-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać21
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać3
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-05-30
2024-05-26
Kolejna świetna książka Michała Medwida – podobnie zachwycałam się po jego debiucie, czyli "Swarożycach". Autor ma naprawdę dobry warsztat, pisze rewelacyjnie i ma świetne pomysły. W zbiorze "Bajania" najbardziej podobało mi się opowiadanie japońskie, czyli "Opowieść Mamy Wiśni" – ujął mnie sposób, w jaki wykorzystał yōkai, czyli japońskie demony – kitsune, kappa, yamamba zostały wplecione w bardzo ciekawą historię, której zakończenie wywołało we mnie ciarki niepokoju.
Opowiadanie "Barowa pogoda" zdołowało mnie – ale tak pozytywnie, o ile zdołowanie może być pozytywne, ale u mnie może.
Przede wszystkim doceniam, że to nie są typowe opowiadania grozy, ale rzeczy z drugim dnem, demony ze świata fantastyki i mitologii mieszają się z ludzkimi słabościami.
Kolejna świetna książka Michała Medwida – podobnie zachwycałam się po jego debiucie, czyli "Swarożycach". Autor ma naprawdę dobry warsztat, pisze rewelacyjnie i ma świetne pomysły. W zbiorze "Bajania" najbardziej podobało mi się opowiadanie japońskie, czyli "Opowieść Mamy Wiśni" – ujął mnie sposób, w jaki wykorzystał yōkai, czyli japońskie demony – kitsune, kappa, yamamba...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-26
No muszę powiedzieć, że drugi tom cyklu o krainie Oza totalnie mnie zaskoczył :) Moja ciekawość była mile podsycana przez całą opowieść, a na końcu szczerze się przyznam, że zbierałam szczękę z podłogi 🤣.
Dziwię się, że do tej bajki nie dorwały się różne środowiska 🤭 bo mamy tu genderyzm i dość obficie tematy równości płciowej 😁. Ujęła mnie generał Dendera obalająca z tronu Stracha na wróble, przy pomocy armii uzbrojonej w druty...
Choć nie aż tak, jak postać Wszechstronnie Wykształconego i Wielce Powiększonego Pluskwiaka Wtyka – ten to był gość, naprawdę wszechstronnie wykształcony.
Ciekawa była też kwestia podejścia do norm prawnych, sprowadzonych do absurdu – przepodobało mi się zdanie Blaszanego Drwala: "Praw nie można rozumieć i bardzo jest niemądrze, jeżeli ktoś usiłuje to zrobić" - ponadczasowa myśl... :)
Historia pełna ciekawych rozmów z pozoru głupiutkich, ale z drugim dnem.
I Rychlicki się jakoś bardziej przyłożył do ilustracji.
No muszę powiedzieć, że drugi tom cyklu o krainie Oza totalnie mnie zaskoczył :) Moja ciekawość była mile podsycana przez całą opowieść, a na końcu szczerze się przyznam, że zbierałam szczękę z podłogi 🤣.
Dziwię się, że do tej bajki nie dorwały się różne środowiska 🤭 bo mamy tu genderyzm i dość obficie tematy równości płciowej 😁. Ujęła mnie generał Dendera obalająca z tronu...
2024-05-19
Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu... czyli ze stolicy krainy Oz...
Kwestia tłumaczenia tytułu i zawiłości związanych z samą krainą Oz, jego mieszkańcami i władcami jest bardzo ciekawa. Ale teraz nie o tym, a o pierwszym tomie słów kilka :) Ta książka jest niesamowicie dziwna. Napisana mega prosto – rzeczy się po prostu dzieją – trzeba kogoś zabić, bach! Nie ma sprawy! :))) Ten kto zły, po prostu umiera, nie ma zmiłuj się, nie ma magicznych zwrotów charakterów, choć jest to bardzo magiczna opowieść.
To książka swoich czasów – na początku XX wieku dzieci łaknęły takich rzeczy, wszak była to jedna z pierwszych amerykańskich powieści fantasy dla dzieci. I tak należy na nią patrzeć, jako niesamowity fenomen, który wbił się w świat kultury, nie ma chyba osoby, która choć nie słyszała o Czarnoksiężniku Oz.
Ilustracje Zbigniewa Rychlickiego jakoś tak zupełnie mnie nie powalają. Nie zaiskrzyło między nami. Ale drugi tom zapowiada się lepiej.
Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu... czyli ze stolicy krainy Oz...
Kwestia tłumaczenia tytułu i zawiłości związanych z samą krainą Oz, jego mieszkańcami i władcami jest bardzo ciekawa. Ale teraz nie o tym, a o pierwszym tomie słów kilka :) Ta książka jest niesamowicie dziwna. Napisana mega prosto – rzeczy się po prostu dzieją – trzeba kogoś zabić, bach! Nie ma sprawy!...
2024-05-11
Bardzo się polubimy z Maciejem Płazą. Oczarował mnie od pierwszych słów, i trzymał przez całą opowieść. Czyta się rewelacyjnie.
Ujęło mnie wplecenie ludzkich losów w mistyczny sposób narracji – odkrywanie, a raczej odczuwanie przez Rafaela dramatów, bólu, rozczarowań, Rafael został stworzony, by rozumieć świat. Bo chasydzki sztetl to nie miejsce, w którym słychać tylko radosne śpiewy i modlitwy, ale częściej pierwsze skrzypce grają tu nieszczęście, niezrozumienie, niespełnione oczekiwania. A między tymi wszystkimi zwykłymi uczuciami, co bardzo ciekawe – jest także wrogość pomiędzy wyznawcami ortodoksyjnego judaizmu i chasydyzmu.
Nad tym wszystkim wisi hasło pogrom. I choć finalnie autor pokazuje, że nadprzyrodzona moc uzdrawiania jest w stanie zapanować nad nadprzyrodzoną mocą niszczenia, to oczywiście to tylko piękny motyw, a niestrawność ostatniego zdania robi piorunujące wrażenie.
Bardzo się polubimy z Maciejem Płazą. Oczarował mnie od pierwszych słów, i trzymał przez całą opowieść. Czyta się rewelacyjnie.
Ujęło mnie wplecenie ludzkich losów w mistyczny sposób narracji – odkrywanie, a raczej odczuwanie przez Rafaela dramatów, bólu, rozczarowań, Rafael został stworzony, by rozumieć świat. Bo chasydzki sztetl to nie miejsce, w którym słychać tylko...
2024-05-04
Kolejna zapomniana kocia historia, a szkoda, bo jest rewelacyjna. Bardzo lubię ten specyficzny klimat lat 80. kiedy dzieci były jakieś takie bardziej rezolutne i chwackie (dziś też są, ale jakoś tak inaczej 😁). Cudowny rodzinny klimat przebija z każdego rozdziału – fajna ta rodzinka lubiąca koty, fajny tata-wierszokleta 😁I fajnie zanurzyć się czasem w świat dzieciństwa.
Kolejna zapomniana kocia historia, a szkoda, bo jest rewelacyjna. Bardzo lubię ten specyficzny klimat lat 80. kiedy dzieci były jakieś takie bardziej rezolutne i chwackie (dziś też są, ale jakoś tak inaczej 😁). Cudowny rodzinny klimat przebija z każdego rozdziału – fajna ta rodzinka lubiąca koty, fajny tata-wierszokleta 😁I fajnie zanurzyć się czasem w świat dzieciństwa.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-04
Tak mi coś nie podszedł tekst pana Adama Augustyna... Ale za to ilustracje! Ach te koty Janusza Grabiańskiego! Są wyjątkowe, nasycone barwami, ze stron wyziera lekkość i puchatość. Kilka lat temu robiąc wystawę o kocich bohaterach, kot Konstanty zajmował jej naczelne miejsce, i od tego czasu chodziło mi po głowie, żeby w końcu poznać tę kocią historię. I choć rozminęłam się ze stylem autora to i tak cenię tę starutką pozycję.
Tak mi coś nie podszedł tekst pana Adama Augustyna... Ale za to ilustracje! Ach te koty Janusza Grabiańskiego! Są wyjątkowe, nasycone barwami, ze stron wyziera lekkość i puchatość. Kilka lat temu robiąc wystawę o kocich bohaterach, kot Konstanty zajmował jej naczelne miejsce, i od tego czasu chodziło mi po głowie, żeby w końcu poznać tę kocią historię. I choć rozminęłam się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-01
Piąty tom walki Knausgårda wywołał we mnie niesamowicie rozbieżne emocje – z jednej strony ten okres życia Karla Ove był żałosny, to wieczne chlanie, zdrady i chorobliwe skupienie się na sobie (co oczywiście jest normalne – nikt z nas nie ustrzegł się żałosności w młodości – po prostu męcząco się to czyta). Z drugiej strony poruszył we mnie jakieś takie pozytywne emocje, otwarcie się na coś... nie potrafię jeszcze tego sprecyzować.
