Bejrut jest gdzieś tam

Okładka książki Bejrut jest gdzieś tam Youssef Rakha
Okładka książki Bejrut jest gdzieś tam
Youssef Rakha Wydawnictwo: Dobra Literatura publicystyka literacka, eseje
136 str. 2 godz. 16 min.
Kategoria:
publicystyka literacka, eseje
Tytuł oryginału:
Bejrut szi mahall
Wydawnictwo:
Dobra Literatura
Data wydania:
2012-10-23
Data 1. wyd. pol.:
2012-10-23
Liczba stron:
136
Czas czytania
2 godz. 16 min.
Język:
polski
ISBN:
9788393543700
Tagi:
Liban Bejrut reportaż literatura faktu
Średnia ocen

4,0 4,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
4,0 / 10
33 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
691
393

Na półkach:

To nie jest prosta książka i wymaga skupienia podczas lektury. Autor opowiada o Libanie z perspektywy Egipcjanina i już samo to jest wyzwaniem. Bo my, Europejczycy, nie mamy pojęcia o zróżnicowaniu arabskiego świata, co więcej - najczęściej zupełnie nas nie obchodzą odcienie i subtelne różnice. Wrzucamy wszystkich do jednego muzułmańskiego worka, po czym dajemy sobie prawo do jednoznacznej oceny. Tymczasem, ile państw arabskich tyle odmian w podejściu do życia, w polityce, a co najważniejsze - w konfliktach. Liban jest specyficznym miejscem na mapie świata, kraj, w którym mieszkają muzułmanie i chrześcijanie, sytuację dodatkowo utrudnia bliskość dość agresywnie nastawionego Izraela. Co ciekawe, osią konfliktu są stosunki między muzułmanami a chrześcijanami, co może być szokujące. Co więcej, bywa, że to chrześcijanie są agresorami, o czym oczywiście w Polsce się nie mówi... Ta książka pokazuje, że nic nie jest jednoznaczne i że warto pozbyć się uprzedzeń i stawiania łatwych sądów. Zwłaszcza kiedy tematem są kwestie tak złożone i skomplikowane. Bonusem w tej podróży przez Liban są nawiązania do kultury, nazwiska innych pisarzy, po których książki warto sięgnąć, ale też popularnych muzyków, tworzących tak odmienne melodie od tych, które można usłyszeć w Europie. Polecam.

To nie jest prosta książka i wymaga skupienia podczas lektury. Autor opowiada o Libanie z perspektywy Egipcjanina i już samo to jest wyzwaniem. Bo my, Europejczycy, nie mamy pojęcia o zróżnicowaniu arabskiego świata, co więcej - najczęściej zupełnie nas nie obchodzą odcienie i subtelne różnice. Wrzucamy wszystkich do jednego muzułmańskiego worka, po czym dajemy sobie prawo...

więcej Pokaż mimo to

avatar
229
24

Na półkach: ,

Pierwszy raz kupiłem książkę nie patrząc na opinię. Pierwszy i ostatni. Po 30 stronach doczytałem ją do końca tylko dlatego, żeby znaleźć cokolwiek wartościowego. Chaotyczna, niezrozumiała i absolutnie nie do polecenia. Jedną gwiazdkę dorzucam tylko ze względu na daty, które pojawiały się w książce (do weryfikacji tych autor musiał się przygotować).
Nie polecam. Zdecydowanie.

