-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
-
Artykuły„Dwie splecione korony”: mroczna baśń Rachel GilligSonia Miniewicz1
-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-05-15
2024-04-27
Najpierw był barter, potem ludzie wynaleźli pieniądze - monety, potem monety zostały zastąpione przez banknoty, a w końcu pieniądz wirtualny... No, tyle że to nieprawda.
Genialna książka podważająca powszechnie funkcjonujące mity i półprawdy na temat ekonomii, roli pieniądza, a także kapitalizmu, uważanego przez wielu za system "najlepszy z możliwych". Uwielbiam ludzi, którzy nie boją się iść pod prąd i przypominają nam, że to MY kształtujemy naszą rzeczywistość, a wszystko, co nie jest prawem fizyki, a kiedyś wymyślił człowiek - można zmienić.
Najpierw był barter, potem ludzie wynaleźli pieniądze - monety, potem monety zostały zastąpione przez banknoty, a w końcu pieniądz wirtualny... No, tyle że to nieprawda.
Genialna książka podważająca powszechnie funkcjonujące mity i półprawdy na temat ekonomii, roli pieniądza, a także kapitalizmu, uważanego przez wielu za system "najlepszy z możliwych". Uwielbiam ludzi,...
2024-04-10
Kolejna już książka tego autora - tym razem Lamża stara się przybliżyć kilka najważniejszych trendów we współczesnej nauce (jak sam przyznaje pomysłów jest tyle, że to istny zawrót głowy): robotykę, inteligentny świat skrojony pod nasze potrzeby, świat danych, medycynę jutra oraz umysł „podkręcony” technologicznie. Lamża pisze nie tylko o tym, co tu i teraz (czyli w 2021r.), ale przede wszystkim wyjaśnia podstawy działania wielu metod i technologii. A to dlatego, że jest świadomy szybkiego postępu i tego, że treści dot. pomysłów i wynalazków szybko się starzeją. Nie dotyczy to jednak założeń, stojących u podstaw tych wynalazków. Tak więc książka ma służyć jako „podręcznik przyszłych technologii”. Jest więc o uczeniu maszynowym, edycji genomu, druku 3D, inżynierii tkankowej i wielu innych. Dla mnie i tak najciekawszy był rozdział o danych, w którym Lamża w naprawdę łopatologiczny sposób wyjaśnia jak wiele z naszych danych jest obecnie zbierane, kiedy my beztrosko korzystamy z internetu i telefonu.
Kolejna już książka tego autora - tym razem Lamża stara się przybliżyć kilka najważniejszych trendów we współczesnej nauce (jak sam przyznaje pomysłów jest tyle, że to istny zawrót głowy): robotykę, inteligentny świat skrojony pod nasze potrzeby, świat danych, medycynę jutra oraz umysł „podkręcony” technologicznie. Lamża pisze nie tylko o tym, co tu i teraz (czyli w...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-23
Rozmowy z bardzo mądrymi ludźmi, to szanuję. Poszerzające horyzonty, to na pewno. Problematyka jest trudna i nie wyobrażam sobie, że można to sobie przyswoić w formie podcastu. Aczkolwiek przyznaję, że nie wszystko było dla mnie ciekawe. Pierwsze trzy rozdziały, traktujące o świadomości w ujęciu fenomenologicznym, ontologicznym, ect. to dla mnie kompletna abstrakcja (nie będę też udawać, że wszystko z tego zrozumiałam). Nigdy nie lubiłam filozofii, uważam, że to takie dywagacje, niezbyt użyteczne, chyba że w grę wejdą tu praktyczne problemy, związane z rozwojem sztucznej inteligencji, o czym zresztą Harris dużo mówi. Coś, co dla wielu nadal jest problemem zbyt odległym, by się tym zajmować - natomiast z rozmów Harrisa wynika, że wcale nie… Dla mnie najciekawsze były rozmowy o konkretach: ze Snyderem, Sapolskim, Kahnemanem, także z osobami zajmującymi się właśnie AI. Za poważne niedopatrzenie uważam jednak brak kobiet w tym szacownym gronie - umówmy się, mamy XXI wiek, wśród naukowców i mądrych ludzi jest wiele kobiet i wypadałoby, by mężczyźni wreszcie to zauważyli, a nie debatowali w "ściśle męskim gronie", jak prezydent Katowic, i nadal urządzali sami ten świat.
Rozmowy z bardzo mądrymi ludźmi, to szanuję. Poszerzające horyzonty, to na pewno. Problematyka jest trudna i nie wyobrażam sobie, że można to sobie przyswoić w formie podcastu. Aczkolwiek przyznaję, że nie wszystko było dla mnie ciekawe. Pierwsze trzy rozdziały, traktujące o świadomości w ujęciu fenomenologicznym, ontologicznym, ect. to dla mnie kompletna abstrakcja (nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-15
Ja chyba czytałam inną książkę, niż pozostali recenzenci piszący o tym, że książka ta jest napisana "przystępnym językiem". Pani Podgórska na pewno wiedzę ma, ale to nie jest książka popularnonaukowa, tylko podręcznik do biologii. Książka jest tak naszpikowana terminami biologicznymi/biochemicznymi i medycznymi, że po prostu nie nadaje się do czytania dla przyjemności. Dla poparcia losowy fragment z losowo wybranej strony:
"Synteza acetylocholiny polega na reakcji pomiędzy acetylokoenzymem A (CoA), który tworzy się w mitochondriach z pirogronianu (a ten w procesie glikolizy, czyli przemian glukozy), oraz choliną (...), a cały proces może się odbywać dzięki działaniu enzymu – transferazy acetylocholinowej. Wspominam o tym, ponieważ, podobnie jak w przypadku serotoniny i dopaminy, źródła pokarmowe mają tutaj kluczowe znaczenie. A ściślej – wspomniana cholina, która daje początek acetylocholinie."
