-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2015-10-31
2015-06-23
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/06/carina-bartsch-lato-koloru-wisni.html
Emely żyje skromnie, kocha czytać książki i jest wciągnięta swoimi studiami. Jedyne czego pragnie najbardziej na świecie, to zapomnieć i zakochać się, tak jak zrobiła to przed siedmioma laty. Po przeprowadzce swojej najlepszej przyjaciółki, Alex, wszystko nabiera nowego kształtu. W jej życie z buciarami wpada Elyas, jej pierwsza wielka miłość. Nienawiść, próba ucieczki przed wspomnieniami jest zbyt uciążliwa dla Emely, na dodatek przystojny brat przyjaciółki nie poddaje się tak łatwo. Ona mu nie wierzy, on stara się ją udobruchać sprośnymi żartami a wszyscy dookoła zdają się wiedzieć, że ta dwójka czuje coś więcej, niż nienawiść czy pożądanie. Czy dadzą sobie drugą szansę?
"Masz nie równo pod sufitem kobieto - powiedziała potrząsając głową. - Jak wpadłaś na coś tak idiotycznego? [...] Po pierwsze, gdybyś zobaczyła w lustrze Angelinę Joli, natychmiast usłyszałabyś w tle dziecięcy jazgot w dziesięciu językach. Tyle na ten temat. Po drugie - uśmiechnęła się - zapomnij o Bradzie Picie. Johnny Depp jest o wiele lepszy."
Bywają książki, które mają cudowną okładkę, takie, które mają cudowną treść lub takie, które mają i jedno, i drugie. I to właśnie jest zaletą Lata koloru wiśni, ma cudowną okładkę, treść i przesłanie. Naprawdę rzadko, o ile w ogóle, można spotkać się z powieścią, którą można interpretować na kilka różnych sposobów, tak samo jak postaci. Bartsch nie oszczędza czytelnika, wychodząc (prawdopodobnie) z założenia, że nie ma takiej potrzeby. Od pierwszych stron czytelnik wrzucony jest w bieg wydarzeń i, co jest równie piękne, co sama powieść, nie wiele wie. Wpływa to na korzyść, ponieważ najpierw możemy ocenić zachowanie Emely, później rozważać jej powody.
Nigdy nie ukrywałam, nawet kilka razy wspominałam, jakim uczuciem darzę niemieckich autorów, zwłaszcza autorki. Zawsze trzymają poziom i z prawdziwą przyjemnością chwytam w ręce wszystkie powieści młodzieżowe i romanse. I właśnie tą powieścią, utwierdziłam się w przekonaniu, że teraz na mojej półce króluje niemiecka literatura dla młodzieży.
"- A co by wydarzyło, gdybym wtedy mu się nie oparła?
- Wtedy spotkalibyśmy się na jego pogrzebie."
Pierwsza połowa książki nie wydawała mi się owocna, nudziła, irytowała. Miałam dość głównych bohaterów, nawet Elyas'a, który dobijał mnie naprawdę skutecznie. Do Emely nie zapałałam miłością, chociaż jest nad wyraz podobna do mnie. Właściwie ma połowę moich cech, drugą połowę mojej przyjaciółki, dlatego też, na początku była niezwykle irytującą postacią. Tak jak wspomniałam wcześniej, autorka, skąpi informacji o przeszłości i o jej uczuciach do Elyas'a, co daje nam możliwość polubienia lub nie polubienia głównych bohaterów. Wszystko się zmienia, kiedy poznajemy ją bardziej, jej przeszłość i każdy szczegół jest zauroczenia, czy miłości.
Elyas jest zdecydowanie moim typem, jeśli posiada jakiś tatuaż, ale nie o tym teraz. Nie pałałam do niego miłością, przyznaję się bez bicia, ale coś w jego późniejszym postępowaniu było jak cukier. Słodkie, ale nie lepkie. Co do Alex, bo też była ważną postacią, to z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest stereotypową przyjaciółką, czyli piękna-głupia-egoistyczna. Dokładnie zamykała się w tych trzech słowach. Jest jeszcze Luca i zauroczenie nim. Nie chcę się rozpisywać, ale jak na razie mam dziwne wrażenie, że Bartsch odkryła przed nami najważniejszą kartę i z każdą stroną przekonywałam się o tym bardziej.
Chociaż powieść jest nasączona dobrym humorem i sarkazmem, to uważam, że miejscami jest to przesadzone i wymuszone. Nienawiści, też jest za dużo, ale na całe szczęście od miłości do nienawiści jeden krok, więc na odwrót też się sprawdza. Język jest okey, nie wymuszony, powieść dzięki temu szybko się czyta. Śmiałam się, piszczałam i nie mogłam uwierzyć, że pierwsza część zakończyła się w taki sposób. Przez ostatnie słowa nabrałam takich podejrzeń i chęci na Zimę koloru turkusu, że chyba nie wytrwam do października.
Polecam miłośnikom dobrej zabawy, sarkazmu, miłości, wyrazistych i upartych postaci. Nie zawiedziecie się, powieść jest naprawdę bardzo dobra. Jeśli Carina Bartsch utrzyma poziom, to ma miejsce na półce z ulubionymi autorami.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/06/carina-bartsch-lato-koloru-wisni.html
Emely żyje skromnie, kocha czytać książki i jest wciągnięta swoimi studiami. Jedyne czego pragnie najbardziej na świecie, to zapomnieć i zakochać się, tak jak zrobiła to przed siedmioma laty. Po przeprowadzce swojej najlepszej przyjaciółki, Alex, wszystko nabiera nowego kształtu. W jej życie...
2015-11-05
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/james-frey-nils-johnson-shelton-klucz.html
Pozostało dziewięcioro najniebezpieczniejszych ludzi na świecie. Porozrzucani po całym świecie, na przemian starają się wykraść Klucz Ziemi oraz ocalić świat przed Zdarzeniem. Po wygranej pierwszej próbie Sarah i Jago uciekają z Wielkiej Brytanii, reszta leczy rany i główkuje. Okazuje się, że keplerzy są niemoralni, robią coś czego nikt się nie spodziewał. Nie wszyscy poradzą sobie z obciążeniem. Będą musieli zmierzyć się z krewnymi, wrogami, ukochanymi i brutalną rzeczywistością. Świat stanie w chaosie a to wina dziewiątki uczestników, którzy przeżyli.
Moja recenzja pierwszej części trylogii Endgame była pozytywna, ale to co przeczytałam w Kluczu Niebios zaskoczyło mnie niesamowicie. Zakochałam się, naprawdę się zakochałam. Nie spodziewałam się, chociaż pierwszy tom był bardzo dobry, ale widać jak wszyscy ewoluowali - świat, bohaterowie i ludzie.
"Szczęście, satysfakcji, zadowolenie - wszystko to tworzy cieniutki całun, który narzucamy na cierpienie. Ale ból zawsze się pod nim kryje. Czeka."
Przyznam się szczerze, że po trochu wyrzucałam z głowy Wezwanie, bo nie spodziewałam się w tak szybkim okresie przeczytać już drugi tom, zwłaszcza, że jeszcze wtedy nie było nawet amerykańskiej zapowiedzi. Nic, a tu taka niespodzianka. Nie mogłam się doczekać aż znowu spotkam się z ulubionymi bohaterami, zagłębie się w kolejne intrygi i wreszcie zostanie uchylony większy rąbek tajemnicy.
Z lekkim uśmiechem na ustach wróciłam do ulubionych, teraz już ukochanych bohaterów, Sary i Jago. Dostawałam zawrotów głowy, kiedy narrator zajmował się tą parą sprzymierzeńców i kochanków. Było ich stosunkowo mało i dlatego byłam lekko zawiedziona. Przybliżone zostaje również sześcioro innych Graczy, którzy przeżyli, ale nie na długo. Przeważnie tych, których lubiłam albo darzyłam lekką sympatią zginęli, mówi się trudno. Zauważyłam też, że większość wykazała się jako takim człowieczeństwem, o co nie podejrzewałam ich po pierwszym tomie.
"-Słyszysz swoje prawdziwe nazwisko i otwierasz oczy, a to oznacza przyznanie się do winy. Tak jest za każdym razem, w stu przypadkach na sto.
-Gdzie to pani wyczytała? W Pięćdziesięciu twarzach Greya albo Listach do Penthouse'a?"
Zakochałam się w narracji obojga panów. Nie wiem, bo nie znam wcześniejszej twórczości autorów, więc nie mogę określić, który z nich odegrał większą rolę, ale muszę przyznać, że stworzyli coś oryginalnego, genialnego i nieprzewidywalnego. Zakochałam się w bohaterach, którzy są mordercami, ale również niebywale inteligentnymi, żyjącymi pełną piersią i niezwykle energicznymi (zważywszy na okoliczności, to są aż nadto energiczni).
Najpiękniejszym aspektem powieści, jest również to, że nic nie jest w niej na siłę. Wyważona akcja splata się z prawdziwymi problemmami ludzkości, słabościami i uczuciami. Czytelnik jest świadkiem jak własna rodzina zdradza dziecko, lud wypiera się pomocy, dzieci gotowe są zabić rodziców i zawalczyć o świat. Dziewiątka bohaterów, a właściwie nie wszyscy, muszą ocalić Ziemię i ludzkość przed wielką katastrofą i udziałem (nie)boskich stworzeń.
"Mamy grać, a nie siedzieć i pierdolić farmazony o jakichś pieprzonych organizacjach, które myślą, że pozjadały wszystkie rozumy, a tak naprawdę chuja wiedzą."
Polecam, ponieważ oryginalność zachwyca. Jest to również pozycja dla każdego: dziewczyny, chłopaka, kobiety i mężczyzny. Myślę, że grupa wiekowa jest nieograniczona, każdy znajdzie coś dla siebie. Ja przekonałam się do brutalności ludzkiej natury, chociaż nie przepadałam za tym motywem w powieściach. Jest to nieliczna z powieści tego typu, przy której myślę, że spodoba się każdemu. Nie jest się w stanie przerwać lektury, bo niebezpiecznie wciąga w wir wydarzeń, milionom osobowości i prawdziwemu zagrożeniu.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/james-frey-nils-johnson-shelton-klucz.html
Pozostało dziewięcioro najniebezpieczniejszych ludzi na świecie. Porozrzucani po całym świecie, na przemian starają się wykraść Klucz Ziemi oraz ocalić świat przed Zdarzeniem. Po wygranej pierwszej próbie Sarah i Jago uciekają z Wielkiej Brytanii, reszta leczy rany i główkuje. Okazuje się, że...
2015-03-07
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/03/amy-meredith-cienie.html
Eve jest popularna lubiana i uwielbia modne ciuchy. Większość jej czasu i myśli zaprzątają nowości w świecie mody, przechadzanie się po sklepach. Dziewczyna właśnie idzie do pierwszej liceum i ze swoją najlepszą przyjaciółką Jess, która w sprawach mody nie odstępuje jej na krok. Pewnego dnia w Hamptons - jej rodzinnym mieście, pojawiają się Luke i Mal. Oby dwoje seksowni, idealni, ale tak bardzo różni. W tym samym czasie, w mieście, ludzie zaczynają widzieć demony i trafiać do zakładu psychiatrycznego. Evie odkrywa w sobie pradawną moc, a z pomocą przychodzą jej przyjaciele - Jess i Luke. Czy pozbędą się nieproszonych gości z miasta? Kto, tak naprawdę, jest guru demonów?