Głównym wątkiem jest pragnienie pisania, a jednocześnie niemoc literacka. Nasz bohater nie potrafi stworzyć niczego naprawdę dobrego, zżera go zazdrość o kolegów, którzy zostali "wydani", czuje frustrację i ciężko pogodzić mu się z tym, że jednak nie będzie pisał.
Ciekawym smaczkiem było to, że młodego studenta uczył noblista Jon Fosse, którego Karl Ove tak opisuje:
"Fosse był nieśmiały, lecz jednocześnie wręcz ekstremalnie pewny siebie, dobrze znał swoją wartość i wiedział, co potrafi, a jego nieśmiałość przypominała raczej płaszcz, którym się owinął". Pojawiają się też inne norweskie nazwiska, przewinął się Tarjei Vesaas czy Lars Saabye Christensen.
Brakowało mi w tym tomie odniesień starszego Karla Ove, komentarza, jakiejś myśli z perspektywy dojrzałego Karla, który patrzy w przeszłość. Takie wstawki w poprzednich tomach genialnie spajały psychologiczne zależności pomiędzy wychowaniem a dojrzałością.
Pomimo tego czytało mi się znakomicie. Został mi ostatni, szósty tom – i jestem niesamowicie go ciekawa, szczególnie sposobu zakończenia...
Piąty tom walki Knausgårda wywołał we mnie niesamowicie rozbieżne emocje – z jednej strony ten okres życia Karla Ove był żałosny, to wieczne chlanie, zdrady i chorobliwe skupienie się na sobie (co oczywiście jest normalne – nikt z nas nie ustrzegł się żałosności w młodości – po prostu męcząco się to czyta). Z drugiej strony poruszył we mnie jakieś takie pozytywne emocje,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-03
Mam słabość do Gospodinowa. Po "Fizyce smutku" dałabym mu dziesiątkę za wszystko, nawet za debiut, który siłą rzeczy nie może być aż tak dobry... ale jednak moim zdaniem jest. Czyta się go melancholijnie, rozmyślania i ironiczno-smutne obserwacje przeplatają się ze wspomnieniami czy to z dzieciństwa, czy poprzedniego życia. Tęsknota, samotność są obecne cały czas, smutek jest przejmujący. Uwielbiam zanurzać się w jego przemyśleniach.
Mam słabość do Gospodinowa. Po "Fizyce smutku" dałabym mu dziesiątkę za wszystko, nawet za debiut, który siłą rzeczy nie może być aż tak dobry... ale jednak moim zdaniem jest. Czyta się go melancholijnie, rozmyślania i ironiczno-smutne obserwacje przeplatają się ze wspomnieniami czy to z dzieciństwa, czy poprzedniego życia. Tęsknota, samotność są obecne cały czas, smutek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-02
Pogarda głównego bohatera w stosunku do świata, do innych ludzi i w ogóle do wszystkiego, jest po trosze w każdym z nas (niektórzy o tym trąbią, niektórzy nie chcą się przyznać ;). Jednak nadmiar czegoś, prawie zawsze wychodzi bokiem – i tu właśnie trochę za dużo tego. Autor pokazuje nam nasze odbicie, niezmierzone pokłady szyderstwa w stosunku do innych. Ale jednocześnie to odbicie wzbudza współczucie – no właśnie, chyba powinniśmy wszyscy sobie współczuć ;).
Bardzo lubię to, że w książkach autora jest zawsze coś nieoczywistego, w pewnym momencie okazuje się, że coś idzie innym torem, niż się człowiek spodziewał.
Pogarda głównego bohatera w stosunku do świata, do innych ludzi i w ogóle do wszystkiego, jest po trosze w każdym z nas (niektórzy o tym trąbią, niektórzy nie chcą się przyznać ;). Jednak nadmiar czegoś, prawie zawsze wychodzi bokiem – i tu właśnie trochę za dużo tego. Autor pokazuje nam nasze odbicie, niezmierzone pokłady szyderstwa w stosunku do innych. Ale jednocześnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-01
Dziwnie się czuję kończąc tę walkę... Dopiero ostatni tom uświadomił mi, jak wielką cenę zapłacił Karl Ove za swój eksperyment. Myślę, że ta część zasługuje na pełną dziesiątkę, za monumentalizm, za to, że pomimo 1100 stron człowiek chciałby jeszcze. Nawet pomimo czterystu stronicowej wkładki – rozważań o Hitlerze, literaturoznawczych wywodów/esejów... no cóż. Były potrzebne samemu autorowi, chciał się nimi podzielić, coś udowodnić, coś wytłumaczyć, znaleźć rozwiązania, opisać relacje między jednostką a społeczeństwem. Chciał wpleść albo nawet przemycić swoje rozmyślania nad sensem istnienia i poszukiwanie znaczenia.
