Hańba domowa

Okładka książki Hańba domowa Jacek Trznadel
Okładka książki Hańba domowa
Jacek Trznadel Wydawnictwo: reportaż
510 str. 8 godz. 30 min.
Kategoria:
reportaż
Wydawnictwo:
Data wydania:
1996-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1996-01-01
Liczba stron:
510
Czas czytania
8 godz. 30 min.
Język:
polski
ISBN:
8371293186
Średnia ocen

6,1 6,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,1 / 10
18 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
220
176

Na półkach:

Książka dająca świadectwo dwóm epokom. Jednej, w której toczy się rozmowa (był to okres tzw. stanu wojennego) i czasom stalinowskim, za aktywność w których, udziela, albo i nie udziela ( z reguły raczej nie udziela) rozgrzeszenia - aktywnym wowczas "piśmienniczo i obywatelsko" - prowadzący rozmowy Jacek Trznadel.
Wrażenia i jakieś rekomendacje?
Książka wybitnie dla zorientowanego poznawczo czytelnika, który chce poznać epokę (epoki),wysłuchać racji stron, być może po wysłuchaniu "zeznań" dokonać oceny postaw, skonfrontować swoje wyobrażenie o niej, czy w końcu, poczuć się w roli niezłomnego bohatera, w jakiej to roli obsadził się Jacek Trznadel.
Przy okazji książki można poczuć się dwukrotnie szczęśliwym.
Po pierwsze, zapoznać się z wersją wydarzeń głoszoną przez samych oskarżonych, bowiem większość z nich niewiele lat później zmarła. Po drugie, poznać poglądy Jacka Trznadla w okresie, kiedy nie był jeszcze w szczytowym stadium swojej antypeerelowskiej obsesji.
Ogólnie książka cenna. Szczególnie, że takich książek - przedstawiających racje obu stron - dzisiaj już się raczej nie pisze.

Książka dająca świadectwo dwóm epokom. Jednej, w której toczy się rozmowa (był to okres tzw. stanu wojennego) i czasom stalinowskim, za aktywność w których, udziela, albo i nie udziela ( z reguły raczej nie udziela) rozgrzeszenia - aktywnym wowczas "piśmienniczo i obywatelsko" - prowadzący rozmowy Jacek Trznadel.
Wrażenia i jakieś rekomendacje?
Książka wybitnie dla...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1178
1154

Na półkach: ,

Świetnie pamiętam, że gdy „Hańba domowa” ukazała się w podziemiu w PRL, to „mówiło się” wyłącznie o wywiadzie właśnie z Herbertem.

Ja tylko ten tekst wówczas zapamiętałem z tych wywiadów, spośród których zresztą wyróżniał się jako autor „nieuwikłany” (w przeciwieństwie do samego Trznadla, który po 1989 r. odnalazł się na prawicy, niech mu ziemia lekką będzie…).

Herbert wręcz szarżująco zdiagnozował zachowania twórców kultury w stalinizmie, choć chyba jednak – samemu biedując w tym okresie – nieco nadmiarowo skupił się na materialnych intencjach ówczesnych luminarzy. Ponadto nie ustrzegł się pewnego poczucia wyższości, jak gdyby odcinając kupony od tego, że w swoim czasie „książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie”.

Ale niejako na marginesie powiedział też coś, co już wówczas bardzo mi zapadło w pamięć. Co w realiach dzisiejszej Polski stawiałoby go na pozycjach chyba wręcz „Krytyki Politycznej”, a na pewno przeciwnych Ajpienowi i całej tej „aż na nadto parcianej „ narodowej tromtadracji, którą ta władza zapycha sobie i nam gębę od rana do wieczora:

„… Dla mnie Polska bez Żydów, bez Ukraińców, bez Ormian, tak jak to było we Lwowie, bez Wołochów, bez rodzin pochodzenia wołoskiego – przestała być Polską. Ten ideał jednonarodowego państwa jest ideałem faszystowskim, co tu dużo gadać. I to jest zbrodnia, bo kulturze polskiej wielonarodowość dawała kolosalne szanse…”

Takim wolę go pamiętać

Świetnie pamiętam, że gdy „Hańba domowa” ukazała się w podziemiu w PRL, to „mówiło się” wyłącznie o wywiadzie właśnie z Herbertem.

