Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

To niestety dobry przykład na to, że nie zawsze dłuższa książka znaczy lepsza.

To niestety dobry przykład na to, że nie zawsze dłuższa książka znaczy lepsza.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najlepsza polska książka tego gatunku, jaką czytałam od lat. To nie tylko thriller, ale również świetna powieść obyczajowa. Wojciech Chmielarz, doskonale kreując swoich bohaterów, tworzy również realny i bardzo aktualny obraz współczesnej polski. Jednak w takich książkach najważniejsza jest intryga, a ta jest wymyślona rewelacyjnie, a poprowadzona jeszcze lepiej. Trzy perspektywy czasowe dozują kolejne elementy układanki, podkręcają napięcie, intrygują, wzbudzając głód kolejnych stron. A zakończenie wgina w fotel. Po przeczytaniu "Żmijowiska" arbitralnie koronuję Wojciecha Chmilarza na króla polskiego thrillera/kryminału. Ta książka jest NIE-SA-MO-WI-TA i nieodkładalna! Mam nadzieję, że zostanie wydana w wielu krajach, niech ludzie poza Polską dowiedzą się, jak świetnie pisze Chmielarz.

Najlepsza polska książka tego gatunku, jaką czytałam od lat. To nie tylko thriller, ale również świetna powieść obyczajowa. Wojciech Chmielarz, doskonale kreując swoich bohaterów, tworzy również realny i bardzo aktualny obraz współczesnej polski. Jednak w takich książkach najważniejsza jest intryga, a ta jest wymyślona rewelacyjnie, a poprowadzona jeszcze lepiej. Trzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwukrotnie miałam przyjemność dać się porwać Skarlet i wyruszyłam z nią do XIX i początków XX wieku. Teraz obie części zyskują nową, wygodną formę i trafią w ręce czytelników jako całość. 

"Z podróży do świata retro" przenosi czytelnika nie tyle w przestrzeni, co w czasie. Skarlet zorganizowała książkową wyprawę do XIX wieku i jak na podróżniczkę przystało przybliża różne kwestie, które składają się na szerszy obraz odwiedzanego miejsca. Mamy więc modę, urodę, kulinaria i... kryminalne historie.

Książka okraszona jest oryginalnymi ilustracjami i przedrukami z bibliografii źródłowej, co wzmacnia odbiór klimatu opisywanej epoki.


"Z podróży do świata retro" składa się z różnych "smaczków", tj. wierszy i wierszyków, ogłoszeń prasowych, porad dla dam i gentlemenów.

Niesamowicie jest skonfrontować tematy i problemy zajmujące ludzi wtedy i dziś, porównać poglądy, standardy oraz stan wiedzy, np. o wpływie palenia papierosów na zdrowie.
Razem ze Skarlet czytelnik wybiera się do świata retro nie tylko w Polsce, ale i do innych europejskich państw, a na chwilkę nawet za ocean.
Dodatkowym atutem są prawdziwe historie. Jest o pewnej królowej, kobiecie niezwykłej i mądrej. I nie chodzi o królową Wiktorię. Są też opowieści kryminalne, w tle z XIX-wiecznym Londynem i... szubienicą.


Czytając "Z podróży do świata retro", oprócz relaksu i poszerzenia wiedzy, możecie wynieść realne korzyści. A to za sprawą przepisów kulinarnych zawartych w książce. To nie lada gratka, bo one przecież nie tracą na aktualności, a mogą odmienić i paradoksalnie odświeżyć współczesną kuchnię.

W podróży zorganizowanej przez Skarlet nie poznajemy świata retro w opisach wydarzeń historycznych czy kulturalnych, a w tekstach o sprawach bardziej przyziemnych i bliższych człowiekowi.
Jest więc moda i wyjątkowo aktualne wskazówki jak podchodzić do obowiązujących trendów, porady dotyczące przyjmowania gości i rarytas - "dziesięcioro przykazań dla przyszłych małżonków".

Lektura "Z podróży do świata retro" przynosi nie tylko walory poznawcze. Czytelnika czeka spora dawka uśmiechów, bo ciężko zachować powagę, czytając np. autentyczne anonse prasowe czy humorystyczne komentarze ówczesnej rzeczywistości autorstwa niejakiego Muchy.

"Z podróży do świata retro" może stanowić ciekawe uzupełnienie wiedzy z podręczników i książek historycznych lub stanowić przyczynek do poznania materii bardziej od strony faktograficznej. Może się więc okazać, że ta podróż będzie tylko wstępem do znacznie dłuższej wyprawy.

Dwukrotnie miałam przyjemność dać się porwać Skarlet i wyruszyłam z nią do XIX i początków XX wieku. Teraz obie części zyskują nową, wygodną formę i trafią w ręce czytelników jako całość. 

"Z podróży do świata retro" przenosi czytelnika nie tyle w przestrzeni, co w czasie. Skarlet zorganizowała książkową wyprawę do XIX wieku i jak na podróżniczkę przystało przybliża różne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka to świetne połączenie rozrywki i edukacji.
Piątka uczniów podczas wakacji pracuje nad specjalnym projektem. Mają opisać miejsca, które odwiedzili w wakacje. Żaden z piątki bohaterów nigdzie nie wyjeżdża, więc dzieciaki zwierają szyki i postanawiają odbyć wspólną podróż... w czasie.
Odwiedzają starożytne imperia: Egipt, Grecję i Rzym.

W odwiedzanych miejscach mają okazję być nie tylko obserwatorami. W każdym z nich trafiają pod skrzydła opiekunów, którzy pokazują im prawdziwe życie, zabierają ich do swoich domów, przedstawiają rodzinom. Dzięki temu dowiadują się znacznie więcej, a ich wiedza o odwiedzanych miejscach rośnie w imponującym tempie.

Ta książka to kompendium wiedzy o starożytności. Świetna lektura zarówno dla tych dzieciaków, które interesują się historią antyczną, jak i tych, które nie mają o niej zielonego pojęcia. Dla pierwszych będzie to książka dopasowana do zainteresowań, a dla drugich porządna dawka wiedzy, a może nawet bodziec do wzbudzenia fascynacji i dalszego pogłębiania wiedzy.

Z pewnością jest to książka, która jest wartościowa. Powiedziałabym, że pouczająca, ale dzieciom to określenie może się źle kojarzyć. Nie dość, że dziecko czyta, dowiaduje się wielu ciekawostek, poznaje realia starożytnych kultur, ludzi, zwyczaje, sztukę i architekturę, to spędza czas przy dobrej i przyjemnej lekturze.
Według mnie "Wakacje u starożytnych" najlepiej sprawdzą się w rękach czytelników w wieku 8-10 lat, ale dzieci, ich możliwości, zainteresowania i wyrobienie czytelnicze są różne, więc czytelnicy w innym wieku również mogą odnaleźć się doskonale podczas lektury tej książki.

"Wakacje u starożytnych" niosą dodatkowo pewien morał. Nie trzeba odbywać realnej podróży, żeby poznać inne miejsca. Wystarczy trochę wyobraźni i poszukiwanie informacji w dostępnych źródłach. Pieniądze, lub ich brak, w takim wypadku również nie stanowią bariery. Sądzę, że to w dzisiejszych czasach bardzo pozytywny i potrzebny przekaz.

Ta książka to świetne połączenie rozrywki i edukacji.
Piątka uczniów podczas wakacji pracuje nad specjalnym projektem. Mają opisać miejsca, które odwiedzili w wakacje. Żaden z piątki bohaterów nigdzie nie wyjeżdża, więc dzieciaki zwierają szyki i postanawiają odbyć wspólną podróż... w czasie.
Odwiedzają starożytne imperia: Egipt, Grecję i Rzym.

W odwiedzanych miejscach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeszcze niejednokrotnie będę wracała myślami do "Całego życia". Powieść, która w trudny do wytłumaczenia sposób jest literackim fenomenem. Ale tego na szczęście nie trzeba wyczerpująco tłumaczyć, bo można to poczuć podczas lektury.
Książka Seethalera, nominowana do Nagrody Bookera, w pierwszym momencie jest niepozorna. Niewielka objętość skrywa w sobie pewną magię i piękno literatury, z którą warto się zapoznać. To książka prosta w formie, która nie powinna przerastać nawet niezbyt wyrobionego czytelnika (przynajmniej od strony technicznej). Ale ja miałam chęć delektowania się, racjonowania jej, mimo że bez trudu można ją pochłonąć w jeden wieczór.
"Całe życie" opowiada o sprawach podstawowych, pierwotnych, stale towarzyszącym ludziom, a o których coraz częściej wielu z nas nie myśli lub nawet nie chce myśleć.