Temat demonów jest powszechnie używany w literaturze paranormal romans. Choć uważam, że do tego tematu trzeba podchodzić ostrożnie i z rezerwą. Powszechnie wiadomo, że wilkołaki, wampiry i inne stworzenia z legend są uważane za demoniczne podmioty. Nie ma historii o nich, bez poruszenia delikatnego tematu religijności. Jestem wyczulona na takie wtrącenia, ale właśnie w całej treści lektury było tego niewiele, co mnie trochę zaskoczyło, ale uspokoiło. Nie musiałam się denerwować, że książka skierowana jest do danej grupy ludzi, czy też Czytelnik będzie patrzył przez pryzmat chrześcijaństwa na samą akcję. Autorka bardzo umiejętnie omija, to co zmusiłoby do dalszych refleksji. Powieść miała charakter odmóżdżająco-wkurzający.
Po zakończeniu lektury Cieni nie byłam pewna, co dokładnie mam myśleć. Książka wzbudzała sprzeczne uczucia. W jednej chwili byłam zadowolona z biegu wydarzeń, kilka stron dalej płakałam nad głupotą głównej bohaterki i jej przyjaciółki. Jak na mnie, to strasznie długo męczyłam się z czytaniem, żeby później ostatnie czterdzieści stron, pokonać w dwadzieścia minut. Mimo najszczerszych chęci, próbowałam się przekonać do szybszego ogarnięcia treści, bohaterów i akcji, ale książka poważnie działała na moje samopoczucie.
Eve jest typową amerykańską dziewczyną. Nie pytajcie, co znaczy typowa amerykańska dziewczyna, bo sama nie wiem, ale właśnie taka wydaję mi się główna bohaterka. Nie wydaję się dziewczyną z barwną paletą zalet, ani też wad. Po prostu jest i czasem irytuje swoimi głupimi tekstami, które są tak płytkie jak kałuża po deszczu. Zastanawiałam się, dlaczego pani Meredith wybrała właśnie ją, dlaczego jej kreację skończyła na zwykłej, zbyt głupiej, żeby była prawdziwa - dziewczynie. Mimo wszystko, była autentyczna. Trudno uwierzyć, że to ona miała supermoc i miała uratować miasto, ale dawało to dziwnego przekonania, że to świetna decyzja.
Jess jest tak głupia, że aż śmieszna. Jej przywiązanie do wyglądu i do mody jest zbyt żałosne i na siłę wykreowane. Ulubiony temat Jess? Ciuchy, fryzury, buty, kosmetyki, fryzury, ciuchy i buty. Przez pół książki zastanawiałam się nad jej rolą, a przez drugie pół: kim ona jest? Była irytująca i zagadkowa. Nie byłam również fanką Luke'a, co może zaszokować, ze względu na imię i moją mini obsesję. Luke, to typowy flirciarz, który może mieć każdą i z tego korzysta. Do tego wiecznie naprzykrza się głównej bohaterce, komentując jej przywiązanie do wyglądu. Byłabym z nim, ale zaczynało to nudzić i irytować, bo kiedy tylko się pojawiał, to jeździł po niej jak po łysej kobyle.
Powieść sama w sobie jest dobra. Świetny, młodzieżowy język, który pasuje do klimatu. Akcja prowadzona jest na zasadzie lini krzywej. Raz zapiera w dech, tryska humorem, a później powraca się do normalnych rozterek dwóch dziewczynek, które nie wiedzą jakie buty wybrać na imprezę u super kolesia. Nie mniej jednak, uważam, że cała seria ma potencjał i z własnej, chorej ciekawości przeczytam kolejne tomy.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/03/amy-meredith-cienie.html
Eve jest popularna lubiana i uwielbia modne ciuchy. Większość jej czasu i myśli zaprzątają nowości w świecie mody, przechadzanie się po sklepach. Dziewczyna właśnie idzie do pierwszej liceum i ze swoją najlepszą przyjaciółką Jess, która w sprawach mody nie odstępuje jej na krok. Pewnego dnia w Hamptons -...
2015-11-01
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/jessica-sorensen-ocalenie-callie-i.html
Kayden staje przed najcięższymi wyborami w swoim życiu. Strach jest silniejszy od obowiązku, ale co go tak bardzo przeraża? Jest w stanie złamać delikatne serce Callie, żeby wbrew światu, ochronić ją przed jej koszmarami i samym sobą. Callie jest zdeterminowana, żeby ocalić ukochanego mężczyznę i jest w stanie poświęcić całe lata skrywanej tajemnicy, żeby Kayden wreszcie został ocalony, tak samo jak on ocalił ją.
Jeśli może być coś piękniejszego niż historia miłości Callie i Kaydena, to nie mam ochoty jej poznawać. Ocalenie jest i będzie, dla mnie najpiękniejszą powieścią, tak samo jak pierwsza część, chwyciła mnie mocno za serce, pozwoliła popłynąć łzom smutku i radości. Nie sądziłam, że Sorensen utrzyma swój niepowtarzalny styl i równie pięknie ubierze w słowa ciąg dalszy opowieść o tej dwójce zranionych, zagubionych i tak kochanych przeze mnie młodych ludzi.
Długo wyczekiwałam na tą powieść. Myślałam, że wyjdzie dopiero w przyszłym roku, więc wyobrazicie sobie moje szczęście i piski zachwytu, kiedy zobaczyłam tą pozycję w zapowiedziach. Ale bałam się, bardzo się bałam, jak będą wyglądać dalsze losy tej delikatnej miłości. Drżałam jak liść na wietrze, ale uniosłam dzielnie podbródek i drugi raz zakochałam się w bohaterach. Jest to chyba normalne zachowanie, kiedy pierwsza część należy do jednych z genialnych książek, które przeczytałam w swoim osiemnastoletnim życiu. Chociaż pierwsza część, a raczej jej główny wątek, nie był niczym nowym, to zdecydowanie Ocalenie jest swoistym oderwaniem od reguł ustalonych wcześniej.
Callie jest kruchą, ale niesamowicie empatyczną postacią. Nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo zmieniła się od początku serii. Oryginalna, tolerancyjna i, mimo wszystko, przezwycięża swoje demony i koszmary, żeby pomóc bardziej potrzebującemu Kaydenowi. Mimo że nie przepadam za postaciami takiego pokroju, to ona jest wyjątkiem (potwierdzającym regułę) i traktuję ją jak najbliższą przyjaciółkę. Kayden, ach, ten Kayden, miłość mojego życia. Tym razem nie sprawiał wrażenia skały, w którą zamieniał się w pierwszym tomie, ale skorupą człowieka, wrakiem jakże kruchym w środku. Przez cały czas zakłada, że nie jest on do miłości, ale uważam przeciwnie. Oboje są niesamowitymi postaciami, ludźmi rzeczywistymi i bardzo mocno ich kocham.
Pozostają jeszcze Seth i Luke, których również kocham bardzo mocno. Luke'a chyba za samo imię, bo wiecie... Lucas! A Setha, bo jest szczery, wulgarny i tak bardzo lojalny wobec Callie, że miałam łzy w oczach, kiedy jej pomagał i ją pocieszał. Nie wiem, jakim sposobem autorka stworzyła ich tak bardzo rzeczywistymi i zarazem oryginalnymi postaciami. Całą czwórkę pokochałam moim skamieniałym serce.
Zakochałam się w stylu autorki już od pierwszych stron, kiedy sięgnęłam po pierwszą część, ale teraz moja miłość się pogłębiła, sięgnęła apogeum. Nie ma nic lepszego niż doskonała powieść, poranek i kubek gorącej herbaty. Pochłonęłam ją w zaledwie kilka godzin i na nowo odkryłam geniusz pisarski autorki. Wielokrotnie w ciągu marych paru miesięcy wracałam do początku ich historii i teraz będę mogła rozszerzyć trochę moją wiedzę i spać (jak na razie, bo to jeszcze nie koniec) spokojnie.
Przypadki i Ocalenie, to zdecydowanie największe faworytki, wśród powieści w tym roku i myślę, że Callie, Kayden, Luke i Seth będą moimi wiecznymi ulubieńcami, ponieważ są oni niesamowicie uniwersalni i wpasowują się w każde gusta. Polecam, bo powieść trafi w każdy gust, bez wyjątku. Po prostu lektura obowiązkowa do przeczytania i posiadania na półce.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/jessica-sorensen-ocalenie-callie-i.html
Kayden staje przed najcięższymi wyborami w swoim życiu. Strach jest silniejszy od obowiązku, ale co go tak bardzo przeraża? Jest w stanie złamać delikatne serce Callie, żeby wbrew światu, ochronić ją przed jej koszmarami i samym sobą. Callie jest zdeterminowana, żeby ocalić ukochanego mężczyznę...
2015-07-01
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/07/jessica-sorensen-przypadki-callie-i.html
Callie ratuje Kaydena, kiedy jego życiu zagraża poważne niebezpieczeństwo, prawdziwe widmo utraty najcenniejszego skarbu - życia. On jednak, zdaje się być na to obojętny, że pogodził się z losem. Być może. Wkrótce dziewczyna wjeżdża do collage'u, bo nie chce spędzać wakacji w domu. We wrześniu rusza również chłopak. Nic złego nie może się stać, w końcu żadne z nich nie czuje się zobowiązane, a może jednak? Co chodzi tej dwójce po głowie, czego oczekują, jak chcą dalej żyć?
Po przeczytaniu tej powieści targały, a raczej targają, mną tak skrajne, tak bardzo różne emocję. Jestem w stanie, na palcach jednej ręki policzyć, kiedy czułam się tak jak teraz. Kilka postów wcześniej, tygodni, napisałam o dwóch rodzajach świetnych powieści, te które bawią i te, które doprowadzają mnie do łez. Nie pomyliłam, a nawet jeśli, to nigdy się do tego nie przyznam, ale odkryłam trzeci rodzaj; powieści o wielkiej miłości i stronami przepełnionymi strachem bohaterów. Nie wszystkim przypadną one do gustu, większość autorów, która bierze się za sklejenie takiej historii, nie podoła jej zadaniu. Sorensen przekonała mnie do wydzielenia nowej kategorii, posłuchania własnych sprzeczności i ukazania świetnej powieści, chociaż na początku odpadałam.
"Więc pozwoliłam wstydowi posiąść mnie, zabić mnie,zwiędnąć w tysiące martwych płatków."
Owszem, początek nie był zachwycający. Byłam skłonna, przynajmniej w mojej głowie, przerwać w każdej chwili czytanie. Więc dlaczego, dalej to ciągnęłam? Nie mam pojęcia. Czytałam, jeszcze jeden rozdział, ale coś mnie zatrzymywało i kazało podążać dalej oczami Callie czy Kaydena. Po przeczytaniu opisu, jeszcze kiedy powieść była tylko zapowiedzią, byłam przekonana, że to kolejna powieść z rodzaju tych, gdzie tylko jedna strona ma wielki problem, przeżycia, a druga stara się wyciągnąć ją na powierzchnię. Czy tu jest inaczej? Różnica jest diametralna, oboje głównych bohaterów, którzy są jednocześnie narratorami, ma ciężkie przeżycia- jedne się skończyły i niosą tragiczne skutki do dnia dzisiejszego, drugie boryka się z nimi po dzień dzisiejszy i nadal nie może stawić im czoła.
