-
Artykuły
„Shrek 5”, nowy „Egzorcysta”, powrót Avengersów, a także ekranizacje Kinga, Dahla i Hernana DiazaKonrad Wrzesiński5 -
Artykuły
„Wyluzuj, kobieto“ Katarzyny Grocholi: zadaj autorce pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać32 -
Artykuły
„Herbaciany sztorm”: herbatka z wampiramiSonia Miniewicz2 -
Artykuły
Wakacyjne „Książki. Magazyn do Czytania”. Co w nowym numerze?Konrad Wrzesiński11
Biblioteczka
2018-09-23
2024-02-23
2024-02-04
2023-07-15
2023-05-03
2023-04-20
2022-10-11
2022-11-29
Są takie książki, o których ciężko napisać, co jest w nich dobre, bo trzeba by kopiować i wklejać po prostu całą książkę. A to zdaje się nielegalne. I znaków by zabrakło w okienku.
A to jest jedna z takich książek.
Nawet stwierdziłabym, że lepsza od "Obsługi Penisa", no ale to pewnie dlatego, że jestem kobietą... :P
Także krótko: pozycja obowiązkowa, z polskich wydań tego typu chyba najważniejsza obecnie. I dobra dla każdego, obie pozycja w komplecie to świetny pomysł na prezent dla bliskich znajomych par.
Są takie książki, o których ciężko napisać, co jest w nich dobre, bo trzeba by kopiować i wklejać po prostu całą książkę. A to zdaje się nielegalne. I znaków by zabrakło w okienku.
A to jest jedna z takich książek.
Nawet stwierdziłabym, że lepsza od "Obsługi Penisa", no ale to pewnie dlatego, że jestem kobietą... :P
Także krótko: pozycja obowiązkowa, z polskich wydań tego...
2019-12-09
W styczniu (o ile znów nie przełożona) premiera filmu na Netflixie.
Z Davidem Thewlisem w jednej z ról, więc chciałam poznać pierwowzór, bo dawno też nie było tak, bym poznała książkę przez filmem.
No i własnie on, moja wielka namiętność i mój geniusz wśród aktorów - David Thewlis powoduje, że ja WIEM, na czym się opiera ta książka. Wiedziałam od początku. bo on motyw wśród swoich rol, choć przeróżnych, ma głównie jeden - ludzki umysł.
tak więc po pierwszych 60 stronach wiedziałam, w co mniej więcej celować, niewiadomą pozostawały detale. I w sumie na koniec różnił się jeden detal od moich przypuszczeń.
Jestem już chyba skrzywiona przez Davida w takim razie... Bo czytało mi się to jako przyjemna, lekką książeczkę, a nie żaden thriller... No cóż, ja przynajmniej tego skrzywienia jestem świadoma. :P
W styczniu (o ile znów nie przełożona) premiera filmu na Netflixie.
Z Davidem Thewlisem w jednej z ról, więc chciałam poznać pierwowzór, bo dawno też nie było tak, bym poznała książkę przez filmem.
No i własnie on, moja wielka namiętność i mój geniusz wśród aktorów - David Thewlis powoduje, że ja WIEM, na czym się opiera ta książka. Wiedziałam od początku. bo on motyw...
2016-06-18
Po prostu książka w stylu Muszera, co tu dużo pisać: zakończenie jest takie, że zastanawiasz się, co właśnie przeczytałaś/eś, ale w tym pozytywnym sensie.
Język jest przyjemny, a sposób w jaki przemycane są różnego rodzaju alegorie i metafory, jest bardzo inteligenty.
Książka jest również nieco kontrowersyjna, dialogi i sceny bezpośrednio dotyczące seksualności i czynności seksualnych oraz sposób, w jaki przedstawiono stereotypy o ludziach czy narodach, mogą niektórych czytelników zniechęcić, ale taki właśnie jest Dariusz Muszer - nie owija w bawełnę.
Jednocześnie nie dziwię się, że autor, który jednocześnie jest oczywiście tłumaczem, nie zdecydował się na wydanie tej książki także w wersji polskiej. Polski czytelnik raczej nie doceniłby stylu tego pisarza, bo jednak potrzebna jest przy tej książce spora doza dystansu do siebie, narodu i tematów tabu.
Po prostu książka w stylu Muszera, co tu dużo pisać: zakończenie jest takie, że zastanawiasz się, co właśnie przeczytałaś/eś, ale w tym pozytywnym sensie.
Język jest przyjemny, a sposób w jaki przemycane są różnego rodzaju alegorie i metafory, jest bardzo inteligenty.
