Cathedral

Okładka książki Cathedral Raymond Carver
Okładka książki Cathedral
Raymond Carver Wydawnictwo: Vintage Books London literatura piękna
214 str. 3 godz. 34 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Vintage Books London
Data wydania:
2009-11-05
Data 1. wydania:
2009-11-05
Liczba stron:
214
Czas czytania
3 godz. 34 min.
Język:
angielski
ISBN:
9780099530336
Tagi:
Carver opowiadania
Średnia ocen

8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Literatura na Świecie nr 9-10/2018 (566-567) Donald Barthelme, Raymond Carver, Joseph Conrad, Steven Millhauser, Liam O'Flaherty, Redakcja pisma Literatura na Świecie, Antonio Tabucchi
Ocena 6,5
Literatura na ... Donald Barthelme, R...
Okładka książki A Hero’s Journey Raymond Carver, Tess Gallagher, Mark Richard
Ocena 0,0
A Hero’s Journey Raymond Carver, Tes...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
904
859

Na półkach:

Carver ma niecodzienna umiejętność pisarską: pisząc o zwykłych zdarzeniach, prostych ludziach i typowych czynnościach potrafi jednocześnie stworzyć atmosferę zaciekawienia, oczekiwania , sympatyzowania z bohaterami i podążania za narracją. W trakcie czytania ( tego już trzeciego zbioru opowiadań Carvera) często myślałam sobie ; może już wystarczy czytania o tych niezbyt świadomych siebie i lekko patologicznych ludziach (ładne określenie ludzi głupich życiowo) ? a jednak czytałam dalej i okazywało się , że coś jednak zapada we mnie głębiej : jakieś słowa, skojarzenia , obrazy koincydencje i emocje. No iw tym zbiorze trzeba powiedzieć o opowiadaniu Katedra napisanym po wyjściu z nałogu alkoholowego autora - piękna symbolika .

Carver ma niecodzienna umiejętność pisarską: pisząc o zwykłych zdarzeniach, prostych ludziach i typowych czynnościach potrafi jednocześnie stworzyć atmosferę zaciekawienia, oczekiwania , sympatyzowania z bohaterami i podążania za narracją. W trakcie czytania ( tego już trzeciego zbioru opowiadań Carvera) często myślałam sobie ; może już wystarczy czytania o tych...

więcej Pokaż mimo to

avatar
223
96

Na półkach: ,

Niezbyt często sięgam po zbiory opowiadań, zazwyczaj tego typu pozycje są nierówne - świetne utwory przeplatane są ze słabszymi. Nie tym razem. Każda historia umieszczona w "Katedrze" jest ciekawa, dająca do myślenia, zostawiająca refleksję na dłużej. Tak, jestem pod wrażeniem.

Zmiany w życiu, przełomy, nie odbywają się w jednej chwili, są zazwyczaj procesem. Ale proces składa się z wielu momentów, często niezbyt spektakularnych, które nas do przełomu zbliżają bądź przeważają szalę. I o takich chwilach są właśnie te opowiadania.

Nie ma sensu streszczać fabuły każdego z nich, ale każda opowiedziana historia jest wciągająca, pomimo iż z pozoru nic się takiego nie dzieje, ot momenty ze zwykłego życia zwykłych ludzi. Nie ma tu spektakularnych zwrotów akcji, ale te opowiadania dokumentują chwile przełomu, sytuacje zmiany, które są już nieodwracalne, które już na zawsze zmieniają życie bądź jego kierunek; dokumentują momenty, w których dochodzi do pewnego rodzaju kulminacji bądź traumy i następującego po niej uwolnienia, w którym bohaterowie zdają (lub nie!) sobie sprawę, że wszystko się zmieniło i już nic nie będzie takie samo.
Momenty te i kulminacje są tak ciche, tak niepozorne, że jest szansa, że je przeoczymy lub nie zwrócimy na nie uwagi. Uważam, że w tym też tkwi siła tych opowiadań, że często dopiero po przeczytaniu i analizie będziemy mogli stwierdzić co i kiedy się tak naprawdę wydarzyło. A to jest dla mnie jeden z wyznaczników dużej literatury - brak oczywistości, żadnej kawy na ławę.

