Żywoty urojone i inne prozy
- Kategoria:
- klasyka
- Seria:
- Proza Światowa
- Tytuł oryginału:
- Vies imaginaires
- Wydawnictwo:
- Państwowy Instytut Wydawniczy
- Data wydania:
- 2016-11-25
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-11-25
- Liczba stron:
- 320
- Czas czytania
- 5 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788364822674
- Tłumacz:
- Bronisława Ostrowska, Zenon Przesmycki, Leon Schiller, Wincenty Korab-Brzozowski
- Tagi:
- Marcel Schwob Wincenty Korab-Brzozowski Bronisława Ostrowska Zenon Przesmycki Leon Schiller Żywoty urojone literatura francuska
Tom gromadzi cztery książki wybitnego prozaika, Marcela Schwoba, z którego garściami czerpał Jorge Luis Borges, którego cytował Jerzy Stempowski, którym karmił się Roberto Bolaño. Przede wszystkim mamy tu Żywoty urojone, wspaniałe krótkie prozy, korowód postaci zawieszonych między istnieniem a nieistnieniem, o których wiadomo niewiele lub zgoła nic, wyrzutków społecznych, morderców i piratów, księżniczkę indiańską Pocahontas, półboga Empedoklesa, podpalacza Herostratesa, poetę Lukrecjusza. Ich widmowe losy ubrane w płaszcz fikcji mówią nam o naturze ludzkiej więcej niż niejedna biografia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Niech żyje bal
Próbuję sobie przypomnieć, w jakim stanie świadomości byłam, deklarując chęć recenzji „Żywotów urojonych”. Nie przypominam sobie żadnego kaca, żadnego zakładu ani przymusu udowodnienia czegokolwiek komukolwiek. Za to pamiętam, że czytałam, że Borges czerpał garściami ze Schwoba i nie rozumiem tylko dlaczego nie zapaliła mi się wówczas czerwona lampka? Pewnie dlatego, że albo moje ego już bardzo się nadymało albo zawierzyłam doszczętnie tym nielicznym, którzy książkę przeczytali i pozostali w zachwycie. Tak, pewnie im zwyczajnie pozazdrościłam.
Już lektura Gaddy („Poznawanie cierpienia”) postawiła poprzeczkę wysoko. I choć napisałam, że był to ciężki i trudny tekst i że zapewne nie potrafię docenić go w pełni, przyznać muszę, że myślę o nim do dnia dzisiejszego (co daje mi niemal pewność, że do niego wrócę). Relacja matka-syn nieustannie zaprząta moją głowę. O Schwobie jak na razie powiem tyle, że jestem skonfundowana po lekturze, nieco zagubiona i czuję się trochę tak, jakby mnie ktoś wysadził po tej podróży na stacji zero. Jestem mała, nic nie rozumiem a przede mną szmat drogi do przebycia.
Zaczęło się niewinnie, jak wszystkie zgubne przygody: Wiedza historyczna nic nie mówi o jednostkach. W najlepszym razie odsłania nam tylko punkty styczności ze sprawami zbiorowymi.* Potem było już bardziej pod górę.
„Żywoty urojone i inne prozy” to zbiór tekstów Schwoba, który gromadzi cztery książki prozaika: „Żywoty urojone”, „Krucjata dziecięca”, „Księga Monelli” i „Mimy” a każda z nich jest osobliwa.
„Żywoty” są pełne masek, skrzą się aż od ironii, tną jak mieczem, ale nie na oślep lecz precyzyjnie, jakby autor po kilkudniowych skomplikowanych obliczeniach wyznaczył cel i potem trafiał idealnie w punkt. To festiwal erudycji i inteligencji wymagający od czytelnika nie tylko rozumienia przedłożonego przed nim tekstu, ale również pewnego obycia w kulturze i literaturze. I tak jak nieśmiało zapowiedział autor na początku, oddał hołd jednostce. Nie koniecznie zawsze tej wybitnej. To prawdziwy bal maskowy w najwykwintniejszych kostiumach. I nawet kiedy już Ci się wydaje, że wiesz, kto się tam kryje za tym morzem atłasu i koronek, dostajesz prztyczka w nos.
Pozostałe trzy księgi niczym nie ustępują pierwszej jeśli chodzi o poziom i kunszt. Nie mniej to już raczej nie jest zabawa a gorzka pigułka, która nie raz może utknąć w gardle.
