-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2013-01-05
2013-05-03
Nigdy nie wiesz, co ci się może przydarzyć i kto czai się za rogiem. Megan Chase przekonała się o tym na własnej skórze.
W dniu 16. urodzin dowiedziała się czegoś, co na zawsze zmieniło jej życie. Po pierwsze jej przyjaciel nie był tym, za kogo go uważała... nie był człowiekiem. Po drugie, jej jedynego przyrodniego braciszka porwali nie ludzie, a mroczne i niebezpieczne istoty z magicznej krainy Nigdynigdy. Dziewczyna za wszelką cenę pragnie sprowadzić go z powrotem do domu, nie zdając sobie sprawy z tego, że ta jedna decyzja zrujnuje jej dotychczasowe życie. Nieodwracalnie.
"Żelazny król" przeleżał u mnie na półce kilka dobrych miesięcy. Gdy już zaczynałam czytać tę powieść, coś ważnego mi wypadało, zwalało mi się na głowę mnóstwo problemów i w taki oto sposób, dopiero tydzień temu przeczytałam tę powieść od deski do deski. Nie żałuję.
Głowna bohaterka Megan Chase to młoda, nieśmiała dziewczyna, początkowo na zabój zakochana w typowym szkolnym "ciachu". Mieszka na odludziu - tzw. bagnach, nie ma przyjaciół, prócz Roba, który od zawsze jest przy niej. W dniu jej 16. urodzin zostaje wyśmiana na oczach całej szkoły, ale to nic w porównaniu z tym, co dzieje się, gdy wraca do domu. Bo to dopiero początek jej problemów. Przyznać jednak muszę, że polubiłam ową bohaterkę, za jej odwagę i oddanie bliskim. Podobała mi się jej wewnętrzna zmiana - szara, bezmyślna dziewczyna dorasta i zaczyna inaczej, poważniej patrzeć na świat. Miejsce słabości zajmuje determinacja, która daje jej siłę do działania.
Jednak mimo wszystko, to śmiertelny wróg Meg podbił moje serce. Mowa o księciu Zimowego Dworu - Ashu. Chłopak o (oczywiście, a jakżeby inaczej) nieprzeciętnej, elfiej urodzie. Bezwzględny, oschły i niezwykle inteligentny. Autorka tak świetnie wykreowała jego charakter, że na pewno będę go pamiętać przez długi, długi czas.
Uwielbiam oryginalne powieści, w których pojawiają się cudowne, magiczne i nielogiczne światy. Takiej książki jak ta od dawna szukałam. Jak mogłam tego wcześniej nie przeczytać!? Julie Kagawa wymieszała Krainę Czarów z Narnią, Lothlórien oraz...Czarnobylem po wybuchu elektrowni jądrowej, i właśnie w ten sposób powstała kraina Nigdynigdy, która jak żadna inna, zapadła mi głęboko, głęboko w pamięć.
Akcja powieści pędzi jak oszalała, dlatego nie ma takiej możliwości, by czytelnik się nudził. Mnóstwo emocjonujących momentów, punktów kulminacyjnych zapierających dech w piersiach i oczywiście genialne zakończenie, które wręcz zmusza do sięgnięcia po kolejną część z serii Żelazny Dwór. Książkę skończyłam czytać w nocy i praktycznie do rana o niej rozmyślałam. Bo poza jej warstwą zewnętrzną, można odszukać się tu bardzo głębokiego i pięknego przesłania.
Na koniec śmiało mogę napisać, że nie mam żadnych zastrzeżeń. Pierwszy raz to przyznaję. Jestem oczarowana, a duszą nadal tkwię w krainie Nigdynigdy. Ale ostrzegano mnie na początku: "Jak zaczniesz to widzieć, nie będziesz już mogła przestać" i racja - nie potrafię.
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Nigdy nie wiesz, co ci się może przydarzyć i kto czai się za rogiem. Megan Chase przekonała się o tym na własnej skórze.
W dniu 16. urodzin dowiedziała się czegoś, co na zawsze zmieniło jej życie. Po pierwsze jej przyjaciel nie był tym, za kogo go uważała... nie był człowiekiem. Po drugie, jej jedynego przyrodniego braciszka porwali nie ludzie, a mroczne i niebezpieczne...
2013-07-12
Ludzie wierzą, że gdzieś tam, w innym wymiarze istnieją łagodne anioły i piekielne demony - dwie kompletnie odmienne 'rasy'.
Karou szybko przekonuje się, że granica pomiędzy dobrem, a złem została dawno temu zatarta.
Siedemnastoletnia dziewczyna od dziecka wychowuje się wśród zmutowanych istot - chimer, gdzie "pracuje" dla Dealera Marzeń - Brimstone'a, przynosząc mu przeróżne rodzaje zębów. Nie wie jaki to ma sens. Nie wie nawet kim jest. Nie zna swoich rodziców, ani nazwiska. Stara się prowadzić w miarę normalne życie śmiertelnika. Wszystko zmienia się jednak, gdy w świecie ludzi pojawiają się idealnie piękne anioły z ognistymi skrzydłami i pozostawiane przez nich na drzwiach wypalone ślady dłoni.
Oryginalność. To moje pierwsze skojarzenie jeśli chodzi o tę książkę. Nie spodziewałam się po niej Bóg wie czego. "Ot, jakiś prezent, wypada przeczytać". Sądziłam, że tematyka Aniołów i Demonów jest już dawno przereklamowana i nie miałam zbyt wielkiej ochoty na zapoznanie się z tą lekturą. A książka czekała...i się doczekała. Pierwszy raz czytałam, by anioły miały skrzydła z ognia, a demony potrafiły okazać więcej serca niż oni. Stereotyp obalony!
Jeszcze nie tak dawno myślałam, że bohater płci męskiej musi być bardzo skryty, bym mogła się w nim zatracić. Kolejna niespodzianka dla mnie. Serafinem o wdzięcznym imieniu Akiva jestem zachwycona. Zresztą jego brata i siostrę również baaardzo polubiłam. Ta trójka na pewno ma honorowe miejsce w moim sercu. Czemu? O tym sami musicie się przekonać.
Jeśli chodzi o miejsce akcji - Pragę: nie przepadam za miastami, ani zimną porą roku, więc to dla mnie jedyne "ale". Znacznie bardziej podobał mi się klimat sklepu Dealera Marzeń znajdującego się "Gdzieś tam", w innym wymiarze.
Cóż więcej mogę powiedzieć? Autorka książki bardzo fajnie potrafi budować napięcie i zaskakiwać czytelnika, a ja totalny szok przeżyłam zwłaszcza przy czytaniu ostatnich kartek powieści. Nie spodziewałam się aż takiego zwrotu akcji.
Okładka przyciąga wzrok, to również zaleta. No, oprawa graficzna naprawdę zasługuje na pochwałę. Nie pozostaje mi więc nic innego jak serdecznie polecić wam tę pozycję. Mnie "Córka dymu i kości" po prostu oczarowała.
recenzja opublikowana na http://www.magica-mundi.blogspot.com/
Ludzie wierzą, że gdzieś tam, w innym wymiarze istnieją łagodne anioły i piekielne demony - dwie kompletnie odmienne 'rasy'.
Karou szybko przekonuje się, że granica pomiędzy dobrem, a złem została dawno temu zatarta.
Siedemnastoletnia dziewczyna od dziecka wychowuje się wśród zmutowanych istot - chimer, gdzie "pracuje" dla Dealera Marzeń - Brimstone'a, przynosząc mu...
2013-11-30
"Katniss Everdeen - dziewczyna igrająca z ogniem"...w końcu się doigrała. Fala buntów spowodowała odzew Kapitolu. Władze zmiotły z powierzchni ziemi cały 12 dystrykt, w którym mieszkała dziewczyna. Garstkę tych, którzy przeżyli atak, potajemnie przetransportowano do podziemi legendarnego 13 dystryktu - ostatniej nadziei powstańców. Trafiła tam również Katniss, co więcej: oficjalnie zgodziła się zostać Kosogłosem - żywym symbolem buntu - nie za darmo. Dziewczyna postawiła również swoje warunki. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że jeśli ona zawiedzie, jej bliscy mogą stracić życie...
Tak to już jest, że ostatni tom najbardziej trzyma nas w napięciu. Niestety w ostatnich częściach zazwyczaj wychodzą na jaw wszystkie przykre rzeczy i kończy się sielanka.
Wraz z bohaterami zaczynamy czuć BEZSILNOŚĆ. Ściska nas w żołądku - nie z głodu, ani z przesytu, ale z panicznego strachu, którego w żaden sposób nie potrafimy opanować. Czujemy się jak Katniss, gdy staje przed wyborem: szczęście rodziny vs sprawa rebeliantów. Tak jak ona jesteśmy zagubieni w tym krwawym, niesprawiedliwym świecie, gdzie liczą się jedynie ambicje chciwej jednostki.