Nie będę się rozpisywać i rozczulać nad bohaterami, bo według mnie są silni, pomimo ich słabości i strachu. Są silni, bo żyją, nie odebrali sobie życia, codziennie stawiali sobie wyzwanie, żeby przeżyć ten dzień. Byli odważni, silni, tajemniczy, ale też niewinni i delikatni jak płatki śniegu. Callie urzeka swoją specyficzną ufnością i podejściem do ludzi, Kayden swoją siłą, chęcią chronienia i sposobem postępowania wobec głównej bohaterki.
"A co, jeśli zaryzykuję i wszystko się rozpadnie? Jeśli znów komuś zaufam, a on mnie czegoś pozbawi? Wiele mi nie brakuje, aby w środku mnie zapanowała pustka."
Tytułowe postaci, to narratorzy. Nie jest to, nic dziwnego i nowego, ale im daje świeży powiew na uczucia i ich przeżycia. Chociaż problemy Callie nie są niczym nowym i oryginalnym, to Kaydena owszem - co bardzo mnie zdumiewało i dawało wiele do myślenia. Autorka lekkim piórem i słowem pokazuje z czym na co dzień, mamy do czynienia. Ubiera życie w czarne, białe, ale też kolorowe szaty i nakazuje mu, poprzez bohaterów, zmieniać się i szaleć.
Nie umiem powiedzieć, komu mogę polecić tą powieść. Romantykom? Wolnomyślicielom? Nie wiem, ale polecam. Polecam wszystkim, bez wyjątków. To przeżyć.na własnej skórze, przeczytać własnymi oczami. Zabrzmiałoby, to banalnie, jeśli napiszę, że czekam z niecierpliwością na kolejną część?
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/07/jessica-sorensen-przypadki-callie-i.html
Callie ratuje Kaydena, kiedy jego życiu zagraża poważne niebezpieczeństwo, prawdziwe widmo utraty najcenniejszego skarbu - życia. On jednak, zdaje się być na to obojętny, że pogodził się z losem. Być może. Wkrótce dziewczyna wjeżdża do collage'u, bo nie chce spędzać wakacji w domu. We...
2015-04-03
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/04/michael-russell-miasto-cieni.html
Sierżant Stefan Gillespie własne problemy i nie chcę mieć ich jeszcze więcej. Jego kompetencje przewyższają przeciętnego pracownika irlandzkiej policji. W dwudziestoleciu między wojennym życie w Irlandii jest, na pozór, spokojne. Zakończone wojny, pozamykane wymiary sprawiedliwości, mimo to, nieuchronnie zbliża się II wojna światowa, Hitler dochodzi do władzy i opanowuje coraz większą część Europy. Na drodze policjanta staje Hannah Rosen, która na własną rękę próbuje wyjaśnić zaginięcia Susan Field - swojej przyjaciółki. Wszystkie ślady prowadzą do Hugo Kellera, a później do tajemniczego Wolnego Miasta Gdańsk, gdzie cała sprawa nabiera kształtów i rodzą się nowe pytania. Do tego między Hannah i Stefanem rodzi się zakazane uczucie w XX-wiecznej Irlandii, gdzie rządzi katolicyzm a związki między różnymi wyznawcami są zakazane.
Ludzie zawsze powtarzali, że nad Irlandią ciążą trzy klątwy: Anglicy, picie i Kościół. Anglicy dali spokój, picie koniec końców zależało od twojego wyboru, ale księża zawsze tutaj byli.
Nie przepadam za historią, a okres XX wieku jest mi równie obcy jak fizyka, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy sytuacje opisywane w książce są całkowitą fikcją i wymysłem autora, czy takie sytuacje działy się naprawdę. Jedyny temat, który nie jest mi obcy, to małżeństwa mieszane oraz miłość ludzi dwóch odmiennych religii. Jednak nie mogę się zgodzić, że książka jest thrillerem. Sama powieść bardzo mi się podobała i naprawdę nie mogłam się oderwać (choć czytało się bardzo opornie), ale nie było tu typowego dreszczyku emocji. Książka jest po prostu dobrym kryminałem historycznym.
Moim zdaniem wplatanie w fabułę religii i homoseksualizmu jest dość ryzykowne i, przez większość, niechciane. Nie uważam, że było to niesłuszne, ponieważ nadało to lekturze nieco współczesności, ale i wglądu w życie Irlandczyków, które nie było wcale różowe. Nie rozumiem natomiast wciśnięcia wątku miłosnego, którego był wymuszony i lekko zawadzał. Są to dość dziwne słowa, ponieważ wychodzę z założenia, że każda książka z wątkiem miłosnym jest chociaż znośna. Tym razem muszę stwierdzić, że był mało rozwinięty lub w ogóle niepotrzebny. Zresztą nie spodobało mi się zakończenie. Nie tego oczekiwałam.
- Ludzie są głupi, wiesz? - powiedziała z goryczą. - Robią głupoty. Kradną, kłamią, oszukują i się pieprzą. Nie robią niczego więcej. Tacy właśnie są.
Stefan jest człowiekiem intrygującym i bohaterem, którego można bardzo łatwo polubić. Od pierwszych stron przypadł mi do gustu jego język i sposób bycia. Był szczery, uczciwy oraz profesjonalny, chociaż z tym ostatnim zastanowiłabym się wraz z kolejnymi stronami. Co do Hannah, to była trochę irytującą postacią. Tajemnicza, ale w sposób bardzo denerwujący. Jej wybory były dla mnie niezrozumiałe i, jej godna podziwu, lojalność były nie na miejscu, serio.
Russell zarzuca czytelnika postaciami, nazwami i faktami, które naprawdę trudno spamiętać, ale nie umniejsza to wartości książki. Pomimo kilku minusów, to styl pisarza uzależnia i czyta się z prawdziwą przyjemnością, choć zdecydowanie za długo. Nie jest to książka na wiosnę, lecz na jesień, gdzie długie wieczory pozwalają się odprężyć. Polecam ją miłośnikom kryminałów, zagadek, historii - jest naprawdę świetna dla wytrwałego czytelnika.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/04/michael-russell-miasto-cieni.html
Sierżant Stefan Gillespie własne problemy i nie chcę mieć ich jeszcze więcej. Jego kompetencje przewyższają przeciętnego pracownika irlandzkiej policji. W dwudziestoleciu między wojennym życie w Irlandii jest, na pozór, spokojne. Zakończone wojny, pozamykane wymiary sprawiedliwości, mimo to,...
2015-06-17
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/06/drusilla-campbell-uwieziona.html
Madora po ciężkich przeżyciach, swojego wczesnego życia, zostaje uratowana przez Wills'ona - jej anioła stróża. Ucieka, żeby wieść wymarzone życie u boku mężczyzny, którego kocha. Nie zastanawia się nad postępowanie ukochanego, tego co człowiek, któremu ufa, robi. Wkrótce przychodzi zwątpienie, oczekiwania i nadzieja, która jest złudną. Stojąc na rozstaju dróg, musi wybierać, ale czy wybierze właściwie?
Każdy Czytelnik zna ten moment, kiedy sięga po książkę i ma przeczucie, że będzie ona fantastyczna. Opis wskazuję, że książka będzie czym specjalnym, przełomowym. Czy Uwięziona zalicza się do tej kategorii? Absolutnie nie.
Po przeczytaniu opisu, wiedziałam, ze główna bohaterka nie będzie silnym charakterem, ale nie spodziewałam się czegoś w tym stylu. Książka, typ narracji czy świat przedstawiony były koszmarne. Niesamowicie dłużąca się opowieść życia Madory i Django nie była nawet przejmująca. Nudziłam się, wręcz zmuszałam do przeczytania kolejnego słowa, zdania, akapitu i strony. Chociaż muszę oddać to autorce, że niektóre zdarzenia są nie do przewidzenia.
Madora nie jest silną postacią. Uległa, ślepo zapatrzona w Wills'a, doprowadzała mnie do szału i czytając o jej życiu miałam mdłości. Trudne dzieciństwo, złe towarzystwo - nic nie jest tak koszmarne jak wykreowanie głównej bohaterki na trzęsącą się dwudziestolatkę. Szczerze? Nawet dwunastoletni chłopiec był bardziej odważny i zdystansowany niż ona. Co do Django, to zadziwiające jak chłopiec może być tak odważny, chłodny i nastawiony do sprawy jak on. Nie wiem, co autorka myślała, kiedy pisała tą powieść, ale chyba pomyliła osoby.
Nudny styl, niedobrani bohaterowie, ciekawy pomysł - nic nie wskazuję na dobrze napisaną powieść, nie będę mydlić oczu. Campbell ma na swoim koncie kilka powieści, można rzec, że jest doświadczona, ale Uwięzioną ukazuje, że ilość książek nie jest w stanie zapewnić sukcesu. Moim zdaniem, autorka powinna iść w inną stronę.
Szkoda, że moja przygoda z panią Drusillą była niefortunna. Zapowiadało się ciekawie, wyszło koszmarnie. Wielka szkoda, ale może znajdą się fani gatunku i zaryzykują.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/06/drusilla-campbell-uwieziona.html
Madora po ciężkich przeżyciach, swojego wczesnego życia, zostaje uratowana przez Wills'ona - jej anioła stróża. Ucieka, żeby wieść wymarzone życie u boku mężczyzny, którego kocha. Nie zastanawia się nad postępowanie ukochanego, tego co człowiek, któremu ufa, robi. Wkrótce przychodzi zwątpienie,...
2015-08-13
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/08/melissa-de-la-cruz-wyspa-potepionych.html
Dawno, dawno temu... chwileczkę, to chyba nie ta bajka. Oczywiście, że nie. Teraz mamy dwudziesty pierwszy wiek oraz dzieci najznamienitszych dobrych i złych postaci z baśniowego świata. Mal, córka Diaboliny, Jay, syn Dżafara, Carlos - syn Cruelli de Mon oraz Evie - córka Złej Królowej. Cała czwórka złych potępieńców, a raczej ich dzieci, wyrusza w niebezpieczną podróż, żeby odnaleźć najcenniejszą rzecz oraz zdobyć szacunek własnych rodziców. Zło żyje, pamiętajcie.
Nigdy nie przepadałam za księżniczkami, które zawsze były kreowane na zabójczo piękne dziewczęta, w których zakochują się boscy książęta - byłam inna. Nie oznacza, to również, że wolałam złe charaktery. Zdecydowanie wolę te nowoczesne wersje starych baśni - czas zmienić podejście. I właśnie takie świeże spojrzenie daje nam Wyspa potępionych, która opowiada historię nie tylko od drugiej strony, ale również o późniejsze pokolenie.
Melissa de la Cruz to autorka znana, pisząca bestsellery, ale osobiście, nie czytałam żadnej jej powieści. Tak naprawdę, to spodziewałam się nowej serii, która została zekranizowana, a nie powieści, która dzieje się przed akcją filmu - teraz jestem zmuszona do zapoznania się z filmem.