Robert Seethaler opowiada losy Andreasa Eggera, człowieka prostego, w niewielkim stopniu wykształconego (w znaczeniu edukacji szkolnej), parającego się różnymi nieskomplikowanymi, choć ciężkimi i niebezpiecznymi, pracami fizycznymi. Czytelnik towarzyszy Eggerowi przez całe jego życie, a to już od początku nie należy do łatwych i przyjemnych. Naznaczone jest dramatycznymi zdarzeniami spowodowanymi czasem przez ludzi (jak np. wojna), czasem przez naturę. Mimo to Andreasa przepełnia wewnętrzny spokój.
Bohater Seethalera jest typem samotnika. Nie odcina się od ludzi, ale potrzebuje ich w ograniczonym zakresie, co sprawia, że jest on bardziej skierowany do wnętrza siebie.

Z kolei jego zewnętrzna uwaga najbardziej kieruje się w stronę przyrody, a konkretniej warunków, ograniczeń i przeszkód, jakie ona stwarza dla funkcjonowania ludzi. Egger nie jest typem człowieka, który zachwyca się kwiatkami, pszczółkami i promieniami słońca. On po prostu respektuje siły natury i stara się żyć w zgodzie z nimi. To niejednokrotnie trudna symbioza. Czasem przyroda staje w kontrze i przynosi pewne ofiary, a Andreas wydaje mi się w takich momentach pokornym trybikiem potężnej machiny.

Czytelnik towarzyszy bohaterowi na przestrzeni kilkudziesięciu lat. W tym czasie Egger jest świadkiem wielu zmian społecznych i postępu cywilizacyjnego, ale ponieważ bardziej jest jego obserwatorem niż uczestnikiem pozwala to trochę z boku spojrzeć na różne rewolucje, jakie zaszły i zastanowić się nad nimi. Tematów do refleksji jest z resztą więcej, bo autorowi udało się w tej krótkiej formie zawrzeć wiele aspektów ważnych w życiu każdego z nas.

Dla mnie "Całe życie" to piękna, mądra, czasem sensualna opowieść o pogodzeniu z samym sobą i tym, co przynosi los, o pokorze wobec natury, przemijaniu i godności. To naprawdę niezwykła książka, o której, szczerze mówiąc, nie chcę długo pisać. Tak, jak autor skondensował historię, którą miał do opowiedzenia czytelnikom, tak ja świadomie nie rozpisuję się, licząc na to, że w swoim tekście udało mi się przekazać Wam jak ciekawa i ważna wydała mi się ta książka. Jeśli chcecie przeczytać historię z pewną głębią, ale napisaną w niezwykle prosty sposób, która wycisza i zastanawia to myślę, że warto sięgnąć po "Całe życie". Ta książka może istnieć w kulturze bardzo długo. Ja tego jej życzę.

*Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/05/cae-zycie-robert-seethaler-recenzja.html

Jeszcze niejednokrotnie będę wracała myślami do "Całego życia". Powieść, która w trudny do wytłumaczenia sposób jest literackim fenomenem. Ale tego na szczęście nie trzeba wyczerpująco tłumaczyć, bo można to poczuć podczas lektury.
Książka Seethalera, nominowana do Nagrody Bookera, w pierwszym momencie jest niepozorna. Niewielka objętość skrywa w sobie pewną magię i piękno...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo pozytywna i pouczająca opowieść. Historia Notrosa jest lekcją tolerancji, kompromisu, kooperacji. Pokazuje, że w grupie jest siła, a różnorodność jej członków jest atutem.

Bardzo pozytywna i pouczająca opowieść. Historia Notrosa jest lekcją tolerancji, kompromisu, kooperacji. Pokazuje, że w grupie jest siła, a różnorodność jej członków jest atutem.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Złote spinki Jeffreya Banksa" to gangsterska komedia kryminalna w brytyjskim sosie.

Frankie Turbo jest prawą ręką bossa londyńskiego półświatka, Ezekiela Horna znanego pod pseudonimem Oxford (swoją drogą bardzo dystyngowana ksywka).
Frankie, na zlecenie szefa, ma przetransportować bardzo wartościową przesyłkę. Niestety ta arcyważna misja zostaje przerwana... przez policję. I cały plan idzie w łeb. Oxfordowi zależy na uwolnieniu swojego podwładnego, a jeszcze bardziej na odzyskaniu tej przesyłki.
Sytuację komplikuje boss konkurencyjnego gangu - niejaki Krwawy Siergiej.
W rozwikłaniu kłopotliwej sytuacji Oxforda pomocna może okazać się pewna prostytutka, Piękna Sara Lou, oraz miłość do klubu piłkarskiego Chelsea.
W całej gangsterskiej układance nie mogło zabraknąć miejsca dla tytułowego Jeffreya Banksa. Ten należy do zupełnie innego świata, bo jest ministrem spraw wewnętrznych. Obraca się w wyższych sferach, ale zajmuje szczególne miejsce w przebiegu fabuły. A jakie? Musicie sprawdzić sami.
No i jest posiadaczem złotych spinek o dość intrygującym pochodzeniu.

Pióro Marcina Brzostowskiego bardzo mi odpowiada. Lekko i sprawnie prowadzi narrację i tworzy ciekawe dialogi. Bohaterowie są różnorodni i świetnie nakreśleni. Podczas lektury intensywnie wyobrażałam sobie wygląd postaci i nieźle się przy tym bawiłam, biorąc pod uwagę ich komediowy charakter.

"Złote spinki Jeffreya Banksa" dzieją się w Wielkiej Brytanii i muszę Wam powiedzieć, że angielski klimat jest wyczuwalny i wyraźny. Nie robiłam dochodzenia i nie wiem, czy autor mieszka lub mieszkał w Anglii, ale wybornie udało mu się odtworzyć tę atmosferę, zarówno w narracji, jak i dialogach. Ale obyło się bez angielskiej flegmy ;-).

To lekka i odprężająca lektura, która udowadnia, że Marcin Brzostowski ma naprawdę dobre pióro. Pisze w ciekawy i łatwy w odbiorze sposób.
Ale jedno zastrzeżenie mam i nie zawaham się go wyrazić. Za mało! Za krótko! Ta niespełna 140-stronicowa opowieść jest jakby skondensowaną wersją tej opowieści. Z takimi umiejętnościami autor mógł napisać dużo więcej, bardziej rozbudować fabułę i tym samym wydłużyć czytelnikowi przyjemność czytania.

*Cała recenzja do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/04/zote-spinki-jeffreya-banksa-marcin.html

"Złote spinki Jeffreya Banksa" to gangsterska komedia kryminalna w brytyjskim sosie.

Frankie Turbo jest prawą ręką bossa londyńskiego półświatka, Ezekiela Horna znanego pod pseudonimem Oxford (swoją drogą bardzo dystyngowana ksywka).
Frankie, na zlecenie szefa, ma przetransportować bardzo wartościową przesyłkę. Niestety ta arcyważna misja zostaje przerwana... przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Hugo Hajdukiewicz to dobiegający 30-tki świetnie sytuowany prawnik. Ma piękne mieszkanie, super auto, czerpie z życia garściami. Dotychczas prowadził dość hulaszczy tryb życia: imprezy, modne miejsca, zabawa z najlepszym kumplem, kolejne panienki do "zaliczenia". A wszystko to podlane alkoholem. Hedonista pełną gębą. Być może ciągnąłby tak dalej, gdyby nie to, że jego zmarły, obrzydliwie bogaty wuj zapisał Hugonowi całą swoją schedę.

Wuj Hajdukiewicza przebiegle obwarował swoją ostatnią wolę - Hugo zostanie spadkobiercą, jeśli przed swoimi trzydziestymi urodzinami będzie miał żonę i spłodzi potomka. Ha! Taka zagwozdka. Z pomocą przychodzi Adam Soliński, wieloletni przyjaciel Hugona. Obaj obmyślają chytry plan wyłonienia kandydatki na żonę w konkursie literackim ogłoszonym na uniwersytecie. Prace mają pomóc wybrać tę najbardziej cichutką, skromniutką, zahukaną studentkę, która na dodatek marzy o pięknej, tradycyjnej rodzinie.

