścić wymienione wątki, poprawić to czy tamto, a tak potencjał pomysłu, jaki narodził się w głowie Ziemiańskiego, nie został do końca wykorzystany... Do tego dochodzą jeszcze niedomówienia jeśli chodzi o niektóre wątki... Tak czy siak jest po fakcie, mówi się trudno!
- jak wspomniałam wcześniej, autorowi udało się wykreować całkiem ciekawych bohaterów, ale także zupełnie niepotrzebnych. Moim zdaniem nic by się nie stało gdyby w tej historii zabrakło Shainee, która moim zdaniem nic do fabuły nie wnosi...
Podsumowanie czas zacząć! Trochę zawiodłam się na "Toy wars"... Czytając opis zbioru spodziewałam się znaleźć na jego kartach coś bardziej interesującego, a tak trochę z braku czasu, trochę z braku zachęty, męczyłam tą książkę jakiś miesiąc... Owszem, jeśli nie wymagacie od danego dzieła cudów, ta pozycja Wam się spodoba, jest niczego sobie, ale jeśli tak jak ja, będziecie w nastroju do przyczepiania się, Ziemiański da Wam do tego powody. Żeby nie przeciągać, całość nie jest zła, da się czytać, z tym, że jak dla mnie, zabrakło w tym wszystkim "tego czegoś", a to czasem przechyla szalę w tę, a nie inną stronę!
Jeżeli miałabym ocenić książkę po okładce, musiałabym napisać, że jest to twórczość skierowana do męskiej części czytelników. Cóż, po przeczytaniu tych 500 stron z hakiem stwierdzam, że kobieca intuicja jednak istnieje ;) Co w takim razie - w moim, żeńskim przypadku - zadecydowało o kupnie tejże akurat pozycji? Nie będę oryginalna, zaintrygowało mnie to co zostało napisane...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zacznijmy jak zawsze, od początku :) Oczywiście zaintrygowała mnie okładka, a zwłaszcza jej gra kolorów, sam pomysł, ale także tytuł jaki na niej ujrzałam, oraz to co przeczytałam na jej czwartej stronie. Cóż, od pierwszego zachwytu była już krótka droga do sięgnięcia po dzieło Agnieszki Pietrzyk!
Motyw polowania na ludzi był wielokrotnie przerabiany w amerykańskich filmach sensacyjnych, u nas w kraju niekoniecznie, żeby nie powiedzieć... wcale, ale to i tak postawiło przed autorką duże wyzwanie. Jak sobie poradziła? O tym potem, póki co chciałabym opowiedzieć Wam co nieco o samej treści, ale nie za dużo :) Zora i Niedźwiedź. Ona, z pochodzenia Cyganka, była więźniarka, mówiąc krótko: przyciąga kłopoty jak magnes. On, zgodnie z ksywą mężczyzna silny, były policjant, a właściwie były skorumpowany policjant, obecnie przykładny mąż i ojciec. Niezły duecik, prawda? Jednak tych dwoje łączy szczera przyjaźń, jedno za drugim skoczyłoby w ogień. Na gruncie zawodowym są wspólnikami lokalnej strzelnicy, poza godzinami pracy organizują polowania na... ludzi. Wszystko idzie jak po maśle, jednak poukładane życie Niedźwiedzia buzy podejrzenie własnej żony, Pauliny o romans z niejakim Sebastianem Dyzmą. Mężczyzna prosi Zorę by uwiodła jegomościa. Plan - jak zawsze w ich przypadku - się udaje, wkrótce kobieta wychodzi za mąż za rzekomego kochanka żony wspólnika. Pojawia się jednak kolejny problem, Zora ma przeczucie, że coś jest nie tak, że opuściła ją dobra passa. Czy słusznie? Kto w tej historii jest prawdziwym myśliwym, a kto zwierzyną??? Ciekawi? W takim razie nie pozostaje Wam nic innego jak zagłębić się w lekturze!
Tym, którzy nie są do końca przekonani podsuwam małą podpowiedź w postaci plusów i minusów:
+ wyraziści bohaterowie, których można lubić, albo nie. Zora i Niedźwiedź tworzą niezwykle zgrany duet, niemal wzorzec szczerej, prawdziwej przyjaźni, choć ich mniej legalna profesja sprawia, że można mieć wobec nich mieszane uczucia. Jeśli chodzi o Dyzmę rozsiewa on wobec siebie aurę tajemniczości, co jest domeną ludzi związanych ze sztuką, a co przywodzi na myśl jakiegoś trupa w szafie. Na pewno podoba mi się sposób w jaki autorka prezentuje stworzone przez siebie postacie, przedstawia nam ich w różnym świetle, niejednoznacznie, tym samym zostawiając nam wybór jeśli chodzi o ich ocenę. Duży plus!
+ prowadzenie akcji, różnorodność wątków, więcej niż jeden główny bohater, nagłe zwroty akcji, a na koniec wielkie boom! To wszystko jest ze sobą ściśle związane, dzięki czemu czytelnikowi ciężko będzie się oderwać od tejże książki. Mamy tu motyw zbrodni, przyjaźni, miłości... wchodzimy w zakamarki ludzkiej psychiki... ocieramy się tematyką o ludzką moralność, rozgraniczenie dobra i zła, ale także przemiany człowieka, jakby nie było procesu niezwykle skomplikowanego.
+ nastrojowość, autorka pobudza nasze zmysły, pisze w sposób, który ma wywołać określone emocje, ale jednocześnie ich nie narzucić. Jeśli chodzi o ten gatunek, zdarza się to niezwykle rzadko.
+ zrównanie dwóch pozornie różnych światów, Elbląga i Las Vegas, co może wydać się śmieszne, ale tylko na pozór. Co mogłoby łączyć oba miasta? Wszędzie, ale to wszędzie ludzie będą podążać za sławą i pieniędzmi, za wszelką cenę, po trupach do celu. Osobiście spodobał mi się ten zabieg!
- rozwiązanie niektórych wątków, a właściwie jednego nieco mnie zaskoczyło, nie pasowało do całości, nie do końca jest też dla mnie zrozumiałe. Nie chcę zdradzić o którą sytuację mi chodzi, ponieważ byłoby to spojlerem, więc ujmę to tak: zastanawia mnie decyzja jednej postaci, która pojawia się pod sam koniec powieści, a której działanie ma wpływ na to jak zakończy się ta historia. Osobiście spodziewałam się wyjaśnienia, albo bardziej spektakularnego rozwiązania, ale cóż, nie można mieć wszystkiego :)
Wracając do pytania jak poradziła sobie Agnieszka Pietrzyk odpowiadam: bardzo dobrze! Książkę czytało mi się szybko, z zaciekawieniem i dużą przyjemnością, tak więc gorąco ją Wam polecam!
Zacznijmy jak zawsze, od początku :) Oczywiście zaintrygowała mnie okładka, a zwłaszcza jej gra kolorów, sam pomysł, ale także tytuł jaki na niej ujrzałam, oraz to co przeczytałam na jej czwartej stronie. Cóż, od pierwszego zachwytu była już krótka droga do sięgnięcia po dzieło Agnieszki Pietrzyk!
Motyw polowania na ludzi był wielokrotnie przerabiany w amerykańskich...