Niewątpliwie trzecia część jest najbrutalniejsza ze wszystkich. Ci, którzy wydawali się najporządniejszymi ludźmi, stają się nagle bestiami bez współczucia, bez zahamowań. Na każdym kroku Katniss spotyka się ze śmiercią niewinnych. Stara się zachować w sobie resztki człowieczeństwa, które zaczęła tracić na Arenie... Tę dziewczynę polubiłam głownie za to, że mimo ciężkiej sytuacji w której się sama znalazła, nie dbała o swój interes, ale o życie i przyszłość innych, oraz za to, że w przeciwieństwie do reszty, odróżniała dobro od zła.
Kosogłosa przez cały czas czyta się ze łzami w oczach i uciskiem w sercu. Emocje bohaterki przechodzą na nas i zakorzeniają się nam w głowie, a brutalne działanie władz działa na nas jak lodowata woda wlana za kołnierz. Ostatni tom jest najwartościowszy ze wszystkich części, najmocniej zapada w pamięć i pozostawia po sobie największą pustkę...
P.S. Polecam osobom, które są na diecie niskokalorycznej - brak apetytu spowodowany napływem ogromu emocji - gwarantowany!
opublikowane na http://magica-mundi.blogspot.com/
"Katniss Everdeen - dziewczyna igrająca z ogniem"...w końcu się doigrała. Fala buntów spowodowała odzew Kapitolu. Władze zmiotły z powierzchni ziemi cały 12 dystrykt, w którym mieszkała dziewczyna. Garstkę tych, którzy przeżyli atak, potajemnie przetransportowano do podziemi legendarnego 13 dystryktu - ostatniej nadziei powstańców. Trafiła tam również Katniss, co więcej:...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-21
Mówią na ciebie: "Katniss Everdeen - dziewczyna igrająca z ogniem". Czy wiedziałaś, że z płomieniami nie ma żartów, bo w mgnieniu oka potrafią przerodzić się w potężny, śmiercionośny pożar? Na pewno o tym słyszałaś. Odważyłaś się przecież wywołać falę ognia, która niebawem dosięgnie wszystkich...
Igrzyska powinien zwyciężyć tylko jeden z trybutów. Tym razem było jednak inaczej. Peeta i Katniss przeżyli dzięki swojemu ryzykownemu czynowi. Niestety nie spodobało się to władzom. Ludzie w dystryktach dopatrzyli się w ich postępku czegoś w rodzaju buntu.
Fala powstań ogarnęła prawie całe Panem. Dwójka nastolatków dała uciśnionym ludziom nadzieję, na obalenie obecnego systemu i lepszy świat. Obydwoje nie spodziewali się jednak, że to dopiero początek ich prawdziwych koszmarów. Byli autorytetami dla powstańców, dlaczego więc władze miałyby pozostawić ich przy życiu?
Nasza główna bohaterka przeszła niemałą zmianę. Roztrzęsiona, niepewna dziewczyna pokazała, że ma pazurki, którymi potrafi mocno zranić. W pewnym momencie swego życia zrozumiała, że Kapitol nigdy nie da jej spokoju, a jej najbliżsi zawsze będą przez niego nękani. Jej stanowcza postawa bardzo mi się spodobała. Pochwalę ją również za to, że mimo iż przeżyła Igrzyska, nigdy nie uznała tego za swoje zwycięstwo. Śmierć młodych osób nie były to dla niej powodem do dumy, wręcz przeciwnie.
Niestety tym razem zaczęły mnie irytować jej rozterki miłosne. Zachowywała się trochę jak typowa nastolatka, ale patrząc na to z drugiej strony - nie chciała nikogo skrzywdzić. Tak więc wyszło, że pragnęła dogodzić obydwu facetom, ale niewiele mogła zrobić, bo jej paniczny strach i ciągły lęk o własne życie wypierał wszystkie inne uczucia. Sama jednak doszła do tego dopiero po dłuższym czasie.
Peeta dojrzał, a śmierć, którą zadawał na Arenie, odbiła się na jego psychice. Mimo wszystko starał się nie zwariować, trzymał nerwy na wodzy. Poświęcał się dla dobra Katniss, która zawsze była jego oczkiem w głowie. W tej części oczarowała mnie jednak inna para bohaterów - Johanna (twarda babka, wiedziała czego chce i nie bała się wprost wyrażać swoich myśli) oraz Finnick (pozornie - typowy podrywacz i łamacz kobiecych serc, ale jak się później okazuje, ktoś warty sympatii i podziwu).
Muszę pochwalić panią Collins za to, że udało jej się mnie raz porządnie zaskoczyć. To rzadkość pośród książek, które miałam ostatnio możliwość czytać. Sama akcja biegnie w ekspresowym tempie. Zakończenie zmusza czytelnika do zapoznania się z kontynuacją.
Cóż... druga część spodobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza. Po pierwsze była niezwykle wciągająca, po drugie więcej w niej zwrotów akcji, po trzecie pojawili się nowi, ciekawi bohaterowie, których szybko polubiłam.
Polecam!
opublikowane na http://magica-mundi.blogspot.com/
Mówią na ciebie: "Katniss Everdeen - dziewczyna igrająca z ogniem". Czy wiedziałaś, że z płomieniami nie ma żartów, bo w mgnieniu oka potrafią przerodzić się w potężny, śmiercionośny pożar? Na pewno o tym słyszałaś. Odważyłaś się przecież wywołać falę ognia, która niebawem dosięgnie wszystkich...
Igrzyska powinien zwyciężyć tylko jeden z trybutów. Tym razem było jednak...
2013-01-26
W Londynie mieszka Winston Smith. Pracuje jako urzędnik Ministerstwa Prawdy, gdzie zajmuje się "poprawianiem" artykułów prasowych (dopasowuje je do aktualnych potrzeb). Świat w którym żyje jest zniewolony i osaczony, pełen szpiegów, zdrajców, nieczułych ludzi...Pewnego dnia Winston udaje się do dzielnicy tzw. proli (najuboższej ludności) i w jednym ze sklepów kupuje zeszyt. Zaczyna pisać pamiętnik, gdzie opisuje spotkanie z Julią, urzędniczką Ministerstwa Sprawiedliwości (fałszuje dzieła literackie). Bohaterowie zakochują się w sobie... a to oznacza, że dopuszczają się zbrodni przeciwko Wielkiemu Bratu.
W tym świecie nie ma jednak miejsca na miłość ani szczęście...
*"Świat strachu, zdrady i cierpienia, świat depczących i deptanych, świat, który w miarę rozwoju staje się nie mniej, lecz bardziej okrutny."
Londyn, ukazany przez Orwella, jest tak przerażającym i obrzydliwym miejscem, że czytelnikowi robi się czasami po prostu niedobrze. Nie chodzi tu wyłącznie o szatę zewnętrzną, bardziej odrażający jest klimat tego miasta. Tutaj rządzi Wielki Brat (Partia) i on ustala zasady. Władza należy do niego. Nikomu nie wolno i działać, a nawet myśleć przeciw niemu, bo to uważa się za zbrodnię. Jedyne uczucia jakie powinny istnieć, to strach, nienawiść, pogarda dla drugiego człowieka. Nie ma miejsca na przyjaźń, miłość, szacunek, pożądanie... Człowiek jest tam jedynie bezmyślną kukiełką, manipulowaną i pod porządkowaną systemowi. Wielki Brat kreuje swój własny świat. Świat pełen fałszu. Świat grozy. Świat który ma trwać wiecznie.
*"Rządzimy materią, bo rządzimy umysłami. Rzeczywistość mieści się w mózgu."
Tematem tej powieści , antyutopii, jest tragedia ludzi żyjących w systemie totalitarnym. Autor opisał tu upiorność rzeczywistości, w której ludzie są traktowani o wiele gorzej niż niewolnicy.
Przyznać muszę, że nigdy nie lubiłam tego typu powieści. Gdy zaczynałam czytać, spodziewałam się, że będzie to nudna gadanina o systemie. Nie będę ukrywać - początek może zniechęcić. Ciężko przez niego przebrnąć, ta partyjna paplanina bywa męcząca.
Nie mniej jednak...
Powtórzę więc to po raz kolejny, nie żałuję ani trochę, że przeczytałam tę książkę! Trafia do zasłużonej TOPki.
W Londynie mieszka Winston Smith. Pracuje jako urzędnik Ministerstwa Prawdy, gdzie zajmuje się "poprawianiem" artykułów prasowych (dopasowuje je do aktualnych potrzeb). Świat w którym żyje jest zniewolony i osaczony, pełen szpiegów, zdrajców, nieczułych ludzi...Pewnego dnia Winston udaje się do dzielnicy tzw. proli (najuboższej ludności) i w jednym ze sklepów kupuje zeszyt....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-09
Każdy z nas przynajmniej raz w życiu zastanawiał się, jak będzie wyglądał świat za 50, 100... i więcej lat. Jedni od razu myślą o nowoczesnych urządzeniach, latających samochodach, robotach, które zastąpią ludzi w pracy. Jak wyobraził sobie świat Paolo Bacigalupi?