Pierwszy raz kupiłem książkę nie patrząc na opinię. Pierwszy i ostatni. Po 30 stronach doczytałem ją do końca tylko dlatego, żeby znaleźć cokolwiek wartościowego. Chaotyczna, niezrozumiała i absolutnie nie do polecenia. Jedną gwiazdkę dorzucam tylko ze względu na daty, które pojawiały się w książce (do weryfikacji tych autor musiał się przygotować).
Nie polecam. Zdecydowanie.

więcej Pokaż mimo to

avatar
768
349

Na półkach: ,

"Bejrut jest gdzieś tam" to króciutki, bo liczący zaledwie sto trzydzieści sześć stron, reportaż z podróży egipskiego dziennikarza, Youssefa Rakha, do stolicy Libanu. Jaki był cel rzeczonej wędrówki? Nie wiem. Naprawdę. Publikacja składa się ze zlepków historii, sytuacji politycznej panującej w Libanie w latach 1975–2005 i niezbornych opisów napotkanych ludzi. Takie przedstawienie historii sprawia bardzo chaotyczne wrażenie, tym bardziej że autor nie trzyma się żadnej chronologii, tudzież określonego schematu. Przeskakuje z tematu na temat, trudno jest nadążyć za jego myślami i wyłapać sens o co w tym wszystkim chodzi. W jednym akapicie pisze o politycznych konotacjach wojny domowej w Libanie, by w drugim opisać, że w momencie pogrzebu Arafata... siedział na kiblu. Ale kogo to obchodzi? Tak samo jak jego seksualne podboje i fakt, że woli starsze kobiety. Za nic nie potrafiłam znaleźć sensu takiego pisania.

Całość na: http://wiedzma-czyta.blogspot.com/2015/01/youssef-rakha-bejrut-jest-gdzies-tam.html

"Bejrut jest gdzieś tam" to króciutki, bo liczący zaledwie sto trzydzieści sześć stron, reportaż z podróży egipskiego dziennikarza, Youssefa Rakha, do stolicy Libanu. Jaki był cel rzeczonej wędrówki? Nie wiem. Naprawdę. Publikacja składa się ze zlepków historii, sytuacji politycznej panującej w Libanie w latach 1975–2005 i niezbornych opisów napotkanych ludzi. Takie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
567
443

Na półkach: ,

Maleńka książeczka, dzięki której z niepamięci wyłoniły się we mnie obrazy kiedyś widzianego Bejrutu. Bogactwo, rozmach nowoczesnej a jednak wschodniej architektury, życzliwość i gościnność ludzi, a także mrok obozu uchodźców palestyńskich. W złotej klatce miasta spętani ogrodzeniem z drutu, ściśnięci na niewielkiej przestrzeni ludzie o smutnych oczach. Tak ich zapamiętałam z Bejrutu. Autor tego reportażu przyjechawszy do Bejrutu z Kairu poznając miasto próbuje zrozumieć prawdę o libańskiej wojnie. Książkę napisano z pasją, z dużym ładunkiem emocjonalnym. Narrator nie tylko patrzy. Pozwala się obrazom i stojącym za nimi zdarzeniom poruszyć, dotknąć. Nierzadko pisze o tym, że chce mu się płakać, albo że nie rozumie, czemu nie płacze ("nadal zero płaczu"). Podziw budzi żarliwość, z jaką próbuje dociec prawdy o mieście i tym, co zrobiła z jego mieszkańcami wieloletnia wojna. Ja tak drążę Indie. Ze świadomością naskórkowości i fragmentaryczności poznania.
Libańscy szyici, sunnici, chrześcijańska falanga, Izrael, palestyńscy uchodźcy, Syryjczycy i ich odejście z Libanu dopiero w 2005 roku - im dłużej czytam, tym mniej rozumiem. Ale budzi się też we mnie pragnienie rozwikłania tej łamigłówki.

