-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Aby uczcić połowę roku, dobry los za pośrednictwem życzliwej osoby, podsunął mi - jestem tego pewna - jedną z najważniejszych książek A.D. 2019. Aż nie wiem, od czego zacząć pochwalne pienia, tyle wątków jednocześnie ciśnie mi się na usta.
Niechaj więc na pierwszy ogień pójdą skojarzenia. Pierwsze z nich - ze względu na tematykę - to Gavin Extence i jego Wszechświat kontra Alex Woods. Oprócz tematyki zbiorem wspólnym tych powieści jest też lekkość, z jaką trudny temat został potraktowany. Mimo, że od pewnego momentu wiemy, że ta historia może mieć tylko jedno zakończenie, zarówno Extence jak i Henderson prowadzą do niego spokojnie i pogodnie.
Skojarzenie drugie to Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął. Tu ukłony i wyrazy podziwu dla Hendersona za udowodnienie, że nawet trudny temat można potraktować z cudownym, niewymuszonym humorem.
Motywem przewodnim Ostatniego busa jest choroba Alzheimera i prawo do podjęcia decyzji o własnym losie. Ale nie tylko. To również powieść drogi, jedna z niewielu, którym udało się mnie nie znudzić. Świat stworzony przez Hendersona, to świat przyjaźni i lojalności, pozwalającej znieść trudy życia. Każdemu życzę takich przyjaciół wokół siebie, bo wtedy nawet trudne decyzje stają się prostsze.
Budowanie postaci. Tu Henderson nieco przesłodził, bo - uwaga, spojler - wstrętnych charakterów brak. Ci, których dostajemy, mają oczywiście swoje słabości, ale w żadnym wypadku nie kwalifikują ich one na półkę z napisem "Schwarzcharakter". Choć z drugiej drugiej strony, gdyby autor pisał innym stylem, cała powieść mogłaby stać się ciężka, a nawet mało przyjemna w odbiorze. Niech nie czepiam się zatem bohaterów, a zamiast tego ucieszę się, że dostałam takich, których mogę lubić i do których kiedyś, w odległej przyszłości, będę chciała wrócić.
I jeszcze narracja. Ostatni bus jest swego rodzaju szkatułką pełną dygresji. Wprowadzając nową postać, autor wstrzymuje akcję, żeby tę postać przedstawić, opowiedzieć jej historię i wyjaśnić powiązania z pozostałymi. Ten sposób prezentacji mógłby nieco czytelnika męczyć, gdyby nie lekkość pióra, łatwość snucia opowieści i umiejętność zaciekawienia odbiorcy.
Stanowczo życzę sobie więcej takich powieści, przywracających wiarę w człowieka i w fundamentalne, a jednak przez wielu zapomniane i lekceważone wartości. Polecam z całej duszy.
Aby uczcić połowę roku, dobry los za pośrednictwem życzliwej osoby, podsunął mi - jestem tego pewna - jedną z najważniejszych książek A.D. 2019. Aż nie wiem, od czego zacząć pochwalne pienia, tyle wątków jednocześnie ciśnie mi się na usta.
Niechaj więc na pierwszy ogień pójdą skojarzenia. Pierwsze z nich - ze względu na tematykę - to Gavin Extence i jego Wszechświat kontra...
Zbeletryzowana powieść historyczna to coś, co ostatnio przemawia do mnie najgłośniej i mam wrażenie, że zostanie ze mną na dłużej. Brzezińska przeniosła mnie do XVI-wiecznego Krakowa, gdzie początkowo było mi trudno, bo perypetie Reginy, matki karlicy Dosi, na przemian nużyły mnie i irytowały. Ale kiedy Dosia trafiła na Wawel, przestałam narzekać, a zaczęłam wstrzymywać oddech i tonąć w zachwycie.
Doczytałam się, że Brzezińska zajmowała się wcześniej fantastyką, a „Córki Wawelu” to jej pierwsza powieść historyczna, co do wiadomości przyjęłam z niejakim wysiłkiem. Bo powieść jest tak dopracowana, obfituje w tak interesujące szczegóły, a przy tym jest tak wciągająca, że nieustannie dziwiłam się, że to debiut w gatunku.
