-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2019-02-20
2019-01-31
Nie spodziewałem się, że od autora fantastyki naukowej otrzymam rasowy kryminał! Nie jest to może poziom mistrzów gatunku, ale myślę, że jest to na tyle ciekawe, by móc to polecić i się naprodukować troszkę na temat tej powieści. Zacznę od tego, jak autor sprawnie połączył formę kryminału z rozważaniem na temat sztucznej inteligencji i praw robotyki. Myślę, że książka jako kryminał nie obroniłaby się. Bo tutaj na pierwszym miejscu jest relacja między głównym bohaterem a R. Daneelem - robotem pomagającym w śledztwie. A sam motyw zabójstwa daje niesamowite pole do popisu. Z czego Asimov skorzystał i dał niesamowicie ciekawą książkę. Ogromnym moim zaskoczeniem był również sam finał - autor postanowił nie używać jakichś wymyślnych technologii i dać tym samym przewagę bohaterowi nad czytelnikiem (o zgrozo! Tak Zwana Polska Królowa Kryminałów by chyba się temu nie oparła, skoro w powieści osadzonej w naszych czasach czytelnik nie ma szans nawet palcem kiwnąć,a co dopiero pomyśleć na finałem, przez niemożność poznania samej osoby mordercy na baaaardzo dużej liczbie stron...) Dało to bardzo sympatyczny efekt.Dodatkowo autor wysuwa ciekawą teorię na przyszłości ludzkości za kilkanaście (?) tysięcy lat. Wpada to nawet w pewną dystopię z perspektywy XXI-wiecznego mieszkańca Ziemi. Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić tę powieść i sięgnąć w przyszłości po inne książki z cyklu o robotach.
Nie spodziewałem się, że od autora fantastyki naukowej otrzymam rasowy kryminał! Nie jest to może poziom mistrzów gatunku, ale myślę, że jest to na tyle ciekawe, by móc to polecić i się naprodukować troszkę na temat tej powieści. Zacznę od tego, jak autor sprawnie połączył formę kryminału z rozważaniem na temat sztucznej inteligencji i praw robotyki. Myślę, że książka jako...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-15
Najwyższa była już pora wziąć się za autora powieści, który podobno jako pierwszy użył słowa "robotyka". Bo wydaje mi się, że poza replikantami u Dicka, nie miałem chyba styczności z prozą opisującą tego typu maszyny. Zatem co mi się spodobało w tym zbiorze opowiadań? Przede wszystkim przedstawienie trzech praw robotyki. A może nie one same, ale komplikacje z nimi związane, jakie przedstawił autor. Jest to dość odświeżające dla mnie - osoby raczej nie mającej dużo wspólnego ze spoglądaniem na tego typu zagadnienie od różnych, jak się okazało, ciekawych stron. Dodatkowo, jak informuje LC, jest to tom 0, zatem zostajemy zapoznani z genezą robotyki, z jaką będziemy mieć styczność w kolejnych książkach autora z cyklu o robotach. Każde opowiadanie w "Ja, robot" ma dość indywidualny charakter, mimo że występują w nim z reguły ci sami bohaterowie. Jedne opisują zwykłe problemy z robotami, inne rozwój sztucznej inteligencji w nieoczekiwany sposób, jak choćby założenie przez nie kultu religijnego itp. A wszystko jest podane w dość przystępny, czasem nawet humorystyczny sposób. Więc myślę, że jest to pozycja obowiązkowa dla fana fantastyki naukowej.