"A moja tożsamość stała się zakładnikiem klawiatury" - Youssef Rakha pisze językiem, który wciąga. Opisuje architekturę miasta bardzo obrazowo: "Jakby rzeczy chowały się jedne za drugimi. Jak gdyby tuzin miast wzniesiono i zburzono w ciągu miesiąca". Bohater przedstawia siebie jako kogoś "o krok od poznania siebie", "zdumionego i pełnego urazy." " Łatwo tu - pisze - poczuć się dotkniętym. Pośród takiego tłumu wszystko powinno mieć znaczenie, a nic go nie ma". Oglądając cmentarz męczenników w wojnie obozów, YR pisze: "Złowrogie spojrzenia. Jakby ciągnęli kogoś za kołnierz, wlokąc go za sobą w biegu".
Libańska wojna domowa 1975 -1990. Pytania kto winien? Czy to fala uchodźców palestyńskich po wojnie z Izraelem w latach 1948 i 1967 zaburzyła relacje muzułmańko-chrześcijańskie w Libanie? Skąd chrześcijańska Falanga? Czy masakry na muzułmanach dokonała w porozumieniu z Izraelem? Nie do końca rozumiem zdarzenia, gubię się w nich, a moje niezrozumienie jest zwielokrotnieniem niemocy narratora wobec poplątanych faktów. Poznając je narrator zestawia opisywane sytuacje w czasie z tym, co się w tym czasie działo w jego życiu i w życiu jego ojczyzny, Egiptu. I tu jeszcze bardziej się gubię, bo zrozumienie przemian w Egipcie stanowiło już dla mnie wyzwanie w "Pensjonacie Miramar" Nadżiba Nahmuza.

Czytam i zastanawiam się, czemu tytuły rozdziałów się powtarzają, uderza mnie szczególnie ten, trochę melodramatyczny w tonie " Moje serce na stole". Ale może to sprawa tłumacza, bo tytuł "Bejrut jest gdzieś tam", nie oddaje wg mnie znaczenia słów "Beirut Szi Mahal", których tłumaczenie jest najbliższe słowom: "Bejrut czymś swojskim". Nawet jeśli usłyszymy w tej książce też słowa narratora "Po powrocie czuję, że jestem daleko. Coś w moim związku z tym miejscem wygasło", i tak czytając doświadczamy próby oswojenia miasta, uczynienia go częścią nas.

Z książki powypisywałam tytuły dokumentalnych filmów, w których chcę poszukać Libanu ("Cinema Foud" M. Suwaida; "The War of Lebanon"),czy Palestyny ("Divine Intervation" Ilji Sulajmana) i tytuły książek, które mnie zaciekawiły - np o uchodźcach palestyńskich w Libanie "Wrota słońca" Iljasa Churi, "Cztery godziny w Szatili" Jeana Geneta ("Spacer przez Sabrę i Szatilę przypominał grę w klasy. Przechodziłem nad ciałami, jak przechodzi się nad przepaścią").

Dzięki muzycznym fascynacjom narratora piszę teraz o tej książce ze śpiewem Marcela Khalife w tle. Przeplatając jego głos z głosem Egipcjanina Abdela al Halima Hafeza. Wraca do mnie wspomnienie arabskiego, w który z ciekawością wsłuchiwałam się przed laty w Aleksandrii, Kairze czy właśnie w Bejrucie. Czytając motto ze słów Raisa Bika ("Moje życie jest zrobione ze szkła. Każda chwila może się potłuc") daremnie szukam jego piosenek. Znajduję za to coś innego, czego słucha narrator - piosenkarkę Al Atabę. I wracam do Marcela Khalife.

M. Danielewski we wstępie podkreśla, że autor zaprzecza tezie o nieuchronności konfliktu między światem arabskim i zachodnim lansowanej przez media. W chwili, gdy rozpalają się uprzedzenia do muzułmanów z powodu rzezi na chrześcijanach w Iraku, warto pamiętać o rzeziach Falangi chrześcijańskiej na muzułmanach w Libanie. Autor ksiażki nie pozwala sprowadzić tragedii do wydania sądu wobec któregoś z wyznań.