Ja tylko ten tekst wówczas zapamiętałem z tych wywiadów, spośród których zresztą wyróżniał się jako autor „nieuwikłany” (w przeciwieństwie do samego Trznadla, który po 1989 r. odnalazł się na prawicy, niech mu ziemia lekką będzie…).

Herbert...

więcej Pokaż mimo to

avatar
650
645

Na półkach:

Jacek Trznadel “Hańba domowa”

Rozmowy z literatami i poetami, mające doprowadzić - jak rozumiem - do wyjaśnienia czemu tak wielu z nich w latach 1945-1956 (a szczególnie w latach 1949-1953) tak mocno zaangażowało się w budowę nowego ustroju i w tworzenie literatury socrealistycznej.

Temat niezwykle interesujący i zebranie tych wypowiedzi było bardzo cenne. Niestety, tego projektu nie mogę uznać za udany. Oczywiście, nie pomagało to, że niektórzy z uwikłanych pisarzy nie chciało wracać wspomnieniami do tego okresu. Do tego wielu z tych, którzy na rozmowę się zgodzili, nie powiedziało nic wnoszącego nową wiedzę: niektórzy ewidentnie nie byli wystarczająco autorefleksyjni, żeby samemu rozważyć swoje własne motywacje z tego okresu. Niestety, nie pomogło też to, że Trznadel nie poświęcił na te rozmowy wystarczająco wiele czasu i nie był dość wnikliwy i otwarty na wysłuchanie, żeby interlokutorzy mogli się otworzyć.

Ma też autor mocną ochotę do wystawiania cenzurek, co szczególnie mocno objawia się podczas rozmowy ze Zbigniewem Herbertem ale jest zauważalne i w pozostałych rozmowach. Nota bene rozmowa z Herbertem jest dziwna w tym zbiorze, bo chociaż jest najbardziej interesująca to jednocześnie jest kompletnie poza tematem głównym, czyli poza próbą zrozumienia zjawiska. Za to Herbert, trochę chyba przypadkiem, zahacza o temat, który mnie z kolei wydaje się kluczowy: pisarze i poeci w tym okresie byli po raz pierwszy i chyba po raz ostatni w historii Polski - ważni. A przynajmniej wydawało im się, że są ważni, że mogą wpłynąć realnie na powstającą rzeczywistość. Że kraj i naród ich potrzebują. To na pewno mogło uderzyć do głowy tych autorów ale także mogło uczynić ich sztywnymi: skoro ich potrzebowano to oni faktycznie powinni pisać to, czego “lud” potrzebuje a nie to co by chcieli napisać. Stąd to powszechne przejście na produkcyjny socrealizm, moim zdaniem.

Przy okazji: Trznadel ze swoją chęcią do oceny, nie do końca konsekwentnie formułuje to, ca co chce ich (i siebie samego też) potępiać: czy za współudział w tworzeniu ustroju totalitarnego czy może za stosowanie stylistyki socrealistycznej. A waga tych dwóch rzeczy nie jest przecież taka sama! Pisanie socrealistycznych produkcyjniaków możemy uznawać za śmieszne albo za głupie, ale samo w sobie nie jest przecież zbrodnią. Styl socrealistyczny można znaleźć w beletrystyce i poezji przedwojennej i to wcale nie komunistycznej - wręcz przeciwnie.

Wydaje się, że samo zagadnienie główne najbardziej przeanalizowała wewnętrznie Maria Janion.