Najwyższa była już pora wziąć się za autora powieści, który podobno jako pierwszy użył słowa "robotyka". Bo wydaje mi się, że poza replikantami u Dicka, nie miałem chyba styczności z prozą opisującą tego typu maszyny. Zatem co mi się spodobało w tym zbiorze opowiadań? Przede wszystkim przedstawienie trzech praw robotyki. A może nie one same, ale komplikacje z nimi związane,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-14
Nie będzie to typowa opinia, jaką publikuję na tym portalu z prostego względu - minęło sporo czasu odkąd przeczytałem "Pasażera 23". Zwykle pisałem pod wpływem chwili, często zaraz po przeczytaniu, bazując na emocjach wywołanych finałem, ale mając też wszystkie wydarzenia fabularne na "świeżo", a zarazem mając już opinię na temat pozostałych aspektów książki. Tutaj muszę bazować na wspomnieniach dotyczących tego kryminału. A, o dziwo, jest ich całkiem sporo, co już świadczy dobrze o "Pasażerze". Zatem spróbuję wycisnąć z tych wspomnień jak najwięcej, by opinia była jak najbardziej pożyteczna, bo przecież po to jest ten portal. Więc...
1) fabuła - nadal ją pamiętam z dość drobnymi szczegółami! "Pasażer" to niesamowicie wciągająca powieść, w której autor ciągnie za nos czytelnika. A wszystkiemu towarzyszy mroczny klimat, do którego odwołam się potem. Trudno mi powiedzieć, na ile wydarzenia zawarte w książce mogą być prawdopodobne (oby jak najmniej!), ale wszystko jest na tyle dobrze opisane i trzyma w napięciu, ze kompletnie nie ma to znaczenia. Po prostu chce się być z Martinem tam i badać sprawę dziwnych zaginięć i jeszcze dziwniejszego zmartwychwstania.
2) klimat - jest bardzo mroczny. Nie jest to mocne jak u Chattama, na szczęście, i posiada taki "urokliwy" charakter. A przynajmniej mnie urzekły niepokojące "dygresje" z perspektywy jednej z "ofiar". Na klimat miało niewątpliwy wpływ tempo wydarzeń i budowane napięcie - oba dozowane w odpowiedni sposób, by tylko zagarnąć czytelnika na znacznie dłużej.
I na koniec...
3) bohaterowie - tutaj chyba nie poświęcę dużej ilości znaków, ale kto wie. Przede wszystkim wysuwa się postać Martina. Ile ja bym dał, by autor wrócił kiedyś do jego przeszłości, lub przyszłości. Ja wiem, mam już swojego ukochanego zblazowanego i zmordowanego życiem komisarza Hole, ale chcę kolejnego! Oczywiście nie jest to to samo, bo niech bogowie literatury chronią ten świat przed dwoma Harrymi. Martin ma też swój urok, ma wiele na swojej psychice odciśniętych tragedii i to tylko sprawia, że jest aż tak ciekawy. Nie wiem, co mogę dodać na temat pozostałych postaci. Nie są chyba wyjątkowo dobre, lub złe. Trudno mi coś zarzucić warsztatowi Sebastiana Fitzka, zwłaszcza, że jestem domorosłym autorem kilku opinii na LC.
Na koniec mogę tylko dodać, że warto przeczytać tę powieść zwłaszcza dla samego finału i poznania rozwiązania, które jest niesamowite.
Nie będzie to typowa opinia, jaką publikuję na tym portalu z prostego względu - minęło sporo czasu odkąd przeczytałem "Pasażera 23". Zwykle pisałem pod wpływem chwili, często zaraz po przeczytaniu, bazując na emocjach wywołanych finałem, ale mając też wszystkie wydarzenia fabularne na "świeżo", a zarazem mając już opinię na temat pozostałych aspektów książki. Tutaj muszę...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-06
Z jednej strony zawiodłem się na "Czlowieku z Wysokiego Zamku", a z drugiej po przemyśleniu, uznałem, że jednak jest tak, jak powinno być. Ale po kolei. Dlaczego poczułem zawód? Ponieważ zabrakło mi pewnego "mięsa" w tej książce. Pewnego brudu, bólu itp. Liczyłem, że świat zdominowany przez III Rzeszę i Japonię będzie miejscem, gdzie człowiek nie może żyć nie obawiając się, że następnego dnia wpadnie w jakiejś łapce, czy w inny sposób zostanie skazany na śmierć. Oczywiście doktryna nazizmu jest tutaj w pełnej okazałości żywa, jednak fabuła głównie dzieje się na terenach wpływu japońskiego. I mając właśnie w głowie to ostatnie zdanie mój zawód rozmywa się. Po prostu dane jest nam zobaczyć nieco inne realia okupacyjne, niż te, do których przyzwyczajają nas lekcje polskiego w szkole średniej. Jednak czym byłaby powieść bez bohaterów? W "Człowieku z Wysokiego Zamku" Dick pokazuje nam opowieść z kilku ciekawych perspektyw - różnych klas społecznych okupowanej Ameryki. Daje to całkiem ciekawy obraz przekrojowy alternatywnej rzeczywistości. Jednak oprócz pokazania tamtego społeczeństwa, ci bohaterowie są też po prostu ciekawi, a samą fabułę śledzi sie z zainteresowaniem. Może nie jestem docelowym odbiorcą prozy Dicka, może nie wyciągnę z niej tyle, ile osoba bardziej skupiona na filozofowaniu, ale i tak czuję się zadowolony z przeczytania tej powieści.