"Proces powstawania GABA właśnie z glutaminianu odbywa się w astrocytach (...). A wspomniana przemiana zachodzi dzięki działaniu specjalnego enzymu, tzw. dekarboksylazy kwasu glutaminowego (w skrócie GAD). Do jego prawidłowego działania absolutnie niezbędna jest witamina B6. Jeśli organizm boryka się z jej niedoborem, powstawanie GABA (a zatem hamowanie układu nerwowego) nie może mieć miejsca. Kofaktorami tej reakcji są też tauryna i arginina aminokwasy, których dostępność również decyduje o tym, czy zajdzie ten proces."
Przeczytałam, ale co z tego spamiętam, nie będąc medykiem? A i tak nie jestem kompletnym laikiem w temacie. Wnioski wyciągnęłam dwa: że umysł ludzki (a tak naprawdę to cały organizm) jest tak skomplikowanym tworem, z taką ilością współzależności i rzeczy, które mogą się popsuć, że w przypadku wielu dolegliwości niemożliwością jest ich zdiagnozowanie (mimo tego, że wydaje się nam, iż mamy zaawansowaną medycynę). Jeden objaw może być spowodowany przez wiele różnych chorób.
Po drugie, do Alzheimera może przyczyniać się w zasadzie wszystko: od stresu, złej diety, przez różne choroby towarzyszące, jak insulinoodporność, a skończywszy na złym stanie uzębienia, a nawet braku zębów! To samo z depresją. W takich okolicznościach cud, że w ogóle ktokolwiek jest zdrowy. A tak w ogóle mamy przesrane. Fajnie pisać takie książki, ale mam poczucie, że naukowcy żyją w jakiejś bańce i promują utopię, jeśli wydaje im się, że ludzie mogą jeść "tłuste ryby morskie" każdego dnia. W ogóle, nie ma w tej książce niczego na temat toksyczności naszego środowiska, wynikającej z tego, że ludzie zanieczyszczają planetę - powietrze, wodę, glebę - a potem to wszystko wchłaniają. Przecież to ma kolosalny wpływ na nasze zdrowie, w dodatku taki, na który człowiek jako indywidualna jednostka, ma znikomy wpływ. Co tylko potęguje poczucie bezsilności. Tymczasem ten temat u pani Podgórskiej nie istnieje - jakby jedzenie ryb i ruch mogły załatwić sprawę. Coś takiego mnie wkurza, tak jak wmawianie ludziom, że mają wybór w tej kwestii.
Ja chyba czytałam inną książkę, niż pozostali recenzenci piszący o tym, że książka ta jest napisana "przystępnym językiem". Pani Podgórska na pewno wiedzę ma, ale to nie jest książka popularnonaukowa, tylko podręcznik do biologii. Książka jest tak naszpikowana terminami biologicznymi/biochemicznymi i medycznymi, że po prostu nie nadaje się do czytania dla przyjemności. Dla...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-21
Książka w przystępnym stylu opisująca podstawy działania sztucznej inteligencji (nie z czysto informatycznego punktu widzenia) oraz naszą przyszłość - jak to się może potoczyć. Wizje te zwykłemu człowiekowi zakrawają na fantastykę, jednak naukowcy poważnie nad nimi debatują, więc warto otworzyć umysł. Zwłaszcza, że ostatnie miesiące to eksplozja wyników prac nad sztuczną inteligencją. Wątpliwości może wzbudzać zachwyt autora nad Elonem Muskiem, któremu, jak wiadomo - ufać nie można.
Książka w przystępnym stylu opisująca podstawy działania sztucznej inteligencji (nie z czysto informatycznego punktu widzenia) oraz naszą przyszłość - jak to się może potoczyć. Wizje te zwykłemu człowiekowi zakrawają na fantastykę, jednak naukowcy poważnie nad nimi debatują, więc warto otworzyć umysł. Zwłaszcza, że ostatnie miesiące to eksplozja wyników prac nad sztuczną...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-14
Historia wegetarianizmu (i weganizmu) z wieloma ciekawymi spostrzeżeniami (dlaczego ze swoich wyborów żywieniowych mają się tłumaczyć ci, którzy nie jedzą mięsa, a nie ci, którzy je jedzą, przyczyniając się tym samym do cierpienia zwierząt i zabijania planety?), ale przyznaję, że im bliżej końca, tym książka była dla mnie mniej ciekawa.
Historia wegetarianizmu (i weganizmu) z wieloma ciekawymi spostrzeżeniami (dlaczego ze swoich wyborów żywieniowych mają się tłumaczyć ci, którzy nie jedzą mięsa, a nie ci, którzy je jedzą, przyczyniając się tym samym do cierpienia zwierząt i zabijania planety?), ale przyznaję, że im bliżej końca, tym książka była dla mnie mniej ciekawa.
Pokaż mimo to2020-06-20
Odżywianie się oraz zmiany w tym zakresie, jakie zachodzą we współczesnych społeczeństwach to temat rzeka. Tym niemniej ta książka jest takim kompendium wiedzy na ten temat: autorka ukazuje przekrojowo główne problemy i paradoksy, z jakimi się mierzymy. Jest tu o ogromnej rewolucji w odżywianiu, jaką obecnie przechodzimy. Ale i o modnych dietach i trendach (komosa ryżowa!), o supermarketach, o jedzeniu w restauracjach, a także o gotowaniu. Nie dowiemy się z niej, dlaczego olej kokosowy jest zdrowy (lub też nie), ale dowiemy się, dlaczego stał się taki popularny... Jest tu sporo naprawdę ciekawych i wartościowych informacji, co więcej będących jak najbardziej aktualnych, bo to świeża publikacja. Po przeczytaniu tej książki czytelnik jakby zaczyna się bardziej zastanawiać nad tym, co kładzie na swój talerz, choć aby pogłębić swoją wiedzę dotyczącą konkretnych produktów, czy diet, będzie musiał sięgnąć po inne pozycje. To nie jest poradnik, a autorka nie mówi nam co jeść, ani jak żyć. Książka jest niesamowicie ciekawa, gdyż porusza zagadnienia, które dotyczą bez wyjątku każdego z nas, a poza tym jest napisana w bardzo przystępny sposób. Za jej wadę uważam to, że jest napisana stylem na „amerykańskiego psychologa”, tzn. autorka każdą informację ma zwyczaj kilkakrotnie powtarzać – pisze to samo, tylko w ciut inny sposób.