"Wieczność, jak się okazuje, to całkiem długi czas. Dłuższy niż sen zaklętej księżniczki. Dłuższy niż złote włosy panny uwięzionej w wieży. Dłuższy niż tydzień bycia zaklętym w żabę u z pewnością o wiele dłuższy niż oczekiwanie, żeby książę wreszcie włożył ci na stopę szklany pantofelek.
Tak, wieczność to bardzo, bardzo długo."
Bohaterowie powieści są źli i dobrzy. Źli byli tacy do szpiku kości, tak przynajmniej twierdzili, ale jak to w powieściach dla dzieci - okazało się, że są to drobne występki. Mal, Jay, Evie i Carlos, to postaci wprost do kochania, chociaż mają zło w genach. Polubiłam Jay'a i Carlosa, bo byli rozkosznie złośliwi. Za to ci dobrzy dobili mnie i czytanie o nich było lekką katorgą.
Powieść to historia, która dzieje się przed filmem Następcy i jest to przyjemna lektura. Już dowiedziałam się prawie wszystkiego o filmie oraz obejrzałam wszystkie możliwe zwiastuny i jestem niesamowicie zadowolona, że w rolę Mal wciela się Dove Cameron, która jest prześliczną kobietą. Nie mogę się doczekać filmu oraz gorąco polecam tą powieść - idealna na na lato i jesień, która nadchodzi wielkimi krokami.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/08/melissa-de-la-cruz-wyspa-potepionych.html
Dawno, dawno temu... chwileczkę, to chyba nie ta bajka. Oczywiście, że nie. Teraz mamy dwudziesty pierwszy wiek oraz dzieci najznamienitszych dobrych i złych postaci z baśniowego świata. Mal, córka Diaboliny, Jay, syn Dżafara, Carlos - syn Cruelli de Mon oraz Evie - córka Złej Królowej....
2015-02-14
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/02/po-trupach-do-celu-moira-young-krwawy.html
Saba jest zapatrzona jak w obrazek w swojego barta bliźniaka, Lugh'a. Dla niej nie istnieje nic, oprócz, cudownego jasno włosego i niebieskookiego osiemnastolatka, który jest ostoją, racjonalnym głosem w jej głowie, który zawsze pogodzi cały świat, żeby przejść po nim gładko. Pewnego dnia, podczas burzy, zostaje porwany przez kilku zamaskowanych, dziwnym mężczyzn, i tak rozpoczyna się szalony pościg, który spływa krwią niewinnych ofiar, czerwienią pustynnych pisaków i morzem nadziei zakrapianej przyjaźnią. Po dostaniu się do niewoli, Saba, uczy się od nowa życia, sama. Bez brata, który torował jej drogę i mówił co ma robić, ale z siostrą, która depce jej po piętach, zgrają wojowniczek i wkurzającym Jack'u, który świeci swoim aroganckim uśmieszkiem. Czy zdążą na czas ocalić Lugh'a i czy wszyscy powrócą po wyprawie?
Nie mówiąc za wiele, muszę przyznać, że powieści z gatunku dystopii jest ostatnimi czasy za dużo. Namiętnie przeplatają się z Young Adults czy New Adults, tak samo trudno jest o coś nowego, świeżego i oryginalnego, bo praktycznie gdzie nie sięgnąć wszystko już było: dziewczyna, chłopak, wyprawa, mnóstwo przyjaciół i wielka miłość, która przezwycięży wszystko. Otóż, z ręką na sercu powiem, że pani Young, która kierowała się tymi standardami wyłamała ich większość, dodała pełno nowości i po prostu powaliła mnie na kolana.
Książka w polskim tłumaczeniu zachowana jest bez dialogów, które zostały zachowane w oryginalne, niewyodrębnione. Było mi strasznie trudno przyzwyczaić się do tego typu teksty, bardzo długo uczyłam się rozumienia i zaakceptowania, ale po skończeniu lektury, wiem, że było to nowe doświadczenie, które dało jeszcze więcej świeżości.
Po Krwawy szlak sięgnęłam z jako taką niechęcią. Pierwsze kilka stron poświęcone jest głównie zażyłości bliźniaków, która lekko mnie zniechęciła i zaskoczyła. Poznajemy Sabę jako laleczkę swojego brata, która słucha każdego jego słowa i nie ma własnego zdania, wiecznie kłóci się z młodszą siostrą i o wszystko ją obwinia. Zaskoczył mnie fakt, że wyruszyła, żeby uratować swoją rodzinę, znów poskładać ją do kupy. Czytelnik ma okazję zapoznać się z dogłębną metamorfozą głównej bohaterki, która z każdym rozdziałem stawała się dorosła, odkrywała czym jest życie i walka o przetrwanie. Była chyba nieliczną główną postacią, która oddawała mnie w dziewięćdziesięciu pięciu procentach i mogę z pełną świadomością powiedzieć, że tak jak bardzo mnie irytowała na początku, tak w trakcie i pod koniec stała się moją mentorką i przyjaciółką, za którą poszłabym w ogień.
"Nie potrzebuje pomocy[...]. Wiem, czego pragnie moje serce. Znaleźć Lugh i przyprowadzić go z powrotem."
Dużym plusem była również akcja - szybka, krótka i częsta. Nie było scen ratowniczych ciągnących się przez pisiont rozdziałów, tylko krótko, zwięźle i na temat. Było dużo szczegółów, ale mało uczuć. Autorka skupiała się głównie na tęsknocie Saby do brata i jej niechęci do Emmi, co było zgoła drażniące. Oczekiwałam więcej uczuć i starć pomiędzy Sabą a Jack'iem, który mnie równocześnie doprowadzał do szału i zachwycał.
Język jest specyficzny, od wyniosłego, staromodnego, po współczesny, niemal slang młodzieżowy, co było zgoła dziwne? Nie wiem czy to odpowiednie słowo, ponieważ nic lepszego nie przychodzi mi w tej chwili do głowy, niech tak zostanie. Jednakże, jestem zafascynowana i oczarowana historią. Z prawdziwą przyjemnością zabiorę się za drugą część, chociaż plany miałam inne. Gorąco polecam!
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/02/po-trupach-do-celu-moira-young-krwawy.html
Saba jest zapatrzona jak w obrazek w swojego barta bliźniaka, Lugh'a. Dla niej nie istnieje nic, oprócz, cudownego jasno włosego i niebieskookiego osiemnastolatka, który jest ostoją, racjonalnym głosem w jej głowie, który zawsze pogodzi cały świat, żeby przejść po nim gładko. Pewnego...
2015-02-14
Saba, po odzyskaniu brata, ma tylko jeden cel - znaleźć Jack'a. Próbuje ucieczek, ale na nic się one zdają. Wraz ze swoimi towarzyszami podróży stara się przetrwać, odnaleźć ukochanego i wrócić do żyznych ziem, na których osiądą. Kiedy Meav przynosi wieści o miejscu spotkania, Saba nie czeka, rusza tam gdzie zaprowadzi ją serce. Po drodze napotyka wiele niebezpieczeństw, czy sobie poradzi? Czy po raz kolejny uratuje swoją rodzinę, przyjaciół, ukochanego od niechybnego losu, ku jakiemu zmierzają.
Po drugi tom sięgnęłam ochoczo, już tego samego dnia rozpoczęłam czytanie trylogii, która powaliła mnie pierwszym tomem na kolana. Z początku byłam nieco zaskoczona faktem, że autorka znowu zwolniła akcję. Pierwszy tom, widziany oczami Jack'a, był nudny, ale dość ważny. Niestety ta część z początku była typowa - nic nie znacząca, odstęp pomiędzy pierwszą a trzecia częścią.
Krwawy szlak był wspaniały i wyłamywał się z dotychczas przybranych wzorców przez autorów, z gatunku dystopii, dlatego moje rozczarowanie Dzikim sercem było jeszcze większe. Z początku, choć byłam niezadowolona z rozłąki Saby z Jack'iem - kolejny typowy schemat, to mogłam to przełknąć, w końcu coś musi się dziać. Chociaż problemy bohaterów były istotne i zasługiwały na ujęcie ich. Pewnie ja inaczej, bym to napisała, ale nie jestem przecież pisarką.
Wiedziałam, tak jak wcześniej wspominałam, nie miałam za dużo do oczekiwania już po pierwszym rozdziale książki. Schematy, schematy i jeszcze raz schematy, które mimo licznych prób pani Young wyrwania się spod nich, nic nie dały. Możliwe, że byłabym bardziej pozytywnie nastawiona, gdyby nie trójkąt miłosny, ku któremu niechybnie zmierzała Saba. Jestem pewna, że sama książka nie straciłaby, gdyby zamiast rozbicia bohaterki, można by dać więcej scen akcji, dodać i zmienić bieg wydarzeń, który, co tu dużo mówić, nudzi a miejscami irytuje.
W pierwszej recenzji wspomniałam o moim podobieństwie do Saby. Tutaj wszystko odszczekuję. Polubiłam dziewczynę, ba!, nawet byłam ją w stanie zrozumieć na początku i porównać do mnie, ale później? Kierowały nią uczucia, któych nie jestem w stanie pojąć aż do teraz. Poczuła się zdradzona? A gdzie jej zaufanie? Miłość, którą deklarowała? Nie spodziewałam, że jest tak lekko myślna, chociaż kierowała się swoimi przekonaniami. Jej nagły zwrot o sto osiemdziesiąt stopni był dziwny, za mało było uczuć.
Przez całą powieść, a przynajmniej jej większość, autorka próbuje przekonać Czytelnika o wyjątkowości głównej bohaterki, jaka z niej wojowniczka i silna młoda kobieta, dla której najważniejsza jest rodzina, oddana swojej miłości - i jestem z tego zadowolona. I nagle trach!, zmienia się. Jej zmiana wychodzi wcale nie na lepsze, lecz na gorsze. Byłam zaskoczona jej przemianą, manipulacją i zachowaniem, o które nie osądziałaby najgorszego wroga. Nie wiem, co się z nią stało i nie chcę wiedzieć. Jakbym miała przed sobą zupełnie inną osobą, nową bohaterką, która mnie przeraża i odpycha.
Myślałam kilkakrotnie nad pomysłem wykreowania w tej części bohaterów. Zdziwiło mnie to, że wszyscy się zmienili. Po prostu, nagle są silni, kochający, pomagający sobie nawzajem i w jednej sekundzie, kilku stronach nieufni, wredni, oszukują siebie wzajemnie, oceniają. Pytam się więc, gdzie są bohaterowie, których polubiłam w pierwszej części? Gdzie oni się schowali?
Weźmy na przykład Lugh, kim on jest? Nie poznałam go za dobrze, ale z opowieści snutych przez Sabę można pomyśleć, że jest jakimś średniowiecznym rycerzem o złotych puklach i mężnym, czystym sercu. A naprawdę jest nieczułym, upartym i infantylnym chłopaczkiem, który nie potrafi podjąć sam decyzji, upiera się przy swoich przekonaniach, ale robi wszystko na przekór innym.
Język, chyba jako jedyny się nie zmienił, nadal był wymieszany, tak samo jak brak dialogów, ale łatwo się przyzwyczaić. Za to akcja podzielona jest na dłuższe fragmenty, które nudzą i zdezorientują. Kilka razy zlapałam się na tym, że na jednej stronie urywa się wątek, na drugiej (nawet w trakcie jedej rozmowy) już jest inny temat, to właśnie doprowadzało mnie do szału. Nie rozumiałam też usilnie wciskanego do fabyły DeMalo. Był on nudną, wręcz odpychającą postacią, moim zdaniem zupełnie zbędną, a przynajmniej rola jaką przybrał. Było go, jako postaci, mało i dobrze - za to jestem wdzięczna.