Z jednej strony zawiodłem się na "Czlowieku z Wysokiego Zamku", a z drugiej po przemyśleniu, uznałem, że jednak jest tak, jak powinno być. Ale po kolei. Dlaczego poczułem zawód? Ponieważ zabrakło mi pewnego "mięsa" w tej książce. Pewnego brudu, bólu itp. Liczyłem, że świat zdominowany przez III Rzeszę i Japonię będzie miejscem, gdzie człowiek nie może żyć nie obawiając się,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-23
Wizja świata zawarta w "Roku 1984" jest najgorszą, jaką do tej pory poznałem. "Łowca androidów" czy "Opowieść podręcznej" nie wzbudziły we mnie takiego przerażenia, jak omawiana teraz powieść. Przed rozpoczęciem czytania słyszałem tylko coś o Wielkim Bracie i wszechobecnej inwigilacji, więc nie byłem gotowy na to, jak Orwell "kompleksowo" podszedł do sterowania warstwą średnią i niską społeczeństwa. Do pewnego momentu (dokładnie do części 3.) myślałem, że jest to świat, gdzie można się ukryć, można nosić w sobie nienawiść do systemu. Ale moja naiwność została rozgromiona. Moim zdaniem jest to po prostu najlepsza antyutopia, jaką dane mi było czytać. Odkładając jednak te warstwę ideologiczną na bok, to otrzymujemy tutaj również ciekawą fabułę. Nie jest ona w XXI wieku już bardzo wyjątkowa - masa filmów czy książek stosuje podobną narrację, czyli z perspektywy sceptycznego trybika systemu. Niemniej z wielką chęcią słuchałem kolejnych rozdziałów, gdzie były omawiane kolejne aspekty życia obywateli lub funkcjonowania systemu. Jest to po prostu ciekawie napisane, nie tylko jak zwykły wywód filozoficzny na temat wad ustrojów totalitarnych. I oczywiście klimat powieści jest też bardzo dobrze nakreślony. Czuć tę obserwację na każdym kroku, niepokój i ubóstwo. Wobec tego powieść Orwella kupiła mnie i myślę, że na długo zostanie w mojej głowie.