“W aurze klęski poszukiwaliśmy jednak tych ideałów czy słów, które by potwierdziły sens naszego istnienia, udzieliły sposobu na życie . I myśmy znaleźli te słowa [...] jedno słowo to pokój, a drugie to socjalizm. [...] Po prostu byłam zupełnie bezbronna wobec tych dwu słów, którym podstępnie zmieniono znaczenia, ale ja o tym nie wiedziałam. Myśleliśmy — bo przecież nieraz rozmawiałam o tym ze swoimi rówieśnikami — myśleliśmy, że te słowa, pokój i socjalizm, należą w dalszym ciągu do tradycji europejskiej. [...] Trzeba sobie powiedzieć, że oszustwo związane ze słowami pokój i socjalizm, jest oszustwem, które zaciągnęło się na długie, długie lata [...].”

Mógłbym w sumie dorzucić od siebie, że o ile słowo “pokój” jest dziś już rzadko używane to słowo “socjalizm” nadal jest zakłamywane, choć obecnie już raczej w negatywnym wartościowaniu (na zasadzie np. “socjalizm = PRL” lub “socjalizm = stalinizm” albo nawet “socjalizm = degrengolada moralna”).

Mogłem znaleźć tu także wiele interesujących przemyśleń, z których szczególnie do mnie trafiła ta, wyrażona przez Zbigniewa Kubikowskiego.

“Ja teraz piszę taki szkic o prozie po wojnie i wprowadzę tutaj jedną z kategorii, których tam użyłem. Mianowicie odróżniam między innymi trzy podstawowe rzeczy: sytuację historyczną, świadomość historyczną oraz mitologię obiegową. Co to znaczy? Sytuacja historyczna, to jej taki układ, który jest znany ex post, to znaczy pewien zamknięty etap. Drugie, to jest świadomość historyczna, czyli w jaki sposób ludzie rozumieli swoją sytuację historyczną. Przeważnie rozumieją ją zupełnie inaczej, niż potem to się okazuje, gdy się już zamknie ten etap historyczny. I trzecie: to jest właśnie mitologia obiegowa, czyli pewne stereotypy, które kursują w sferze świadomości i które zawierają jakby skrótową ocenę tej sytuacji, i jakby sposób na tę sytuację. Pierwszy okres po wojnie: sytuacja historyczna była taka, że przejdą trzy, cztery lata, a później padnie na to łapa stalinowska. Historyczna świadomość społeczna absolutnie sobie z tego sprawy nie zdawała. Zdawało się, że model już powstał, że to jest ten model…”

Trznadel w rozmowie z Jerzym Andrzejewskim bardzo celnie zauważa, że już okres dwudziestolecia był przygotowaniem do totalitaryzmu (choć wówczas jeszcze nie wiedziano jaki to będzie totalitaryzm).

“Ale gdyby poza fasadą szukać, to może okazałoby się, że w tym okresie międzywojennym przygotowywało się gdzieś w ideologii, czy na dnie duszy, pragnienie czegoś innego niż liberalizm całkowity, czegoś jasnego, twardego, określonego, bez wahań, jednym słowem ta pokusa kultury totalitarnej gdzieś tkwiła, bo inaczej dlaczego by się to nagle pojawiło?”

Jacek Bocheński wyraża niezwykle mocną myśl, pokazującą jak trudno jest otworzyć oczy komuś, kto jest ogarnięty bez granic jakąś ideologią.

“Fakty nie mogą podważyć marksizmu, bo marksista poznaje fakty po tym, że potwierdzają marksizm. Co go nie potwierdza, nie jest faktem, ale błędem poznania! Tak można w nieskończoność, w dodatku nie zdając sobie sprawy, że to tak jest. Trzeba doznać bolesnych skutków marksizmu w praktyce, żeby przejrzeć, wyzwolić się z uroku doktryny.”

W innym miejscu w podobnym stylu wypowiada się jacek Trznadel.

“Bo zresztą komunizm twierdził, że świat istniejący jest z gruntu zły, tak zły, że manichejski lęk przed stosowaniem zła musi być przezwyciężony. ‘Zło? Musimy je na razie akceptować — dla pięknego świata’”.