Trzeba mu to wybaczyć ;)
Szanuję go za próbę stworzenia normalnego życia z osobą cierpiącą na chorobę dwubiegunową.
Szanuję go za dogłębne pokazanie, że negatywne cechy, o których nie bardzo lubimy mówić, a co dopiero opisywać je – że te właśnie cechy tworzą z nas ludzi – egoizm, obawa przed wyśmianiem, agresja, próżność i wiele innych.
Szanuję go za pokazanie lęków dziecka w dorosłym człowieku – obawa przed rozgniewaniem innych, próby życia tak, aby wszystkich zadowolić... Myśląc o Karlu Ove, mam zawsze przed oczami małego Karla Ove, który potrafi rozpłakać się w każdej sytuacji.
I właśnie za to, że zechciał to wszystko tak bezkompromisowo opisać – pełna dziesiątka.
Dziwnie się czuję kończąc tę walkę... Dopiero ostatni tom uświadomił mi, jak wielką cenę zapłacił Karl Ove za swój eksperyment. Myślę, że ta część zasługuje na pełną dziesiątkę, za monumentalizm, za to, że pomimo 1100 stron człowiek chciałby jeszcze. Nawet pomimo czterystu stronicowej wkładki – rozważań o Hitlerze, literaturoznawczych wywodów/esejów... no cóż. Były...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-30
Trochę smutno, bo piąta część przygód cudownych mieszkańców Hotelu Dziwnego przyniosła spore rozczarowanie. A taki piękny tytuł – Wyspa Lawapali, wydawałoby się, że otworzy drzwi do kolejnej rozkosznej przygody. Narobił mi nadziei na ucztę, w dodatku po doskonałym poprzednim tomie "Duchy w chmurach" moje oczekiwania wznosiły się mocno ponad chmury. A tu totalny klops – fabuła taka sobie, morał taki sobie, i ani jednej zachwycającej ilustracji (chodzi oczywiście o coś ponad, o coś wyjątkowego – ogólnie cała seria jest narysowana świetnie i również tej części nie można odmówić pięknych ilustracji, ale brakło tej takiej choćby jednej wyjątkowej, która zapada w serce, brakło... smaczków! Jak np. z poprzednich tomów Pan Leclair czytający rabusiom, Marietta przeglądająca księgę gości w poszukiwaniu Pana Snarfa... czy wiele wiele innych. W tym tomie kompletnie nic...).
Mam nadzieję, że to był taki mały chwilowy dołek, a autorzy wzniosą się jednak wyżej przy kolejnych tomach...
Trochę smutno, bo piąta część przygód cudownych mieszkańców Hotelu Dziwnego przyniosła spore rozczarowanie. A taki piękny tytuł – Wyspa Lawapali, wydawałoby się, że otworzy drzwi do kolejnej rozkosznej przygody. Narobił mi nadziei na ucztę, w dodatku po doskonałym poprzednim tomie "Duchy w chmurach" moje oczekiwania wznosiły się mocno ponad chmury. A tu totalny klops –...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-21
U Concejo kwiaty są gwiazdami, czy ulicznymi latarniami. Dostrzegamy samotne literki, maleńkie budynki między ogromnymi ludźmi – jakby mniej ważne dzięki temu, roślinkę w szufladzie, czy rybki w zupie.
I jak zwykle w tego typu książkach, dostajemy przepiękną i bardzo prostą myśl, aby zatrzymać się i dostrzec kogoś ważnego obok nas.
U Concejo kwiaty są gwiazdami, czy ulicznymi latarniami. Dostrzegamy samotne literki, maleńkie budynki między ogromnymi ludźmi – jakby mniej ważne dzięki temu, roślinkę w szufladzie, czy rybki w zupie.