Carver posiada fantastycznie minimalistyczny styl, który nie pozostawia wiele miejsca do interpretacji, ale pasuje idealnie do tej formy literackiej i spełnia swoje zadanie w stu procentach.

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zarekomendować ten zbiór każdemu, kto ceni sobie oszczędność formy i maksimum przekazu. Bardzo warto.

Niezbyt często sięgam po zbiory opowiadań, zazwyczaj tego typu pozycje są nierówne - świetne utwory przeplatane są ze słabszymi. Nie tym razem. Każda historia umieszczona w "Katedrze" jest ciekawa, dająca do myślenia, zostawiająca refleksję na dłużej. Tak, jestem pod wrażeniem.

Zmiany w życiu, przełomy, nie odbywają się w jednej chwili, są zazwyczaj procesem. Ale proces...

więcej Pokaż mimo to

avatar
46
24

Na półkach: ,

Jedną gwiazdkę odejmuję za tłumaczenie, które irytowało mnie niesamowicie pojawiającymi się sporadycznie (i bez związku z oryginałem) potocznymi wrzutkami.

Jedną gwiazdkę odejmuję za tłumaczenie, które irytowało mnie niesamowicie pojawiającymi się sporadycznie (i bez związku z oryginałem) potocznymi wrzutkami.

Pokaż mimo to

avatar
1323
1036

Na półkach: ,

Piekielny talent.

W ramach własnego niepoukładania czytelniczego narzuciłem sobie konieczność czytania opowiadań. Wzgardzona dotąd przeze mnie forma literacka ma swoje koronowane głowy. Wobec tego w ramach nadrabiania wiedzy sięgnąłem po Raymonda Carvera. Pierwsze wrażenie, oczywiście miarą ekonomiczną wyrażone, że taka ta książeczka (wersja fizyczna, nie żaden e-book lub co) malusieńka to i pewnie nie za wiele w niej znajdę. Otóż byłem idiotą.

Raymond Carver jest mistrzem. Jakiekolwiek inne określenia, wyszukane eufemizmy trzeba sobie darować, bo stanowią stratę czasu. Każde słowo ma w sobie ciężar. Każda z postaci jest zwyczajna do bólu. W tym jest moc jego literatury. On portretuje człowieka zwyczajnego w zwyczajnych sytuacjach, ale czyta się to znakomicie. Proszę również zwrócić uwagę, że mamy do czynienia jedynie z fragmentami.

Krótkimi historiami, które są pozbawione puenty. Czasami wpadamy w sam środek wiru zdarzeń, a czasami „przechodzimy obok” i widzimy tylko to co w zasięgu wzroku. A mimo to tak to jest napisane, że jesteśmy w stanie dostrzec głębię psychologiczną każdej z postaci oraz uzmysłowić sobie to co było przed i co może się stać po opisanej scence. Wspaniała literatura, której nie można przegapić. Za tym musi stać jakiś szatan.

Inne: http://www.nowamuzyka.pl/author/jaroslawszczesny/

Piekielny talent.

W ramach własnego niepoukładania czytelniczego narzuciłem sobie konieczność czytania opowiadań. Wzgardzona dotąd przeze mnie forma literacka ma swoje koronowane głowy. Wobec tego w ramach nadrabiania wiedzy sięgnąłem po Raymonda Carvera. Pierwsze wrażenie, oczywiście miarą ekonomiczną wyrażone, że taka ta książeczka (wersja fizyczna, nie żaden e-book lub...

