Niedziela życia
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Klasyka z Europy
- Tytuł oryginału:
- Le Dimanche de la vie
- Wydawnictwo:
- Biuro Literackie
- Data wydania:
- 2016-10-03
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-10-03
- Liczba stron:
- 200
- Czas czytania
- 3 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365125378
- Tłumacz:
- Hanna Igalson-Tygielska
- Tagi:
- literatura francuska powieść epika Hanna Igalson-Tygielska
- Inne
Niedziela życia to jedna z trzech „powieści mądrości” Raymonda Queneau – bardzo zabawna i poważna zarazem książka o dniach bez jutra, o złu zakorzenionym w człowieku. Otwiera ją motto z Hegla, a sam tytuł powieści stanowi bezpośrednie nawiązanie do dzieła niemieckiego filozofa. Proza Queneau nie ma jednak w sobie nic z suchego traktatu, wręcz przeciwnie: to raczej gotowy scenariusz na film, wartkie i błyskotliwe dialogi, zabawne pomysły i nieoczekiwane zwroty akcji. „Niedziela życia” trafia do polskich czytelników w znakomitym przekładzie Hanny Igalson-Tygielskiej.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Klasyka, filozofia i HUMOR
„Niedziela życia” to jedna z tak zwanych „powieści mądrości” Raymonda Queneau, francuskiego pisarza i filozofa, komentatora Hegla. Ta napisana w 1951 roku książka długo czekała na swoje polskie tłumaczenie. Autor nawiązuje do filozofii Hegla, łącząc jego przemyślenia na temat ludzkiej naiwności z dużą dozą humoru i ironii. Akcję urozmaicają charakterystyczne dla autora eksperymenty językowe, gdy słów i elementy mowy potocznej.
Po pięcioletniej służbie na Madagaskarze szeregowy Valentin Brû wraca do Francji bez konkretnych planów na życie. Chętnie zostałby zamiataczem ulic, jednak nie dane mu jest spróbować swoich sił w tym zawodzie, bo otrzymuje propozycję małżeństwa od dwadzieścia lat starszej Julii, właścicielki pasmanterii. Wraz z rozwojem akcji poznajemy losy małżeństwa Brû, ich rodziny i znajomych: jednoosobowa podróż poślubna, praca w sklepie z ramkami, polegająca głównie na obserwowaniu mijającego czasu, autokarowa wyprawa szlakiem słynnych francuskich bitew czy wybieranie autorów lektur na postawie nazw ulic. W powieści nie brak komicznych elementów, jednak równocześnie skłania do refleksji.
Eksperymenty stylistyczne Queneau nadają książce dość nowoczesnego charakteru i podkreślają elementy humorystyczne. Wprawdzie niektóre użyte przez tłumaczkę wyrażenia, jak „w porzo”, „wyżerka” czy „hajtnąć się”, lekko rażą w czasie lektury, jednak oddają tym samym zamysł autora, aby wprowadzić do powieści mowę potoczną. Duża część książki składa się z dialogów, dzięki czemu z łatwością można ją sobie wyobrazić wystawianą na scenie, do tego akcja nabiera pewnej dynamiki, a postacie życia. Zresztą, jak uprzedza autor: „Postacie występujące w tej powieści są prawdziwe i wszelkie podobieństwo do osób nieistniejących jest przypadkowe” – jak można zignorować książkę, która tak dobrze się zaczyna?
Agnieszka Kruk
Książka na półkach
- 105
- 48
- 25
- 3
- 3
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
- Granice twojego języka niech będą granicami twojego poznania – ta zasada Mędrca chyba odnosi się do sympatycznych, acz mocno ograniczonych, typowych francuskich mieszczan, bohaterów tej lekko surrealistycznej książki, typowej dla Raymonda Quenaeau, nie tylko czujnego obserwatora, ale i czułego diagnosty swych rodaków, nawet gdy są niezłymi typkami.
