-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2022-06-10
2022-07-17
2022-04-20
2017-04-22
2019-11-01
2017-05-14
Po przeczytaniu pierwszego tomu uznałam, że był naprawdę dobry. Po "Wiatrodzieju" mogę jedynie krążyć wokół słów jak "wyśmienity", "rewelacyjny", "zachwycający"... i tak w kółko.
Na ogół nie wierzę opisom na okładce, które wyjątkowo zachwalają treść, uważam to za element reklamy, który ma po prostu przyciągnąć uwagę. Tymczasem mój umysł wtopił się w świat Dennard jak rozgrzany nóż w masło. Wszelkie komentarze innych uznanych pisarek, jak Bracken i Maas okazały się nader trafne, a moje biedne czytelnicze serduszko miotało się między młotem pragnienia zakończenia historii, a kowadłem niechęci rozstawania się z czarodziejskim światem.
Dla każdego, kto zamierza wejść w tę rzeczywistość mam tylko jedno ostrzeżenie: Mhe varujta, akcja porywa niczym nieposkromiony nurt rzeki. A szum tej dzikiej wody poprzecinany jest łopotaniem żagli pirackich okrętów, krzyżowaniem kordelasów i trzaskaniem ogniodziejskich płomieni. Całe to magiczne napięcie sprawia, że myśli kłębią się jako nici więzi i szukają rozwiązań z determinacją krwiodziejskiego nosa. Niesztampowość postaci i zjawiskowość ich osobowości przejawia się w butności Niharów i emocjonalnych rozdarciach podczas podejmowania ciężkich decyzji, zderzaniem się z okrutnymi realiami, które trafiają bohaterów niczym prawdodziejski kopniak w nerki.
Teraz pozostaje jedynie czekać na nadejście "Krwiodzieja". Cały rok. Dla czytelnika czekanie to możliwie najcięższa katorga... Osobiście czuję się jak nienasycony pies, czekający na najmniejszy fragment historii, jak na ochłap z pańskiego stołu...
Cierpliwości, Książkodzieje!
https://twitter.com/stdennard/status/818238132298645506
Po przeczytaniu pierwszego tomu uznałam, że był naprawdę dobry. Po "Wiatrodzieju" mogę jedynie krążyć wokół słów jak "wyśmienity", "rewelacyjny", "zachwycający"... i tak w kółko.
Na ogół nie wierzę opisom na okładce, które wyjątkowo zachwalają treść, uważam to za element reklamy, który ma po prostu przyciągnąć uwagę. Tymczasem mój umysł wtopił się w świat Dennard jak...
2016-01-13
Czytam książki odkąd byłam w stanie robić to samodzielnie. W ciągu tego czasu, tylko trzy spowodowały mój płacz - ta była trzecią z nich.
Zakochałam się od pierwszej strony. Nie wiem, czy w treści czy w Theodorze. Podobała mi się jego żywiołowość i bezpośredniość, jego sposób myślenia był dla mnie czystszy niż woda. Rozumiałam Finchową osobowość od A do Z, w każdym calu czując, jak bardzo jesteśmy podobni. Niejednokrotnie w mojej głowie rodziły się pytania, gdzie znajdę kogoś takiego jak on.
Wyjątkowo, nie denerwowała mnie główna bohaterka - na ogół w literaturze młodzieżowej postaci miewają irytujące charaktery, jednak Violet była dziewczyną, którą chciałam przytulić i być jej wsparciem we wszystkich trudnych chwilach, które przeżyła i które tak doskonale pojmowałam. Jej ból był wyraźny. Był tym ostrzejszy, im bardziej uświadamiała sobie, że musi przez to wszystko przebrnąć.
Pod koniec książki miałam ściśnięte gardło. Z trudem posuwałam się przez kolejne słowa. Chęć zakończenia tej historii kolidowała z cierpieniem, który czytelnik musi znieść.
Wydaje mi się, że każdego ta książka poruszyła bądź dopiero poruszy. Bo opisy są realne. Bo ta historia jest bardzo złożona, bardzo emocjonalna. Bo można w niej odnaleźć część siebie. Być może dlatego, że każdy z nas ma w sobie coś z Fincha. A może dlatego, że to ta bolesna rzeczywistość, na którą wolimy nie patrzeć.