W jego wizji jest to jedna wielka Przegrana. Wszystko zniszczone przez ludzką chciwość, gdzie cenniejszy od człowieka jest kawałek złomu. Na takiej Ziemi urodził się Nailer, nasz główny bohater. Od rana do wieczora pracuje w lekkiej ekipie, wydobywającej z wraków miedziane kable. Dzięki swojemu niskiemu wzrostowi bezproblemowo przeciska się w tunelach zniszczonych tankowców, ale zdaje sobie sprawę z tego, że kiedyś urośnie i prędzej czy później wyleci z ekipy. Jego przyszłość nie wygląda za ciekawie, aż do momentu, gdy podczas sztormu na skałach rozbija się drogi kliper. Takiego łupu nie mógł pozostawić na pastwę losu, ale nie spodziewał się, że na pokładzie pozostała jedna żywa osoba - piękna, bogata dziewczyna, dla której niebawem będzie musiał zaryzykować życie.
Pierwszy raz spotykam się z taką dystopijną wizją przyszłości. Technika znacznie ruszyła do przodu (zmodyfikowano nawet ludzkie DNA i połączono je ze zwierzęcym), ale wykorzystywana jest tylko tam, gdzie żyją bogacze. Tacy jak Neiler mogą jedynie pomarzyć o luksusach. Autor idealnie pokazał kontrast pomiędzy życiem człowieka z dużym portfelem i życiem kogoś, kto ledwo zarabia na jedzenie. Gdyby się przypatrzyć temu problemowi bliżej, okazuje się, że tak naprawdę obecna sytuacja na świecie niewiele się różni od tej opisywanej w Złomiarzu. Może zamiarem Bacigalupi`ego było zmuszenie nas, do głębszego zastanowienia się nad tym kłopotem ludzkości?
Ktoś kto ma chorobę morską i dodatkowo bardzo bujną wyobraźnię początkowo może czuć obrzydzenie do opisywanych w powieści rejsów. W moim przypadku właśnie tak było i dosć ciężko przebrnęłam przez akcję, która miała miejsce na oceanie. Za to jestem pełna podziwu dla opisów wyglądu i funkcjonowania tankowców i szybko mknących kliperów.
Jeśli chodzi o bohaterów - są interesujący, pochodzą z różnych szczebli hierarchii społecznej, ale brakowało mi tu jednak "wglądu" w ich psychikę i motywy postępowania. Jedynym wyjątkiem jest Neiler, chłopak bez matki, z ojcem alkoholikiem i narkomanem. Musiał szybko dorosnąć i mając kilkanaście lat, zachowywał się już jak dojrzały mężczyzna.
Najbardziej ubolewam jednak nad niezbyt wciągającą akcją, a to wiąże się z jeszcze innym problemem. Mowa o braku celu głównego bohatera. Żył, znalazł skarb i córkę bogacza, ale sam nie wiedział co ma z tym wszystkim zrobić. W połowie książki brał jakiś nieznaczny cel, ale to mnie już nie usatysfakcjonowało.
Na koniec jednak pochwalę książkę za cudną okładkę, która idealnie oddaje klimat powieści. Dodatkowo w tekście od czasu do czasu możemy znaleźć takie słowa jak: bogactwo, świadectwo i niewolnictwo, a w nich literę "t" z zawiniętym ogonkiem. Nad tym też warto się zastanowić.
Złomiarz niewątpliwie jest oryginalną powieścią i głównie to w niej cenię. Mimo kilku jej wad, polecam miłośnikom antyutopii i sci-fi. Dzięki takim książkom uświadamiamy sobie, do czego prowadzi pogoń za bogactwem i nowoczesną technologią. A jeśli coś zmusza cię do refleksji, drogi czytelniku, musisz to przeczytać. :)
recenzja opublikowana na magica-mundi.blogspot.com
Każdy z nas przynajmniej raz w życiu zastanawiał się, jak będzie wyglądał świat za 50, 100... i więcej lat. Jedni od razu myślą o nowoczesnych urządzeniach, latających samochodach, robotach, które zastąpią ludzi w pracy. Jak wyobraził sobie świat Paolo Bacigalupi?
W jego wizji jest to jedna wielka Przegrana. Wszystko zniszczone przez ludzką chciwość, gdzie cenniejszy od...
2013-12-09
Z okładki spogląda na ciebie szeroko otwarte oko, dookoła panuje mrok... Zaczynasz czytać. Morderstwo. Autor już na początku wprowadza cię do swojego brutalnego świata. Czytasz dalej, poznajesz Toma Lincolna, jednego z dziesięciu uczestników programu "Oko Kaina". Ma prawie czterdziestkę na karku, jest bezrobotny, spłukany...i tak jak wszyscy, skrywają jakiś sekret. Zapłacono mu za to, by go ujawnił podczas trwania reality-show. Jesteś świadkiem jak ta podekscytowana dziesiątka wybrańców wyrusza autokarem na plan filmowy do Las Vegas. Szybko jednak kończy się ich szczęśliwa podróż. Wszyscy zostają uprowadzeni, a nieznany "Ktoś" wciąga ich do swojej gry, w której to on dyktuje zasady. Zaczyna się krwawe show...
Początek pełen tajemnic i zagadek, czytelnik zaczyna główkować nad tym, po co tyle tych informacji. Ciężko przez niego przebrnąć, ale jeszcze ciężej jest odłożyć książkę i się poddać. Ta gra wciąga również nas, jakbyśmy byli jej kolejnymi uczestnikami. Gdy już się przebrnie przez te kilkanaście stron, zaczyna się prawdziwy dramat (na szczęście nie nasz) -niewyjaśnione morderstwa, zagadki, rozpacz bohaterów. No lepiej być nie mogło!
Ogromną zaletą tej powieści są perfekcyjnie wykreowane postacie - tu
brawa dla autora! Dziesięciu uczestników - dziesięć różnych charakterów - dziesięć tajemnic. Ciężko o nich zapomnieć, ciężko pomylić z innymi. Każdy z nich ma inne podejście do życia, ale łączy ich strach i chęć przeżycia. Poza Tomem, który jest tu głównym bohaterem, bardzo polubiłam Elizabeth - dojrzałą kobietę, maltretowaną przez swojego męża, dla której największym skarbem są jej dzieci. Innym może się spodobać pani Keren - z zawodu chirurg z opanowaniem we krwi, Cameron - wielki miłośnik morskich wypraw, albo słodka Pearl - modelka i gwiazdka filmów porno... Do wyboru do koloru.
Kolejnym plusem jest lekki styl pisania pana Patricka. Przyjemnie i szybko się czyta tę historię, plastyczny język ułatwia wczucie się w akcje, a utrudnia rozstanie się z książką. Krótkie rozdziały nie męczą czytelnika, w dodatku zazwyczaj kończą się w bardzo emocjonujących momentach i nie idzie się oderwać od lektury. Zaskakujące jest również to, jak dobrze autor potrafił zrozumieć kobiecą psychikę. Poruszając pewne babskie kwestie naprawdę zasłużył sobie u mnie na sporego plusa.
Widać, że Bauwen bardzo solidnie pracował na zakończeniem, bo jest ono w pewnym sensie zaskakujące (choć kilku rzeczy możne się domyślić). Nie ma tu żadnych niedomówień. Doczepić się mogę tylko do tego, że pewne wydarzenia wydawały mi się mało realne, wręcz nierzeczywiste, ale książka nie traci przez to na wartości.
Kryminał? Thriller? Sensacja? A może Horror? Tak naprawdę Oko Kaina
zawiera po trochu z każdego gatunku. Nigdy nie czytałam powieści
detektywistycznych (itp.), więc przyznaję szczerze, że lepszego początku z tego typu literaturą nie mogłam sobie wymarzyć. Po thrillery i horrory pewnie też sięgnę, z myślą, że będą one tak dobre jak ten. Nie pozostaje mi nic innego jak polecić wam tę fascynującą lekturę. Z ciekawości warto dać się wciągnąć w tę brutalną grę, którą oferuje nam Oko Kaina.
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Z okładki spogląda na ciebie szeroko otwarte oko, dookoła panuje mrok... Zaczynasz czytać. Morderstwo. Autor już na początku wprowadza cię do swojego brutalnego świata. Czytasz dalej, poznajesz Toma Lincolna, jednego z dziesięciu uczestników programu "Oko Kaina". Ma prawie czterdziestkę na karku, jest bezrobotny, spłukany...i tak jak wszyscy, skrywają jakiś sekret....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-19
Czytam opis z okładki: klasyk - łał, gatunek - sci-fi, autor - wielokrotny laureat Nagrody Hugo. Zapowiada się ciekawie. Otwieram książkę i zaczynam czytać...
Friday - główna bohaterka - jest sztucznie wyhodowaną Superistotą, pracującą dla organizacji paramilitarnej. Po raz kolejny przewozi ze sobą bardzo ważną przesyłkę. Jako kurierka już kilkakrotnie rewelacyjnie sprawdzała się w tym zawodzie. Tym razem jednak padła ofiarą spisku. Zostaje uwięziona, brutalnie potraktowana i wypytana o to, czego nigdy nie słyszała. Nie wie kim są jej prześladowcy, nie ma
pojęcia kto ich wynajął i czego od niej chcą. Niebawem będzie musiała się tego dowiedzieć.