Jego „Ćwiczenia stylistyczne” mnie zachwyciły, „Psia trawka” uwiodła. A i „Niedziela życia” także daje sporo satysfakcji czytelnikowi W narracji, pozornie o niczym, mamy tu - jak to u Mistrza - ludzkie niedorozumienia, zamierzone lub nie gry słowne, kalambury i rożne inne figury retoryczne, na które przyjemnie natknąć się zwłaszcza wtedy, gdy wypowiadają je lub przemyśliwują - no cóż, trzeba to powiedzieć – prostaczkowie ze średnio niższej klasy średniej, tak we Francji rozrośniętej. Pytanie jednak, czy naprawdę są oni tak zupełnie nieświadomi zarówno niełatwych zawiłości języka, jak i bezkresnych jego możliwości? A może to tylko zabawa Autora? Główny bohater Valentin wraz z tokiem narracji nabiera wszak ostrej samoświadomości a na koniec pyta wręcz sam siebie, jakim prawem „gardzi tymi prostakami, ich babami i gówniarzami”.
Queneau po mistrzowsku składa lakoniczne, jakże celne dialogi. Taka np. pyszna rozmowa miedzy siostrami, z których jedna jest pożądającą męża - czyli Valentina - „starą panną” (nb. cóż to dziś za dziaderska syntagma!):
- Powiedz, uważasz, ze jestem przechodzona? - Wcale nie. - Gębusia jak? - W porzo. – Piersiątka? - Mogą być. - Nóżęta? - Jak trzeba. - To o co chodzi? – Liczy się nie tylko strona fizyczna. Chodzi też o morale”.
Podczas poszukiwania kandydata na męża w wojskowym rejestrze, którego w nim nie ma, zniecierpliwiony oficer z żelazną logiką mówi siostrze nieszukającej męża: „Gdyby figurował, mógłbym podać powody, dla których mógłby nie figurować, ale skoro nie figuruje, doprawdy nie widzę, jak mógłbym pani podać powody, dla których mógłby figurować” (finalnie figura oficera sfigurzyła się fikuśnie z tą figlarną siostrą…).
A po ślubie? Valentin cieszy się z „umiejętnie prowadzonej polityki niezabierania głosu”. „- Może moglibyśmy odłożyć podroż poślubną do wakacji – zaproponował. A wakacje, zaoponowała Julia, kiedy w takim razie pojedziemy na wakacje? W końcu przyjęli jedyne możliwe wyjście; jedno jedyne, znaczy się, że tylko Valentin sam jeden odbędzie podroż poślubną (…). Dwa tygodnie powinny wystarczyć. Człowiek się męczy zbytnią bliskością i na dłuższą metę drażni go byle drobiazg (…) 14 dni jest w sam raz, akurat tyle trzeba żeby było milo, ale nie zemdliło”.
I jeszcze parę innych smacznych cytatów:
„- Co ty masz z tyłu głowy? – zapytał Valentin.
- Oparcie krzesła – odpowiedziała Julia”.
„Pozostała mu jedynie rozległa pustka czasu. Postanowił zobaczyć, jak płynie czas, co jest zadaniem równie trudnym, jak przyłapanie samego siebie na zasypianiu”.
A skoro jesteśmy we Francji, to nie obejdzie się bez licznych a smakowitych kulinariów, np „Żarcie sprzeda się zawsze. Jak wszystko jest w porządku, ludzie żrą, bo są zadowoleni, a jak coś nie idzie, to żrą, żeby się pocieszyć” czy . też: „Paul zaczyna widzieć życie w kolorze różowego porto, co jest o wiele korzystniejsze niż kolor zielonego pernoda niosącego z sobą zawsze pewna dozę agresji”. Przy okazji niektórzy dowiadują się, że ostryga żyje w chwili jej spożywania….
Szczególnie gorzka prawda o „słodkiej Francji” i samych Francuzach ujawni się w narracji z chwilą wybuchu II wojny. A Autor i tak wydawał się nie mieć żadnych złudzeń co do swych rodaków nawet i podczas pokoju „Wypowiedzenie wojny, jeszcze bez efektu, zdawało się przyozdabiać ich niewidzialną Legią Honorową za rany odniesione na polu miłości własnej”.
Taka scena w przepełnionym pociągu po mobilizacji:
„ – Niech pan spojrzy na tych łobuzów – mówi do Valentina, wskazując ośmiu osobników w przedziale solidnie przyśrubowanych do swoich miejsc - Za nic się nie ruszą, nawet jakby im bomba na łeb spadła (…) Zupełnie nie jak ludzie, śladu człowieczeństwa. Myślą tylko o sobie. Biedna Francja. A ja? Dlaczego ja też nie mogę siedzieć. Jestem taki zmęczony, żadnemu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby mnie zapytać.
