rozwińzwiń

Korekta

Okładka książki Korekta Thomas Bernhard
Okładka książki Korekta
Thomas Bernhard Wydawnictwo: Czytelnik literatura piękna
344 str. 5 godz. 44 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Korrektur
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
2013-05-01
Data 1. wyd. pol.:
2013-05-01
Liczba stron:
344
Czas czytania
5 godz. 44 min.
Język:
polski
ISBN:
9788307032665
Tłumacz:
Marek Kędzierski
Tagi:
bernhard korekta literatura austriacka
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
159 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
139
139

Na półkach: , , ,

Thomas Bernhard – Korekta (1975) (8.5)

Thomas Bernhard – Korekta (1975) (8.5)

Pokaż mimo to

avatar
195
109

Na półkach:

Dzięki takim zabiegom, jak ograniczenie liczby akapitów do 2, narracji bohaterów rwącej jak strumień górskiej rzeki, Bernhardowi udało się osiągnąć pokazać problem ciągle aktualny, czyli cienką granicę między geniuszem a szaleństwem. Co charakterystyczne dla tego autora, wyolbrzymił prawdziwą historię, w tym przypadku Ludwiga Wittgensteina. Mimo wszystko, ze styli Thomasa Bernharda, wolę ten późniejszy, występujący m.in. w "Wycince".

Dzięki takim zabiegom, jak ograniczenie liczby akapitów do 2, narracji bohaterów rwącej jak strumień górskiej rzeki, Bernhardowi udało się osiągnąć pokazać problem ciągle aktualny, czyli cienką granicę między geniuszem a szaleństwem. Co charakterystyczne dla tego autora, wyolbrzymił prawdziwą historię, w tym przypadku Ludwiga Wittgensteina. Mimo wszystko, ze styli Thomasa...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1173
1149

Na półkach:

Kolejna książka Mistrza, która wciąga niczym bagno, uzależnia jak narkotyk.

Rzecz o tym, że nie da się niczego uporządkować i posegregować – ani cudzej spuścizny, ani tym bardziej samego siebie. O niemożności korekty - nie tylko tekstu pisanego, ale i własnego życia. O tym, że korekta to w istocie zniszczenie – i tekstu, i siebie samego, co może być przecież tym samym. I jeszcze o dysfunkcjonalności rodziny („rodzice jako praniszczyciele swoich dzieci”).

„Nieustannie korygujemy, a z największą bezwzględnością korygujemy siebie samych, ponieważ w każdej chwili musimy konstatować, że wszystko zrobiliśmy błędnie (napisaliśmy, pomyśleliśmy, postąpiliśmy),że błędem było działać w błędzie, że do tego momentu wszystko jest fałszywe, dlatego korygujemy ten błąd, a potem znowu korygujemy korektę tego błędu, i korygujemy wynik tej korekty korekty i tak dalej”.

To moja 8. książka austriackiego pisarza, a zarazem najtrudniejsza z dotychczasowych, ale i najbardziej chyba transowa. Słynna bernhardowska perseweracyjna fraza. Nielinearność narracji w stopniu najwyższym. Nagłe zmiany narratorów bez uprzedzenia czytającego. Przemieszanie wątków ciągnących się czasem przez całe stronice - wracających nagle do czytelnika lub też i nie. Nieodłączna mizantropia. Tak demonizowana dziś ojkofobia etc, etc…. A mimo wszystko – czy też raczej: dzięki temu wszystkiemu – satysfakcja końcowa gwarantowana!

Fabuła, jak to u Bernharda, jest najmniej ważna. Ważne zaś jest, by po prostu zanurzyć się wraz z głową, koniecznie wraz z nią, w tym rwącym strumieniu świadomości, poddać mu się bez reszty i płynąć, płynąć….

Ktoś tu wcześniej porównał „Korektę” do „Auto da fe” Canettiego. Zgadzam się w pełni co do trafności tej analogii. Z jednym jednak zastrzeżeniem: książka noblisty jest absolutnym (kto powie że bezpodstawnym?) arcydziełem pesymizmu co do człowieka. Jako taką, stawiam ją jednak ponad wszystko….

