-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2016-12-19
2017-05-02
ocena po I czytaniu: 10/10 (2.05.2017)
ocena po II czytaniu: 10/10 (2.05.2021)
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/05/dwor-mgie-i-furii-sarah-j-maas.html
Po „Dworze cierni i róż” chciałam jak najszybciej zabrać się za drugi tom, ale jeśli mam być szczera, to odrobinę się tego obawiałam. Między czasie, wszystko w moim czytelniczym życiu i blogu zawisło w próżni w oczekiwaniu na werdykt, jak może zostać przeprowadzona historia Feyry. Do tego sprawy nie poprawiał fakt, że po premierze pierwszego tomu, z kilku opinii dowiedziałam się, że nie ma sensu ciągnąć tej historii. Nie znam wcześniejszych książek Maas, więc tym trudniej jest mi określić, czy autorka ma talent do historii ciągnących się przez wiele tomów. Tak więc uzbroiłam się w cierpliwość, głównie dla głównej bohaterki, i ruszyłam w nieznane, żeby poznać bliżej mrocznego księcia Dworu Nocy. I to było prawdziwe szaleństwo!
Zakochałam się: permanentnie i szybko. Już pierwszemu tomowi nie mogłam nic zarzucić, oprócz tego niedostatku w uczuciach głównej bohaterki. Proszę Was, tam nie było tego momentu zaprzyjaźniania się i zakochiwania w Tamlinie, ale dopiero teraz okazało się, że Maas odsłoniła część swoich kart i... no po prostu mnie zabiła. „Dwór cierni i róż” posiadał wiele braków, za które dostał taką stosunkowo niską ocenę, a dopiero uzupełniony o „Dwór mgieł i furii” tworzy pełną całość, więc jeśli poddaliście się po początku historii, to musicie przeczytać również drugi i wtedy zobaczyć, co o tym sądzicie. Wszystko co działo się w na początku było zabiegiem celowym i przemyślanym, żeby przygotować czekającego z bijącym sercem czytelnika, który nie jest w stanie myśleć o niczym innym niż o bohatera, Prythianie i magii - prawdziwej i obezwładniającej. Kto wie, może to właśnie Maas posiada jakiś magiczny dar.
Będzie to wielkim zaskoczeniem dla wielu, wielu osób, ale Feyra została przeze mnie okrzyknięta jedną z najlepszych żeńskich postaci, które miałam okazję poznać (jak nie najlepszych). Po pierwszym spotkaniu miałam o niej dobre zdanie, ale jednak jej jojczenie o rodzinie działało mi na nerwy. Na początku tej części również nie potrafiłam się pozbyć lekkiej irytacji, ale później... To co się później stało, po prostu mnie przerosło. To jakim zachwytem, miłością i oddaniem do niej zapałałam, mogłabym dla mniej wznieść pomnik. Wreszcie pokazała się prawdziwa Feyra, bohaterka, którą chciałabym w każdej książce i życzyłabym każdemu takiej przyjaciółki.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o moim cudownym Rhysandzie (mogę Was zapewnić, że moja miłość do niego przewyższa wszystko inne), który został najlepszą postacią EVER. Wybacz Percy, jesteś zaraz na drugim miejscu. Wracając do tematu, to wiele osób źle myślało o Rhysie po „Dworze cierni i róż”, czego w sumie nie jestem w stanie pojąć, ale nie będę nikogo nawracać. A jednak ja wiedziałam, już od samego początku go pokochałam. A to czego dowiedziałam się teraz: idealny zły, mroczny buntownik! Jestem bardziej niż zachwycona, a do tego siedzę z wydartym sercem.
Nie wiem, czy mam się złościć, czy dziękować autorce za to, że zburzyła szereg zasad, które obowiązywały w moim czytelniczym świecie. „Dwór mgieł i furii” to nie tylko historia o miłości, ale również o przetrwaniu, przyjaźni i rodzinie. Moje serce rosło za każdym razem, kiedy autorka poruszała te ważne w życiu każdego człowieka tematy. Teraz widzę, jestem świadoma, że wszystkie zabiegi w pierwszym tomie były celowe. Te irytujące wybuchy uczyć wziętych z kosmosu, brak przyjaźni między Feyrą i Tamlinem, to wszystko było przeznaczone ku większemu celowi. Jeszcze lepsze jest to, że będzie sześć tomów serii, czyli jeszcze cztery przed nami!