- Egoiści z nich, prawda? – mówi Valentin.
- Otóż to. Myślą tylko o sobie, nie o mnie.
- A o mnie – mówi Valentin – myśli pan, że choć trochę myślą o mnie?
- A co mnie to obchodzi!”
A gdy już wojna przyszła i szybko przeszła przez „słodką Francję”?
„- Takim ględzeniem nie podniesiemy Francji – mówi Paul.
-Tym bardziej, ze leży jak długa i szeroka – odpowiada z humorem Julia”.
Przykłady wspaniałego przekładu Hanny Igalson-Tygielskiej dają o sobie znać niemal na każdej stronie. Najlepszą ilustracją jej nieortodoksyjnego, twórczego podejścia do oryginału jest scena na dworcu kolejowym, zakończona: „para buch, koła w ruch!”.
Pora na kolejne książki Queneau, który wielkim mistrzem języka był!
- Granice twojego języka niech będą granicami twojego poznania – ta zasada Mędrca chyba odnosi się do sympatycznych, acz mocno ograniczonych, typowych francuskich mieszczan, bohaterów tej lekko surrealistycznej książki, typowej dla Raymonda Quenaeau, nie tylko czujnego obserwatora, ale i czułego diagnosty swych rodaków, nawet gdy są niezłymi typkami.
więcej Pokaż mimo toJego „Ćwiczenia...
Kolejna absurdalno-groteskowa powieść Raymonda Queneau. Starsza o kilka lat od legendarnej „Zazi w metrze”, ale już zawiera elementy widoczne w jego najsłynniejszym dziele. Skończony katalog postaci, powracających w różnych fazach powieści, filozoficzne przemyślenia pozornych prostaczków, elementy fonetycznego słowotwórstwa, wyrażenia slangowe czy wręcz surrealistyczne sytuacje.
Autor opatrzył swoje dzieło adnotacją „Postacie występujące w tej powieści są prawdziwe i wszelkie podobieństwo do osób nieistniejących jest przypadkowe”, co potencjalnego czytelnika powinno zachęcić lub odrzucić.
Jak to u Queneau opowiadanie fabuły nie ma najmniejszego sensu. Z odniesień do aktualnej sytuacji we Francji i w Europie wynika, iż powieść rozgrywa się pomiędzy 1936 (rządy Frontu Ludowego) a 1940 rokiem (klęska Francji w II wojnie światowej),głównie w Paryżu, ale i w okolicach Bordeaux (na początku),przede wszystkim w środowisku drobnomieszczańskim, wówczas dość licznym.
Atutem jest postać głównego bohatera – zdemobilizowanego żołnierza-prostaczka Valentina Brû, który wydaje się być całkowicie pozbawiony ambicji. Mimo to jego pozornie absurdalne i głupie, ale jednak celne, konstatacje skłaniają do przemyśleń. Podobnie jak równie trafne uwagi twardo stąpającej po ziemi jego niemłodej żony Julii czy też przenośnie Paula, męża Chantal.
Realizm idealnie miesza się z groteską, jak w dwukrotnej pogoni Julii za Valentinem czy w postaciach paryskich kupców bądź policyjnego tajniaka w salonie Madame Saphir zaś absurdalny humor sytuacyjny z inteligentnym szyderstwem w pozornie naturalnie przedstawionych sytuacjach z życia codziennego.
Jednym słowem wielopoziomowa jazda bez trzymanki, ale jednak nie tak dobra, jak „Zazi w metrze”.
Kolejna absurdalno-groteskowa powieść Raymonda Queneau. Starsza o kilka lat od legendarnej „Zazi w metrze”, ale już zawiera elementy widoczne w jego najsłynniejszym dziele. Skończony katalog postaci, powracających w różnych fazach powieści, filozoficzne przemyślenia pozornych prostaczków, elementy fonetycznego słowotwórstwa, wyrażenia slangowe czy wręcz surrealistyczne...
więcej Pokaż mimo toPełna absurdu historia o przedziwnym, acz zdaje się szczęśliwym, związku dwojga ludzi z wojną w tle.
Pełna absurdu historia o przedziwnym, acz zdaje się szczęśliwym, związku dwojga ludzi z wojną w tle.
Pokaż mimo to[...]
- Uważasz, że jestem szpetna?
