-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński28
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Biblioteczka
2024-05-02
2024-04-07
Ajjjjj to było dobre! Popieprzone i absurdalne, kpina i melancholia totalnie przemieszane.
I nie chodzi o to, ile tam jest prawdy, a ile zmyślenia.
Oczywiście, że mocno podkoloryzowane, pod publiczkę podkręcone, ale jak dobrze! Przecież chodzi o to, żeby się zatrzymać i coś fajnego poczuć.
Ajjjjj to było dobre! Popieprzone i absurdalne, kpina i melancholia totalnie przemieszane.
I nie chodzi o to, ile tam jest prawdy, a ile zmyślenia.
Oczywiście, że mocno podkoloryzowane, pod publiczkę podkręcone, ale jak dobrze! Przecież chodzi o to, żeby się zatrzymać i coś fajnego poczuć.
2024-04-04
To stanowczo nie ten Klimko-Dobrzaniecki, który w ostatnich powieściach mnie zachwycił. W tej historii, a właściwie historiach znalazłam tylko antypatyczne postacie, zarówno kobiety jak i mężczyźni byli wręcz przesyceni skazami.
Samotność, niezrozumienie, melancholia to tematy, z którymi najbardziej mi po drodze w książkach, ale tu brakło mi w tych postaciach takiego wewnętrznego dobra, odrobiny, choć grama takiego ludzkiego jakby to nazwać... honoru, poczucia tego co właściwe.
Ale napisane jest świetnie, bardzo lubię styl autora, dlatego też przeczytałam do końca.
To stanowczo nie ten Klimko-Dobrzaniecki, który w ostatnich powieściach mnie zachwycił. W tej historii, a właściwie historiach znalazłam tylko antypatyczne postacie, zarówno kobiety jak i mężczyźni byli wręcz przesyceni skazami.
Samotność, niezrozumienie, melancholia to tematy, z którymi najbardziej mi po drodze w książkach, ale tu brakło mi w tych postaciach takiego...
2024-03-28
Hubert Klimko-Dobrzaniecki znowu mnie porwał w jakieś w rejony odczuwania trochę depresyjnego, smutnego, ale cóż poradzić – po prostu lubię to. Melancholia i samotność przebija się mocno, ale jednocześnie jest kumpelskość, autor pięknie oddał hołd dwójce swoich przyjaciół. Jest też miejsce na miłość – ten wątek jest taki muśnięty, idealnie skrojony, jak wszystko w tej krótkiej opowieści.
Pięknie napisane, oddające próby życia po swojemu, przypominające co jest ważne, skłaniające do zatrzymania się i zastanowienia – bosz... ależ popadam w pretensjonalność, ale tu trzeba, bo ta opowieść była naprawdę dobra.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki znowu mnie porwał w jakieś w rejony odczuwania trochę depresyjnego, smutnego, ale cóż poradzić – po prostu lubię to. Melancholia i samotność przebija się mocno, ale jednocześnie jest kumpelskość, autor pięknie oddał hołd dwójce swoich przyjaciół. Jest też miejsce na miłość – ten wątek jest taki muśnięty, idealnie skrojony, jak wszystko w tej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-26
Opowieści łajdackie to dobre określenie na ten zbiorek. Niektóre z nich są lepsze niektóre gorsze... Nie niosą zbytu wielu głębokich myśli, były li tylko rozrywką. O jedzeniu czytać nie lubię, więc wiele fragmentów po prostu ominęłam. Świetne ilustracje – Ola Cieślak genialnie oddała klimacik.
Opowieści łajdackie to dobre określenie na ten zbiorek. Niektóre z nich są lepsze niektóre gorsze... Nie niosą zbytu wielu głębokich myśli, były li tylko rozrywką. O jedzeniu czytać nie lubię, więc wiele fragmentów po prostu ominęłam. Świetne ilustracje – Ola Cieślak genialnie oddała klimacik.
Pokaż mimo to2024-03-17
Ta książka to dwie historie, napisane zupełnie różnym stylem. Nieważne, od której się zacznie, choć ja uważam, że lepiej od "Domu Róży", by dopiero później poznać historię małej Róży w przejmującym opowiadaniu "Krýsuvik" – nie wszystko musi być zawsze chronologicznie, czasami lepiej zacząć inaczej.
O ile już zdążyłam poznać twórczość Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, to również w tej książce wiele daje ze swojego życia, ale to wszystko nie jest jednoznaczne – możemy się tylko domyślać, i współodczuwać – samotność, i chęć ucieczki: "najdalej gdzie można było, najdalej gdzie można było uciec od wspomnień z dzieciństwa".
Spotkać taką Różę w swoim życiu, która poruszy w nas jakieś struny, obudzi coś... Piękna opowieść, pomimo ogromu dramatów i tragedii ludzkich.
Ta książka to dwie historie, napisane zupełnie różnym stylem. Nieważne, od której się zacznie, choć ja uważam, że lepiej od "Domu Róży", by dopiero później poznać historię małej Róży w przejmującym opowiadaniu "Krýsuvik" – nie wszystko musi być zawsze chronologicznie, czasami lepiej zacząć inaczej.