Kiedy tak zbiorczo myślę o tych wszystkich księgach zachodzę w głowę, co tam się działo w umyśle autora? W moim pojęciu, na czas lektury przybrał on szaty jakiegoś boga, który stworzył świat, ale nie zamierza w niego zbytnio ingerować, bo wie co się stanie. Siedzi więc sobie na wysokościach i patrzy, co się dzieje z jego zabawkami… czasem tylko dmuchnie albo chrząknie, jak ktoś za bardzo zaczyna kozaczyć…
PIW uraczył nas w zeszłym roku kilkoma pozycjami na najwyższym poziomie. I wielki szacunek za to, że w dobie, gdzie najlepiej sprzedają się pudelkowe powieści wymagające od czytelnika jedynie umiejętności czytania, wydawnictwo oferuje nam zbiór kilku książek, które redefiniują (u mnie na pewno) pojęcie czytelnika o nim samym i o literaturze. I które nade wszystko zawracają go do punktu wyjścia i rozwijają przed nim ten długi dywan, sygnalizując jak wiele jeszcze drogi jest do przebycia. I mimo trudności, które będą się piętrzyć, to jest dobra perspektywa, bo zapewnia przyszłość i przestrzeń.
*cytat pochodzi z recenzowanej książki
Monika Stocka
Książka na półkach
- 227
- 61
- 31
- 3
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Im jestem starszy, tym bardziej w książkach interesuje mnie "jak" niż "co".
Schwob idealnie trafia w tę coraz silniejszą potrzebę, skłaniającą do wyszukiwania prozy artystycznej, czy ściślej poetyckiej. I to jest wartość - można otworzyć "Żywoty" w dowolnym miejscu i nie dbając nawet o fabułę, rozkoszować się finezyjną frazą Autora.
I tylko zastanawiam się, ile w tych przepięknych tekstach jest tłumacza, którymi byli przecież wybitni polscy twórcy z tamtych lat. Książka do ciągłych powrotów
Im jestem starszy, tym bardziej w książkach interesuje mnie "jak" niż "co".
więcej Pokaż mimo toSchwob idealnie trafia w tę coraz silniejszą potrzebę, skłaniającą do wyszukiwania prozy artystycznej, czy ściślej poetyckiej. I to jest wartość - można otworzyć "Żywoty" w dowolnym miejscu i nie dbając nawet o fabułę, rozkoszować się finezyjną frazą Autora.
I tylko zastanawiam się, ile w tych...
Dzieło niezwykłej urody, pod każdym względem oryginalne, porywające, zadziwiające i magiczne. Autor z talentem genialnego malarza-alchemika, przedstawia plastyczne, hipnotyzujące obrazy, przemawia głosami bohaterów sprzed wieków. Jest jak medium, przez które wysącza się tajemnica innych światów. Jest ironiczny, czuły, błyskotliwy, przewrotny i bolejący. Jest w tej prozie więcej poezji niż w dziełach zebranych niejednego Noblisty. Książka do delektowania się i odkrywania kolejnych odcieni i smaków na całą resztę dni.
Dzieło niezwykłej urody, pod każdym względem oryginalne, porywające, zadziwiające i magiczne. Autor z talentem genialnego malarza-alchemika, przedstawia plastyczne, hipnotyzujące obrazy, przemawia głosami bohaterów sprzed wieków. Jest jak medium, przez które wysącza się tajemnica innych światów. Jest ironiczny, czuły, błyskotliwy, przewrotny i bolejący. Jest w tej prozie...
więcej Pokaż mimo toMoją (nomen omen) piętą achillesową w literaturze jest mitologia. Jakoś jej nie czuję, nie rozumiem i chyba zawsze tak już będzie. Lektura "Żywotów urojonych" była dla mnie nie lada wyzwaniem, bo nawiązań do mitologii jest tu od groma.
