-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-20
2023-12-07
Powiedzieć, że czekałam na „Klątwę prawdziwej miłości", to nic nie powiedzieć. Finał „Ballady o nieszczęśliwej miłości" był emocjonujący - zaskakujący, nieco druzgocący, całkowicie zmieniający optykę. Chyba każdy czytelnik po jego lekturze zadawał sobie pytanie jak Stephanie Garber wybrnie z miejsca, w które wpakowała swoją główną bohaterkę? Czy dla Evangeliny jest przewidziane szczęśliwe zakończenie?
W tej finałowej części historii szczególnie istotna była ewolucja bohaterów. Podczas gdy w „Balladzie o nieszczęśliwej miłości" przede wszystkim chodziło o fabułę, w „Klątwie prawdziwej miłości" znacznie więcej uwagi poświęcono temu jak wydarzenia z poprzednich dwóch tomów wpłynęły na postacie. Męscy bohaterowie to kaskada zmian. Szczególnie jeden z nich okazuje się mieć zupełnie nową motywację i obserwowanie tego co go napędza do takich, a nie innych wyborów było doprawdy intrygujące. Nie kibicowałam mu w żadnym momencie, a jednak Stephanie Garber zwinnie pokazała nam jego przemianę, wiarę w to, że podejmuje dobre decyzje i zatracanie się w kołowrotku tych dziwnych przemyśleń. Jedyną bohaterką, w której moim zdaniem zachodzi regres to niestety Evangelina. Niewiele zostało z drapieżnej Lisiczki z poprzednich części.
Jednocześnie w postaci Evangeliny jest dramatyzm Donatelli, co stanowi piękną klamrę pomiędzy tymi dwoma cyklami - Caravalem i Baśnią o złamanym sercu. Trudno nie dostrzec, że obie bohaterki są odważne i niezłomne, igrają z ogniem i niebezpiecznymi niby-baśniowymi stworami, zdeterminowane by ocalić to w co wierzą i być z mężczyzną, którego kochają. Obie śmiało ryzykują w tym celu życiem, doskonale świadome podejmowanego ryzyka. Ostatecznie też obie historie podbijają serca czytelników na całym świecie, a jednak gdybym miała postawić na zwyciężczynię pojedynku na to która z nich jest bardziej lubiana, to obstawiłabym Evangelinę. Ona stawia czoła nie tylko Mojrom, ale także tajemnicy zza magicznych drzwi. O ile Donatella i Scarlett do pewnego momentu są stosunkowo anonimowe, o tyle Evangelina dosyć szybko zaczyna pełnić istotną rolę, która uniemożliwia jest pewne zachowania. W dodatku mężczyzna z jej marzeń wydaje się znacznie, znacznie mniej osiągalny. W zasadzie obaj mężczyźni obecni w jej życiu. Dodam też, że chociaż od lat odczuwam przesyt jeśli chodzi o miłosne trójkąty, to Baśń o złamanym sercu dowiodła mi, że jednak mam w sobie jeszcze trochę przestrzeni na takie wątki. Chyba kluczowym elementem jest to, by ta relacja wydawała mi się wiarygodna i chociaż przez chwilę budziła wątpliwości czy aby na pewno wiem jak to wszystko się skończy.
Finał książki cieszy mnie i smuci jednocześnie. Trudno będzie nie tęsknić do tej historii pełnej magicznych stworzeń czy artefaktów, pozostanie żal, że to koniec historii Evangeliny, Jacksa, Apolla i wielu innych. Na szczęście dostaliśmy wiele - gwałtowną zmianę fabularną, dynamicznych bohaterów, niejednoznaczną sytuację, magię i więcej magii, trochę zawiści, zazdrości, toksycznej miłości, niesprawiedliwości... Wszystkiego po trochu. I chociaż w zasadzie czytelnik od pierwszego tomu domyśla się gdzie zakończy się trzeci, to jednak ta droga jest tak przyjemna, że chętnie daje się zwodzić i uwodzić.
