-
ArtykułyNowa książka autora „Wyspy tajemnic”: coś więcej niż kryminałEwa Cieślik2
-
Artykuły„Foto Retro”, czyli XX-wieczna historia Warszawy zatrzymana w siedmiu albumachLubimyCzytać1
-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński19
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać4
Biblioteczka
Słowacki wielkim poetą był (nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym), ale jakim był człowiekiem? Czy po ponad stu siedemdziesięciu latach po śmierci Wiecznie Drugiego Wieszcza, bez niespodziewanie odnalezionego nowego źródła, da się powiedzieć coś odkrywczego na jego temat? I na ile to, co wiemy o Juliuszu, to jego prawdziwe oblicze, a na ile jedna z licznych masek, jakie przybierał w ciągu swojego niedługiego życia? Na te pytania stara się odpowiedzieć Marta Nowicka w swojej książce.
I od razu rozwieję ewentualne wątpliwości - nie dowiecie się na sto procent, czy Słowacki był gejem (i czy lubił... już sami wiecie, co), a autorka nie stara się na siłę narzucić swojej wizji. Zamiast przekreślać to, co powiedziano i napisano o poecie do tej pory, autorka podchodzi do tego krytycznie i stara się oddzielić prawdę od fikcji (często literackiej), a romantyczny mit od prawdziwego życia. Nie jest to zadanie łatwe, ale książka broni się przede wszystkim rzetelnym przygotowaniem i ścisłym trzymaniem się tekstów źródłowych. To nie drugi "SzatAnioł". Autorka ma świadomość, że w gruncie rzeczy jej praca sprowadza się do interpretowania tekstu i gdybania - a pełnej prawdy nie poznamy nigdy. Zapewne zgodnie z zamysłem samego Juliusza, który bywał Zosią.
Słowacki wielkim poetą był (nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym), ale jakim był człowiekiem? Czy po ponad stu siedemdziesięciu latach po śmierci Wiecznie Drugiego Wieszcza, bez niespodziewanie odnalezionego nowego źródła, da się powiedzieć coś odkrywczego na jego temat? I na ile to, co wiemy o Juliuszu, to jego prawdziwe oblicze, a na ile jedna z licznych masek,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Frankenstein" to jedna z najsłynniejszych powieści na świecie, czy jednak na pewno wiemy, kto ją napisał? Ukazała się anonimowo z przedmową słynnego poety Percy'ego Shelleya, później zaś przypisano jej autorstwo jego żonie, Mary Shelley. W pierwszej części "Ideoty" Kasper Bajon zastanawia się, czy istotnie to córka Williama Godwina i Mary Wollstonecraft napisała to dzieło, czy raczej dokonała tego jej przybrana siostra, Claire Clairmont. I wywody te są niezwykle ciekawe, choć przebijająca z tekstu niechęć autora do Mary Shelley trochę wybija z rytmu i każe zastanawiać się nad jego bezstronnością. Druga część "Ideoty" to opowiadanie łączące prawdziwe dzieje panny Clairmont z fabułą Frankensteina, ze zmienionymi nazwiskami i pewnymi uproszczeniami. Dziwny to tekst, w dodatku - podejrzewam - dla osoby, która biografii Claire i jej siostry nie zna, może być dość niejasny.
Ogółem - warto, ale zabrakło kropki nad "i", obie części urywają się dość nagle i pozostawiają czytelnika z lekkim poczuciem niedosytu.
