-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
„Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz.”
Quentin – dla przyjaciół Q – od zawsze podkochuje się w niesamowitej i zaskakującej Margo Roth Spiegelman. Gdy pewnego dnia dziewczyna pojawia się pod jego oknem i namawia go na przeżycie niepowtarzalnej i nielegalnej przygody, chłopak dołącza do niej. Następnego dnia Quentin dowiaduje się, że Margo zniknęła. Chłopak czuje, że tylko on może ją odnaleźć. Dziewczyna zostawia wskazówki, które mają pomóc mu odnaleźć do niej drogę.
Do książki zabierałam się dość długo. Miałam ją na swojej półce pół roku, ale dopiero ostatnio zmusiłam się, żeby ją zacząć. Jak już zaczęłam, to nie mogłam się oderwać, tak to z Greenem bywa…
Jak to w książkach Greena bywa, mamy lekko przynudzającego głównego bohatera, szalonego przyjaciela starającego się zdemoralizować tego pierwszego oraz wyjątkową dziewczynę, która bynajmniej nie jest aniołkiem. Ten schemat już znamy. Co sprawia, że mimo szablonowości nadal kochamy książki Johna Greena? Mimo wszystko, bohaterowie są inni niż w przeciętnych młodzieżówkach. Mają w sobie to „coś” i każdy posiada jakieś swoje dziwactwa. Weźmy taką Margo. Czyż nie jest trochę podobna do Alaski z „Szukając Alaski”? Pociągająca, ale nie idealna. Ma błysk w oku, ale mimo to widać, że jest przygnębiona. Pragnie odosobnienia i ucieczki. To historia sprawia, że jednak są innymi osobami. Margo z jednej strony polubiłam, z drugiej – denerwowała mnie. Rozumiem, chciała wyjechać, zniknąć. Tylko czy nie można było zrobić tego w innym sposób? Zachowała się nie fair w stosunku do swoich przyjaciół i rodziny. A Quentin, co tu dużo mówić. Ślepy na wszystko, próbował za wszelką cenę ją odnaleźć. Nie zastanawiał się nad tym, że zaraz egzaminy, koniec roku, studia. Naprawdę polubiłam przyjaciół Quentina. Radar i Ben to prawdziwie oddani kumple, którzy pomagali Q nawet w bezsensownym przeszukiwaniu opuszczonych osiedli.
„Chodzi mi o to, że w którymś momencie będziesz musiał przestać wpatrywać się w niebo, bo inaczej pewnego dnia spojrzysz z powrotem w dół i zorientujesz się, że ty także uleciałeś gdzieś w przestworza.”
Lubię książki Greena ze względu na to, że są to pojedyncze tomy, nie serie. Zaczynam książkę i kończąc ją, kończę daną historię. Czasami zastanawiam się, co by znalazło się w kontynuacji takiej powieści, ale zawsze dochodzę do wniosku, że dobrym posunięciem było pozostawienie lekkiego niedosytu czytelnikowi. Jeśli chodzi o styl autora, to już wypowiadałam się na jego temat w recenzjach innych książek. Powiem tylko tyle, że uwielbiam sposób w jaki pisze. Humor bohaterów i ich niezwykłe pomysły to wszystko dzięki niemu.
Książka porusza wiele tematów. Jest tu prawdziwa przyjaźń, ale też i ta fałszywa. Miłość, marzenia i dążenie do ich spełnienia. Tak jak w każdej książce Greena, pięknych cytatów i sentencji jest tak wiele, że brakuje miejsca do zostawiania karteczek w książce. Sama się o tym przekonałam. Poruszane poważne tematy pomieszane z humorem charakterystycznym dla nastolatków. Zazwyczaj nie wychodzi to dobrze, chyba, że jest się Johnem Greenem – wtedy wszystko jest możliwe.
Podsumowując. „Papierowe Miasta” to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli Hazel i Gusa. Nie będzie to to samo, ale mimo wszystko nie zawiedziecie się. Historia Quentina to mieszanka literatury młodzieżowej z wątkami detektywistycznymi. Bohaterowie są mocną stroną tej książki, ale same wydarzenia wciągają i nie pozwolą Ci się oderwać od lektury nawet na minutę. Chcesz rozwiązać zagadkę Margo? Dołącz do Quentina i zobacz jaka jest tajemnica papierowych miast!
„Pamiętaj, że czasami nasze wyobrażenie drugiej osoby niewiele ma wspólnego z tym, kim ona naprawdę jest".
„Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz.”
Quentin – dla przyjaciół Q – od zawsze podkochuje się w niesamowitej i zaskakującej Margo Roth Spiegelman. Gdy pewnego dnia dziewczyna pojawia się pod jego oknem i namawia go na przeżycie niepowtarzalnej i nielegalnej przygody, chłopak dołącza do niej. Następnego dnia Quentin dowiaduje się, że Margo zniknęła....
„– Dlaczego Hellheaven? Dlaczego akurat ta nazwa?
– Bo to miejsce, gdzie spotykają się piekło i niebo – mówi ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko przed sobą. – Dwaj odwieczni wrogowie.”
Czym młoda, polska autorka może zaskoczyć? Naprawdę trudno jest się teraz wybić, szczególnie debiutantom. Jednak niektórym to się udaje i zawsze podziwiam ich za wytrwałość. Gdy po raz pierwszy otrzymałam wiadomość o tej książce i przeczytałam opis pomyślałam, że może być to coś mało oryginalnego, ale intrygującego. Okładka sprawiła, że poczułam lekki dreszczyk, bo czyż nie wygląda wspaniale? Dopiero potem dowiedziałam się kim jest autorka (na początku nawet nie wiedziałam, że to Polka, ah te wydawanie książek pod pseudonimem), a teraz siedzę przed komputerem i piszę dla was recenzję książki, którą pochłonęłam w kilka godzin.