Reasumując, książka jest ważna, niestety niezbyt udana. Ale nieudane książki również mogą być ważne, choćby z tego powodu, że nikt już nie może zrobić lepszej - nie ma już dziś z kim rozmawiać...

No to na koniec Maria Janion raz jeszcze.

“Psychoza wojny była czymś tak silnie w nas obecnym, młodszym dziś trudno do tego doświadczenia dotrzeć. Pewien młody człowiek skarżył się komuś starszemu na dzisiejszą okropną sytuację, na co tamten mu odpowiadał: Ale grunt, że bomby nie lecą na głowę. Młody człowiek nie chciał i nie potrafił tego zrozumieć.”

Jacek Trznadel “Hańba domowa”

Rozmowy z literatami i poetami, mające doprowadzić - jak rozumiem - do wyjaśnienia czemu tak wielu z nich w latach 1945-1956 (a szczególnie w latach 1949-1953) tak mocno zaangażowało się w budowę nowego ustroju i w tworzenie literatury socrealistycznej.

Temat niezwykle interesujący i zebranie tych wypowiedzi było bardzo cenne. Niestety, tego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2259
2197

Na półkach: ,

Bardzo kontrowersyjna pozycja. Trznadel, sam ubabrany w komunizm próbuje... Właśnie, czego próbuje ? Swoistego katharsis, rozmawiając z innymi ubabranymi ? Warto przeczytać, aby samemu wyrobić sobie opinię.

Bardzo kontrowersyjna pozycja. Trznadel, sam ubabrany w komunizm próbuje... Właśnie, czego próbuje ? Swoistego katharsis, rozmawiając z innymi ubabranymi ? Warto przeczytać, aby samemu wyrobić sobie opinię.