Odżywianie się oraz zmiany w tym zakresie, jakie zachodzą we współczesnych społeczeństwach to temat rzeka. Tym niemniej ta książka jest takim kompendium wiedzy na ten temat: autorka ukazuje przekrojowo główne problemy i paradoksy, z jakimi się mierzymy. Jest tu o ogromnej rewolucji w odżywianiu, jaką obecnie przechodzimy. Ale i o modnych dietach i trendach (komosa ryżowa!),...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-12
Jak zwykle opis książki to tylko półprawda. A to dlatego, że poza demaskowaniem modnych diet i dziwnych poglądów na odżywianie się, autor równie wiele miejsca poświęca wyjaśnianiu metody naukowej, tego, jak myślimy i dlaczego pseudonauka tak się rozprzestrzenia. Warner odnosi się tu często do twierdzeń Kahnemana - i aż prosiłoby się tu o jakieś odnośniki do źródeł. Tych jest jednak stosunkowo mało, co można autorowi zarzucić. Bowiem paradoksem jest to, że wyśmiewa on domorosłych ekspertów od żywienia, wszelakich blogerów i naturopatów, a przecież sam rozprawia z powodzeniem o rzeczach, do których nie ma kompetencji. Kucharz piszący o psychologii? Po raz kolejny już (w kolejnej książce) czytam o tym, jak współcześnie kontestujemy wiedzę ekspercką, ponieważ wszyscy jesteśmy przekonani o swoich racjach, nabytych dzięki wujkowi Google, co jest prawdą, aczkolwiek (z braku źródeł i danych na poparcie twierdzeń, które prezentuje) mam wątpliwość, czy autor nie podąża tą samą drogą. Na pewno jednak in plus tej pozycji jest to, że Warner nawołuje właśnie do rozsądku, do zwróceniu się ku nauce i nieuleganiu pierwotnym instynktom, każącym nam szukać szybkich i prostych rozwiązań - bo takie na ogół w świecie nauki nie istnieją. A już zwłaszcza jeśli chodzi o odżywianie, które jest kwestią bardzo skomplikowaną. Jeśli chodzi o samą wiedzę nt. pseudodiet, to ta publikacja jest przeznaczona raczej dla osób początkujących w temacie, może stanowić początek pogłębiania swojej wiedzy na ten temat. Aha, i ta książka na pewno nie jest śmieszna (może poza fragmentami z Gwyneth Paltrow), ani też obsceniczna.
Jak zwykle opis książki to tylko półprawda. A to dlatego, że poza demaskowaniem modnych diet i dziwnych poglądów na odżywianie się, autor równie wiele miejsca poświęca wyjaśnianiu metody naukowej, tego, jak myślimy i dlaczego pseudonauka tak się rozprzestrzenia. Warner odnosi się tu często do twierdzeń Kahnemana - i aż prosiłoby się tu o jakieś odnośniki do źródeł. Tych...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-29
To jest piekielnie dobra książka, rzetelna i wszechstronna – wszystko jest poparte twardymi danymi, sama bibliografia liczy sobie 30 stron. Mnookin omawia zarówno kwestie medyczne, jak i zjawiska psychologiczne i socjologiczne, jakie sprawiły, że ruch antyszczepionkowy tak się rozrósł. Jest tutaj bardzo dużo przykładów i FAKTÓW, zarówno poszczególnych przypadków, jak i odniesień do organizacji antyszczepionkowych, ich sposobów argumentowania i prób walki z systemem. Autor odnosi się tu do całokształtu zjawiska, rozpoczynając swoją opowieść od czasów, gdy szczepionki wynaleziono, a kończąc w dzisiejszej erze mediów społecznościowych, kiedy górę nad rozumem biorą emocje.
To jest piekielnie dobra książka, rzetelna i wszechstronna – wszystko jest poparte twardymi danymi, sama bibliografia liczy sobie 30 stron. Mnookin omawia zarówno kwestie medyczne, jak i zjawiska psychologiczne i socjologiczne, jakie sprawiły, że ruch antyszczepionkowy tak się rozrósł. Jest tutaj bardzo dużo przykładów i FAKTÓW, zarówno poszczególnych przypadków, jak i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-12
Dziwna sprawa z tą książką, bowiem na świeżo po jej ukończeniu miałam wrażenie, że nie jestem w stanie napisać o niej niczego sensownego. Owszem, czytało mi się ją w miarę przyjemnie i przyznaję, że jest ona pełna interesujących faktów dotyczących rozwoju ludzkości, ale w gdzieś tak w połowie zaczęłam być nią zmęczona, bo miałam wrażenie, że autor trochę bije pianę.
Nie jest to książka historyczna sensu stricte, z okresami i datami. Harari prezentuje o wiele szersze, przeglądowe i kontekstualne ujęcie ludzkich dziejów, kwestionując przy tym niektóre klasyczne teorie i przedstawiając własną dotyczącą tego, dlaczego akurat gatunek ludzki, z wszystkich gatunków na ziemi, zdołał odnieść taki sukces. Dyskutować możemy oczywiście z wizjami Harariego dotyczącymi naszej przyszłości – tu należy odesłać do Homo Deus (w której znajdziemy rozwinięcie tych myśli, chociaż też sporo powtórzeń z Sapiens).
Warto zwrócić uwagę na te fragmenty, gdzie autor odnosi się do faktu, że sukces człowieka oznaczał nieszczęście dla innych gatunków, i że cały ten postęp ma charakter wybitnie antropocentryczny.
Dziwna sprawa z tą książką, bowiem na świeżo po jej ukończeniu miałam wrażenie, że nie jestem w stanie napisać o niej niczego sensownego. Owszem, czytało mi się ją w miarę przyjemnie i przyznaję, że jest ona pełna interesujących faktów dotyczących rozwoju ludzkości, ale w gdzieś tak w połowie zaczęłam być nią zmęczona, bo miałam wrażenie, że autor trochę bije pianę.
Nie...