Chyba nie muszę pisać, że polecam?
ocena po I czytaniu: 10/10 (2.05.2017)
ocena po II czytaniu: 10/10 (2.05.2021)
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/05/dwor-mgie-i-furii-sarah-j-maas.html
Po „Dworze cierni i róż” chciałam jak najszybciej zabrać się za drugi tom, ale jeśli mam być szczera, to odrobinę się tego obawiałam. Między czasie, wszystko w moim czytelniczym życiu i blogu zawisło w próżni w...
2017-04-17
ocena po I czytaniu: 8/10 (17.04.2017)
ocena po II czytaniu: 10/10 (1.05.2021)
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/04/dwor-cierni-i-roz-sarah-j-maas.html
O Sarze J. Maas jest bardzo głośno od kilku lat, ale mnie jakoś specjalnie do siebie przekonywała. Pomimo wszystkich zachwytów i poleceń, nigdy nie ciągnęło mnie do poznania jakiejkolwiek jej powieści. Sytuacja z „Dworem cierni i róż” miała się dokładnie tak samo, ale jednak tajemniczy Rhysand mnie pokonał. Wcale nie żartuję, sięgnęłam po tę serię tylko dla jednego bohatera, z którym fanarty tak bardzo mnie intrygowały. Dziwny powód, ale zawsze lepszy niż żaden.
Nie będę ukrywać, że spodziewałam się znacznie bardziej przeciętnej książki. Byłam, nadal jestem, w tak ciężkim szoku, że tak trudno przychodzi mi opanowanie się. Jasne, dla mnie ta powieść miała kilka wad, nie będę temu zaprzeczać, ale mimo wszystko jest ona niebywałym fenomenem. Dawno, ale to dawno nie czytałam tak dobrej fantastyki, która opierałaby się na nowym świecie, istotach i zupełnie nowych problemach. I zanim zaczniecie sugerować, że nie jest to fabuła oryginalna, to owszem, zgodzę się, że mocno czuć „Piękną i bestią”. Nie będę próbowała zgadywać, czy jest to celowe czy nie, ale wyszło świetnie, więc ani trochę mi to nie przeszkadza.
Przyszedł czas na krótkie przedstawienie mojego zdania na temat bohaterów, a jest ono naprawdę przedziwne. Feyra, główna bohatera, na samym początku nieźle mnie zaskoczyła, ale również bardzo ją polubiłam. Była odważna, samowystarczalna i odpowiedzialna. Zaimponowało mi to również z innych powodów: rzeczywiście taka była, to nie tylko puste słowa autorki. Później zaczęło coś ostro zgrzytać, kiedy pojawiła się w Prythianie, ponieważ ciągle nadawała o swojej rodzinie, robiła wiecznie na złość Tamlinowi i wszystko jej przeszkadzało. Miałam czasami ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć, żeby się wreszcie ogarnęła. Na samym końcu już, gdzieś po trzech czwartych, sytuacja znowu się opanowała i mogłam się cieszyć starą, dobrą Feyrą.
Nie byłabym sobą, gdybym nie poświęciła kilku zdań (a wierzcie, mogłoby być kilkanaście) męskim bohaterom książki. Mamy Tamlinan, którego bardzo, ale to bardzo lubię, co podkreślam już na samym początku. Jest odważny, odpowiedzialny, kochany, uroczy, ale niestety nie ma tej iskry. Oczywiście jest w nim buntownicza żyłka, ale dla mnie jest zbyt spokojny, chłody w kalkulacjach. Za to Rhysand… Mój Rhys, to zupełnie inna historia. Było go stosunkowo niewiele, a może tylko tyle czasu poświęcała mu Feyra, nie wiem, ale czuję, że mimo wszystko jest genialny i jeszcze połamie moje czytelnicze serce na miliony kawałków! Nic więcej nie napiszę, to ma być niespodzianka. Po namyśle muszę stwierdzić, że nawet cała książka mu poświęcona, to dla mnie byłoby za mało.