Konstrukcja powieści, przeplatająca wydarzenia fabularne z objaśnieniami historycznymi przypadła mi od razu do gustu, dzięki czemu ponad 800-stronicowa lektura nie męczyła ani przez chwilę. Położenie nacisku na los kobiet w XVI-wiecznym społeczeństwie powoduje, że przyznają autorce kolejny plus. Całość na: https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Zbeletryzowana powieść historyczna to coś, co ostatnio przemawia do mnie najgłośniej i mam wrażenie, że zostanie ze mną na dłużej. Brzezińska przeniosła mnie do XVI-wiecznego Krakowa, gdzie początkowo było mi trudno, bo perypetie Reginy, matki karlicy Dosi, na przemian nużyły mnie i irytowały. Ale kiedy Dosia trafiła na Wawel, przestałam narzekać, a zaczęłam wstrzymywać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Nieodkładalna” – napisał King o którymś z czytelniczych przebojów ostatnich tygodni, którego tytułu nie pomnę w tej chwili. A dla mnie taką pozycją był „Japoński wachlarz”, bo właśnie takiej książki moja czytelnicza dusza spragniona była od dawna, a teraz pieje z zachwytu.
„Japoński wachlarz powstał w wyniku dwuletniego pobytu autorki w Japonii, gdzie pracowała na uczelni. Pisany na podstawie notatek, jest dość mocno chaotyczny i nieuporządkowany, nie na tyle jednak, by uniemożliwić mi lekturę. Mniej więcej 85% treści chłonęłam z zapartym tchem, a te 15 przypada na czas, kiedy przyzwyczajałam się do: a) wspomnianego chaosu; b) stylu autorki, z którą spotkałam się po raz pierwszy (i myślę, że nie ostatni).
Jeżeli ktoś spodziewa się fachowej rozprawki/naukowego opracowania o japońskiej kulturze i filozofii, może czuć się zawiedziony, więc odradzam lekturę, która przeznaczona jest raczej dla początkujących. Ja spodziewałam się tego, co dostałam – wrażeń gaijinki z kraju, który dla wielu z nas pozostaje mocno egzotyczny. Całość na: https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
„Nieodkładalna” – napisał King o którymś z czytelniczych przebojów ostatnich tygodni, którego tytułu nie pomnę w tej chwili. A dla mnie taką pozycją był „Japoński wachlarz”, bo właśnie takiej książki moja czytelnicza dusza spragniona była od dawna, a teraz pieje z zachwytu.
„Japoński wachlarz powstał w wyniku dwuletniego pobytu autorki w Japonii, gdzie pracowała na...
Książki Cejrowskiego lubię i już. W tym przypadku oddzielanie dzieła od twórcy przychodzi mi bez trudu, podobnie jak zapominanie podczas lektury o innych dokonaniach autora.
Sięgając po Cejrowskiego szukam nietypowych opisów i tego cudownego gawędziarstwa, którego jest mistrzem – i chyba ani razu się nie zawiodłam. Tym razem zamiast dżungli dostałam prerię, z jej niebezpieczeństwami na każdym kroku, gadami, owadami, kurzem i dzikimi zwierzętami. I kiedy WC z zachwytem opisywał uroki nicnierobienia, ja chichotałam pod nosem, wyobrażając sobie siebie – stuprocentowego mieszczucha, żyjącego w takich warunkach. Skończyłoby się, jak to określiła pewna pani w książce „bolesną eliminacją”.
Sięgnęłam po „Wyspę”, szukając antidotum na „Palacza zwłok” i to był chyba najlepszy możliwy wybór. Czyta się ją lekko, a właściwie nie czyta, tylko połyka. Wielokrotnie przyłapywałam się na wrażeniu, że czytam zbiór felietonów – nie dość, że historyjki zacne (i nie chce mi się zagłębiać w śledztwo, które są wyssane z palca, po niektórych widać to na pierwszy rzut oka – i co z tego?), to jeszcze opowiedziane tak lekkim, gawędziarskim stylem, że kiep ten, co się choć raz nie zaśmieje.
