Sierpniowe salwy Barbara Tuchman 7,9
Czytałem już z pół roku temu – może o tyle dobrze, że ostały mi się jeno wrażenia najważniejsze. - Moim zdaniem warto, przede wszystkim dlatego, że Autorka świetnie ukazuje „błądzenie we mgle”, na jakie skazane są osoby podejmujące w stresie ważne decyzje. - W dużo bardziej fachowych dziełach nie natrafiłem na tak plastyczny opis rozterek i gonitwy myśli dowódców (głównie wojskowych, ale nie tylko, a zresztą nie trzeba być miłośnikiem militariów, by to zrozumieć). Po lekturze będzie nam dużo łatwiej pojąć, jak ten czy ów mógł być „taki głupi” - aczkolwiek fakt, że Autorka stara się „wejść w buty” każdego, nie oznacza, by każdego do końca usprawiedliwiała. - Zamęt, niepewne i zmieniające się informacje, wybór między dawno przygotowanymi planami, a ryzykowną elastycznością, konflikt lojalności, własne ograniczenia i ambicje – wszystko to tworzy niesamowity wir, który Autorka potrafi ukazać bez nadmiaru szczegółów, ale tak, że naprawdę pocimy się razem z owymi przywódcami z początków I Wojny. - Oczywiście jest to tak ciekawe również (głównie) dlatego, że pewne zjawiska pozostają uniwersalne...
Wiem, że wielu zarzuca Autorce brak kompetencji militarnych, poniekąd też politycznych – rozumiem te zarzuty, ale biorąc pod uwagę opisaną powyżej główną zaletę, wydają mi się one drugorzędne. - Z pewnością oficerowie pragnący przeanalizować ruchy wojsk w opisywanych kampaniach nie powinni się opierać wyłącznie na tej książce – choć i im bym ją polecał, właśnie jako praktyczną przestrogę przed problemami, z którymi musi się zmierzyć ktoś próbujący zachować chłodny umysł w chaosie! Dla wszystkich innych jest to dzieło nietypowe, a pozwalające zrozumieć coś rzadko uświadamianego, a ważnego, przecież nie tylko dla generałów.
Drugie wrażenie, jakie mi pozostało – brutalność Niemców. - Nie chodzi o to, by Autorka szczególnie ich atakowała, albo wybielała innych – jasne, że wojna nie głaszcze nikogo. Ale to Niemcy zna wszystkich szczeblach jakoś dziwnie chętnie uciekają się do terroru... „Uszami wyobraźni” wciąż słyszę nie tylko jęki systematycznie mordowanych cywilów, ale także, a może przede wszystkim (miłośnicy książek mnie zrozumieją),płacz rektora uniwersytetu w Louvain – nie mogącego przez łzy wymówić wiadomości o spaleniu przez Niemców (celowo!) wielkiej, historycznej biblioteki w tym mieście... Co jest z tymi Niemcami, że chlubiąc się swą kulturą, od wieków wszędzie wokół chcą zostawiać zgliszcza? Kim trzeba być, żeby chcieć mordować samą cywilizację? Ktoś powie, że to przebrzmiałe dzieje – cóż, już w IX wieku uczony mnich pytał „któż dał Niemcom prawo pouczania całej Europy?”, a dziś ogłaszają się „mocarstwem moralnym” i znów „są gotowi przyjąć odpowiedzialność za Europę.” Czy aby na pewno historia się skończyła i dzisiejsi Niemcy to przemili wujaszkowie robiący wszystko dla dobra innych???
Tę książkę czytało mi się najlepiej ze wszystkich dzieł Tuchman, z którymi dotąd miałem do czynienia – z pewnością bardziej mnie wciągnęła, niż np. „Telegram Zimmermana”. - Autorka potrafi co prawda chwilami wdawać się w dość drobiazgowe opisy (nie tyle militarne, co przede wszystkim polityczne). Przecież rozumiemy, że utrzymanie proporcji między rzetelnością i podaniem konkretów, a sugestywnością i tempem narracji, bywa trudne – a w dodatku inne proporcje każdy może odbierać jako właściwe. Jednak znów; z uwagi na wielką, na początku opisaną zaletę – wszelkie stękania schodzą tu wyraźnie na plan dalszy.
W paru momentach Autorkę może nazbyt ponosi temperament polemiczny, ewentualnie zabarwiony polityczną poprawnością (choć oczywiście książka powstała długo przed szaleństwem dzisiejszych czasów),czy wpływem konkretnych historyków – nie jest to jednak zbyt częste, zbyt nachalne, ani zbyt trudne do oddzielenia przez uważnego czytelnika.
Generalnie książka jest dowodem, że dziennikarz może napisać coś wspaniale łączącego rzetelność i konkret z dobrą narracją. (Oczywiście nie mówimy o dzisiejszych mistrzach układania kłamliwych tytułów). A przecież tradycyjnie oskarża się dziennikarzy, że wiedzą „nic o wszystkim” (czyli że mają wiedzę wszechstronną, ale skrajnie powierzchowną – w odróżnieniu od ekspertów, który wiedzą „wszystko o niczym”, czyli ich wiedza jest bardzo głęboka, ale tak wąska, że w praktyce często nieprzydatna). Z kolei żeby to wrażenie odeprzeć, dziennikarze potrafią popaść w manierę zasypywania czytelnika lawiną drugorzędnych danych. Jednak tym razem wyszedł stop omalże doskonały!
Jedna z dość niewielu książek, po których coś ważnego pozostaje w pamięci; mimo zmęczenia umysłu, natłoku wrażeń, itp. Polecam!