Youssef Rakha konfrontuje mnie z moim stałym problemem w Indiach. Na temat granic fotografowania. Gdzie mogę jeszcze wtargnąć, a gdzie powinnam opuścić rękę z aparatem. Narrator książki wchodzi na teren Sabry i Szatili, w których 16 września w 1982 roku Falanga, policja chrześcijańskiej partii libańskiej za zgodą Izraela, który interweniował wówczas w Libanie weszła na teren obozu uchodźców palestyńskich i w ciągu 48 godzin dokonała masakry zabijając tam 700-3500 muzułmanów. UR pisze: "Nic się nie zmieniło z wyjątkiem mojej nagłej potrzeby schowania aparatu. Kolejny raz nachodzi mnie ochota na płacz. To być może najlepsze dotąd miejsce do fotografowania, ale nie chcę robić zdjęć, nie chcę być w posiadaniu aparatu. Zasadniczo nie chcę BYĆ".

Wdzięczna jestem autorowi (Youssef Rakha to zaledwie drugi - obok Nadżiba Nahmuza - poznawany przeze ze mnie egipski pisarz) za Bejrut pokazany jego oczyma. Dotychczas na wojnę libańską patrzyłam tylko przez pryzmat wstrząsającego filmu "Walc z Bashirem".

CYTATY:
- "Wilgotne pocałunki na linii demarkacyjnej, dzika sodomia pomiędzy zabójcą i jego wrogiem, w rytm wybuchów granatów. Penetrowanie odbytów w ruinach domów oraz prośbę o więcej araku i piosenkę w zburzonych barach. Przekonanie, że nikt na końcu nie zwycięża. Nawet ten, kto zabił więcej. Ani kto narzucił swoją władzę i kogo wspiera Syria, Chomeini czy Ameryka."

- "Nie możesz być współczesny nie będąc europejski ("arabskość" znajduje się gdzieś poniżej trzustki")

- "Mam wrażenie, że mieszkanie w jakiś sposób odsłania prawdę o jego właścicielu"

- "Ulice rozgałęziają się i za każdym razem te odchodzące od nich są jeszcze węższe i biedniejsze. Widma męczenników drgają pod moimi powiekami".

- "Czasem myślę, że jesteśmy tu tylko po to, żeby odwiedzać umarłych i trzymać za rękę konających. Az sami się nimi staniemy"

Skopiowane z mojego postu na blogu valley-of-dance i strony nietylkoindie.pl

Maleńka książeczka, dzięki której z niepamięci wyłoniły się we mnie obrazy kiedyś widzianego Bejrutu. Bogactwo, rozmach nowoczesnej a jednak wschodniej architektury, życzliwość i gościnność ludzi, a także mrok obozu uchodźców palestyńskich. W złotej klatce miasta spętani ogrodzeniem z drutu, ściśnięci na niewielkiej przestrzeni ludzie o smutnych oczach. Tak ich...

więcej Pokaż mimo to

avatar
571
218

Na półkach: , , , ,

Jest to zdaje się pierwsza pozycja, którą jestem ZMUSZONA ocenić tak nisko. Ten tytuł to po prostu porażka. Przesadne i nadmiernie osobiste wynużenia autora doprowadzały mnie do drgawek, wulgarny język irytował. I szczerze mówiąc, tak jak mało rozumiałam sytuację w tym regionie, tak po przeczytaniu tej pozycji rozumiem jeszcze mnie, o ile jest to możliwe. Autor w kółko pisze o tym samym, każda kolejna strona nie wnosi niczego nowego. Pięćdziesiąt razy wspomina, jak to próbuje, ale nie potrafi wydobyć z siebie ani jednej łzy, a każdy krajobraz, który obserwuje podczas podróży, nie różni się niczym od tego, co widział wcześniej. Po stylu pisania widać wyraźnie, że autor tworzy także poezję. Są fragmenty, które trzeba przeczytać kilkakrotnie, aby choć spróbować zrozumieć. Jak dla mnie, strata czasu. Trzeba niezwykle szerokiego horyzontu, aby uznać tę książeczkę na reportaż.