Książka jest również nieco kontrowersyjna, dialogi i sceny bezpośrednio dotyczące seksualności i...
2018-12-09
Wreszcie udało mi się dorwać tę książką. I to, o dziwo, stacjonarnie w Empiku, nie musiałam zamawiać. A prawie bym ją przeoczyła, chociaż jest tak duża...
Format jest nieporęczny jeśli chodzi o przechowywanie, ale w pełni rozumiem decyzję. To pozycja skomponowana głównie z myślą o dzieciach. Dla dorosłych fanów HP to smaczek. Doskonale nadaje się jako uzupełnienie, jeśli miłość do serii przekazuje się swoim dzieciom. Można razem usiąść, poczytać, omówić cudowne ilustracje... Tak to sobie przynajmniej wyobrażam, bo dzieci nie mam. Ale gdybym miała, dokładnie tak by było.
dla dorosłych maniaków HP, jak dla mnie, szczególnie w ostatnim czasie, to gratka i uzupełnienie o pewne niuanse dotyczące serii.
Mamy tu przedstawione faktyczne eksponaty British Libirary, anegdoty, historie i nawiązania do tego, w co ludzie kiedyś wierzyli. Ilustracje są cudowne! Pięknie się na to patrzy i z upojeniem chłonie każdą przewróconą stronę.
Polska publikacja ma jeden duży minus. Oryginalnych maszynopisów z książek ani nie przetłumaczono ani chociaż nie skomentowano. Z punkty widzenia osób nieanglojęzycznych jest to bezsens i marnowanie papieru. To kalka z oryginalnego wydania i nikt nie pokusił się chociaż o jakiś komentarz w języku polskim, cokolwiek... Z kolei rękopisy Rowling już taki komentarz mają, co dodatkowo irytuje. Ale pewnie jest on dlatego, że widnieje także w oryginalnej wersji. tutaj więc polski wydawca nie pomyślał i nie poprosił o zgodę na dodatnie komentarza w języku, na który tłumaczy. Szkoda. Gapienie się na kartki po angielsku nic mi nie daje, przepraszam, że nie władam biegle tym językiem, żeby się napawać tymże maszynopisem...
Mimo wszystko podziwiam starania autorów oryginału w zebrania tych ilustracji i informacji o eksponatach z wystawy. Ta książka to taki przegląd tej wystawy w wersji papierowej. Cieszy oko i uzupełnia kolekcję dla fanów serii. Dobrze ją mieć na półce.
Wreszcie udało mi się dorwać tę książką. I to, o dziwo, stacjonarnie w Empiku, nie musiałam zamawiać. A prawie bym ją przeoczyła, chociaż jest tak duża...
Format jest nieporęczny jeśli chodzi o przechowywanie, ale w pełni rozumiem decyzję. To pozycja skomponowana głównie z myślą o dzieciach. Dla dorosłych fanów HP to smaczek. Doskonale nadaje się jako uzupełnienie, jeśli...
2022-08-06
Przede wszystkim chciałabym zaznaczyć, że jeżeli ktoś nie jest fanem gatunku, jakim jest romans erotyczny, to nie ma sensu, żeby sięgał po tę pozycję, bo nie jest ona niczym odkrywczym i nie wywraca zasad panujących w tymże gatunku pozytywne do góry nogami.
Ogólnie jest to standardowa historia. Jeżeli macie w głowie jakąkolwiek checklistę w kategorii „erotyk”, to możecie bez czytania wszystkie punkty odhaczyć.
Historia jest klasyczna i właściwie czytając opis z tyłu okładki – przeczytaliście już książkę. To są po prostu prawa, jakimi rządzą się erotyki. Taki jest po prostu zamysł.
Jednak pytanie, które sobie zadawałam podczas lektury, brzmiało: czy w 2022 roku naprawdę ”erotyki” muszą być nadal powielaniem szkodliwych mitów i stereotypów? Czy naprawdę autorki nie było stać na cokolwiek lepszego albo chociaż na przełamanie pewnych kwestii częściowo, jeśli nie w całości? Główna fala popularności erotyków na świecie dawno minęła, pewne kwestie w tego typu opowiadaniach są powoli przełamywane (szczególnie u autorek skandynawskich), mieliśmy i nadal mamy ogromny ruch #metoo, a mimo to w Polsce nadal utknęliśmy na etapie toksycznego Grey’a. Dlaczego?