I tu pojawia się Łucja Maśnik. Łucja pochodzi ze wsi, ze skromnej, pokaleczonej, ale kochającej się rodziny. Wiedzie życie studentki ledwo wiążącej koniec z końcem, jest szarą myszką w burych ubraniach. Dla niej Hugo to istny książę na białym koniu, a zainteresowanie, jakie jej okazuje to jak wygrana na loterii. Wpada w sidła zastawione przez przystojnego, obytego w świecie prawnika. Umawia się na randkę i w mgnieniu oka daje sobie zawrócić w głowie, nie wiedząc, że bierze udział w wyjątkowo cynicznej grze.

Mnóstwo gromów posypało się już na głowę Hajdukiewicza w recenzjach "Konkursu na żonę". Czytelniczki emocjonalnie reagują na tę postać i nie ma w tym nic dziwnego, bo trzeba mu przyznać, że zdobył się na podłość pierwszej klasy. Przebiegły, podstępny, cyniczny, zimny, pozbawiony empatii, wyrachowany - wszystkie te określenia świetnie pasują do Hugona, ale... No właśnie, to "ale" wyczuwałam w nim niemal od początku lektury, jakąś rysę na jego wystudiowanym, twardym wizerunku.
Po pierwsze, taka postawa często wynika z zawodu miłosnego i jest odpowiedzią na zranione serce. Może Hugo nie zawsze taki był, może poznał smak prawdziwej miłości.
Po drugie, nosi w sobie ciężkie brzemię, jakim jest nieobecny, a nawet nieznany, ojciec. Taka sytuacja musi wyryć trwały ślad w sercu.

Łucja z kolei jest bardzo naiwnym dziewczątkiem, życiowo jeszcze dzieckiem. Metrykalnie również, bo ma dopiero 19 lat. Nie ma doświadczeń damsko-męskich, a do spotkania Hugona najważniejsza dla niej była nauka i rodzina, a zwłaszcza babcia. Ta relacja jest szczególna, ponieważ jako dziecko Łucja straciła oboje rodziców i została przysposobiona przez babkę. 60-letnia kobieta otacza wnuczkę wielką miłością i troską, łączy je mocna więź i zaufanie. Babcia jest najwyższą instancją, słuchaczem, pocieszycielem i doradcą. Do spraw Łucji podchodzi z wyrozumiałością i mądrością życiową. Cała rodzina Maśników trzyma się razem i to jest siła, której Hajdukiewicz może pozazdrościć swojej wybrance.

Hugo jest ewidentnym schwarzcharakterem tej opowieści, ale zachowanie Łucji też może niektórych irytować. Głupiutka, naiwna, łatwa do zmanipulowania tak, że chce się do niej krzyknąć: "Dziewczyno, przejrzyj na oczy!". Ale tak jak w przypadku Hajdukiewicza i ona nie jest postacią jednowymiarową. Grzeczna, cicha studentka skrywa ostre pazurki i potrafi tupnąć nogą. W relacji ze swoim wymarzonym księciem przechodzi pewną metamorfozę, co sprawia, że wymyślony przez Hugona plan nie idzie jak po sznurku.
Jednym z wymiarów, na którym dochodzi do przeobrażenia Łucji jest seksualność. Autorka, wplatając sceny erotyczne, wysmakowane, choć nie są zawoalowane, pokazuje jak w dziewczynie budzi się i rozkwita ta sfera życia, jak jej to dodaje skrzydeł i wzmacnia. Libido do tej pory uśpione, teraz wybucha z dużą siłą i pozbawia Łucję zahamowań i skrępowania. Dla niektórych czytelniczek ten pieprzyk może być dodatkowym atutem powieści. Dla mnie takie sceny nie są niezbędne, ale w "Konkursie na żonę" mają zadanie dopełnienia postaci Łucji, pokazania innych jej kolorów, poza szarym.

Powieść Beaty Majewskiej opiera się na pewnych kliszach z literatury i filmu, ale według mnie to nie odbiera przyjemności lektury. Są przecież takie historie, które choć podobne, lubimy oglądać czy czytać w różnych odsłonach i wykonaniach. Uważam, że dużym plusem "Konkursu na żonę" jest konstrukcja głównych postaci. Nie są jednowymiarowe i płaskie, a przełamane. Im dalej w lekturze, tym mniej stają się przewidywalni, a bardziej skomplikowani. Choć na początku książki myślałam, że autorka wyłożyła już karty na stół i fabuła potoczy się w łatwy do przewidzenia sposób, to potem nie raz byłam zaskoczona, a moja ciekawość rosła. Podczas lektury towarzyszyły mi różne emocje: złość, irytacja, wzruszenie, współczucie i nadzieja. Dobrze zbilansowana mieszanka.
Język jest bardzo przystępny, co sprawia, że książkę czyta się bardzo dobrze i szybko, a zakończenie postawiło mnie w stan oczekiwania... Na drugą część - "Bilet do szczęścia".

* Cała recenzja do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/05/konkurs-na-zone-beata-majewska-recenzja.html
Zapraszam :-).

Hugo Hajdukiewicz to dobiegający 30-tki świetnie sytuowany prawnik. Ma piękne mieszkanie, super auto, czerpie z życia garściami. Dotychczas prowadził dość hulaszczy tryb życia: imprezy, modne miejsca, zabawa z najlepszym kumplem, kolejne panienki do "zaliczenia". A wszystko to podlane alkoholem. Hedonista pełną gębą. Być może ciągnąłby tak dalej, gdyby nie to, że jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Weronika, niepełnosprawna gimnazjalistka, przeprowadza się ze swoją mamą z Warszawy do odleglego Trzebiatowa. Dla dziewczyny to jakby przenosiny do innego świata. Ciężko jej się odnaleźć w małej miejscowości, a biorąc pod uwagę, że jest osobą nieśmiałą, poruszającą się na wózku inwalidzkim, to zaaklimatyzowanie się i zasymilowanie z rówieśnikami jest dla niej wyzwaniem. W Warszawie Weronika uczęszczała do szkoły integracyjnej, w której nie czuła się jak odmieniec, a sam budynek był przystosowany dla niepełnosprawnych. W Trzebiatowie takich warunków nie ma i o ile bariery architektoniczne da się pokonać przy pomocy życzliwego kolegi, to bariery w ludziach są znacznie trudniejsze do przełamania.

Jedną z nowych klasowych koleżanek Weroniki jest Kinga. To typowa szkolna gwiazda, wokół której zbierają się inne dziewczątka chcące bić odbitym od Kingi światłem. Kinga jest wprawdzie utalentowana (śpiewa i z sukcesem wzięła udział w telewizyjnym talent show), ale jej zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Zadziera nosa, jest opryskliwa, manipuluje innymi i nie grzeszy empatią. Na dodatek pojawienie się w klasie Weroniki odbiera jako zagrożenie swojej pozycji osoby, która koncentruje niemal całą uwagę otoczenia.

Historia opisana przez Dorotę Schrammek zbudowana jest wokół dwóch mocno spolaryzowanych bohaterek i nie mniej jaskrawych przeciwieństw postaw i wartości: dobro vs. zło, skromność vs. szpanerstwo, popularność vs. bycie niemal niewidocznym dla otoczenia, prostolinijność vs. fałsz.
Podział jest bardzo prosty. W związku z tym jedną bohaterkę polubiłam bardzo (oczywiście Weronikę), a do drugiej poczułam wyraźną awersję.

Autorka przeciwstawia sobie Weronikę i Kingę na wielu wymiarach, tworząc klarowny, czarno-biały, podział.
Sama fabuła nie jest fikuśna, ale pamiętając o tym, że książka jest skierowana do nastolatków (raczej tych młodszych), nie jest to mankament, a przekaz staje się oczywisty i jak oliwa wypływa na wierzch. Bo to jest właśnie największy atut "Niepełki" - przesłanie. Bez nachalnego moralizatorstwa Dorota Schrammek pokazała, jakie zachowania są godne pochwały, a jakie potępienia, jakimi wartościami należy kierować się w życiu, a jakie czynią nas "wydmuszkami".
Każda lektura dla nastolatków niosąca w sobie jakieś przesłanie i głębię, a nie tylko stanowiąca rozrywkę, jest bardzo potrzebna i ważna. Tym bardziej, gdy nastoletni bohaterowie, ich język oraz zachowania są wiarygodnie skonstruowane i opisane przez, dorosłego przecież, autora. Mój prywatny ekspert w kwestii świata nastolatków (czyli moja córka) potwierdza, że wszystko w "Niepełce" jest pod tym kątem prawdziwe.