Owszem, gdybym chciała się przyczepić, byłoby do czego, bo WC nie byłby sobą, gdyby nie wetknął tam swoich poglądów i pouczanek. Na szczęście nie było to na tyle nachalne i uciążliwe, żeby zniechęcić mnie do lektury, więc, jak już mówiłam, czepiać się nie będę.
O tym, że WC zauroczony jest amerykańską wolnością i mentalnością, wiadomo nie od dziś. I w tej książce to zauroczenie przebija prawie z każdej strony. Przyznam, że czytając o załatwianiu spraw administracyjnych, ubijaniu interesów, podejściu do klienta, życiu „w stadzie” cichutko zgrzytałam zębami. Do stada jeszcze wrócę, bo to istotny element w tej książce. Całość na: https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Książki Cejrowskiego lubię i już. W tym przypadku oddzielanie dzieła od twórcy przychodzi mi bez trudu, podobnie jak zapominanie podczas lektury o innych dokonaniach autora.
Sięgając po Cejrowskiego szukam nietypowych opisów i tego cudownego gawędziarstwa, którego jest mistrzem – i chyba ani razu się nie zawiodłam. Tym razem zamiast dżungli dostałam prerię, z jej...
2017-11-01
Wyobraźcie sobie, że nie jesteście jedynymi gospodarzami swojego ciała. Że „wymyka się” wam czas, tracicie świadomość, w tym czasie wasze ciało „używane jest” przez inne osoby, a popełnione przez nie uczynki zapisywane są na wasze konto.
Tak właśnie było z Billym Milliganem – człowiekiem, który na skutek traumatycznych przeżyć z dzieciństwa zdezintegrował się, a w jego umyśle zamieszkały 24 inne osoby, o różnych cechach i zróżnicowanych zadaniach – ktoś inny od wchłaniania bólu, ktoś inny od przeżywania złości, itd.
Nie spotkałam się wcześniej z tą tematyką, więc największym zaskoczeniem było dla mnie to, że pozostałe osobowości Billy’ego były w różnym wieku, a także różnej płci. Ale może to właśnie mnie przekonało, że Billy nie był symulantem, który wymyślił sobie „sprytny” sposób na uniknięcie odpowiedzialności za swoje czyny.
Gratulacje dla autora za sposób, w jaki przedstawił poszczególne osobowości. Od pewnego momentu zapomniałam, że wszystkie one zamieszkują jedno ciało – i to wrażenie pozostało mi do końca książki.
Chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się czytać o gwałtach i nie odczuwać agresji wobec ich sprawcy. Nie mogę powiedzieć, że byłam po jego stronie, ale że było mi go żal – jak najbardziej. Dzięki temu zdałam sobie sprawę, ile zasługi Keyesa w takim przedstawieniu postaci, bo tu nie można mówić o jej tworzeniu. Billy Milligan nie był, niestety, wytworem wyobraźni autora, lecz prawdziwym człowiekiem, którego ból trudno sobie wyobrazić, a co dopiero zrozumieć.
Początkowo nie pojmowałam, w jaki sposób osobowości „wymieniały” się władzą nad ciałem. A potem jeden z bohaterów wyjaśnił to przystępnie: „Jest to wielka biała plama światła na podłodze. Wszyscy stoją naokoło niej albo leżą w łóżku w ciemności. Niektórzy patrzą, inni śpią albo zajmują się swoimi sprawami. I ten, kto wejdzie na plamę, bierze w posiadanie świadomość”. To wyjaśnienie brzmiało dla mnie przekonująco, więcej problemów miałam natomiast ze zwizualizowaniem sobie procesu integracji Billy’ego i wcale nie zdziwiło mnie, że integracja nie utrzymywała się na dłużej. W internecie doczytałam, że Billy zmagał się z problemem osobowości wielorakiej do końca życia. To jest kolejna zaleta tej książki – zachęca do korzystania z innych źródeł, by poszerzyć wiedzę na temat zagadnienia.
