-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-19
2024-03-20
Co tu dużo pisać, w moim odczuciu „Poławiacz dusz" to najlepszy z dotychczas wydanych tomów cyklu.
Tym razem historia jest nieco bardziej zagmatwana niż w poprzednich częściach, ale niewątpliwie Jonathan Stroud ostatecznie spina Poławiacza dusz w jedną, satysfakcjonującą całość, od której nie można się oderwać od pierwszej do ostatniej strony. W tej części poławianie dusz nie zawsze gra pierwsze skrzypce i chyba w poprzednich tomach były sprawy z tej dziedziny, które polubiłam bardziej. Tym razem autor poświęcił bardzo dużo uwagi relacjom bohaterów oraz swojemu uniwersum i oba te elementy sprawiły mi przeogromną radość, bo w końcu dostaliśmy nieco więcej! No dobrze - dużo więcej, bo otrzymujemy nie tylko emocje i uczucia, ale też trochę informacji o świecie duchów, o duchokryzysie i o jego początkach czy o agencjach. Oczywiście jest też ONA - czaszka we włas... Ekhm. We własnym słoju. ;) To był najlepszy zwrot akcji i powiem szczerze, marzy mi się, że w ostatnim tomie dowiemy się o niej jeszcze więcej. „Poławiacz dusz" dowodzi, że czaszka w słoju może otrzymać więcej akapitów niż inni bohaterowie, a fabuła wyłącznie na tym zyska. :D W mojej opinii w tej części wydarza się naprawdę wiele w ulubionych wątkach czytelników, więc myślę, że nie ma możliwości, żeby ktoś przeczytał trzy poprzednie części i nie polubił tej. ;)
W dodatku chociaż pan Stroud zawsze na sam koniec książki dawał czytelnikom niewielki zwrot akcji (taki, który napędza historię, ale jednocześnie w oczekiwaniu na kolejny tom nie skręca trzewi), to tym razem niespodzianka była jednak większa niż zwykle. Jestem arcyciekawa co z tego wyniknie i dokąd to zaprowadzi naszych agentów z agencji Lockwood and CO.
Pisałam już wiele razy, że uwielbiam książki pana Strouda i „Poławiacz dusz" wyłącznie mnie w tym utwierdza. To jest rewelacyjna pozycja i fenomenalna kontynuacja cyklu. W tej książce było wszystko na co czekałam i muszę Wam się przyznać, że od kiedy otrzymałam swój egzemplarz przeczytałam go już dwa razy, a coś czuje, że nie ostatni w tym roku...
Co tu dużo pisać, w moim odczuciu „Poławiacz dusz" to najlepszy z dotychczas wydanych tomów cyklu.
Tym razem historia jest nieco bardziej zagmatwana niż w poprzednich częściach, ale niewątpliwie Jonathan Stroud ostatecznie spina Poławiacza dusz w jedną, satysfakcjonującą całość, od której nie można się oderwać od pierwszej do ostatniej strony. W tej części poławianie dusz...
2024-04-06
2024-03-28
2024-04-10
2024-02-04
„Bractwo Jurajskie" to książka, w której widać debiutancki sznyt, ale jednocześnie fabuła intryguje, wciąga i przypomina, że kryminały mogą mieć naprawdę wiele twarzy. Jest to też pozycja ewidentnie napisana z uczuciem - do Zawiercia (co traktuję jako wielki atut, no bo ileż można czytać o Warszawie, Gdańsku czy Krakowie!), do motoryzacji, do podań i legend, do sprawiedliwości. Naturalnie autor musi jeszcze zdobyć trochę wprawy, ale myślę, że twórczość pana Sikory ma potencjał. :)
„Bractwo Jurajskie" to książka, w której widać debiutancki sznyt, ale jednocześnie fabuła intryguje, wciąga i przypomina, że kryminały mogą mieć naprawdę wiele twarzy. Jest to też pozycja ewidentnie napisana z uczuciem - do Zawiercia (co traktuję jako wielki atut, no bo ileż można czytać o Warszawie, Gdańsku czy Krakowie!), do motoryzacji, do podań i legend, do...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-07
Powiedzieć, że czekałam na „Klątwę prawdziwej miłości", to nic nie powiedzieć. Finał „Ballady o nieszczęśliwej miłości" był emocjonujący - zaskakujący, nieco druzgocący, całkowicie zmieniający optykę. Chyba każdy czytelnik po jego lekturze zadawał sobie pytanie jak Stephanie Garber wybrnie z miejsca, w które wpakowała swoją główną bohaterkę? Czy dla Evangeliny jest przewidziane szczęśliwe zakończenie?