Cytaty, słowa Bernharda, można by mnożyć w nieskończoność:

…Tak zwany kraj ojczysty był bowiem dla niego, tak samo zresztą, jak dla tylu innych stąd pochodzących, niczym innym jak tylko najstraszliwszą karą wymierzaną mu przez całe życie….

…Tutaj wszelkie wysiłki, by podnieść się, ruszyć, pójść naprzód, muszą spełznąć na niczym, wszędzie, obojętnie w którą stronę człowiek skieruje swój wzrok, wytęży rozum, podejmie wysiłek, zobaczy wyłącznie kres wszelkich wysiłków, by podnieść się, ruszyć, pójść dalej, rozwinąć się…

…Poszanowanie bowiem jest chyba najtrudniejszą formą w stosunkach międzyludzkich, większość ludzi jest kompletnie niezdolna okazywać poszanowanie, a właśnie ono jest najważniejsze, ludzie woleli podziw od poszanowania (…) i tym swoim podziwem u tego podziwianego niszczyli wszystko to, co w nim najwartościowsze…

…Tych najbardziej zepchniętych na margines społeczeństwa zawsze darzył sympatią, przestępcy, z którymi nikt nie chce mieć nic wspólnego, mogli być zawsze pewni jego przychylności…

…Społeczeństwo to wyłącznie miliony, setki milionów chorujących na siebie samych, nic innego, z tym że jedni, nieszczęśliwi, ci najnieszczęśliwsi, szkalowani i zdradzeni, obrzucani obelgami i szyderstwem, całym ludzkim brudem, z całą podłością wtrącani są za kraty, a drudzy nie….

….Zamieszkuje tu, pomyślałem, gatunek ludzi znany z wczesnej fazy historii ludzkości, wykluczony z ogólnego postępu, ludzie, którzy nic nie wiedzą, tylko otępiale coś przeczuwają, wciąż zasklepieni w relacji opartej na zaufaniu do natury, choć niebezpiecznej i bolesnej, to przecież gwarantującej przeżycie, natury, na której łup całkowicie są wydani, tak jak ich ojcowie, i dziadowie, i pradziadowie, ponieważ nie mają wyboru…

….Każdy człowiek nosi w sobie jakąś ideę, która go w końcu zabija…

…Zadajemy się z ludźmi, ponieważ mamy z tego korzyść, sądzimy, że w ich towarzystwie uzyskamy jakąś korzyść….

Siedzieliśmy wciąż przy stole, wymieniając między sobą milczenie….

….Wszystko robi się w pośpiechu, w nadmiernym pośpiechu, nikt nie chce ani chwili odczekać, wszystko ma być natychmiast, wszyscy rzucają się bezmyślnie na złamanie karku, gdziekolwiek człowiek spojrzy, wszystko ma być zrobione od razu, w rezultacie czego wszystko robi się w najwyższym stopniu chaotycznie…

….Mamy zawsze tylko złudzenie spokoju, w chwili bowiem, w której wstąpić w nas mógłby spokój, mówię „mógłby, mógłby, mógłby”, już znajdujemy się w wielkim niepokoju….

…Nie powinniśmy posuwać się do tego, żeby we wszystkim i w każdym i za wszystkim i za każdym, domyślać się czegoś osobliwego, zagadkowego, znaczącego…

…Jeżeli mięlibyśmy ustawicznie przypisywać znaczenie wszystkiemu, co spostrzegamy, to znaczy i temu, co się w nas dzieje, do tego robiąc z tego jakąś zagadkę, wcześniej czy później byśmy zwariowali, pomyślałem. Wolno nam widzieć to tylko, co widzimy, a to, co widzimy, jest tylko tym, co widzimy…

…Kiedy ktoś zajęty jest myśleniem o sytuacji innych osób, zawsze przynosi to ulgę i jego własną sytuację czyni znośniejszą…

…A ponieważ papiery Rotheima, o ile wiem, nie miały żadnych oznakowań, strony nie miały numerów itd., teraz mogłem jedynie oczekiwać, że już nigdy nie zaprowadzę w nich porządku, takie porządkowanie zawsze mnie przecież doprowadza do pasji, szewskiej pasji….