I jak zwykle w tego typu książkach, dostajemy przepiękną i bardzo prostą myśl, aby zatrzymać się i dostrzec kogoś ważnego obok nas.
2024-04-20
Niesamowicie się cieszę, że skończyłam! W połowie chciałam machnąć ręką, zaczęłam czytać inne rzeczy, wracałam, zaś się wkurzałam, bo po dłuższych przerwach mało co pamiętałam 😁
Do mnie zdecydowanie Rękopis nie przemówił aż tak jak się spodziewałam, choć przepodobały mi się niektóre części – głosy Zota czy Velasqueza chyba najbardziej zapadły mi w pamięć.
Natomiast film....! Majstersztyk! Samo to, że Has pokusił się o próbę przeniesienia niemożliwej do przeniesienia na ekran książki sprawia, że mój podziw sięga szczytów. Oddał swoją wizję Rękopisu i zrobił to przepięknie. Poza tym klimat tamtego kina, tych aktorów... nie do prześcignięcia. Co prawda Has wzorował się na wersji przeredagowanej po swojemu i z fantazją przez tłumacza Edmunda Chojeckiego, ale nic to – dzięki temu nabiera to wszystko jeszcze większego smaczku. Historia z tłumaczeniami Rękopisu jest wprost fascynująca.
Każdemu kto pokusi się czytać to tomiszcze, życzę wytrwałości! :))
Niesamowicie się cieszę, że skończyłam! W połowie chciałam machnąć ręką, zaczęłam czytać inne rzeczy, wracałam, zaś się wkurzałam, bo po dłuższych przerwach mało co pamiętałam 😁
Do mnie zdecydowanie Rękopis nie przemówił aż tak jak się spodziewałam, choć przepodobały mi się niektóre części – głosy Zota czy Velasqueza chyba najbardziej zapadły mi w pamięć.
Natomiast...
2024-02-20
Przychylam się do sklasyfikowania czwartego tomu, jako części o permanentnym myśleniu o przeleceniu jakiejkolwiek dziewczyny, ciągłym wzwodzie i przedwczesnym wytrysku. Pomimo tej dominującej tematyki, i pomimo tego, że nastoletni Karl Ove jest po prostu dupkiem (tyle że chyba wszyscy jesteśmy trochę dupkami, jakby nas tak dogłębnie opisać), to i tak rozbija mnie ta książka. Głównie ze względu na psychologiczny aspekt, szczególnie wpływ niezrównoważonego ojca na synów. Jeden mały przykład w wielkim skrócie: w obecności ojca, podczas gdy starszy syn potrafi realnie go ocenić, odnieść się do zła jakie ich spotkało, to młodszy Karl Ove odczuwa w stosunku do ojca coś na kształt wyrzutów sumienia, jakąś dziwną potrzebę zapewniania go, że wszystko jest ok, wręcz nie chce go zranić. Fascynującym jest czytać o tym, szczególnie, że dorosły Karl Ove zdaje sobie z tego doskonale sprawę. On już to przerobił w sobie. Chyba? Chciałabym go o to zapytać, pierwszy raz mam takie coś, że chciałabym spotkać się i pogadać z autorem. Bo choć opisał wszystko tak szczegółowo, że bardziej się już nie da, to sorki ale ja mam jeszcze więcej pytań....
Przychylam się do sklasyfikowania czwartego tomu, jako części o permanentnym myśleniu o przeleceniu jakiejkolwiek dziewczyny, ciągłym wzwodzie i przedwczesnym wytrysku. Pomimo tej dominującej tematyki, i pomimo tego, że nastoletni Karl Ove jest po prostu dupkiem (tyle że chyba wszyscy jesteśmy trochę dupkami, jakby nas tak dogłębnie opisać), to i tak rozbija mnie ta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-08
Razem z Karlem Ove odżywały najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, razem z nim przeżywałam pierwszy dzień szkoły, razem z nim robiłam obrzydliwe rzeczy i razem z nim bałam się ojca. Ta część jest mocno wstrząsająca, pokazuje bowiem początki, pozwala zrozumieć jak patologiczne wychowanie wpływa na dziecko, a następnie dorosłego; jakie to dziecko ma myśli. Pozwala wniknąć w umysł i duszę drugiego człowieka tak mocno, jak nie jest to możliwe w normalnych okolicznościach. Tu bowiem Karl Ove funduje nam wszystko, wywleka wszelkie szczegóły, o jakich tylko myślimy, a nikt nie ma zamiaru o nich pisać. Najcenniejsze są komentarze autora z perspektywy dorosłego, gdy już wie, w jaki sposób dzieciństwo na niego wpływało. Doskonale oddaje to ten cytat, gdzie zahacza z początku o mamę:
„Ocaliła mnie, bo gdyby jej nie było i gdybym dorastał tylko z tatą, prędzej czy później, w taki czy inny sposób, odebrałbym sobie życie. No ale ona była, równoważąc mrok taty, ja żyję, a to, że żyję bez radości, nie ma żadnego związku z brakiem równowagi w dzieciństwie. Żyję, mam własne dzieci, a w związku z nimi zawsze zależało mi w zasadzie na jednej jedynej rzeczy, mianowicie na tym, żeby nie bały się własnego ojca.