Każdy człowiek ma podobne pragnienia. Jednym z nich jest chęć przynależności do jakiejś grupy. Bogaci przynależą do bogatych, biedni do biednych, dzieci do swojej rodziny, uczeń do klasy. Gdzie jednak ma się zakwalifikować istota zmodyfikowana genetycznie? Z tym problemem boryka się właśnie Friday. Jest piękna, inteligentna, posiada niezwykły refleks, siłę i z tego powodu musi ukrywać swoją
naturę. Ludzie nienawidzą takich jak ona i nazywają ich "żywymi artefaktami". Głowna bohaterka stara się jednak za wszelką cenę do nich upodobnić, by choć trochę móc przynależeć do ich gatunku, poczuć się przez nich kochaną i docenioną.
To jednak jedyna dobrze wykreowana postać w tej książce. Reszta może nie jest schematyczna, ale ciężko kogokolwiek odróżnić po samym imieniu. Jedna Superistota została dopracowana idealnie, reszta niestety została całkowicie pozbawiona jakichkolwiek wyjątkowych cech. Szkoda.
Co z fabułą i akcją? Pomysł genialny. Sztuczna istota wykorzystywana do niebezpiecznych misji podróżuje po planetach, przeżywa niebezpieczne przygody... Szkoda tylko, że z czymś takim mamy do czynienia przez pierwsze i ostatnie 50 stron. Dawno nie wynudziłam się tak przy książce. Nie rozumiem czemu autor połowę książki poświęcił na opisy kart kredytowych...nie miało to żadnego sensu. Po co czytelnikowi takie informacje? Jak będzie chciał czegoś się na ten temat dowiedzieć, to pójdzie do banku... Kolejna sprawa - sceny seksu. Co 10 stron (inteligentna) Friday leży w łóżku z innym facetem. No ileż można!? Panie Heinlein, nic pan nie wie o
kobietach... Podsumowując: chaos, nuda, płytkie romanse.
W książce pojawiło się niestety sporo nieścisłości. Po pierwsze nieadekwatna do treści powieści końcówka opisu z okładki. Po drugie - na początku jest mowa o tym, że Friday jest niewrażliwa na zimno, a gdy czytamy dalej - główna bohaterka boi się wejść do lodowatej wody (bo jej będzie zimno? skąd wie, że jest lodowata jak tego nie czuje?). Ponoć akcja dzieje się w niedalekiej przyszłości.
Nie do końca mogłabym się z tym zgodzić. Skoro ludzkość podróżuje swobodnie po planetach, oddalonych o dziesiątki lat świetlnych, to znaczy, że sporo czasu minęło od XXI w. Musieli więc wynaleźć nowoczesny pojazd, który poruszałby się z ogromną prędkością, przekraczającą prędkość światła. Nie wspominając również o tworzeniu
sztucznej grawitacji... Pasowałoby tu raczej określenie "w odległej przyszłości".
Co mi się spodobało? Niewiele tego ale coś jest; sam pomysł na książkę, choć źle wykorzystany, główna bohaterka (przymykając oko na jej obsesje seksualne), ciekawe ukazanie przyszłości świata (głównie polityki światowej, bo typowego sci-fi tu jest malutko) i przede wszystkim nowego modelu rodziny, który ja nazywam "wspólnotą finansową". Gdyby darowali obie tę "urodziwą" kobietę na przodzie ,
a wrzucili coś bardziej kosmicznego (jak na przepięknej tylnej części okładki), to byłoby mi miło.
Niestety muszę to powiedzieć, ale bardzo zawiodłam się na tej książce. Miała ona potencjał, ale autor schrzanił całą sprawę. Raczej nie sięgnę już po książki tego pana.
opublikowane na http://magica-mundi.blogspot.com/
Czytam opis z okładki: klasyk - łał, gatunek - sci-fi, autor - wielokrotny laureat Nagrody Hugo. Zapowiada się ciekawie. Otwieram książkę i zaczynam czytać...
Friday - główna bohaterka - jest sztucznie wyhodowaną Superistotą, pracującą dla organizacji paramilitarnej. Po raz kolejny przewozi ze sobą bardzo ważną przesyłkę. Jako kurierka już kilkakrotnie rewelacyjnie...
2013-04-07
"Stary człowiek i morze" to opowiadanie Ernesta Hemingwaya, za które autor otrzymał literacką nagrodę Nobla. Mowa w nim o rybaku Santiago, który postanawia wyruszyć w morze i upolować wielką rybę.
Główny bohater to ubogi, stary mężczyzna, gadający sam do siebie. Jego ciało i umysł zaczynają "szwankować", czuje się bezradny wobec zmian zachodzących w jego organizmie, uważa się za gorszego od młodszych, bezwartościowy. Gdy wypływa w morze, nie zdaje sobie sprawy z tego, że zwykły połów przerodzi się w dramatyczną walkę.
Cała akcja skupia się na walce z rybą - walce z własną słabością. Bowiem Santiago chciał sobie i innym udowodnić, że jest wartościowym człowiekiem, poczuć się silnym, młodym i sprawnym. Pytanie - czy mu się udało?
Mimo "pięknego" przesłania, które jednak mnie nie zachwyciło, stwierdzam, że owe opowiadanie Hamingwaya jest nudne jak flaki z olejem. Nie rozumiem po co czytać coś co ma ponad sto stron, by dowiedzieć się, że nigdy nie wolno się poddawać, człowiek zrobi wszystko by przywrócić sobie szacunek itp.. I bez czytania tego wiedziałam o tych "zasadach". Poza tym uważam, że większość "mądrości" płynących z tego opowiadania jest nieaktualna, ale to już moje widzimisię.
Jedynym plusem jest opisany (w dość przyzwoity sposób) ocean pełen różnorakich istot. I to tyle.
Zawiodłam się więc bardzo i nie rozumiem, jak za coś takiego można dać literacką nagrodę Nobla! Zdecydowanie nie polecam.
opublikowane na http://www.magica-mundi.blogspot.com/
"Stary człowiek i morze" to opowiadanie Ernesta Hemingwaya, za które autor otrzymał literacką nagrodę Nobla. Mowa w nim o rybaku Santiago, który postanawia wyruszyć w morze i upolować wielką rybę.
Główny bohater to ubogi, stary mężczyzna, gadający sam do siebie. Jego ciało i umysł zaczynają "szwankować", czuje się bezradny wobec zmian zachodzących w jego organizmie, uważa...
2013-02-09
I właśnie przy tego typu książkach mam największe problemy z napisaniem recenzji. Skąd to się bierze? Może to przez sam fakt, że czytałam o autentyczny, świecie, czasach, osobach. O ludziach, których teraz brakuje w Polsce, którzy poświęcili życie za ojczyznę, w imię wielkich spraw. Mam tak ogromny natłok myśli, że nie wiem od czego zacząć.
W "Kamieniach na szaniec" autor skupił się na trzech głównych autentycznych postaciach - Alku, Rudym i Zośce. Aleksy Dawidowski (Alek) był wiecznie roześmianym, "zabieganym", chętnym do wszystkiego młodzieńcem. Jego optymizm wręcz się z niego wylewał, dlatego chłopak był pocieszeniem dla swoich towarzyszy nawet w najgorszych chwilach. Tadeusz Zawadzki (Zośka) był urodzonym dowódcą. Zawsze opanowany, pomocny i zarazem skryty w sobie. Nikt, tak ja on, nie potrafił zaplanować działania. Pod każdym względem niemal perfekcyjny. Jan Bytnar (Rudy) największy przyjaciel Zośki, wieczny "konkurent" Alka, przeze mnie nazwany "polskim Einstein`em", albo "polskim MacGyver`em". Facet złota rączka. Niezwykle inteligentny, odważny i sympatyczny, podobnie jak jego (powyżsi) koledzy.
Wszyscy trzej, razem, doświadczyli okrucieństwa II wojny światowej. Jednak bierne przyglądanie się nie było w ich stylu. Jako harcerze i patrioci czuli się zobowiązani walczyć za ojczyznę. Żaden z nich na początku nie przypuszczał, że kiedyś sławić ich będzie całą Polska.
Książka "Kamienie na szaniec" opowiada właśnie o ich bohaterskich wyczynach; począwszy do Małego Sabotażu, czyli m.in. "wypadów na miasto" w celu zwinięcia niemieckich flag, malowania na murach napisów np. kotwicy Polski Walczącej, żółwia "pracuj wolno", "Niemcy leżą na wszystkich frontach", karykatur Hitlera itp.
Czytając powieść, niejednokrotnie się uśmiechałam i kibicowałam głównym bohaterom, miałam dreszczyk, gdy znajdowali się oni nie raz w niemałym niebezpieczeństwie, roniłam gorzkie łzy, gdy musiałam się z nimi pożegnać.