….Wielokrotnie powtarzałem: uporządkować, posegregować i tyle razy to powtórzyłem, że aż musiałem się zaśmiać, głośnym śmiechem….

…Myślenie moje naturalnie rzecz jasna brało się nie z tego, co dawało mi spokój, tylko z tego, co spokoju nie dawało. To, co wypowiadamy, wtedy kiedy wypowiadamy się całym naszym jestestwem, bierze się zawsze tylko z niepokoju. (…) Tylko bowiem nasze myśli i uczucia, uczucia wynikające z myśli, i myśli wynikające z uczuć, najbardziej się liczą. Spokój to nie życie…

…Narobili sobie dzieci, ale w gruncie rzeczy do posiadania dzieci wcale się nie nadawali, zresztą wcale nie chcieli mieć dzieci, ojciec chciał mieć tylko kogoś, kto odziedziczy majątek, nie dzieci, nie potomków, ale dziedziców…

…(Matka) robiła wszystko, co było w jej mocy, żeby od tak zwanych dobrych książek, w gruncie rzeczy jednak w ogóle od książek, trzymać nas wszystkich, a więc i moje rodzeństwo, z daleka…

….Do wszystkiego trzeba było nas zmuszać, ponieważ żądano wciąż od nas czegoś, czego nie chcieliśmy robić, nawet jeśli było to cos, czego chcieliśmy, żądano od nas tego akurat w momencie, w którym nie chcieliśmy….

…W sztuce dręczenia się osiągnęliśmy już bowiem szczyty niewymuszonej naturalności, nasza wzajemna nienawiść coraz bardziej się pogłębiała i wszystko prognozowało coraz większe możliwości dalszego pogłębiania owej nienawiści…

…Siedzimy w milczeniu, kompletnie wyczerpani, nie mając już siły, by się nienawidzić…

…Wolno nam widzieć to tylko, co widzimy, a to, co widzimy, jest tylko tym, co widzimy…

Kolejna książka Mistrza, która wciąga niczym bagno, uzależnia jak narkotyk.

Rzecz o tym, że nie da się niczego uporządkować i posegregować – ani cudzej spuścizny, ani tym bardziej samego siebie. O niemożności korekty - nie tylko tekstu pisanego, ale i własnego życia. O tym, że korekta to w istocie zniszczenie – i tekstu, i siebie samego, co może być przecież tym samym. I...

więcej Pokaż mimo to

avatar
145
18

Na półkach:

Coś pięknego :)

Coś pięknego :)

Pokaż mimo to

avatar
385
250

Na półkach:

Chyba nie będzie to nieprawdą, jeśli nazwę Korektę najsmutniejszą z powieści Thomasa Bernharda. Jest tu dużo o człowieku i o nieszczęśliwym człowieku. Oczywiście atmosfera wielce absurdalna i wszystko absurdalne, i dlatego może jeszcze bardziej smutne. Inspiracje wittgensteinowskie wprost przedstawione, nie tylko w samej (cudownej, na marginesie) postaci Roithamera, ale też w całej opowieści i sposobie jej opowiedzenia. Pozostawia człowieka trochę wyzutym i całe szczęście.

Chyba nie będzie to nieprawdą, jeśli nazwę Korektę najsmutniejszą z powieści Thomasa Bernharda. Jest tu dużo o człowieku i o nieszczęśliwym człowieku. Oczywiście atmosfera wielce absurdalna i wszystko absurdalne, i dlatego może jeszcze bardziej smutne. Inspiracje wittgensteinowskie wprost przedstawione, nie tylko w samej (cudownej, na marginesie) postaci Roithamera, ale też...

więcej Pokaż mimo to

avatar
44
23

Na półkach:

Trans na jednym oddechu. Nie dla każdego, ale warto.

Trans na jednym oddechu. Nie dla każdego, ale warto.