Nie boją się, wiem to na pewno.
Kiedy wchodzę do pokoju, w którym siedzą, nie kulą się, nie wbijają oczu w podłogę, nie wymykają się, gdy tylko nadarzy się taka sposobność, a kiedy na mnie patrzą, to obojętnie, rejestrująco. I jeśli cieszy mnie, że ktoś mnie nie zauważa, to cieszę się, że nie zauważają mnie moje dzieci. Jeśli cieszy mnie, że ktoś przyjmuje mnie za oczywistość, to cieszę się, że jestem oczywistością dla moich dzieci. A gdyby w wieku czterdziestu lat miały zupełnie nie pamiętać, że kiedyś przy nich byłem, to ukłonię się i przyjmę to z głęboką wdzięcznością”.
Dopiero po tej części jesteśmy w stanie zrozumieć wiele zachowań dorosłego Karla Ove. Korci mnie, żeby zaryzykować stwierdzenie, że jeżeli w dzieciństwie nie doświadczaliśmy patologicznych zachowań dorosłych, to nie bardzo pojmujemy pisarstwo Norwega. Kto miał w miarę szczęśliwe dzieciństwo, to chyba nie do końca jest w stanie zrozumieć taką trochę chorą fascynację jego przeżyciami i tym szczegółowym opisywaniem każdego obrzydliwego aspektu naszego życia.
Razem z Karlem Ove odżywały najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa, razem z nim przeżywałam pierwszy dzień szkoły, razem z nim robiłam obrzydliwe rzeczy i razem z nim bałam się ojca. Ta część jest mocno wstrząsająca, pokazuje bowiem początki, pozwala zrozumieć jak patologiczne wychowanie wpływa na dziecko, a następnie dorosłego; jakie to dziecko ma myśli. Pozwala wniknąć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-22
Cały czas zastanawiam się co sprawia, że tak chętnie czytam o czyimś życiu. Mogę mówić tylko za siebie, ale myślę, że wielu mi przyzna rację – że tu nie chodzi tylko o fascynację czyimś życiem, o tzw. "podpatrywanie sąsiada". Chodzi bardziej o to, że chcemy przejrzeć się w lustrze, zobaczyć swoje cechy opisane przez kogoś/kogokolwiek. Zobaczyć co ktoś inny robi z tymi cechami, jak z nimi żyje. Chcemy znaleźć jakąś/jakąkolwiek receptę na swoje bóle.
W drugim tomie Karl Ove opisuje głównie związek z drugą żoną Lindą i trudy tacierzyństwa. I choć nie jestem ani pisarzem, ani ojcem, ani facetem, to odnajduję w jego myślach, również swoje myśli – pragnienie mieszczaństwa/przystosowania się (i złość na to), niechęć do przyjmowania pomocy, czy pragnienie samotności. W dalszych tomach mam nadzieję na więcej analizy dzieciństwa i stosunków z ojcem, bo to mnie bardziej interesuje niż miłosne wzloty i upadki.
Cały czas zastanawiam się co sprawia, że tak chętnie czytam o czyimś życiu. Mogę mówić tylko za siebie, ale myślę, że wielu mi przyzna rację – że tu nie chodzi tylko o fascynację czyimś życiem, o tzw. "podpatrywanie sąsiada". Chodzi bardziej o to, że chcemy przejrzeć się w lustrze, zobaczyć swoje cechy opisane przez kogoś/kogokolwiek. Zobaczyć co ktoś inny robi z tymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-13
Ja od zawsze wiedziałam, że to jest książka dla mnie. Od momentu gdy gdzieś kiedyś o niej przeczytałam, siedziała mi w głowie i po prostu byłam pewna, że będę chciała jakiś czas pożyć życiem Karla Ove. Po prostu płynąć sobie pomalutku ze wspomnieniami, z myślami, wynurzeniami o wszystkim, o dzieciństwie, o samotności, bólu, niesmaku, żalu.