Starałam się znaleźć jakieś plusy, naprawdę. Nie mogłam uwierzyć, że po tak dobrym początku autorka zniszczyła tak dobrze zapowiadającą się historię. Niestety jest to kolejny schemat: pierwsza część super, hiper, mega a druga i trzecia to wyciskanie z siebie siódmych potów, żeby doprowadzić do końca to, co zmieściłoby się w pierwszej części. Zwyczajnie trzeba było uśmiercić kilka osób i zmienić zakończenie. Nie pierwszy i nie ostatni raz zawiodłam się na dobrze prosperujących trylogiach.
Saba, po odzyskaniu brata, ma tylko jeden cel - znaleźć Jack'a. Próbuje ucieczek, ale na nic się one zdają. Wraz ze swoimi towarzyszami podróży stara się przetrwać, odnaleźć ukochanego i wrócić do żyznych ziem, na których osiądą. Kiedy Meav przynosi wieści o miejscu spotkania, Saba nie czeka, rusza tam gdzie zaprowadzi ją serce. Po drodze napotyka wiele niebezpieczeństw,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-02-15
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/02/ich-ostatnia-droga-moira-young-gniewna.html
Saba bierze życie w swoje ręce. Wraz z towarzyszami broni próbuje zniszczyć Nowy Eden zbudowany przez DeMalo. On jednak wie co zamierza dziewczyna, składa jej propozycję, jak widać nie do odrzucenia. Saba zaczyna odliczać dni, godziny do swojego genialnego planu, którego jeszcze nie wymyśliła. Czy los będzie dla niej łaskawy? Kogo wybierze, co jest dla niej najważniejsze?
Wiedziałam już po lekturze poprzednich części, że jeśli tej nie przeczytam w jeden dzień, to nie zrobię tego przez długi czas. Dałam duży kredyt zaufania autorce, która kierując się schematami, starała się wykreować coś większego, znacznie lepszego. Niestety, zawiodlam się na niej.
Nie będę pisać tego za każdym razem, moich zaobserwowanych zwyczajów autorów z tego gatunku i nie tylko, ale powiedzmy sobie, że pani Moira wyszła z tego. Naprawdę. Sądziłam, że ta książka będzie jakimś bum, wybawieniem. Dużo akcji, uczuć, kłótni, krwi i co tam jeszcze chcecie. Owszem, krwi było dużo, akcji też, ale popełniono straszliwą zbrodnię - była ona nudna jak flaki z olejem. Coraz ciężej przerzucałam strony, czytałam zdania, słowa. Nie sądziłam, że można tak spaprać robotę.
"To ich czas. Pora gwiazd."
Na początku, po kilku stronach pomyślałam, że wróciła stara Saba, ta z pierwszej części. Nieustraszona, dążąca po trupach do celu, ale rozczarowałam się. Znowu miałam przed oczami rozhisteryzowaną panienkę, która nie wie czego chce, a zaraz po tym twardą wojowniczkę. Nie ważne z kim była, nie umiała wyrazić się jasno, zmieniała uczucia jak rękawiczki. Do tego jej kłamstwa, odczuwałam wrażenie, że i tak wszyscy wiedzą prawdę. Mój punkt widzenia zmienił się trochę, kiedy wreszcie zaczęła sama podejmować decyzje, ale to za bardzo nie pomogło. Łączyłam się z nią w bólu, ale to również nic nie dało, ale za to denerwowało mnie jej ciągłe myślenie o DeMalo - najbardziej zbędnej postaci w książce. Nie rozumiem, do tej pory jaką on właściwe ma rolę, oprócz czarnego charakteru. Machnęłam na niego ręką, jest również kiepskim czarnym charakterem.
Podobał mi się za to pomysł ze szpiegiem w szeregach. Nie spodziewałam się, kurczę, prawie mnie to zabiło, ale dałam radę. W sumie, jak dla mnie, książka już nie miała sensu, kiedy okazało się kto nim jest. Moim zdaniem, właśnie cała trzecia część opierała się na tajemniczym szpiegu. I co? Nic, skończyło się szpiegowanie, skończył się sens.
Akcja, jak wcześniej napisałam, była nudna.. Nawet sceny, które miały zapierać dech w piersiach były nie dość opisane albo przesadzone. Właściwie można przeczytać pierwsze sto stron, żeby obeznać się w sytuacji i później wertować, sporadycznie czytać fragmenty i cacy.
Było za mało uczuć między Sabą i Jack'iem. Dobrze zapowiadający się wątek miłosny z Krwawego szlaku został zniszczony i rozdeptany przez trójką miłosny, całkowicie zbędny. Podsumowując zwiodłam się, zawiodłam się i zawiodłam się. Interesujący był tylko szpieg, ale kiedy został zdemaskowany, cała fabuła wróciła na utarte bezpieczne tory.
Czy polecam książkę? Nie wiem, pierwszą część na ślepo, ale właściwie można po niej zakończyć. Zakończenie nie różni się niczym od innych, dwie kolejne są wymuszone, jakby stworzenie trylogii miało jakiś prestiż. Dałabym dobrą radę autorce, że jeśli nie ma pomysłu niech zamknie to z klasą. Pewnie istnieją osoby, których książka zachwyca, ja do nich nie należę.
Zwrócę jednak uwagę fanom tego gatunku, warto przeczytać, jedno mnie zaciekawiło: wątek zniszczenia i odbudowania świata takim jaki był kiedyś.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/02/ich-ostatnia-droga-moira-young-gniewna.html
Saba bierze życie w swoje ręce. Wraz z towarzyszami broni próbuje zniszczyć Nowy Eden zbudowany przez DeMalo. On jednak wie co zamierza dziewczyna, składa jej propozycję, jak widać nie do odrzucenia. Saba zaczyna odliczać dni, godziny do swojego genialnego planu, którego jeszcze nie...
2015-11-14
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/jennifer-niven-wszystkie-jasne-miejsca.html
Każdy człowiek staje na krawędzi, tym razem są to Theo Finch i Violet Markey, dwójka licealistów z osobnymi historiami, powodami dlaczego stają nad krawędzią. Ratują siebie nawzajem, ale nie na długo. Uczą się siebie nawzajem, ale również poznają co to jest idealny dzień. Finch wreszcie może być sobą, ale tylko przy Violet. Violet może zapomnieć o tragicznej śmierci siostry, ale tylko przy Finchu. Dziewczyna uczy się żyć od chłopaka, który pragnie umrzeć.*
"Miłość jest naprawdę wielkim potwierdzeniem. Chce się i s t n i e ć, chce się coś z n a c z y ć, chce się umrzeć - jeśli się umierać musi - godnie, głośno, słowem, z o s t a ć" - Cesare Pavase, Rzemiosło życia
Przede wszystkim pragnę zaznaczyć, że kiedy na okładce, jakiejkolwiek, książki widzę, że ten zacny tytuł, czyli: Gwiazd naszych wina (autorstwa Johna Green'a), to wiem, że będzie to powieść ze śmiercią w tle. Dla mnie, jako człowieka pesymistycznie nastawionego do życia, Wszystkie jasne miejsca była raczej dołująca. Na samym początku oceniałam ją bardzo surowo. Bohaterowie zdawali się wylepieni z literek na siłę, że się tak wyrażę, typowo amerykańscy nastolatkowie. Można wyróżnić tylko Violet i Theo, ale przecież ich charaktery też są naciągnięte, chociaż to właśnie ta dziewczyna wydaje się najbardziej prawdziwa.
"Ten, który podchodzi, jest melancholijny, romantyczny, blady, ciemnowłosy. A ja jestem figlarna i niestała i kapryśna - bo on jest melancholijny, romantyczny. Jest tutaj." - Virginia Woolf, Fale
Theodore Finch, wariat, dziwak, świr, buntownik - można wymieniać dalej, ale po co? Świata nie obchodzi jego osoba, jest bezsilny z powodu... Właściwie, to trzeba mieć jakiś powód? Nie i myślę, że jest tylko zbyt wrażliwy dla życia w XXI-wieku. W wieku, gdzie panuje przemoc, nietolerancja, bark wrażliwości i empatii, wszystko co dziwne, inne jest zdeptane w zarodku. Na początku uważałam, że jest zbyt naciągany i nierzeczywisty. Może uważam tak dalej? Nie wiem, mam poważny mętlik w głowie, jeśli chodzi o Fincha.
Violet Markey jest załamaną dziewczyną, która nie radzi sobie z tragedią, która ją dotknęła. Początkująca pisarka, zwykła, amerykańska nastolatka, ale wszystko się zmienia - wystarczy jedna chwila i życie burzy się jak domek z kart. W przypadku tej dziewczyny, niezwykle realnej jak na tą powieść, nie wiemy kto, kogo ratuje. Ona Fincha czy Finch ją. W każdym razie, ich relacja jest maksymalnie pokręcona i nie widać, nie czuć momentu, kiedy Theo się stacza, a Violet idzie ku światłu. Dzieję się to tak szybko i niespodziewanie, że wylałam wiadro łez i nadal mam ochotę wylać tyle samo.
"[...]Wszyscy jesteśmy sami, uwiezieni w naszych ciałach i umysłach, a wszelakie towarzystwo, jakie mamy w tym życiu, to powierzchowna i przelotna sprawa." - Jennifer Niven, Wszystkie jasne miejsca
Dość nisko oceniałam powieść, zanim zrozumiałam jej sens, doszłam wreszcie do sedna historii i przeczytałam Od Autorki. Czy zmieniło się moje spojrzenie na świat? I tak, i nie. Mam serce z kamienia, jestem pesymistką, więc naturalnie nie za bardzo przepadam za powieściami, które mówią o szczęśliwym życiu, ale coś mnie w niej urzekło. I Wszystkie jasne miejsca, choć z początku tryska kolorami i optymizmem, bo taki jest Finch, to później kolory blakną. Teraz widzę, że to on był centrum powieści, świata w Indianie. Autorka świetnie manipuluje psychiką (choć nadal uważam, że bohaterowie są skrojeni na potrzebę powieści, nierzeczywiści), ale również literaturą. Szasta cytatami autorów, którzy popełnili samobójstwo - nawet nie spodziewałam się, że można w takim wypadku użyć autorów jako przykład.
Czy polecam? Znowu napiszę: i tak, i nie. Tak, ponieważ można coś wywnioskować, dowiedzieć się o ludzkiej psychice, chorobach, które dotykają społeczeństwo. Autorka, choć zdawało się, że ma o niczym pojęcia, to napisała książkę z głową, morałem i, przede wszystkim, żeby uwolnić młodzież od łatek i dodać do naszego słownika empatię. Nie, ponieważ dla osób, które patrzą na świat zza różowych okularów, myślę, że ta historia mocno nimi wstrząśnie. Nie umniejsza to jednak tego, że powieść jest uniwersalna, dla każdego, w każdym wieku.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/jennifer-niven-wszystkie-jasne-miejsca.html
Każdy człowiek staje na krawędzi, tym razem są to Theo Finch i Violet Markey, dwójka licealistów z osobnymi historiami, powodami dlaczego stają nad krawędzią. Ratują siebie nawzajem, ale nie na długo. Uczą się siebie nawzajem, ale również poznają co to jest idealny dzień. Finch wreszcie...