"Frankenstein" to jedna z najsłynniejszych powieści na świecie, czy jednak na pewno wiemy, kto ją napisał? Ukazała się anonimowo z przedmową słynnego poety Percy'ego Shelleya, później zaś przypisano jej autorstwo jego żonie, Mary Shelley. W pierwszej części "Ideoty" Kasper Bajon zastanawia się, czy istotnie to córka Williama Godwina i Mary Wollstonecraft napisała to dzieło,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBrakowało, oj, brakowało powieści o tych czasach w polskiej kulturze (o "Dagny. Życie i śmierć" zapomnijmy jak najszybciej). Młoda Polska to nie tylko "Wesele" i pastele Wyspiańskiego, nie tylko subtelne portrety Boznańskiej czy nieśmiertelne liryki Przerwy-Tetmajera. To również rozbuchana przybyszewszczyzna, rozsadzająca od środka skostniałe struktury epoki fin de siècle'u, porywająca jak huragan i siejąca wokół podobne zniszczenie. Stanisław Przybyszewski, "Der geniale Pole", smutny szatan, to postać niezwykle barwna, budząca liczne kontrowersje i wiodąca życie bardziej nawet fascynujące niż cała jego twórczość. Za bary z tą opowieścią wziął się Kordian Piwowarski, za punkt odniesienia przyjmując relację pisarza z berlińskim krawcem, Władysławem Berkanem. I można z czystym sercem powiedzieć, że z tego starcia wyszedł obronną ręką. Powieść wiedzie nas, niczym Stachu Berkana, przez najważniejsze centra kultury tamtych czasów - od Berlina poprzez Madryt i Paryż aż po Kraków. Postaci Przybyszewskiego i towarzyszącej mu Dagny Juel budzą niekłamane, często sprzeczne emocje. Współczujemy im, podziwiamy ich, irytują nas, bawią. Potrafimy uwierzyć, że mogli wywrzeć tak silny wpływ zarówno na ogół swojego otoczenia, jak i na jednostki - nawet tak zamknięte na sztukę, jak Władysław Berkan. Krawiec jawi się tu jako postać z innej bajki, która niczym Alicja wpada do młodopolskiej króliczej nory. I tylko jego żona, Gabriela, zdaje się niedokreślona, nieprzemyślana do końca. Ale trudno się dziwić, że uwaga autora skupiła się głównie na Przybyszewskich. I cóż, że opowieść nie zawsze trzyma się faktów, znanych nazwisk trochę tu za dużo, a od czasu do czasu zdarzają się dłużyzny? Mnie ta powieść porwała (choć historię znałem dobrze) i z pewnością będę do niej wracał.
Brakowało, oj, brakowało powieści o tych czasach w polskiej kulturze (o "Dagny. Życie i śmierć" zapomnijmy jak najszybciej). Młoda Polska to nie tylko "Wesele" i pastele Wyspiańskiego, nie tylko subtelne portrety Boznańskiej czy nieśmiertelne liryki Przerwy-Tetmajera. To również rozbuchana przybyszewszczyzna, rozsadzająca od środka skostniałe struktury epoki fin de...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Chopin, choć należy do najbardziej znanych Polaków, jest postacią niezwykle trudną do jednoznacznego uchwycenia i określenia. Sprzeczne ze sobą obrazy - wyrafinowanego dandysa, artysty absolutnego, nieznośnego snoba, wreszcie człowieka nieludzko wręcz wrażliwego i cierpiącego - zdają się nie pasować tylko do jednej postaci, jakby jedna osoba nie była w stanie pomieścić w sobie tylu sprzeczności. I o tym jest też ta książka (co bezbłędnie dostrzegła Barrakuz odpowiedzialna za piękną okładkę). Bo też każda z "narzeczonych" widzi Chopina inaczej i w odmiennych barwach go odmalowuje.
Opowieść składa się ze wspomnień czterech kobiet - Konstancji Gładkowskiej, Marii Wodzińskiej, George Sand i Jane Stirling. Mimo tej pozornej równości dzieli je bardzo wiele, łączy zaś jedynie postać Chopina, który niczym kometa przemknął przez ich żywoty, pozostawiając niezatarty ślad. Stanowi to ogromną siłę tej książki - każdą z bohaterek łączyły z Fryderykiem inne relacje, każda z nich inaczej go postrzegała, inne jego cechy rzucały jej się w oczy. Czuć w tym nie tylko porządny research, ale też i ogromną empatię autorki, która potrafiła uchwycić emocje swoich bohaterek.
A Chopin? Mimo śmierci żyje nadal, o czym również mowa jest w książce. Bo tak jak Konstancja, Maria, Aurora i Jane wciąż powracały do niego myślami i wspomnieniami, tak i my dziś na nowo przetwarzamy jego historię, starając się - jak one - choć na chwilę zbliżyć się do absolutu wcielonego w to wątłe ciało.