Wizja świata zawarta w "Roku 1984" jest najgorszą, jaką do tej pory poznałem. "Łowca androidów" czy "Opowieść podręcznej" nie wzbudziły we mnie takiego przerażenia, jak omawiana teraz powieść. Przed rozpoczęciem czytania słyszałem tylko coś o Wielkim Bracie i wszechobecnej inwigilacji, więc nie byłem gotowy na to, jak Orwell "kompleksowo" podszedł do sterowania warstwą...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-17
Pierwszy raz zdarzyło mi się zawieszać moje poczucie moralności na wieszaku podczas czytania jakiejkolwiek książki. Tutaj się to właśnie wydarzyło. Postanowiłem nie rozmyślać nad tym, czy Don Vito robi dobrze, czy źle, czy ja bym tak robił itp. Po prostu chciałem się przez chwilę poczuć jednym z Corleonów i czuć się częścią tej niesamowitej rodziny, gdzie ma się różnych "przyjaciół", świadczących sobie "przysługi", a Ojciec Chrzestny "robi propozycje nie do odrzucenia". Wtedy kompletnie nie chciałem się zastanawiać nad słusznością ideologii Don Vita. Chciałem się dobrze bawić. Na rozmyślania później przyjdzie czas. Teraz zwyczajnie chciałbym powychwalać powieść Maria Puzo. Zatem skonkretyzuję, dlaczego mogłem się poczuć częścią rodziny Corleone i dlaczego to było dla mnie takie łatwe. Po pierwsze klimat książki. Mistrzostwo. Czuć, że to wszystko tam żyje i knuje. Nie wiem, jak wyglądały mafie sycylijskie w latach 40 XX wieku, ale ta konkretna mnie urzekła. Nie mam skłonności do przystępowania do przestępczości zorganizowanej, ale to mi się tutaj dogłębnie podobało. Mam z tyłu głowy, że dobrzy to oni nie byli, ale ma to jednak swój urok. Drugą sprawą są bohaterowie i ich relacje między sobą. Szanuję autora za stworzenie tak żywych postaci. Jest to ogromny plus tej książki. I ostatnie to fabuła. Oj tak, trzyma w napięciu. I podoba mi się nawet przerywanie akcji po jakimś wydarzeniu, by opowiedzieć losy bohaterów spoza Nowego Jorku, albo historię jakiejś postaci sprzed wydarzeń opisywanych. Wobec tego pozostaje mi się tylko cieszyć z tak dobrze wybranej lektury do czytania.
Pierwszy raz zdarzyło mi się zawieszać moje poczucie moralności na wieszaku podczas czytania jakiejkolwiek książki. Tutaj się to właśnie wydarzyło. Postanowiłem nie rozmyślać nad tym, czy Don Vito robi dobrze, czy źle, czy ja bym tak robił itp. Po prostu chciałem się przez chwilę poczuć jednym z Corleonów i czuć się częścią tej niesamowitej rodziny, gdzie ma się różnych...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-11
Dla ludzi zapracowanych i ceniących bardzo wysoko swój czas od razu napiszę najsilniejsze odczucie po przeczytaniu "Cieni" - jest to Chmielarz w swojej znów najwyższej formie. A teraz część dla tych, którzy są ciekawi, dlaczego to powieść autora będącego w najwyższej formie. Po pierwsze Chmielarz przełamał swój schemat pisania powieści (niech mnie siły wyższe chronią - nie jest on zły - uwielbiam go). Co to znaczy? Morderstwo, którym reklamowana jest książka na okładce nie odgrywa tak ważnej roli. Oczywiście jest w swoistym centrum wydarzeń, ale nie ma tak, jak do tej pory, iż był wątek główny i jakieś sprawy "satelitarne". Nie. Tutaj kilka wątków łączy się w jeden duży, a wszystko jest ze sobą powiązane. No i na prowadzenie wysuwa się tropienie Wielkiego B. Bardzo mi się to spodobało. Po drugie autor znacznie odszedł od skupiania uwagi na Mortce (którego lubię prawię tak, jak tego kochanego alkoholika z Oslo - Harrego) i ciężar narracji postawił na niemal wszystkich znanych bohaterów - od Suchej, przez B. do Grudy i Andrzejewskiego. Bardzo fajnie rozwija to tych bohaterów. Nie jest to jakaś genialna kreacja z rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Nie, po prostu poznajemy lepiej bohaterów drugoplanowych i epizodycznych. I co też ważne dla mnie - zaznaczę, że nie wiem, czy jest to jakoś potwierdzone przez autora w jakimś wywiadzie - wygląda na to, iż jest to chyba ostatnia powieść cyklu. A na pewno ostatnia opowiadająca o zmaganiach policji ze stolycy z Bożystowskim. I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zakończenie to wypada bardzo dobrze. Zmyło mi lekki niesmak po końcówce "Osiedla Marzeń". Tak się powinno kończyć wątki poboczne serii! Jeśli jest to koniec przygód Mortki (do których z chęcią wrócę, o ile takie będą), to z radością powitam jakiś ciekawy cykl tego autora. I ogromny plus dla autora, że w końcu dał mi się choć lekko dowartościować i samodzielnie wydedukowałem rozwiązanie tej "okładkowej" sprawy. Czapki z głów i czekam na kolejne powieści tego autora!