Jest w tej historii nawet jakiś niewielki i utracony, ale potencjał. Można już napisać gorący romans, nie robiąc ze swojej bohaterki po raz kolejny idiotki z rozdwojeniem jaźni, która mówi jedno, robi drugie, a z głównego bohatera nie robić po raz kolejny toksycznego stalkera. To jest, nie dość że przede wszystkim szkodliwe, to już potwornie nudne. Wszystko już było, przez wszystko świat już przebrnął i ruszył dalej, a pani Jaczewska utknęła w czasie tę dekadę temu i chyba uznała, że mobbing w pracy i napastowanie seksualne w roku 2022 nadal są dla kobiet seksowną fantazją. Otóż nie są.
Powtórzę jeszcze raz, że co do pierwotnych zasad rządzących w gatunku, są tu wszystkie elementy i co do ich podstaw nie ma się czego czepiać. To, co mi przeszkadza, to ten stracony potencjał. Tyle kwestii można zacząć normalizować w takich powieściach, pozostawiając główne założenie – gorący seks. Można zacząć wyraźnie podkreślać znaczenie antykoncepcji oraz wreszcie zrezygnować z mitycznej „wiecznie gotowej i mokrej na zawałowanie” kobiety oraz mężczyzny z twardniejącym przyrodzeniem na sam widok kobiety. Jasne, że to ułatwia bardzo wiele fabularnie. Rachu-ciachu i po...strachu. Tylko czy warto utwalać szkodliwe mity? Czy nie byłoby prawdziwiej wprowadzić stosowane normalnie przy zbliżeniach lubrykanty? A jeżeli nie, to czy nie warto uświadomić, że nawet naturalny śluz też potrzebuje chwilę, żeby się rozprowadzić, szczególnie wewnątrz, i walenie w środek z rozpędu penisem zaboli? Czy nie jest normalniej napisać, że facet potrzebuje jeszcze chwilę pieszczot po tym jak dopiero co ściągnął spodnie skoro od dawna nie ma kilkunastu lat? Drobne kwestie, które tak wiele by zmieniły, nie tracąc nic, jeżeli chodzi o same walory erotyczne.
A jeżeli chodzi o samą fabułę i bohaterów, to również klasycznie i bez zaskoczeń – ona, wysokie stanowisko w ekskluzywnej firmie. On – stanowisko prezesa w tej samej ekskluzywnej firmie, po nagłym przeniesieniu od konkurencji. Ona – niby mocny charakter, chociaż po przejściach (rozwód). On – ma w końcu pleców jakiekolwiek konwenanse i szacunek do kobiet, traktuje ją jak „wyzwanie” i rzecz do zdobycia.
Niby mamy tutaj takie mikroszpileczki „samoświadomości”, np. „Czemu on mi wysyła SMSy, czy nie wie, że to dowód w sądzie?”, tylko nic z tego nie wynika. Nie ma sprzeciwu w zachowaniu Leny, leci jak pszczoła do kwiatka, pomimo tego, ze jest budowana na kobietę o mocnym charakterze, z zasadami, która osiągnęła sukces w firmie. Wszystko to przestaje się liczyć, bo się pojawił przystojny pan prezes i Lena dostaje bzika na jego punkcie, bo od rozwodu nikt jej nie odwiedzał między nogami. Znów – stracony potencjał. Można było lepiej to rozegrać, pozwolić tym postacią krążyć wokół siebie, wprowadzić najpierw sceny samomiłości, faktycznie fantazjowania o sobie nawzajem. Ale nie – trzeba było dowalić szybki numerek na imprezie 5 dni od poznania nowego prezesa.
Absurdalnie jest też przestawiona sprawa antykoncepcji, chociaż zdaje się, że powinnam się cieszyć, że w ogóle się pojawia. Szkoda, że tak niekonsekwentnie. Już przy jakichś dłuższych spotkaniach prezerwatywy zaczynają się pojawiać, ale na sam start, kilka dni po tym, jak bohaterowie się poznali i są na imprezie, nie ma o tym mowy i wszystko dla Leny jest ok. Po kilku miesiącach, kiedy decydują się na stosunek bez zabezpieczenia i jest to temat wprost, to się zaczynają zastanawiać nad konsekwencjami, mimo że to wcale nie był pierwszy raz. Z racji tego, żę nagle był to temat do rozmowy, przez chwilę podejrzewałam, że może to błędy w druku, skoro nieraz już brak gumki obojgu nie przeszkadzał. Ale chyba mam za duże nadzieje, patrząc na całokształt tej historii.