Na zbiór składają się cztery publikowane wcześniej utwory Schwoba (1867-1905)- Żywoty urojone, Krucjata dziecięca, Księga Monelli i Mimy- w oryginalnych przekładach tłumaczy Młodej Polski. To bardzo uniwersalne opowieści, mieszczące się gdzieś na pograniczu mitu i baśni. Przypominały mi opowiadania innego Francuza- Julesa Supervielle'a (którego "Orfeusza" bardzo Wam polecam! ). Teksty są alegoryczne, dość mroczne i depresyjne. W tytułowym utworze Schwob serwuje czytelnikowi ponad 20 króciutkich biografii, m. in. Herostrata, Petroniusza czy Pocahontas),które balansują na granicy między pochyleniem się nad indywidualnym bohaterem, a ukazaniem uniwersalności jego historii. W "Krucjacie dziecięcej" autor oddaje głos uczestnikom krucjaty z XIII wieku- to bardzo smutna opowieść, ale za to jak pięknie napisana. Zresztą niezaprzeczalnie największą zaletą tego zbioru jest jego język. Piękne zdania, wysmakowana fraza i poetyckość prozy Schwoba potrafią zachwycić, ale wymagają od czytelnika również literackiego wyrobienia i skupienia. Mnie momentami "Żywoty urojone" pokonywały, zwłaszcza "Księga Monelli", która była zbyt oniryczna, tajemnicza i po prostu nieczytelna. Może jeszcze kiedyś przyjdzie mi się z nią zmierzyć...
Przy lekturze Schwoba dużo grzebałam w internecie - czytałam o osobach, które opisał w "Żywotach", oglądałam ich portrety, w przypadku malarzy ich obrazy, szukałam informacji o krucjacie dziecięcej itd.— to, że ta lektura inspiruje do takich poszukiwań jest zapewne jej kolejną zaletą.
Jeżeli szukacie trudnej, ale przynoszącej satysfakcję książki - ten zbiór powinien Was zadowolić.
"Niechaj droga twoja nie wiedzie od jednego kresu do drugiego, tego bowiem nie ma na świecie; lecz niechaj każdy twój krok będzie oddzielnym wybuchem" (Księga Monelli)
Moją (nomen omen) piętą achillesową w literaturze jest mitologia. Jakoś jej nie czuję, nie rozumiem i chyba zawsze tak już będzie. Lektura "Żywotów urojonych" była dla mnie nie lada wyzwaniem, bo nawiązań do mitologii jest tu od groma.
więcej Pokaż mimo toNa zbiór składają się cztery publikowane wcześniej utwory Schwoba (1867-1905)- Żywoty urojone, Krucjata dziecięca, Księga Monelli i Mimy-...
Kto nie pojmie istoty rzeczy ten powie, że spotkał szaleńca przedkładającego urojoną różnorodność zjawisk nad ich rzeczywistość. Że ulegając chwilowemu czarowi rozmaitości obrazów, stał się uczestnikiem sabatu mamideł nekromancji. Właśnie takie powierzchowne wrażenie sprawia wędrowny czarodziej, mistrz sztuk wyzwolonych, mieszający przeróżne formy w tyglu swej wyobraźni. Jednak bajeczna fantastyczność poruszanych tematów i umiejętność ich zmierzwiania w płodnej fantazji, niekoniecznie musi przesądzać o pospolitej szarlatanerii, która próbuje zamącić w czytelniczych umysłach. Marcel Schwob ma o wiele bardziej skomplikowaną naturę, niż może nam się pobieżnie wydawać. Jego świat sięga dalej niż Słupy Herkulesa i głębiej niż podziemne nurty letejskiej wody. To, co słyszalne przez stronice jego "Żywotów urojonych", to szmer obudzonych cudów. To pełna plugawości "Księga Monelli", stokroć obrzydliwsza od potwornej Scylli. Mógłbym przysiąc, że widziałem wiele, jednak o wszystkim Wam opowiedzieć nie mogę.
Nie dziwię się, że sam Jorge Luis Borges czerpał z bogactwa Marcela Schwoba. Wydaje mi się nawet, że w wielu wypadkach ten wielki Argentyńczyk mógłby zostać uczniem francuskiego prekursora surrealizmu. Jednak o możliwości tak skomplikowanej zależności dwóch twórców pisać mi nie wypada, wolę skoncentrować się na osobowości dzieł Schwoba. W ciągu ostatnich kilku dni nauczyłem się patrzeć przez pryzmat chwili. Dzięki tajemniczej Monelli poznałem teorię, według której nie ma potrzeby oczekiwania na śmierć, ponieważ ona jest już w nas, za naszego życia. Do końca swoich dni będę pamiętać tę dziewiczą postać. W mojej pamięci pozostanie jako osobliwa forma egzystencji, zawieszona gdzieś pomiędzy ciałem a duszą.