Jestem zadowolona, że mogłam poznać "Niepełkę" i bardzo się cieszę, że również moja córka ja przeczytała. To po prostu mądra w swojej wymowie książka, którą rekomenduję podsuwać każdemu czytelnikowi w okresie adolescentnym. Nikomu taki moralny kompas nie powinien zaszkodzić, a może pomóc w przejściu na jasna stronę mocy ;-). Według mnie to świetna lektura na lekcje etyki i punkt wyjściowy do dyskusji i przemyśleń.

Weronika, niepełnosprawna gimnazjalistka, przeprowadza się ze swoją mamą z Warszawy do odleglego Trzebiatowa. Dla dziewczyny to jakby przenosiny do innego świata. Ciężko jej się odnaleźć w małej miejscowości, a biorąc pod uwagę, że jest osobą nieśmiałą, poruszającą się na wózku inwalidzkim, to zaaklimatyzowanie się i zasymilowanie z rówieśnikami jest dla niej wyzwaniem. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

23 marca 2017
[RECENZJA] Ostatnia wizyta - Jacek Ostrowski
Kolejny tytuł z bardzo ciekawej serii "Na f/aktach" wydawnictwa Od Deski Do Deski. Historia niestety prawdziwa, wywołująca wiele emocji. Gdy pojawia się książka z tej serii, wiem, że lektura będzie niebanalna i mocna.





Jacek Ostrowski zbeletryzował historię prawdziwą. W 1970 roku ma miejsce głośne porwanie płockiej lekarki, niegdyś należącej do AK, Stanisławy Krzemińskiej. Porywaczem jest Zbigniew Pielach, którego pochodzenie i przeszłość nie są takie proste i oczywiste, a z pewnością nie takie, jak się wydaje ludziom z jego otoczenia.
Pielach, mieszkaniec Konina, jest dziennikarzem, hodowcą królików oraz należy do ORMO. W swoim mieście ma mnóstwo wpływowych znajomych, jest więc postacią o mocnej lokalnie pozycji.
Ma żonę, Hannę, i dwóch dorosłych synów. Do tej pory nie brzmi to tak strasznie, ale to, co najważniejsze w tej postaci nie jest widoczne od razu, czai się w jego wnętrzu, tak owiane mrokiem i demonami, że używając metafory, można powiedzieć, że jego duszę wypełnia smog, w którym gęsto zawieszone są cząsteczki zezwierzęcenia, brutalności i gwałtowności. Do Pielacha najbardziej pasuje określenie innej postaci, z innej publikacji wydawnictwa Od Deski Do Deski - BESTIA. Ciężko o nim myśleć w kategorii człowieka. To zwyrodnialec, który nikogo nie szanuje (z własną żoną na czele), i za nic ma życie ludzkie. Jemu dręczenie swoich ofiar, fizyczne i psychiczne, sprawia przyjemność, bliską seksualnej perwersji.


Pielach, mający wcześniej kontakty z KGB, dostaje zlecenie porwania doktor Krzemińskiej, z którą miał okazję zetknąć się zaraz po wojnie. Wtedy pociągała go, ale zdawała się nie zwracać na niego uwagi. I to chyba kolejny, poza zleceniem od mocodawców, "kamyczek do ogródka" działający na niekorzyść lekarki, bo przez lata w Pielachu narosła frustracja i chęć wendety na tej, dla której był przezroczysty jak powietrze.

Pielach nie ma bliższych relacji z innymi ludźmi. Ma koleżków, którzy są mu po prostu do czegoś potrzebni. A rodzina? Żona i synowie to w zasadzie jego poddani, którzy muszą jakoś sobie radzić z takim mężem i ojcem.
Początkowo wydaje się, że rola żony Pielacha jest w tej historii marginalna, ale Hanna przez lata pomiatania i meltretowania przez męża w czasie opisywanym przez Jacka Ostrowskiego zdaje się osiągać pewien punkt kulminacyjny swojej wytrzymałości.
Podczas lektury nie raz zastanawiałam się nad jej sytuacją, jej stanem ducha i pilnowałam się, żeby nie oceniać kategorycznie, bo mało kto jest w stanie wczuć się w jej sytuację. Dla zdecydowanej większości to abstrakcja. Czytelnik może mieć rękawy pełne frazesów, jaka to głupia "baba", co powinna zrobić i co on zrobiłby na jej miejscu. Mówić jest jednak dużo łatwiej niż zadziałać w ten sposób, trwając w tak toksycznym, wyniszczającym układzie. Dla mnie postawa Hanki jest po prostu ludzka, choć oczywiście dla niej samej byłoby lepiej, gdyby wiele lat wcześniej wyzwoliła się od takiego męża.
Autorowi świetnie udało się sportretować kobietę zastraszoną i psychicznie stłamszoną, pozbawioną jakichkolwiek radości w życiu, żyjącą w ciągłym strachu i de facto ubezwłasnowolnioną przez swojego kata.

Równie dobrze autor wniknął w pokręcone meandry umysłu męża Hanki, porywacza lekarki. Opisany przez Jacka Ostrowskiego bohater jest w zasadzie antybohaterem. Ze świeczką można szukać kogoś, kto lubiłby tę postać, a gdyby już się taki osobnik znalazł, zainteresowałabym się jego zdrowiem psychicznym. Bo Pielach to morderca, kat, prześladowca, sadysta. Jego zachowanie napawa mnie obrzydzeniem i nie mogę się nadziwić, jak człowiek może taki być. Poraża mnie, że mowa jest o postaci autentycznej. Oczywiście wypowiedzi Pielacha i jego monologi wewnętrzne to wynik pracy i wyobraźni pisarskiej, ale niech nawet połowa z tego będzie prawdą, a już włos się jeży.
Kat i jego dwie ofiary, żona i porwana lekarka, to główne postacie, ale muszę przyznać, że wszystkie pozostałe pojawiające się choćby na chwilę są świetnie odmalowane przez autora. To ludzie charakterystyczni i prawdziwi. Przed oczami stawali mi ludzie z krwi i kości.

Pisząc o tej książce, nie sposób nie wspomnieć o czasach, w jakich toczy się akcja. Początek lat 70-tych, schyłek epoki Gomułki. Było bardzo siermiężnie. Kolejki, kartki, układy, kombinowanie, barter.
Zarówno dla tych, którzy pamiętają PRL, jak i dla tych, którzy znają tylko wolną Polskę atmosfera i klimat tamtych czasów opisany w książce powinien być bardzo sugestywny.

Książka jest dobrze skonstruowana i ma zwartą strukturę. Nie ma elementów czy wątków niepotrzebnych, dygresji. W zasadzie tak po męsku skupia się na meritum, na tym, co najważniejsze w tej historii.
Nie ma żadnych dłużyzn, więc czyta się równo. Pomimo tego, że temat jest trudny i bardzo nieprzyjemny, to "leciałam" przez kolejne strony bardzo szybko.
Dialogi i narracja są niejednokrotnie soczyste i bardzo wulgarne, ale tak przecież w wypadku tego bohatera musi być.

* Całość opinii na stronie:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/03/recenzja-ostatnia-wizyta-jacek-ostrowski.html

23 marca 2017
[RECENZJA] Ostatnia wizyta - Jacek Ostrowski
Kolejny tytuł z bardzo ciekawej serii "Na f/aktach" wydawnictwa Od Deski Do Deski. Historia niestety prawdziwa, wywołująca wiele emocji. Gdy pojawia się książka z tej serii, wiem, że lektura będzie niebanalna i mocna.





Jacek Ostrowski zbeletryzował historię prawdziwą. W 1970 roku ma miejsce głośne porwanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fabuła "Pożyczanie jest srebrem, a rabowanie złotem" rozpoczyna się około pół roku po wydarzeniach opisanych w "Seniorach w natarciu". Emerycka Szajka jest w Las Vegas. Po trosze konsumuje swoje łupy, zarazem próbuje je rozmnożyć w mniej lub bardziej tradycyjne dla tego miejsca sposoby. Przede wszystkim jednak seniorzy schodzą z oczu szwedzkim organom ścigania, które mogłyby chcieć rozliczyć staruszków z ich dotychczasowych złodziejskich występków.
Najbardziej sympatyczni przestępcy, jakich znam nie zapominają jednak, w jakim celu się zorganizowali. Postanawiają wrócić do Szwecji, zacząć działać na własnym terenie i dopilnować funduszu przez nich założonego. Na przedmieściach kupują dom i urządzają w nim swój azyl, miejsce, o którym marzyli, będąc jeszcze w domu opieki. W małym, uroczym domku każdy z piątki seniorów ma miejsce dla siebie, w którym mogą realizować swoje pasje i spędzać czas tak, jak lubią. Brzmi sielsko? Czyżby Emerycka Szajka wybrała się na złodziejską emeryturę? Oczywiście, że nie. Planują kolejne przestępstwa, które mają uszczuplić portfele bogatych, a jednocześnie zasilić fundusz.