W życiu przeczytałam tylko jedną, typową książkę o wampirach, mianowicie "Draculę" Brama Stoker'a, dzieło genialne pod każdym względem, jak dla mnie niedoścignione w swoim gatunku. Mimo wszystko nie zamierzam porównywać recenzowanej książki do wcześniej wspomnianej pozycji, ponieważ nie o to chodzi. Co mnie w takim razie przyciągnęło? Okładka, de facto, autorstwa samego pisarza, a potem opis na czwartej stronie okładki. Wampiry w Zakopanem
? Zło czające się w tatrzańskich lasach? Musiałam to sprawdzić! I tak książka trafiła w moje ręce :D
Raziel, stosunkowo młody wampir, mieszka ze swoimi braćmi i siostrami w leśnym domku, w którym przywódcą jest niejaki Danag, zwany także Ojcem. O ile jego kompanów zadowala zatapianie kłów w ludzkich szyjach, o tyle Raziel chce od życia po życiu czegoś więcej, mianowicie, dowiedzieć się czegoś na temat korzeni swojego gatunku. Jak na buntownika przystało, nurtuje go też pytanie, dlaczego wampirom nie wolno przemieniać żywych ludzi. Ale czyż ie jest powiedziane, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła? Życie młodego krwiopijcy zmieni się wraz z przypadkowym spotkaniem z kobietą, człowiekiem, a rozpaczliwe szukanie odpowiedzi na tajemnice, które powinny nimi pozostać poruszy lawinę wydarzeń, która na zawsze zmieni losy świata. Aha, jest coś jeszcze, wampiry i ludzie nie są na tym świecie sami... Jeszcze jedno, czy wampiry i ludzie naprawdę tak się różnią? Jeśli zainteresował Was mój słowny trailer, zapraszam do lektury!
A teraz przejdźmy do konkretów, bez owijania w bawełnę, plusy i minusy:
+ myślałam, że w powieściach o wampirach powiedziano już wszystko, chociaż wielu ich nie czytałam, aż tu nagle niejaki pan Leśniak wyskoczył ze swoim "Przed północą"! Pomysł jest jak najbardziej oryginalny, choć moim zdaniem autor nie do końca wykorzystał jego potencjał, ale o tym potem :)
+ książkę czyta się szybko, została napisana przystępnym językiem i tyle!
- autor chciał podejść do sprawy ambitnie próbując nas zaskoczyć, ale jak mu to wyszło w praniu??? Cóż, czasem lepiej, czasem gorzej... Moje generalne odczucie jest takie: droga jaką prowadzi nas pan Leśniak jest momentami zbyt kręta, co nieco zostało przedobrzone i w rezultacie powstał mały chaos jeśli chodzi o wydarzenia jakie mają miejsce na kartach powieści. Oczywiście, nie jest tak, że czegoś nie zrozumiemy, ale czytając tą książkę cały czas czułam nadmiar "tego dobrego"...
- akcja powieści rozkręca się dość szybko, autor serwuje nam trochę faktów, stopniowo dorzuca nieco wątpliwości, próbuje zapędzić czytelnika w ślepą uliczkę, aż tu nagle, zupełnie jakby mu zabrakło pomysłów, wszystko siada! Niestety, nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, którego nie przytoczę, żeby nie zaserwować Wam spoilera... Nie wiem czym to jest spowodowane, ale jak się coś zaczyna trzeba to zrobić do końca, a nie rzucić na odczepnego jakiś ochłap, którym się nikt nie naje... Dawno się tak nie zawiodłam :(
- bohaterowie... Cóż mogłabym o nich powiedzieć, Marlena przypomina mi niestety bohaterkę pewnego niefortunnego filmu o wampirach, co mnie drażniło przez całą powieść, Marę i jej miłość do Raziela też odebrałam jako vampire love story (niepotrzebne, ale się stało...), Raziel, sam w sobie nie jest zły, ma charakter, choć czasem zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, Danag jako Ojciec wampirów też nie powala, ot taka wampirza ofiara losu :)
- fakt, że długo medytowałam nad plusami tejże książki niestety przekłada się na kolejny minus...
Podsumowując, książka nie jest zła, czytałam ją długo z braku czasu, umiliła mi okres przed i po pracy, nie była wymagająca, ot taka odskocznia od codziennego życia. W tej roli sprawdziła się całkiem nieźle, ale jakbym miała oceniać "Przed północą" w innych okolicznościach, nie byłoby tak kolorowo. Tak więc, jeśli chcecie się przekonać czy mam rację - sięgnijcie po ową powieść, ale jeśli tego nie zrobicie, nic nadzwyczajnego Was nie ominie ;)
W życiu przeczytałam tylko jedną, typową książkę o wampirach, mianowicie "Draculę" Brama Stoker'a, dzieło genialne pod każdym względem, jak dla mnie niedoścignione w swoim gatunku. Mimo wszystko nie zamierzam porównywać recenzowanej książki do wcześniej wspomnianej pozycji, ponieważ nie o to chodzi. Co mnie w takim razie przyciągnęło? Okładka, de facto, autorstwa samego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli chodzi o tą pozycję zaintrygował mnie tytuł, odepchnęła okładka, ale szalę przeważył intrygujący opis. Nietypowo jak na mnie, ale w głębi duszy lubię takie przypadki! Cy było warto dać się pokusić Angeli Marsons? Cóż, przeczytacie o tym kilka linijek niżej! P.S. "Diabelska gra" jest drugim po "Niemym krzyku" tomem przygód niejakiej Kim Stone, co na początku umknęło mojej uwadze i lekko mnie zaniepokoiło, choć moje wątpliwości rozwiała sama treść: także spokojnie, możecie zacząć czytać tę książkę od tomu drugiego z pominięciem "jedynki", ponieważ obie części nie są ze sobą powiązane :)
Dwie kobiety. Jedna z nich ma zbyt duży bagaż doświadczeń życiowych, demony przeszłości, które usilnie próbuje zepchnąć w kąt własnej świadomości, choć ten stan nie przeszkadza jej być najlepszą w swoim fachu. Z kolei, druga z nich, książkowy przykład femme fatale, wykorzystuje swój zawód do własnych, oczywiście niecnych celów uderzając w najsłabszy punkt istoty ludzkiej, jej psychikę. Los skrzyżuje ich drogi, a one od razu poczują, że to spotkanie odmieni ich życie, a one same nie będą mogły przestać o sobie myśleć. Jak skoczy się gra podjęta przez dwie wymagające przeciwniczki, perfekcjonistki, które nagną wszelkie zasady by osiągnąć swój cel, kobiety, które choć stoją po przeciwnej stronie barykady, w pewnym sensie są do siebie podobne... Bomba tyka i strzeżcie się, bo kiedyś wybuchnie! A może nie???
Stały punkt programu, czyli z cyklu: niektórych przyzwyczajeń nie warto zmieniać ;)
+ pomysł na powieść, jak również umiejętne jej prowadzenie: kochani, nie ma co się czarować, autorka postawiła na patent z czarnym charakterem, który ujawnia się na samym początku opisanej przez nią historii, ale wbrew pozorom, wcale nie poszła najprostszą z dróg, nic z tych rzeczy! Jak myślicie, łatwo jest zainteresować czytelnika jeśli poda mu się na tacy "tego złego", chociaż w tym przypadku raczej "tą złą"? W takim przypadku trzeba dać delikwentowi coś w zamian, a na targowaniu wychodzi się naprawdę różnie... Tak czy owak, pani Marsons wybrnęła z tego całkiem dobrze, stąd mój plusik :)
+ budowanie napięcia: książkę czyta się szybko, czego zasługą jest nie tylko to w jaki sposób została napisana, ale sposób w jaki autorka buduje napięcie podrzucając nam strzępki mniej lub bardziej istotnych informacji(równowaga w przyrodzie musi być i basta! :D), wpędza nas w ślepy zaułek (czy to lubimy, czy nie...lubimy, lubimy ^_^), jak dokonuje czegoś w rodzaju psychoanalizy głównych postaci (co daje nam lepszy wgląd w historię!), itp.
- bohaterowie, jak dla mnie zbyt oklepani, przewidywalni, np. policjantka z przeszłością, seksowna i równie niebezpieczna hedonistka... To przerabialiśmy zbyt wiele razy by nadal uważać to za mocny punkt, niestety dla powieści i jej autorki...
- bohaterowie - choć znają się nie od dziś - męczą się uprzejmościowymi zwrotami typu "detektyw inspektor Stone", "szefowo", itp., a ja męczyłam się razem z nimi... Wniosek, co za dużo to niezdrowo!