Odbicia postaci z prozy Marcela Schwoba są tak dalekie i chłodne, że na samą myśl o nich, przebiegają mnie ciarki. Jego bohaterowie być może są ubodzy w słowa, ale ten kto ich powołał do życia, wykazał się elokwencją ponad wszelką miarę. Często potworni i odrażający swym zachowaniem, wzbudzają litość i pragnienie poznania okoliczności w jakich stworzono te ludzkie monstra. Twórczość Schwoba jest bardzo trudna. Nie tylko pod względem pojęciowym wymaga dużej erudycji. Również w odniesieniu do sfery eterycznej, przypomina o ciągłym doskonaleniu się w otwartości na rzeczy niematerialne. W imieniu pisarza śmiało stwierdzę, że nie jest to literatura z tego świata. Jego nieuchwytny styl lewituje gdzieś pomiędzy Hadesem a władztwem Zeusa.
Zamierzam na przekór Marcelowi Schwobowi patrzeć w przeszłość aby nie zapomnieć o jego awangardowości. On sam napisał, że należy zabijać wspomnienia a spowiadanie się z dokonanych czynów nie jest wskazane. Jego zdaniem minione czasy umarły i nie powinno się szukać ciągłości w tym, czego już nie ma. Jednak postąpię przeciwnie, niż chce tego mistrz opowiadań. Zachowam mroczne miejsca, wydzielające smutną woń. Zapamiętam wyciągnięte ze śmietnika historii postacie kreślące delfickie maksymy, "bądź sobą" oraz "ćwicz rozum". Ponieważ zawdzięczam francuskiemu pisarzowi tak wiele, jak nigdy dotąd.
Kto nie pojmie istoty rzeczy ten powie, że spotkał szaleńca przedkładającego urojoną różnorodność zjawisk nad ich rzeczywistość. Że ulegając chwilowemu czarowi rozmaitości obrazów, stał się uczestnikiem sabatu mamideł nekromancji. Właśnie takie powierzchowne wrażenie sprawia wędrowny czarodziej, mistrz sztuk wyzwolonych, mieszający przeróżne formy w tyglu swej wyobraźni....
więcej Pokaż mimo toPaństwowy Instytut Wydawniczy przypomina niniejszym zbiorem Marcela Schwoba. Ten stosunkowo młodo (i dawno) zmarły francuski pisarz, którego twórczością inspirowali się chociażby Borges czy Bolaño, uprawiał prozę bardzo autorską, w której niedopowiedzenia dominują nad dopowiedzeniami. Wypełniające ten tom teksty skrzą się bezczelną, choć nieoczywistą ironią i zmuszają do częstych przystanków w czytelniczej podróży, bo niewiele słów służy tu do wyrażenia wielu znaczeń.
We wstępie do tytułowego i pierwszego z czterech pomieszczonych tu dzieł, postuluje autor, wbrew obowiązującej tradycji dziejopisarskiej, poszukiwanie indywidualnych, specyficznych cech osobowości postaci historycznych. Następnie zaś przewrotnie ten postulat realizuje, bo zza opisywanych przez niego, silnie naznaczonych indywidualnością, na poły prawdziwych, na poły fikcyjnych losów jednostek ludzkich wyłaniają się ogólne prawidła, którym te jednostki, choćby najoryginalniejsze, wspólnie podlegają.
Warto przy tym zaznaczyć, iż na bohaterów wybiera sobie Schwob zarówno osoby słynne, jak i zupełnie nieznane, nie czyniąc między nimi rozróżnienia. Na kilku stronach daje dwa, trzy epizody, które łącznie składają się na żywot danej postaci i jej wnikliwą charakterystykę. Portretuje szaleńców, wykolejeńców, błędnych rycerzy, ludzi owładniętych bez reszty jakąś ideą, a historie te, mimo lekkiego, kpiącego tonu, nieodmiennie kończą się źle, czy też kończą się dokładnie tak jak wszystkie inne ludzkie historie, ale jednak przedwcześnie, bo żarliwe idee charakteryzują się nieokiełznaną żarłocznością, szczególny apetyt przejawiając wobec zdrowego rozsądku i poszanowania dla norm. Nic tu nie jest pewne – ani stosunek faktu do fikcji, ani faktyczność bądź fikcyjność intertekstualności, która narzuca się odbiorcy. Wszechobecna ironia nakazuje najwyższą ostrożność przy orzekaniu o tym dziele, dowodzącym, jak łatwe jest mitologizowanie tych, których już nie ma obok.