Pokaż mimo to

avatar
163
6

Na półkach:

medytacja

medytacja

Pokaż mimo to

avatar
393
167

Na półkach:

"Korekta" jest tekstem genialnym. Czego można żałować, to tego, że polski przekład z konieczności został pozbawiony wad oryginału. Myślę, że akurat w tej książce niedociągnięcia są stylowe i coś znaczą. Choćby tyle, że autor nie zniszczył czegoś pierwotnego i doskonałego swym doskonalącym poprawianiem. Choć żadnego ze zdań nie da się przemienić w lotny cytat ani mądrościowe przesłanie, to zawiera w sobie liczne połacie tekstu pełne tak wszechogarniającej mądrości, że nie zrobiłabym źle, czytając "Korektę" codziennie, do końca życia, nawet we fragmentach. A może właśnie tak tylko można ją dobrze czytać. "Korekta" to nie fabuła i wszystkich poszukiwaczy wciągających i trzymających w napięciu historii mocno rozczaruje. "Korekta" to medytacja. Podróż jednocześnie na szczyt, jak i w głąb. To rozciąganie się horyzontu w przestrzeni, ale i w czasie. To dorozumienie samotności. To rytm. Rytm dochodzenia do sensu. Mantra. Modlitwa. Szum. Jedność. Szaleństwo. Geniusz.

"Korekta" jest tekstem genialnym. Czego można żałować, to tego, że polski przekład z konieczności został pozbawiony wad oryginału. Myślę, że akurat w tej książce niedociągnięcia są stylowe i coś znaczą. Choćby tyle, że autor nie zniszczył czegoś pierwotnego i doskonałego swym doskonalącym poprawianiem. Choć żadnego ze zdań nie da się przemienić w lotny cytat ani mądrościowe...

więcej Pokaż mimo to

avatar
374
65

Na półkach:

Bernard mógłby takim stylem pisać o dupie Maryny (albo raczej jakiejś austriackiej Maren),a i tak byłoby do fascynujące. Rytm jego prozy jest wciągający, hipnotyczny, trzeba się mocno skoncentrować, aby w niego wpaść, jednak potem niesie już dalej z coraz większym impetem i coraz większą prędkością, ma się wrażenie, że tekst przyspiesza, a czytając go, trudno wręcz usiedzieć w miejscu, trzeba wstać, przejść się, trochę ochłonąć i czytać dalej, na jednym, długim oddechu. Narratorem pierwszej części "Korekty" jest przyjaciel Roithamera, austriackiego przyrodnika pracującego w Cambridge. Przyjaciel ten przyjeżdża do Altensam, rodzinnej miejscowości obu bohaterów, aby uporządkować pisma przyrodnika, który popełnił samobójstwo. Druga część to już same pisma Roithamera. Pierwsza część daleko bardziej udana niż druga. Zaskakuje, że podczas gdy narracja przyjaciela Roithamera nieustannie odnosi się do uczonego, to w części drugiej uczony niemal nie wspomina o swoim przyjacielu. Pierwsza część ujawnia pełną jednostronnej fascynacji relację między Roithamerem a jego przyjacielem, druga to już zapiski samego Roithamera na temat projektu jego życia, projektu budowy Stożka, obiektu, jaki postawić miał zamiar w środku lasu dla swojej siostry, a wbrew swoim rodzicom i reszcie rodzeństwa (człowiek ten był bowiem nie tylko przyrodnikiem, ale jak się okazuje, interesował się muzyką, a swój ostateczny projekt ulokował w dziedzinie sztuki budowlanej, słowem, można go potraktować jako uosobienie każdego rodzaju szalonego geniusza). Właśnie to powiązanie projektu Roithamera z jego osobistym życiem, to, dla kogo i przeciw komu budował, jest dla mnie najbardziej interesującym wątkiem powieści, daje, jak sądzę, wiarygodny wgląd w to, jak rozmaite naukowe czy też artystyczne pasje i obsesje wyrastają z podłoża, jakim jest dom rodzinny czy też otoczenie pierwszych lat życia. Pisze Bernhard: "na wszystko, czym dzisiaj jesteśmy, co spostrzegamy, dostrzegamy i widzimy, jak się nam przydarza, na to wszystko wpłynęły te nasze spostrzeżenia i obserwacje w drodze do szkoły, a może nawet wszystko się z nich składa". Trudno mi jednak dojść do tego, w jaki sposób "Korekta" ma odpowiadać na pytanie o prawdę w filozofii, naukach przyrodniczych, czy też metodologii nauk, jak jej cel określał sam autor. Czy chodzi o to, że podobnie jak Roithamer cały czas dokonywał korekty swojej budowli i cały czas dociekał na nowo sensu jej powstania, tak prawda jest nieuchwytna i zależy od perspektywy, z jakiej jest dociekana, w ten sam sposób, w jaki perspektywa Roithamera na jego dzieło zależała, na przykład, od tego, czy przebywał w Cambridge, czy w Altensam? Powieść Bernharda jest bowiem nieprzerwanym potokiem słów, w którym dochodzi do nieustannego korygowania wcześniejszych wypowiedzi, jednak bez ich wymazywania, słowo raz wypowiedziane, napisane, zostaje na kartach powieści, a następne są nieustanną próbą jego dopowiedzenia czy też zaprzeczenia, bez wymazywania, bez zacierania. "Korekta" jest więc w istocie, jak wskazuje sam tytuł, zapisem procesu korekty, korekty myśli przede wszystkim, jest zapisem procesu myślenia, jednak nie takiego jak w joyce'owskim strumieniu świadomości, pełnym zewnętrznych wtrętów, lecz myślenia daleko bardziej skoncentrowanego. Powieść Bernarda jest korektą w toku, która nigdy nie może zostać ukończona, którą przerwać może tylko śmierć, samobójstwo, czemu sprzyja hipnotyczny styl Bernharda, rodzaj transu, z którego trudno jest się wydostać. Może więc tutaj przejawiałaby się w jakiś sposób filozofia Wittgensteina (na którego osobie podobno wzorowana jest postać Roithamera) z jej koncepcjami relatywności języka, i różnych perspektyw z jakich można opisywać rzeczywistość, a absolutny punkt, taki jak Stożek, który usiłował wznieść Roithamer, jest niemożliwy, nikt nie może, albo nawet nie chce do niego wejść, tak jak nie chciała wejść do niego siostra Roithamera i tak jak nie mógł wejść do niego Roithamer, oboje popełnili samobójstwo. Może tak. Po napisaniu tego krótkiego omówienia, czuję, że uchwyciłem z powieści Bernarda więcej niż wcześniej. Dokonałem korekty.

Bernard mógłby takim stylem pisać o dupie Maryny (albo raczej jakiejś austriackiej Maren),a i tak byłoby do fascynujące. Rytm jego prozy jest wciągający, hipnotyczny, trzeba się mocno skoncentrować, aby w niego wpaść, jednak potem niesie już dalej z coraz większym impetem i coraz większą prędkością, ma się wrażenie, że tekst przyspiesza, a czytając go, trudno wręcz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
139
67

Na półkach:

Właśnie brak korekty jest konieczny do życia. Wszystko uprościć, mówić jak najmniej, iść ciągle naprzeciw, pamiętać o zmianie kierunku, wierzyć w miłość, mało mówić.

Właśnie brak korekty jest konieczny do życia. Wszystko uprościć, mówić jak najmniej, iść ciągle naprzeciw, pamiętać o zmianie kierunku, wierzyć w miłość, mało mówić.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    496
  • Przeczytane
    210
  • Posiadam
    58
  • Ulubione
    15
  • Teraz czytam
    13
  • Chcę w prezencie
    8
  • Literatura austriacka
    6
  • Do kupienia
    3
  • 2018
    3
  • 2014
    2

Cytaty

Więcej
Thomas Bernhard Korekta Zobacz więcej
Thomas Bernhard Korekta Zobacz więcej
Thomas Bernhard Korekta Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także