2021-03-16
Z książki tej powzięłam mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo informacji na temat snu, o których nie miałam pojęcia, w tym jego znaczenia dla naszego zdrowia i higieny psychicznej. Z niejakim przerażeniem odbieram teraz podejmowane przez co poniektórych próby skracania snu, w imię większej "produktywności". Z typową dla rodzaju ludzkiego pychą wydaje się nam znowu, że jesteśmy mądrzejsi od Matki Natury i możemy dowolnie manipulować tym, co ona wypracowała. Ale też mam pretensje do autora, że za bardzo straszy. I to już od pierwszej strony – wylicza choroby, na jakie możemy zapaść w efekcie niedosypiania, stosuje bardziej metodę kija, niż marchewki. A przecież nawet gdy dbamy o to, by się wysypiać, to każdemu z nas zdarza się od czasu gorsza noc, kiedy przewracamy się z boku na bok i nie możemy zasnąć. Od teraz tego typu zjawiska będą budzić we mnie nie tylko irytację, ale i poważne zaniepokojenie skutkami, jakie mogą za sobą nieść. Chciałabym jakoś jeszcze zweryfikować te informacje, bo zastanawiam się, czy autor nie przesadza i nie demonizuje - mimo wszystko. Nie wydaje mi się, by wszystkie problemy świata były spowodowane niewyspaniem, choć niewątpliwie ludzie znaczenie snu lekceważą.
Z książki tej powzięłam mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo informacji na temat snu, o których nie miałam pojęcia, w tym jego znaczenia dla naszego zdrowia i higieny psychicznej. Z niejakim przerażeniem odbieram teraz podejmowane przez co poniektórych próby skracania snu, w imię większej "produktywności". Z typową dla rodzaju ludzkiego pychą wydaje się nam znowu, że jesteśmy...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-27
Czytałam tę książkę z rosnącą ciekawością, ale i oczywiście rosnącym w….em. Jest tu wiele zdań, które chciałabym zacytować. Masa przykładów na to, że świat jest urządzony przez mężczyzn i DLA mężczyzn, jest porażająca. Wykluczamy kobiety, bo prawa połowy ludzkości świata postrzegamy jako interes mniejszości. To mężczyzna jest normą, kobieta jest odchyleniem od normy. Przykłady tego widać we wszystkich dziedzinach życia. Znane powiedzenie powinno brzmieć: kobiety, dzieci i ryby głosu nie mają. Paradoksalnie kobiety są niewidzialne gdy w grę wchodzą ich potrzeby, ale widzialne aż nadto – kiedy ich ciała są traktowane jako pałac uciech dla mężczyzn.
Oczywiście nie jest to nic nowego, kobiety, ich wartości, dążenia i punkt widzenia zawsze były mniej ważne, tym niemniej wydawałoby się, że w XXI wieku nie powinno być to aż tak wyraźne. Tymczasem widać, że owa równość szans jest tylko teoretyczna, a w praktyce jeszcze tak wiele jest do zrobienia. Neutralność płciowa nie jest synonimem równouprawnienia, często jest wręcz przeciwnie. Póki co chyba tylko przemysł kosmetyczny przejął się zróżnicowanymi potrzebami kobiet i mężczyzn, wciskając nam różne kremy specjalnie dostosowane nie tylko do płci, wieku, ale nawet okoliczności… W tej książce autorka nie pisze jednak o urodzie, albo o innych tzw. "pierdołach", tylko o poważnych kwestiach, takich jak polityka, zdrowie, bezpieczeństwo, czy życie zawodowe. Nie widzę tu problemów, które mogłyby śmieszyć. Molestowanie seksualne? Niższe pensje? A może nieodpłatna praca kobiet, której nikt nie docenia (ani finansowo, ani nawet mentalnie)? O tym, co jest ważne, a co nie decydują nadal głównie mężczyźni, bo to oni są głównie u władzy. O kobiecych sprawach także – bez pytania kobiet o zdanie. Prawa kobiet? Jakie prawa kobiet, są ważniejsze sprawy. Perez nazywa to luką w danych. Mamy wiele tego przykładów i z naszego własnego podwórka, a myślenie, że w Polsce i tak mamy lepiej, niż np. w Afryce i kobiety powinny się z tego cieszyć, jest typowym przykładem owego mansplainingu.
Czytałam tę książkę z rosnącą ciekawością, ale i oczywiście rosnącym w….em. Jest tu wiele zdań, które chciałabym zacytować. Masa przykładów na to, że świat jest urządzony przez mężczyzn i DLA mężczyzn, jest porażająca. Wykluczamy kobiety, bo prawa połowy ludzkości świata postrzegamy jako interes mniejszości. To mężczyzna jest normą, kobieta jest odchyleniem od normy....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-21
Spodziewałam się, że w tej książce poczytam o tych aspektach naszego życia, o których nie myślimy, a które też powodują, że nasz ślad węglowy rośnie. Ale mam z nią problem. Bo zdaję sobie sprawę, że na te tematy należy mówić, że świadomość ekologiczna społeczeństwa jest bardzo mała i w związku z tym nieodpowiedzialnie byłoby nisko oceniać jakąkolwiek publikację na ten temat i tym samym zniechęcać do jej przeczytania. Niezależnie od tego, czy jest kiepsko napisana, zawsze można z niej wyciągnąć jakieś informacje. I to jest przypadek Ukrytej konsumpcji. Bo autorka pisze o powyższych kwestiach w taki sposób, że czytelnik – nawet tak żywotnie zainteresowany tematem, jak ja – szybko traci zainteresowanie. Tematyka potraktowana jest w sposób odgórny, to znaczy autorka opisuje dany problem wychodząc od jego źródeł – czy to producentów energii, żywności, czy ubrań. Pozycja jest przeładowana danymi, z których dla pojedynczego człowieka niewiele wynika, bo rzadko schodzimy na poziom konsumencki. Skalę opisywanych zjawisk trudno sobie wyobrazić, bo człowiek ma problem z dużymi liczbami. Wiele do życzenia pozostawia styl: wielokrotnie złożone zdania, niepotrzebne dygresje. Denerwuje też opisywanie wszystko prawie wyłącznie z perspektywy USA, jakby na Ameryce świat się kończył.