Jest to zdaje się pierwsza pozycja, którą jestem ZMUSZONA ocenić tak nisko. Ten tytuł to po prostu porażka. Przesadne i nadmiernie osobiste wynużenia autora doprowadzały mnie do drgawek, wulgarny język irytował. I szczerze mówiąc, tak jak mało rozumiałam sytuację w tym regionie, tak po przeczytaniu tej pozycji rozumiem jeszcze mnie, o ile jest to możliwe. Autor w kółko...

więcej Pokaż mimo to

avatar
181
64

Na półkach: ,

Bejrut nazywany był kiedyś Paryżem Wschodu, sam Liban natomiast – Szwajcarią Bliskiego Wschodu. W pewnym momencie coś jednak zaczęło się psuć.

Konflikty wewnętrzne w mocno podzielonym wyznaniowo Libanie powoli narastały, aż do 13. kwietnia 1975 roku, kiedy to libańscy falangiści (maroniccy chrześcijanie) w odwecie za atak w dzielnicy chrześcijańskiej Bejrutu, zastrzelili dwudziestu siedmiu Palestyńczyków. Tę datę przyjmuje się za początek wojny domowej, która pogrążyła kraj w chaosie na następne 15 lat, rujnując tym samym libańską gospodarkę. Liban stracił „przywilej” bycia porównywanym do wzorców europejskich i stał się dla większości przedstawicieli kultury zachodu kolejnym dzikim arabskim krajem.

Michał Danielewski we wstępie do książki „Bejrut jest gdzieś tam”, pisze o rosnącej na zachodzie islamofobii, która dotarła już do naszego kraju i o tym, że „na gwałt potrzeba nam edukacji i poznania Innego”. Sama niejednokrotnie przysłuchiwałam się rozmowom o „arabskich dzikusach”, których wszyscy się boją, czy o strachu przed wyjazdem do Turcji, bo przecież jak tam rozczytać te ich arabskie bazgroły (sic!). Włos się na głowie jeży jak się czegoś takiego słucha. Dlatego pod tym względem z Michałem Danielewskim zgadzam się w stu procentach, potrzebna jest nam edukacja. W dobie narastającej islamofobii, Polacy powinni wiedzieć, czego się boją. Powinni wiedzieć, że nie wszyscy muzułmanie to Arabowie (ba, może jesteśmy już nawet jako naród gotowi na informację, że Arabowie stanowią zaledwie jakieś 20 % wszystkich muzułmanów żyjących na świecie),a także, że nie każdy Arab jest muzułmaninem.

Pan Danielewski uważa, że książka Youssefa Rakhy, która według niego jest „reportażem o arabskim sposobie myślenia” może pomóc nam zrozumieć tego „Innego”, „pokazuje bowiem, że nie ma dzikich i cywilizowanych, grupowanych wielkim kwantyfikatorem terrorystów i obrońców przed terroryzmem. Że jesteśmy do siebie cholernie podobni”.
I w tym momencie przestaję się z panem Danielewskim zgadzać. Ale o tym za chwilę. Najpierw przyjrzyjmy się autorowi i jego książce.

„Bejrut jest gdzieś tam” jest owocem pierwszej w życiu podróży, wykształconego w Wielkiej Brytanii, egipskiego dziennikarza Youssefa Rakhi do Libanu. Autor – zblazowany eskapista, jak dotąd niezainteresowany polityką (jest redaktorem działu kultury),przyjeżdża do Bejrutu w trzydziestą rocznicę wybuchu wojny domowej w Libanie. Obserwuje kiczowaty patriotyzm obchodów rocznicowych:
„Z okazji 13 kwietnia restauracje proponują oferty specjalne. Nawet reklamy make-upu zawierają patriotyczny przekaz. [...] Gubię się pośród bannerów. Slogany i muzyka. Klaksony. Remiksy hymnu narodowego Libanu: rock, techno, hip-hop. Ze środka czerwonego namiotu właśnie wystartował maraton. [...] Cheerleaderki dla Libanu. Rozglądam się jak dureń. Nagość i bezwstyd.