Wstrząsająca pozycja, która na pewno zostanie ze mną na długo. I polecam z czystym sumieniem.
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Wyobraźcie sobie, że nie jesteście jedynymi gospodarzami swojego ciała. Że „wymyka się” wam czas, tracicie świadomość, w tym czasie wasze ciało „używane jest” przez inne osoby, a popełnione przez nie uczynki zapisywane są na wasze konto.
Tak właśnie było z Billym Milliganem – człowiekiem, który na skutek traumatycznych przeżyć z dzieciństwa zdezintegrował się, a w jego...
2017-03-27
Trudno jest napisać coś konstruktywnego o książce, która tak mnie poruszyła. Będę potrzebowała czasu, żeby się pozbierać.
Wydawać by się mogło, że wypadek z meteorytem wyczerpał życiowy limit Alexa na nietypowe wydarzenia. Nic bardziej mylnego. Los postawił bowiem na jego drodze nietuzinkową postać starszego mężczyzny skrzywdzonego przez życie. Połączyła chłopca z nim przyjaźń, oparta na akceptacji, wspólnych zainteresowaniach, skłonności do filozofowania. Przyjaźń, która postawiła Alexa przed jednym z najtrudniejszych możliwych wyborów.
Podobał mi się plastyczny język powieści, który sprawił, że historia wciągnęła mnie od samego początku, nie pozwalając się oderwać. Mam wrażenie, że to jedna z tych historii, do których będę wracać.
Autor wspaniale zbudował bohaterów - lubię, kiedy pozwala mi się zajrzeć do ich głów, zobaczyć, co myślą, zrozumieć motywacje.
Książka jest również o tym, jak ważne w życiu są relacje - rodzinne, przyjacielskie. Przyglądałam się relacji Alexa z matką i prawie do końca myślałam, że ona go kocha, ale nie rozumie. Zwracam honor, pani Woods.
Jeszcze słówko o fascynacjach literackich, które odegrały tu dużą rolę. Prawie całą książką autor złożył hołd Vonnegutowi. Ale nie tylko. Poznając poglądy pana Petersona na wojnę, doznałam błyskawicznego skojarzenia z "Paragrafem 22", gdyż poglądy te były zbliżone do prezentowanych przez Hellera. I nie zdziwiłam się wcale, kiedy "Paragraf" pojawił się w tej książce, czytany przez Alexa panu Petersonowi.
Budująca książka, która nie pozostawia uczucia smutku (chyba z tego powodu, że się skończyła). Alex zrobił to, co zrobić należało, po pokonaniu wątpliwości - dobrze, że autor poświęcił sporo miejsca na proces dojrzewania tej decyzji. Można się z nią nie zgadzać (osąd pozostawiam Wam), ale nie sposób jej nie rozumieć.
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Trudno jest napisać coś konstruktywnego o książce, która tak mnie poruszyła. Będę potrzebowała czasu, żeby się pozbierać.
Wydawać by się mogło, że wypadek z meteorytem wyczerpał życiowy limit Alexa na nietypowe wydarzenia. Nic bardziej mylnego. Los postawił bowiem na jego drodze nietuzinkową postać starszego mężczyzny skrzywdzonego przez życie. Połączyła chłopca z nim...
2017-04-02
Kornela Makuszyńskiego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba, a jednak ten zbiór tekstów pokazuje inną stronę autora, niż ta zapamiętana w dzieciństwie. Mało kto pamięta, że Makuszyński pisał również dla dorosłych: wiersze, powieści, opowiadania. I taki właśnie zbiór zagościł oto w moich rękach.
W książce tej odnalazłam to, za co uwielbiałam Makuszyńskiego w dzieciństwie: doskonały styl, humor i komizm sytuacyjny. Po raz pierwszy dla mnie pojawiła się ironia, która w jego dziecięcych książkach nie była aż tak wyraźna. I okazało się, że tak jak Makuszyński był mistrzem dowcipu, tak również w kategorii "Ironia" zasługuje na wysokie miejsce na podium.