Jak już wspomniałam wcześniej, byłam bardzo zaskoczona tym, że „Dwór cierni i róż” tak bardzo mnie pochłonął i uzależnił od siebie. Chociaż akcja trochę się dłużyła, co wcale nie uczyniło powieści nudnej. Nie umiem lepiej ubrać tego w słowa, ale ponad pięćset stron do czegoś zobowiązuje i myślę, że Maas wykorzystała w stu procentach powierzony jej materiał. Gdyby akcja była trochę bardziej wartka… No ale to może być ze mną coś nie tak, ponieważ kocham szybko posuwającą się do przodu fabułę, zwroty akcji i nieprzewidywalność, chociaż tego ostatniego naprawdę powieści nie brakuje.
Polecam, och, jak bardzo polecam tę powieść. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś sięgnę po inne serie autorki, ale wiem, że ta ma szansę stać się jedną z najlepszych. Mojego szczęścia, zachwytu i miłości nie da się opisać zwykłymi słowami. Pozostawiam więc resztę losowi (i wszystkim zapomnianym przez ludzi bogom!).
ocena po I czytaniu: 8/10 (17.04.2017)
ocena po II czytaniu: 10/10 (1.05.2021)
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/04/dwor-cierni-i-roz-sarah-j-maas.html
O Sarze J. Maas jest bardzo głośno od kilku lat, ale mnie jakoś specjalnie do siebie przekonywała. Pomimo wszystkich zachwytów i poleceń, nigdy nie ciągnęło mnie do poznania jakiejkolwiek jej powieści. Sytuacja z „Dworem...
2017-01-28
2017-10-27
2017-10-25
2017-07-22
2017-04-13
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/04/rozwazna-i-romantyczna-jane-austen.html
Klasyka literatury światowej jest dla mnie twardym orzechem do zgryzienia. W czasach szkolnych nie przepadałam za czytaniem lektur na języku polskim, więc mogę śmiało stwierdzić, że nie jestem obyta z twórczością na pewnym poziomem. Jednak jest pewien gatunek, który chciałabym poznać od podstaw, we wszystkich jego odcieniach, ze wzlotami i upadkami autorów. Sprawą oczywistą i pozostającą tylko w kwestii czasu, kiedy sięgnęłabym ponownie po twórczość Jane Austen, by zgłębić romanse wszelakiej maści.
Pewną dozą motywacji było oczywiście ustanowienie roku 2017, rokiem właśnie tej autorki. Postanowiłam również, o czym pisałam w specjalnym poście, że właśnie te magiczne dwanaście miesięcy poświęcę na zapoznanie się całym możliwym repertuarem Austen. Przechodzę więc do sedna recenzji i chciałam poświęcić kilka słów „Rozważnej i romantycznej”, która tak się składa jest literackim debiutem pisarki.
Historia ta przedstawia losy dwóch skrajnie różnych sióstr, które mimo wszystko bardzo się kochają i próbują (każda na swój sposób) znaleźć miejsce w świecie, męża i uleczyć złamane serca. Elinor, najstarsza z panien Dashwood, jest tą rozważną. Nie będę ukrywać, że polubiłam ją najbardziej z całego arsenału bohaterów, którzy autorka przedstawiła. Elinor była zabawna, ale również stanowcza i nie pozwalała pobłażać swojemu sercu. Bardzo ceniłam jej spokojne, rzeczowe podejście, ale również sarkazm i ironię, którą posługiwała się niczym dobrze wyszkolony szermierz, kiedy wymagała tego sytuacja. Marianne, jak pewnie można się domyślić, była tą romantyczną. I tutaj prawdę mówiąc można łatwo zauważyć różnice w pojmowanym przez Zachód, a Polskę pojęcia „romantyzmu”, ale nie o tym teraz mowa.
Wracając do tematu, to młodsza siostra była miejscami irytująca i strasznie dramatyczna, co było zabiegiem celowym, ale jednak mnie nie przekonało. Nie przepadam za bohaterkami, które wyolbrzymiają wszystko lub umierają wskutek złamanego serca. Nie przeszkadza mi to jednak obdarzyć pewnymi, skąpo darowanymi, pozytywnymi uczuciami przemiany jednej z głównych bohaterek.
Uwielbiam w powieściach Austen klimat oraz sposobność zgłębienia wiedzy o prawach rządzących tamtymi czasami, których musiały przestrzegać panny na wydaniu, przeprowadzane intrygi, ale również zasady panujące w odpowiednich kręgach, niechęć do podejmowanych małżeństw między ludźmi różnych stanów. Nie będę ukrywać, że podczas czytania „Rozważnej i romantycznej” miałam niekiedy problemy z określeniem sytuacji lub zrozumienia samej treści. Niestety, na tę chwilę nie umiem określić czy był to mankament książki, czy czytałam ją w okresie, gdzie nie skupiałam się w stu procentach.