- przewidywalność: może nie wszystkiego udało mi się domyślić, ale z drugiej strony, autorce nie udało się mnie jakoś spektakularnie zaskoczyć...
Jeśli nadal macie jakieś wątpliwości, być może rozwieje je podsumowanie! Cóż, "Diabelska gra" nie jest książką złą, ale też nie jest ona dziełem wybitnym. Koniec końców czytało mi się ją dobrze, z zaciekawieniem, ale na mojej opinii zaważył brak "tego czegoś", co w gatunku sensacja/ thriller/ horror jest tzw. "must-have"!
Jeśli chodzi o tą pozycję zaintrygował mnie tytuł, odepchnęła okładka, ale szalę przeważył intrygujący opis. Nietypowo jak na mnie, ale w głębi duszy lubię takie przypadki! Cy było warto dać się pokusić Angeli Marsons? Cóż, przeczytacie o tym kilka linijek niżej! P.S. "Diabelska gra" jest drugim po "Niemym krzyku" tomem przygód niejakiej Kim Stone, co na początku umknęło...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeczytanie powieści nie zajęło mi specjalnie dużo czasu, jeśli chodzi o recenzję... no cóż :) Najpierw był brak czasu spowodowany natłokiem obowiązków, potem kryzys twórczy, a przecież to moje pierwsze spotkanie z Harlanem Coben'em! Tak, tak - dobrze czytacie ;) Dlaczego akurat ta książka? Pewnie dlatego, że najładniej się do mnie uśmiechnęła! A tak na serio, dużo zrobił podejrzany w gazecie opis. Jak moje wrażenia jeśli chodzi o autora i co za tym idzie tę konkretną część jego twórczości? Zapraszam do zagłębienia się w moje widzimisię!!!
Zacznijmy od początku, czyli od mocno skróconego zarysu fabuły, żeby nie popełnić spoilera :) Maya Stern cudem uchodzi cało z napadu, w którym zastrzelony został jej mąż, Joe Burkett. Po pogrzebie kobieta otrzymuje od swojej przyjaciółki zainstalowaną w ramce ukrytą kamerę, dzięki której wdowa będzie mogła kontrolować zajmującą się jej córką nianię. Maya zgadza się, chociaż nie jest przekonana co do potrzeby posiadania takiej zabawki we własnym domu. W końcu oficer Stern, jak każdy wojskowy, potrafi zadbać o interesy swoje i jak i bliskich sobie ludzi. Jednak pewnego dnia jej stoicki spokój burzy zarejestrowane przez kamerę nagranie, na którym niedawno zmarły Joe bawi się z Lily. Kobieta rozpoczyna prywatne śledztwo, które wywróci jej uporządkowane życie do góry nogami. Obudzą się demony przeszłości codziennie nie pozwalające jej spać, a zmierzyć jej się przyjdzie nie tylko z wrogiem z zewnątrz, ale również tym wewnętrznym, swoją nadszarpniętą podczas jednej z misji psychiką... Pojawia się również pytanie: czy ów prezent był czystym przypadkiem??? Harlan Coben postawi przed Wami wiele pytań i nie zawaha się na nie odpowiedzieć, ale czy jesteście w stanie to znieść??? Jak nie sprawdzicie na własne oczy, nie będziecie wiedzieć, a wtedy możecie żałować ;)
Spokojnie, pomogę Wam podjąć decyzję! Konkrety czas zacząć:
+ pomysł na fabułę i sposób jej prowadzenia: Coben obmyślił kawał dobrej intrygi, a przy tym poruszył niezwykle aktualny zespół stresu pourazowego, na który cierpią żołnierze, który z kolei doskonale łączy się z powrotem zza światów męża głównej bohaterki. Nie chcę zagłębiać się w wyjaśnieniach, ponieważ mogłabym napisać zbyt dużo, a tego nikt nie chce :) Podsumowując punkt: autor będzie nas trzymał w niepewności do ostatniej strony, choć nie omieszka podrzucić nam paru podpowiedzi. Ciekawa jestem czy prawidłowo je odczytacie! Jednocześnie miejcie się na baczności, ponieważ ten sam człowiek będzie chciał zmącić Waszą czujność!
+ bohaterowie, a właściwie bohaterka, Maya. Rzadko się zdarza, żeby powieść zdominowana przez jedną postać była tak intrygująca i tak wciągała. Sama jestem pod wrażeniem tego co zrobił Coben, ponieważ nie jest to łatwa sztuka. Jednocześnie chcę zaznaczyć, że znajdziecie tu postacie poboczne, które Was zaintrygują, tak jak mnie, co cieszy, niekiedy autorzy lubią zaniedbywać "personalne tło" powieści, a tu każde takie "personalne tło" ma w tej historii swoją rolę. Mistrzostwo!
+ różnorodność motywów i ten najbardziej na topie: siła Internetu, który może kogoś wynieść na piedestał, ale równie szybko z niego zrzucić. To co raz zostało wrzucone do sieci, nigdy w niej nie zginie... Niezbędny luksus czy nieuchronna zguba ludzkości? Czas zweryfikuje ;) A co to ma wspólnego z naszą Mayą? A może nic? Jeśli ten punkt Was zaintrygował to znaczy, że choć troszeczkę udało mi się pobawić w Harlana Cobena! A jeśli nie... Cóż, mistrz to mistrz, z takim mistrzem można przegrać!
+ konkretność autora, nic co zapisał nie jest wypełniaczem historii, każda postać ma tu jakąś rolę do odegrania, a nic nie dzieje się bez przyczyny. Lubię ludzi konkretnych!
Minusy... Żadnych, chyba, że liczycie nieposprzątane mieszkanie, niepozmywane naczynia, czy inne zaniedbania jakie czekają na Was gdy wciągnie Was ta książka :)
A teraz krótko, zwięźle i na temat! "Już mnie nie oszukasz" jest jedną z najlepszych książek jakie ostatnio czytałam i moim zdaniem uczciwie zasługuje na pełną dyszkę!
Przeczytanie powieści nie zajęło mi specjalnie dużo czasu, jeśli chodzi o recenzję... no cóż :) Najpierw był brak czasu spowodowany natłokiem obowiązków, potem kryzys twórczy, a przecież to moje pierwsze spotkanie z Harlanem Coben'em! Tak, tak - dobrze czytacie ;) Dlaczego akurat ta książka? Pewnie dlatego, że najładniej się do mnie uśmiechnęła! A tak na serio, dużo zrobił...
więcej mniej Pokaż mimo to
Oczywiście co mogło mnie przyciągnąć do tej książki? Okładka! Głupie czy nie, ona czasem zdradzi więcej niż niejeden opis czy recenzja, to ona sprawia, że sięgamy po to, a nie inne dzieło, więc w tym szaleństwie jest metoda. Co mnie utwierdziło w tym, że zapragnęłam ją przeczytać? Opis, konkretny, ciekawy, ale też motyw, zużyty tak, że aż mnie zdziwiło co można jeszcze z niego wykrzesać! Czy było warto posłuchać kobiecej intuicji??? Po kolei...
Grace Angel ma wszystko o czym marzy większość kobiet na świecie: niezwykle przystojnego męża, ogromny, urządzony z gustem dom, piękne ubrania, możliwość oddania się swojej pasji, otaczają ją przyjaciele, z którymi spotyka się na przyjęciach. Przynajmniej tak myślą ludzie, którzy ją znają... I tu się mylą! Kobieta przeklina dzień, w którym wyszła za Jacka, który po ślubie ujawnił swoje sadystyczne skłonności i zaczął przetrzymywać ją w domu. Grace nie może nigdzie wyjść bez asysty męża, mało tego, policja uważa ją za niezrównoważoną psychicznie. Sytuacja beznadziejna? Jak najbardziej! Pytacie dlaczego ta nie targnęła się jeszcze na własne życie? Cóż, stawka jest o wiele większa niż myślicie, Grace musi żyć pomimo tego, że zapomniała co to znaczy żyć. Jak potoczy się ta gra? Kto wyjdzie z niej zwycięsko, a kto przegra? Przekroczcie próg wspaniałego domu państwa Angel, a się przekonacie!