więcej Pokaż mimo to

avatar
350
350

Na półkach: , ,

Chochole tango. Tango ułomne i to nie tylko dlatego, że tancerze są najczęściej pijani swoimi spędzeniami – litrami wódy lub cysternami kawy i dobami ze wzrokiem wbitym w telewizor. Ułomność tanga bohaterów Carvera to brak mocnych akcentów, gracji i i emocji. Tańczą machinalnie – używając półsłówek i równoważników zdań, powtarzając mechanicznie codzienne czynności z piciem i gapieniem się w telewizor na czele. Zdolność akcentowania zatracili już dawno, zagubili się w codzienności. Ich życie to pustka w cudzych domach, na pozbawionych charakteru meblach. Samotność w obcych, zimnych czterech ścianach i atrofia związków, niechęć i mijanie się ludzi, którzy kiedyś wierzyli, że razem zdobędą świat, będą szczęśliwi.
Świat Carvera to świat przegranych nieudaczników, z co najwyżej mgławicowymi wspomnieniami szczęścia, bez żadnej przyszłości. Rzeczywistość tak szara, zatopiona w beznadziei, że wzruszyć ją może tylko prawdziwa tragedia lub nieszczęście – tak jak w „Drobnej przyjemności” i opowiadaniu tytułowym. To zaskakujące opowiadania w tym ponurym tomie. Zaskakujące, bo okazuje się, że chłodne oko Carvera–reportera, relacjonującego nam podróż przez piekło zwane człowieczeństwem, może się ożywić, dostrzec w ludziach ciepło i, przede wszystkim, godność. Tyle, że potrzebny jest prawdziwy wstrząs, oznaka tego, że jeszcze żyjemy, że nie jest tak źle – inni mają trudniej i potrafią żyć z godnością i uśmiechem na twarzy. Bez tego człowiek utknie – tak, jak bohater „Konserwacji” – w piżamie na kanapie przed telewizorem”. Na zawsze.
Dosadna, mroczna. Mroczna, choć w odróżnieniu od „O czym mówimy kiedy mówimy o miłości”, dająca nadzieję.
Zresztą Carvera nie czyta się dla nadziei. Ta proza to przede wszystkim język – mocny i wyrazisty, piękny w swej prostocie. Język opowiadający, obrazujący i oddziałujący jak malarstwo Edwarda Hoopera.

Chochole tango. Tango ułomne i to nie tylko dlatego, że tancerze są najczęściej pijani swoimi spędzeniami – litrami wódy lub cysternami kawy i dobami ze wzrokiem wbitym w telewizor. Ułomność tanga bohaterów Carvera to brak mocnych akcentów, gracji i i emocji. Tańczą machinalnie – używając półsłówek i równoważników zdań, powtarzając mechanicznie codzienne czynności z piciem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
688
319

Na półkach:

Opowiadania (dość zróżnicowane formalnie i treściowo) ponoć o niczym, które podskórnie są o czymś bardziej nawet niż wielowątkowe, rozbudowane opowieści, bo ich naczelną zasadą konstrukcyjną jest trwanie, w którym nawet jeśli dzieje się mało, to dzieje się sporo w sensie psychologicznym, mentalnościowym, w sensie porozumienia lub jego braku z drugim człowiekiem. Jest w tym pisaniu coś pesymistycznego, jakiegoś rodzaju fatum, jednoczesna pozorność ruchu, zmian i stałości, jakaś pułapka. Bohaterowie Carvera są uwikłani i się wikłają, mają nałogi, konfliktują się, tłumaczą siebie innym i sobie samym. I pozostają gdzieś niezmienni, wracają do punktu wyjścia, lub z niego w ogóle nie ruszają na krok. Najlepsze dla mnie opowiadania z tomu to: Pióra, Drobna przyjemność, Ostrożnie i Gorączka.

Opowiadania (dość zróżnicowane formalnie i treściowo) ponoć o niczym, które podskórnie są o czymś bardziej nawet niż wielowątkowe, rozbudowane opowieści, bo ich naczelną zasadą konstrukcyjną jest trwanie, w którym nawet jeśli dzieje się mało, to dzieje się sporo w sensie psychologicznym, mentalnościowym, w sensie porozumienia lub jego braku z drugim człowiekiem. Jest w tym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
733
183