W tej finałowej części historii szczególnie istotna była ewolucja bohaterów. Podczas gdy w „Balladzie o nieszczęśliwej miłości" przede wszystkim chodziło o fabułę, w „Klątwie prawdziwej miłości" znacznie więcej uwagi poświęcono temu jak wydarzenia z poprzednich dwóch tomów wpłynęły na postacie. Męscy bohaterowie to kaskada zmian. Szczególnie jeden z nich okazuje się mieć zupełnie nową motywację i obserwowanie tego co go napędza do takich, a nie innych wyborów było doprawdy intrygujące. Nie kibicowałam mu w żadnym momencie, a jednak Stephanie Garber zwinnie pokazała nam jego przemianę, wiarę w to, że podejmuje dobre decyzje i zatracanie się w kołowrotku tych dziwnych przemyśleń. Jedyną bohaterką, w której moim zdaniem zachodzi regres to niestety Evangelina. Niewiele zostało z drapieżnej Lisiczki z poprzednich części.
Jednocześnie w postaci Evangeliny jest dramatyzm Donatelli, co stanowi piękną klamrę pomiędzy tymi dwoma cyklami - Caravalem i Baśnią o złamanym sercu. Trudno nie dostrzec, że obie bohaterki są odważne i niezłomne, igrają z ogniem i niebezpiecznymi niby-baśniowymi stworami, zdeterminowane by ocalić to w co wierzą i być z mężczyzną, którego kochają. Obie śmiało ryzykują w tym celu życiem, doskonale świadome podejmowanego ryzyka. Ostatecznie też obie historie podbijają serca czytelników na całym świecie, a jednak gdybym miała postawić na zwyciężczynię pojedynku na to która z nich jest bardziej lubiana, to obstawiłabym Evangelinę. Ona stawia czoła nie tylko Mojrom, ale także tajemnicy zza magicznych drzwi. O ile Donatella i Scarlett do pewnego momentu są stosunkowo anonimowe, o tyle Evangelina dosyć szybko zaczyna pełnić istotną rolę, która uniemożliwia jest pewne zachowania. W dodatku mężczyzna z jej marzeń wydaje się znacznie, znacznie mniej osiągalny. W zasadzie obaj mężczyźni obecni w jej życiu. Dodam też, że chociaż od lat odczuwam przesyt jeśli chodzi o miłosne trójkąty, to Baśń o złamanym sercu dowiodła mi, że jednak mam w sobie jeszcze trochę przestrzeni na takie wątki. Chyba kluczowym elementem jest to, by ta relacja wydawała mi się wiarygodna i chociaż przez chwilę budziła wątpliwości czy aby na pewno wiem jak to wszystko się skończy.
Finał książki cieszy mnie i smuci jednocześnie. Trudno będzie nie tęsknić do tej historii pełnej magicznych stworzeń czy artefaktów, pozostanie żal, że to koniec historii Evangeliny, Jacksa, Apolla i wielu innych. Na szczęście dostaliśmy wiele - gwałtowną zmianę fabularną, dynamicznych bohaterów, niejednoznaczną sytuację, magię i więcej magii, trochę zawiści, zazdrości, toksycznej miłości, niesprawiedliwości... Wszystkiego po trochu. I chociaż w zasadzie czytelnik od pierwszego tomu domyśla się gdzie zakończy się trzeci, to jednak ta droga jest tak przyjemna, że chętnie daje się zwodzić i uwodzić.
„Klątwa prawdziwej miłości" jak i cały cykl Baśni o złamanym sercu jest jedną z najlepszych przedstawicielek fantastyki dla młodzieży jaką czytałam. Klątwa drugiego tomu jest cyklowi niestraszna, bo ośmielam się twierdzić, że to właśnie on był najlepszy. Wyraziści bohaterowie, magia i ułuda, niezwykły świat rządzący się własnymi prawami, marzenia o byciu kimś, życiu w bajce, konfrontacja tego z rzeczywistością, strach, odwaga i miłość, to wszystko okazało się bardzo smaczną mieszanką, od której trudno było się oderwać choćby na chwilę. Po lekturze odczuwam ogromną satysfakcję i powtórzę to samo co powiedziałam po Caravalu - czekam na więcej. :)
Powiedzieć, że czekałam na „Klątwę prawdziwej miłości", to nic nie powiedzieć. Finał „Ballady o nieszczęśliwej miłości" był emocjonujący - zaskakujący, nieco druzgocący, całkowicie zmieniający optykę. Chyba każdy czytelnik po jego lekturze zadawał sobie pytanie jak Stephanie Garber wybrnie z miejsca, w które wpakowała swoją główną bohaterkę? Czy dla Evangeliny jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2019
2019
2019
2019
2019
2020-12-09
2019-11-04
2020-05-31
Jeżeli nie wiecie czy wszystkie polskie smoki potrafiły latać albo czy mogły mieć więcej niż 3 głowy, wątpicie czy istniały smoki, które mogły szczerze zakochać się w ludzkiej kobiecie lub chcielibyście poznać smoka Kraka, a nie tylko dzielnego księcia Kraka założyciela Krakowa, to koniecznie musicie poznać "Księgę smoków polskich"! Autor podszedł do tematu z rozmachem, precyzyjnie i z zainteresowaniem dzięki czemu możemy przeczytać naprawdę sporo intrygujących historii.