Sielankowy obraz życia na przedmieściach burzy sąsiedztwo. Bo tuż obok mieszkają... członkowie gangu motocyklowego! Są zdeterminowani, żeby awansować w hierarchii. A stanie się to, gdy dostaną się do bardziej prestiżowego gangu.
Zaczynają interesować się seniorami i liczą, że w łatwy sposób zmanipulują ich na chwałę motocyklowego bractwa. Pechowo dla bandziorów w skórzanych ciuszkach nie mają do czynienia ze zwykłymi staruszkami. Nie tak łatwo ich ograć.
A to nie jedyni przeciwnicy Emeryckiej Szajki. Gdzieś na horyzoncie czają się mundurowi z lepkimi palcami...

To nie jest częsta sytuacja, gdy drugi tom serii jest lepszy od pierwszego. Blurb na okładce - Emerycka Szajka powraca - ze zdwojoną siłą! - nie kłamie. Stanowczo i z radością mogę stwierdzić, że "Pożyczanie jest srebrem, a rabowanie złotem" jest jeszcze lepsze niż tom otwierający serię.
Według mnie więcej się dzieje, akcja jest bardziej wartka i jeszcze mocniej mnie wciągnęła.
Powodów jest kilka: pojawiają się nowe postacie, i to bardzo charakterystyczne, autorka poszerzyła spektrum wątków i gamę emocji, które towarzyszą bohaterom.
W tej części seniorzy są lepiej zorganizowani, ich plany są bardziej ambitne i lepiej dopracowane. Z realizacją zamierzeń bywa różnie, jak to w komedii kryminalnej. Czasem jest nieporadnie, czasami Emerycka Szajka wychodzi z opresji obronną ręką dzięki pozytywnym spotom okoliczności. Niekiedy posiłkują się przedstawicielami młodszego pokolenia, bo w tym tomie do gry wchodzą dzieci jednej z seniorek, a to kolejna świeża krew w fabule.

W tej części autorka w większej mierze postawiła na sferę uczuć. Dla mnie ogromnym atutem książki jest obecność wątków miłosnych bohaterów w wieku zdecydowanie dojrzałym. Bo przecież bliskość jest ważna w każdym wieku i nigdy nie jest na nią za późno. To dla mnie jedna z najsilniejszych refleksji po lekturze drugiego tomu. Z pewnym rozczuleniem i rozbawieniem śledziłam porywy serc członków Emeryckiej Szajki. A fluktuują one od spokojnych i statecznych, przez niemal szczenięce ogłupienie na punkcie wybranki lub wybranka, zazdrość, aż do zdrady. Na tym polu sporo się dzieje.

* Cała opinia na stronie:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/03/pozyczanie-jest-srebrem-rabowanie-zotem.html

Fabuła "Pożyczanie jest srebrem, a rabowanie złotem" rozpoczyna się około pół roku po wydarzeniach opisanych w "Seniorach w natarciu". Emerycka Szajka jest w Las Vegas. Po trosze konsumuje swoje łupy, zarazem próbuje je rozmnożyć w mniej lub bardziej tradycyjne dla tego miejsca sposoby. Przede wszystkim jednak seniorzy schodzą z oczu szwedzkim organom ścigania, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lata 30-te, Hiszpania. Tu poznajemy rodzinę Schlossów, która tymczasowo przeniosła się tu z Londynu. Oliwia Schloss jest u progu dorosłości. Odznacza się pewnym talentem, który skrywa przed swoimi rodzicami: piękną, eteryczną, ale i pogrążoną w depresji Sarą oraz Henrykiem, który jest marszandem.
Losy całej trójki splatają się z Teresą i Izaakiem Robles, rodzeństwem, które zgłasza się do pomocy w prowadzeniu domu Schlossów.
Czytelnik obserwuje jak obie strony coraz bardziej oddziałują na siebie wzajemnie, nieoczekiwanie wpływając na swoje poczynania.

Lata 60-te, Londyn. Młodziutka imigrantka z odległego Trynidadu, Odelle Bastien, z aspiracjami bycia pisarką, rozpoczyna pracę jako maszynistka w instytucie, który zajmuje się sztuką. Odelle poznaje Lawriego, który jest w posiadaniu niezwykłego, wręcz magnetyzującego obrazu. Dzieło pokazane w Instytucie Skeltona, w którym pracuje Odelle, wywołuje nie lada zamieszanie. Czyżby był to nigdy dotąd nieupubliczniony obraz uznanego hiszpańskiego twórcy?
Odelle jest zafascynowana obrazem i jego pochodzeniem i chce rozwikłać zagadkę z nim związaną. Pewną rolę w tym prywatnym dochodzeniu odgrywa tajemnicza szefowa Odelle, Marjorie Quick. Początkowo chłodna i zdystansowana, z czasem staje się kimś w rodzaju mentora dla swojej podopiecznej.

"Ten obraz uruchomił w moim życiu bomby z opóźnienionym zapłonem, które po kolei zaczęły wybuchać (...)".

Jaka jest historia obrazu? W jaki sposób łączy się on z rodziną Schlossów? To tylko dwa podstawowe pytania, które towarzyszą podczas lektury "Muzy". Jest ich jednak znacznie więcej, ale o tym ani słowa.
Chciałoby się napisać coś jeszcze lub inaczej, ale nie chcę naprowadzać Was na żaden trop i psuć lekturę. Im mniej będziecie wiedzieć, tym bardziej dacie się porwać w historię wykreowaną przez Jessie Burton. A wierzcie mi, jest arcyciekawa i bardzo intrygująca.

Aspektów, które porusza autorka jest wiele i wszystkie one mają znaczenie dla całej fabuły, stanowiąc elementy klucza do rozwikłania wszystkich pytań, wątpliwości i dywagacji towarzyszących czytelnikowi na każdym etapie lektury. Do samego końca książki autorka trzyma w niepewności, podtrzymując i podsycając ciekawość, niejednokrotnie trochę dezorientując.
Choć nie jest to kryminał, to sposób, w jaki Jessie Burton odkrywa elementy całej historii jest bardzo podobny do tego, jaki króluje w tym gatunku literackim. A to gwarantuje emocjonującą lekturę, w której jednocześnie chce się jak najszybciej gnać do finału i, paradoksalnie, czytać jak najdłużej, rozciągając przyjemność.

"Muza" jest oczywiście o sztuce, o sile jaką potrafi nieść, o pasji i talencie, które są potrzebne do tworzenia jej. Mówi również o potrzebie akceptacji, przynależności, przyjaźni i miłości. Wszystko to autorka osadziła w bardzo wyrazistych realiach społecznych i politycznych, bo z jednej strony mamy wojnę domową w Hiszpanii i pełzający w Europie lat 30-tych antysemityzm i nazizm, a z drugiej konserwatywną, ksenofobiczną i rasistowską Wielką Brytanię lat 60-tych, w której próbuje się odnaleźć Odelle, czarnoskóra imigrantka. Świetnie wykształcona i niezwykle ambitna zderza się z twardą rzeczywistością, w której jest oceniania przez pryzmat koloru skóry i akcentu, a nie umiejętności i wiedzy, jaką posiada.

Obie części "Muzy" czyta się równie wybornie. Żadnej nie umiem faworyzować. Jessie Burton zręcznie prowadzi fabułę, przechodząc z jednej rzeczywistości do drugiej w taki sposób, że ma się już poczucie, że się jest na właściwym tropie. Jak się pewnie domyślacie, po dalszej lekturze niejednokrotnie okazuje się, że trop nie jest właściwy.

Książka obfituje w bardzo zróżnicowane postacie, które są wyraziście nakreślone przez autorkę. I nawet te, które odgrywają role poboczne stają czytelnikowi przed oczami jako osoby z krwi i kości.

Każdemu gorąco polecam przeczytać "Muzę". To wciągająca, fascynująca i nietuzinkowa lektura. To nie jest jedna z wielu książek. Zdecydowanie wyróżnia się na tle licznych wydawanych tytułów.
To literatura do smakowania, która czytelnika pochłania bez reszty i potem na długo zapada w pamięć.