„Rozważna i romantyczna” to bardzo dobra powieść, napisana z humorem, sarkazmem i ironią. W bardzo przyjemny sposób można poznać obyczaje panujące w XIX-wiecznej Anglii. Polecam bardzo gorąco, jeśli ktoś jeszcze nie zapoznał się z twórczością Austen lub nie natknął się jeszcze na tę powieść.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/04/rozwazna-i-romantyczna-jane-austen.html
Klasyka literatury światowej jest dla mnie twardym orzechem do zgryzienia. W czasach szkolnych nie przepadałam za czytaniem lektur na języku polskim, więc mogę śmiało stwierdzić, że nie jestem obyta z twórczością na pewnym poziomem. Jednak jest pewien gatunek, który chciałabym poznać od podstaw,...
2017-09-17
I: 17 wrzesień 2017
II: 29 marzec 2020
I: 17 wrzesień 2017
II: 29 marzec 2020
2017-09-15
2017-09-14
2017-08-09
I: 9 styczeń 2017
II: 5 sierpień 2019
III: 26 marzec 2020
I: 9 styczeń 2017
II: 5 sierpień 2019
III: 26 marzec 2020
2017-03-28
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/03/wiosna-pena-tajemnic-lisa-kleypas.html
Po Zimowym ślubie nie mogłam doczekać się ponownego spotkania z twórczością Lisy Kleypas. W czasie, który dzielił dwie ostatnie polskie premiery jej powieści, zdążyłam się zapoznać z kilkoma dziełami z licznego repertuaru. Z ręką na sercu napiszę, że są to historie niebywałe, przepełnione uczuciem i zagadkowością.
Z romansami historycznymi mam nie lada problem, ponieważ czytając ten gatunek, pragnę odczuć atmosferę czasów, w których toczy się akcja. W przypadku tej historii jest to wiktoriańska Anglia, czyli mój ulubiony okres historyczny, co za tym idzie, jestem nadto przewrażliwiona na tym punkcie. A jednak Kleypas po raz kolejny udowodniła, że zna się na rzeczy i historyczna strona tła powieści nie jest dla niej problemem i z łatwością oddaje atmosferę.
Wiosna pełna tajemnic to historia skupiająca się na życiu bohaterki, która dla znających serię jest już znana. Daisy jest postacią, którą bardzo łatwo polubić (w przeciwieństwie do jej siostry), ale również trudno się przywiązać. Myślę, że jest to spowodowane jej lekkim duchem i wrodzoną zdolnością do romantyzmu. Jej największą zaletą jest lojalność wobec przyjaciółek, ale również upór, którym niewątpliwie cechuje tę młodą kobietę. Nie da się jej również nie obdarzyć sympatią, gdyż wszystko co robi, jest okraszone nutą niewinności i ciekawości wrodzonej tylko dla rządnych przygód dzieciom. Nie mniej, nie uważam jej za małą dziewczynkę, ponieważ z podniesionym podbródkiem potrafiła stawić czoła losowi i poradziła sobie nawet na najstraszniejszą prawdą.
Można powiedzieć, że Lisa Kleypas ma swój jasno określony typ bohatera płci męskiej. Ma być on silny, zaborczy i kochający do szaleństwa. I z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Matthew spełnia wszystkie te kryteria, chociaż nie jest taki sam jak pozostali mężczyźni, z którymi miałam od czynienia zaczytując się w powieściach autorki. Postać ta jest trochę niepokojąca, intrygująca, ale jednocześnie zabójczo zabawna i pewna siebie. Nie raz i nie dwa zalazł mi za skórę swoimi wypowiedziami, ale koniec końców pokochałam go, ponieważ nie jestem odporna na urok kreacji męskich charakterów Kleypas.