Książkę czytałam z wielką ciekawością i przyjemnością i pomimo tego, że część bestii znałam już wcześniej to praktycznie z każdej opowieści dowiedziałam się czegoś innego, co jeszcze dobitniej wskazuje jak legendy ewoluują w zależności od miejsca i ludzi, którzy je opowiadają. :) To była świetna smocza przygoda i bardzo się cieszę, że w nią wyruszyłam!
Jeżeli nie wiecie czy wszystkie polskie smoki potrafiły latać albo czy mogły mieć więcej niż 3 głowy, wątpicie czy istniały smoki, które mogły szczerze zakochać się w ludzkiej kobiecie lub chcielibyście poznać smoka Kraka, a nie tylko dzielnego księcia Kraka założyciela Krakowa, to koniecznie musicie poznać "Księgę smoków polskich"! Autor podszedł do tematu z rozmachem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-15
Zacznę od czegoś co sprawiło, że pochłonęłam "Papierowego maga" w jeden wieczór (i trochę nocy...) - ta książka to niesamowity powiew literackiej świeżości, tego było mi trzeba! Po wielu książkach z fantastyki w klimacie słowiańskim lub pełnej zmiennokształtnych, magia materiałów była rozkoszną odskocznią. Gdy tylko zaczęłam czytać - przepadłam i to w najlepszym tego słowa znaczeniu!
Tym co również czaruje w tej książce, jest stworzony przez autorkę świat. Jesteśmy w Wielkiej Brytanii, ale nieco innej niż ta którą znamy. Co najciekawsze, magia nie jest tutaj uważana za tajemnicze dziedzictwo należące do wybrańców. Jednocześnie muszę przyznać, że już dawno nie miałam do czynienia z magią materiałów, z którą spotkałam się wcześniej, ale było to już lata temu. Powróciłam do tego motywu z prawdziwą radością, bo to co Emery i Ceony robią z papierem... To jest przepiękna magia, która przenosi nas w niesamowite rejony naszej wyobraźni!
Pani Holmberg w "Papierowym magu" tak naprawdę skupia się na trojgu bohaterów, uwypuklając ich charakterystyczne cechy na tle kilku trzecioplanowych, niewiele znaczących pod względem fabularnym, postaci. Niewielka liczba osób w fabule pozwala mocno wgryźć się w osobowość bohaterów.
Książka jest napisana pięknie, lekko, bezbłędnie. Akcja jest naprawdę intrygująca i dynamiczna, a fabuła porządnie przemyślana, choć nie mogę powiedzieć, aby zakończenie było zaskakujące. Od pewnego momentu domyślałam się co się wydarzy i co ciekawe, ostatnie strony są tak skonstruowane, że obroniłyby się nawet gdyby na tym tomie historia miała się zakończyć. ;)
Szczerze polecam!
Zacznę od czegoś co sprawiło, że pochłonęłam "Papierowego maga" w jeden wieczór (i trochę nocy...) - ta książka to niesamowity powiew literackiej świeżości, tego było mi trzeba! Po wielu książkach z fantastyki w klimacie słowiańskim lub pełnej zmiennokształtnych, magia materiałów była rozkoszną odskocznią. Gdy tylko zaczęłam czytać - przepadłam i to w najlepszym tego słowa...
więcej mniej Pokaż mimo to2021
2021
"Krzyczące schody" w kategorii kryminał oceniam 7/10 - to dobra historia, ale dla mnie odpowiedź na pytanie "kto zabił" była zbyt łatwa. Jednak w kategorii fantastyka to dla mnie 9/10 - doskonały pomysł, wiele intrygujących motywów ponownie przywołanych do życia, sporo nowych koncepcji...
Pierwsza część cyklu Lockwood&Sp. wciąga niemiłosiernie - jak usiadłam tak musiałam skończyć, więc sprawdziłam i potwierdzam, że książkę da się przeczytać w jeden dzień. ;) Doskonale się bawiłam, bywało bardzo zabawnie, znalazłam zaledwie jedną literówkę, a za to słownictwo jak zwykle w książkach wydawanych przez Poradnię K było bardzo bogate. Na końcu książki można też znaleźć glosariusz z wyjaśnieniem wielu elementów uniwersum stworzonego przez pana Strouda.