Jeżeli chodzi same charaktery i budowanie postaci, to Fryderyk i Lena zdecydowanie mają mocne problemy z opanowaniem swoich emocji. Potrafią być zadowoleni, leżeć w swoich ramionach, nawet coś tam zaczynają rozmawiać i wyjaśniać pewne kwestie i nagle jakieś jedno zdanie jednego powoduje, że drugie wybucha i strzela focha. Przypomnę, żę są to ludzie w wieku około trzydziestu lat.
Chociaż muszę przyznać, że niemniejsze problemy z emocjami i racjonalnym myśleniem prędzej czy później mają włsściwie wszyscy inni bohaterowie. Niemal każdy prędzej czy później odwali jakiegoś agresywnego fikoła i jedyną postacią, jaka się pod tym względem pozytywnie wybija, jset przyjaciółka głównej bohaterki – Natalia. Ona pełni trochę rolę takiego bufora bezpieczeństwa, chociaż w jej przypadku zamiast agresywnego zachowania, wypływają ostatecznie opowieści o jej przeszłości.
Osobiście drażniła mnie jeszcze jedna kwestia: Lena pracuje w Warszawie w ogromnej, międzynarodowej firmie, na wysokim stanowisku, w zespole do spraw marketingu i reklamy serii „ekskluzywnych telewizorów” (cokolwiek to znaczy…), za dojazdy do pracy płaci firmową kartą, ale biadoli, że nawet jakby przez 3 miesiące nie wydała nic z pensji, to by ją nie było stać na najtańszy model takiego telewizora (ile on w takim razie kosztuje, 100k za telewizor? Rozumiem, że wtedy TV tańczy, śpiewa i zamiata?). A na jakieś tam wyjście niedługo potem zakłada… diamentowe kolczyki. Albo robi ogromne zakupy, kupuje ekskluzywne sukienki i buty, żeby zaraz potem mieś refleksje, że ojej, chyba starczy, bo zaraz do końca miesiąca zostanie jej życie o wodzie. Ta kwestia kolczyków chyba anwet samą autorkę zakuła, bo jakieś… 200 stron po tym, jak Lena je zakłada, bierze je znowu, ale z dopiskiem, że to prezent od rodziców. Tylko to nie pomaga nijak, wręcz każe się zastanawiać na statusem jej rodziców i ich stopniem zamożności.
No nie wiem, jak was, ale mnie, przeciętną zjadaczkę chleba, nic bardziej nie wku*, niż w książce o bogatych szychach w wielkich firmach czytać o tym, jak to są biedni i ich na nic nie stać. NIC. Sama dobra sytuacja materialna nie rusza, bo taka jest przecież koncepcja całego gatunku, ale takie miauczenie, jak to jest źle i ciężko, doprowadza do szału i wybija z jakiegokolwiek rytmu.
Ale żeby nie było, że wszystkiego się czepiam, bo, zaznaczę po raz kolejny, nie przeszkadzają mi główne założenia, po prostu są do bólu powtarzalne, ale same sceny seksu (pomijając wspomniane przeze mnie wcześniej kwestie) są nawet-nawet. Nie są ani zbyt wulgarne ani ugrzecznione. Chociaż dawno tak się nie zaśmiałam, jak tutaj przy tekście rodem z porno – „Chcę, żebyś doszedł w moich ustach”.
Ogólnie rzecz ujmując, czytałam gorsze rzeczy, a to, co jest najbardziej popularne,w stylu 365 Dni, jest o wiele bardziej cringe’owe i szkodliwe niż „Niegrzeczny prezes”.
Zwyczajnie ma tu żadnych zaskoczeń, za to dużo utraconych szans. Miałam w czytaniu przerwę około dw tygodnie, bo się nudziłam.
Przelewanie takich grafomańskich historii na papier było modne dekadę temu, jak wychodziło 50 Twarzy. Gatunek dawno poszedł już do przodu, ale jeżeli jakimś cudem nie sięgnęliście po niego, a macie ochotę, to równie dobrze możecie sięgnąć po „Niegrzecznego prezesa”. Lepiej niż po te inne „klasyki”, bo jest minimalnie mniej szkodliwy.
PS: występują błędy w druku – sporadycznie dialogi kolejnej postaci nie są przesunięte do nowej linijki i robi się wtedy sajgon.
Przede wszystkim chciałabym zaznaczyć, że jeżeli ktoś nie jest fanem gatunku, jakim jest romans erotyczny, to nie ma sensu, żeby sięgał po tę pozycję, bo nie jest ona niczym odkrywczym i nie wywraca zasad panujących w tymże gatunku pozytywne do góry nogami.