W zalewie współczesnych autorów zapomniałam już, ile przyjemności może dać smakowanie tak eleganckiego języka i podziwianie warsztatu. Czytelnik nie śmieje się w głos, ale uśmiecha bezustannie do tego pisarza, co tak przedziwnie słowem operuje. I choć trudno w przypadku Makuszyńskiego mówić o przeroście formy nad treścią, to jednak u tego autora forma nienachalnie wysuwa się na pierwszy plan.Cudowna lekkość pióra i zabawa słowem powodują, że czyta się ją znakomicie.
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Kornela Makuszyńskiego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba, a jednak ten zbiór tekstów pokazuje inną stronę autora, niż ta zapamiętana w dzieciństwie. Mało kto pamięta, że Makuszyński pisał również dla dorosłych: wiersze, powieści, opowiadania. I taki właśnie zbiór zagościł oto w moich rękach.
W książce tej odnalazłam to, za co uwielbiałam Makuszyńskiego w dzieciństwie:...
2017-04-15
Trochę szkoda, że tak dobre książki przychodzą do mnie dopiero teraz. A może trzeba było przeżyć swoje, żeby je docenić?
To wspaniała historia, wciągająca od samego początku. Napisana świetnym stylem. Cudowna, podnosząca na duchu opowieść o sile miłości i przyjaźni, relacjach rodzinnych, ale również o przemocy w rodzinie, śmierci i ludzkich dramatach. Jednym słowem, mnóstwo emocji, ale tak wyważonych, że czytelnik nie doznaje huśtawki emocjonalnej.
Początkowo obawiałam się pogubienia w przemieszanej chronologii i dość sporej ilości bohaterów. Nic z tego. Chronologię załapałam równie szybko, jak zaprzyjaźniłam się z bohaterami.
Osoba, która pożyczyła mi tę książkę (dziękuję) napisała w swojej recenzji, że jest dobra na chorobę, co przetestowano na przeziębieniu. Dodam od siebie, że na inne choroby również.
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Trochę szkoda, że tak dobre książki przychodzą do mnie dopiero teraz. A może trzeba było przeżyć swoje, żeby je docenić?
To wspaniała historia, wciągająca od samego początku. Napisana świetnym stylem. Cudowna, podnosząca na duchu opowieść o sile miłości i przyjaźni, relacjach rodzinnych, ale również o przemocy w rodzinie, śmierci i ludzkich dramatach. Jednym słowem, mnóstwo...
2017-05-31
Chciałabym móc napisać coś mądrego o tej książce. Na Odyna i Thora, nie potrafię. Pochłonęła mnie bez reszty i zostawiła w totalnym zachwycie. Serio? Można tak porywająco opisać polską historię? Stworzyć z niej doskonały thriller, zmuszający do wstrzymywania oddechu i odbierający orientację w terenie? Ani razu nie przejechałam swojego przystanku, ale za to wielokrotnie zdarzało mi się rozglądać baranim wzrokiem, nie wiedząc, gdzie jestem. Na drakkarze wikingów lub w halli na uczcie, ot co!
Nie przeszkadzał mi uwspółcześniony język, na plus zaliczyłam też brak elementów nadprzyrodzonych z "Korony". Jedynie, co mogłabym jej zarzucić, to podobieństwo Świętosławy i jej dzikich kotów do Rikissy Trzy Lwy. Ale może dlatego doznawałam takich skojarzeń, bo obie bardzo polubiłam?
Rzadko zdarza mi się czytać serię, jedna część po drugiej. Wolę robić przerwy na zmianę klimatu. Jednak tu absolutnie nie wchodzi to w grę. Natychmiast sięgam po "Królową".