Odwiedza obozy dla uchodźców:
„Ulice rozgałęziają się i za każdym razem te odchodzące od nich są jeszcze węższe i biedniejsze. Widma męczenników drgają pod moimi powiekami. Co to za pomysł by umierać za ojczyznę, skoro ojczyzna to zbieranina zwykłych bud, w których gnieżdżą się biedacy z różnych ras”.

W międzyczasie pojawiają się też kobiety i bejruckie knajpy. To wszystko miało się złożyć (według opisu na okładce) na „reporterską opowieścią o mieście [...]”, „obrazowy opis miasta i jego mieszkańców”. Niestety ciężko to znaleźć w książce Youssefa Rakhi, która bardziej jest poetyckim, postmodernistycznie chaotycznym esejem, zainspirowanym pobytem w Bejrucie niż reportażem. Z samej książki dowiadujemy się bardzo mało na temat miasta i jego historii, najwięcej informacji dostarczają przypisy tłumaczki. Poszatkowana narracja gęsta od nazw i nazwisk sprawia, że książki nie czyta się łatwo.

Danielewski napisał, że jest to „reportaż o arabskim sposobie myślenia”, że może „przyprawić o szok poznawczy, bo jest [książka] bardzo europejska, lub jeśli wolimy zachodnia”. Wydaje się, że Danielewski, działa podobnie, jak ci, którzy przed laty nazywali Liban Szwajcarią Bliskiego Wschodu, z jednej strony nawołuje do „wyrwania się z dyskursu opisującego wyznawców islamu jako grupę jednorodną, homogeniczną”, z drugiej strony sam bardzo chętnie w ten dyskurs wchodzi, przekładając jedynie Arabów z ich szufladki z dzikimi terrorystami, do szufladki pt. kultura zachodu. A lekiem na islamofobię, nie jest znajdowanie muzułmanom, czy Arabom, lepszej, bardziej akceptowalnej społecznie szufladki, tylko to, o czym autor wstępu pisał wcześniej – edukacja, dzięki której, wierzę, ludzi można przestać szufladkować.

Pierwszy raz „Bejrut jest gdzieś tam” czytałam myśląc, że jest to reportaż, który cytując Hansa-Jürgena Heinrichsa, jednego z członków jury nagrody Lettre Ulysses, „powinien przedstawiać rzeczywistość w taki sposób, aby jej złożoność, różnorodność i palimpsestowa struktura stawała się jasna”*. Książka Rakhy niczego nie rozjaśnia. Czytana po raz kolejny, tym razem już bez wtłaczania jej w gatunek reportażu, podobała mi się o wiele bardziej. Coś jest z tym szufladkowaniem, że nawet książkom to nie robi dobrze.

* Źródło cytatu: http://www.lettre-ulysses-award.org/authors06/Longlist_2006.html; tłumaczenie własne

http://pozapsem.blogspot.com

Bejrut nazywany był kiedyś Paryżem Wschodu, sam Liban natomiast – Szwajcarią Bliskiego Wschodu. W pewnym momencie coś jednak zaczęło się psuć.

Konflikty wewnętrzne w mocno podzielonym wyznaniowo Libanie powoli narastały, aż do 13. kwietnia 1975 roku, kiedy to libańscy falangiści (maroniccy chrześcijanie) w odwecie za atak w dzielnicy chrześcijańskiej Bejrutu, zastrzelili...

więcej Pokaż mimo to

avatar
185
184

Na półkach:

Bejrut – stolica Libanu. Dawniej (a przez niektórych i dziś) nazywany „Paryżem Wschodu”. Nazwa to wzięła swój początek od tego, iż miasto to zamieszkiwane jest przez ludzi różnych wyznań, reprezentujących różne kultury. Jest to bowiem miasto multikulturowe. Dawniej było tu kolorowo, gwarno, miasto posiadało wiele zabytków, które przyciągały turystów z różnych stron świata.