~Zaczytana do samego rana
*Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/01/muza-jessie-burton-recenzja.html

Lata 30-te, Hiszpania. Tu poznajemy rodzinę Schlossów, która tymczasowo przeniosła się tu z Londynu. Oliwia Schloss jest u progu dorosłości. Odznacza się pewnym talentem, który skrywa przed swoimi rodzicami: piękną, eteryczną, ale i pogrążoną w depresji Sarą oraz Henrykiem, który jest marszandem.
Losy całej trójki splatają się z Teresą i Izaakiem Robles, rodzeństwem, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy czegoś się boi. Większość dzieci czuje strach przed jakimiś wyimaginowanymi stworzeniami. Zwłaszcza te, które mają bogatą wyobraźnię. Co można zrobić, żeby ten lęk nie był paraliżujący, a nawet go zniwelować? Jedną z najskuteczniejszych metod jest ośmieszenie obiektu wywołującego strach. Albo nadanie mu bardzo zwyczajnych cech, które odzierają go z całej jego potworności i uświadamiają, że jest to istota całkiem zwyczajna, bardziej podobna do nas niż mogło się wydawać.
Może się okazać, że potwór wcale nie jest straszny, a raczej śmieszny, czy nawet wywołujący współczucie.

Właśnie w taki sposób możecie oswoić lęki dziecka, lub swoje ;-), czytając najnowszy zbiór wierszy Michała Rusinka - "Księga potworów". Co więcej, ubawicie się przy tym po pachy.

Wiersze Michała Rusinka opowiadają, o najróżniejszych stworach. I tych znanych powszechnie, jak np. Dżinn, Gnom, Ogr czy Smok, ale również o tych mniej znanych takich, jak: Kikimora, Kraken, Nibelung.
Każdy potwór ma jakąś przywarę lub kłopot, który sprawia, że wydaje nam się bardziej śmieszny niż straszny i podobny do ludzi, których znamy (lub nawet do nas samych).

Lektura tej książki ma pewien ważny walor, jakim jest spora dawka inteligentnego poczucia humoru. Po długim dniu da Wam razem z dziećmi rozluźnienie, śmiech i zastrzyk pozytywnej energii, pokazując dziecku jak można żartować mądrze, ale i taktownie.

Autor w cudowny sposób operuje i bawi się naszym językiem, nie stroniąc od współczesnego słownictwa, również anglicyzmów, pięknie je spolszczając.
Ta książka mimochodem może stać się lekcją języka polskiego. Stanowi przykład na to, czym jest kultura języka oraz uczy kreatywności w posługiwaniu się słowem.

Książka dla dzieci nie może istnieć bez ilustracji. A w tej odgrywają one bardzo ważną rolę, uzupełniając i uwypuklając słowa Michała Rusinka. Daniel de Latour, ilustrator "Księgi potworów" cudownie obrazuje cechy opisywanych potworów lub ich szczególną sytuację. Lektura dzięki temu jest pełniejsza, a oczy mogą podziwiać wyjątkową kreskę de Latoura.

Wyśmiejcie strach i polubcie potwory, które wierszem nakreśla Michał Rusinek, a wizualizuje Daniel de Latour w "Księdze potworów". Gorąco polecam!

~Zaczytana do samego rana
* Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/01/o-matko-i-corko-czyli-recenzja-matki-i.html

Każdy czegoś się boi. Większość dzieci czuje strach przed jakimiś wyimaginowanymi stworzeniami. Zwłaszcza te, które mają bogatą wyobraźnię. Co można zrobić, żeby ten lęk nie był paraliżujący, a nawet go zniwelować? Jedną z najskuteczniejszych metod jest ośmieszenie obiektu wywołującego strach. Albo nadanie mu bardzo zwyczajnych cech, które odzierają go z całej jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Akcja powieści zaczyna się z wysokiego "C", bo w upalny, sierpniowy dzień, w centrum Warszawy, w pobliżu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, dochodzi do zamachu terrostycznego, w którym giną niewinni ludzie.
Autor przejmująco opisuje wydarzenie, które na świecie niestety miało już miejsce wiele razy, a w Polsce w dalszym ciągu jawi się jako science-fiction. Ta ekstremalna sytuacja stanowi test dla rządzących, którzy nawet w takim momencie zajmują się wewnętrznymi potyczkami.

Chwilę później autor przenosi fabułę pięć miesięcy wstecz, na Ukrainę opętaną wojną, skupiając się głównie na losie cywilnych kobiet, które bezpośrednio nie mają z tym konfliktem nic wspólnego, ale żyją w tych dramatycznych realiach i muszą się zmierzyć z okrutnymi, wręcz bestialskimi zachowaniami.
Czytelnik poznaje Swietłanę, młodziutką Ukrainkę, która trafia w ręce handlarzy towarem.

Inna ważną postacią tej części fabuły jest prokurator Agnieszka Ossowska, która do niedawna pełniła funkcję prokuratora specjalnego w Kosowie i choć odniosła tam sukces, musi nagle wrócić do Polski. I to nie w glorii, z awansem w tle. Zostaje oddelegowana do pracy we Włocławku.
Ossowska jest mało atrakcyjną, samotną i zgorzkniałą osobą, która prywatnie raczej słabo sobie radzi. Swoje problemy zapija alkoholem.

Agnieszka ma poprowadzić sprawę tajemniczej śmierci proboszcza i wpada w sam środek lokalnych układów na styku polityki, biznesu i kościoła, w którym nie jest łatwo odnaleźć się osobie z zewnątrz. A może przez to łatwiej nią manipulować? Czy może ufać temu, co widzi i słyszy i czy ma swobodę działania?

Niewątpliwie jest to mocna książka. Nie dość, że opisuje ekstremalne sytuacje, to autor robi to niezwykle dogłębnie i sugestywnie, nie opuszczając kurtyny w kulminacyjnych momentach czy zdawkowo je opisując, pozostawiając czytelnikowi w domyśle, co i jak się zdarzyło, ale metodyczne opisując sceny bardzo brutalne, pełne przemocy i wręcz zezwierzęcenia.
Tomasz Sekielski, pisząc "Zapach suszy" garściami czerpał ze swojego dziennikarskiego doświadczenia. Książka oparta jest na tych tematach, z którymi autor spotkał się face to face, przygotowując o nich programy i reportaże. To zapewnia wiarygodne i realistyczne opisy oraz trafne obserwacje.

Momentami książka jest wręcz publicystyczna i zastanawiałam się czy to powieść Tomasza Sekielskiego czy jego reportaż. Nie odbierajcie tego jako zarzut, bo w mojej opinii działa to wyłącznie na korzyść opowieści, czyniąc ja pełniejszą i bardziej skłaniającą do refleksji.
Odnoszę wrażenie, że tematy, na których skupia się fabuła to te, które zapadły autorowi nie tyle w pamięci, co w sercu.
Wzorem wielu topowych seriali Tomasz Sekielski urywa fabułę w bardzo emocjonującym momencie, nie dając na razie rozeznania, w którą stronę potoczy się akcja.
Zakończenie pozostawia niedosyt, ale i cała książka mogłaby, według mnie, być trochę bardziej obfita. Nie w zdarzenia, bo tych jest w bród. Przydałoby się więcej narracji i dialogów. Tak, jakby zostało napisane wszystko to, co najważniejsze, co stanowi sam "miąższ" powieści, a przydałoby się jeszcze trochę "soku", żeby ją jeszcze wzbogacić i przede wszystkim wydłużyć lekturę.

Ta książka stanowi mieszankę polityczno-obyczajową, gdzie opisy brutalności i cynizmu ludzi, którzy w jakiś sposób sprawują władzę nad innymi w połączeniu z narracją lekko publicystyczną i komentatorską, skłaniają czytelnika do wielu refleksji. A to za sprawą silnych emocji, jakie towarzyszą lekturze oraz przekonaniu, że autor wie, o czym pisze.
Jeśli więc od powieści sensacyjnej oczekujecie czegoś więcej niż samej "rozrywki" czytania, to warto sięgnąć po "Zapach suszy", która dostarcza mocne wrażenia i garść kwestii do przemyśleń.