A teraz, (chyba...) krótko, zwięźle i na temat, czyli co mi się podobało, a co nie.
Plusy, czyli dlaczego moim zdaniem warto sięgnąć po ową powieść:
+ motyw, choć wielokrotnie przez autorów przerabiany, przy odrobinie sprytu pozwala się również wykazać. Paris odrobiła pracę domową na co najmniej dobry, ponieważ udało jej się sklecić całkiem zgrabną historyjkę o kobiecie więzionej we własnym domu przez psychopatycznego męża. W jaki sposób autorka się wybroniła? Oczywiście odsyłam do lektury, ale mogę Wam zdradzić jedno: za zamkniętymi drzwiami może się zdarzyć wszystko, po obu ich stronach, więc bądźcie czujni!
+ konstrukcja/podział (zwał jak zwał...) teraz - kiedyś. Ciekawy zabieg, dzięki któremu Paris serwuje nam właściwie dwa dopełniające się opowiadania, co ma też na celu budowanie napięcia. Egzamin zdany celująco!
+ pomysł na powieść i sposób jej prowadzenia, tj. oprawca znany nam będzie od początku, ale my skupimy się na jego ofierze, więc de facto nie mamy tu jakiejś wielkiej tajemnicy, a czekamy na ruch głównej bohaterki, Grace, zagłębiając się w psychologiczne aspekty drugiego człowieka, które poprowadzą ją ta, nie inną drogą. Dobre posunięcie jeśli chodzi o gatunek jaki owa powieść reprezentuje, taki mały powiew świeżości :)
+ bohaterowie, mniej lub bardziej jednoznaczni, ale ciężko przejść obok nich obojętnie. I tak zastanawiałam się co kieruje Jackiem, czekałam co zrobi Grace, podziwiałam Millie za jej inteligencję i byłam pełna uznania dla trzeźwego umysłu Esther, ale osądzicie ich sami, więc już cicho sza!
A teraz minusy, czyli... Nie, nie zauważyłam w powieści większych uchybień :)
Podsumowanie! Przejście przez tę książkę nie zajęło mi zbyt duszo czasu, raptem 3 dni uwzględniając pracę i powiem, że ciężko mi się było od niej oderwać, co już wróży dobrze! Polecam gorąco, dlaczego zerknijcie wyżej i do zobaczenia przy okazji następnej recenzji!!!
Oczywiście co mogło mnie przyciągnąć do tej książki? Okładka! Głupie czy nie, ona czasem zdradzi więcej niż niejeden opis czy recenzja, to ona sprawia, że sięgamy po to, a nie inne dzieło, więc w tym szaleństwie jest metoda. Co mnie utwierdziło w tym, że zapragnęłam ją przeczytać? Opis, konkretny, ciekawy, ale też motyw, zużyty tak, że aż mnie zdziwiło co można jeszcze z...
więcej mniej Pokaż mimo to
O co tyle szumu? Ja jak to ja, postanowiłam to sprawdzić na własne oczęta! Podobnie było z debiutancką "Dziewczyną z pociągu" Pauli Hawkins, choć ja wolę uniknąć porównań, zresetowałam mózg i spojrzałam na "Zapisane w wodzie" jak na osobną powieść, którą ona zresztą jest, a autorka ponownie stałą się dla mnie tabulą rasą. Myślę, że tak jest najlepiej :) Ponadto przyciągnęła mnie genialna okładka, lubię zarówno kolor jak i takie okładkowe klimaty, jak widać, nie mogłam się oprzeć tej książce pod żadnym względem!
Nel i Jules Abbott nie łączy specjalna zażyłość, choć są one siostrami. Gdy ta pierwsza dzwoni, ta druga zazwyczaj nie odbiera. Jednak pewnego dnia policja informuje Jules, że Danielle prawdopodobnie popełniła samobójstwo tym samym osieracając nastoletnią córkę, Lenę. Jules, pomimo wyjątkowej niechęci do miejscowości rodzinnej, zjawia się w Beckford kilka dni przed pogrzebem siostry. Wszystko tutaj ją przeraża: jej dom, siostrzenica, która obwinia ją o śmierć matki, a w szczególności Topielisko, gdzie Nel rzekomo odebrała sobie życie, miejsce, w którym zakończyło się życie wielu kobiet... Demony przeszłości nie dadzą jej zasnąć, nie dadzą jej spokoju, będą się domagały stawienia czoła przeszłości. Czy Jules uda się przezwyciężyć własne lęki? Czy Lena zaakceptuje obecność ciotki, która nie chciała wysłuchać jej matki zanim ta zniknęła pod taflą wody? Co przyciąga do Topieliska kobiety, akurat kobiety? I najważniejsze: czy Nel Abbott faktycznie skoczyła? Na te pytania odpowie Wam jedynie Paula Hawkins (nie licząc spojlerów), więc zapraszam do lektury!
A teraz czas na moje odczucia na temat tej długo wyczekiwanej, chyba jednej z najbardziej promowanych powieści, czyli plusy i minusy!
+ historia opowiedziana z perspektywy kilku bohaterów, niby nic odkrywczego, ale zabieg ten jest przez wielu ludzi - w tym mnie- ceniony, choć nie wszystkim taki sposób prowadzenia akcji może się podobać. Dlaczego? Częste przeskoki między bohaterami, rozstrzelenie w czasie i retrospekcje wymagają większego skupienia, zagłębienia się co w ich relacjach się powiela, a co nowego pojawia. Dlatego też, tym, którzy lubią czytać w przerwie między jedną czynnością a drugą i nie posiadają podzielnej uwagi, tego typu powieści odradzam :) Sama lubię jak autorka serwuje nam fabułę z różnych punktów widzenia, dzięki czemu mam możliwość poznać charakter i uczucia występujących w niej postaci, a moim zdaniem o to między innymi chodzi w thrillerach psychologicznych :)
+ ciekawi bohaterowie, w szczególności miejscowe topielice. Każda z nich albo została zamordowana, albo targnęła się na swoje życie. W obu przypadkach musi być jakiś powód. I tu pojawia się gość wieczoru: tajemnica... Obok sióstr Abbott też nie da się przejść obojętnie, ich napięte relacje sugerują, że coś w przeszłości je rozdzieliło, coś co na długo pozostawiło ranę jednej z nich niezabliźnioną. Jakie demony przeszłości skrywają Jules i Nel??? Miejscowa społeczność jest niemniej ciekawa, każde z nich - bez względu na zajmowane stanowisko - ma jakąś skazę, coś ukrywa, a już na pewno ostatnim czego chcą jest ukazanie się książki napisanej przez Neil Abbott. Dlaczego???
+ autorka w swojej powieści porusza wiele ważnych tematów, m.in. problemy dorastania, trudne relacje rodzinne, życie w społeczności patriarchalnej, stosunek konserwatywnego społeczeństwa do tego co odmienne niż ich ideały, oraz wiele, wiele innych. Dla mnie różnorodność motywów w niej zawartych czyni powieść bardziej wartościową, zwłaszcza jeśli są to tematy aktualne, o których ciągle gdzieś słyszymy.