Sam Bejrut (jeszcze w latach 60.) jawił się jako mekka „(…) dla poszukujących wolności. Politycznie, seksualnie czy kulturowo stłamszeni (…) Arabowie tu właśnie odnajdywali dla niej szerszy margines. (…) Bejrut – powszechny cel pielgrzymek…”. [s. 107 – 108]. Ulice były pełne ludzi, można było usłyszeć wiele języków, świadczyło to o różnorodności.

Obecnie nie jest już tak różowo. Miasto (podobnie jak i całe państwo) trawione jest przez skutki wojen (m.in. tych z Izraelem oraz wojen domowych),przewrotów oraz manifestacji. Zginęło wielu ludzi. Mieszkańcy najbardziej odczuli drastyczne spadki w gospodarce krajowej, powodowane korupcją i nepotyzmem. Ubóstwo oraz bezdomność stały się najbardziej palącym problemem.

Piękne zabytki nierzadko przekształciły się w ruiny. Wybuchy bomb oraz strzały z karabinów nie oszczędziły nie tylko ludzi, ale również budynków. Obecnie ludzie uciekają z Bejrutu. Brak tych swobód, które kiedyś tak przyciągały. Każdy jednak (podobnie jak autor),który pamięta dawne czasy czuje gdzieś w powietrzu „oddech” starego miasta – gdzieś tam właśnie jest Bejrut…

Powyższy reportaż zawiera wiele informacji zarówno tych istotnych, jak i nieco mniej ważnych (przedstawiających realia życia codziennego). Wszystko jednak składa się na wspaniałą, choć nieco trudną do odbioru za pierwszym razem całość. Bardzo wiele wyjaśniający był wstęp tej niewielkiej objętościowo książeczki zredagowany i napisany przez pana Michała Danielewskiego.

Pozwala on spojrzeć na ten reportaż w innym świetle, lepiej zrozumieć intencje autora (egipskiego dziennikarza działu kulturalnego). W ostatnim czasie na rynku wydawniczym ukazywało się sporo książek/ reportaży o tematyce bliskowschodniej (jest to spotęgowane rewolucjami arabskimi). Ta na pewno nie jest od nich gorsza. Warto przeczytać, aby uświadomić sobie, że tak naprawdę ci ludzie niewiele różnią się od nas samych…

Bejrut – stolica Libanu. Dawniej (a przez niektórych i dziś) nazywany „Paryżem Wschodu”. Nazwa to wzięła swój początek od tego, iż miasto to zamieszkiwane jest przez ludzi różnych wyznań, reprezentujących różne kultury. Jest to bowiem miasto multikulturowe. Dawniej było tu kolorowo, gwarno, miasto posiadało wiele zabytków, które przyciągały turystów z różnych stron...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2
1

Na półkach:

Lubię tę książkę. Choć faktycznie, trudno uznać ją za reportaż w klasycznym rozumieniu tego słowa - więcej tu poezji, dużo emocji.. Ale obraz Bejrutu, chociaż chaotyczny, pozostał we mnie po przeczytaniu. Nie czytało się tego łatwo.

Lubię tę książkę. Choć faktycznie, trudno uznać ją za reportaż w klasycznym rozumieniu tego słowa - więcej tu poezji, dużo emocji.. Ale obraz Bejrutu, chociaż chaotyczny, pozostał we mnie po przeczytaniu. Nie czytało się tego łatwo.

Pokaż mimo to

avatar
156
33

Na półkach: ,

1/10 bo przeczytałem i nic z tego nie zrozumiałem

1/10 bo przeczytałem i nic z tego nie zrozumiałem

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    46
  • Przeczytane
    38
  • Posiadam
    9
  • Literatura faktu
    5
  • Reportaże
    2
  • Orient
    2
  • Teraz czytam
    1
  • L. faktu
    1
  • Do zdobycia
    1
  • Literatura arabska
    1

Cytaty

Więcej
Youssef Rakha Bejrut jest gdzieś tam Zobacz więcej
Youssef Rakha Bejrut jest gdzieś tam Zobacz więcej
Youssef Rakha Bejrut jest gdzieś tam Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także