-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2019-05-31
Kiedy następuje śmierć mózgu? Czy w ogóle istnieje? To pytania, które w "Zanim się obudzę" stawia Agnieszka Bednarska. Zadaje je na milion różnych sposobów i odmienia przez przypadki. Przez przypadki osób pogrążonych w śpiączce, z objawami śmierci mózgowej i czekających na przeszczep. To ich historie znajdziecie w tej książce. Ale nie odpowiedzi. Odpowiedzi musicie szukać w sobie.
"Z rzeki zostaje wyłowiona kobieta – wyziębiona i prawie martwa. W szpitalu zapada w śpiączkę. Ma nikłe szanse na wybudzenie się. Policja nie potrafi ustalić jej tożsamości, nikt nie zgłasza jej zaginięcia. Opiekująca się nią siostra Brygida nadaje jej imię Selena i od tej pory poświęca się opiece nad dziewczyną.
Do tej samej sali trafia Kamil, chłopak z objawami śmierci mózgowej. Ordynator namawia jego rodziców do podpisania zgody na pobranie organów od Kamila, ale oni się nie zgadzają. Matka, patrząc na syna, nie wierzy w jego śmierć.
W szpitalu pracuje również doktor Yao Nakamura – wychowanek domu dziecka, samotny dziwak i przeciwnik orzekania śmierci mózgowej. Czy zdoła przywrócić swoich pacjentów do świata żywych? Kto ma decydować, gdzie leży granica między życiem a śmiercią? Co dzieje się za świadomością człowieka, który jest zbyt słaby, by wrócić, lecz wciąż niegotowy, by odejść? /Opis za wydawcą, Media rodzina
Agnieszka Bednarska już w posłowiu zaznacza, że nie namawia nikogo do obstawania po którejkolwiek ze stron. I bardzo się tego postanowienia pilnuje. Umiejętnie żongluje wątkami i wydarzeniami, co rusz zmieniając perspektywę. Pozwala wczuć się w jedną historię, by zaraz brutalnie przerzucić nas w sam środek innego dramatu.
Fabuła „Zanim się obudzę” jest wielowątkowa i wielowarstwowa. Autorka powoli odsłania kolejne, poruszające do głębi, na pozór odległe od siebie historie i splata je w jedną, dojmującą całość. Poruszanie naszych najczulszych strun to znak rozpoznawczy Agnieszki Bednarskiej.Przeżyłam ten wstrząs już przy lekturze „Płaczącego chłopca”, powinnam być przygotowana. Nie byłam. Tu dostałam go ze zdwojoną siłą.
Mimo że mamy do czynienia z fikcją literacka, po lekturze „Zanim się obudzę” nie sposób nie zadać sobie pytań, które między wierszami, w historiach Kamila i Seleny stawia pisarka. Czy istnieje śmieć mózgu? Jak daleko można się posunąć w walce o ludzkie życie? I o które życie powinniśmy walczyć?
Autorka polemizuje na ten temat zestawiając ze sobą dwójkę bohaterów - doktora Yao Nakamura, przeciwnika orzekania śmierci mózgowej i wziętą panią ordynator, zwolenniczkę transplantologii. Genialnie wykreowane postaci, które różni właściwie wszystko, poza jednym. Ironią jest to, że każde z nich chce ratować ludzkie życie.
Przedstawianie pokrętnych ludzkich losów i kreacja bohaterów to mocne strony autorki. Postaci są złożone, każde z bogatym bagażem doświadczeń - przejmujących, wywołujących skrajne emocje od poczucia niesprawiedliwości i bezsilności do chęci walki.
Do mocnych tematów i trudnych pytań, autorka dorzuca realizm magiczny, którym buduje niesamowity klimat i potęguje literackie doznania. Poza wydarzeniami ze szpitalnej sali i wcześniejszego życia bohaterów przenosi nas w inny wymiar, do świadomości pogrążonych w śpiączce pacjentów, zawieszonych gdzieś między życiem a śmiercią. Robi to subtelnie, nienachalnie, dzięki czemu naturalnym wydaje się, że ludzie w śpiączce zachowują świadomość. Autorka pozwala nam poznać ich myśli, uczucia i dylematy, w tym ten najważniejszy. Wybrać życie czy śmierć?
Świetny warsztat literacki, w tym niesamowita umiejętność uwodzenia słowem i przedstawienie ludzkich dramatów w połączeniu z realizmem magicznym dają nam emocjonalną bombę. To książka z rzędu tych, po których nie można się pozbierać. Wbija w fotel, zmusza do refleksji i nie daje spokoju po zakończonej lekturze.