Jest to jedna z tych lektur szkolnych, które przypadły mi do gustu i zmusiły mój leniwy móżdżek do (przynajmniej) minimalnego wysiłku.
Młodzież powinna czytać tego typu dzieła, by zdać sobie sprawę z tego, jak cierpieli nasi przodkowie, zwłaszcza ci, którzy walczyli i oddawali życie za naszą ojczyznę. Teraz się tak zastanawiam, ciekawe kim byłaby i czego by jeszcze dokonała ta wspaniała trójka, gdyby żyła. Pewnie teraz przewracają się w grobach, jak widzą, co się dzieje z Polską...Brakuje nam takich ludzi, oj brakuje.
recenzja opublikowana na moim blogu http://www.magica-mundi.blogspot.com/
I właśnie przy tego typu książkach mam największe problemy z napisaniem recenzji. Skąd to się bierze? Może to przez sam fakt, że czytałam o autentyczny, świecie, czasach, osobach. O ludziach, których teraz brakuje w Polsce, którzy poświęcili życie za ojczyznę, w imię wielkich spraw. Mam tak ogromny natłok myśli, że nie wiem od czego zacząć.
W "Kamieniach na szaniec" autor...
2013-07-13
Karou poznała prawdę o sobie, o tym kim jest, kim była. Za tą wiedzę zapłaciła jednak bardzo wysoką cenę. Bowiem Akiva, pchany rządzą zemsty, gdy tylko dowiedział się o tajnych przejściach do innego wymiaru, wybił prawie cały "jej" lud...No, tak to leciało.
Niezbyt optymistycznie zakończyła się pierwsza część tejże serii, ale mimo wszystko z wielkim zapałem sięgnęłam po kolejny tom(ik). Czy "Dni krwi i światła gwiazd" dostarczyły mi tak wielu wrażeń, co "Córka dymu i kości"?
Po pierwsze - Karou zaczęła mnie irytować. (UWAGA SPIOLER) -Akiva, jest zły! -Akiva to mój wróg! -Akiva mnie zdradził!... i tak dalej. O ile jej żal po stracie bliskich mogłam zrozumieć, o tyle za cholerę nie mogłam pojąć czemu ona za wszystko winiła Serafina. Facet nie dość, że musiał patrzeć jak ucinają jej łeb, a wcześniej jeszcze znosić tortury, to na koniec spotkał się z pogardą "cudownej Karou". Pomścił ją, nie zdając sobie sprawy z tego, że jego ukochana została wskrzeszona. Ale niby skąd miał to wiedzieć? Bogiem nie jest. Choć jak młody, grecki bóg wygląda. (KONIEC)
Kolejna rzecz, która mnie niemiłosiernie męczyła...Mowa o braku akcji przy pierwszych stu stronach. Czytałam, bo chciałam się dowiedzieć, jak zakończy się ta historia, ale autorka strasznie utrudniła mi to zadanie.
I po trzecie - kto wymyślił tak szkaradną okładkę?! Kto to w ogóle jest?
Co jednak sprawiło, że mimo wszystko jestem zadowolona z tej części? - To zasługa Akivy i jego rodzeństwa. Liraz - siostra - okazała się silną i zarazem wrażliwą na cierpienie anielicą, ponad życie kochającą swoich braci, gotowa w każdej chwili oddać za nich życie. Ale najbardziej uwielbiam ja za to, że tak jak ja nie lubi Karou :D. Hazael - brat - z wiecznym bananem na twarzy. On pierwszy stanął po stronie Akivy i poparł jego plan - obalenia Imperatora. No i na koniec oczywiście sam Akiva. Uparty Serafin, do końca wierny swoim zasadom. Mimo, że znalazł się w ciężkiej sytuacji, nie zwątpił w lepsze jutro i chyba za to go najbardziej podziwiam. Z jego ust "słyszałam" najmądrzejsze słowa.
Na drugiej części się nie zawiodłam, mimo że posiada ona kilka sporych wad. Wszystkie błędy autorka wynagrodziła mi świetnym zakończeniem, przez które z wielką niecierpliwością czekam na część trzecią. I tym optymistycznym akcentem zakończę moją luzacką recenzję :)
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Karou poznała prawdę o sobie, o tym kim jest, kim była. Za tą wiedzę zapłaciła jednak bardzo wysoką cenę. Bowiem Akiva, pchany rządzą zemsty, gdy tylko dowiedział się o tajnych przejściach do innego wymiaru, wybił prawie cały "jej" lud...No, tak to leciało.
Niezbyt optymistycznie zakończyła się pierwsza część tejże serii, ale mimo wszystko z wielkim zapałem sięgnęłam po...
2013-12-03
Po ciężkich, wymagających skupienia książkach człowiek ma czasami ochotę zrelaksować się przy lekkiej, banalnej lekturze. Tak było również w moim przypadku. Musiałam dać swojej głowie odpocząć, dlatego postanowiłam sięgnąć po Szepty dzieci mgły...
Nigdy nie przepadałam za opowiadaniami. Krótkie historie nie wciągają
tak jak obszerne księgi. Bohaterowie, z którymi mam do czynienia, są ze mną tylko przez chwilę. Bardzo szybko o nich zapominam, a że się z nimi nie utożsamiam, nie mam zamiaru się z nimi znów "spotykać".
Trudi Canavan zaoferowała swoim czytelnikom pięć magicznych opowiadań.
Ich tajemnicze tytuły (np. Szepty dzieci mgły , Przestrzeń dla siebie) wprowadzają nas w klimat i dodatkowo zmuszają do zadania sobie pytania: O czym to będzie?.
Pierwsze z opowiadań od razu przenosi czytelnika do świata, z którym
mogliśmy się już zetknąć przy czytaniu Trylogii Czarnego Maga. Jesteśmy świadkami magicznych pojedynków (jeden jest opisany nawet z tyłu na okładce) i wspaniałych podróży przez niebezpieczny kraj. Niestety nie mogłam strawić tego, że opowiadanie było strasznie chaotyczne. Ciężko było się w nim połapać, a to psuje trochę zabawę. To ono jednak dostało nagrodę Aurelis dla najlepszego opowiadania fantasy w 1999 roku. Dla mnie jednak było po prostu dobre.
Drugie opowiadanie bije na głowę wszystkie pozostałe. Może
dlatego, że jest najdłuższe i autorka mogła w pełni wykazać się swoimi umiejętnościami. Opowiada historię chłopaka, który wywołał w Gildii Magów niemały "bałagan". Żeby nie spoilerować, więcej na ten temat nie powiem. Przyznać jednak muszę, że niezmiernie spodobało mi się to, że autorka skupiła się również na psychice bohaterów, co w połączeniu z wartką akcją dało rewelacyjny wynik.
Trzecie nadal trzyma poziom. Nadal ma klimat i nadal rozgrywa
się w magicznym świecie. W dodatku jest chyba najbardziej tajemnicze ze wszystkich i w pewnym momencie może nas nawet mocno zaskoczyć.
Niestety tutaj kończy się sielanka. Czytelnik zostaje wyproszony ze
świata magów i wrzucony prosto do szarej rzeczywistości. Choć pozostałe dwa opowiadania są naprawdę oryginalne i pomysłowe, nie spodobały mi się tak bardzo jak poprzednie. Ich zaletą jest jednak to, że delikatnie oddziałują na psychikę czytelnika i zachęcają go do refleksji. Niemniej jednak, właśnie przez to przeskoczenie do realnego świata, książka dla mnie traci na wartości.
Każde z opowiadań kończy się podsumowaniem autorki. Trudi Canavan
czasami wyjaśnia niektóre tajemnicze kwestie, pisze skąd czerpała inspiracje, dodatkowo pobudza ciekawość czytelnika, albo chwali się nagrodami, które dane opowiadanie dostało.
Przyznaję jednak bez bicia, że jestem oczarowana oprawą graficzną książki; cudowna, gruba okładka przedstawiająca zakapturzoną kobietę. Dość duża czcionka, przez co książkę czytało mi się z wieeelką łatwością. Brawo!
Nie pozostaje mi nic innego jak polecić te opowiadania wszystkim fanom
Trylogii Czarnego Maga (dla nich jest to obowiązkowa lektura), a także tym, którzy chcą spotkać się z niebezpiecznymi magami, przeżyć ciekawą przygodę, a przy okazji odprężyć się przy lekkim piórze pani Canavan.
opublikowane na http://magica-mundi.blogspot.com/
Po ciężkich, wymagających skupienia książkach człowiek ma czasami ochotę zrelaksować się przy lekkiej, banalnej lekturze. Tak było również w moim przypadku. Musiałam dać swojej głowie odpocząć, dlatego postanowiłam sięgnąć po Szepty dzieci mgły...
Nigdy nie przepadałam za opowiadaniami. Krótkie historie nie wciągają
tak jak obszerne księgi. Bohaterowie, z którymi mam do...