- Nie, nie, całkiem dobrze się trzymasz. Ale dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat różnicy to już coś. Ty mogłaś widzieć, jak francuska piechota w czerwonych portkach drobiła przed prezydentem Fallières. A on nawet nie musi wiedzieć, co to za jeden ten Fallières.
- Po pierwsze, dzięki za aluzję.
- Taka jest prawda.
- Co więcej, on nie ma dwudziestu lat. A co więcej mam to gdzieś. Powiedz: uważasz, że jestem przechodzona? [...]
Tak oto gawędzą sobie siostry Sègovie, obie rozkosznie wygadane i przebojowe. Julia, panna niezupełnie młoda i niezupełnie panna, upatrzyła sobie szeregowca Brû jako kandydata na męża. A że chłopak jest poczciwiną bez większych ambicji, marzącym jedynie o zobaczeniu pola bitwy pod Jeną, po krótkim namyśle przystanie na propozycję matrymonialną. Ba! wciągnie się nawet w prowadzenie sklepu pasmanteryjnego żony.
"Niedziela życia" to nader pocieszna powieść, głównie dzięki Valentinowi, który z racji swej prostolinijności (żeby nie powiedzieć naiwności) stwarza zabawne sytuacje. I tak na przykład samotnie wyjeżdża w podróż poślubną, zakochuje się w guzikach i postanawia zostać ich kolekcjonerem, kiedy indziej zgadza się przepowiadać przyszłość pod postacią Madame Saphir. Val nie jest jednak głuptasem – owszem, czyta pasjami „Marie Claire”, ale też coraz intensywniej oddaje się badaniom czasu i filozoficznym rozważaniom. Wszystko ku zadowoleniu Julii, która najwyraźniej nie pomyliła się w wyborze męża.
W powieści Raymonda Queneau pobrzmiewają i poważniejsze tony: ludzie umierają lub zapadają na ciężkie choroby, mówi się o wojnie z Niemcami, na koniec ogłoszona zostaje mobilizacja. Że "Niedziela życia" nie jest błahą komedyjką, podpowiada już motto z Hegla ([...] jest to niedziela ich życia, która wszystkich zrównuje i usuwa wszystko, co złe; ludzie, którzy mogą być tak z całego serca weseli, nie mogą być naprawdę na wskroś źli i niegodziwi),w rozważaniach Brû także trafiają się celne spostrzeżenia. Jego postać jest zresztą jedną wielką pochwałą stoicyzmu i zdrowego rozsądku.
Książka pozostawia czytelnika w dobrym nastroju i nie mogło być inaczej, zważywszy na styl Queneau, który obfituje w humor sytuacyjny i słowny i charakteryzuje się fantastycznym żywym językiem. Osobiście żałuję tylko, że tłumaczka uwspółcześniła mowę potoczną, ponieważ dzisiejsze odzywki młodzieżowe zupełnie nie pasują do realiów przedwojennego Paryża. Poza tym lektura prima sort, z okładką włącznie.
https://czytankianki.blogspot.com/2017/05/niedziela-ich-zycia.html
[...]
więcej Pokaż mimo to- Uważasz, że jestem szpetna?
- Nie, nie, całkiem dobrze się trzymasz. Ale dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat różnicy to już coś. Ty mogłaś widzieć, jak francuska piechota w czerwonych portkach drobiła przed prezydentem Fallières. A on nawet nie musi wiedzieć, co to za jeden ten Fallières.
- Po pierwsze, dzięki za aluzję.
- Taka jest prawda.
- Co więcej, on nie ma...
„Niedziela życia”, czyli ponowne spotkanie z Raymondem Queneau (1903-1976),chyba mogę powiedzieć, że moim „dobrym znajomym”, bowiem pięć lat temu obroniłem pracę magisterską na temat jego ostatniej powieści „Le Vol d’Icare” („Lot Ikara”).