Dla ludzi zapracowanych i ceniących bardzo wysoko swój czas od razu napiszę najsilniejsze odczucie po przeczytaniu "Cieni" - jest to Chmielarz w swojej znów najwyższej formie. A teraz część dla tych, którzy są ciekawi, dlaczego to powieść autora będącego w najwyższej formie. Po pierwsze Chmielarz przełamał swój schemat pisania powieści (niech mnie siły wyższe chronią - nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-04
Mam wrażenie, że w opinii "Trawersu" napisałem, iż jest to godne zakończenie cyklu o Forście. Zastanawiam się, jak ocenić "Zerwę". Na pewno jest do bardzo dobra książka. Bohaterowie trzymają poziom, klimat książki nieodbiegający od znanego z innych powieści tego autora, a fabuła mknie na przód. Plus niewątpliwa zaleta, jaką jest obarczenie czytelnika pytaniem z tyłu głowy, czy Eliasz rzeczywiście wrócił, czy ktoś go udaje (No bo jak przeżyć upadek z takiej wysokości?!). I myślę, że najmocniejszym atutem "Zerwy" jest zakończenie. Co tam się dzieje... Mistrzostwo. Wobec tego za co zabrałem 2 gwiazdki? Jedna gwiazdka za to, iż jednak podważam zasadność kontynuowania trylogii - wydaje mi się, iż z takim zakończeniem, jakie miała, trylogia była genialna. Nie za długa, nie za krótka, dawała pewne pole pod zastanawianie się. Widocznie autor poczuł za dużą pokusę (oby nie finansową), by kilku bohaterów wyciągnąć z grobów. Jak napisałem i co znowu podkreślę - książka sama w sobie nie jest zła, jest wręcz bardzo dobra, a rozliczam cały cykl w znanej teraz formie pentalogii. Dlatego uważam, że cykl nieco stracił na poszerzeniu go. A drugą gwiazdkę odbieram przez niepokój związany z posłowiem książki. Proszę autora, by już tego biednego Forsta zostawił w spokoju. On na to zasługuje. Ta postać nie potrzebuje kolejnego rozbudowania. Teraz jest prawie idealnie. I tym apelem kończę niniejszą opinię bardzo dobrej książki, będącej zwieńczeniem już wyeksploatowanego cyklu.
Mam wrażenie, że w opinii "Trawersu" napisałem, iż jest to godne zakończenie cyklu o Forście. Zastanawiam się, jak ocenić "Zerwę". Na pewno jest do bardzo dobra książka. Bohaterowie trzymają poziom, klimat książki nieodbiegający od znanego z innych powieści tego autora, a fabuła mknie na przód. Plus niewątpliwa zaleta, jaką jest obarczenie czytelnika pytaniem z tyłu głowy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-28
Dawno nie przysporzyło mi takiego problemu wystawienie gwiazdek do opinii, jak właśnie w tej chwili, pisząc "recenzję" "Osiedla Marzeń". Walczą teraz dwie myśli:
1) Ej, no dobra książka przecież! Słuchałeś z zapartym tchem!
2) Ej, ale sprawdziłeś telefon, czy ci działa, bo nie zauważyłeś, iż książka się skończyła! Nawet upewniłeś się, że właśnie usłyszałeś ostatnie minuty. Ba, chciałeś sprawdzić, czy ci któregoś pliku nie brakuje!