Ogólnie jest to standardowa historia. Jeżeli macie w głowie jakąkolwiek checklistę w kategorii „erotyk”, to możecie...
![video - opinia](https://img.youtube.com/vi/NJnUOw5Cp4U/0.jpg)
2022-08-06
Literaturę młodzieżową, szczególnie dla młodszych dzieci, czytam naprawdę sporadycznie. Jednak akurat tę konkretną książkę wygrałam w konkursie i szkoda by było nie napisać o niej chociaż paru słów.
„Kwadrans” od wydawnictwa Kropka to drugie wydanie tej historii, niemal dekadę po premierze.
W tej krótkiej historii mamy prowadzone dwie narracje – Filipa, żyjącego współcześnie, oraz Jeremiego, żyjącego sto lat przed Filipem.
Filip wprowadza się z rodzicami do nowego mieszkania i trudno mu się przyzwyczaić do nowego miejsca.
Jeremi uczy się na zegarmistrza, a dodatkowo jego głowę zaprzątają myśli o chorej, młodszej siostrze.
Nie chce zdradzać więcej szczegółów poza to i opis, ponieważ historia jest krótka i szkoda psuć zabawę.
Ale muszę przyznać, że się wciągnęłam. Jest to naprawdę ładnie napisane i szybko budowany jest tajemniczy, trochę magiczny nastrój. Opisy pogody, padającego śniegu i otulonej nim okolicy spowodowały, że przypomniały mi się moje własne spacery zimowe, kiedy byłam mała albo jak obserwowałam padający śnieg z okna swojego pokoju.
Motyw główny i ostatecznie także rozwiązanie są po prostu ładne i niegłupie. Bohaterowie również są odpowiedzialni i zdaja sobie sprawę z konsekwencji tego, co robią, a bardzo bałam się dostać dwóch dzieciaków goniących za jakaś przygodą, bez zastanowienia. Tymczasem zarówno Filip jak i Jeremi szanują swoich rodziców, liczą się z ich zdaniem. I działa to w obie strony – rodzice Filipa i mama Jeremiego traktują dzieci sprawiedliwie, równo, nie wyśmiewają, nie poddają w wątpliwość ich pytań, angażują się. Bardzo mi się ta relacja podoba. Dodatkowo Filip ma kilka uroczych, ale jakże prawdziwych spostrzeżeń na temat dorosłych.
Nawet jako dorosła dobrze spędziłam czas i oczywiście, historii nie mogę nazwać bardzo zaskakującą, ale jest zdecydowanie nieoczywista, mądra, nawet zahacza o teorię względności czasu i dla dzieci na pewno świetna. Na czytanie razem z rodzicami – jeszcze lepsza.
Literaturę młodzieżową, szczególnie dla młodszych dzieci, czytam naprawdę sporadycznie. Jednak akurat tę konkretną książkę wygrałam w konkursie i szkoda by było nie napisać o niej chociaż paru słów.
„Kwadrans” od wydawnictwa Kropka to drugie wydanie tej historii, niemal dekadę po premierze.
W tej krótkiej historii mamy prowadzone dwie narracje – Filipa, żyjącego...
![video - opinia](https://img.youtube.com/vi/VRQ3CufibpU/0.jpg)
2022-03-06
Cieszę się bardzo mogąc opublikować tę recenzję jako oficjalnie wybraną przez wydawnictwo w ramach zgłoszeń z LubimyCzytać.
Chciałabym zacząć od tego, że, chyba w przeciwieństwie do wielu czytelników tej pozycji, wcale na nią nie czekałam. Nie miałam pojęcia o jej przyszłym zaistnieniu, a na autorki trafiłam na YT dopiero w styczniu tego roku przy okazji poszukiwania najlepszych książek minionego roku. I wcale nie wiedziałam, że piszą też książki. Tak więc przysiadłam do lektury i recenzji z całkiem świeżym umysłem.
Książkę skończyłam w cztery dni. Zawrotne tempo, ale przyczyniła się do tego awaria internetu w domu, która trwa już trzeci dzień. Niestety poczuły to moje plecy i szyja, bo to ciężkie, nieporęczne tomiszcze i z utęsknieniem czekam na powrót do mojego ukochanego czytnika. Przypomniało mi się dobitnie, dlaczego już miałam dość papierowych książek.
LOPiW prowadzona jest w trzech narracjach, uzupełnianych z czasem o kolejne. Nie wprowadza to chaosu, wszystkie płynie sprawnie.