O ile już zdążyłam poznać twórczość Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, to...
2024-03-12
Lubię krótkie formy i te dziwne opowiadania bardzo mi podeszły. Choć momentami były po prostu obleśne, ale poziom obleśności do zaakceptowania. Autor nabija się z wielu rzeczy, a jednocześnie tym nabijaniem się uderza we wzorce, fundamenty, ironizuje i burzy różne wyobrażenia. Jest tu wiele ciekawych trafień.
Intryguje mnie wątek matki – tu potraktowany zupełnie inaczej niż w dopiero co przeczytanej przeze mnie Fisharmonii – świetnie jest poznawać tak różne twarze autora.
Lubię krótkie formy i te dziwne opowiadania bardzo mi podeszły. Choć momentami były po prostu obleśne, ale poziom obleśności do zaakceptowania. Autor nabija się z wielu rzeczy, a jednocześnie tym nabijaniem się uderza we wzorce, fundamenty, ironizuje i burzy różne wyobrażenia. Jest tu wiele ciekawych trafień.
Intryguje mnie wątek matki – tu potraktowany zupełnie inaczej...
2024-03-07
Moje odkrycie! Hubert Klimko-Dobrzaniecki ma dar, który uwielbiam – takiego fajnego bajdurzenia o życiu, wplątywania swoich przemyśleń w klimat miejsca, tu akurat Islandii. Poznajemy autora, poznajemy Wyspę – choć w sposób nieoczywisty, nie ma tu typowych opisów kraju. Są ludzie, ich zachowania, zwyczaje, a to wszystko związane z bardzo osobistymi przeżyciami autora, ze wspomnieniami z dzieciństwa, z marzeniami, nadziejami. Są fascynacje filmem, muzyką, literaturą. To nie jest przewodnik. To jest opowieść.
Moje odkrycie! Hubert Klimko-Dobrzaniecki ma dar, który uwielbiam – takiego fajnego bajdurzenia o życiu, wplątywania swoich przemyśleń w klimat miejsca, tu akurat Islandii. Poznajemy autora, poznajemy Wyspę – choć w sposób nieoczywisty, nie ma tu typowych opisów kraju. Są ludzie, ich zachowania, zwyczaje, a to wszystko związane z bardzo osobistymi przeżyciami autora, ze...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-10
Fisharmonia. Snówpowiązałka – tytuł zachwyca, a historia rodzinna opowiedziana przez autora wywołuje całą gamę emocji – można się pośmiać, można się powkurzać (matka bohatera szczególnie potrafi rozdrażnić), a na koniec mocno się wzruszyć. To galeria dziwaków, i najfajniejszy problem z autorem jest taki, że bohaterowie jego książek, mają bardzo dużo z autora i realnych postaci, ale oczywiście nie wiadomo ile, coś tam wymyśla, coś ubarwia, tworzy postać której daje coś z siebie, ale czasami zastrzega, że ej to nie jestem całkiem ja. Książka żyje swoim życiem i każdy bierze z niej coś innego.
A ja nadrabiam poznawanie twórczości Huberta, bo jego sposób pisania to jest coś, co mnie porywa, gdybym umiała pisać, to tak właśnie chciałabym to robić.
Fisharmonia. Snówpowiązałka – tytuł zachwyca, a historia rodzinna opowiedziana przez autora wywołuje całą gamę emocji – można się pośmiać, można się powkurzać (matka bohatera szczególnie potrafi rozdrażnić), a na koniec mocno się wzruszyć. To galeria dziwaków, i najfajniejszy problem z autorem jest taki, że bohaterowie jego książek, mają bardzo dużo z autora i realnych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pogarda głównego bohatera w stosunku do świata, do innych ludzi i w ogóle do wszystkiego, jest po trosze w każdym z nas (niektórzy o tym trąbią, niektórzy nie chcą się przyznać ;). Jednak nadmiar czegoś, prawie zawsze wychodzi bokiem – i tu właśnie trochę za dużo tego. Autor pokazuje nam nasze odbicie, niezmierzone pokłady szyderstwa w stosunku do innych. Ale jednocześnie to odbicie wzbudza współczucie – no właśnie, chyba powinniśmy wszyscy sobie współczuć ;).
Bardzo lubię to, że w książkach autora jest zawsze coś nieoczywistego, w pewnym momencie okazuje się, że coś idzie innym torem, niż się człowiek spodziewał.
Pogarda głównego bohatera w stosunku do świata, do innych ludzi i w ogóle do wszystkiego, jest po trosze w każdym z nas (niektórzy o tym trąbią, niektórzy nie chcą się przyznać ;). Jednak nadmiar czegoś, prawie zawsze wychodzi bokiem – i tu właśnie trochę za dużo tego. Autor pokazuje nam nasze odbicie, niezmierzone pokłady szyderstwa w stosunku do innych. Ale jednocześnie...
więcej Pokaż mimo to