Kolejny utwór, „Krucjata dziecięca”, odwołuje się do niesławnego epizodu z trzynastego wieku i w serii krótkich introspekcji daje wgląd w możliwy stosunek do niego różnych warstw społecznych, odsłaniając cały szereg niskich motywacji stojących za brakiem przeciwdziałania temu tragicznie chybionemu i okrutnemu przedsięwzięciu.
W „Księdze Monelli” unieśmiertelnił Schwob swą miłość, zmarłą na gruźlicę młodą damę lekkich obyczajów. Próbując uporać się ze swoim bólem, docieka istoty kobiecości, jej odrębności, rysując portrety damskich archetypów. Ten utwór, zawierający najgłębsze ze wszystkich utworów tomu filozoficzne treści, podoba mi się najmniej, nie ze względu na rzeczone treści jednak, tylko z powodu przesadnego zadęcia, atakującego czytelnika zwłaszcza w prologu.
W „Księdze”, inaczej niż w „Żywotach”, opowiadanka opisują tylko chwilę, krótki wycinek czasu. Te pierwsze, portretujące małe dziewczynki, bynajmniej mnie nie zachwyciły; wywołany prologiem niesmak minął dopiero, gdy warstwa alegoryczna uległa skonkretyzowaniu, łącząc się z przejściem do formy baśniowej. Szczególnie „Dziką” można by włączyć do kanonu lektur szkolnych, ale i dawać do czytania kobietom w każdym wieku, coby zerwały z siebie pęta konwenansu i odnalazły wewnętrzną wolność, co mogłoby się wiązać z licznymi doraźnymi korzyściami również dla brzydszej połowy ludzkości.
Wróćmy jednak do głębszych treści. Na potrzeby przepracowania zgonu Vise-Louise stworzył autor bardzo ciekawą filozofię, postulującą wolność od bagażu wspomnień i namiętności, koncentrującą się na tu i teraz, ocierającą się z jednej strony o buddyzm zen i taoizm, z drugiej o stoicyzm. Dodatkowo, podejmując grę ze Schwobem, niektórymi dwudziestowiecznymi pisarzami z grupy OuLiPo, a wreszcie autorem posłowia Janem Gondowiczem i uciekając się do słynnej już, a także wygodnie pojemnej instytucji plagiatu przez antycypację, można w tej myślowej gmatwaninie odnaleźć również elementy fenomenologii Husserla, egzystencjalizmu Heideggera i Bubera, holizmu Bergsona oraz psychoterapii Gestalt Fritza Perlsa. Taka to ze Schwoba zdolna bestia była!
Największym zaskoczeniem zbioru są jednak „Mimy”. Wzorowane na krótkich scenkach obyczajowych Herondasa, miniatury Schwoba dają pogląd nie tylko na codzienność starożytności, ale i na pewne ogólne reguły rządzące stosunkami międzyludzkimi.
Poszukując sposobów na pogodzenie się z losem ludzkim, wraca Schwob w „Mimach” do mądrości sprzed wieków, garściami czerpiąc z symboliki mitologicznej, która dostarcza mu kolejnego rozwiązania problemu leżącego u podłoża „Księgi Monelli”. Łyk wody letejskiej jawi się więc jako zbawienie od bolesnej konieczności pamiętania, od świadomości utraty największego skarbu.
Niektóre z „Mimów”, jak „Uwieńczony dzban”, „Sześć dźwięków fletni” czy „Wino Samos” są niewiarygodnie urzekające i wznoszą się na poziom mistrzowski. Jeśli będziecie się wahać, czy warto sięgnąć po cały tom, w ramach próbnego przelotu można się z nimi podstępnie zapoznać w księgarni, co będzie tym łatwiejsze, że z racji na ich konsekwentną jednostronicowość, wystarczającym ku temu pretekstem będzie zawiązanie sznurowadła.