Życie Camille ulega drastycznej zmianie, gdy rodzice wysyłają ją do szkoły z internatem. Koniec z pogaduszkami o chłopcach do samego rana z najlepszą przyjaciółką, koniec nieodpowiedniego ubioru, wszystko się zmienia. Camille dowiaduje się, że jej nowa szkoła – Hellheaven – nie jest zwyczajna. Elitarna placówka, w której uczy się po dwóch uczniów z każdego kraju, nawet nie wygląda normalnie. Ale czy wszystko to, co powiedzieli Camille jest prawdą? Może szkoła ukrywa jakąś tajemnicę?
Zaczyna się niepozornie, tak jak przeciętny paranormal. Później już czuć emocje, a raczej powinno się je czuć. Miałam z początku problem z wciągnięciem się w tę książkę. Przy pierwszych pięćdziesięciu stronach zwracałam dużo uwagi na styl, który trochę mi przeszkadzał. Widać, że autorka pisząc książkę była bardzo młoda, ale czyż to nie idzie na plus dla niej, że spróbowała swoich sił pomimo młodego wieku? Mniej więcej w połowie przestałam zwracać uwagę na styl. Fabuła coraz bardziej wciągała, a wydarzenia… cóż, nie mogłam się oderwać od książki. Już myślałam, że znam zagadkę Hellheaven, a tu nagle okazuje się, że to zupełnie co innego. I bardzo dobrze, bo pierwsza wersja, którą przedstawili bohaterowie była bardzo naciągana i bohaterka musiałaby być kompletną idiotką, żeby się na to nabrać. Ostatecznie poznajemy nowe rasy i nowy świat. Żałuję, że autorka nie przekazała wszystkich szczegółów o Eldaretach i Villianach. Jest o nich zbyt mało jak na jeszcze dotąd nieznane rasy. Zaciekawiło mnie to, że mają swoje państwo, niewidoczne dla zwykłych ludzi. Może autorka inspirowała się seriami Cassandry Clare, w końcu tam mamy Idris. Niestety nie da się być do końca oryginalnym, gdy każdego dnia pojawia się kilkadziesiąt nowych książek. Więcej historii czy opisów Eldaretów i Villianów sprawiłaby, że czytelnik mógłby sobie lepiej to wszystko wyobrazić. Ja osobiście widziałam wszystko tak trochę przez mgłę.
„– Metka przy bluzce cię gryzła, aż ci skóra zczerwienia…
– Więc postanowiłeś przy okazji ściągnąć też ze mnie całą resztę?”
W wielu momentach historia się nie klei. Widać, że autorka zaczęła jakiś wątek i chciała z niego przejść w inny, ale niestety się nie udawało. Wiele rzeczy zostało niewyjaśnionych. Poza tym nie wszystko tworzy spójną całość. Czasami widać zamieszanie w procesie tworzenia autorki. Całkiem ciekawym dodatkiem do fabuły był motyw koszmarów Camille. Niestety nadal nie wiem, dlaczego ją prześladowały i jaki był ich cel. Może autorka chciała, żebyśmy puścili wodze fantazji?
Jak recenzja to i trochę o bohaterach musi być. Tutaj akurat nie mam prawie żadnych zastrzeżeń. Maxa, jednego z głównych bohaterów, szczerze polubiłam. Skąd ja znam ten typ chłopaka, który z jednej strony jest troskliwy a z drugiej jest draniem. Uwielbiam jego rozmowy z główną bohaterką i jego sposób bycia. Jeśli chodzi o Camille to muszę powiedzieć, że nie wzbudziła u mnie negatywnych emocji, tak jak to robi większość głównych, kobiecych charakterów. Jest zadziorna, co mi się w niej najbardziej spodobało. Mogłabym tu wymienić jeszcze kilkunastu bohaterów, z którymi miło spędziłam czas czytając książkę, ale musiałabym zdradzić wtedy więcej fabuły, a chcę żeby tajemnica Hellheaven pozostała tajemnicą.
Podsumowując. „Hellheaven” nie jest książką odpowiednią dla czytelników przyzwyczajonych do prawdziwej fantastyki i doświadczonych pisarzy. Jest to lekka lektura, którą można przeczytać siedząc wieczorem na fotelu z kubkiem herbaty. Cała historia nie należy do najoryginalniejszych, ale jest wiele ciekawych motywów, z którymi warto się zapoznać. Niewymagającym czytelnikom spodoba się nowy świat stworzony przez autorkę, ale zapewne tak jak ja będą snuć domysły, co mogłoby się zdarzyć po zakończeniu książki, a jest ono całkiem niespodziewane.
„Świat bez kłopotów wyglądałby pięknie, ale mam wrażenie, że też za idealnie. Bo jak mielibyśmy wtedy odróżnić dobro od zła?”
„– Dlaczego Hellheaven? Dlaczego akurat ta nazwa?
więcej Pokaż mimo to– Bo to miejsce, gdzie spotykają się piekło i niebo – mówi ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko przed sobą. – Dwaj odwieczni wrogowie.”
Czym młoda, polska autorka może zaskoczyć? Naprawdę trudno jest się teraz wybić, szczególnie debiutantom. Jednak niektórym to się udaje i zawsze podziwiam ich za wytrwałość. Gdy po raz...