Zapewniam, że to nie fabuła tak trzyma do końca, tylko autor poszedł za współczesną polską modą pisania kryminałów (nie znam korzeni, ale popularyzatorem ostatnio owej jest pisarz o bardzo zimnym nazwisku - owszem, jego książki się dobrze czyta, bo dla mnie to typowe czytadła na lato - nazwisko niech nie myli - ale te zakończenia... drażnią...). Bardzo podoba mi się rozwinięcie wątku WIELKIEGO B, widać, iż ma to potencjał, na niesamowite zakończenie, niczym rozprawienie się Harrego Hole z Tomem Waalerem. Jednak błagam! Niech chociaż Pan, Panie Chmielarz, nie rozkopuje tak bardzo w jednej części motywu wplatanego w poprzednie i zostawia czytelnika z niedowierzaniem na twarzy, iż dokładnie w tym punkcie kończy się książka, mając rozwikłanie głównego wątku, ale poboczne niczym polskie drogi. Ja wiem, otwarte zakończenia się trafiają, nawet u mojego ulubionego Nesbo lub Severskiego, ale nie tak to się robi. U tamtych panów zawsze mam pozytywne emocje, wyczekuję kolejnej części. A tu... zakląłem ze zdenerwowania.
ALE by nie być malkontentem, muszę jednak powiedzieć, iż "Osiedle Marzeń" w głównej mierze trzyma poziom poprzednich części. Nadal jest charakterystyczny klimat, intryga ma ręce, nogi i inne potrzebne do egzystencji organy i moje marudzenie wynika wyłącznie z pokładanych dużych nadziei w autorze, że nie zejdzie na psy w poszukiwaniu większej mamony i hurtowemu wydawaniu czytadeł w trójpaku na kwartał. Boże, jakie długie zdanie. Ale na tym na szczęście zakończam opinię.
Dawno nie przysporzyło mi takiego problemu wystawienie gwiazdek do opinii, jak właśnie w tej chwili, pisząc "recenzję" "Osiedla Marzeń". Walczą teraz dwie myśli:
1) Ej, no dobra książka przecież! Słuchałeś z zapartym tchem!
2) Ej, ale sprawdziłeś telefon, czy ci działa, bo nie zauważyłeś, iż książka się skończyła! Nawet upewniłeś się, że właśnie usłyszałeś ostatnie minuty....
Dość długo czekałem, aż podejmę się powrotu do twórczości Hobb. Nie jest tajemnicą, że książki z cyklów o Bastardzie są bardzo wymagające przez swoją objętość i potrzeba dużo czasu, aby przez nie przejść. Oczywiście jest to bardzo przyjemna droga (gdyby tak nie było, nie przeczytałbym już tych 7 książek opowiadających o bękarcie z królewskiego rodu) i tutaj było porównywalnie podobnie. Niestety "Skrytobójca Błazna" jest chyba jedną z najsłabszych części (zwłaszcza mając w pamięci ostatni tom drugiej trylogii). Gdyby odseparować tę część od pozostałych, to "Skrytobójca ..." byłby i tak świetną książką, ale na tle pozostałych... Bleknie trochę. Wszystko z powodu tego, że Bastard wreszcie osiągnął spokojne życie, o jakim marzył. I przez to, że prowadzi życie poczciwego zarządcy posiadłości jego życie stało się dość nudne z pozoru... Z pozoru, ponieważ dochodzi o nieoczekiwanych wydarzeń, które wprowadzają dużo ruchu do życia byłego skrytobójcy. I dopiero wprowadzenie drugiego narratora i nowe okoliczności z drugiej połowy tomu ożywiają narrację, by na koniec przywalić w czytelnika z całej siły i zrobić ciekawy wstęp pod drugi tom. Zatem, podsumowując całą opinię, uważam, że "Skrytobójca Błazna" jest dobrą książką, nie najlepszą z serii i wprowadzającą czytelnika w spokojny sposób w całą nową trylogię skupioną zapewne na sługach Białego Ludu.
Dość długo czekałem, aż podejmę się powrotu do twórczości Hobb. Nie jest tajemnicą, że książki z cyklów o Bastardzie są bardzo wymagające przez swoją objętość i potrzeba dużo czasu, aby przez nie przejść. Oczywiście jest to bardzo przyjemna droga (gdyby tak nie było, nie przeczytałbym już tych 7 książek opowiadających o bękarcie z królewskiego rodu) i tutaj było...
więcej Pokaż mimo to