2015-11-22
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/kass-morgan-dzien-21.html
Stu kolonistów po wylądowaniu na Ziemi musi poradzić sobie z przeszłością. Ich postępki, które spowodowały, że zostali zesłani na ojczysta planetę, przestały się liczyć, ale zostało coś bardzo ważnego: przyjaźń. Odosobnieni powoli zdają sobie sprawę, że nie są sami i tubylcy nie są przyjaźnie nastawieni do przybyszów z kosmosu. Młodzi ludzie zaczynają odkrywać tajemnie sprzed setek lat, ale również ci w Kolonii odkrywają prawdziwy sens przetrwania i uratowania życia najbliższym. Życie już nigdzie nie jest łatwe, ale nie można myśleć tylko o sobie.
Aż wstyd się przyznać, ale nie miałam jeszcze styczności z twórczością Kass Morgan, chociaż Dzień 21 jest drugim tomem trylogii 100. Podeszłam do lektury z lekką rezerwą. Nie sądziłam, że można w tak krótkiej książce (ponad 260 stron) zawrzeć ciekawą kontynuacje pierwszej części, ale również zapowiedź końca, jeśli mogę się tak wyrazić. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, historia, choć moja znajomość jej była niepełna, to książka wciągnęła mnie niesamowicie. Żałuję, że odkładałam ją od dłuższego czasu.
Morgan zrobiła to, czego pragnęłam, żeby zawierały książki, kiedy byłam kilka lat młodsza, czyli książka kręcąca się wokół miłości. Dzień 21 był przesączony miłością, trzy pary wręcz kipiały uczuciem, które z początku było mi bardzo ciężko określić, było tak zróżnicowane. Autorka niewiele wyjaśniała od razu, więc musiałam chwilę się naczytać, żeby poznać choć część historii uczucia głównych bohaterów.
Relacja Bellony'ego i Clarke wydawała się z początku mocno pogmatwana, ale szybko zorientowałam się o co chodzi. Oboje byli młodzi i pełni uczucia, ale gdzieś głęboko, również zranieni. Bellony był odważnym, ale również troskliwym starszym bratem. Jednak był również porywczy i lekkomyślny, co dodawało jego postaci dobrego smaku i oryginalności. Clarke jako młoda, inteligenta lekarka była nieco nudnawa. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po rozwinięciu akcji, ale zawiodłam się i dziewczyna była dokładnie taka sama na początku i na końcu.
Wells był swego rodzaju mostem, który łączył Ziemię z Kolonią. Długo nie wiedziałam, co mam o nim myśleć, ale zakończenie powieści również nie objaśniło mi dokładnie roli jego postaci. Pozostaje jeszcze Glass i Luke, który byli moją ulubioną parą i ulubionymi bohaterami. Glass była bardzo realna i szczera, chociaż jej przeszłość nie była kolorowa. Luke... Wystarczy samo imię, żeby zdobył moją sympatię, ale był on również swoistą ostoją spokoju i delikatności w całym chaosie Kolonii.
Moim zdaniem, połączenie wątków miłosnych, dystopii i kosmosu, jest genialnym pomysłem. Na całe szczęście autorka podołała zadaniu i wyszło to naprawdę bardzo dobrze. Morgan stworzyła świat po apokalipsie, ale został dodany smaczek nadziei, co raczej nie często się zdarza. Olbrzymią cechą autorki jest odmienność i oryginalność w kreacji bohaterów, nie boi się uczucia. Czekałam bardzo długo na powieść, która będzie obracać się głównie wokół miłość, nieśmiertelnej miłość, która przetrwa wszystko.
Myślę, że po zakończeniu trzeciego tomu autorka ma duże szanse na trafienie na listę ulubionych autorów. Polecam bardzo gorąco, ponieważ bawiłam się bardzo dobrze podczas lektury. Nawet nie zauważyłam, kiedy dobrnęłam do ostatniej strony i byłam mile zaskoczona zakończeniem. Powieść daje zastrzyk energii, nadziei i uważam, że jest idealna na jesienne i zimowe wieczory.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/11/kass-morgan-dzien-21.html
Stu kolonistów po wylądowaniu na Ziemi musi poradzić sobie z przeszłością. Ich postępki, które spowodowały, że zostali zesłani na ojczysta planetę, przestały się liczyć, ale zostało coś bardzo ważnego: przyjaźń. Odosobnieni powoli zdają sobie sprawę, że nie są sami i tubylcy nie są przyjaźnie nastawieni do...
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/06/kathrin-szczepanik-pod-skrzydami-matki.html
Po mrocznych ulicach XIX-wiecznego Londynu, zamieszkałego przez śmiertelników oraz istoty długowieczne zwane dziećmi ciemności, grasuje seryjny morderca - Kuba Rozpruwacz. Zagadkę jego przestępstw próbuje rozwikłać niesforna panna z „dobrego domu”, Gabriela Phantom. Kiedy istnienie świata dzieci ciemności zostaje zagrożone, Gabriela podejmuje wyzwanie i rozpoczyna walkę o jego uratowanie.
Wiele razy wspominałam, że nie przepadam za polską literaturą współczesną (za całą resztą też nie, ale nie o to chodzi), ponieważ polscy autorzy na siłę starają się być bardziej amerykańscy. Później przeczytałam Esesmana i Żydówkę i, krótko mówiąc, zakochałam się. Tak dobrego debiutu nie czytałam od bardzo, bardzo dawna. Dlaczego o tym wspomniałam? Ponieważ jest to wstęp, który warto uwzględnić.
Pod skrzydłami Matki Mroku otrzymałam niespodziewanie, ponieważ sama autorka, Pani Kathrin Szczepanik, napisała do mnie z pytaniem o chęć napisania recenzji. Miałam na nią około miesiąca, ale wszystko przedłużyło się niemal do dwóch, dlaczego? Jeszcze nigdy nie miałam takiego problemu z napisaniem recenzji i ocenieniem książki. Pomysł jest naprawdę dobry, choć temat wampirów się przejadł już dawno. Co mi nie pasowało w powieści, to jej oprawa - styl i bohaterowie.
Gabriela z początku wydawała się bardzo dobrą postacią. Ale co znaczy dobra, prawda? Bohaterka z silnym charakterem, umiejąca się postawić, szaleńczo zakochana i niezwykle odważna. Z biegiem czasu i ilością przerzucanych stron, musiałam stwierdzić, że jej cechy się mieszały i zaczynała mnie poważnie irytować. Wszystko musiała zrobić sama, ponieważ tylko ona miała do tego talent lub coś na jego kształt. Leo był dla mnie człowiekiem-zagadką i chyba został nim do końca, chociaż dobrze go poznajemy. Raphael (imię, które spodobałoby się mojej najlepszej przyjaciółce) z jednej strony był niesamowicie słodki, z drugiej irytujący. Jednak, później stwierdziłam, że jego postać jest owiana tajemnicą i niemal dostałam zawału, kiedy wszystko się wyjaśniło.
Jeśli chodzi o styl, to jest nieco gorzej. Często nie wiedziałam, z kim mam do czynienia, kto mówi w danej chwili. Gabrielę odróżniałam jedynie po końcówkach, dwóch panów prawie w ogóle. Byli dość podobni charakterami i wypowiedziami - do czasu. Reszta była do przełknięcia, zresztą do debiut, takie powieści zawsze traktuje się z przymknięciem oka, na niektóre niedociągnięcia.
Ukazanie wampirów, przez autorkę, jest bardzo świeży. Poza tym polscy autorzy nie zagłębiają się w świat krwiożerczych istot, nic mi o tym, w każdym razie, nie wiadomo. Pomysł świeży i oryginalny, ale z oprawą gorzej. Powieść polecam i nie polecam. Miłośnikom wampirów i naszych rodzimych autorów, polecam. Wymagającym Czytelnikom, raczej nie.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/06/kathrin-szczepanik-pod-skrzydami-matki.html
Po mrocznych ulicach XIX-wiecznego Londynu, zamieszkałego przez śmiertelników oraz istoty długowieczne zwane dziećmi ciemności, grasuje seryjny morderca - Kuba Rozpruwacz. Zagadkę jego przestępstw próbuje rozwikłać niesforna panna z „dobrego domu”, Gabriela Phantom. Kiedy istnienie...
2015-10-04
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/10/lissa-price-ender.html
Starter był powieścią, moim zdaniem, umiarkowaną. Jak na debiut był dobry, ale jako powieść, sama w sobie, przeciętna. Nie zachwycałam się nadmiernie pierwszym tomem, bo nie było czym. Zaskoczeniem było jedynie zakończenie, które raczej zwiastowało możliwy koniec całej historii Callie. Jedno co mnie uspokoiło, to to, że autorka napisała tylko dwie części i nie będzie ich więcej, co jest dla mnie świetnym rozwiązaniem.
Price stworzyła świat,w którym opisała nowe spojrzenie na przyszłość. Powiała oryginalnością, przynajmniej na mojej półce, ale nie dopracowała charakterów bohaterów, chociaż większość z nich intryguje. W drugiej części byłam trochę zaskoczona, tym jak szybko akcja rozwinęła się i ruszyła do przodu.
Callie właściwie się nie zmieniła. Nadal jest irytującą małolatą, która za szybko stała się żywicielką i opiekunką swojej rodziny. Można odczuć, że autorka nie przywiązała wagi do dopracowania głównej bohaterki, narratorki, tylko skupiła się na tych drugoplanowych postaciach. Swoją drogą, jaki mały dzieciak mówi do starszej siostry, per Małpko - nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
Michael jest trudnym bohaterem. Z jednej strony nie można go lubić, ale z drugiej nie można go nie lubić. Nie jest neutralny, ponieważ odgrywa ważną rolę w całej historii, ale jakoś go nie polubiłam, ponieważ uważam go za popychadło Callie i niańkę Tylera. Właśnie, co do Tylera, to był mega wkurzający. I nie wiem, czy jest to spowodowane moją niechęcią do małych dzieci. No i Hayden, którego pokochałam całym moim sercem i zawsze postawię na niego. Inteligentny, po przejściach i pomocny.
Jeszcze jednym minusem jest to, że powieść bardzo ciężko i długo się czyta. Książka ma duże litery i jest małych rozmiarów, ale przez podstawowe błędy, jak beznadziejna główna bohaterka czy mało rozwinięta postać Haydena, czyta się książkę bardzo, bardzo długo. Język jest dość specyficzny i raczej nie działa na korzyść, podobnie jak akcja, która rozwija się szybko, ale miejscami nawet za szybko. Zakończenie też mnie rozczarowało, nie było przewidywalne, ale nudne. Zresztą już gdzieś czytałam bardzo podobne.