Na półkach: , , ,

Ostatnimi czasy zdarzało się mi przeczytać bądź usłyszeć coś dobrego o "mistrzu krótkiej formy" Raymondzie Carverze, nawiązania do nowych pozycji itd. Jednocześnie ciągle miałem w pamięci przeczytany zbiór opowiadań "Słoń", który niczym mnie nie zachwycił, a raczej mocno zirytował. Wyruszyłem więc po raz kolejny na poszukiwania diabelsko dobrej literatury ze strony Carvera.
I spotkałem się z minimalizmem. Wtłaczał mi się w postaci suchych zdań, ktoś zupełnie zapomniał je nawadniać przysłówkami oraz przymiotnikami, ale rozumiem, taki zamiar i zazwyczaj zaleca się ich pomijanie przy krótszych formach.
Zetknąłem się z bohaterami, którzy najczęściej mieli problem z alkoholem, rozwodami/ rozejściami, chorobami. Zwyczajne amerykańskie rodziny z codziennymi problemami. Gdzie tkwi ich rzekoma genialność? W symbolice, niedopowiedzeniach. Mamy przykładowo mało urocze dziecko oraz domowego pawia, z którym to dziecko lubi się bawić, a więc zostaje zachowana równowaga w przyrodzie. Matka dziecka w przeszłości miała pokrzywione uzębienie, na telewizorze przechowuje pamiątkę w postaci jego gipsowego odlewu, a obecnie ma idealne. Powstają sobie kontrasty i takich smaczków jest wiele, dlatego aby wyciągnąć coś więcej od Carvera, trzeba dogłębnie pojmować te opowiastki, kopać głębiej w swojej głowie, a potem czekać na śnieg, który pokryje usypane góry znaczeń, a wtedy będziemy mogli z satysfakcją zjeżdżać na sankach.
A najlepszym opowiadaniem jest tytułowe - widać w nim pomysł i brawurę, coś naprawdę wyróżniającego się, nawet takie lekkie wow z małych liter.

Jednak nie kupuję takiego stylu pisania. Wedle moich wymagań książka musi posiadać porywisty tekst i nic nie ma do rzeczy fakt, iż zamiarem autora bądź redaktora było celowe skracanie języka. Również stanowczo protestuje przeciwko opinii, że sztuką jest pisać o niczym oraz prowadzić swoje historie donikąd, ależ to jest właśnie najprostsze, a gdy dorzuci się parę uniwersalnej symboliki, wtedy można wyciągnąć setki szalenie ważnych wartości z takich książek. Tylko czy na pewno o to chodzi w tej zmyślnej zabawie wyprodukowanej przez obcych bądź ludzi?

Ostatnimi czasy zdarzało się mi przeczytać bądź usłyszeć coś dobrego o "mistrzu krótkiej formy" Raymondzie Carverze, nawiązania do nowych pozycji itd. Jednocześnie ciągle miałem w pamięci przeczytany zbiór opowiadań "Słoń", który niczym mnie nie zachwycił, a raczej mocno zirytował. Wyruszyłem więc po raz kolejny na poszukiwania diabelsko dobrej literatury ze strony Carvera....

więcej Pokaż mimo to

avatar
746
700

Na półkach: ,

Jest wielką sztuką opowiadać o nikim i wytyczać kierunek swoich historii donikąd. Prowadzenie niedopowiedzianych opowieści musi być zrobione nadzwyczaj sprawnie, abym czytając je miał wrażenie, że poruszam się w samym sednie ludzkich problemów. Bo wtedy tylko jestem zafascynowany prozą, gdy temat przez nią poruszany staje mi przed oczami jak żywy i nie pozostawia złudzeń co do jego autentyczności. To ma mnie poruszać a przeczytany tekst napawać nadzieją ciągłego podnoszenia poprzeczki przez jego autora. Jednym zdaniem, muszę odczuwać bliskość drugiego dna zakopanego głębiej, niż sięga mój wzrok śledzący litery. Dlatego właśnie od dzisiaj uważam Raymonda Carvera za geniusza, który potrafi z niczego zrobić coś. Z trywialnych przedmiotów i sytuacji stworzyć krótkie, lecz wielkie opowiadania.

Amerykański minimalizm Carvera precyzyjnie trafił w moje oczekiwania. Gdzieś na podupadłych przedmieściach, w wynajmowanych mieszkaniach oraz w postaciach alkoholików i bezrobotnych, wyraził swoją niemożność zmiany czegokolwiek w cokolwiek. Uchwycił zerwane więzi międzyludzkie i otarł się o skraj izolacji. Przedstawił marny świat bez wzbogacania go poetycką otoczką. Pokazał go takim, jakim jest. Czyli zwykłym, wyrwanym z kontekstu i niedokończonym życiem pewnych osób, które przypadkiem stały się bohaterami "Katedry". Ale to wszystko, pomimo swej pospolitości jest opowiedziane z tak wielkim otwarciem do środka ludzkiego wnętrza, że nie sposób uniknąć podejrzenia o istnienie czegoś silniejszego od tego, co widzimy. Że gdzieś w głębi tych kilkunastu opowiadań, płynie podskórny prąd z wyraźnym przesłaniem czegoś przejmującego.