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Chciałabym móc napisać coś mądrego o tej książce. Na Odyna i Thora, nie potrafię. Pochłonęła mnie bez reszty i zostawiła w totalnym zachwycie. Serio? Można tak porywająco opisać polską historię? Stworzyć z niej doskonały thriller, zmuszający do wstrzymywania oddechu i odbierający orientację w terenie? Ani razu nie przejechałam swojego przystanku, ale za to wielokrotnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-04
Zastanawiałam się, czy po niemal idealnej pierwszej części, druga nie obniży lotów. I nic z tego, proszę państwa - Cherezińska nie osiada na laurach. Akcja przez cały czas trzyma w napięciu, nie ma niepotrzebnych dłużyzn, czy dygresji. Jest za to trzęsienie ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie. Do tego stopnia, że momentami upominałam samą siebie, że jednak od czasu do czasu warto oddychać.
Co mi się najbardziej podoba u Cherezińskiej, to sposób, w jaki przybliżyła mi niezbyt porywająco opisywany wcześniej fragment naszej historii. Jasne, nie można traktować jej książek jako podręczników historii (a szkoda, gdyby podręczniki były pisane takim stylem...), ale potrafi wzbudzić zainteresowanie tematem, jak mało kto.
Wzruszyło mnie zakończenie. Może nie do łez, ale do uśmiechu rozrzewnienia, połączonego z nadzieją, że u kresu drogi będzie można poznać historię życia z różnych perspektyw.
Przy pierwszej części jeszcze na to nie wpadłam, ale już do drugiej z premedytacją dołączyłam muzykę wikingów. Pomysł był przedni - bardzo wzmocniła doznania.
Pozostaję z cichą nadzieją, że oprócz już zapowiadanej "Płomiennej korony", Cherezińska napisze jeszcze parę razy o polskiej historii - i pokaże zupełnie nowe, nieznane tereny.
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Zastanawiałam się, czy po niemal idealnej pierwszej części, druga nie obniży lotów. I nic z tego, proszę państwa - Cherezińska nie osiada na laurach. Akcja przez cały czas trzyma w napięciu, nie ma niepotrzebnych dłużyzn, czy dygresji. Jest za to trzęsienie ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie. Do tego stopnia, że momentami upominałam samą siebie, że jednak od czasu do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-11
Kiedy zaczęłam ją czytać, przyjaciółka życzyła mi "miłego kiwania głową do siebie". I kiwałam prawie przy każdym rozdziale. Przemówiła do mnie zdecydowana większość z nich - dlatego, że są o niełatwej pracy nad sobą i podają kilka użytecznych ścieżek, które w tym celu można wybrać. Użytecznych, ale nie na skróty. Większość wymaga dużego nakładu pracy, ale za to wygląda przekonująco. A to rzadka rzecz w przypadku poradników - albo ja trafiałam dotąd na same niewłaściwe.
Raczej nie jest to książka do jednorazowego przeczytania. Warto do niej wracać, choćby z tej przyczyny, że trudno przepracować wszystkie obszary po jednorazowej lekturze.
Jedną z rzeczy, która mi się tu nie spodobała, jest tytuł, który początkowo sugerował kolejny poradnik w stylu "Wypełnij swoje życie grzankami" (to nie ja, to George Carlin). I z powodu tej sugestii mogłabym niechcący ominąć bardzo ważną książkę. Ale nie czepiam się, bo sama nie mam pomysłu, jak ten idealny, nieporadnikowy tytuł mógłby brzmieć.
Sama końcówka nieco słabsza od całości. Rozumiem zamysł autora, ale do mnie te dydaktyczne opowieści nie przemówiły wcale, w przeciwieństwie do wcześniejszej treści. I cieszę się, że jest w tej książce kilka stron, przy których kręcę głową, bo samo kiwanie mogłoby być nudne.