„Klątwa prawdziwej miłości" jak i cały cykl Baśni o złamanym sercu jest jedną z najlepszych przedstawicielek fantastyki dla młodzieży jaką czytałam. Klątwa drugiego tomu jest cyklowi niestraszna, bo ośmielam się twierdzić, że to właśnie on był najlepszy. Wyraziści bohaterowie, magia i ułuda, niezwykły świat rządzący się własnymi prawami, marzenia o byciu kimś, życiu w bajce, konfrontacja tego z rzeczywistością, strach, odwaga i miłość, to wszystko okazało się bardzo smaczną mieszanką, od której trudno było się oderwać choćby na chwilę. Po lekturze odczuwam ogromną satysfakcję i powtórzę to samo co powiedziałam po Caravalu - czekam na więcej. :)
Powiedzieć, że czekałam na „Klątwę prawdziwej miłości", to nic nie powiedzieć. Finał „Ballady o nieszczęśliwej miłości" był emocjonujący - zaskakujący, nieco druzgocący, całkowicie zmieniający optykę. Chyba każdy czytelnik po jego lekturze zadawał sobie pytanie jak Stephanie Garber wybrnie z miejsca, w które wpakowała swoją główną bohaterkę? Czy dla Evangeliny jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2019
2012
2019
2019
2019
Może to nie jest Tolkien, ale "to coś" jest na pewno. Autorka pisze z lekkością, pozwala się bohaterowi prowadzić, w taki sposób, że książka wydaje się być napisana przez niego. Temat teoretycznie oklepany a jednak Ursula K. Le Guin wybiera drogi nietypowe i bardziej skomplikowane niż obecnie większość twórców literatury z tego gatunku. Nie ma tu romansów. Nie ma dziwacznych zbiegów okoliczności wiecznie ratujących bohatera w idealnym momencie. Autorka jest bezlitosna, pozwala bohaterowi, jak matka dziecku musi w końcu pozwolić, popełniać błędy. Opowieść to ciężka przeprawa a nie przechadzka po łące pełnej kwiatów. Jest wstyd, jest odpowiedzialność, są błędy, jest nauka. Zdecydowanie rozumiem dlaczego to jest klasyka fantasy i bardzo polecam.
Może to nie jest Tolkien, ale "to coś" jest na pewno. Autorka pisze z lekkością, pozwala się bohaterowi prowadzić, w taki sposób, że książka wydaje się być napisana przez niego. Temat teoretycznie oklepany a jednak Ursula K. Le Guin wybiera drogi nietypowe i bardziej skomplikowane niż obecnie większość twórców literatury z tego gatunku. Nie ma tu romansów. Nie ma...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co tu dużo pisać, w moim odczuciu „Poławiacz dusz" to najlepszy z dotychczas wydanych tomów cyklu.
Tym razem historia jest nieco bardziej zagmatwana niż w poprzednich częściach, ale niewątpliwie Jonathan Stroud ostatecznie spina Poławiacza dusz w jedną, satysfakcjonującą całość, od której nie można się oderwać od pierwszej do ostatniej strony. W tej części poławianie dusz nie zawsze gra pierwsze skrzypce i chyba w poprzednich tomach były sprawy z tej dziedziny, które polubiłam bardziej. Tym razem autor poświęcił bardzo dużo uwagi relacjom bohaterów oraz swojemu uniwersum i oba te elementy sprawiły mi przeogromną radość, bo w końcu dostaliśmy nieco więcej! No dobrze - dużo więcej, bo otrzymujemy nie tylko emocje i uczucia, ale też trochę informacji o świecie duchów, o duchokryzysie i o jego początkach czy o agencjach. Oczywiście jest też ONA - czaszka we włas... Ekhm. We własnym słoju. ;) To był najlepszy zwrot akcji i powiem szczerze, marzy mi się, że w ostatnim tomie dowiemy się o niej jeszcze więcej. „Poławiacz dusz" dowodzi, że czaszka w słoju może otrzymać więcej akapitów niż inni bohaterowie, a fabuła wyłącznie na tym zyska. :D W mojej opinii w tej części wydarza się naprawdę wiele w ulubionych wątkach czytelników, więc myślę, że nie ma możliwości, żeby ktoś przeczytał trzy poprzednie części i nie polubił tej. ;)
W dodatku chociaż pan Stroud zawsze na sam koniec książki dawał czytelnikom niewielki zwrot akcji (taki, który napędza historię, ale jednocześnie w oczekiwaniu na kolejny tom nie skręca trzewi), to tym razem niespodzianka była jednak większa niż zwykle. Jestem arcyciekawa co z tego wyniknie i dokąd to zaprowadzi naszych agentów z agencji Lockwood and CO.
Pisałam już wiele razy, że uwielbiam książki pana Strouda i „Poławiacz dusz" wyłącznie mnie w tym utwierdza. To jest rewelacyjna pozycja i fenomenalna kontynuacja cyklu. W tej książce było wszystko na co czekałam i muszę Wam się przyznać, że od kiedy otrzymałam swój egzemplarz przeczytałam go już dwa razy, a coś czuje, że nie ostatni w tym roku...
Co tu dużo pisać, w moim odczuciu „Poławiacz dusz" to najlepszy z dotychczas wydanych tomów cyklu.
więcej Pokaż mimo toTym razem historia jest nieco bardziej zagmatwana niż w poprzednich częściach, ale niewątpliwie Jonathan Stroud ostatecznie spina Poławiacza dusz w jedną, satysfakcjonującą całość, od której nie można się oderwać od pierwszej do ostatniej strony. W tej części poławianie dusz...