~Zaczytana do samego rana
* Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2017/01/recenzja-ksiazki-zapach-suszy-tomasza.html

Akcja powieści zaczyna się z wysokiego "C", bo w upalny, sierpniowy dzień, w centrum Warszawy, w pobliżu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, dochodzi do zamachu terrostycznego, w którym giną niewinni ludzie.
Autor przejmująco opisuje wydarzenie, które na świecie niestety miało już miejsce wiele razy, a w Polsce w dalszym ciągu jawi się jako science-fiction. Ta ekstremalna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wyobraźcie sobie, że znajdujecie pamiętnik zupełnie obcej Wam osoby. Możecie ją poznać tak, jak nikt inny, bo czytając prywatne zapiski, otrzymujecie dostęp nie tylko do relacji, przemyśleń, ale i największych sekretów. Takich, które były pilnie strzeżone przez autorkę przed całym światem.
W takiej właśnie sytuacji znaleźli się bohaterowie najnowszej powieści Magdaleny Ludwiczak "Tajemnica błękitnej alkowy".

Bliźniacy, Paweł i Piotr, ze swoimi partnerkami, Anną i Renatą, przez awarię samochodu są zmuszeni spędzić noc w starym, opuszczonym dworku. Przechadzając się po nim, znajdują pamiętnik dawnej lokatorki, a w jednym z pokoi zauważają biurko, na którym wielokrotnie została wyryta jedna data, różniąca się tylko rokiem.
Żeby zabić nudę i przyspieszyć upływ czasu zaczynają lekturę dziennika i coraz bardziej się w niej zatapiają.

Autorka pamiętnika, Lilianna, to młoda dziewczyna, którą los mocno doświadczył. Straciła najbliższych i wydarzyło się coś, co stało się jej sekretem, a zarazem piętnem. W konsekwencji tych zdarzeń Lilianna skazała się na samotność, wręcz izolację. Wiodła niemal pustelnicze życie, trzymając wszystkich na dystans, nawet jedyną bratnią duszę, jaką miała wokół siebie.

Książka opowiada głównie o tajemniczej mieszkance starego domu. Autorka dozuje jednak ten wątek, przeplatając go losami czwórki bohaterów, którzy znaleźli zapiski Lilki.
Dla obu par nieplanowany nocleg w opuszczonym dworku skończył się i mogli wrócić do swoich domów i zajęć, ale dla części z nich ta noc i przeczytana historia wywarła duży wpływ i skłoniła do refleksji. Coś, co na początku wyglądało jak wieczór z duchami, potem miało wpływ na losy znalazców pamiętnika i stanowiło punkt wyjścia do pewnych przewartościowań.

Ta część fabuły, opisująca teraźniejszość Pawła, Anny, Piotra i Renaty, koncentruje się głównie wokół takich dylematów jak: mieć czy być (zarówno w sensie materialnym, jak i uczuciowym), czy ważniejsze w związku są wspólne wartości i plany czy dobrobyt, czy ślepo podążać za pieniędzmi czy realizować pasje.
Autorka bardzo mocno kontrastuje obie pary, ukazując różne relacje, uczucia i potrzeby.

Jakie główne myśli i tematy krążyły mi po głowie w trakcie lektury?
Przede wszystkim taka, że czasem największą przeszkodą w realizacji naszych planów jesteśmy my sami. Robimy to z różnych powodów. Zdarza się, że nie potrafimy dokładnie zdefiniować, na czym najbardziej nam zależy, jakie są nasze priorytety lub oszukujemy się, że to, co mamy jest szczytem naszych aspiracji, a w głębi serca, w zakamarkach umysłu, zupełnie inne wartości pozostają zapomniane i opuszczone.
W innych wypadkach, jak u Lilianny, sami odbieramy sobie prawo do pewnych aspektów życia, do szczęścia czy po prostu do normalnego życia. Wydaje nam się, że na coś nie zasługujemy i pogrążamy się w myślach o naszych winach, niedostatkach i coraz bardziej zapadamy się w sobie.
Niektórzy okazują się na tyle słabi psychicznie, że złe wspomnienia niemal zupełnie wyrzucają że swojej świadomości. Lilka postąpiła zupełnie inaczej, ponieważ jeszcze długi czas trwała w tragicznych wydarzeniach.

Z książki Magdaleny Ludwiczak wybija się również refleksja, że trzeba próbować, podejmować nawet radykalne decyzje i decydować się na zmiany nawet, jeśli wydaje się, że jest już za późno. A bodźcem do zmian może być nawet historia zupełnie obcej osoby.
Przy czym z opowieści autorki wynika, że są do tego potrzebni inni ludzie. Rodzina i przyjaciele są jak tlen. Na dłuższą metę nie da rady być jak samotna wyspa.

Podział historii i przeplatanie poszczególnych wątków sprawia, że "Tajemnicę błękitnej alkowy" czyta się z coraz większą ciekawością i zaangażowaniem. Dla mnie najbardziej interesująca i emocjonująca była opowieść o Lilce. Jej los był przejmujący i skłaniający do wielu refleksji. Byłam ciekawa, jak dalej potoczą się jej losy i mocno trzymałam za nią kciuki. Do samego końca książki autorka odkrywała tajemnice Lilianny po kawałku, nie dając czytelnikowi pewności czy ta kobieta będzie wreszcie szczęśliwa. Tu nie ma szybkich odpowiedzi. Trzeba, mniej lub bardziej, cierpliwie dać się prowadzić autorce i sukcesywnie dowiadywać się coraz więcej.

"Tajemnica błękitnej alkowy" jest powieścią obyczajową, która oprócz przyjemności czytania daje okazje do wielu przemyśleń. Ilość zagadnień ważnych dla fabuły sprawia, że czytelnicy w różnym wieku znajdą w tej książce coś dla siebie i będą się mogli identyfikować z różnymi postaciami.

~Zaczytana do samego rana
*Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2016/11/recenzja-przedpremierowa-i-patronat.html

Wyobraźcie sobie, że znajdujecie pamiętnik zupełnie obcej Wam osoby. Możecie ją poznać tak, jak nikt inny, bo czytając prywatne zapiski, otrzymujecie dostęp nie tylko do relacji, przemyśleń, ale i największych sekretów. Takich, które były pilnie strzeżone przez autorkę przed całym światem.
W takiej właśnie sytuacji znaleźli się bohaterowie najnowszej powieści Magdaleny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W pewnym lesie żyje sobie miś. Przepraszam, Pan Misio. Ten dostojny osobnik jest niepisanym władcą lasu. Pod swoją opieką ma pełną gamę stworzeń i charakterków, nad którymi czasem nie jest łatwo zapanować. Pan Misio jednak sprawnie zawiaduje swoimi podopiecznymi.

Brzmi niezwykle sielsko, ale historia Bartłomieja Trokowicza jest bardziej skomplikowana i wielobarwna.
Przede wszystkim za sprawą różnorodnych postaci zwierzaków zamieszkujących misiowy las. A te mają bardzo ludzkie cechy. Są spryciarze, plotkarki, oddani przyjaciele, przewodnicy i opiekunowie. Każdy z nich ma inne cele i potrzeby, a jednak udaje im się współpracować i godzić swoje interesy. Książka pełna jest niezwykłych i zaskakujących, międzygatunkowych przyjaźni.

Pewnego dnia Pan Misio znajduje się w tarapatach i pozostali mieszkańcy stają przed próbą. Czy uda im się pomóc swojemu władcy? Czy bez mądrego nadzorcy nadal będą umieli współdziałać?
Okładka sugeruje, że jest to książka dla dzieci i dorosłych. Nie mogę nie zgodzić się z taką rekomendacją, ponieważ "Pan Misio" składa się z dwóch warstw: jedna czytelna dla wszystkich (małych i dużych), druga raczej dla dorosłych i tylko dla nich zrozumiała.
Jeżeli czasem nudzą Was dziecięce lektury, a macie ochotę trochę się rozerwać podczas czytania dziecku, polecam Wam zaopatrzenie się w książkę, która w oczywisty sposób kojarzy mi się z "Folwarkiem zwierzęcym" George'a Orwella.

~Zaczytana do samego rana
Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2016/12/o-matko-i-corko-czyli-recenzja-matki-i.html

W pewnym lesie żyje sobie miś. Przepraszam, Pan Misio. Ten dostojny osobnik jest niepisanym władcą lasu. Pod swoją opieką ma pełną gamę stworzeń i charakterków, nad którymi czasem nie jest łatwo zapanować. Pan Misio jednak sprawnie zawiaduje swoimi podopiecznymi.