Takich poradników życzę sobie zdecydowanie więcej.
https://www.facebook.com/ksiazkikawaija/
Kiedy zaczęłam ją czytać, przyjaciółka życzyła mi "miłego kiwania głową do siebie". I kiwałam prawie przy każdym rozdziale. Przemówiła do mnie zdecydowana większość z nich - dlatego, że są o niełatwej pracy nad sobą i podają kilka użytecznych ścieżek, które w tym celu można wybrać. Użytecznych, ale nie na skróty. Większość wymaga dużego nakładu pracy, ale za to wygląda...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Poradniki już od dawna są dla mnie jednym z ulubionych źródeł sarkastycznej radości. Jeśli już po jakiś sięgam to wyłącznie po to, by mieć z czego się pośmiać. I gdyby polecono mi tę książkę jako poradnik właśnie, zapewne odłożyłabym ją do kolejki „Może kiedyś, ale raczej wcale”. Opisano ją jednak jako mądrą książkę psychologiczną, dotykającą trudnego tematu. Jednocześnie zachwalano ją tak ciekawie, że wylądowała na półce „Przeczytać w pierwszej kolejności!”
Wdzięczna jestem anonimowemu polecającemu za dwie rzeczy. Po pierwsze, za książki tej polecenie, zamiast krótką notkę typu „Świetna, czytajcie” czy też „Właśnie kupiłam, czytał ktoś?”. Po drugie, za to, że magiczne dla mnie słowo „poradnik” zobaczyłam dopiero w kolejnej wzmiance, którą na szczęście dla siebie napotkałam, będąc w połowie pogadanki pani Miller. A wtedy już wiedziałam, że poradnik i ta pozycja mają ze sobą tyle wspólnego, co Scarlett O’Hara i Róża Schoppe.
Trzeba przyznać, że tytuł intrygujący, chwytliwy i zachęcający do czytania. Bo czasem zdarza się, że z tajemniczych przyczyn kobiecie zależy na mężu. Z jakiej więc przyczyny miałaby pędzić do kwiaciarni, skoro wiązankę wolałaby raczej posłać przez telefon?
Zapewne to tylko moje wrażenie (w sumie o cudzych nie piszę), ale wbrew pozorom ta książka jest o czymś innym. Owszem, zdrada w niej występuje, ale raczej w charakterze bohatera drugiego planu. Na pierwszy plan wysuwają się szeroko pojęte relacje. Te międzyludzkie, ale też te, które utrzymujemy z samą/ym sobą. Po rozebraniu na czynniki pierwsze przeróżnych prowadzących do zdrady motywów nagle okazuje się, jak bardzo ta ostatnia relacja jest ważna. I że o pielęgnowaniu tejże najczęściej zapominamy.
Zdrada, kiedy się pojawia, omawiana jest w różnych konfiguracjach. Choć jednym z pierwszych skojarzeń jest relacja damsko-męska, o zdradzie może być mowa również w przyjaźni, czy w relacji rodzic – dziecko. Autorka, będąc terapeutką, na relacje z rodzicami kładzie bardzo duży nacisk uświadamiając, w jaki sposób doznane w niej zaniedbanie emocjonalne odbija się na dorosłym życiu. Podaje proste i dosadne przykłady ze swojej praktyki, przypominając, że poczucie własnej wartości, bądź jego brak, bierzemy z dzieciństwa właśnie. Zdradzić można również samą/ego siebie. To wtedy, kiedy własne potrzeby upychamy pod podłogą lub na dnie szafy, nie pozwalają im dojść do głosu.
Kup kochance męża kwiaty jest książką o kobietach, dla wszystkich. Pisana z kobiecej perspektywy, a dodatkowo osadzona we współczesnych realiach polskiego życia, dotykająca naszej rodzimej mentalności. Podobnie jak Dale Carnegie, kwalifikuje się na listę „Powtarzać i przypominać”, i jeszcze drugą „Praktykować”. A na razie pędzić po nią do biblioteki/księgarni/koleżanki (właściwe podkreślić) i zagłębić się w lekturze.
Poradniki już od dawna są dla mnie jednym z ulubionych źródeł sarkastycznej radości. Jeśli już po jakiś sięgam to wyłącznie po to, by mieć z czego się pośmiać. I gdyby polecono mi tę książkę jako poradnik właśnie, zapewne odłożyłabym ją do kolejki „Może kiedyś, ale raczej wcale”. Opisano ją jednak jako mądrą książkę psychologiczną, dotykającą trudnego tematu. Jednocześnie...