Czytam książki odkąd byłam w stanie robić to samodzielnie. W ciągu tego czasu, tylko trzy spowodowały mój płacz - ta była trzecią z nich.
Zakochałam się od pierwszej strony. Nie wiem, czy w treści czy w Theodorze. Podobała mi się jego żywiołowość i bezpośredniość, jego sposób myślenia był dla mnie czystszy niż woda. Rozumiałam Finchową osobowość od A do Z, w każdym calu...
2016-11-12
2016-08-08
2016-03-17
Seria zakończyła się świetnie. Uwielbiam ją.
Zostawiła po sobie chęć kontynuowania historii Ruby, ale z drugiej strony - można było wymyślić lepsze zakończenie?
Seria zakończyła się świetnie. Uwielbiam ją.
Zostawiła po sobie chęć kontynuowania historii Ruby, ale z drugiej strony - można było wymyślić lepsze zakończenie?
2016-01-02
Jestem pod wielkim wrażeniem. Jeszcze zanim skończyłam, wiedziałam, że ta książka wyląduje w ulubionych.
Przy czytaniu towarzyszyła mi myśl, że autor musi być bardzo oczytany i zaznajomiony z wieloma szczegółami historii i legend Szczecina. Że musie to lubić, kochać wręcz, żeby stworzyć tak skrupulatnie złożone dzieło. Podziwiam go za to, jak wykorzystał istniejące informacje. Wymagało to od niego cierpliwości i czasu, a także otwartego umysłu.
Przy okazji sama dowiedziałam się kilku rzeczy, a mieszkam na Pomorzu już kilka lat. Dzięki Hermanowi z pewnością głębiej zapoznam się z historią mojego regionu. Pobudził moją ciekawość.
Muszę przyznać, że treść wielokrotnie mnie zaskakiwała. Było to miłe uczucie, choć brała mnie irytacja, gdy akcja ponownie musiała się komplikować. Jednak cieszę się, że ta książka trafił w moje ręce. Z pewnością sięgnę po następne jego dzieła.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Jeszcze zanim skończyłam, wiedziałam, że ta książka wyląduje w ulubionych.
Przy czytaniu towarzyszyła mi myśl, że autor musi być bardzo oczytany i zaznajomiony z wieloma szczegółami historii i legend Szczecina. Że musie to lubić, kochać wręcz, żeby stworzyć tak skrupulatnie złożone dzieło. Podziwiam go za to, jak wykorzystał istniejące...
2015-10-28
Niesamowita, wciągająca i uzależniająca.
Pomysł niby niekonwencjonalny, a jednak do bólu dotykający rzeczywistości.
Książka interesuje od pierwszej strony. Widzimy świat z perspektywy bohaterki, której życie emocjonalne właśnie zmienia się w ruinę. Aby mieć lepszy obraz na sytuację, cofamy się w czasie dwa tygodnie, po czym znowu wracamy do teraźniejszości.
Jeżeli wtedy jej życie emocjonalne było ruiną, to teraz mogę powiedzieć, że w każdej części gruzu, który z niego został, krył się mały ładunek wybuchowy niszczący ją jeszcze bardziej. Ale rozrywał ją bólem słodkim, aż do braku tchu.
"Maybe Someday" to prawdziwa gratka dla dziewczyn i kobiet. Pochłonęłam całą w ciągu ośmiu godzin. Szczerze polecam!
Niesamowita, wciągająca i uzależniająca.
Pomysł niby niekonwencjonalny, a jednak do bólu dotykający rzeczywistości.
Książka interesuje od pierwszej strony. Widzimy świat z perspektywy bohaterki, której życie emocjonalne właśnie zmienia się w ruinę. Aby mieć lepszy obraz na sytuację, cofamy się w czasie dwa tygodnie, po czym znowu wracamy do teraźniejszości.
Jeżeli wtedy jej...
2015-11-19
Drodzy Książkodzieje, to już. Tyle długich miesięcy musiało minąć, nim „Krwiodziej” trafił w nasze ręce. Już kończąc ostatnie rozdziały „Wiatrodzieja” wiedziałam, że nie obędę się bez kolejnego tomu, a niecierpliwość zżerała mnie od wewnątrz. Teraz, po przeczytaniu trzeciego tomu serii, kłamałabym mówiąc, że zaspokoiłam swoją ciekawość - po nieprzespanej nocy spędzonej na wciskaniu nosa między kartki wciąż ciężko mi ochłonąć.