Tak naprawdę jest to książka o tym, jak działa współczesny świat i jak bardzo jest zanieczyszczony, a nie o indywidualnej konsumpcji, na którą mamy wpływ. To nie jest poradnik! Brakuje konkluzji, jakichś jasnych wytycznych, wniosków, zarówno dla polityków, jak i pojedynczego człowieka. Tak, wiem, że temat jest skomplikowany, co zresztą widać w tej książce. Tylko zastanawiałam się, w takiej sytuacji, po co ona została napisana. Na pewno podnosi świadomość, ale też w obliczu przytoczonych faktów czujemy się tak bardzo bezradni. Mamy poczucie, że dokumentnie spieprzyliśmy świat i tego się już nie da naprawić. Być może najtrafniejszy jest rozdział ostatni z podsumowaniem, które trochę złagodziło moje rozdrażnienie tą pozycją. W końcu to nie wina autorki, że tak to wszystko wygląda...
Spodziewałam się, że w tej książce poczytam o tych aspektach naszego życia, o których nie myślimy, a które też powodują, że nasz ślad węglowy rośnie. Ale mam z nią problem. Bo zdaję sobie sprawę, że na te tematy należy mówić, że świadomość ekologiczna społeczeństwa jest bardzo mała i w związku z tym nieodpowiedzialnie byłoby nisko oceniać jakąkolwiek publikację na ten temat...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-02-12
Praw natury nie da się przeskoczyć: populacja, która wyczerpie wszystkie zasoby – ginie. Ludzie nie są wyjątkiem od tej reguły, a jako, że jesteśmy istotami myślącymi, powinniśmy mieć tego świadomość. Dlatego przestrogi przed katastrofą demograficzną pojawiały się już kilkaset lat temu, ale - jak wiemy – póki co do niej nie doszło. Ludzie zawsze znajdowali jakieś sposoby, by sobie z tym poradzić i Warner wychodzi z założenia, że i tym razem tak będzie, aczkolwiek prosto nie będzie, dotarliśmy już bowiem w pewnym sensie do ściany. Autor pokazuje wiele problemów, na jakie napotyka współczesny przemysł żywnościowy, nie zapominając o tym, że to właśnie on przyczynia się w dużej mierze do dewastacji naszej planety.
Jeśli interesujecie się ekologią, być może wiele zagadnień poruszanych w "Jak nakarmić świat" wyda się wam znanych. Zaletą Warnera jest ciekawe ujęcie treści, takie, że o dość trudnych przecież tematach czyta się z wypiekami na twarzy. Naświetla on problemy z różnych stron, nie opowiadając się tak naprawdę po żadnej, a więc nie ma się wrażenia, że mamy do czynienia z jakimś nawiedzonym aktywistą, lansującym jedynie słuszne idee. Przy czym nie brakuje tu opinii naukowców, czy powoływania się na dane, ale wszystko w rozsądnych, zrównoważonych dawkach, niczym prawdziwie zbilansowana dieta. Warner obala też popularne mity dot. odżywiania się, np. żywności naturalnej, lokalnej, czy GMO. Na pewno pokazuje to, że cała ta materia jest bardzo złożona i że proste rozwiązania tu nie istnieją.
Praw natury nie da się przeskoczyć: populacja, która wyczerpie wszystkie zasoby – ginie. Ludzie nie są wyjątkiem od tej reguły, a jako, że jesteśmy istotami myślącymi, powinniśmy mieć tego świadomość. Dlatego przestrogi przed katastrofą demograficzną pojawiały się już kilkaset lat temu, ale - jak wiemy – póki co do niej nie doszło. Ludzie zawsze znajdowali jakieś sposoby,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-14
Bez wątpienia jest to trudna lektura, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest ekonomistą. Autor bowiem żongluje liczbami, wzorami matematycznymi i czysto ekonomicznymi pojęciami - osobiście brakowało mi tu szerszej perspektywy, gdyż nie tylko czynniki ekonomiczne mają wpływ na procesy bogacenia się, czy też ubożenia ludności. Na drugim biegunie było trochę kuriozalne powoływanie się na XIX-wieczną literaturę, by zobrazować poziom zamożności burżuazji w tamtych czasach. Miałam też poczucie, że to wszystko można by opowiedzieć w znacznie bardziej zwięzły sposób, bo autor wielokrotnie się powtarza. Jeśli jednak ktoś przezwycięży te trudności, to ma okazję, by przemeblować sobie trochę obraz świata i odejść od naiwnej wiary w kapitalizm i samoregulację rynków (co skądinąd jest ideą XVIII-wieczną). Piketty bynajmniej nie postuluje zniesienia prywatnej właśności, ani zamiany kapitalizmu na jakiś inny system (w domyśle komunizm XD), więc nie ma co histeryzować. Jednak każdy myślący człowiek, chyba przyzna rację, że jest coś nie tak ze światem, w którym większość bogactwa należy do małej garstki osób, a znakomita większość reszty nie ma nic. A do tego powoli zmierzamy. Historia pokazuje, że tego typu rozwarstwienia kończą się rewolucją. I to rewolucje i wojny prowadzą do "śmierci cywilizacji", a nie wyższe podatki.
Bez wątpienia jest to trudna lektura, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest ekonomistą. Autor bowiem żongluje liczbami, wzorami matematycznymi i czysto ekonomicznymi pojęciami - osobiście brakowało mi tu szerszej perspektywy, gdyż nie tylko czynniki ekonomiczne mają wpływ na procesy bogacenia się, czy też ubożenia ludności. Na drugim biegunie było trochę kuriozalne powoływanie się...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-04-18
Jason Hickel opowiada o tym, jak z ludzi zrobiono de facto niewolników, zmuszając nas do pracy w pocie czoła, by żyć i mieć – coraz więcej i więcej. Koszty ponoszą zwykli ludzie i przyroda, zyski idą do kieszeni bogaczy. Dla kapitalizmu naczelną zasadą jest wzrost – dla samego wzrostu – i gromadzenie kapitału. I wzrost ten nie ma nic wspólnego z dobrem ludzi. Czy to jest ten najlepszy z możliwych systemów, którego nie da się zmienić? Lecz to zaledwie wstęp do rozważań dotyczących katastrofy ekologicznej, do której doprowadziła rabunkowa eksploatacja przyrody, idąca za ideami kapitalizmu. W tej chwili na dalszy "wzrost" nas już nie stać, gdyż stawką jest przyszłość naszego gatunku. Odpowiedzią jest postwzrost - Hickel podaje szereg rozwiązań, które należałoby wdrożyć (trudno mi zgodzić się z opiniami, że w tej książce nie ma takowych!). Mogą one wydawać się utopijne w rzeczywistości, w jakiej żyjemy, ale przecież każdy system to umowa społeczna, którą można zmienić. Największym problemem, moim zdaniem, jest to, że ci, którzy o tym decydują są zarazem głównymi beneficjentami wzrostu. Finansują z niego swoje fortuny, władzę i - nie daj boże - wojny.