+ ciekawy pomysł na fabułę. Osobiście nie mogłam się doczekać końcówki, choć niektórych rzeczy można się domyśleć bez większego wytężania głowy. Niemniej jednak, czytając "Zapisane w wodzie" nie miałam uczucia zmarnowanego czasu, cieszę się, że po nią sięgnęłam :)
Minusy, choć mało, jakieś się znajdą, a jak ;) Wyjątkowo wspomniałam o nich wcześniej, a nie chciałabym się powtarzać, więc jeśli przeczytaliście recenzję do tego momentu, kumacie o co mi chodzi :D
Podsumowanie czas zacząć! "Zapisane w wodzie" może wzbudzać skrajne emocje, wielu czytelników porówna tą pozycję z debiutancką powieścią Pauli Hawkins, ale ja nie chcę tego robić, każdą z nich oceniam osobno, tak jak moim zdaniem należy. Więc książkę czytało mi się szybko, prawie pożarłam każdą jej stronę, wielu rzeczy się domyśliłam, w innych czekałam, żeby się upewnić w swoich twierdzeniach, a koniec końców stwierdziłam, że jestem zadowolona z tego, że po nią sięgnęłam! Dlaczego? W mojej prywatnej opinii, autorka wybroniła się ciekawym pomysłem, bohaterami, sposobem, w jaki prowadzi akcję, ale co najważniejsze, tematami jakie porusza, a jakie zawsze będą zmuszały do myślenia powtarzając się przez lata.
O co tyle szumu? Ja jak to ja, postanowiłam to sprawdzić na własne oczęta! Podobnie było z debiutancką "Dziewczyną z pociągu" Pauli Hawkins, choć ja wolę uniknąć porównań, zresetowałam mózg i spojrzałam na "Zapisane w wodzie" jak na osobną powieść, którą ona zresztą jest, a autorka ponownie stałą się dla mnie tabulą rasą. Myślę, że tak jest najlepiej :) Ponadto przyciągnęła...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nazwisko Fitzek budzi wśród czytelników wiele skrajnych emocji, co głównie spowodowane jest faktem, iż nie upiększa on rzeczywistości, nawet jeśli jest to... sekcja zwłok. Choć trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że za największa "masakrę" odpowiedzialny jest tu pan nazwiskiem Tsokos, z którym autor nierzadko współtworzy, a który to jest niemieckim lekarzem medycyny sądowej. Cóż, zawód jak widać zobowiązuje :) Wracając jednak do Fitzska, czy zasłużył on na taką opinię, a nie inną??? Postanowiłam to sprawdzić na własne oczy, tym samym rozpoczynając swoją przygodę z autorem i jego twórczością!
Dziesięcioletni, chory na nowotwór chłopiec, który twierdzi, że jest kolejnym wcieleniem... seryjnego mordercy i chce się oddać w ręce sprawiedliwości z powodu dręczących go wyrzutów sumienia. Odnoszący sukcesy, sceptycznie nastawiony do życia adwokat niepotrafiący się do końca pogodzić z tragiczną przeszłością. Drogi tych dwojga przetną się nagle, niespodziewanie, a za nimi posypie się lawina wydarzeń, której żaden z nich nie będzie potrafił zatrzymać. Gdy Robert Stern po raz pierwszy rozmawia z Simonem Sachs'em jest przekonany, że wyznanie chłopca jest wytworem jego dziecięcej wyobraźni, lecz wszystko się zmienia gdy w miejscu dokładnie opisanym przez dziesięciolatka zostają znalezione ludzkie szczątki... Niedługo potem do Roberta odzywa się tajemniczy "Głos", który składa mu propozycję nie do odrzucenia. Adwokat, mimo wcześniejszych obiekcji, ostatecznie postanawia zaangażować się w sprawę Simona. Co sprawiło, że Robert tak nagle zmienił zdanie? Czy reinkarnacja naprawdę jest możliwa? Cóż, nie pozostaje Wam nic innego jak sięgnąć po "Ostatnie dziecko" :)
A teraz moje małe "drzewko decyzyjne", które ma tylko dwie gałęzie: plusy i...
+ reinkarnacja... temat rzeka! Czy jest możliwa? Nie wiem :) Wiem natomiast jedno, autor postanowił użyć ją do własnych celów i poszło mu to naprawdę sprawnie! Ciekawy zabieg, po głębszym zastanowieniu pasuje do gatunku, daje możliwość stworzenia napięcia, owiania fabuły tajemnicą, oraz o wiele, wiele więcej. Pomysł : celujący!
+ wielki boom na początku historii, małe retrospekcje by zasiać w czytelniku ziarno niepewności, zwieść w pole, tajemnice dotyczące nie tylko śmierci, niespodziewane zwroty akcji, która toczy się na najszybszych obrotach... To tak w skrócie :) Z tą książką nie zaśniecie! Swoją drogą, nie dziwię się dlaczego akurat ta powieść doczekała się ekranizacji: fabuła jest idealnym materiałem na thriller/ film sensacyjny!
+ intrygujący bohaterowie, z których każdy wzbudza jakieś emocje, czasem jednoznaczne, czasem sprzeczne, ale ludzki charakter jest właśnie taką paletą kolorów, a nie zapominajmy, że Sebastian Fitzek lubuje się w thrillerach psychologicznych! Ciekawym obiektem obserwacji jest Simon, ale także Robert, oraz relacja jaka się wytwarza między tymi bohaterami, choć jej początki nie należą do łatwych. Również "Głos" zasługuje na wyróżnienie, ponieważ pobudza on w czytelniku detektywistyczne zapędy, co osobiście ubóstwiam!
...minusy!
- Fitzek porusza w swojej powieści ciężkie tematy, osoby wrażliwe na ludzką krzywdę powinny odpuścić sobie tą pozycję. Nie chodzi nawet o same opisy, ale o ukazanie prawdy o drugim człowieku, o złu, o rzeczywistości, której autor nie zamierzał kolorować, a rzeczywistość przeraża, tak jak to do czego zdolna jest istota ludzka... Oczywiście to nie jest wadą, ale wolałam tą uwagę zamieścić tutaj, żebyście mieli o tym dziele kompletny obraz.
- zakończenie... coś mi w nim nie gra, jest dla mnie trochę niedopowiedziane, choć wiadomo o co w nim chodzi... Jakoś nie mogę się przekonać do otwartych zakończeń, no nie mogę się przemóc, dlatego się go bezczelnie uczepiłam :) Cóż, co kto lubi, czyż nie???
I podsumowanie! Więc, jak oceniam przygodę ze wspomnianym autorem? Otóż: jak najbardziej pozytywnie! Fitzek serwuje nam kawał konkretnego thrillera psychologicznego, gdzie czytelnik będzie marionetką w rękach sprawnego lalkarza - autora. Czy warto się wybrać na przejażdżkę do ludzkiej głowy? Moim zdaniem warto, polecam i to nie tylko psychologom-amatorom :)
Nazwisko Fitzek budzi wśród czytelników wiele skrajnych emocji, co głównie spowodowane jest faktem, iż nie upiększa on rzeczywistości, nawet jeśli jest to... sekcja zwłok. Choć trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że za największa "masakrę" odpowiedzialny jest tu pan nazwiskiem Tsokos, z którym autor nierzadko współtworzy, a który to jest niemieckim lekarzem medycyny sądowej....
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdy już mnie uświadomiono, że "Pokot" Agnieszki Holland został nakręcony na podstawie powieści Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych" zaintrygowały mnie dwie rzeczy: okładka - wilk z ludzkim okiem, oraz tytuł - jakże niebanalny! Reszta poszła szybko: sklep, dom, pierwsza strona, ostatnia kartka. I oto jest recenzja!!!