2013-07-10
Dawno, dawno temu, gdy w Narnii panował Wielki Król Piotr wraz ze swoim rodzeństwem, na świat przyszło dziecko, które niebawem miało odmienić losy magicznego świata. Na imię mu było Szasta. Odkąd pamiętał, wychowywał go stary rybak o imieniu Arszisz. Byli dla siebie jak ojciec i syn, dopóki u progu ich chaty nie pojawił się nieproszony gość, z zamiarem wykupienia chłopca. Jedyne co Szaście pozostało, to uciekać na Północ - do Narnii - na grzbiecie gadającego konia bojowego...a to oznaczało początek wielkich przygód.
Bardzo cenię sobie powieści, w których główny bohater obiera sobie jakiś znaczący cel.
W wypadku Szasty była to ucieczka do wolnego kraju. I to pierwsza rzecz, dzięki której powieść czytałam z zapartym tchem. Po stylu wypowiedzi bohaterów od razu widać, że "Koń i jego chłopiec" kwalifikuje się już bardziej pod literaturę młodzieżową niż dziecięcą, więc może również to wpłynęła na moje dobre nastawienie do tej książki.
Główny bohater od razu przypadł mi do gustu. Nauczył się, co to jest prawdziwe życie, nie bał się zaryzykować, tak jak ja marzył o odkrywaniu świata, więc praktycznie od razu zaczęłam się z nim utożsamiać. Jego towarzyszem podróży i zarazem wierzchowcem był koń Bri - porwany z Narnii za młodu i wychowywany w obcym kraju na bojowego rumaka. Nigdy nie zdradził, że potrafił mówić, dopóki na swojej drodze nie spotkał Szasty. Kogo obydwaj spotkali jeszcze na swojej drodze, tego nie zdradzę.
Akcja powieści w większej mierze rozgrywa się w Kalormenie - królestwie sąsiadującym z Archelandią i Narnią. Nie było ono tak piękne, kolorowe i żywe, jak to, w którym panował Król Piotr. Szerzył się głód, niewolnictwo było czymś "normalnym", a zhierarchizowane społeczeństwo aż raziło po oczach wyobraźni.
Nad dwiema rzeczami trochę ubolewam. Autor stworzył bowiem jeden bardzo ciekawy wątek, który mógł w bardzo ładny sposób wykorzystać na samym końcu, ale tego nie zrobił, a szkoda, bo efekt byłby wspaniały. Druga sprawa: zawsze, gdy mowa o podróży przez miasto wroga, coś musi pójść nie tak - to strasznie przewidywalne.
Ale mimo wszystko pięty tom z tejże serii spodobał mi się chyba najbardziej. Historia Szasty po prostu do mnie trafiła, bawiłam się świetnie i pewnie jeszcze nie raz wrócę do tej książki.
Polecam więc serdecznie wszystkim, nawet tym co czytali tylko pierwszą część - to wystarczy, by odnaleźć się w fabule książki.
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Dawno, dawno temu, gdy w Narnii panował Wielki Król Piotr wraz ze swoim rodzeństwem, na świat przyszło dziecko, które niebawem miało odmienić losy magicznego świata. Na imię mu było Szasta. Odkąd pamiętał, wychowywał go stary rybak o imieniu Arszisz. Byli dla siebie jak ojciec i syn, dopóki u progu ich chaty nie pojawił się nieproszony gość, z zamiarem wykupienia chłopca....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-03-30
Przypis z okładki nie jest może specjalnie zachęcający, a na pewno nie spodoba się ateistom i ludziom różnych wiar. Zacznę może od tego, żeby nie patrzeć na owy poradnik (tak będę nazywać tę książkę) jako streszczenie wiary chrześcijan. Owszem, jest tu dość sporo o tajemnicy Trójcy Świętej, zwłaszcza o Duchu Świętym, ale to nie jest główny temat.
Poradnik ks. Marka jest podzielony na cztery główne tematy. Pierwszy z nich brzmi: Kim jestem i po co żyję. Wbrew pozorom ten rozdział nie jest o samym Bogu, ale przede wszystkim o tym, że być człowiekiem to być kimś kochanym i to jest najkrótsza definicja człowieczeństwa. Mowa tu przede wszystkim o miłości człowieka do człowieka, o tym, jak ważne jest to dojrzałe, pewne uczucie, które mylone jest z zauroczeniem lub chwilowym zakochaniem. Zaś by odnaleźć sens życia trzeba zacząć inaczej spostrzegać świat, a przede wszystkim zrozumieć drugą osobę. Jak skutecznie tego dokonać? Właśnie na to pytanie odpowie wam pierwszy rozdział.
Kolejne dwa tematy poruszają sprawy sumienia, wolności, sfery duchowej, dojrzałości, moralności i świętości człowieka. Bardzo fajnie wytłumaczone jest również 10 Przykazań Bożych - w bardzo zwięzły, łatwy do zrozumienia sposób.
Ostatni - 4 rozdział jest podsumowaniem całości. Przekazuje czytelnikowi to, że został powołany do miłości, której musi nauczyć kiedyś innych - swoje dzieci, bliskich, uczniów, parafian... Miłość ma wiele wymiarów, ale jedną definicję; dzięki temu poradnikowi możemy zrozumieć na czym polega małżeństwo, kapłaństwo, życie konsekrowane i że każde z tych powołań jest równie trudne. Choć tak często wyśmiewa się księży i osoby konsekrowane, że źle wypełniają swoje powołanie, że tak naprawdę są złodziejami, kłamcami itp., to rzadko mówi się o tym, że jeszcze gorsze rzeczy zdarzają się w rodzinach, pomiędzy małżonkami, dziećmi a rodzicami.
Rzeczą, która mi się tu nie spodobała, jest to, że autor poradnika zbyt często pisze o tym, iż zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, nie potrafią kochać, a ulegają jedynie swoim popędom, naturze. Trochę mnie to denerwowało, sądzę bowiem, że zdarzają się tak inteligentne pupile, które są w stanie kochać. I kolejna sprawa - "człowiek, który nie kocha staje się podobny do zwierzęcia". Czyli mordercę, który się zagubił na drodze życia mam nazywać zwierzęciem? Nie mam zamiaru.
Bardzo, bardzo zaś spodobało mi się porównanie ludzkiego serca do planety, o którą trzeba dbać, tak jak robił to Mały Książę, to, że człowiek nie może pochodzić od obojętnej, martwej materii, bo sam przecież nie jest obojętny oraz to, że nigdy nie możemy się zatrzymać w miejscu, ciągle bowiem musimy się udoskonalać, dążyć do wyznaczonych celów, spełniać marzenia.
Poradnik ks. Marka ma w sobie to, że ukazuje czytelnikowi inny, ciekawy światopogląd, podkreśla, co to jest prawdziwa miłość, szacunek i wiara, jak ważne jest to, by dojrzale, sumiennie wypełniać swoje powołanie, by być szczęśliwym i by uszczęśliwiać innych. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak polecić go wszystkim, bez względu na wyznanie (lub jego brak).
recenzja opublikowana na moim blogu http://www.magica-mundi.blogspot.com/
Przypis z okładki nie jest może specjalnie zachęcający, a na pewno nie spodoba się ateistom i ludziom różnych wiar. Zacznę może od tego, żeby nie patrzeć na owy poradnik (tak będę nazywać tę książkę) jako streszczenie wiary chrześcijan. Owszem, jest tu dość sporo o tajemnicy Trójcy Świętej, zwłaszcza o Duchu Świętym, ale to nie jest główny temat.
Poradnik ks. Marka jest...
2013-05-04
Megan dotrzymała umowy - oddała się w ręce Pani Zimowego Dworu. Nie liczyła na miłe traktowanie ani na współczucie. Los jednak bywa okrutny, a sprawy lubią się komplikować. Tak więc po krótkiej wizycie w Zimowym Pałacu, Megan musi stawić czoła kolejnym problemom i wrogowi, którego myślała, że pokonała na zawsze. A to dopiero początek wojny...
Pierwsza część była dla mnie genialna, a jak jest z drugą?
Zacznę może od postawy głównej bohaterki. Wcześniej była zdeterminowaną, pewną siebie dziewczyną, to teraz zaczęło się z nią coś dziać. Była niepewna swoich uczuć, albo co pięć minut zmieniała zdanie (no rozumiem, że to płeć piękna...). Dobrze, że nie miało to miejsca przez całą powieść, bo bym chyba sama weszła do krainy NigdyNigdy i ją...zbeształa (i to jedyny minus).
Za to Ash nic a nic się nie zmienił. Ciągle był tym zdyscyplinowanym, pewnym siebie i zarazem pragnącym szczęścia chłopakiem. To głownie on nadaje powieściom pani Kagawy smaczek (czego jej bardzo gratuluję) i właśnie za nim najbardziej się tęskni.