Nierówno poprowadzona jest krzywa uczenia i rozwoju trzech głównych bohaterek. Wręcz wcale nie wygląda na krzywą, tylko jest skaczącą po schodach żabą. Z każdym powrotem do danej narracji, nagle bohaterka, nieważne która, jest level wyżej w stosunku do tego, z czym się mierzy i jak się zachowywała rozdział wcześniej. Np. w jednym rozdziale postać Rose płacze i nie ogarnia za bardzo, wracamy za 15 stron i nie, jednak już nie płacze, ogarnia też trochę lepiej. Albo Raina zastanawia się nad jakąś sprawą, frapuje się, ale przy kolejnym spotkaniu z nią już spoko, już problem rozwiązany. Bo tak. Nie ma jakichś większych wydarzeń czy przemyśleń pomiędzy, ciągłość fabularna jest zachowana. Żaba wskoczyła na kolejny schodek w czasie, kiedy zajmowaliśmy się przez kilka stron kimś innym. Chociaż najbardziej uderzyło mnie, że Rose w jednym rozdziale ma gorączkę, musi odpocząć i się wyleczyć, ale kolejnego ranka bierze gorącą kąpiel i wieczorem już w pełni sił walczy ze smokiem, drobnostka. Nie jest to jakoś drastyczne na tyle, żeby bardzo irytować, ale jednak rzuca się to w oczy.
Zupełnie położone jest za to przedstawienie świata od strony geopolitycznej. Żeby nadążać, trzeba by chyba mieć pamięć fotograficzną i zakuć na blachę mapkę dołączoną z początku książki. A już rozmowa arcyksięcia z baronem, która powinna czytelnikowi tłumaczyć cały kontekst i pozwolić się wczuć w sprawę tego pierwszego, to bełkot. Pada tam za wiele nazw bez jakiegoś większego wcześniejszego wprowadzenia, a przysłuchująca się rozmowie Antoinette też nie zna niektórych z wymienionych miejsc. A czytelnik ma znać? Przestałam się więc skupiać, stwierdziłam, że mnie to nie obchodzi i nie ma sensu próbować cokolwiek zrozumieć.
Z kolei element, który powinien najbardziej namieszać, wywołać moim zdaniem większe emocje i w miarę rozwoju być szerzej komentowany, mieć pełniejszy obraz, jest potraktowany zupełnie po łebkach. A chodzi mi o prowadzenie legendarnych smoków. Jest najpierw zaskoczenie, ale szerszych przemyśleń brak, szok szybko mija, w sumie cała historia leży przechodzi bez większych emocji, poświęcono jej bardzo mało czasu. A kiedy smoki pojawiają się już w świecie czy bezpośrednio w walce, to reakcje na nie, jeśli w ogóle jakieś są, to tylko gdzieś z offu, włącznie z główną reakcją wroga – to jest dosłownie jedno zdanie. Gdzie to powinien być popłoch po obu stronach wojsk, powinno być przerażenie, niedowierzanie, cokolwiek. Ale smoki, nieobecne w świecie od 200 lat, latają sobie na luzie, a wojska się naparzają jak gdyby nigdy nic. W ogóle jeszcze cały okres próby, poznawania smoka i treningu, mija jak mrugnięcie oka i kiedy nagle zostało wspomniane, że minęło ileś tygodni od pojawienia się tam Rainy i Rose, to się zawiesiłam i się zastanawiałam: „Że niby kiedy? Przecież to brzmi jak maksymalnie 5 dni”.
Mam wrażenie, że to wynika z tego, że nagle autorki się zorientowały, że mają już napisane 300 stron, kiedy smoki dopiero się pojawiają, więc trzeba, jak w kabarecie, ścieśniać-ścieśniać, żeby się zmieściło w objętości przewidzianej na pierwszy tom. Szkoda, stracony potencjał. Jednocześnie pojawiły mi się flashbacki z trylogii „Dziewiątego Maga”. Tam więzi ze smokami są budowane i przedstawiane w odpowiednim do rangi wydarzenia tempie.
Od strony technicznej raziła mnie bardzo narracja Antoinette i jakieś maniakalne powtarzanie jej imienia w niemal każdym zdaniu, które jej dotyczy. Chociaż po drodze nie pojawia się żadna inna postać, która wymagałaby tego powtórzenia. Praktycznie nie istnieje w przypadku tej postaci stosowanie zaimka. Niemal zawsze wygląda to tak: „ Antoinette robi to, to oraz tamto, tamto, tamto. (kropka i BRAK innego zdania pomiędzy, brak innych postaci lub są odmiennej płci) Antoinette widzi tamto i tamto. (nowy akapit) Antoinette…
Żadne zdanie nie zaczyna się normalnie od „ona”, zawsze musi być pełne imię. Szału idzie dostać. Przez to ta postać jest bardziej irytująca.