Tezy Hickela są racjonalnie uargumentowane, a książka przystępnie napisana, zrozumiała nawet dla laików, którzy nic nie wiedzą o ekonomii. Poleciłabym ją bezwzględnie każdemu, kto interesuje się realiami współczesnego świata.
Jason Hickel opowiada o tym, jak z ludzi zrobiono de facto niewolników, zmuszając nas do pracy w pocie czoła, by żyć i mieć – coraz więcej i więcej. Koszty ponoszą zwykli ludzie i przyroda, zyski idą do kieszeni bogaczy. Dla kapitalizmu naczelną zasadą jest wzrost – dla samego wzrostu – i gromadzenie kapitału. I wzrost ten nie ma nic wspólnego z dobrem ludzi. Czy to jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-29
Czy "czuję się dyskryminowana tym, że manekiny w crash-testach nie mają piersi"? Owszem, kiedy w grę wchodzi moje bezpieczeństwo, a nawet życie. Bo nie chodzi tu o to, że “manekiny nie mają piersi”, tylko o to, że kobieta ma inną budowę ciała, niż mężczyzna, zatem ewentualny wypadek może mieć dla niej zupełnie inne skutki, niż dla mężczyzny. A jeśli jakaś kobieta twierdzi, że “jej to nie przeszkadza”, to moim zdaniem świadczy to tylko o tym, jak bardzo jesteśmy przyzwyczajone do pewnych niedogodności, które musimy znosić (a które gdyby musiał znosić mężczyzna, zaraz zostałyby usunięte). I ktoś powie: przecież nie jest to celowe działanie projektantów - ot, niedopatrzenie, ktoś “nie pomyślał”. Ok, ale dlaczego “nie pomyślał”? Dlatego, że od wieków potrzeby kobiet (tudzież innych grup społecznych o specyficznych potrzebach, np. niepełnosprawnych) są pomijane i lekceważone - kobiety po prostu muszą się dostosować. To jest po prostu nasze dziedzictwo. W XXI wieku trzeba sobie zadać pytanie: dlaczego wygląda to tak, jak wygląda, skoro nie musi?
Tematyka "Patriarchatu rzeczy" jest bardzo zbliżona do "Niewidzialnych kobiet" Criado-Perez, tyle że w tej ostatniej pozycji więcej jest konkretnych danych, natomiast tekst Rebekki Endler momentami przypomina bardziej esej, niż książkę popularnonaukową (i pewnie dlatego czyta się go ciut lepiej, niż ww. Niewidzialne kobiety). Szczególnie ciekawe u Endler są te fragmenty, gdzie odwołuje się ona do historii, pokazując, że to, co teraz jest dla nas normą, wcale niekoniecznie takie musi być. Na przykład w rozdziale o modzie i strojach, czy omawiając tzw. gender marketing, będący XX-wiecznym wymysłem przecież.
Polecam zwłaszcza panom, ku uświadomieniu sobie, że świat z perspektywy innej płci może wyglądać zupełnie inaczej...
Czy "czuję się dyskryminowana tym, że manekiny w crash-testach nie mają piersi"? Owszem, kiedy w grę wchodzi moje bezpieczeństwo, a nawet życie. Bo nie chodzi tu o to, że “manekiny nie mają piersi”, tylko o to, że kobieta ma inną budowę ciała, niż mężczyzna, zatem ewentualny wypadek może mieć dla niej zupełnie inne skutki, niż dla mężczyzny. A jeśli jakaś kobieta twierdzi,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-09
Zuboff podjęła bardzo ważny temat, jednak problem z tą książką jest taki, że jest ona ogromnie ciężkostrawna. Po pierwsze autorka ma fatalny styl: idzie na rekord w użyciu trudnych, długich wyrazów (inwigilacja, predykcja, nadwyżka behawioralna, ekcepjonalizm, inherentny…) w długich, wielokrotnie złożonych zdaniach. Do tego tekst jest kiepsko przetłumaczony. Sprawia to, że książkę czyta się fatalnie. Po drugie autorka okropnie się powtarza: miałam wrażenie, że każda teza (a nie jest ich tak dużo) jest powtarzana po sto razy - zatem pozycja liczy sobie tyle stron, ile liczy. Na dodatek Zuboff zamiast odwoływać się do konkretnych przykładów woli teoretyzować i filozofować - całe obszerne fragmenty jej dzieła to dywagacje z pogranicza filozofii, socjologii i psychologii. Efekt jest taki, że sens się gubi w tych dywagacjach, ucieka merytoryka i koniec końców można odnieść wrażenie, że cały ten kapitalizm nadzoru nie jest taki zły, skoro skupia się tylko na tym, żeby coś nam sprzedać, a nie żeby nas mordować (to perspektywa zachodnia, bo w takich Chinach już wygląda to trochę inaczej - niestety na to, co dzieje się w Chinach autorka poświęciła ledwie kilka akapitów na te 800 stron). Uważam, że jest to strzał w stopę: po tego typu książkę powinno sięgnąć jak najwięcej osób, po to, byśmy mogli przeciwstawić się temu złu, bo - jak udowadnia autorka - trzeba do tego zbiorowego wysiłku i systemowych działań, jednostka nie może sama się temu przeciwstawić. Tymczasem objętość i styl Kapitalizmu inwigilacji sprawia, że jest to książka tylko dla wytrwałych. Dlatego z przykrością wystawiam ledwie czwórkę...