To nie jest jakieś arcydzieło literatury, byłabym bardzo powściągliwa, jeżeli chodzi o przyrównywanie go do Prousta. Nope. Aż tak nie zasłużył. A jednak wracam do domu i od razu biorę się do lektury, każdą wolną chwilę poświęcam na czytanie o czyszczeniu osranej kanapy i o robieniu kawy w upalcowanym dzbanku. Samo życie.
Ja od zawsze wiedziałam, że to jest książka dla mnie. Od momentu gdy gdzieś kiedyś o niej przeczytałam, siedziała mi w głowie i po prostu byłam pewna, że będę chciała jakiś czas pożyć życiem Karla Ove. Po prostu płynąć sobie pomalutku ze wspomnieniami, z myślami, wynurzeniami o wszystkim, o dzieciństwie, o samotności, bólu, niesmaku, żalu.
To nie jest jakieś arcydzieło...
2024-04-14
Miłosz Szymański tak jak świetnie opowiada tak i świetnie pisze – bardzo wyszedł mu debiut w formie książki. Jest dużo historii Mołdawii, jest wiele ciekawych postaci, zwykłych ludzi próbujących jeszcze jakoś żyć w tym smutnym kraju. Jest też poruszająca historia dziadka z okładki – Gheorgha, który "przetrwał wojnę, głód, deportację, Stalina i wreszcie sam Związek Radziecki". Czuć tu duże emocje i nie ukrywam, że ta historia najbardziej zapadła mi w serce.
Autor stworzył swoistą Mołdawię w pigułce, którą warto poznać.
Miłosz Szymański tak jak świetnie opowiada tak i świetnie pisze – bardzo wyszedł mu debiut w formie książki. Jest dużo historii Mołdawii, jest wiele ciekawych postaci, zwykłych ludzi próbujących jeszcze jakoś żyć w tym smutnym kraju. Jest też poruszająca historia dziadka z okładki – Gheorgha, który "przetrwał wojnę, głód, deportację, Stalina i wreszcie sam Związek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-07
Ajjjjj to było dobre! Popieprzone i absurdalne, kpina i melancholia totalnie przemieszane.
I nie chodzi o to, ile tam jest prawdy, a ile zmyślenia.
Oczywiście, że mocno podkoloryzowane, pod publiczkę podkręcone, ale jak dobrze! Przecież chodzi o to, żeby się zatrzymać i coś fajnego poczuć.
Ajjjjj to było dobre! Popieprzone i absurdalne, kpina i melancholia totalnie przemieszane.
I nie chodzi o to, ile tam jest prawdy, a ile zmyślenia.
Oczywiście, że mocno podkoloryzowane, pod publiczkę podkręcone, ale jak dobrze! Przecież chodzi o to, żeby się zatrzymać i coś fajnego poczuć.
Jak tylko skończyłam "Moją walkę" Karla Ove Knausgårda wiedziałam, że będzie mi brakować tego typu opowieści. Na szczęście nie brakuje autorów, którzy lubują się w rozwleczonych do niemożliwości historiach, nie inaczej jest w przypadku Christensena i jego "Półbrata". To naprawdę bardzo bujna opowieść, rozkładająca na części pierwsze pojedyncze wydarzenia, dni, emocje. Odczucia głównego bohatera – chłopca Barnuma są doskonale opisane, psychika dziecka przeskalowana przez umysł dorosłego – bardzo lubię takie rzeczy. Do tego relacje rodzinne, przyjacielskie, dużo arcyciekawych postaci, szczególnie Fred, starszy brat wyjątkowo mnie ujął. I te kobiety... Co za niezwykłe charaktery!
Jak tylko skończyłam "Moją walkę" Karla Ove Knausgårda wiedziałam, że będzie mi brakować tego typu opowieści. Na szczęście nie brakuje autorów, którzy lubują się w rozwleczonych do niemożliwości historiach, nie inaczej jest w przypadku Christensena i jego "Półbrata". To naprawdę bardzo bujna opowieść, rozkładająca na części pierwsze pojedyncze wydarzenia, dni, emocje....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to