Kotlina Kłodzka. Miejsce niezwykle malownicze, raj dla plastyków, które zimą dla jego mieszkańców zamienia się w lodowe piekło, a to kształtuje z kolei ich charaktery. Charakteru na pewno nie brakuje Janinie Duszejko, starszej pani, niegdyś zwiedzającej świat inżynierce mostów, obecnie emerytowanej nauczycielce i dozorczyni letnich domków sąsiadów. Poza pracą i obowiązkami znajduje ona miejsce na swoją prawdziwą pasję - astrologię. Ponad wszystko jednak, kocha ona zwierzęta, można powiedzieć, że kocha je nawet bardziej niż ludzi... Jej przyjaciółmi są pracująca w sklepie z używaną odzieżą Dobra Nowina, dziewczyna niezwykle miła i sympatyczna pomimo ciosów jakie wymierzył jej los, oraz były uczeń pani Duszejko - Dyzio - niezbyt ogarnięty informatyk miejscowej policji, zagorzały fan Williama Blake'a, którego dzieła chciałby tłumaczyć zawodowo, oraz sąsiad Matoga - perfekcjonista, człowiek małomówny. Niezła paleta charakterów, czyż nie? :) Pewnego dnia Matoga znajduje martwego sąsiada, Wielką Stopę. O pomoc zwraca się on właśnie do Janiny, która zauważa, że koło domu kręcą się sarny obserwujące dom denata. Ale to dopiero początek, ponieważ wkrótce ginie kolejny człowiek. Co łączy owych nieszczęśników? Dla policji są to interesy jakie za życia prowadziły ofiary, dla Duszejko jest to fakt, że wszyscy byli myśliwymi. Ale czy to możliwe by zwierzęta wzięły sprawy w swoje ręce??? W końcu mówi się, że nie ma rzeczy niemożliwych, więc??? Przekonajcie się sami! Dajcie się zaprosić do Kotliny Kłodzkiej, bądźcie detektywami we własnym domu! A teraz czas na...
... moje wrażenia odnośnie lektury, czyli plusy i minusy, tradycyjnie, a jak!
+ akcja powieści rozgrywa się swoim tempem - nieprzesadnie szybkim, ale też nie ślimaczym - a autorka tka swoją intrygę, ani na chwilę nie przestaje tworzyć sieci, w którą planuje złapać czytelnika, co z góry skazane jest na... sukces! Brawo dla Pani Tokarczuk za prowadzenie akcji, niezwykle ciekawy, przeplatany myślami głównej bohaterki, jednocześnie narratorki owego dzieła. Jak dla mnie strzał w dyszkę!
+ pomysł na książkę - jak najbardziej udany! Wątek zwierzęcych mścicieli, którzy postanowili wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę jest czymś nowym, przynajmniej dla mnie, a ja takie perełki doceniam.
+ wyraziści bohaterowie, każde z nich ma swoją unikalną cechę, bez której nie moglibyśmy sobie ich wyobrazić. Żeby to zrozumieć, trzeba powieść Pani Olgi przeczytać, więcej na ten temat nie zdradzę, nie mam serca by psuć Wam zabawę :)
+ wspomniany już przeze mnie wgląd w myśli Janiny Duszejko. Dlaczego uważam ten zabieg za warty wyróżnienia? Cóż, dzięki temu czytelnik może się poczuć częścią akcji, jednym z bohaterów, brać udział w prywatnym śledztwie głównej bohaterki, poznać ją jak najlepszą przyjaciółkę... Czasem lubię rozkładać ludzi na czynniki psychologiczne, chodź mój zawód nic wspólnego z psychologią nie ma :) Reasumując, lubię takie psychologiczne zapędy w powieściach, więc czemu miałabym o nich nie wspomnieć???
+ niezwykle malownicze opisy Kotliny Kłodzkiej, życia w regionie, dodatkowo uzupełnione kadrami z filmu. Tak, tak, mam nowsze wydanie :)
Minusy... Jakie minusy???
Żeby nie przeciągać... "Prowadź swój pług przez kości umarłych"... Kto? Jak? Gdzie? Kogo? Odpowiedzi na tego typu pytania znajdziecie na kartach powieści. Czy warto się w niej zagłębiać? Warto, warto! Osobiście cieszę się, że Pani Agnieszka Holland nakręciła "Pokot" i koleżance, która jest w kinematografii na bieżąco bardziej niż ja, inaczej nigdy nie usłyszałabym o tej książce, czego teraz sobie już nie wyobrażam! Jak widać medialny szum czasem się przydaje :) Zachęcam do lektury, jak Wam się nie spodoba, najwyżej mnie przeklniecie, ale czy nie ma w Was czegoś z "małych odkrywców"??? ;)
Gdy już mnie uświadomiono, że "Pokot" Agnieszki Holland został nakręcony na podstawie powieści Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych" zaintrygowały mnie dwie rzeczy: okładka - wilk z ludzkim okiem, oraz tytuł - jakże niebanalny! Reszta poszła szybko: sklep, dom, pierwsza strona, ostatnia kartka. I oto jest recenzja!!!
Kotlina Kłodzka. Miejsce niezwykle...
Zaczynać wypada od początku, więc tradycyjnie: co przyciągnęło mnie do owej książki i sprawiło, że postanowiłam ją nabyć... Po pierwsze, okładka, jak dla mnie niebanalna, przykuwa uwagę, a to jak wiadomo, działa jak dobry spławik na rybkę :) Po drugie, opis, który zadecydował o tym, że połknęłam haczyk. I tu pojawia się magiczne pytanie: czy warto było...??? O tym już niebawem!
Dawid Gans... Narrator owej powieści, ale także żydowski historyk, astronom, geograf, oraz matematyk, który współpracował z Tychonem Brache i Johannesem Keplerem. Przede wszystkim jednak, uczeń Maharala z Pragi. Tak, tak. Tego Maharala, od tego Golema. Cała historia rozpoczyna się przysięgą zawartą między Izaakiem Cohenem i Jakubem Horowitzem. Panowie obiecują sobie, że jak ich żony urodzą im dzieci, dziewczynkę i chłopca, ci jak tylko dorosną wezmą ze sobą ślub. Gans podchodzi do owej nowiny nieco sceptycznie, tym bardziej, że owe dzieci... nie zostały jeszcze poczęte. Entuzjazmu mężczyzn nie podziela również sam Maharal twierdząc, że złożona przez nich przysięga nie przyniesie nic dobrego. Czy są to jednak słuszne obawy? Kilka miesięcy później na świat przychodzą Ewa Cohen i Izajasz Horowitz... Czy tych dwoje faktycznie połączy miłość? Jaką próbę szykuje przed Dawidem życie? Oraz podstawowe pytanie: a gdzie w tym wszystkim znajdzie się miejsce dla Golema? O treści mogłabym napisać dużo więcej, ale jaką mielibyście wtedy przyjemność z czytania tejże książki??? Nie mogłabym Was jej pozbawić, więc odsyłam do źródła :)
A teraz małe podpowiedzi, czyli plusy...
+ interesująca fabuła, której potencjał nie został zmarnowany, choć mam jedno zastrzeżenie, o którym opowiem za parę zdań! "Kabalistę (...)" określiłabym jako dobrą, momentami nawet filozoficzną powieść obyczajową o kulturze żydowskiej, ale także czasach panowania Rudolfa II Habsburga, czy rozwoju nauki w XVI/ XVII wieku.
+ miks gatunków, dzięki czemu wilk powinien być syty, a owca cała! Mamy tu elementy powieści obyczajowej, romansu, fantastyki, horroru i pewnie jakbym dłużej pomyślała, czegoś jeszcze :) Moim zdaniem jest to fajny zabieg, na duży plus!
+ bohaterowie, którzy zostają wystawieni na próbę, niejednokrotnie ciężką i nie do końca sprawiedliwą...
... i jeden minus :)
- nie wiem czemu zakodowałam sobie w głowie, że ta powieść nieco przybliży mi postać Golema, przecież tytuł ewidentnie nawiązuje do kogoś zupełnie innego, nie ma nic wspólnego z samym Golemem. Gdy tylko przeczytałam zamieszczony na czwartej stronie okładki opis "Kabalisty z Pragi" zaczęłam po kolei pożerać kolejne strony, żeby dowiedzieć się, dlaczego Golem odwrócił się od ludzi. Co prawda odpowiedź na to pytanie znalazłam, ale moje oczekiwania (mniej lub bardziej uzasadnione...) były zupełnie inne. Golem pojawia się w powieści prawie pod jej sam koniec i moim zdaniem można by mu było poświęcić trochę więcej uwagi, ale cóż, wszystkim się nie dogodzi!