W ogólnym rozrachunku nie ma tu nowych koncepcji, błyskotliwych pomysłów, wszystko jest wtóre, wszystko już gdzieś było w takiej czy innej formie. Średniak z gatunku. Niczym nie zachwyci i też nie koniecznie zachęci do sięgnięcia po kolejne tomy, ale jak ktoś ma fazę na fantasy, to się spodoba.
Cieszę się bardzo mogąc opublikować tę recenzję jako oficjalnie wybraną przez wydawnictwo w ramach zgłoszeń z LubimyCzytać.
Chciałabym zacząć od tego, że, chyba w przeciwieństwie do wielu czytelników tej pozycji, wcale na nią nie czekałam. Nie miałam pojęcia o jej przyszłym zaistnieniu, a na autorki trafiłam na YT dopiero w styczniu tego roku przy okazji poszukiwania...
2022-02-16
To moje drugie spotkanie z autorem. Kilka lat temu przeczytałam „Odpowiedzialność. (…)” i naprawdę zmieniła moje życie. "6 filarów..." to niejako rozszerzenie wiedzy stamtąd.
„6 filarów…” to pozycja bardzo obszerna, której lektura zajęła mi wiele tygodni, bo naprawdę wymaga skupienia. Jest też niewątpliwie potrzebna. Potrafi otworzyć oczy w kilku kwestiach, choć ja akurat przepracowałam część tej wiedzy właśnie przy okazji pierwszej lektury i problemów w życiu.
Niemniej polecam, jeśli ktoś potrzebuje uświadomić sobie, że jest swoją najważniejszą kotwicą w życiu i innej nie będzie.
Z obszernie omawianych kwestii najważniejsze są te dotyczące tych tytułowych 6 filarów. Kolejne rozdziały dotyczące pracy, kultury czy religii – powiedziałabym, że są opcjonalne i trochę na siłę pompują całą długość i chwilami czuć w nich, że już autor ślizga się na granicy swoich kompetencji, a nie brakujemu ich w tych pierwszych, ważniejszych aspektach.
Całość uważam, jak wspomniałam na początku, za bardzo potrzebną i byłoby dobrze, gdyby trafiła do jak najszerszego grona odbiorców i mogę tylko szczerze polecić.
To moje drugie spotkanie z autorem. Kilka lat temu przeczytałam „Odpowiedzialność. (…)” i naprawdę zmieniła moje życie. "6 filarów..." to niejako rozszerzenie wiedzy stamtąd.
„6 filarów…” to pozycja bardzo obszerna, której lektura zajęła mi wiele tygodni, bo naprawdę wymaga skupienia. Jest też niewątpliwie potrzebna. Potrafi otworzyć oczy w kilku kwestiach, choć ja akurat...
2020-06-05
Dokładnie taka pozycja, jakiej szukałam i jakiej oczekiwałam. Świetna, zwięzła, konkretna, bez wydziwiania - doskonała do usystematyzowania wiedzy, którą się już ma lub pozbierania najważniejszych informacji z filozofii, jeśli się chce tę wiedzę zdobyć. Ja właśnie chciałam pozbierać, czułam braki, jeśli chodzi o tę dziedzinę. Po lekturze jestem usatysfakcjonowana. I będę chętnie wracać do fragmentów.