„Niedziela życia”, opublikowana w wydawnictwie Gallimard w 1952 roku, czekała na polski przekład bardzo długo, bo aż do roku 2016, czyli 54 lata. To osiem lat przed powstaniem grupy OuLiPo (Warsztatu Literatury Potencjalnej),której Raymond Queneau był współzałożycielem. Uważam, że późniejsza działalność pisarza w ramach tejże grupy położyła cień na jego wcześniejszych dokonaniach literackich (wywodzących się przecież z surrealizmu),nieco ją spłaszczając, szufladkując jako jedynie twórczość eksperymentalną, podległą „rygorom formalnym” (fr. contraintes formelles”). „Niedziela życia” to dzieło pośrednie – między surrealizmem a oulipizmem. Queneau nie eksperymentował w niej jeszcze aż tak bardzo, jak chociażby w wydanej siedem lat później i ze wszech miar przełomowej powieści „Zazie w metrze”. Alexandre Kojève (1902-1968),francuski filozof, komentator dzieł Hegla określił „Niedzielę życia” jako „powieść mądrości”. To dzieło niezwykle udane, łączące w sobie tonację komiczną i tragiczną – portretujące tzw. klasę średnią z lat trzydziestych XX wieku we Francji, absurd relacji międzyludzkich, lecz także pokazujące postawy ludzi wobec nadchodzącego zagrożenia wojną. To także powieść na wskroś filozoficzna – otwiera ją bowiem cytat z Hegla, a główny bohater, Valentin Brû wydaje się być uosobieniem heglowskiej filozofii, zwłaszcza zaś koncepcji relacji duch-osoba. Wszystkie zmagania Brû sprawiają wrażenie prób odzyskania kontroli nad duchem, bądź też przystosowania własnej świadomości do reguł przez ducha narzucanych.
Wielokrotnie też podkreślano „filmowość” tej powieści Queneau, mówiąc że „Niedziela życia” jest de facto gotowym scenariuszem filmowym. I tak jest w istocie – Raymond Queneau wielokrotnie pisywał na użytek filmu, z czasem zaś jego pisarstwo coraz bardziej przesiąkło filmowym stylem. I tak na przykład, jego ostatni utwór prozatorski, „Le Vol d’Icare” (napisana w 1968, niestety jak dotąd nie tłumaczona na język polski),przedmiot badań mojej pracy magisterskiej, został explicite jako „powieść w formie scenariusza filmowego” (fr. „roman en forme de scénario”). Zaś sama „Niedziela życia” została zekranizowana bardzo szybko, bo już w 1967 roku w reżyserii Jeana Hermana, sam Queneau zaś był współautorem scenariusza.
Jednak „Niedziela życia” jest doskonałym utworem na wszystkich płaszczyznach sensu – również na tym najwyższym, najłatwiej dotykalnym. Śmieszy i zadziwia, tak charakterystyczna dla Raymonda Queneau sugestywność odmalowanych postaci, oryginalny język powieści, bezkresna wyobraźnia autora, świat przedstawiony pozornie naznaczony realizmem, w którym jednak pewien pierwiastek szaleństwa powoduje, że dzieją się rzeczy niesamowite i niezwykłe. Jedyne zastrzeżenie mam do tłumaczki utworu, Haliny Igalson-Tygielskiej za użyty w kilku sytuacjach, zupełnie nieadekwatny rejestr języka. Rozumiem, że jej intencją było oddanie zwrotów potocznych, jednak współczesnych wyrażeń przez nią zaproponowanych z pewnością nie używano ani w roku publikacji utworu, ani tym bardziej w 1936 – roku akcji powieści.
Serdecznie jednak polecam – trudno bowiem przejść obojętnie obok dzieła, rozpoczynającego się od zastrzeżenia autora: „Postacie występujące w tej powieści są prawdziwe i wszelkie podobieństwo do osób nieistniejących jest przypadkowe”. Trawestując motto z Hegla: skoro jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, nie jest możliwe, żebyśmy byli nieprawdziwi.
„Niedziela życia”, czyli ponowne spotkanie z Raymondem Queneau (1903-1976),chyba mogę powiedzieć, że moim „dobrym znajomym”, bowiem pięć lat temu obroniłem pracę magisterską na temat jego ostatniej powieści „Le Vol d’Icare” („Lot Ikara”).
więcej Pokaż mimo to„Niedziela życia”, opublikowana w wydawnictwie Gallimard w 1952 roku, czekała na polski przekład bardzo długo, bo aż do roku 2016,...
W pięknym slangu i niebystrych bohaterach Queneau umieszcza tyle ciepła i piękna, że nawet pomimo ich bucowości ja kocham tych buców i nikomu nie oddam!
W pięknym slangu i niebystrych bohaterach Queneau umieszcza tyle ciepła i piękna, że nawet pomimo ich bucowości ja kocham tych buców i nikomu nie oddam!
Pokaż mimo to