Podsumowując, "Kabalistę z Pragi" Marka Haltera czytało mi się szybko, przy czym ani razu nie usnęłam! Historia naprawdę wciąga, ale po jej przeczytaniu stwierdziłam, że jednak czegoś mi w niej brakowało, stąd taka ocena, a nie inna! Kto wie, może ktoś z Was stwierdzi, że jednak jest to dzieło nie dobre, a wybitne??? Miłej lektury!!!
Zaczynać wypada od początku, więc tradycyjnie: co przyciągnęło mnie do owej książki i sprawiło, że postanowiłam ją nabyć... Po pierwsze, okładka, jak dla mnie niebanalna, przykuwa uwagę, a to jak wiadomo, działa jak dobry spławik na rybkę :) Po drugie, opis, który zadecydował o tym, że połknęłam haczyk. I tu pojawia się magiczne pytanie: czy warto było...??? O tym już...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Stokrotka w kajdanach". Musicie przyznać, że tytuł przyciąga wzrok, intryguje, sprawia, że czytelnik zaczyna się zastanawiać nad jego znaczeniem. Cóż, od tego jest już mały krok do przeczytania owej książki, w końcu ciekawość nie zawsze prowadzi do piekła! Tak właśnie pokusiła mnie Pani Sharon Bolton: książkę nabyłam, przeczytałam i... o tym za zdań kilka :)
Hamish Wolfe, nieziemsko przystojny chirurg zostaje oskarżony o zamordowanie czterech otyłych kobiet, co wstrząsa opinią publiczną. Zgromadzone przez śledczych dowody świadczą o niezaprzeczalnej winie skazanego. Nie odstrasza to jednak kobiet, które codziennie wysyłają do niego miłosne listy chcąc go mieć tylko dla siebie. Sam Wolfe uparcie twierdzi, że jest niewinny. Ale czy Hamish faktycznie jest bezwzględnym mordercą nienawidzącym pań z nadprogramowymi kilogramami? Pewnego dnia jego matka, Sandra, spotyka na plaży (oczywiście nie przypadkiem...) Maggie Rose, słynną prawniczkę-celebrytkę opisującą w książkach sprawy przestępców, których sama broniła, a nawet dowiodła uchybień w prowadzeniu wobec nich postępowań, tym samym doprowadzając do ich uwolnienia. Co ciekawe, pomimo sławy Maggie unika wywiadów, mediów, a tylko niewielka grupa osób potrafi ją rozpoznać. Sandrze Wolfe się to udaje i mało tego, składa ona Rose propozycję ponownego przejrzenia sprawy jej syna. Czy kobieta się zgodzi wziąć z góry przegraną sprawę? Jest jeszcze śledczy Pete Weston, który doprowadził do aresztowania Wolfe'a. Mężczyznie takiemu jak on, mającego przed sobą perspektywę upragnionego awansu, wznowienie śledztwa jest bardzo nie na rękę. Dlaczego? Czy podczas sprawy Hamisha mogło dojść do uchybień? Oczywiście Maggie Rose decyduje się spotkać z Hamishem, choć nie wierzy w jego niewinność... Czy młoda kobieta oprze się jego urokowi osobistemu? Czy on pozostanie obojętny na urodę nieco ekscentrycznej prawniczki? Jak na to wszystko zareaguje śledczy Weston? Na jednym ze spotkań Hamish prosi Maggie by odnalazła niejaką Daisy, jego dziewczynę z czasów studenckich, która pewnej nocy... zniknęła z uczelni. Chwila, kim jest Daisy? Czyżby była ona pierwszą ofiarą więziennego samca alfa? Odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania znajdziecie w książce!
Tradycyjnie: plusy & minusy:
+ przyznam szczerze, że po dziś dzień (czyli jakieś dwa dni po przeczytaniu całej powieści) nie mogę się nadziwić co Pani Bolton zmajstrowała na kartach swojej książki. Intryga na mistrzowskim poziomie, autorka wodzi nas za nos, miesza nam w głowach, podrzuca strzępki podpowiedzi, a na końcu pewnie się śmieje, triumfalnie, na całego! Gdybym była reżyserem chętnie sfilmowałabym "Stokrotkę w kajdanach", ponieważ jest tego warta, a widz mógłby obejrzeć naprawdę genialny thriller psychologiczny :)
+ bohaterowie: Hamish sam w sobie jest postacią interesującą - przystojny, wysportowany, inteligentny, niebezpieczny, świadomy swojej urody i tego w jaki sposób działa na płeć piękną, bez wątpienia prowadzi grę i rozgrywa ją jak chce, po swojemu, aż do celu jaki sobie założył. Konsekwentny. Bezczelny. Maggie Rose intryguje równie mocno, ekscentryczna prawniczka, trochę dziwna, aspołeczna, choć sławna. Czytelnik może mieć słuszne wrażenie, że kobieta coś ukrywa, ma swoje demony. Coś nieuchronnie ciągnie ją do Hamisha. Trafił swój na swego? Ponownie odsyłam do książki!!!
+ sposób w jaki autorka napisała swoją powieść, mamy tu nie tylko "klasyczne" opisy, przemyślenia i dialogi, ale także listy, e-maile, artykuły z gazet czy akta ze śledztwa, oraz analizy psychologiczne. Nie wiem czy lubicie takie wstawki, ale moim zdaniem działają one na korzyść dzieła, urozmaicają je. Dla mnie duży plus!
+ styl autorki sprawia, że całość czyta się piorunem, z przyjemnością, a dzięki ciekawej i zaskakującej fabule, także z zaciekawieniem.
Minusy: brak! Nie wpadł mi do głowy ani jeden, choć zawsze o nich myślę... :)
Nadszedł czas na małe podsumowanie! Jak zaczęłam czytać powieść wiedziałam, że ciężko się będzie od niej oderwać. Nie przewidziałam tylko jednego, tego jak jej treść utkwi mi w głowie, jak zmusi mnie ona do refleksji nad jej bohaterami. "Stokrotka w kajdanach" zrobiła na mnie przeogromne wrażenie, dlatego gorąco Wam ją polecam! Tylko tyle? Aż tyle? Mnie wciąż brak słów :)
"Stokrotka w kajdanach". Musicie przyznać, że tytuł przyciąga wzrok, intryguje, sprawia, że czytelnik zaczyna się zastanawiać nad jego znaczeniem. Cóż, od tego jest już mały krok do przeczytania owej książki, w końcu ciekawość nie zawsze prowadzi do piekła! Tak właśnie pokusiła mnie Pani Sharon Bolton: książkę nabyłam, przeczytałam i... o tym za zdań kilka :)
Hamish...
Muszę przyznać, że na "Czarną szablę" czaiłam się już od dłuższego czasu. Gdy zaczęłam odkrywać twórczość Pana Jacka Komudy, tego zbioru opowiadań w księgarniach akurat nie było ... Dzięki wznowieniu książki przez Fabrykę Słów, w końcu mogłam położyć na niej swoje łapki! Ciekawi jak moje wrażenia???