Tym razem nie mogę również zapomnieć o moim drugim ulubionym bohaterze - kocie Grimalkinie. Jest on taką mieszanką futrzaka z Alicji w Krainie Czarów z tajemniczą, zjawiającą się zawsze w najlepszym momencie Angelą (bohaterką Dziedzictwa Paoliniego). Kociaka po prostu ubóstwiam, zwłaszcza wtedy, gdy na pytania: "Skąd to wiesz? Jak to zrobiłeś?" odpowiada krótko: "Jestem kotem".
Niewątpliwie ogromną zaletą obydwu części jest trzymająca w napięciu od początku do końca akcja powieści. Rzadko spotyka się takie książki. Czytelnik nie ma ani chwili wytchnienia, jak raz się weźmie za czytanie, nie przestanie. Ja sama pochłonęłam ją w niecałą dobę (trzy kolejne spędziłam na rozmyślaniu).
Zakończenie po prostu powala na kolana! A ja jestem bardzo, bardzo zła, bo nie ma jeszcze polskiego tłumaczenia kolejnej części, którą mam straszną ochotę przeczytać.
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Megan dotrzymała umowy - oddała się w ręce Pani Zimowego Dworu. Nie liczyła na miłe traktowanie ani na współczucie. Los jednak bywa okrutny, a sprawy lubią się komplikować. Tak więc po krótkiej wizycie w Zimowym Pałacu, Megan musi stawić czoła kolejnym problemom i wrogowi, którego myślała, że pokonała na zawsze. A to dopiero początek wojny...
Pierwsza część była dla mnie...
2013-12-31
Mieszkasz sobie spokojnie i pracujesz w zwykłej tawernie, aż pewnego
razu przychodzi no niej obskurny pirat i twoje życie całkowicie się zmienia. Twój dom, rodzinę zaczynają nękać niebezpieczni ludzie, od których powinieneś się trzymać z daleka, ale jak na złość stajesz się częścią ich diabelskiego planu... i chcąc nie chcąc jesteś zmuszony przeżyć niebezpieczną przygodę na morzu.
W takiej sytuacji znalazł się Jim Hawkins - młody, zaradny chłopak, z niezwykłą intuicją i darem do pakowania się w kłopoty. Bohater mimo swojego młodego wieku przypadł mi go gustu, ba, nawet mi zaimponował swoim mocnym charakterem. Reszta postaci stworzonych przez autora jest równie wyrazista i zapada czytelnikowi głęboko w pamięć. Najciekawszym piratem w tej opowieści jest niewątpliwie Silver - dzięki swojej przebiegłości, inteligencji i umiejętności przekonywania potrafił bez problemu manipulować resztą kamratów.
Akcja powieści pędzi szybciutko do przodu i nawet nie zauważamy kiedy razem z Jimem wyruszamy w rejs po skarb na pięknej Hispanioli. Stevenson miał lekkie pióro, więc trudności przy czytaniu jego powieści nie ma żadnych - to kolejny plus. Opisy miejsc, rzeczy czy postaci są niezwykle barwne i każdy może sobie na swój sposób
wyobrazić to, o czym pisze autor. Minusem zaś jest zakończenie powieści - nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jakie zrobić powinno. Troszkę szkoda.
Przyznać jednak muszę, że dzięki "Wyspie skarbów" zakochałam się w piratach i jestem pewna, że gdybym była troszkę młodsza, to książką byłabym naprawdę bardzo, bardzo zachwycona. Co ciekawe, po skończeniu tego małego dzieła miałam ogromną ochotę obejrzeć sobie "Piratów z Karaibów". :D
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Mieszkasz sobie spokojnie i pracujesz w zwykłej tawernie, aż pewnego
razu przychodzi no niej obskurny pirat i twoje życie całkowicie się zmienia. Twój dom, rodzinę zaczynają nękać niebezpieczni ludzie, od których powinieneś się trzymać z daleka, ale jak na złość stajesz się częścią ich diabelskiego planu... i chcąc nie chcąc jesteś zmuszony przeżyć niebezpieczną przygodę na...
2013-12-26
Kobiety to ponoć słaba płeć. Czyżby? Na pewno nie można tego powiedzieć o głównej bohaterce tejże książki - Jelenie Mazanik. Kobieta była Białorusinką, mieszkała w Mińsku, gdzie pracowała jako kelnerka. Przyszło jej żyć w czasach II wojny światowej, która również w jej kraju zbierała swoje żniwo. Pewnego dnia została powołana do grona służących, pracujących w domu Gauleitera - generalnego komisarza Wilhelma Kubego, nazywanego również "Katem Białorusi". Niebawem również zaczęli się pojawiać w jej domu tajemniczy goście z prośbą, by przysłużyła się ojczyźnie i dokonała zamachu na Gauleitera...
Nigdy nie przepadałam za książkami historycznymi, ponieważ ciągnęły się one w nieskończoność i sprawiały, że nudziłam się niemiłosiernie. Po tę lekturę sięgnęłam z czystej ciekawości, w dodatku skusiła mnie jej niewielka objętość. "Bomba dla Gauleitera" ma bowiem tylko 118 stron. O autorze również nigdy nie słyszałam i niestety dotąd nie znalazłam żadnej informacji na jego temat, co mnie bardzo martwi. Wiem tylko tyle (czego dowiedziałam się z jego notatki na końcu książki), że należał on do pięcioosobowej delegacji z Polski, zaproszonych na 30 rocznicę wyzwolenia Białorusi.
Przejdźmy jednak do samej treści. Jak już wspominałam jest to króciutka książka, ale za to z ciekawą fabułą i niesamowitymi zwrotami akcji. Plastyczny język pana Tobiasza sprawia, że czytelnik bez problemu utożsamia się z bohaterami i wczuwa w klimat tamtych czasów. Wraz z Jeleną Mazanik przeżywałam wszystkie trudne chwile, brałam udział w niebezpiecznych misjach, poznawałam ważne osobowości z okresu II wojny światowej i cieszyłam się, gdy partyzanci krzyżowali wrogom plany. Jelenę podziwiałam głownie za jej odwagę, ostrożność, patriotyzm i poświęcanie się dla dobra bliskich. Niewątpliwie byłą to niezwykła kobieta.
Żałuję tylko, że autor nie skupił się bardziej na osobie samego "Kata Białorusi". Brakowało mi tu również "wglądu" w psychikę innych bohaterów, albo przynajmniej próby wyjaśnienia ich motywów postępowania. Myślę, że gdyby tak się stało, książka dodatkowo zyskałaby na wartości.
Mimo wszystko "Bomba dla Gauleitera" była dla mnie ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się, że wzbudzi we mnie tyle emocji. Szkoda,że jest to mało popularna, stara książka, która zawiera naprawdę wartościowe prawdy moralne, a nie jest dostępna dla szerokiego grona czytelników.
recenzja opublikowana na http://magica-mundi.blogspot.com/
Kobiety to ponoć słaba płeć. Czyżby? Na pewno nie można tego powiedzieć o głównej bohaterce tejże książki - Jelenie Mazanik. Kobieta była Białorusinką, mieszkała w Mińsku, gdzie pracowała jako kelnerka. Przyszło jej żyć w czasach II wojny światowej, która również w jej kraju zbierała swoje żniwo. Pewnego dnia została powołana do grona służących, pracujących w domu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-12-20
Pewnego dnia tuż pod zamkiem królewskim spotkało się dwóch, prawie że
identycznych chłopców. Jednym z nich był zwykły, biedny chłopiec - Tomek Canty. Drugim zaś nie kto inny jak sam książę - Edward VI Tudor. Obydwaj byli tak głupiutcy, że dla zabawy zamienili się ubraniami. Co z tego wynikło? Chyba się już domyślacie.
Tudor... sama ta nazwa może niektórych fanów dynastii Tudorów przyprawić o szybsze bicie serca. Niestety muszę was rozczarować. Książę Edward jest irytującym, naiwnym i pyszałkowatym chłopcem, który uważa się za pępek świata. W dodatku jego historia przedstawiona w książce nie ma nic wspólnego z prawdą.
Drugim bohaterem, na którym skupia się narrator jest "skromny" chłopiec z ubogiej londyńskiej dzielnicy. Na imię mu Tomek. Zanim spotkał księcia, całe jego życie było nieustanną walką o przetrwanie -nie tylko na niebezpiecznych, gwarnych ulicach miasta, ale również w swoim własnym domu, gdzie władzę sprawował brutalny ojciec. Wszystko byłoby fajnie, gdyby chłopak zachował swoją tożsamość do końca. Niestety pieniądze, sława i władza strzeliły mu do głowy i nic
dobrego z tego nie wyszło.
Akcja powieści ciągnie się jak dżdżownica... brak spójności, brak
dynamiczności, brak zaskakujących momentów, zbyt duża ilość bohaterów.
Nawet dziecko się nie skusi na coś takiego. Autor postanowił rozpisać się na dwieście stron, zanudzić czytelnika na śmierć i zmusić do tego, by już nigdy więcej nie sięgnął po jego powieść. A wystarczyło skrócić książkę o połowę, poświęcić więcej uwagi na punkty kulminacyjne oraz zmienić swój styl pisania. Książka jest bowiem
przeznaczona dla dzieci, a ja mając kilkanaście lat, męczyłam się przy niej jak koń ciągnący tonę ziemniaków pod górkę. Styl niedostosowany do odbiorców = brak zrozumienia tekstu i zniechęcenie się do niego.