Trzeci tom „Czaroziem” głównie oscyluje wokół postaci Aeduana, tytułowego krwiodzieja, dwudziestoletniego chłopaka wyszkolonego w klasztorze Caraweńskim na mnicha. Dzięki swoim niestandardowym zdolnościom nie cieszy się on sympatią otoczenia, bowiem jego moc – manipulacja krwią – przywodzi ludziom na myśl demona i tak też go traktują – bezdusznie acz trwożnie, ze strachem. Jednak dzięki splotom wydarzeń, na jego drodze staje Iseult, młoda więziodziejka i to dzięki niej odkrywamy nowe oblicze Aeduana: powściągliwe i ludzko kruche. Zupełnie odmienne od oblicza demona skąpanego we krwi. Ten wątek z pewnością był długo wyczekiwanym przez czytelników, ponieważ do tej pory to właśnie krwiodziej pozostawał najbardziej tajemniczą i nieobnażoną postacią. Dennard daje im to czego pragną.
Także inni bohaterowie nie pozostają bez swojego udziału. Z każdą stroną zaczynamy zdawać sobie sprawę, że losy tych ludzi, choć tak różne, nieuchronnie dążą do jednego miejsca i celu, a wszyscy są ze sobą ściśle powiązani. Gdzieś pozornie stabilne życie prawdodziejki, mroczny i momentami ciężki do przełknięcia wątek Wiatrodzieja, czy niepewność i silne ciosy w młode serca urodzonych władczyń, wszyscy oni mają wspólny mianownik.
Od początku akcja się rozwija się w zadowalającym tempie, ale od połowy tomu nie zwalnia, tylko prze wściekle na przód niczym wartki strumień przechodzący w równie niespokojną rzekę. Pcha czytelnika przez całe spektrum emocji, których przejaw jest wyłącznie dowodem na wspaniały kunszt pisarski autorki. Wraz z bohaterami cierpimy, śmiejemy się i płaczemy, przeżywamy wzniosłe chwile lojalności i dotkliwe momenty zdrady. Wstrzymujemy oddech, gdy nad ich życiami grozi ostry nóż Pani Los. Zakończenie tomu*, choć momentami łagodne, przyjemne i pełne nadziei jest tylko pozorne. Gdzieś tam w tle dalej trwają walki, napięcie nie schodzi, a niewinne życia są odbierane. To poczucie zostaje nawet po zamknięciu książki.
Kiedy zaczynałam historię z „Prawdodziejką”, w głowie miałam obraz słonecznych wybrzeży i trzepoczących na wietrze białych żagli wspaniałych okrętów. Jednak pierwszy tom ma się nijak do trzeciego. Jest bardziej mroczny, trudny. Nie pozwala na oddech. Fabuła „Krwiodzieja” porywa jak sztorm, nieoczekiwanie i silnie, jest to jednak zbyt ekscytujące by przerwać. Pozostaje nam cierpliwie czekać na zwieńczenie tej wspaniałej przygody. Moim zdaniem, „Krwiodziej” to najlepsze, co do tej pory wyszło spod palców Dennard, lecz wierzę, że następna część będzie się jej równać. Kto wie, może będzie lepsza? Na ten moment poprzeczka jest wysoka.
W imieniu wszystkich czytelników, droga Susan Dennard – Te varujta.
*SPOILER:
Czytając wielokrotnie ostatnią stronę, pękało mi serce na milion kawałków, gdy Aeduan zdał sobie sprawę, że Iseult zgubiła talar.
Drodzy Książkodzieje, to już. Tyle długich miesięcy musiało minąć, nim „Krwiodziej” trafił w nasze ręce. Już kończąc ostatnie rozdziały „Wiatrodzieja” wiedziałam, że nie obędę się bez kolejnego tomu, a niecierpliwość zżerała mnie od wewnątrz. Teraz, po przeczytaniu trzeciego tomu serii, kłamałabym mówiąc, że zaspokoiłam swoją ciekawość - po nieprzespanej nocy spędzonej na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to