Pokaż mimo to

avatar
4055
404

Na półkach: ,

Komunizm, który zawitał do naszych bram wprowadzany był siłą i na bagnetach. Za idącymi z kagankiem postępu maszerowało NKWD
i tworzona na szybko służba bezpieczeństwa, które bardzo dokładnie weryfikowały i sprawdzała jak przekazywane treści o nowym raju na ziemi są przyjmowane i jakie rodzą się postawy wśród tych, którzy zostali obdarzeni tym wielkim szczęściem. Co tak naprawdę sprawia,
i jest to pytanie, które dotyczy nie tylko tej lektury ale każdej, która ma charakter rozrachunkowy, że ludzie święcie wierzą w to, co im jest podawane jako jedyna obowiązująca prawda, i dla tej prawdy potrafią zatracić wszystkie swoje dotychczasowe wartości i normy, w których się ukształtowali i wychowali. Bo inaczej już podejdziemy do dzieci, które wychowane w nowych warunkach są niejako od razu nasączane trucizną, nie znają innej rzeczywistości i przyjmują, że to, co słyszą, co się im pokazuje, to jedyna prawda. Ale dorośli? Zwłaszcza ci, którzy mają już trochę doświadczeń za sobą, jak możliwe, że nabrali się na piękne słowa, a może na siłę i blichtr władzy. Możliwe, że to ukryta czy jawna propaganda, która stwarza wrażenie, ze oto jesteś częścią wielkiego dzieła, uczestniczysz w czymś, co sprawi, że świat, ludzkość staje się lepsza i tym masowym oddziaływaniom ulęgają niczym muchy wszyscy? Jak to sie stało, że trzeźwo myślący ludzie, którzy nie ulegli otumanieniu a jednak z jakichś powodów poddali się presji nowej rzeczywistości, zatracili swój świat wartości i poszli na daleko idące kompromisy i zgodzili się swym nazwiskiem firmować ten nowy ład. Czy to tylko słabość, strach, czy ludzkie namiętności, które wzięły górę, takie jak władza, sława, kariera za wszelką cenę. Hanna Arend mówiła o banalności zła kiedy próbowała zdiagnozować powody, dla których dobrzy Niemcy wybrali Hitlera i stali się częścią jego wielkiej maszyny zniszczenia. Obok siebie w parze często maszerowała wybitność i głupota, koniunktura z geniuszem, służalczość z maestria. To wszystko razem okazało się ze sobą sprzęgnięte a przyczyn było wiele. Niektórzy z twórców literatury zostali złamani, to złamanie to był szantaż, presja a czasem konieczność, by ratować siebie i najbliższych, inni nie chcieli być byle literatem a więc gotowi byli się sprzedać za synekury, które dawały im poczucie wolności, okupionej szeregiem zobowiązań ale jednak dającej wyższy poziom życia niż innym. Inni byli po prostu szmatami, dla których liczyła się kariera, po trupach i do celu Do najciekawszych rozmów należą te z Jerzym Andrzejewskim, Wiktorem Woroszylskim Zbigniewem Herbertem, Julianem Stryjkowskim, ale choć każda
z nich jest inna i każda pokazująca losy pisarza od momentu zahipnotyzowania do kontestacji, to łączy ich wspólna idea, idea,
w którą oni w większości naprawdę wierzyli. Choć Autor jest bardzo powściągliwy w ocenie, co wynika z faktu, że sam kiedyś na początku swej literackiej drogi też został ukąszony komunizmem, to mimo zrozumienia i daleko idącej próby usprawiedliwienia określonych zachowań i postaw, nie ucieka przed krytycznym i jednoznacznym przyznaniem się do popełnionych błędów i fascynacji, które jego i jemu podobnych młodych ambitnych twórców literatury wyprowadziły na manowce. Nie zwala całej winy na system, choć to w nim upatruje źródło zła, dostrzega jednak w nim element ludzki, bo to ludzie tworzą zło i piekło, w którym sie potem wzajemnie niszczą. Teza, że dla pieniędzy i sławy jedni drugich potrafią zabić, znajduje tu swoje pełne uzasadnienie, choć nie zawsze o śmierć cielesną chodzi, czasami jest to śmierć cywilna, o wiele gorsza i poważniejsza w skutkach. Wielu twórców tamtych czasów, popełniło dzieła, które wykluczyły ich dzisiaj z pamięci, bo zapisane trwają jako dowód ich zaprzedania i hipokryzji, jako wspomnienie sprzeniewierzenia się normom i zasadom konstytuującym godność człowieka, odsłaniający ich nieludzkie oblicze. To były czasy pogardy i zniewolenia, ale i wtedy znaleźli się odważni, którzy nie dali się zwabić w zastawioną na nich pułapkę, nawet za cenę utraty pieniędzy i sławy, możliwości bycia wydawanym, cenionym, zapraszanym. Zachowali twarz i sumienie. Inni polegli i nigdy się z kolan nie podnieśli. Prawdziwość tych historii poraża i zasmuca, odsłania obraz człowieka takim jakim jest naprawdę a nie jakim się prezentuje przed innymi. Ta dwoistość tkwi w każdym z nas. Jest w nas dobro i zło, które toczą nieustanną walkę o naszą dusze, o nas samych. Nie wszyscy ją wygrywają.

Komunizm, który zawitał do naszych bram wprowadzany był siłą i na bagnetach. Za idącymi z kagankiem postępu maszerowało NKWD
i tworzona na szybko służba bezpieczeństwa, które bardzo dokładnie weryfikowały i sprawdzała jak przekazywane treści o nowym raju na ziemi są przyjmowane i jakie rodzą się postawy wśród tych, którzy zostali obdarzeni tym wielkim szczęściem. Co tak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
29
3

Na półkach:

Książka powstała z tak niskich pobudek, że ocena nie może być inna.