Zuboff podjęła bardzo ważny temat, jednak problem z tą książką jest taki, że jest ona ogromnie ciężkostrawna. Po pierwsze autorka ma fatalny styl: idzie na rekord w użyciu trudnych, długich wyrazów (inwigilacja, predykcja, nadwyżka behawioralna, ekcepjonalizm, inherentny…) w długich, wielokrotnie złożonych zdaniach. Do tego tekst jest kiepsko przetłumaczony. Sprawia to, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-16
Odpowiadając na klasyczne pytanie, które padło w jednej z opinii: to jest książka dla każdego. Dla każdego zainteresowanego tematyką i kto zechce ją przeczytać. Nie ma sensu zastanawiania się nad tym, bo nie wiemy po prostu jaki poziom wiedzy/świadomości ma dany czytelnik i jakie motywacje mu przyświecały, kiedy sięga po daną pozycję. Zatem zasadne jest jedynie pytanie: czy ta książka jest dla mnie, a nie czy jest dla innych.
Jeśli zatem ktoś jeszcze nie czytał żadnej z licznych publikacji na temat współczesnego kryzysu klimatycznego, to znajdzie tu skrót wiedzy jak to wygląda, dotyczących - co ważne - naszego własnego podwórka. Czyli Polski. Tak się składa, że nie jesteśmy w czołówce krajów, przejmujących się tym zjawiskiem, a problemów jest u nas od groma. Betonoza, zalewająca - wbrew logice - polskie miasta, niszczenie przyrody właściwie wszędzie, chaos przestrzenny, autoholizm, zanieczyszczenie powietrza (tu cytowane statystyki poraziły nawet mnie, a wiem sporo w temacie). To jest wszystko, co zrobiliśmy sobie sami bezmyślnym budowaniem i dewastowaniem bezcennych zasobów przyrodniczych. Tak się składa, że piszę to w ponad 30-topniowym upale, będącym symbolem tego, co się dzieje z naszym klimatem. Upale, który szczególnie dokuczliwy, a wręcz niebezpieczny dla zdrowia i życia jest w miastach, przypomnijmy, zalanych betonem i asfaltem.
Dla niektórych to wszystko to będą faktycznie oczywistości, dla innych nie... Ale nie ma recepty bez diagnozy.
Jeszcze raz podkreślam, jak ważne, że autor pisze o Polsce i w ten sposób pokazuje czytelnikowi, że nie chodzi o jakieś globalne liczby, czy o coś co dzieje się gdzieś tam (i w związku z tym nie musimy się tym przejmować), tylko o to, z czym mamy do czynienia na co dzień, co uprzykrza nam życie i co wymaga działań. Druga kluczowa zaleta tej książki, to opisanie konkretnych działań, które jednak już w Polsce się dzieją, wbrew tradycyjnemu polskiemu niedasizmowi, bierności i licznym wymówkom, aby nie robić nic. Coś się i w Polsce ruszyło okazuje się, szczególnie po pandemii - bo książka jest nowa, pisana w 2022 roku. Są tu pokazane i działania na poziomie decydentów (samorządy), jak i ludzi, aktywistów, biorących sprawy we własne ręce. Było to dla mnie bardzo budujące, wlało trochę optymizmu w pesymistyczne postrzeganie obecnych realiów. Bo to znaczy, że jednak są i w Polsce ludzie, którym ochrona klimatu i przyrody (a co za tym idzie każdego z nas) leży na sercu i chyba jest tych ludzi coraz więcej. Co też widać na instagramowym profilu autora. Myślę, że to wytrąca sceptykom argumenty, że nie ma sensu nic robić. Zauważyłam że w miarę jak rośnie świadomość, coraz bardziej popularną wymówką staje się: bo korporacje, bo Chiny... więc co ja mogę. Z kolei jak się pokazuje działania na poziomie rządowym, globalnym, instytucjonalnym, to pretensje są: tak, ale to nie dotyczy mnie, to nie jest skierowane do indywidualnych ludzi. Cóż, jak ktoś nie chce nic robić, wytłumaczenie zawsze się znajdzie. Tymczasem, jak pisze Szymon Bujalski:
Jeśli większość wybierze bierność, z góry zgodzimy się na to, by świat upadał.
Ta książka zatem motywuje i daje nadzieję. Najbardziej podobał mi się wywiad z Tomaszem Toszą z Jaworzna, jedynego miasta w Polsce, które gruntownie przebudowało system drogowy, stawiając na transport zbiorowy i wizję zero. Udało się, mimo tego, że się przecież "nie da". Tylko, że w Jaworznie "nie wiedzieli, że się nie da". Klasyka :D
Sporo otuchy wlał we mnie z kolei wywiad z Marcinem Popkiewiczem, dotyczący transformacji energetycznej. Popkiewicz przyznaje, że kiedy lat temu kilkanaście pisał książkę "Świat na rozdrożu" przyszłość rysowała się w bardzo ponurych barwach. tymczasem w ciągu kilkunastu lat okazało się, że sektor energetyczny tak bardzo poszedł do przodu w kwestii odchodzenia od paliw kopalnych ( dodatkowym impulsem była wojna w Ukrainie), że wygląda na to, że jest jednak dla nas jakaś nadzieja... Cały rozdział o energii jest zresztą bardzo merytoryczny, a trzeba pamiętać, że transformacja jest nieuchronna, w przeciwny razie za kilka lat możemy znaleźć się w sytuacji, że nie stać nas będzie na prąd...
Być może opór przeciwko działaniom proklimatycznym wynika z tego, że kojarzą się one z wyrzeczeniami, czymś nieprzyjemnym. A ludzie przecież chcą żyć wygodnie i nie musieć z niczego rezygnować. Szymon Bujalski pokazuje, że wcale nie musi tak być, a owe zmiany wyjdą nam tylko na dobre. Jak na przykład więcej zieleni w mieście. Sęk w tym, że zmiany do naszego życia, związane ze zmianą klimatu i tak będziemy musieli wprowadzić, czy nam się to podoba, czy nie. Nie tylko takie, które nie kolidują z naszym stylem życia - to jest myślenie prowadzące donikąd. Zmiany klimatyczne nie znikną tylko dlatego, że będziemy udawać, że ich nie ma lub, że nas nie dotyczą. I niestety ich konsekwencji już nie unikniemy, jednak jest szansa, że będą one mniej poważne, niż prognozowano jeszcze kilkanaście lat temu. Ale to zależy od każdego z nas.