Prawdę mówiąc, świat przedstawiony w "Krzyczących schodach" jest spójny i aż proszący się o dalsze rozwijanie. Bohaterowie bez trudu mnie do siebie przekonali, a cała historia z całą pewnością ma nam jeszcze wiele do zaoferowania! Jak wracam myślami do trylogii Bartimaeusa, to jestem niemal pewna, że kolejny tom Lockwood&Sp. jeszcze solidnie mnie zaskoczy, czego prawdę mówiąc - nie mogę się doczekać!!
"Krzyczące schody" w kategorii kryminał oceniam 7/10 - to dobra historia, ale dla mnie odpowiedź na pytanie "kto zabił" była zbyt łatwa. Jednak w kategorii fantastyka to dla mnie 9/10 - doskonały pomysł, wiele intrygujących motywów ponownie przywołanych do życia, sporo nowych koncepcji...
Pierwsza część cyklu Lockwood&Sp. wciąga niemiłosiernie - jak usiadłam tak musiałam...
2021-09-23
Jeśli ktoś szuka głębokiego fantasy poruszającego wszystkie problemy świata to Trylogia Mistrza magii go rozczaruje. Jednak jako ciekawe rozrywkowe fantasy cykl sprawdza się znakomicie! "Krwawa klątwa" wciąga, a bohaterów naprawdę trudno było nie polubić, więc im dłużej czytałam tym bardziej byłam ciekawa jak zakończy się historia nimfy, inkuba i drakona. Jednocześnie fantastycznie się zrelaksowałam! Warto też zauważyć, że ostatni tom cyklu jest wyraźniej skierowany do nieco starszego czytelnika, więc jest to pewna odmiana w typowo młodzieżowych fantastycznych pozycjach. Jednak najważniejsza informacja jest taka, że cały cykl jest już wydany, więc śmiało można czytać bez obaw o niedokończone wątki czy zmiany wydawnicze - wszystko jest śliczne, spójne i tylko czeka na czytelnika! :)
Jeśli ktoś szuka głębokiego fantasy poruszającego wszystkie problemy świata to Trylogia Mistrza magii go rozczaruje. Jednak jako ciekawe rozrywkowe fantasy cykl sprawdza się znakomicie! "Krwawa klątwa" wciąga, a bohaterów naprawdę trudno było nie polubić, więc im dłużej czytałam tym bardziej byłam ciekawa jak zakończy się historia nimfy, inkuba i drakona. Jednocześnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Drugi tom historii Ani Kowalskiej i jej przyjaciół obfituje w wydarzenia. Po tym jak Ania przeżyła spotkanie z Wielomrokiem wielu zaczęło jeszcze intensywniej szukać sposobu na jego pokonanie, ale Mroczni nie zamierzają się poddać. Dla Ani, Moniki, Piotrka, Michała i Franka, jak i dla wszystkich dwuświatowców, to kto wygra jest kluczowe, jednak równocześnie młodzież ma swoje własne, bardziej lokalne, wyzwania. Ania nie czuje się dobrze w świetle reflektorów, jest nieco zmęczona "wielkimi rzeczami", a dręczą ją osobiste sprawy. Chciałaby dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości, pochodzeniu, o tym kto przyniósł ją do domu dziecka. W dodatku wciąż zadręcza się tym co zrobiła i nie znajduje odpowiedzi jak to jest z tym zaufaniem i zdradą, a na to wszystko dochodzi jeszcze przyspieszone bicie serca.
„Ania, karabela i Drzewo Poznania" to pełna przygód młodzieżówka. Pod kątem językowym warto nie zrażać się nie najlepszym początkiem, bo im dalej tym lepiej. :) Są tajemnice, są wyzwania, są uczucia, dzieje się wiele. Mam co nieco zastrzeżeń do zachowania ciągów przyczynowo-skutkowych w fabule oraz do emocji, które wywarła na mnie lektura, ale zdaję sobie sprawę, że nie mieszczę się w docelowej grupie wiekowej odbiorców książki.
Pod względem językowym, poza początkiem, widać dużą poprawę w stosunku do poprzedniego tomu. Ogólnie widać, że autor nie ustaje w pracy nad warsztatem i to bardzo się chwali.
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak poczekać na tom trzeci! :)
Drugi tom historii Ani Kowalskiej i jej przyjaciół obfituje w wydarzenia. Po tym jak Ania przeżyła spotkanie z Wielomrokiem wielu zaczęło jeszcze intensywniej szukać sposobu na jego pokonanie, ale Mroczni nie zamierzają się poddać. Dla Ani, Moniki, Piotrka, Michała i Franka, jak i dla wszystkich dwuświatowców, to kto wygra jest kluczowe, jednak równocześnie młodzież ma...
więcej Pokaż mimo to