"Czarna szabla" jest zbiorem pięciu opowiadań, o czym wspomniałam już przy okazji wstępu. Pierwsze z nich opowiada historię Macieja Białoskórskiego, który na skutek zmowy Żyda Jankiela z Kołtunem i jego świtą zostaje podstępnie pojmany. Mężczyźni mają na celu dostarczenie znanego w całej okolicy wywołańca do Przemyśla, gdzie otrzymają za niego nagrodę, czytaj: pieniądze, dużo pieniędzy. Do eskorty zgłasza się niejaki Janusz Gintowt, którego z kolei nie zna nikt. Chociaż Białoskórski ma nieodparte wrażenie, że gdzieś już tą twarz widział. Wszystko zdaje się iść po myśli Kołtuna dopóki ich tropem, naznaczoną trupami drogą, nie podąża "Wilczyca". Z kolei w "Jeruzalem" poznamy Mikołaja Krysińskiego, który ze znanych sobie przyczyn porzucił dawne życie by teraz żyć zgodnie z boskimi przykazaniami. Jak nie trudno jest się domyślić, zawsze znajdzie się ktoś kto ma niecne zamiary i nie zawaha się z owej sytuacji skorzystać. Tym kimś jest Pamiątkowski. "Pod Wesołym Wisielcem" ugoszczą nas Tomasz Wola i jego niemy sługa Jasiek. Jednak wątpię, czy ktoś chciałby spróbować ich katowskich popisów... kulinarnych. Siejący strach Czarny Jeździec zabija synów z rodu Janusza Ligęzy. Kolejnym celem tajemniczego jeźdźca staje się ich siostra, kasztelanka Ewa. Pewien człowiek daje "Nobile Verbum", że zabije ową marę i uratuje damę opresji. Jednak kim jest ów Czarny Jeździec i dlaczego zawziął się akurat na Ligęzów? "Biesy polskie" ukażą nam z kolei "niełatwe" relacje polsko-ukraińskie, oraz odpowiedzą na pytanie czy zgoda między oboma narodami była we wspomnianych czasach możliwa. Co łączy wszystkie opowiadania? Nazwisko Dydyński. W pierwszych czterech opowiadaniach bohaterem jest dobrze nam znany Jacek nad Jackami, natomiast w ostatnim ze zbioru opowiadaniu poznamy jego syna, Jana. A gdzie Dydyński tam i... Nie, nie będę psuła zabawy tym, którzy rozpoczęli przygodę z twórczością autora od tejże książki :)
A teraz konkrety: czy było warto czekać na "Czarną szablę???
+ genialny styl Pana Jacka Komudy, który to potrafi zręcznie połączyć fikcję literacką z faktami historycznymi i przy tym jeszcze nie zanudzić czytelnika na śmierć! Znajdziemy tu także charakterystyczne dla autora opisy pojedynków, szczegółowe, ale umiarkowane pod względem treści, co w tym fachu jest ważne. W końcu co za dużo to niezdrowo. Co jeszcze? Wierne oddanie klimatu owych czasów i ludzi, którzy wówczas żyli. Mnie wtedy na świecie jeszcze nie było, ale dokumentacja z tegoż okresu pozwala nam myśleć, że Pan Komuda nie mija się z prawdą aż tak. Przy czym zaznaczam, książka, którą właśnie recenzuję nie jest książką historyczną.
+ bohaterowie: mężczyźni, którym śmierć nie jest straszną, mężczyźni, którzy choć nie są ideałami swoje ideały mają, ale także kobiety, które nie są aż tak niewinne jak wieść niesie, kobiety, którym ani śni się mdleć i wzywać pomocy. Mówiąc krótko: zapnijcie pasy i przygotujcie się na jazdę bez trzymanki!
+ największe wrażenie zrobiły na mnie "Wilczyca" i "Nobile verbum", genialne opowiadania z tajemnicą w tle, dzięki czemu czytelnik ma okazję pobawić się w detektywa. Z kolei "Pod Wesołym Wisielcem" zasługuje na wyróżnienie chociażby ze względu na utrzymaną w nim atmosferę grozy, co nieco kontrastuje z innymi opowiadaniami, ale jednocześnie urozmaica cały zbiór. Z kolei "Jeruzalem" porusza kwestię przemiany jaką wskutek pewnych wydarzeń może przejść człowiek oraz kwestii wiary i życia zgodnie z jej założeniami. Kolejny dobry ruch Pana Komudy, który nie wie co to monotonia. Najmniejsze wrażenie zrobiło na mnie ostatnie opowiadanie, "Biesy polskie", co nie znaczy, że jest ono złe. Jeśli o mnie chodzi, coś nie do końca mi tu gra, akcja toczy się jakimś dziwnym torem i tempem, a w opisanej historii momentami można się pogubić, ale cóż, za dużo by było tego dobrego jakby wszystko było idealne :)
Podsumowując, strasznie się cieszę, że wydawnictwo postanowiło wznowić tenże zbiór. Autor spełnił moje oczekiwania, całość czyta się szybko, opowiadania są zróżnicowane, jest akcja, są tajemnice, jeśli coś pominęłam wyjdzie w praniu jak po ową książkę sięgniecie, a moim zdaniem warto to zrobić!
Muszę przyznać, że na "Czarną szablę" czaiłam się już od dłuższego czasu. Gdy zaczęłam odkrywać twórczość Pana Jacka Komudy, tego zbioru opowiadań w księgarniach akurat nie było ... Dzięki wznowieniu książki przez Fabrykę Słów, w końcu mogłam położyć na niej swoje łapki! Ciekawi jak moje wrażenia???
"Czarna szabla" jest zbiorem pięciu opowiadań, o czym wspomniałam już przy...
Krótko, zwięźle i na temat: do owej książki przyciągnęły mnie wcześniejsze dzieła pani Bolton, mianowicie "Stokrotka w kajdanach" i "Sacrifice".
Podróż balonem miała być dla pasażerów wielką przygodą, atrakcją turystyczną, wymarzonym prezentem, ale czymkolwiek miała być, okazała się być katastrofą. Wszyscy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie stając się tym samym świadkami morderstwa. Zabójca jest jednak wytrawnym graczem i rusza w pościg za wycieczką niczym myśliwy za swoją ofiarą. Niedługo potem balon spada na ziemię, większość ludzi, która nim leciała ginie, oprócz niej, tajemniczej kobiety. Szczęście? Tylko pozorne, bowiem morderca wie, że ona przeżyła i nie zamierza tego tak zostawić, wszak sprawy trzeba załatwiać do końca! Kim jest wspomniana ocalała? Dlaczego ucieka przed policją? Przede wszystkim jednak: o co w tym wszystkim chodzi???
Żeby ułatwić Wam wybór - rozwiać Wasze wątpliwości, bądź też utwierdzić Was w przekonaniu - plusy & minusy by [bai] ja ;)
+ niebanalny pomysł na fabułę, ale czy autorka dobrze go "spożytkowała"? O tym za chwil kilka!
+ język powieści, dzięki któremu całość pochłania się szybko.
- niestety, autorka zmarnowała potencjał dobrze zapowiadającej się powieści, ku mojemu zdziwieniu... Pani Bolton koniecznie chciała zwieść nas w pole, ale mam wrażenie, że sama się po drodze pogubiła. Sytuacje pogarszają podane ramy czasowe, bo jak głosi dobrze nam znane przysłowie: co za dużo to niezdrowo!
- dość przewidywalna akcja, brak elementu zaskoczenia, a to podstawa jeśli chodzi o thrillery/ kryminały/ sensację.
- oklepane postacie, praktycznie każdą z nich gdzieś już "widziałam", są one jakoś dziwnie znajome... Jeśli miałabym kogoś wyróżnić to cóż... nie byłabym w stanie!
Ujmę to tak, jeżeli nie oczekujecie od gatunku zbyt wiele, nie przeszkadzają Wam liczne ramy czasowe, ciągłe retrospekcje, jeżeli lubicie to co znane, być może spodoba się Wam ta książka. Koneserom gatunku powiem z kolei tak: jeżeli nie znajdziecie czasu czy sposobności na przeczytanie tejże powieści, Wasz świat się z pewnością nie zawali!
P.S. Recenzję, którą właśnie skończyliście czytać, pisałam z wielkim bólem, ponieważ poprzednie dzieła autorki były naprawdę genialne... Największy zawód ostatnich kilku miesięcy? O tak!!!
Krótko, zwięźle i na temat: do owej książki przyciągnęły mnie wcześniejsze dzieła pani Bolton, mianowicie "Stokrotka w kajdanach" i "Sacrifice".
więcej Pokaż mimo toPodróż balonem miała być dla pasażerów wielką przygodą, atrakcją turystyczną, wymarzonym prezentem, ale czymkolwiek miała być, okazała się być katastrofą. Wszyscy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie stając się tym...