Wiosna pełna tajemnic to powieść o prawdziwej miłości, która narodziła się z przekory i wzajemnego przyciągania. Uwielbiam autorkę za jej lekkość pióra i pomysłowość, czytając jej książki nie można się nudzić. Nie są to historie banalne i przewidywalne. Z prawdziwą przyjemnością za każdym możliwym razem sięgnę po Kleypas bez mrugnięcia okiem. Historia Daisy oraz Marcusa jest piękna i jedyna w swoim rodzaju, idealnie trafiająca w moje gusta czytelnicze i serce. Gorąco polecam, naprawdę warto zatracić się chociażby na jedną ulotną chwilę.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/03/wiosna-pena-tajemnic-lisa-kleypas.html
Po Zimowym ślubie nie mogłam doczekać się ponownego spotkania z twórczością Lisy Kleypas. W czasie, który dzielił dwie ostatnie polskie premiery jej powieści, zdążyłam się zapoznać z kilkoma dziełami z licznego repertuaru. Z ręką na sercu napiszę, że są to historie niebywałe, przepełnione...
2017-09-11
I: 11 wrzesień 2017
II: 7 sierpień 2019
I: 11 wrzesień 2017
II: 7 sierpień 2019
2017-04-20
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/04/na-zawsze-razem-ella-i-micha-jessica.html
Po „Nie pozwól mi odjeść” byłam mile zaskoczona, kiedy doszłam do wniosku, że Jessica Sorensen naprawdę potrafi napisać zgrabną historię, która porusza serce i umysł. Okazało się, że autorka niezależnie od powziętego tematu, potrafi stworzyć coś, co da się przeczytać i jeszcze dobrze się przy tym bawić. Z tych właśnie powodów bardzo wyczekiwałam premiery drugiego tomu, którego tytuł mówi ewidentnie, co będzie się w nim działo. Nie ukrywam, taki obrót sprawy sprawia, że niezależnie od książki, moja ocena rośnie.
Kiedy tylko rozpoczęłam lekturę, po prostu czułam, jak uśmiech schodzi mi z twarzy z każdym następnym zdaniem. Po zakończeniu pierwszej części myślałam, że autorka podąży w zupełnie innym kierunku, co bardzo mnie zwiodło. Historia sama w sobie była dobra i przełknęłabym ją z mniejszym rozczarowaniem, gdybym nie wiedziała, na co stać pisarkę. Nie zrozumcie mnie źle, „Na zawsze razem” złe nie było. Przeczytałam to szybko, co czasami bywało naprawdę dobrą cechą, a momentami sprawiało nawet przyjemność!
Przy okazji premiery pierwszego tomu, moja siostra powiedziała, że tak denerwującej bohaterki, to ona jeszcze nie spotkała. Stanęłam wtedy w obronie postaci, książki i autorki, ponieważ naprawdę nie była taka zła, ale teraz muszę się z nią zgodzić. Postawa Elli była po prostu śmieszna i żałosna. Miałam ochotę przetrzeć sobie oczy, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że to ta sama silna dziewczyna, która pokonała lęki i pozwoliła sobie na miłość. Jasne, niektóre wątki były bardzo ciekawe, ale ich rozwiązania już znacznie mniej. Rozumiem, że tego wszystkiego nie da się ot tak wyleczyć, ale myślę, że nakreślając lepiej sytuację od samego początku, kreacja głównej bohaterki nie raziłaby tak w oczy.
Micha… był jednym z czynników, które uratowały w ogóle moją ocenę o tej książce. Ten bohater miał swoje wzloty i upadki. Nie będę ukrywać, że niektóre jego zachowania były po prostu splecione z hipokryzji i irracjonalnego zachowania. W porządku, mogłam się z tym szybko pogodzić, a to stało się za sprawą jego sprośnego poczucia humoru i walki jaką podjął, żeby uratować ukochaną. Niewątpliwie kolejnym dobrem aspektem powieści byli Lila i Ethan, których historię tak bardzo chciałabym przeczytać. Są naprawdę genialni, choć jest ich zdecydowanie za mało!
Powieść czytało się szybko, skończyłam ją w ciągu jednego popołudnia. Nie będę również opisywać stylu autorki, ponieważ robiłam to już wielokrotnie na blogu. Jednak napomknę, że powieść nie jest tak zła jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Dobra, Ella była miejscami beznadziejna, ale wiele, wiele z Was znajdzie uzasadnienie jej zachowania, które ja również powinnam znaleźć, lecz jako osoba z niskim poziomem empatii, często mam z tym problem. „Na zawsze razem”, to powieść idealna na odprężenie się i spędzenie miło popołudnia bez analizowania fabuły.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/04/na-zawsze-razem-ella-i-micha-jessica.html
Po „Nie pozwól mi odjeść” byłam mile zaskoczona, kiedy doszłam do wniosku, że Jessica Sorensen naprawdę potrafi napisać zgrabną historię, która porusza serce i umysł. Okazało się, że autorka niezależnie od powziętego tematu, potrafi stworzyć coś, co da się przeczytać i jeszcze dobrze się przy...