Nie wierzę. Naprawdę nie rozumiem, jak to jest możliwie, że o Agnieszce Bednarskiej nie zrobił się jeszcze szum. Z takim warsztatem i tematyką, jaką porusza, już dawno powinna trafić do mainstreamu. I będę tego cierpliwie wypatrywać.
Moja ocena: wyższa półka
Ocena tradycyjna 10/10
Kiedy następuje śmierć mózgu? Czy w ogóle istnieje? To pytania, które w "Zanim się obudzę" stawia Agnieszka Bednarska. Zadaje je na milion różnych sposobów i odmienia przez przypadki. Przez przypadki osób pogrążonych w śpiączce, z objawami śmierci mózgowej i czekających na przeszczep. To ich historie znajdziecie w tej książce. Ale nie odpowiedzi. Odpowiedzi musicie szukać w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01
Strasznie bałam się tej książki. A konkretnie tego, że nie jest horrorem. Artur Urbanowicz zachwycił mnie i porządnie przestraszył „Gałęzistym”, więc nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania z twórczością autora. Przewijająca się w sieci informacja, że „Grzesznik” to coś o gangsterskich porachunkach ostudziła mój entuzjazm. Z drugiej strony - jednak groza. Ale z humorem. Nie za dużo tego, jak na jedną książkę?
Marek Suchocki "Suchy", boss suwalskiego półświatka, dowiaduje się, że jego najgroźniejszy konkurent wychodzi z więzienia. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, wraz ze swoimi wiernymi ludźmi postanawia raz na zawsze stawić mu czoło. Porachunki kończą się tragicznie – Marek spada ze schodów i doznaje silnego wstrząsu mózgu. Kiedy po tygodniowej śpiączce odzyskuje przytomność, okazuje się, że jego grupa została rozbita, a wszystkie pieniądze zarobione przez lata przestępczej działalności zniknęły. Jego przeciwnik, przez swoje brutalne i bezkompromisowe dokonania ochrzczony niegdyś przez media Grzesznikiem, daje się poznać jako genialny, niesamowicie inteligentny psychopata, który nie zna litości. Stawia Suchego przed wyborem – albo ustąpi, albo zostanie mu odebrane wszystko, czym tylko kiedykolwiek się cieszył. Na domiar złego, wkrótce po wypadku ujawniają się nowe, przerażające zdolności Marka…
opis za wydawcą, Gmork
Książka wciągnęła mnie od samego początku, a co najdziwniejsze Marek, główny bohater - przestępca, który wymusza haracze, torturuje ludzi i zdradza żonę wręcz wzbudzał sympatię. Od razu skojarzył mi się z Szackim (choć to ktoś z drugiej strony barykady) i pewnie automatycznie z Więckiewiczem (z roli w Vinci) w jednym. To pewnie przez butę i arogancję bohatera oraz ten ukryty między wierszami humor. Tak więc już czekam na ekranizację, wiadomo z kim w roli głównej ;).
Ale do sedna.
To dla grozy sięgnęłam po tę książkę. Chciałam się bać i wiele wskazywało na to, że będę. Opętanie to motyw wykorzystany już wzdłuż i wszerz, ale wciąż dający milion możliwości twórcom. I zawsze przerażał mnie najbardziej. Autorowi "Grzesznika" nie można odmówić pomysłowości i wyobraźni, świetnie zinterpretował ten temat, wprowadzał uczucie dezorientacji u bohatera i czytelnika. W ogóle Artur Urbanowicz lubi doprowadzać swoich bohaterów do obłędu.
Więcej na moim blogu: http://www.promotorkaczytelnictwa.pl/2018/03/przeczytaj-i-wiecej-juz-nie-grzesz.html
Strasznie bałam się tej książki. A konkretnie tego, że nie jest horrorem. Artur Urbanowicz zachwycił mnie i porządnie przestraszył „Gałęzistym”, więc nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania z twórczością autora. Przewijająca się w sieci informacja, że „Grzesznik” to coś o gangsterskich porachunkach ostudziła mój entuzjazm. Z drugiej strony - jednak groza. Ale z ...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-20
To miejsce to gniew. Gniew jest tym miejscem. Wypełnia je. Również dzięki wam." s. 328
Para studentów z Warszawy, Karolina i Tomek wybrała się na wycieczkę na Suwalszczyznę, by poprawić relację w związku, w którym zaczęło się coś psuć. Autor zastosował tu klasyczny kontrast bohaterów: kobieta - mężczyzna, ona spokojna, on porywczy, ona drobniutka, on dobrze zbudowany, a do tego ona głęboko wierząca, a on ateista. Ot, takie przyciągające się przeciwieństwa. Mieli wspólne spędzić Wielkanoc i klika poprzedzających ją dni, zbliżyć się do siebie podziwiając zabytki i przyrodę regionu. I trzeba przyznać, że ten wyjazd wystawił ich związek na niejedną próbę. Ledwie dotarli na miejsce, a już zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Gospodarze agroturystyki, którzy zapomnieli o ich przyjeździe, zastępcze lokum na totalnym odludziu, a w nim nieboszczyk za ścianą. A to naprawdę dopiero początek...