Chopin, choć należy do najbardziej znanych Polaków, jest postacią niezwykle trudną do jednoznacznego uchwycenia i określenia. Sprzeczne ze sobą obrazy - wyrafinowanego dandysa, artysty absolutnego, nieznośnego snoba, wreszcie człowieka nieludzko wręcz wrażliwego i cierpiącego - zdają się nie pasować tylko do jednej postaci, jakby jedna osoba nie była w stanie pomieścić w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zgodnie z tytułem akcja przenosi się z filomackiego Wilna do Paryża... i nie tylko, bowiem wraz z bohaterami odwiedzimy również Awinion, Londyn czy Krzemieniec. Ponownie śledzimy losy Maurycego Kamienickiego, obecnie emigranta popowstaniowego, i księcia Adama Czartoryskiego, który po klęsce insurekcji listopadowej usiłuje znaleźć sojuszników na Zachodzie. Pojawia się także trzeci główny bohater – Juliusz Słowacki. Sceny mu poświęcone stanowią kontrast dla poczynań pozostałych postaci i ubarwiają dość ponurą momentami historię. Kiedy bowiem Czartoryskiemu nie udaje się pozyskać dla polskiej sprawy żadnych istotnych sojuszników, a Maurycy tęskni za domem i dziećmi niewidzianymi od lat, największe zmartwienie Słowackiego stanowi sława poetycka i rywalizacja z Mickiewiczem. Dzięki temu zabiegowi powieść czyta się fantastycznie, zwłaszcza że język jest równie dobry, jak w poprzedniej części.
Opowiadana historia rozciąga się na przestrzeni około trzydziestu lat. Mimo to nie czuć przeładowania faktami czy nadmiaru postaci, a wszystkie wątki są spójne i logicznie poprowadzone. Autorce udało się świetnie oddać popowstaniową mentalność polskiej emigracji i jej zmiany na przestrzeni lat. Pod koniec powieści zabrakło jednak kilku scen, które dopięłyby całość na ostatni guzik. Z tego też powodu druga część jest odrobinę gorsza od pierwszej. Co nie znaczy, że nie mogę jej z czystym sercem polecić. To kawał naprawdę dobrej literatury.
Zgodnie z tytułem akcja przenosi się z filomackiego Wilna do Paryża... i nie tylko, bowiem wraz z bohaterami odwiedzimy również Awinion, Londyn czy Krzemieniec. Ponownie śledzimy losy Maurycego Kamienickiego, obecnie emigranta popowstaniowego, i księcia Adama Czartoryskiego, który po klęsce insurekcji listopadowej usiłuje znaleźć sojuszników na Zachodzie. Pojawia się także...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążka, jakiej do tej pory nie było. Kamień milowy równie wielki, jak samo "Wesele". Nie dość, że wiekopomne wydarzenie z naszej kultury opisane zostało z perspektywy biorących w nim udział kobiet, nie dość, że poznajemy wielkich artystów - braci Tetmajerów, Lucjana Rydla czy Stanisława Wyspiańskiego - od najbardziej ludzkiej strony, to jeszcze do głosu autorka-narratorka dopuściła "milczącą większość" - chłopstwo. I łatwo byłoby ograniczyć się do suchego wyliczania kolejnych faktów z żywotów sióstr Mikołajczykówien. Ba, nikt by nie miał pretensji, bo też i skąd brać materiały o życiu najniższych warstw społecznych żyjących ponad sto lat temu? A jednak pani Śliwińska poszła inną drogą. Mikołajczykówny nie pojawiły się na świecie wraz z premierą "Wesela", miały przedtem swoje życie, rodzinę, dom, codzienne rytuały. "Panny z Wesela" pozwalają zanurzyć się w tym fascynującym świecie sprzed stu dwudziestu lat - wraz z jego zapachami, kolorami i dźwiękami. Czytelnik poznaje codzienność zarówno tych wszystkich Tetmajerów i Rydlów, którymi katują nas polonistki, jak i Mikołajczyków i Czepców, czyli tej warstwy, od której pochodzi zdecydowana większość naszego społeczeństwa. "Sami swoi, polska szopa. I ja z chłopa, i wy z chłopa." A jednocześnie udało się autorce uniknąć stereotypów, klasizmu czy wreszcie - zwykłej nudy. W mistrzowski sposób połączyła banalność życia obu warstw społecznych z magią Młodej Polski i "Wesela", tworząc fascynującą powieść o żywych, wielowymiarowych ludziach.