Fragmenty książki Anny Bikont i Joanny Szczęsnej "Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu" (dotyczące tego paszkwilu Trznadla):

W latach 50. Trznadel był wschodzącą gwiazdą krytyki socrealistycznej. Pisywał artykuły w stylu epoki: atakował m.in. "służalczą rolę Kościoła", zachwycał się socrealistycznymi wierszami Mieczysława Jastruna i Ważyka, zaś odnotowując, na jakie języki obce zostało przetłumaczone "Słowo o Stalinie" Władysława Broniewskiego, cieszył się, że wiedza o polskiej poezji dociera do bratnich krajów socjalizmu.
„Uchodziłem za zdolnego - opowiadał Magdalenie Bajer w książce „Blizny po ukąszeniu” - i jakaś nieznana mi ręka czy głowa wymyślała popychanie mnie na różne »postępowe « imprezy. Więc wysłano mnie na Kongres Nauki w Warszawie w 1951 roku. (...) A kilka miesięcy później znów nieznana ręka wypchnęła mnie na zlot światowy młodzieży komunizującej do wschodniego Berlina. (...) Napisałem wtedy dość entuzjastyczny reportaż”. I dalej wyznał, że jego „ówczesna towarzyszka życia nie sprzeciwiała się portretowi Stalina w domu”.
(…)
Pomysł książki złożonej z rozmów z pisarzami ongiś zaangażowanymi w komunizm, Trznadel zaczął realizować jeszcze w 1981 r. Swoich przyszłych rozmówców przekonywał, że chodzi mu o rzetelne zorientowanie się w motywach, które pchnęły ich w objęcia nowej wiary, o zdokumentowanie wydarzeń i sytuacji, które objaśnią zjawiska opisane wcześniej w "Zniewolonym umyśle" Miłosza. Wiele razy podkreślał, że sam był wtedy zaangażowany, więc próbuje się uporać też z własną przeszłością. To tworzyło pomost porozumienia.
(…)
Wywiadu Trznadlowi udzielił m.in. Jerzy Andrzejewski. Trznadel rozmawiał z nim w białych rękawiczkach, wręcz podsuwał tłumaczenia: "Przecież Pan był zawsze uczulony na rozdarcie człowieka, na straszliwe zwątpienie". Kiedy pisarz stwierdził, że nie należy pomawiać dawnych towarzyszy o cynizm i karierowiczowstwo, że to byłoby zbyt łatwe, Trznadel zgodził się z nim: "To jest chyba najsłuszniejsze stanowisko".
(…)
Rozmowy odmówili Trznadlowi Kazimierz Brandys, Tadeusz Konwicki i Adam Ważyk. Konwicki od początku zresztą mu nie ufał. (…) Powiedział, że nie rozumie, po co Trznadel tak się męczył, pytając tyle osób o to, dlaczego zostali stalinistami. Przecież dużo prościej byłoby zapytać samego siebie.
(…)
Jacek Bocheński, który tak jak Woroszylski zgodził się rozmawiać z Trznadlem złudzony nadzieją, że będzie to rodzaj wspólnego namysłu nad przeszłością, tak opisał później w eseju "Z Herbertem w labiryntach" swoje pierwsze wrażenie z lektury wypowiedzi Herberta w "Hańbie domowej": "Uderzyła mnie nadzwyczajna ekspresja literacka tekstu. Pod względem siły wyrazu ten wywiad był najlepszy, chociaż chaotyczny. Zarazem rzucała się w oczy obsesyjna i bezwzględna, lecz zupełnie płaska jednostronność analizy. Inżynierowie dusz działali ze strachu, pychy i dla korzyści materialnych. Pomyślałem: przecież on musi wiedzieć, że to nie tak, że nie zawsze i nie wszyscy, że takich schematycznych sytuacji nie ma na świecie. Ale zaraz pomyślałem coś jeszcze: przecież on to już przy mnie mówił, uważaliśmy, że po alkoholu, ale mówił".
(…)