"Jezioro było tuż - tuż. Podobnie jak śmiertelne niebezpieczeństwo, o którego przerażającej bliskości żadne z nich nie miało najmniejszego pojęcia" s. 244.
Autor chciał ukazać bogactwo historyczne i przyrodnicze Suwalszczyzny. Zabiera nas na wycieczkę po Suwałkach, zwiedzamy mosty w Stańczykach, jezioro Gałęziste, poznajemy legendę o siei i o Zamkowej Górze. Przede wszystkim jednak zwiedzamy LAS.
Już sam opis "Thriller na baśniowych ziemiach Suwalszczyzny" przywiódł mi na myśl „Dom na wyrębach” Stefana Dardy. I jak później przeczytałam w jednym z wywiadów, Artur Urbanowicz zainspirował się właśnie tą książką, i zapragnął pokazać czytelnikom region, w którym się wychował.
Muszę przyznać, że to odważny marketing, takie lokowanie miejsca, do którego po przeczytaniu książki strach wejść.
Ale Artur Urbanowicz dobrze wie, że ludzie lubią się bać. Ja lubię. I naprawdę się bałam. Podczas lektury towarzyszył mi ciągły niepokój, a w salonie, gdzie czytałam, dało się słyszeć mój przyśpieszony oddech, gdy drżącymi rękami przewracałam kolejne strony w oczekiwaniu na to, co wydarzy się za chwilę. Autor świetnie budował napięcie i umiejętnie zmieniał bodźcie, które działały na bohaterów, a za ich pośrednictwem na czytelnika. Najpierw gniew, następnie dziwne przeczucie, że jest tu coś nie tak, a zaraz potem wiszące w powietrzu napięcie erotyczne. A kiedy akcja na chwilę zwalnia i wydaje ci się, że możesz odetchnąć z ulgą, autor serwuje ci powtórkę z rozrywki. Ze zdwoją siłą. Nie gniew a wściekłość, nie przeczucie, a niewytłumaczalne, straszne zdarzenie. I nie motyle w brzuchu, a namiętny seks. Po takiej żonglerce wrażeń ciężko dojść do siebie. Po prostu Artur Urbanowicz powoli, sukcesywnie i z wyrachowaniem doprowadzał czytelnika do obłędu. Tak jak las doprowadza do obłędu bohaterów.
„To ja decyduję, kto stąd wychodzi, a kto nie. Dla was nie ma już żadnej nadziei. Nigdy się stąd nie wydostaniecie (...) Witajcie w moim Zielonym Królestwie.” s. 325
Więcej na moim blogu: http://www.szufladopolka.pl/2017/08/to-co-czytam-gaeziste-artur-urbanowicz.html
To miejsce to gniew. Gniew jest tym miejscem. Wypełnia je. Również dzięki wam." s. 328
Para studentów z Warszawy, Karolina i Tomek wybrała się na wycieczkę na Suwalszczyznę, by poprawić relację w związku, w którym zaczęło się coś psuć. Autor zastosował tu klasyczny kontrast bohaterów: kobieta - mężczyzna, ona spokojna, on porywczy, ona drobniutka, on dobrze zbudowany, a do...
2017-07-31
2010-05
2014-08-22
To oczywiste, że musiałam sięgnąć po tę książkę. Aż dziw, że tak późno. W końcu interesuje mnie wszystko co związane z wierzeniami słowiańskimi. Jednak z "Samotności Bogów" Doroty Terakowskiej nie dowiedziałam się nic nowego w tej kwestii, nie poznałam nowych imion bogów czy legend, na co miałam nadzieję. To, o czym pisała, już wiedziałam. Co nie znaczy, że uważam czas spędzony na lekturze za stracony. Ona pisała o czymś innym.
"Lepiej być pewnym siebie, błądząc, niż niepewnym mając rację..."