Polecam czy nie polecam, oto jest pytanie. Jeśli komuś przypadła pierwsza część, to druga również to zrobi. Jeśli nie czytaliście Startera i nie lubicie tego gatunku, to nie zabierajcie się za tą serię. Liczę, że autorka wyda więcej książek i będą one lepsze. Mam taką nadzieję. Chociaż portal Goodreads.com twierdzi, że będzie trzecia część.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/10/lissa-price-ender.html
Starter był powieścią, moim zdaniem, umiarkowaną. Jak na debiut był dobry, ale jako powieść, sama w sobie, przeciętna. Nie zachwycałam się nadmiernie pierwszym tomem, bo nie było czym. Zaskoczeniem było jedynie zakończenie, które raczej zwiastowało możliwy koniec całej historii Callie. Jedno co mnie uspokoiło,...
2015-08-08
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/08/james-patterson-jill-dembowski-ogien.html
Niesamowicie zawiodłam się na autorze, który jest podobno fenomenalny, oraz na całej serii. Dwie poprzednie książki zalegają na mojej półce kilka miesięcy, ale nie byłam w stanie ich ruszyć. Mogłam nie zabierać się za Ogień, ale wyszłam z założenia, że lepiej poznać zakończenie i przekonać się czy warto przeczytać. Nie warto.
Spięłam wszystkie swoje nerwy i skończyłam powieść, która ciążyła mi od miesiąca. Patrzyła na mnie i szyderczo się uśmiechała, ponieważ nie byłam w stanie się zebrać i skończyć ją w kilka dni. Ogólnie rzecz biorąc, to tworzenie trylogii, której każda część jest wpierana przez innego autora, wydaję się być absurdalne. Nie rozumiałam tego wcześniej i nie rozumiem tego teraz, ale wiem, że było to bez sensu i zupełnie niepotrzebne. Czułam się jakbym znalazła się w jakimś odrębnym, brzydkim świecie, w którym nie chciałam być i nie miało to nic wspólnego z akcją powieści.
Whit jest wkurzającym, ale odpowiedzialnym młodym czarodziejem. Troszczy się o swoją siostrę, ale strasznie działał mi na nerwy. Nie wiem, czy wcześniej, też był tak roztrzęsiony, ale w tym tomie wydawał się przechodzić samego siebie. Wisty była ognista, trochę słabo ją określiłam, ale wydaję się to odpowiedni przymiotnik. Była pocieszną, lekko zgryźliwą postacią, która może nie zyskała mojej sympatii, ale zyskała pewien respekt w mojej głowie.
Może moja ocena jest spowodowana nieznajomością poprzednich tomów, a może byłam zbyt surowa? Nie zastanawiałam się nad tym i raczej nie będę. Moim zdaniem, to tworzenie każdego tomu z innym autorem jest bez sensu i może nie widać zbytniej różnicy (nie wiem, bo nie czytałam), to jednak trzeba mieć jakieś zaczepienie. Język jest zbyt ogólnikowy, młodzieżowy. Nie pogardziłabym bardziej dorosłym językiem. Do tego pozostaje jeszcze rola poezji, która wydawała mi się tak tragiczna, że aż śmieszna.
Nie polecam, ale jeśli ktoś czytał poprzednie części, to wypada i tą. Osobiście przeczytam poprzednie powieści, ale nie obiecuję recenzji na blogu. Naprawdę, bardzo ciężko było mi ją skończyć, nie jest to pozycja na wakacje, zdecydowanie nie.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/08/james-patterson-jill-dembowski-ogien.html
Niesamowicie zawiodłam się na autorze, który jest podobno fenomenalny, oraz na całej serii. Dwie poprzednie książki zalegają na mojej półce kilka miesięcy, ale nie byłam w stanie ich ruszyć. Mogłam nie zabierać się za Ogień, ale wyszłam z założenia, że lepiej poznać zakończenie i...
2015-03-27
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/03/aprilynne-pike-uprowadzona.html
Jeśli miałabym opisać Uprowadzoną jednym słowem, to zdecydowanie powiedziałabym: chaos. Pisałam już, że w pierwszą książkę trudno było mi się wbić, ale przy drugim tomie, wprost nie mogłam, w żaden sposób, zmusić się do czytania. Uważam, że było to spowodowane chaotycznością myśli głównej bohaterki, która była tak irytująca, że nie mogłam skupić się na głównym wątku, który również nie był jasno określony. Nie wiedziałam, czy w powieści chodzi o wątek miłosny, przeznaczenia, wirusa czy zła na całym świecie - nic nie było jasne, od początku do końca.
W długich przerwach pomiędzy czytaniem, zastanawiałam się, jakim cudem Pike odniosła taki duży sukces i, co za człowiek. namówił ją do napisania kolejnych książek. Myśli Tavii były jedną wielką czarną dziurą i pomysł, choć świetny, został zniszczony przez (niefortunny) trójkąt miłosny. Wymieniony wcześniej dramat miłosny, moim zdaniem, jest wciśnięty na siłę i czymś w rodzaju załagodzenia wydźwięku powieści. Przecież główna bohaterka będąc Twórcą nie może mieć typowo boskich mocy i zachowywać się, jak na twórczynię Ziemi przystało,więc wszystko należy zmienić. Do tego, już po raz drugi, autorka ślizgiem przeszła przez wątek historyczno-mitologiczny i skupiła się na rozterkach o zapomnianych wcieleniach i którego chłopaka wybrać, bo jeden jest jej przeznaczony od zarania dziejów, ale drugi jest głupim, słabym człowiekiem, ale dlaczego nie?
Tavia Michaels to beznadziejny przypadek. O ile, początek książki był zadowalający i mogłam powiedzieć, że zdecydowanie seria jest warta przebrnięcia przez pierwszy tom, to wszystko zepsuło się po kilku rozdziałach. Myśli głównej bohaterki potrafiły się zmienić TRZY razy na JEDNĄ stronę. Wraz ze zdobyciem mocy i wybudzeniem się, Tavia, stała się bardziej infantylna i nie potrafiła skoncentrować się na jednym zadaniu i dochodziło jeszcze do myślenia o Benson'ie. Do ostatnich stron nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Jej tok myślenia był zwiły jak jelita roślinożercy.
Moje obawy potwierdziły się i autorka nie podołała nawet w jednej setnej wymaganiom, które jej postawiłam. Po pierwszym tomie wiedziałam, że nie mam co liczyć na poprawę języka i budowy akcji, której tak naprawdę nie ma. Oczekiwałam wielkiego, ogromnego wybuchu, czegoś co wciśnie mnie w fotel, ale wszystko było do przewidzenia. Do tego, to zakończenie...
Chciałabym się dowiedzieć, czym kierowała się pisarka, kiedy kreowała bohaterów, ponieważ są tak strasznie schematyczni a ich wypowiedzi wzięte żywcem z miliona książek paranormal romans i posklejanych w jedno, i przypisanych Logan'owi lub Benson'owi - zależy, który akurat się nawinął na widelec. Wątek genetyki i mikrobiologii byłby ciekawy, gdyby wyodrębnione były najważniejsze fakty i wytłumaczone dla każdego, a nie pobieżne informacje jakby wzięte żywcem z Wikipedii lub zadane.pl.
Czy polecam? Jeśli ktoś skończył pierwszą część i ma dużo wolnego czasu, to owszem, książka może nie jest perfekcyjna, ale czasem trzeba się poświęcić i skończyć, to co się zaczęło. Natomiast, jeśli nie czytało się Ocalonej, to lepiej nie sięgać po książki pani Pike. Nie polecam również przeciwnikom bezsensownych trójkątów miłosnych z beznadziejnym obiektem uczuć dwóch mężczyzn.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/03/aprilynne-pike-uprowadzona.html
Jeśli miałabym opisać Uprowadzoną jednym słowem, to zdecydowanie powiedziałabym: chaos. Pisałam już, że w pierwszą książkę trudno było mi się wbić, ale przy drugim tomie, wprost nie mogłam, w żaden sposób, zmusić się do czytania. Uważam, że było to spowodowane chaotycznością myśli głównej...
2015-03-19
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/03/aprilynne-pike-ocalona.html
Tavia, jako jedyna z katastrofy lotniczej, dostała drugą szansę od losu. Kiedy młoda dziewczyna zostaje sama na świecie, a nieznana część rodziny przygarnia ją z otwartymi ramionami, może wydawać się podejrzane, ale nie dla Tavii. Po przeżyciu kilkudziesięciu operacji, stracie rodziców i przyjaciół oraz zakochaniu w przystojnym Bensonie, nic już jej nie zdziwi. Pewnego, zwykłego dnia jej oczom ukazuje się chłopak, który zdecydowanie nie pasuje do teraźniejszej epoki i wydaje się dziwnie znajomy. Swoim pojawieniem wzbudza silne uczucia i nie jest w stanie skupić się na niczym innym. Od tego momentu dziewczyna, nie może już nikomu zaufać. Jej życie wywraca się do góry nogami i można uznać, że tego nie wytrzyma. Spada na nią ogromna odpowiedzialność za ludzkość, resztę świata i przeznaczenie. Musi zmierzyć się z siłą, która liczy sobie tysiąclecia i nie odpuszcza zbyt łatwo. Czy Tavii uda się przezwyciężyć strach?
Autorka Ocalonej znana jest z cyklu pod tytułem Skrzydła, który był światowym bestsellerem. Przyznam, że nigdy nie zamierzałam przeczytać wcześniejszych książek autorki, chociaż prawdopodobnie, dodałam to na półkę chcę przeczytać. Nie ciągnęło mnie do poznania debiutu autorki i po tej lekturze nie jestem do końca pewna, czy sięgnięcie po tą powieść było dobrym pomysłem.
"- Czy my... wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale czy my się znamy?
[...]
- Nie - odpowiadam radośnie. - Jeszcze nie. - [...] - Ale się poznamy."
Akcja jest chaotyczna. Poczucie winy głównej bohaterki miesza się z pragnieniami i obawami, jakie nią targają. Same, nawiedzające Tavię retrospekcje z życia tajemniczego chłopaka i jego ukochanej, są na siłę wbite w fabułę książki i w większości są zbędne. Strasznie ciężko było mi wbić się w treść i skończyć książkę z dziwnym niedosytem, ale zrobiłam to. Skończyłam książkę po prawie tygodniowym męczeniu samej siebie słowami, którymi dzieli się z Czytelnikiem autorka. Końcówka, a właściwie dwa ostatnie rozdziały zapowiedziały, że następna część będzie ekscytująca. Mam jednak, dziwne przeczucie, że pani Pike stąpa po cienkim lodzie i każda następna strona przybliża ją i mnie do niechybnej katastrofy.
Tavia jest specyficzną postacią. Owszem, piszę tak wiele razy, ale teraz jest to zupełnie uzasadnione. Główną bohaterkę poznajemy jako skrzywdzoną przez okrutny los dziewczynę, bez rodziców i w obcym miejscu. Później, w wyniku dziwnych wydarzeń i wspomnień, które powracają, przechodzi ona metamorfozę. Staje się najbardziej popapraną i egoistyczna osobą na świecie. Przy niej, każda inna postać, nawet ta najgorsza jest istnym aniołem w porównaniu z nią. Dochodzi do tego, jeszcze kilka spraw, m.in. olanie całego świata, żeby spełnić miłość, która nie ma racji bytu. Wyjątkowo muszę przyznać, że polubiłam tych złych. Byli wyrozumiali i starali się pomóc, chociaż Tavia nie współpracowała. W przeciwieństwie do całego świata, była ona zacofana, egoistyczna (po raz drugi) - co można było wytłumaczyć jej przeżyciami, ale kiedy pozna się ją dogłębnie, to po prostu jest tchórzliwa. Nie można wszystkiego tłumaczyć . Mam nadzieję, że to się zmieni, bo jak wspomniałam, dwa ostanie rozdziały były niczego sobie, zapowiadały albo katastrofę, albo dobrą książkę.