Większość opowiadań "Katedry" zaczyna się tak naprawdę w momencie jakby się miały właśnie kończyć. Koniec mógłby zostać zamieniony z początkiem i nie miałoby to większego znaczenia. Ale każda z tych opowieści jest zwiastunem czegoś nowego i trudnego. Czegoś, z czym ich bohaterowie muszą się zmierzyć, uśmierzyć swoje lęki lub nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Być może byłem świadkiem historii prowadzących donikąd ale poczucie zagubienia, które mi przy tym towarzyszyło, mogłem wyczuć w sylwetkach ludzi wyraźniej niż gdziekolwiek indziej. Raymond Carver ukazał zwykły ból i niemoc. Nie musiał używać w tym celu metafizycznych skojarzeń, jego problemy miały być przyziemne i tak zostały przedstawione.

Czytając "Katedrę" miałem żal do pisarza o to, że jego opowiadania są tak bardzo krótkie. Nie potrafiłem się rozpędzić w labiryncie ludzkich problemów a mocno tego potrzebowałem. Dzięki dostępności i łatwej przyswajalności tej prozy mogłem żyć zupełnie czymś innym, niż otaczająca mnie rzeczywistość. Wśród bohaterów, z których każdy chciał mi coś opowiedzieć, znalazłem wiele symboli utwierdzających mnie w wielkości prozy Carvera. Z pewnością powrócę do jego literackiego świata, gdzie wszystko co jest opowiedziane z pozoru prosto, podszyte być musi tajemniczą głębią.

Jest wielką sztuką opowiadać o nikim i wytyczać kierunek swoich historii donikąd. Prowadzenie niedopowiedzianych opowieści musi być zrobione nadzwyczaj sprawnie, abym czytając je miał wrażenie, że poruszam się w samym sednie ludzkich problemów. Bo wtedy tylko jestem zafascynowany prozą, gdy temat przez nią poruszany staje mi przed oczami jak żywy i nie pozostawia złudzeń co...

więcej Pokaż mimo to

avatar
608
67

Na półkach:

Świetne! Zupełnie inne, nowe dla mnie podejście do konstruowania opowiadań - jakby niedomkniętych, a jednak bardziej błyskotliwych i szczerych niż niejedno pisanie nastawione na efektowne zakończenie i zwroty akcji. Carver jest inny, ma inną wrażliwość. Nie jest efekciarski, a uwagę skupia w subtelny, inteligentny sposób. Małe, niby "zwyczajne" wyimki rzeczywistości tworzy jakiś cudem tak, by mimo swojej "nieistotności", zawsze trzymały za gardło, niepokoiły i poruszały. Carver robi wrażenie - szczegółem, wybitną starannością, uważnym spojrzeniem na człowieka. Choć to duszne opowiadania i raczej przygnębiające, da się w tym zbiorze odnaleźć trochę nadziei. Uff.

Świetne! Zupełnie inne, nowe dla mnie podejście do konstruowania opowiadań - jakby niedomkniętych, a jednak bardziej błyskotliwych i szczerych niż niejedno pisanie nastawione na efektowne zakończenie i zwroty akcji. Carver jest inny, ma inną wrażliwość. Nie jest efekciarski, a uwagę skupia w subtelny, inteligentny sposób. Małe, niby "zwyczajne" wyimki rzeczywistości tworzy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2446
2372

Na półkach:

CARVER RAYMOND /CLEVIE/ /1938-88/ /17.10.2011/
UWAGA z 4.05.2016. POD WPŁYWEM RECENZJI MARCINA KALIŃSKIEGO Z LC ZWIĘKSZYŁEM ILOŚĆ GWIAZDEK DO SIEDMIU, LECZ SWÓJ PIERWOTNY TEKST POZOSTAWIAM BEZ ZMIAN. KALIŃSKI m.in. pisał:
„...Nie dajcie sobie jednak wmówić, że to "opowiadania o niczym". Puentę i finał trzeba sobie tu bowiem wyłuskać spomiędzy kolejnych zdań. Jednym to oczywiście przypadnie do gustu, a innych znudzi.
Mnie zmusiła do (może i banalnej) refleksji nad tym "ile niezwyczajności tkwi w zwyczajności". ..”
UWAGA z 11.11.2013: Od trzech m-cy mam dostęp do internetu, dzięki któremu można wszystko znaleźć, nawet minimalizm w literaturze; mimo oświecenia w tej materii zostawiam tekst bez zmian, gdyż chodzi o sedno mojej recenzji.
Wyczytałem o nim kiedyś w Tygodniku Powszechnym, że to „amerykański Czechow”. Czym się kierował recenzent, Bóg raczy wiedzieć, bo jedyne podobieństwo można dostrzec w długości opowiadań. Po przeczytaniu posłowia i to okazuje się złudą. Otóż, okazuje się, że formę „short stories” zawdzięczamy przyjacielowi i wydawcy autora, Gordonowi LISH, który skracał opowiadania średnio z pięciu tysięcy słów do dwóch. Autorzy antologii Carvera rozpaczają nad skrótami, które ponoć zubożyły „dzieła”, a ja, w przeciwieństwie do nich, żałuję, że wydawca nie skrócił ich do „góra” tysiąca słów, dzięki czemu straciłbym dwa razy mniej mego cennego czasu na poznanie tej twórczości. Właściwie, gdyby ich przyjaźń była szczera i prawdziwa, to edytor wspomógłby potrzebującego „pisarza” w inny sposób, a nie przyczyniał się do „brnięcia” jego w pisarstwo. Zaznaczę tu, iż piszę te słowa dokładnie dwie doby po cudem przeżytym paskudnym ataku serca co legitymizuje pogląd, że mój czas jest cenny, bo coraz go mniej. Oddajmy tymczasem głos wydawcy:
„Kolejno ponure, śmieszne i rozdzierające serce opowiadania Raymonda Carvera pozostawiają nie dającą się zatrzeć obecność w amerykańskiej literaturze. Carver pisał bezlitośnie o desperacji i zdradzie, o frustracjach klasy pracującej, o rozdźwięku wynikającym z różnicy płci i o spustoszeniu wywoływanym przez alkohol. Lecz jego wrażliwość była złożona: on mógł także pisać ze współczuciem i liryzmem poety. .....Wieloznaczne raczej niż kategoryczne, oraz sprawiające wrażenie, że wszystko co najważniejsze pozostało niedopowiedziane, opowiadania Carvera zostały uznane za przykłady nowej szkoły w amerykańskiej beletrystyce znanej jako MINIMALISM lub DIRTY REALISM, którego szeroki wpływ odczuwa się do dnia dzisiejszego....”
Nie wiem jak dla Państwa, bo dla mnie to bełkot. Autorami jego są profesor i adiunkt jakiegoś University of Hartford w Connecticut, którzy poświęcili ponad dwie dekady /!!!!/ badaniom twórczości Carvera /”...have devoted more than two decades to the work of Raymond Carver”/. Przecież to czysta paranoja I to podwójna: u „badaczy”, bo jak nawet najwybitniejszym autorem można zajmować się ponad dwadzieścia lat, gdy tyle fascynacji czeka na nas w otaczającym świecie, jak i u osób przydzielających środki finansowe na prowadzenie badań. A w Polsce tak trudno zdobyć “granty” na badania humanistyczne. Nim bliżej się zajmę notą wydawcy podam, że pana Carvera nie ma w żadnym almanachu, jak również w Websterze z 1990 roku. Dzięki swojemu uporowi znalazłem jednakże wzmiankę o nim w Websterze z 2003 r., dziewięciolinijkową, kończącą się stwierdzeniem: „Umarł na raka płuc w wieku 50 lat. Jego MINIMALIST styl wywarł silny wpływ na późniejszych pisarzy”.