Państwowy Instytut Wydawniczy przypomina niniejszym zbiorem Marcela Schwoba. Ten stosunkowo młodo (i dawno) zmarły francuski pisarz, którego twórczością inspirowali się chociażby Borges czy Bolaño, uprawiał prozę bardzo autorską, w której niedopowiedzenia dominują nad dopowiedzeniami. Wypełniające ten tom teksty skrzą się bezczelną, choć nieoczywistą ironią i zmuszają do...
więcej Pokaż mimo toJest taki projekt, w ramach którego tłumaczone i promowane są perełki literatury europejskiej z jakiegoś powodu leżące na dnie mrocznego oceanu zapomnienia. Takie cuda, które, choć cudami są niewątpliwie, jakoś nie odcisnęły się w publicznej świadomości. Pierwszym ruchem tego projektu miało być przetłumaczenie na niderlandzki „Lalki” Prusa. Piszę - miało być - bo niestety polska strona projektu lewituje sobie w sieci nieaktualizowana od 2014 roku (holenderska ma się dobrze). Ale to, co w tym całym zamieszaniu interesuje nas najbardziej, to sama nazwa - Schwob. Od Marcela Schwoba. Kim do stu diabłów jest Marcel Schwob?
No właśnie, kto to jest? Na okładce piszą coś o piratach i tajemniczych dziewczynkach, brzmi zachęcająco. Zaglądamy, a tam - rzecz niezwykła - literki. Ale my zrobimy tak, żeby było jeszcze mniej zwyczajnie i przeskoczymy od razu na prawie sam koniec, do posłowia Jana Gondowicza (czytajcież wstępy, posłowia, noty edytorskie - zazwyczaj warto). I już mamy gościa jak na dłoni:
"Wie pan, on jest z tych pisarzy, co nie ukazują, tylko ukrywają."
Ukrywają się między innymi, bo na polski zostały przetłumaczone dawno, dawno temu (a przez to dawno mam na myśli około stu lat) aż cztery jego książki. Wszystkie cztery znajdziemy w tym zbiorze, ale spokojnie - nie w wersji sprzedwiecznej dokładnie, a nieco uwspółcześnione i popoprawiane.
Wracając zaś do samego Schwoba, niezły był z niego mól książkowy. Mając niemal nieogarniczony dostęp do zbiorów Bibliothèque Mazarine, grzebał tam, a to, czego się dogrzebał, widzimy między innymi w Żywotach urojonych, oczywiście obficie polane sosem wyobraźni Schwoba.
O daniu, które powstaje w wyniku tego dogrzebywania się powiedzieć, że dobre, to mało. Treść jest w stu procentach zgodna z tytułem - tak, to faktycznie są żywoty. I to jakie! Nie brak tu ani osobistości skądinąd znanych - za przykład niech posłuży Kapitan Kidd, korsarz i okrutnik znany niekoniecznie powszechnie, ale kojarzący się co bardziej zainteresowanym piracką profesją, Równie jednak uważnie, jak nad brytyjskim piratem, pochyla się Schwob nad Koronkarką Kasią. Prezentuje gamę fantastycznych postaci - jest tam podpalacz świątyni Artemidy w Efezie, indiańska księżniczka Pocahontas (tak, ta od Disneya) i wiele, wiele innych w tekstach króciutkich, ale barwnych i fascynujących. Aż ma się ochotę wzorem autora zagłębić w labirynt archiwów i szukać kolejnych przykładów ludzkiej różnorodności.
Kolejny znajdujący się w zbiorze utwór - Krucjata dziecięca - jest w pewien sposób z tą życiorysową formą związana, tym razem jednak wszystkie z przedstawionych króciutkich tekstów to opowieści postaci związanych w jakiś sposób z tytułowym wydarzeniem. Nie trzeba chyba podkreślać, że klimat jest tu dużo bardziej ponury, niż w na poły zabawnych, na poły tragicznych Żywotach - w końcu tragiczna jest osnowa. Krucjaty dziecięce były dwie, obydwie w 1212 roku i pochłonęły tysiące żyć. Cel? Wyzwolenie Ziemi Świętej, Środki? Czystość serca. Co zaskakujące, żadna z nich nie zakończyła się sukcesem.