Zaletą "Księcia i żebraka" jest jego okładka, która dość dobrze pasuje do treści książki oraz ilustracje zamieszczone w jej wnętrzu. Mogłabym dorzucić tu również krótkie rozdziały, które pozwoliły mi dobrnąć do końca i przetrwać te męczarnie. Obawiam się jednak, że po tak wielkim zawodzie, nie sięgnę już po książki Marka Twaina.
opublikowane na http://magica-mundi.blogspot.com/
Pewnego dnia tuż pod zamkiem królewskim spotkało się dwóch, prawie że
identycznych chłopców. Jednym z nich był zwykły, biedny chłopiec - Tomek Canty. Drugim zaś nie kto inny jak sam książę - Edward VI Tudor. Obydwaj byli tak głupiutcy, że dla zabawy zamienili się ubraniami. Co z tego wynikło? Chyba się już domyślacie.
Tudor... sama ta nazwa może niektórych fanów dynastii...
2013-06-29
Po wielkim zawodzie na "Księciu Kaspianie" wzięłam się za czytanie trzeciej części z cyklu Opowieści z Narnii. Jak się coś zaczyna, to się to kończy. Wznowiłam więc moją przygodę z lewisowską twórczością i nie żałuję!
Tym razem mamy do czynienia z Edmundem, jego młodszą siostrą Łucją i ich nieznośnym kuzynem Eustachym. Trójka bohaterów przypadkiem trafia do Narnii, a dokładniej prosto do morza, z którego zostają "wciągnięci" na pokład "Wędrowca do Świtu". Jak się okazuje załoga ma ważną misję do wykonania. Poszukiwani są zaginieni baronowie narnijscy, których uzurpator Miraz wysłał na morze. Nie będzie to jednak łatwe zadanie, bowiem w oceanie czają się wrogo nastawione istoty, a piękne wyspy nie są wcale tak cudowne i bezpieczne na jakie wyglądają...
Gdy zaczynałam czytać Podróż "Wędrowca do Świtu", obiecałam sobie, że nie będę książce stawiać zbyt wysokiej poprzeczki, by się przypadkiem na niej nie zawieść. Jak się potem okazało, było to całkowicie zbędne.
Trzecia części, ku mojemu zaskoczeniu, dorównuje pierwszemu tomowi. Akcja jest niezwykle dynamiczna, dlatego też na tych 245 stronach zapisane jest bardzo dużo ciekawych, wciągających przygód. Nie wszystko idzie po myśli bohaterów, więc nie raz czytelnik (zwłaszcza młody) może sobie pozwolić na okrzyk zdumienia, bądź nawet strachu.
Wszystko rozgrywa się w większej mierze na oceanie. Osoby z chorobą morską nie muszą się niczego obawiać, bowiem rzadko spotyka się książkę, w której statek i jego załoga nie napotyka sztormu, a ta (na szczęście!) do tych wyjątków należy. Pochwalić autora należy też za oryginalne ukazanie świata podwodnego - owszem są tam istoty podobne do syren, ale np. za wierzchowce służą im ogromne konie morskie, a na polowania nie zabierają sokołów, a wielkie ryby.
Trzeci tom z tegoż cyklu bardzo miło mnie zaskoczył i zachęcił do zapoznania się z pozostałymi częściami. :)
opublikowane na http://magica-mundi.blogspot.com/
Po wielkim zawodzie na "Księciu Kaspianie" wzięłam się za czytanie trzeciej części z cyklu Opowieści z Narnii. Jak się coś zaczyna, to się to kończy. Wznowiłam więc moją przygodę z lewisowską twórczością i nie żałuję!
Tym razem mamy do czynienia z Edmundem, jego młodszą siostrą Łucją i ich nieznośnym kuzynem Eustachym. Trójka bohaterów przypadkiem trafia do Narnii, a...
Wszystko zaczęło się od pozornie banalnego rozkazu...
Król Kierów, niejaki Haffren, z powodu swojej ciężkiej i nieznanej choroby, rozkazuje pierwszemu dowódcy armii, by sprowadził do jego pałacu uzdrowicielkę o imieniu Lijanas. Dla Mordana - "Krwawego Wilka", to nic trudnego. Zakraść się do wrogiego królestwa, wykraść młodą, zdolną kobietę i siłą przyprowadzić ją na dwór królewski Kierów to dla niego bułka z masłem. Ale nawet on nie spodziewał się, że przysporzy mu to więcej problemów, niż mógłby przypuszczać...
Lijanas pochodzi z ludu Nivadów. Jest urodziwą, młodą, wrażliwą, ale przede wszystkim niezwykle odważną i...wygadaną kobietą. Podstępem zostaje porwana przez wrogów i zmuszona wraz z nimi podróżować. Sytuacja ta nie za bardzo się jej podoba, więc dlaczego miała by być posłuszna? Jej życie układało się przecież idealnie - niebawem miała zostać żoną księcia, wystarczyło tylko, że powie mu "TAK". Teraz, gdy wszystko zaczynało się walić, pozostało jej tylko jedno - zwiewać z powrotem do domu! Tylko jak?
Mordan to Kier, nazywany również "Krwawym Wilkiem" (ze względu na mord jaki szerzył wśród wrogich ludów), jest nieokrzesanym, upartym, zarozumiałym, aroganckim mężczyzną. Nie toleruje sprzeciwu, dlatego samo gadanie Lijanas go na początku irytuje, a czasami nawet doprowadza do szału. Pozorna warstwa to jednak nie wszystko...Mordan w głębi duszy zmaga się ze swoją przeszłością, nie potrafi wymazać sobie z pamięci wielu przykrych, upokarzających historii, które miały miejsce w przeszłości. Ze względu na to, kim się urodził, nie było my w życiu łatwo. Te fakty ukrywa jednak głęboko w sercu. Woli bowiem uchodzić za bezlitosną bestię, która budzi w ludziach strach i szacunek.
Tę dwójkę, tworząca z początku niezbyt zgraną i wręcz komiczną parę zaczyna powoli coś łączyć. Lijanas zauważa, że Mordan nie jest taki, jaki się na początku wydawał. Zaś Krwawy Wilk odkrywa, że jego "więzień" nie jest zwykła kobietą, nie tylko ze względu na jej charakter. To kim ta dwójka jest dla siebie, przechodzi ludzkie pojęcie. Ten fakt nawet Mordanowi mrozi krew w żyłach...
Lyyn Raven nie jest znaną w Polsce autorką, a uwierzcie mi zasługuje na uznanie. Sposób, w jaki kreuje książkowe postacie, tworzy nowy świat, klimat i akcję po prostu zachwyca. Bohaterowie mają przeróżne charaktery, jest więc w czym wybierać. Główna para, wokół której rozgrywa się cała akcja, szybko zyskuje sympatię czytelnika.
Kolejnym plusem jest to, że czytelnik ma możliwość poznać sposób myślenia kobiety i mężczyzny. Gdzieniegdzie pojawiają się fragmenty rozmów podrzędnych bohaterów, ale idealnie dopełniające historię.
Sam pomysł na fabułę jest rewelacyjny. Z początku wydaje się czytelnikowi, że będzie to historia o uzdrowicielce i wojowniku, którzy się w sobie zakochują, a potem nie widzą świata poza sobą.
Tutaj mamy małą niespodziankę. Wątek miłosny, nie jest wątkiem głównym, jedynie dodatkowo ubarwia całość. Zakończenie, jak dla mnie, nieprzewidywalne, trzymające w napięciu i bardzo, bardzo wzruszające.
Jedyny minus, to taki, że wszystko wydrukowane jest na białych, rażących w oczy kartkach. No i taki, że książka, mimo że ma ponad 500 stron, jest straaasznie ciężka!
To jednak mały pikuś. Rzadko bowiem spotykam powieści, które mają wszystko co trzeba, czyli: coś co mnie rozbawi do łez, coś co przyprawi mnie o dreszczyk, coś co mnie zaszokuje, coś co mnie wzruszy i coś co zapadnie mi na długo, długo w pamięć. Ta książka ma to wszystko, dlatego też trafia do grona moich ULUBIONYCH. Mam nadzieję, że pojawi się jej kontynuacja. Byłabym w siódmym niebie!
Polecam!
recenzja opublikowana na blogu http://www.magica-mundi.blogspot.com/
Wszystko zaczęło się od pozornie banalnego rozkazu...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKról Kierów, niejaki Haffren, z powodu swojej ciężkiej i nieznanej choroby, rozkazuje pierwszemu dowódcy armii, by sprowadził do jego pałacu uzdrowicielkę o imieniu Lijanas. Dla Mordana - "Krwawego Wilka", to nic trudnego. Zakraść się do wrogiego królestwa, wykraść młodą, zdolną kobietę i siłą przyprowadzić ją na dwór...