Jeszcze przed ukazaniem się książki Trznadel odwiedził Woroszylskiego, który wiedział już o stygmatyzującym tytule "Hańba domowa" i zapoznał się też wcześniej z odautorskim wstępem, gdzie Trznadel używał sformułowań jaskrawo odstających od tonu, w jakim prowadził rozmowy (np. pisał, że kiedy po wojnie nastał czas sowieckiej okupacji, jego rozmówcy poszli na lep władzy, choć "w powietrzu był zapach świeżo przelanej ludzkiej krwi i słychać było jęki ofiar"),a swoje własne zaangażowanie w komunizm minimalizował i tłumaczył pragnieniem "zbawienia świata". Woroszylski chciał wycofać z książki swój wywiad (Trznadel jednak oświadczył, że "Hańba domowa" jest już w druku). Odbyła się wtedy między nimi taka wymiana zdań:
- Kiedy godziłem się na wywiad, koncepcja Pańskiej książki była inna. Z czasem jednak najwidoczniej swoista koniunktura zniosła Pana zamierzenia w inną stronę.
- Jaka koniunktura? - żachnął się Trznadel.
- Koniunktura na demaskowanie ludzi z opozycji jako niegdysiejszych "stalinowców".
(…)
Katarzyna Herbert, wdowa po Zbigniewie, w opublikowanej w 2000 r. w "Gazecie" rozmowie z Jackiem Żakowskim powiedziała, że mąż miewał z powodu tego, co powiedział Trznadlowi, wyrzuty sumienia.
(…)
Jerzy Giedroyć (…) pierwszy wydawca "Hańby domowej", mówił nam: - Sam jestem wychowany na Stanisławie Brzozowskim i nigdy mnie nie interesowało, czy był agentem Ochrany. Tak samo z pisarzami, którzy byli komunistami. Dla mnie liczą się przede wszystkim dzieła, nie ich autorzy. A swoją drogą to bardzo polskie, że najbardziej skłonni do potępień są ludzie, których przeszłość jest niewyraźna. To taka gorliwość neofitów.
(…)
„Hańba domowa” miała w latach 90. wiele wydań, a Trznadel w wywiadach coraz chętniej wcielał się w postać Katona polskiej literatury i Wielkiego Lustratora.
Swoje zaangażowanie z czasów stalinowskich coraz bardziej bagatelizował, powtarzał, że w partii był tylko szarym członkiem: „Zaangażowałem się po stronie »hańby domowej « jako młody, niedoświadczony człowiek (...). Trwało to niedługo”. W wywiadzie dla pisma „Ład” w 1993 r. oświadczył, że był w PZPR „w celach wallenrodycznych - zresztą nie realizowanych”. I dodawał: „Poza krótkim epizodem 1950-1955 nie byłem nawet marksistą, deklarowałem to od 1956 roku”. Jednak jeszcze dziesięć lat później zachwycał się wierszami Adama Ważyka z socrealistycznego okresu jego twórczości; chwalił go za to, że „sprzymierza się z patetycznymi konwencjami okresu, z przekonaniem o spełniającej się sprawiedliwości historycznej”.
(…)
[Trznadel] został publicystą pism prawicowych, apelował o nową Norymbergę dla komunistów, agitował za wyborem Jana Olszewskiego na prezydenta.
(…)
Tadeusz Konwicki zainteresowanie okresem socrealizmu uznał po prostu za przejaw niezdrowej ciekawości i skwitował je tak: "teraz przeszłość to kupa śmieci, w której grzebią się szmalcownicy".

Książka powstała z tak niskich pobudek, że ocena nie może być inna.

Fragmenty książki Anny Bikont i Joanny Szczęsnej "Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu" (dotyczące tego paszkwilu Trznadla):

W latach 50. Trznadel był wschodzącą gwiazdą krytyki socrealistycznej. Pisywał artykuły w stylu epoki: atakował m.in. "służalczą rolę Kościoła", zachwycał się...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    28
  • Przeczytane
    24
  • Posiadam
    5
  • Polska
    2
  • Historia
    1
  • Biografie, autobiografie, pamiętniki, wspomnienia, dzienniki, memuary, wywiady, listy, felietony
    1
  • 022
    1
  • 2014 r. i wcześniej
    1
  • 11 Humanistyczne
    1
  • 📚 Posiadam - E-booki
    1

Cytaty

Więcej
Jacek Trznadel Hańba domowa Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także