"Samotność Bogów" to historia Jona, chłopca, mieszkańca Plemienia będącego na granicy dawnych i nowych wierzeń. Do wioski przybyli już kapłani nawracający na chrześcijaństwo, ale wciąż mieszkał w niej szaman służący dawnym bogom. Mieszkańcy uwierzyli w obecność nowego Boga Dobroci, choć wciąż odprawiali obrzędy dla starych bogów. Niby rozumieli, ale jednak nie...
"Bóg dobroci może być kawałkiem liścia płynącego z wiatrem, fala na rzece, kropla deszczu; płatkiem śniegu; błyskiem słońca w gładkim futrze sarny lub piorunem. Ale nie może być staruszkiem siedzącym na chmurce."
Jon był symbolem tej zmiany ze starego na nowe - dawny bóg Światowid, choć był już tematem tabu, wzywał go do siebie. Wybrał go, by mu służył. A ten choć nie chciał, odpowiedział na jego wezwanie. Odbywał kolejne podróże, odwiedzał różne światy. Zwiedzał przeszłość i przyszłość, by na własnej skórze przekonać się czym jest i ile kosztuje taka zmiana.
Książka jest pełna symboli, tajemniczych, ale i historycznych postaci pod innym imieniem (więcej będzie w SPOILerowej). Historia była zagmatwana, ale nie niezrozumiała. Fabuła nie jest z rzędu tych, które wciągają i musisz wiedzieć, co będzie na następnej stronie. Zamiast przekładać kartki z zapartym tchem, raczej zatrzymywałam się na kolejnych stronach na chwilę refleksji.
"Ciekawe, że krew indywidualnego człowieka, krojonego na szpitalnym stole, wciąż robi wrażenie, a krew tysięcy ludzi, zabijanych w coraz to nowych wszystkim jest obojętna. Krople krwi przerażają, hektolitry działają znieczulająco"
To nie jest tylko książka o zmianie wierzenia, o przyjściu nowej religii. "Samotność Bogów" nawet nie jest o bogach, ale o ludziach. O naszych zachowaniach, o reakcjach na nowe, o tolerancji. O tym, że jesteśmy egoistami. O naszych racjach. Oglądaliście "Dzień świra"? Gdy zabierałam się do pisania recenzji, przypomniał mi się cytat z tego filmu. Pasuje tu jak ulał:
"Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!"
I o to właśnie chodzi w tej książce, o to kto ma racje, A raczej o to, że ludzi nie rozumieją, że każdy może mieć swoje przekonania. A trzeba to zrozumieć. Jeśli nie, marny nasz los.
"Cywilizacja, którą sobie tak cenisz nie wymaga od ludzi szczerości za wszelką cenę, ba, ona wręcz jej nie lubi. Cywilizacja wymaga umiejętności dostosowania się od sytuacji."
Jak wspomniałam nie czytało się tego łatwo, nie było to też dla mnie źródło wiedzy o mitologii słowiańskiej (choć moją uwagę zwróciło, a nawet zirytowało, że Światowid był pokazywany jako bardzo zły, groźny i mściwy bóg - więcej w SPOILerowej). Niemniej, pozycja zrobiła na mnie wrażenie. Uczy tolerancji, co bardzo mi się podoba. Myślę jednak, że dotarłaby bardziej do Czytelników, gdybyśmy mogli bardziej utożsamić się z głównym bohaterem, bardziej go polubić. Ale Jon trzyma nas na dystans. Przynajmniej mnie.
Moja ocena: półka
Ocena tradycyjna 6,5/10
To oczywiste, że musiałam sięgnąć po tę książkę. Aż dziw, że tak późno. W końcu interesuje mnie wszystko co związane z wierzeniami słowiańskimi. Jednak z "Samotności Bogów" Doroty Terakowskiej nie dowiedziałam się nic nowego w tej kwestii, nie poznałam nowych imion bogów czy legend, na co miałam nadzieję. To, o czym pisała, już wiedziałam. Co nie znaczy, że uważam czas...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-29
2014-06-29
Śmierć. Chyba nie ma bardziej skrajnego tematu. Mówi się, że jest tabu. Ale... nie ma to jak trup na pierwszej stronie, co nie? Czytamy o wypadkach, zabójstwach, ofiarach przemocy domowej, czy wreszcie śmierci naturalnej znanych osób. To się klika. Ciekawi. Intryguje.
Zaczyna robić się dziwnie, kiedy babcia mówi, w której sukience ją pochować, a mama zaklepuje sobie na cmentarzu miejsce obok taty. Niech no tylko ktoś z bliskich wypowie słowa „Jak umrę…” wtedy chórkiem odpowiadam: „nawet tak nie mów”. Ale moi bliscy już wiedzą, że po śmierci chciałabym zostać drzewem. Tylko muszę trochę jeszcze pożyć, zanim taka możliwość zostanie u nas wprowadzona prawnie.