Książka, jakiej do tej pory nie było. Kamień milowy równie wielki, jak samo "Wesele". Nie dość, że wiekopomne wydarzenie z naszej kultury opisane zostało z perspektywy biorących w nim udział kobiet, nie dość, że poznajemy wielkich artystów - braci Tetmajerów, Lucjana Rydla czy Stanisława Wyspiańskiego - od najbardziej ludzkiej strony, to jeszcze do głosu autorka-narratorka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-03-17
To nie jest słodka książeczka, którą babcia Krysia będzie czytać przy podwieczorku, sącząc przy tym kawusię z filiżaneczki. "Fragmenty" są szorstkie i niekomfortowe, wymagają skupienia i przyjęcia emocji. Narratorki kolejnych opowiadań przenikają się z ich bohaterkami, zlewają się bądź oddzielają wyraźną granicą, łączą je zaś doświadczenia - ból, utrata, wstyd, upokorzenie, lęk. Historie wgryzają się w umysł i ciało, przy odchodzeniu wyrywając z nich kawałki mięsa. Czerwonego jak słowo matematyka. Albo matka.
To nie jest słodka książeczka, którą babcia Krysia będzie czytać przy podwieczorku, sącząc przy tym kawusię z filiżaneczki. "Fragmenty" są szorstkie i niekomfortowe, wymagają skupienia i przyjęcia emocji. Narratorki kolejnych opowiadań przenikają się z ich bohaterkami, zlewają się bądź oddzielają wyraźną granicą, łączą je zaś doświadczenia - ból, utrata, wstyd, upokorzenie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-20
2021-06-14
2021-06-14
2021-05-02
2021-05-02
Jeżeli zastanawiacie się, jak mogłaby wyglądać kolejna część "Dziadów" Adama Mickiewicza, to... nie jesteście w tym odosobnieni. Na to pytanie stara się odpowiedzieć Mikołaj Kołyszko, twórca gry paragrafowej "Dziady część V. Dziady, które nie spieprzają". Gry paragrafowej, czyli połączenia klasycznej powieści z elementami gry fabularnej. To osoba czytająca wybiera, kto ma być głównym bohaterem historii - Gustaw-Konrad, Nikołaj Nowosilcow, Karolina Zann (reprezentująca "szkiełko i oko") oraz Guślarka. Postać ta musi odkryć, kto zamordował Guślarza we wsi Łazuny i dlaczego od tego czasu zaczęli tam ginąć ludzie.
Miło zaskoczyła mnie objętość historii - cztery rozdziały, mnogość postaci pobocznych, wreszcie różnice w rozgrywce poszczególnymi bohaterami (moim ulubieńcem pozostaje jednak mocno "adamowy" Gustaw-Konrad) sprawiają, że gra zapewnia rozgrywkę na długi czas. Napisana jest współczesnym językiem i zawiera sporo nawiązań do kultury XXI wieku, co może powodować zgrzyt - ale tylko początkowo. Autor bowiem zasięgnął bardzo głęboko do folkloru litewskiego i białoruskiego, wyciągając z niego naprawdę ciekawe zwyczaje, postaci czy bestie. Niektóre potrafią naprawdę zaskoczyć - jak to, że po unicestwieniu upiora należy wypić jego krew.
Osobny akapit należy poświęcić pięknemu wydaniu - zachwyca zarówno duży format i twarda oprawa, ilustracje autorstwa Ilony Myszkowskiej ("chatolandia.pl Chata Wuja Freda"), jak i przejrzystość w przemieszczaniu się między fragmentami historii (co istotne, bo fragmentów jest kilkaset, a niemal każdy zawiera po kilka odnośników do innych). Wydawnictwo Otwarte naprawdę się postarało i chwała mu za to.
"Dziady, które nie spieprzają" pozwalają wejść w świat stworzony przez Adama Mickiewicza, wcielić się w jedną z czterech ciekawych postaci i spędzić kilka godzin na naprawdę przyjemnej rozrywce. Nie mogę się doczekać kolejnej części - i mocno trzymam kciuki, by takowa powstała.
Jeżeli zastanawiacie się, jak mogłaby wyglądać kolejna część "Dziadów" Adama Mickiewicza, to... nie jesteście w tym odosobnieni. Na to pytanie stara się odpowiedzieć Mikołaj Kołyszko, twórca gry paragrafowej "Dziady część V. Dziady, które nie spieprzają". Gry paragrafowej, czyli połączenia klasycznej powieści z elementami gry fabularnej. To osoba czytająca wybiera, kto ma...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to