Mam szeroko rozwinięte zainteresowania paraczytelnicze /para - obok/, tzn, że KAŻDA lektura inspiruje mnie do poszerzania zasobu mojej wiedzy. Takoż i w tym przypadku próbowałem się /mimo wszystko/ intelektualnie wzbogacić dowiadując się /chociaż/ co to za zwierzę ten MINIMALISM czy jak, kto woli DIRTY REALISM, przez co zrekompensowałbym sobie czas stracony na samą lekturę. Sukces osiągnąłem połowiczny, bo dowiedziałem się sporo o minimalizmie przede wszystkim w rzeźbie, jak również w malarstwie i muzyce, lecz nigdzie nie znalazłem słowa wyjaśniającego co ten termin oznacza w literaturze. Moją zdobyczą się dzielę:
MINIMALIZM - Dwudziestowieczny kierunek w sztuce i muzyce charakteryzujący się ekstremalną prostotą formy i odrzuceniem emocjonalnej treści. /Już to zdanie absolutnie uniemożliwia przeniesienia semantycznego do twórczości Carvera - przyp. mój/. W sztukach wizualnych, rozwinął się w latach 1950., w Nowym Jorku, jako protest przeciw panującemu w abstrakcjonizmie ekspresjonizmowi. Odrzucając dekoratywność i wyrażanie osobistych uczuć minimaliści kładli nacisk na strukturę /używając prostych geometrycznych form/, kolor, jak również „bezosobowość”. Wierzyli bowiem, że sztuka winna wyłącznie odnosić się sama do siebie /self-referential/. /Za mądre to dla mnie, lecz nachodzi mnie deja vu czyli paramnezja, iż polscy moderniści głosząc maksymę „sztuka dla sztuki” byli ideologicznie podobni, lecz tamto doprowadziło do secesji. A co do głoszonej przez minimalistów simplifikacji tj uproszczenia to przypomina mnie się twórca „czarnego kwadratu”, Kazimierz Malewicz /1878-1935/, który osiągnął apogeum w tej materii dając początek SUPREMATYZMOWI, stanowiącemu jakby wyższe stadium w upraszczaniu formy w stosunku do KUBIZMU/. W każdym razie termin „MINIMALIZM” ukuła /prawdopodobnie/ krytyczka sztuki Barbara ROSS pod wpływem prac rzeźbiarzy takich jak Donald JUDD /1928-94/ i Robert MORRIS /ur.1931/. Za prekursora uważany jest również Carl ANDRE /ur.1935/, który w 1988 r. został uniewinniony z zarzutu próby morderstwa swojej żony /Ana MENDIATA - też rzeźbiarka/ przez wyrzucenie jej przez okno. Ale to dygresja. W malarstwie odnotowujemy trzy nazwiska: Elsworth KELLY /ur.1923/, Agnes MARTIN /ur.1912/ oraz Frank STELLA /ur.1936/. Całkowicie inaczej przedstawia się sprawa w muzyce. Zrozumiałem tyle, że podstawowy wpływ miała muzyka hinduska /i in. krajów płd-wsch Azji/, a sam minimalizm polega na wielokrotnym powtarzaniu frazy z powolną stopniową zmianą jej składników. Główni przedstawiciele to: La Monte YOUNG /ur.1935/, Terry RILEY /ur.1935/, Steve REICH /ur.1936/ i John ADAMS /ur.1947/.
Lecz wracajmy do naszego Carvera. Gdy byłem młody mówiono o mistrzu krótkiej formy - Hemingwayu, później o Fitzgeraldzie, z „klasyki” znałem Guy de Maupassanta, a z życia Himilsbacha, Iredyńskiego, Nowakowskiego, nie zapominając o Hłasce. Nie mogę nie wspomnieć też o opowiadaniach „dla dorosłych” Kornela Makuszyńskiego. A jeszcze Andre Gide ze swoim „Konformistą”. Co do Janka Himilsbacha, to przy pierwszym zbiorku opowiadań pt „Monidło”, pomagał mu arcymistrz felietonu HAMILTON /Jan Zbigniew Słojewski/ dzięki któremu każde opowiadanie jest „perełką”. Ostatnio, w ramach powrotu do młodzieńczych lektur, rozkoszowałem się Jamesa Joyce’a „Dublińczykami” i je właśnie chcę porównać z opowiadaniami Carvera. Łączy je ogarniająca czytelnika