Autorka brnie w utarty schemat: przeznaczenie. Nie da się zaprzeczać, że książka jest o miłości, jak i również, że stara się na siłę wymusić polubienie i zaakceptowanie miłości Tavia-Benson. W pierwszym tomie, który jest przewidywalny i maksymalnie schematyczny, stara się ukazać świat Przyziemnych takim jaki jest od strony nowo przybyłej bohaterki. Nie obyło się bez wątków mitologiczno-historycznych, które były słabo rozwinięte. Wyjątkowo, muszę skrytykować uczuciowość głównej bohaterki, która irytowała mnie w większości przypadków, ponieważ kierowała się ona irracjonalnymi uczuciami i czekałam, wprost czekałam, aż tupnie nóżką. Sam język jest bez zarzutu, po prostu zwyczajny.
Czy polecam? Na tą chwilę wstrzymałabym się z tą odpowiedzią. Nie jestem w stanie określić, jakie emocje wywołała we mnie ta powieść. Jestem bardzo ciekawa, jak wypadnie druga powieść.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/03/aprilynne-pike-ocalona.html
Tavia, jako jedyna z katastrofy lotniczej, dostała drugą szansę od losu. Kiedy młoda dziewczyna zostaje sama na świecie, a nieznana część rodziny przygarnia ją z otwartymi ramionami, może wydawać się podejrzane, ale nie dla Tavii. Po przeżyciu kilkudziesięciu operacji, stracie rodziców i przyjaciół...
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/04/kody-keplinger-duff-ta-brzydka-i-gruba.html
Siedemnastoletnia Bianca ma lojalne grono przyjaciół, dosadne poczucie humoru i niezawodny wykrywacz głupoty i pozerstwa. Wesley, bezczelny licealny podrywacz, szczególnie działa jej na nerwy. Tym bardziej, że uważa ją za DUFF – dziewczynę z drugiej ligi, tło dla ładniejszych koleżanek.
Mimo że Wes ją wkurza, jest nim zaintrygowana. Zaczynają się spotykać. Jego męski punkt widzenia pozwala Biance zrozumieć, że nie musi się wstydzić swoich uczuć i wyglądu. Okazuje się, że Wes, największe szkolne ciacho, ukrywa kłopoty z poczuciem własnej wartości, a atrakcyjne przyjaciółki Bianki też mają kompleksy. Bianca nabiera pewności siebie, ma coraz większe powodzenie, ale czy dzięki temu rozwiąże wszystkie swoje problemy?*
Kiedy książka do mnie dotarła, miałam mieszane uczucia. Okładka była trochę przerażająca (zwłaszcza główna bohaterka, bo zakładam, że pierwsza postać nią jest), tytuł również nie powalał, był nawet nieco obraźliwy i, najnormalniej w świecie, odpychał. Zaczęłam ją z typowym dla siebie ociąganiem, ale już po kilku stronach wciągnęłam się w historię Bianci.
Nie powiedziałabym w tym wypadku o szczególnie oryginalnej treści, fabuły czy postaciach. Wszystko mknie po utartych już wcześniej ścieżkach, ale przymknęłam na to oko, ponieważ, jak podają źródła, autorka miała siedemnaście lat, jak napisała tą powieść, więc zrobiła wszystko, żeby każda dziewczyna uwierzyła w miłość, po przeczytaniu Duff.
Bohaterów jest całkiem sporo i główna bohaterka, która z początku jest wszystkim obojętna, staje się tematem plotek. Nikogo nie obchodziło, że Bianca ma w domu problemy i co czuła, bo tacy są ludzie. Jedyny Wesley, który jest irytująco słodki, widzi w niej prawdziwą, godną uwagi dziewczynę, którą przecież jest. Ich bliska znajomość zaczyna się burzliwie, słodko-gorzko.
Bianca, to postać trudna do zrozumienia. Polubiłam ją, owszem, ponieważ wydaje się bardzo podobna do mnie charakterem. Szybko jednak zreflektowałam swoje poglądy i stwierdziłam, że choć mamy kilka cech wspólnych, różnimy się bardzo. Pozostaje jeszcze kwestia problemów rodzinnych, przyjacielskich i uczuciowych, których w książce jest nie mało. Przede wszystkim nie nazwałabym dziewczyny odważną ani bohaterską, jest zwykłą dziewczyną, która ucieka od problemów, gdzie pieprz rośnie i chowa się w pokoju lub przemilcza sprawę. Co prawda, ja robię to ostatnie, ale nie umniejsza, to mojej, późniejszej, sympatii do Bianki. Reszta postaci była tłem dla głównej akcji, która toczyła się między Biancą a Wes'em. I całe szczęście, bo jej przyjaciółki były bardzo irytujące i lekko przygłupie. Jednym słowem: typowe amerykańskie nastolatki.
Jak już wcześniej wspomniałam, powieść oparta jest na schematach, że aż oczy bolą. Lecz tutaj sprawa wygląda nieco inaczej. Nie uważam, w tym przypadku, że jest to coś złego, bo autorka dodała smaczek do powieści jednym, dość ważnym wątkiem czy może lepiej powiedzieć, że aspektem relacji? Dla bardzo wymagającego czytelnika będzie to kolejna książka dorzucona do sterty romansów młodzieżowych z życiowymi problemami, ale dla czytelnika, który chciałby się odprężyć przy lekturze jest wprost idealna. W każdym razie, to właśnie zaważyło na mojej ocenie.
Do stylu i języka nie mogę się przyczepić, genialny, to za duże słowo, ale poprawny jest tutaj na miejscu. Autorka nie stylizuje jakoś przesadnie języka, co zdarza się często jej starszym koleżanką po fachu. Stara się nadać książce lekkości i jej to wychodzi, co przyjęłam z ulgą, ponieważ tego ostatnio szukałam. Polecam książkę miłośnikom Young Adults, młodzieżówek czy zadziornych chłopców, ale (niestety) bez tatuaży. Z prawdziwą przyjemnością sięgnęłabym po następną książę pani Keplinger.
http://wachajac-ksiazki.blogspot.com/2015/04/kody-keplinger-duff-ta-brzydka-i-gruba.html
Siedemnastoletnia Bianca ma lojalne grono przyjaciół, dosadne poczucie humoru i niezawodny wykrywacz głupoty i pozerstwa. Wesley, bezczelny licealny podrywacz, szczególnie działa jej na nerwy. Tym bardziej, że uważa ją za DUFF – dziewczynę z drugiej ligi, tło dla ładniejszych...
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/10/carina-bartsch-zima-koloru-turkusu.html
Emley i Elyas są młodymi ludźmi, których rzeczywistość przerósł. Dorosłe życie zdeptało ich idealistyczne poglądy i rzuciło na głęboką wodę. Oboje szukają luki w systemie życia codziennego. Poszukują również miłość, która, jak na razie, obchodzi ich szerokim łukiem. Czasem zderzają się ze sobą, w marzeniach, snach, ale dzielące ich tajemnice są zbyt bolesne, żeby mogli stworzyć coś razem. Los stawia im wyzwanie, przeszłość rzuca na nich swój cień - teraz czas na ich ruch. Czy zostaną w cieniu abo wyjdą na światło dnia?
"Idealny wampir... Lepiej bym tego nie ujęła. Edward Cullen, ten cienias, mógł się przy nim schować."
Długo zastanawiałam się... Dobra, zastanawiam się, który tom jest lepszy. Jedne argumenty przemawiają za Zimą koloru turkusu, ale są też kontrargumenty, które silnie obstawiają przy Lecie koloru wiśni, i co teraz? Prawie rozpisałam zalety i wady w tabelce, ale doszłam do wniosku, że zakończenie jest tak genialne i wprawiło mnie w iście szampański nastrój, więc druga część historii wygrywa. I niech tak zostanie, chociaż na kilka chwil.
Bartsch zarzucam tylko to, że rozdzieliła naszych (moich) ukochanych bohaterów. Chociaż jak patrzę na to teraz, po upływie kilku godzin, to jestem skłonna uznać, że był to zabieg nieunikniony i musiał nastąpić. Wiedziałam to już w pierwszym tomie, ale nie myślałam, że tyle się jeszcze wydarzy pomiędzy. Jest to nieliczna z powieści, która potrafi wzbudzić we mnie uczucia oddania do ostatniej kropli krwi.
"Dopiero kiedy człowiek przejdzie piekło, może docenić piękno nieba. A moje niebo było o tyle piękniejsze, że dobrze wiedziałam, jak głęboko mogą sięgać fundamenty piekła."
Emley jest strasznie irytująca, więc tak bardzo przypomina mi mnie samą, że mam ochotę krzyczeć. Niestety, jest ona tylko bohaterką do kochania, bo nic więcej nie można z nią zrobić. Jest typową postacią z krwi i kości, którą prawdopodobnie mijamy codziennie na ulicy. Inteligenta, ale trochę zagubiona w życiu codziennym i uczuciach. Boi się, że nie przeżyje, jeśli da ukochanemu kolejną szansę.
Elyas, ach, Elyas... Ten człowiek jest moim bogiem i nałogiem. Kocham go całym moim skamieniałym sercem i kochać go będę po wsze czasy. Czy może być bardziej idealny mężczyzna niż on? Odpowiedź jest prosta: nie. Zastanawiałam się długo, co mnie w nim przyciąga i stawiam na sposób bycia i wyobrażenie jego uśmiechu. Chociaż sprawił wiele bólu Emley, to wybaczyłam mu już sto lat, i jeden dzień, temu.
Jeśli jest czy istnieje bardziej idealna powieść od tej, to nie uwierzę, póki nie przeczytam. Jest to seria, która może konkurować z tymi napisanymi przez Rea Carson (Trylogia ognia i cierni) oraz Jessiką Sorensen (The Coincidence). Nie mogę się doczekać aż znowu zagłębie się w świat wykreowany przez Bartsch, chociaż z przyjemnością przeczytałabym dalsze losy tej dwójki.
"- Czy to znaczy, że mamy... historię? - zapytał.
- Elyas - powiedziałam z uśmiechem. - Myślę, że materiału starczyłoby na całą książkę, i to tak gruba, ze dałoby rade zrobić z niej dwa tomy!"
Chyba nie muszę pisać, że polecam? I tak napiszę. Polecam, gorąco, zapamiętale wszystkim. Jest to obowiązek każdej czytelniczki: przeczytać i mieć tą serię na swojej półce. Kocham, bo nie umiem nic innego napisać. Czuję się fantastycznie i jeszcze długo będę się uśmiechać sama do siebie wspominając Elyasa.
http://www.wachajac-ksiazki.pl/2015/10/carina-bartsch-zima-koloru-turkusu.html
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toEmley i Elyas są młodymi ludźmi, których rzeczywistość przerósł. Dorosłe życie zdeptało ich idealistyczne poglądy i rzuciło na głęboką wodę. Oboje szukają luki w systemie życia codziennego. Poszukują również miłość, która, jak na razie, obchodzi ich szerokim łukiem. Czasem zderzają się ze sobą,...