Dokładnie taka pozycja, jakiej szukałam i jakiej oczekiwałam. Świetna, zwięzła, konkretna, bez wydziwiania - doskonała do usystematyzowania wiedzy, którą się już ma lub pozbierania najważniejszych informacji z filozofii, jeśli się chce tę wiedzę zdobyć. Ja właśnie chciałam pozbierać, czułam braki, jeśli chodzi o tę dziedzinę. Po lekturze jestem usatysfakcjonowana. I będę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-02
2021-10-31
Znam już wiele poradników o seksualności, kilka przerobiłam w ostatnich latach, jeszcze o innych dużo słyszałam, ale nie zdecydowałam się (jeszcze) na lekturę i jakimś cudem… nie ma wśród nich „Kobietologii”. Na tę książkę trafiłam przeglądając półkę w Empiku i dokonałam zakupy w ramach promocji 3 za 2 na cały asortyment. Książka wygląda niepozornie i jest, jak na taki format, nieco drogawa, bo kosztowała 45 zł i taką cenę ma też nadrukowaną. To sporo. Ale promocja to promocja…
I czy było warto? Zdecydowanie tak. Przede wszystkim forma – podział na rozdziały i wszystko kręci się wokół waginy. Dużym plusem jest to, że ote wszystkie aspekty omówione bez żadnego moralizatorstwa, z dużą ilością statystyk i bez większej otoczki emocjonalnej – po prostu ukazanie różnorodności kobiet, kobiecych stref intymnych i tyle. Neutralne jest dla mnie… lokowanie produktów. Z rynku amerykańskiego, więc tych nazw nawet nie znam, ale zawsze umieszczone są w kontekście omawiane tematu, więc nic na siłę i wątpię, by faktycznie było takie odpłatne lokowanie produktu. Autorka poleciła, co uznała za stosowne i czemu ufa. No i spoko. Jest kilka aspektów, które, pomimo wydania w 2017 roku, nie odpowiadają aktualnej wiedzy, głównie raziło mnie zalecanie używania wody i mydła do higieny intymnej. Mydło w kontakcie z wodą ma odczyn zasadowy, a wagina kwaśny i to naprawdę nie jest dobry wybór i nie od parady stworzono żele di higieny intymnej. Choć z drugiej strony mam wrażenie, że ta woda z mydłem to rada raczje na zasadzie „lepiej tak niż niczym”, bo już irygacje tępione są przez autorkę bardzo dobitnie i chwała jej za to. Minus za zbyt późne dodanie, że akupresura i akupunktura nie mają potwierdzonego działa naukowego, poza tym na zasadzie placebo – zanim autorka uzupłeniła tekst o ten fakt, wcześniej parę razy pez zajknięcia te „zabiegi” polecała. Ale w końcu uzupełniła, że to raczej jako spróbowanie, a nie faktyczna metoda leczenia czegokolwie, więc powiedzmy, że wybaczone. Poza tym pani doktor zmieściła w tej niepozornej pozycji naprawdę cała pulę tego, co można sobie skojarzyć z „problemami z waginą”. Jest tu omówione wszystko – okres nastoletni dla „naszej W”, menopauzalny, omówienie hormonów, ciążę, stan podniecenia, tabu i wstyd, choroby weneryczne, problemy z uszkodzeniem waginy podczas uprawiania sportów, rozwód, smak, różne doświadczenia seksualne… To jest kompendium. Bez oceniania, za to znane pacjentki pani doktor piszą wypowiedzi do poszczególnych rozdziałów. I przytoczone są też pokrótce przykłady pacjenetk, wprowadzające w dany rozdział.
Karnego ptaka dostaje za to polski wydawca i redakcja – podpisana jako Ewelina Kuryłowicz – bo ilość BŁĘDÓW EDYTORSKICH KOLE W OCZY. Włącznie z opisaniem „żadnych przygód” zamiast „żądnych” czy tym, że po 25 latach życia dowiedziałam się, że zespół KISS ma wokaliSTKĘ. I równie ciekawe kwiatki, przez które trzeba sobie samemu zdanie poprawnie w głowie układać… Jest to przykre, bo kobietom, które wydają taką pozycję, szczególnie powinno zależeć na dokładności i poprawności, skoro biorą się za poradnik o seksualności dla kobiet. Tłumaczenie też chwilami wypada sztucznie.
Ale nadal wolę mieć takie wydanie książek w tak ważnym temacie niż żadne.
Książkę warto wyhaczyć gdzieś na promocji i mieć na swojej półce, by sięgnąć po nią w dowolnym momencie. Forma, podział na rozdziały, pozwala na sięgnięcie do ego, czego akurat potrzebujemy. To książka dla każdej kobiety, bo o każdej jest co najmniej jeden rozdział. A jeśli któryś nawet nas już lub jeszcze nie dotyczy, to warto wzbogacić swoją wiedzę i czuć się pewniej jako kobieta.
Znam już wiele poradników o seksualności, kilka przerobiłam w ostatnich latach, jeszcze o innych dużo słyszałam, ale nie zdecydowałam się (jeszcze) na lekturę i jakimś cudem… nie ma wśród nich „Kobietologii”. Na tę książkę trafiłam przeglądając półkę w Empiku i dokonałam zakupy w ramach promocji 3 za 2 na cały asortyment. Książka wygląda niepozornie i jest, jak na taki...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to