Małgorzata Węglarz napisała książkę, której szukałam, której mi brakowało. Szczególnie na poziomie reaserchu do mojej książki ;) Ten reportaż to zbiór rozmów z osobami pracującymi w szeroko pojętej branży pogrzebowej.
Od przedsiębiorców, balsamistów i tanatokosmatologów przez mistrzów ceremonii i towarzyszkę w żałobie po osoby sprzątające po zgonach. Każdy rozdział to inny temat, a rozmowy poprzedzone są wprowadzeniem autorki. Mówi w nich jak szukała rozmówców, od czego zaczynał, konfrontuje to czego dowiedziała się po rozmowie, ze swoimi doświadczeniami i informacjami, a raczej przekonaniami jakie panują na temat branży.
Ten zawód nie jest wolny od stereotypów. Łamanie kości zmarłym, pijani grabarze to mity, z którymi rozprawiała się autorka i jej rozmówcy. Nieco trudniej wymazać z pamięci głośną sprawę łowców skór. To bulwersuje i bez dwóch zdań zasługuje na potępienie. Ale to przecież nie jest standardem, tylko plamą, której na branży zostawili ci bez zasad moralnych.
Jak napisałam na wstępnie śmierć budzi w nas mnóstwo, często skrajnych emocji. Boimy się śmierci. Ale spokojnie i na największy lęk – czyli pochowania żywcem jest sposób – dzwonki do trumny i bynajmniej nie jest to wynalazek dzisiejszych czasów. Z tych dawnych przekonań, tak na wszelki wypadek nie dopuszczamy do tego, by zmarły przeleżał w niedzielę, bo przecież może kogoś ze sobą zabrać. Potrafimy się z niej śmiać, czego przykładem jest Zakład Pogrzebowy Bytom, profil fikcyjnego przedsiębiorstwa w mediach społecznościowych. Czarny humor to ich specjalność. Nie brakuje osób, których właśnie pracy tej branży ciekawi, o czym z kolei świadczy profil Pani z domu Pogrzebowego, która opisuje kulisy swojej pracy. Aż wreszcie szukamy nowych alternatyw. Mistrz ceremonii zamiast księdza, kremacja zamiast pochówku w turmie, a może kiedyś dotrze do naszego kraju wymarzone przeze mnie zastąpienie nagrobków drzewami. Temat śmierci nie może być tabu. Tak wiele można o niej powiedzieć. Nie bójmy się tego.
Czytałam reportaże o pracy policji, strażaków lekarzy, którzy często są świadkami śmierci i historie jakie tam poznałam bardzo mną wstrząsnęły. Ale oni mają też szanse to życie ratować. Obezwładniając szaleńca z nożem, wynosząc kogoś z pożaru, operując rannego lub chorego. A teraz przyszło mi przeczytać książkę o ludziach, którzy wiedzą, że jest już po wszystkim. I jakkolwiek to zabrzmi ta książka dała mi jakiś dziwny spokój. Nie od razu, nie przy każdym rozdziale. Bo oczywiście były momenty, że porządnie wbiło mnie w fotel i musiała zrobić sobie przerwę w lekturze. Ale właśnie o to chodzi, że ta książką tworzy całość. Pewnie nie przez przypadek pod koniec umieszczone są rozmowy z mistrzami ceremonii czy towarzyszką w żałobie, osobami, którzy pomagają przez to przejść, zrozumieć.
To dobra i potrzebna książka. Nie jest lekka i przyjemna, co oczywiste, ale nie jest też dołująca czy przerażająca. Po prostu oswaja nas z rzeczywistością. Oswaja nas ze śmiercią.
A jeśli chcecie jeszcze bardziej pogłębić temat zachęcam do odwiedzenia FB autorki - Poest Mortem - Małgorzata Węglarz.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu MUZA.
Śmierć. Chyba nie ma bardziej skrajnego tematu. Mówi się, że jest tabu. Ale... nie ma to jak trup na pierwszej stronie, co nie? Czytamy o wypadkach, zabójstwach, ofiarach przemocy domowej, czy wreszcie śmierci naturalnej znanych osób. To się klika. Ciekawi. Intryguje.
więcej Pokaż mimo toZaczyna robić się dziwnie, kiedy babcia mówi, w której sukience ją pochować, a mama zaklepuje sobie na...