Brzmi niezwykle sielsko, ale historia Bartłomieja Trokowicza jest bardziej skomplikowana i wielobarwna.
Przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Awiatorzy. Opowieść o polskich lotnikach", najogólniej mówiąc, opowiadają o pionierach lotnictwa, tych śmiałkach, którzy wznosili się w powietrze na samym początku rozwoju awiacji, w czasie gdy w Europie panowała wojenna zawierucha.
Ale to tylko wierzchołek tej potężnej historii.

Tuż przed wybuchem I wojny światowej poznajemy:
Lucjana Smogorzewskiego - dentystę z Warszawy, która wtedy znajdowała się pod zaborem rosyjskim,
Karola Millera - Austriaka polskiego pochodzenia, asa lotnictwa,
Stefana Kaczmarka - Polaka intensywnie germanizowanego przez ojczyma, mieszkającego w niemieckim wówczas Poznaniu,
Bożydara Sieńczyłło - zrusyfikowanego Polaka mieszkającego na Ukrainie, która znajdowała się pod rządami carskiej Rosji,
Jeffa Cummingsa - Amerykanina, który zdaje się nie mieć powiązań z Polską, a jednak jego losy splatają się z tym krajem.

Już na pierwszy rzut oka widać, że wykreowani przez Jarosława Sokoła bohaterowie pochodzą z bardzo różnych miejsc, które były pod wpływami różnych państw. A co za tym idzie, dzieli je kultura czy sytuacja społeczno-polityczna.
Łączy ich związek z Polską, lotnictwo oraz czynny udział w działaniach wojennych, choć nie po tej samej stronie "barykady".
Postacie nie dość, że są różnorodne, to bardzo wyraziste, z krwi i kości. Z jednej strony są odważni i bohaterscy, a z drugiej mają wiele wad. Mogą wzbudzać u czytelnika ambiwalentne uczucia. Czasem złoszczą, ale i tak zdecydowanie się im kibicuje. Każdy z nich ma inną osobistą historię, trudności do pokonania, ale w pewnym momencie losy całej piątki splatają się ze sobą.

Bardzo ciekawie autor skonstruował książkę, ponieważ jest ona podzielona na pięć rozdziałów, a każdy z nich ma inną postać główną (z wymienionych przeze mnie wcześniej). W poszczególnych rozdziałach poznajemy losy jednego bohatera od momentów jeszcze przed wybuchem wojny aż do czasów po jej zakończeniu, a związanie wątków wszystkich awiatorów autor dozuje fragmentami na końcu każdego rozdziału. To sprawia, że głód czytania tylko się wzmaga i chce się więcej i szybciej.

Kolejnym atutem powieści jest to, że autor w fabułę wplótł wiele postaci i faktów historycznych. Dzięki przypisom nie sposób pogubić się w odróżnieniu fikcji od prawdziwych zdarzeń. A ilość przypisów jest według mnie odpowiednia, nie psuje lektury ani nie przeciąża.

Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki, która jest według mnie epicka i porywająca. To książka o pasji, o ogromnej sile napędowej, jaka tkwi w marzeniach, nawet tych szalonych.

~Zaczytana do samego rana
* Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2016/11/recenzja-ksiazki-awiatorzy-opowiesc-o.html
Zapraszam :-)

"Awiatorzy. Opowieść o polskich lotnikach", najogólniej mówiąc, opowiadają o pionierach lotnictwa, tych śmiałkach, którzy wznosili się w powietrze na samym początku rozwoju awiacji, w czasie gdy w Europie panowała wojenna zawierucha.
Ale to tylko wierzchołek tej potężnej historii.

Tuż przed wybuchem I wojny światowej poznajemy:
Lucjana Smogorzewskiego - dentystę z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Skarlet odbyła kolejną wyprawę do minionej epoki i ponownie przenosi czytelnika do wieku XIX i początków XX.

Podobnie jak w pierwszej odsłonie czytelnik poznaje klimat epoki wyłaniający się z fragmentów artykułów prasowych, anonsów, porad, wierszy i scenek humorystycznych. Dzięki oryginalnej pisowni i wielu ilustracjom można wgryźć się w materię mocniej i poznać dawną estetykę.

W podróży zorganizowanej przez Skarlet nie poznajemy świata retro w opisach wydarzeń historycznych czy kulturalnych, a w tekstach o sprawach bardziej przyziemnych i bliższych człowiekowi.
Jest więc moda i wyjątkowo aktualne wskazówki jak podchodzić do obowiązujących trendów, porady dotyczące przyjmowania gości i rarytas - "dziesięcioro przykazań dla przyszłych małżonków".
Lektura "Z podróży do świata retro" przynosi nie tylko walory poznawcze. Czytelnika czeka spora dawka uśmiechów, bo ciężko zachować powagę, czytając np. autentyczne anonse prasowe czy humorystyczne komentarze ówczesnej rzeczywistości autorstwa niejakiego Muchy.
Cieszę się, że również w drugiej części Autorka umieściła przepisy kulinarne. Warto do nich zajrzeć i wypróbować we własnej kuchni. W tej części książki wisienką na torcie jest menu świąteczne spisane w 1949 roku. Oczywiście wraz z recepturami.

~Zaczytana do samego rana
* Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2016/11/recenzja-ksiazki-z-podrozy-do-swiata.html

Skarlet odbyła kolejną wyprawę do minionej epoki i ponownie przenosi czytelnika do wieku XIX i początków XX.

Podobnie jak w pierwszej odsłonie czytelnik poznaje klimat epoki wyłaniający się z fragmentów artykułów prasowych, anonsów, porad, wierszy i scenek humorystycznych. Dzięki oryginalnej pisowni i wielu ilustracjom można wgryźć się w materię mocniej i poznać dawną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Z podróży do świata retro" przenosi czytelnika nie tyle w przestrzeni, co w czasie. Skarlet zorganizowała książkową wyprawę do XIX wieku i jak na podróżniczkę przystało przybliża różne kwestie, które składają się na szerszy obraz odwiedzanego miejsca. Mamy więc modę, urodę, kulinaria i... kryminalne historie.

Książka okraszona jest oryginalnymi ilustracjami i przedrukami z bibliografii źródłowej, co wzmacnia odbiór klimatu opisywanej epoki.

Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji.
Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2016/10/recenzja-ksiazki-z-podrozy-do-swiata.html
Zapraszam :-)

"Z podróży do świata retro" przenosi czytelnika nie tyle w przestrzeni, co w czasie. Skarlet zorganizowała książkową wyprawę do XIX wieku i jak na podróżniczkę przystało przybliża różne kwestie, które składają się na szerszy obraz odwiedzanego miejsca. Mamy więc modę, urodę, kulinaria i... kryminalne historie.

Książka okraszona jest oryginalnymi ilustracjami i przedrukami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Z twojej winy" to kontynuacja książki "Kochanek Pani Grawerskiej" Krystyny Śmigielskiej. Kto, czytał ten wie, że głównymi postaciami są: Marek Grawerski - ambitny i bezwzględny polityk lokalny, jego żona, Marta - dużo młodsza od męża, nieszczęśliwa i samotna w swoim związku i Marcin Czyżewski, tytułowy kochanek.
W pierwszej odsłonie tej historii w spektakularnych i sensacyjnych okolicznościach Marta Grawerska odchodzi od męża i związuje się z Marcinem.
Krystyna Śmigielska kontynuuje losy swoich bohaterów "Kochanka Pani Grawerskiej" w książce "Z twojej winy".

To lektura przede wszystkim o przeogromnej żądzy zemsty i o tym, do czego zdolny jest posunąć się człowiek zdradzony i upokorzony. A jeśli ma wpływy, koneksje i władzę, to wachlarz możliwości staje się przerażający i niemal nieograniczony. Pragnienie wendety może zaślepić, zawładnąć człowiekiem szczególnie, gdy brakuje hamulców w postaci skrupułów czy empatii.

~Zaczytana do samego rana~
* Powyższa opinia jest fragmentem mojej recenzji. Całość do przeczytania tutaj:
https://zaczytanadosamegorana1.blogspot.com/2016/10/recenzja-ksiazki-z-twojej-winy-krystyny.html

Zapraszam :-).

"Z twojej winy" to kontynuacja książki "Kochanek Pani Grawerskiej" Krystyny Śmigielskiej. Kto, czytał ten wie, że głównymi postaciami są: Marek Grawerski - ambitny i bezwzględny polityk lokalny, jego żona, Marta - dużo młodsza od męża, nieszczęśliwa i samotna w swoim związku i Marcin Czyżewski, tytułowy kochanek.
W pierwszej odsłonie tej historii w spektakularnych i...

więcej Pokaż mimo to