Odpowiadając na klasyczne pytanie, które padło w jednej z opinii: to jest książka dla każdego. Dla każdego zainteresowanego tematyką i kto zechce ją przeczytać. Nie ma sensu zastanawiania się nad tym, bo nie wiemy po prostu jaki poziom wiedzy/świadomości ma dany czytelnik i jakie motywacje mu przyświecały, kiedy sięga po daną pozycję. Zatem zasadne jest jedynie pytanie: czy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Współczesny mainstream mówi nam: depresja, CHAD i inne zaburzenia psychiczne to poważne i realne problemy zdrowotne, których nie można bagatelizować, stygmatyzować, czy przyklejać chorym łatkę “słabeuszy”. To samo tyczy się innych zaburzeń, nazywanych neuroróżnorodnością (autyzm, ADHD, wysokowrażliwość). Leczmy - a mamy już ku temu bardzo skuteczne środki! Ten sam mainstream alarmuje: mamy do czynienia z epidemią chorób psychicznych, i to nie tylko wśród dorosłych, ale i wśród młodzieży, a nawet dzieci. Jakie są jej przyczyny?
Można oczywiście, powołując się na historię medycyny, dywagować, iż kiedyś odium społeczne dot. chorób psychicznych było tak duże, że ludzie do tych chorób się nie przyznawali, i ich nie leczyli. Ci naprawdę ciężko chorzy lądowali w szpitalach, gdzie przeważnie pozostawali do końca życia. Nie było lekarstw. Dziś mamy lepszych specjalistów i skuteczne sposoby terapii, także w warunkach domowych. Czyli: teraz się o wiele więcej diagnozuje. Diagnozuje się też więcej, gdyż poszerzone zostały kryteria diagnostyczne, czego najlepszym przykładem jest ADHD. Kiedyś nie było czegoś takiego, jak ADHD - były niesforne, żywe dzieci. I znów można powiedzieć: ale to dobrze, gdyż dzięki temu więcej osób znajdzie pomoc, a kiedyś byli oni zostawieni samym sobie. To również jest klasyczna, mainstreamowa narracja. Problem w tym, że skala wzrostu zachorowań jest zbyt duża, by powyższe czynniki ją kompleksowo tłumaczyły.
Niedawno oficjalnie posypała się serotoninowa teoria depresji - szum zrobił się wokół artykułu brytyjskiej naukowczyni Joanny Moncrieff na ten temat. "To nic nowego", żaden przełom - odezwali się naukowcy. Naprawdę? Skoro było to wiadomo od dawna, to czemu artykuł Moncrieff wywołał taką burzę? Może wiedzieli wtajemniczeni, ale nie szerokie gremium zainteresowanych? czyli lekarze dobrze wiedzieli, że cała ta biomedyczna teoria chorób psychicznych to zamki postawione na piasku, ale leczą nadal według niej? Obecnie mówi się o tym, że depresja to wynik współdziałania uwarunkowań genetycznych, fizycznego stanu organizmu i stresujących wydarzeń życiowych. Aha - czyli nie wiemy, skąd się bierze, a w każdym razie nie powoduje jej jeden, konkretny czynnik. I tak samo rzecz się ma z innymi zaburzeniami psychicznymi. Mimo to teoria o “zaburzeniach równowagi chemicznej w mózgu” nadal jest powszechna - wystarczy przejrzeć internet. I mimo to nadal stosuje się leki SSRI.
Ok, to skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Skoro mamy takie skuteczne metody leczenia chorób psychicznych, to dlaczego chorych nie ubywa, a przybywa i to w zastraszającym tempie? Whitaker opowiada o amerykańskim przemyśle farmaceutycznym, badaniach zamiecionych pod dywan, skutkach zażywania leków psychotropowych oraz o produkcji chorych. Nic w sumie zaskakującego.
Przypomnieć wypada, iż Whithaker odnosi się praktycznie wyłącznie do sytuacji w Stanach Zjednoczonych, ale przecież sami widzimy, iż trend ten rozlewa się na wszystkie rozwinięte kraje, w tym Polskę. I jakkolwiek na pierwszy rzut oka zakrawa to na kolejną spiskową teorię dziejów, to rzeczowa argumentacja autora, poparta wynikami wieloma badań, a także opiniami psychiatrów sprawia, że przestajemy się lekceważąco uśmiechać. Ta książka była kontrowersyjna 14 lat temu, kiedy wydano ją po raz pierwszy, i pewnie wiele osób uznało ją za “niebezpieczną”, bo głoszącą herezję sprzeczną z mainstreamowym podejściem. Tylko że w ciągu tych lat pojawiły się kolejne badania, potwierdzające to, co opisuje autor. Nie chodzi więc o to, by teraz nawoływać do nieleczenia chorób psychicznych, tylko o to, że w psychofarmakoterapii odpowiednia byłaby daleko idąca ostrożność, gdy tymczasem psychiatrzy zapisują tabsy jak cukierki i po kampanii "oswajania" z problematyką chorób psychicznych nawołują do kolejnej kampanii edukacyjnej nt. metod leczenia stosowanych w psychiatrii.
Przeczytajcie sami, by sprawdzić, czy argumentacja Whitakera was przekona.
Współczesny mainstream mówi nam: depresja, CHAD i inne zaburzenia psychiczne to poważne i realne problemy zdrowotne, których nie można bagatelizować, stygmatyzować, czy przyklejać chorym łatkę “słabeuszy”. To samo tyczy się innych zaburzeń, nazywanych neuroróżnorodnością (autyzm, ADHD, wysokowrażliwość). Leczmy - a mamy już ku temu bardzo skuteczne środki! Ten sam...
więcej Pokaż mimo to