2017-07-02
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/07/przyszosc-violet-i-lukea-jessica.html
Po moim ostatnim spotkaniu z książką Sorensen miałam olbrzymi problem, żeby sięgnąć po jej kolejną powieść. Nie ukrywam, że „Przyszłość Violet i Luke'a” okazała się dla mnie nie lada wyzwaniem, a właściwie powinnam napisać, że jej rozpoczęcie takie było. Bardzo lubię serię „The Coincidence”, więc tym bardziej wolałam się nie rozczarować. I bardzo się cieszę, że mimo wszystkich moich uprzedzeń, historia ta okazała się równie wspaniała jak wszystkie poprzednie tomy.
A jednak było inaczej i to strasznie zbiło mnie z tropu. Nie jest dla nikogo, kto mnie zna, zaskoczeniem, że uważam powieści Sorensen za przepełnione emocjami, dobrymi i złymi. „Przyszłość Violet i Luke'a” jest bardzo ciekawa i nico mroczniejsza niż początek perypetii tej dwójki bohaterów. Zdecydowanie mniej w niej właśnie tej, charakterystycznej dla autorki, emocjonalności, a więcej stateczności i godzenia się z losem. I nie zapominając o uczuciu łączącym Violet i Luke'a, które po prostu zwala z nóg, to była jedyna oznaka właśnie tej wspaniałej cechy pióra pisarki. Mimo wszystkich okoliczności moje biedne serce ściskało się ze wzruszenia i zachwytu nad wspaniałomyślnością autorki.
Violet jest nietypową postacią. Z jednej strony jest bardzo złożona, ale z drugiej niezwykle prosto działa i można z łatwością przewidzieć jej ruchy i zamiary. Nie należy ona do moich ukochanych postaci, ale bardzo ją polubiłam w ciągu tych dwóch tomów i bardzo chciałam poznać wcześniej. Z tą bohaterką jest olbrzymi problem, ponieważ nie da się po prostu jej zaakceptować, trzeba się wczuć i zrozumieć, dlatego uważam, że są to objawy dość złożonej fikcyjnej jednostki. Violet jest odważna, ale również nieprzewidywalna i najpiękniejsze jest to, że tylko Luke potrafi ją zrozumieć, ponieważ przechodzi przez podobne piekło.
Na samym początku serii Luke wydaje się postacią beztroską i wręcz wulgarnie wyluzowaną. Jednym słowem: bardzo mnie ciekawił. Lucas jest szalony, ale również złamany przez wydarzenia, które kumulowały się przez całe jego życie. Moim zdaniem jest on świetnie stworzony, trójwymiarowy, pełen miliona odcieni (żeby nie napisać: szarości). Właśnie to uwielbiam w twórczości Sorensen, nieważne jakie wrażenie cała powieść na mnie wywrze, to bohaterowie zawsze są barwni i złożeni, a wierzcie lub nie, nie ma dla mnie nic lepszego niż doskonała postać.
„Przyszłość Violet i Luke'a” jest cienką książką i można pomyśleć, że nie ma tam wydarzeń, które wpłynęłyby znacząco na historię tej dwójki, ale tak nie jest. Uważam, że tak mała ilość stron jest dobrym znakiem, ponieważ autorka skupiła się na najważniejszym, czyli więzi między bohaterami, nie rozwodziła się niepotrzebnie o otoczeniu czy bohaterach drugoplanowych. Żałuję tylko, że tak mało jest Kaydena i Callie, ale myślę, że odbiję sobie ich nieobecność w jeszcze jednej części o nich.
No cóż, nie byłabym sobą, gdybym nie poleciła książki Sorensen, więc polecam. Wszyscy, którzy uwielbiają dreszcz zaskoczenia, gorące uczucia i genialnych bohaterów, muszą po prostu przeczytać „Przyszłość Violet i Luke'a”. Natomiast ja (nie)spokojnie poczekam na ciąg dalszy.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2017/07/przyszosc-violet-i-lukea-jessica.html
Po moim ostatnim spotkaniu z książką Sorensen miałam olbrzymi problem, żeby sięgnąć po jej kolejną powieść. Nie ukrywam, że „Przyszłość Violet i Luke'a” okazała się dla mnie nie lada wyzwaniem, a właściwie powinnam napisać, że jej rozpoczęcie takie było. Bardzo lubię serię „The Coincidence”, więc...