nuda przy lekturze pierwszych opowiadań, która w przypadku Carvera towarzyszy do końca, a u Joyce’a, poprzez sukcesywnie rosnące zainteresowanie, doprowadza do ekstatycznej empatii i identyfikacji z mieszkańcami Dublina. U Joyce’a przewodnią jest maksyma Terencjusza: „NIHIL HUMANI A ME ALIENUM PUTO” /nic ludzkiego nie jest mi obce/, która zmusza czytelnika do zastanowienia się nad miejscem jednostki w społeczności. Carver, poza alienacją człowieka i zanikiem rodziny w europejskim znaczeniu tego pojęcia, nic nie ma nam do przekazania, a amerykańska powierzchowność uczuć objawiająca się np wspólną konsumpcją indyka, raz w roku, jest zbyt banalna, by mogła kogokolwiek poruszyć.
Typowym przykładem jest opowiadanie pt „Boxes”. Staruszka matka, osamotniona po śmierci męża, postanawia przeprowadzić się na drugi koniec Stanów, by być bliżej jedynego syna. Kochający /”po amerykańsku”/ syn uważa, że dotychczasowy kontakt z matką-staruszką polegający na jednej w miesiącu rozmowie telefonicznej, w której /i którą/ on potwierdza swoją synowską miłość jest „enough”, przeto odradza matce przyjazd argumentując złą pogodą w zimie, nawałem turystów w lecie, a przez cały rok niebezpieczeństwem płynącym z usytuowania więzienia w sąsiedztwie domu starców. Matka jednak przyjeżdża, syn nie ma dla niej czasu, więc po miesiącu pakuje się ona w tytułowe BOXES i szykuje do odjazdu. Siedząc na BOXES, po raz kolejny odkłada wyjazd pod pretekstem niezjedzonego kurczaka, wymuszając tym odwiedziny syna. W końcu wyjeżdża do Kalifornii, a zatroskany, kochajacy syn telefonuje do niej i oświadcza, że ją kocha. Banał do kwadratu.
W innym opowiadaniu pt „Cathedral” mamy szczęśliwe /”po amerykańsku”/, kochające się /jw. „po amerykańsku”/ małżeństwo, tzn dwoje ludzi żyjących obok siebie. Ona znajduje powiernika w niewidomym, u którego kiedyś pracowała jako opiekunka. Zaproszenie niewidomego do ich rezydencji przeraża małżonka, a przyjazd uświadamia, że ten obcy człowiek wie więcej o żonie i ich małżeństwie niż on sam. Symboliczne rysowanie tytułowej katedry, w końcowej fazie z zamkniętymi oczami, ma potwierdzić dotychczasową ślepotę małżonka na ich związek i otaczający świat.
Reasumując: po ostatnio czytanych utworach trzech uznanych /nie przeze mnie/ pisarzy amerykańskich /Ian McEwan, Frank McCourt, Nick Hornby/ mamy czwartego przeciętniaka - Carvera.
Mimo usilnych starań Ameryka Paryżem się nie stanie i nie będzie dyktować trendów, ani w sztuce, ani w literaturze. Wobec takiego stwierdzenia zakończę opinią MIŁOSZA o Amerykanach: „Masa, rojowisko ciał ludzkich ŻYJĄCYCH FIZJOLOGICZNIE....Oni zeżrą wszystko.... Instynkty NIE SKAŻONE ZROZUMIENIEM, jak u plemion prymitywnych”

CARVER RAYMOND /CLEVIE/ /1938-88/ /17.10.2011/
UWAGA z 4.05.2016. POD WPŁYWEM RECENZJI MARCINA KALIŃSKIEGO Z LC ZWIĘKSZYŁEM ILOŚĆ GWIAZDEK DO SIEDMIU, LECZ SWÓJ PIERWOTNY TEKST POZOSTAWIAM BEZ ZMIAN. KALIŃSKI m.in. pisał:
„...Nie dajcie sobie jednak wmówić, że to "opowiadania o niczym". Puentę i finał trzeba sobie tu bowiem wyłuskać spomiędzy kolejnych zdań. Jednym to...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    308
  • Przeczytane
    127
  • Posiadam
    44
  • Ulubione
    11
  • Literatura amerykańska
    8
  • Chcę w prezencie
    4
  • Obyczajowe
    2
  • 2019
    2
  • 2018
    2
  • Chcę kupić
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Cathedral


Podobne książki

Przeczytaj także