Następnie jest Księga Monelli, prześliczna, lirycznie smutna opowieść realizująca znany literaturze motyw pisarza i ulicznicy, który zresztą jest Schwobowi znany podobno z autonomii - pierwowzorem Monelli ma być Louise, gruźliczka, którą, jak czytamy w posłowiu wziął [...] do siebie i umilał jej umieranie baśniami. Po dziewczynie pozostał jeden list i Księga z jej dziwaczną, niesamowitą Monellą, której duch przeniknął do wielu innych dzieł, raz niemal doprowadzając tym przenikaniem do sprawy w sądzie.
No i Mimy - inspirowane herondasowymi mimami krótkie scenki przesiąknięte antyczną Grecją w tej jej odsłonie, która najmniej pokrywa się z majestatem marmurowych posągów. Bohaterami tych krótkich obrazków są bowiem nie bogowie czy herosi, a postacie takie, jak pogryziony przez pluskwy poeta czy chłopak w przebraniu handlarki rybami. Wątki okołomitologiczne też się wprawdzie pojawiają - głównie w epilogu, ale główna radość płynąca z czytania tego tekstu to właśnie możliwość "pooglądania sobie" starożytnej Grecji z innej, niepodręcznikowej strony.
Trudno w to uwierzyć, ale wszystkie te cuda zajmują łącznie około 300 stron całkiem sporej czcionki. W tak niewielkiej objętości zmieścić taką rozmaitość - ot sztuka, a to chyba rozmaitość właśnie najbardziej mnie w prozie Schwoba urzekła. Tak, jestem urzeczona całkowicie i nieodwołalnie. Nie czyta się tego szczególnie łatwo, w końcu mamy do czynienia z tekstem niezbyt nowym w niezbyt nowym przekładzie, choć nie traktowałabym tego jako wadę - archaiczność ta jest dodaje lekturze sporo uroku i specyficznego klimatu. Ekscentryczne toto, nihilistyczne i chwilami ponure bardzo, ale przepiękne i zasługujące na uwagę bardziej, niż niejedno szeroko zachwalane tomiszcze. Brawo PIW - i za odkopanie tej perełki i za jej wydanie w tak śliczny sposób (za to ostatnie odpowiedzialny jest team grafików występujących jako Fajne Chłopaki). To cudeńko ustawiam między moimi lekturami najulubieńszymi i żałuję, że więcej Schwoba po polsku na razie nie ma... A może ktoś postanowi ten karygodny błąd naprawić?
Inne cuda niewidy na czymkolwiek.blogspot.com
Jest taki projekt, w ramach którego tłumaczone i promowane są perełki literatury europejskiej z jakiegoś powodu leżące na dnie mrocznego oceanu zapomnienia. Takie cuda, które, choć cudami są niewątpliwie, jakoś nie odcisnęły się w publicznej świadomości. Pierwszym ruchem tego projektu miało być przetłumaczenie na niderlandzki „Lalki” Prusa. Piszę - miało być - bo niestety...
więcej Pokaż mimo tojedna z moich ulubionych od lat...
jedna z moich ulubionych od lat...
Pokaż mimo toCoś pięknego!
Zwłaszcza w przedwojennym przekładzie Leona Schildenfelda Schillera.
Innego przekładu zresztą chyba nie ma.
Proza, muzyka i poezja...
Gorąco polecam, chociaż chyba dość trudno zdobyć tę książkę.
Krótkie formy prozatorskie prezentują biogramy słynnych postaci historycznych (ew. fikcyjnych),choć w zgodzie z przedmową Autora prawda literatury bywa tu inna niż prawda historii.
Motyw - PRAWDY w literaturze, PRAWDY w ogóle...
Im dłużej myślę o tej małej książeczce, tym szersze kręgi zatacza ona w moim umyśle.
Przychodzi na myśl Borges, który również szukał prawdy pośród fikcji. Lub fikcji pośród prawdy?
Jeszcze trochę boli zupełna nieznajomość Schwoba w Polsce.
To moje pierwsze z nim spotkanie, dzięki "Żywotom" Fleur Jaeggy.
Coś pięknego!
więcej Pokaż mimo toZwłaszcza w przedwojennym przekładzie Leona Schildenfelda Schillera.
Innego przekładu zresztą chyba nie ma.
Proza, muzyka i poezja...
Gorąco polecam, chociaż chyba dość trudno zdobyć tę książkę.
Krótkie formy prozatorskie prezentują biogramy słynnych postaci historycznych (ew. fikcyjnych),choć w zgodzie z przedmową Autora prawda literatury bywa tu inna niż...