2017-09-12
2017-09-13
2017-09-08
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2016/12/lisa-kleypas-zimowy-slub.html
Odkąd pamiętam, bardziej preferowałam romanse niż jakiekolwiek inne gatunki literackie. Stosunkowo dużo czasu zajmuje mi znalezienie autora, który w stu procentach spełni moje wymagania fabularne i emocjonalne, ale jestem również bardzo pobłażliwa dla twórców preferujących schematyczność. Kleypas zaskoczyła mnie przede wszystkim tym, że porwała się na romans historyczny, co nie jest łatwe, ponieważ nie chodzi tylko o samo przedstawienie relacji zakochanych, ale również autentyczność. Ku mojemu zdziwieniu, pisarka oddała świetnie atmosferę dawnych czasów, pięknych kostiumów i arystokratycznych salonów.
Zimowy ślub to trzeci tom, ale każda część dotyczy innych bohaterów, więc nie było dla mnie problemem zapoznanie się z historią Evie jako pierwszą. Nastawiłam się na powieść przyjemną, ale raczej niezbyt wymagającą pod względem uczuć. Okazało się zgoła inaczej, co bardzo mnie zaskoczyło, ponieważ niewinny opis nie sugeruje tego, że lektura ta będzie niesamowicie piękna, chwytająca za serce i zmysłowa.
Evie polubiłam od samego początku. Kleypas postawiła w jej charakterystyce na odrobinę sprzeczności - nieśmiałość zestawiła z upartością i odwagą. Ta bohaterka wzbudziła we mnie wiele ciepłych uczuć i, jako czytelniczka śledząca każdy krok postaci z zapartym tchem, wspierałam ją w jej trudnych, lecz intrygujących wyborach. Autorka poddała samą siebie bardzo trudnej próbie, ponieważ osobowość Evangeline jest bardzo złożona i często trudna do przedstawienie, ale autorce udało się to ukazać z należytą starannością.
St Vincent na początku trochę mnie przerażał. Bohater ten bardzo mnie zaskoczył. Niewiele jest autorek, które pokuszą się o stworzenie bohatera tak nieprzewidywalnego, aroganckiego i egoistycznego, a jednak nie da się go nie pokochać. Zastanawiałam się, w jakim stopniu oraz okolicznościach autorka przejdzie już do jego charakterystyki po przemianie i jak będzie ona rozległa. Kiedy akcja przesuwała się systematycznie do przodu, a wydarzenia układały się w logiczną całość, niemal zaklaskałam z uznaniem.
Akcja powieści kręci się przede wszystkim wokół życia dwójki głównych bohaterów. Dzięki narracji trzecioosobowej autorka nie musiała przeskakiwać z głowy jednej postaci, do głowy drugiej. Pisarka postawiła na ukazanie rodzącego się uczucia u mężczyzny, który uważa, że nie ma serca oraz zaufania przez niewinną, lecz skrzywdzoną młodą arystokratkę. Emocje, chwile uniesienia bohaterów są napisane w sposób zmysłowy, głęboki, ale zarazem delikatny i piękny. Powieść czyta się naprawdę szybko i przyjemnie, a fabuła niebezpiecznie wciąga.
Zimowy ślub to romans historyczny zabarwiony lekkim dreszczykiem grozy przedstawiający nieprzeciętną historię o prawdziwej miłości oraz rycerskości. Lisa Kleypas postawiła na powieść kostiumową, co udało odwzorować się jej na jednym z najwyższych poziomów. Lektura idealna jest na zimowe wieczory dla miłośników romansów! Na pewno sięgnę bez wahania po inne książki autorki, mam nadzieję, że będą równie dobre co ta.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2016/12/lisa-kleypas-zimowy-slub.html
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOdkąd pamiętam, bardziej preferowałam romanse niż jakiekolwiek inne gatunki literackie. Stosunkowo dużo czasu zajmuje mi znalezienie autora, który w stu procentach spełni moje wymagania fabularne i emocjonalne, ale jestem również bardzo pobłażliwa dla twórców preferujących schematyczność. Kleypas...