-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-08
2024-04-29
[Współpraca z @weneedyabooks]
Uśmiejecie się ze mnie, ale pierwsze co spodobało mi się w książce, to okładka. I nie chodzi wyłącznie o jej wygląd, ale... jest fajna w dotyku. Dosłownie Niemałż płakał ze śmiechu, gdy kazałam mu pomiziać okładkę. 😂
A teraz recenzja. Czego się spodziewałam? Lekkiej historii z uroczym wątkiem romantycznym.
Co dostałam? Kilka zaskoczeń.
Zacznę od tego, że książka porusza trudne tematy: choroba, tolerancja, nadmierne oczekiwania rodziców względem dzieci, rozbita rodzina i poszukiwanie korzeni. Są one ładnie poprowadzone, potraktowane z należytym szacunkiem. To ogromny plus całej historii.
Doceniam też pracę tłumacza, bo jest świetny. Sposób mówienia matki głównego bohatera mnie urzekł, a przypisy dotyczące fabuły czy gier słownych, to jest majstersztyk.
Mam jednak problem z narracją. Wyobraźcie sobie połączenie:
- języka i stylu pisania typowo dla dzieci 10-12 lat,
- infantylnych bohaterów w wieku 17 lat,
- lekkiej erotyki oraz przekleństw,
a na koniec dajcie temu oznaczenie 14+.
To jest właśnie Projekt: Miłość.
Z jednej strony mamy styl pisania zbyt niedojrzały jak na siedemnastolatków. Z drugiej zaś typowe, boomerskie teksty. Najbardziej boli mnie pisane SMSów przez nastolatków — skręcało mnie z zażenowania (🍆🍑😀). Potem dostajemy scenę erotyczną (dość zabawną, to muszę przyznać) i wielokrotne nawiązania do seksu — w książce 14+, co bardzo mi przeszkadzało.
Opowieść stara się być napisana dla dzieci i dorosłych jednocześnie, przez co nie pasuje ani tu, ani tu — i wiele przez to traci.
Głowni bohaterowie są stworzeni w taki sposób, że da się ich lubić. Szybko się wciągnęłam i kibicowałam naszej parze w dążeniu do spełnienia marzeń.
Zaś postacie drugoplanowe buduje się wokół jednej cechy charakteru: np. Cameron jest niewyżyty, a Quinn jest próżna i to wszystko, co ich określa.
Oś fabularna ma bardzo wiele dziur. Na przykład jest moment, w którym bohaterka korzysta z Google Translatora, żeby przetłumaczyć zdanie po chińsku, wpisując randomowe słowa i patrząc jaki znaczek otrzyma. Tylko że wystarczy nakierować aparat na tekst i od razu otrzyma się tłumaczenie (co później zresztą robi!) - ergo bohaterka nie musiałaby zacząć się uczyć tego języka.
Wielokrotnie zdarza się, że dostajemy dość absurdalne zachowania bohaterów, które mają za zadanie popchnąć fabułę dalej, ale tym samym tworzą kolejną lukę, której nie tłumaczy fikcja literacka.
Największa bzdura pojawia się pod koniec, mianowicie naciągany do granic możliwości wpływ dziecka na wielką korporację z zupełnym pominięciem jak działają takie firmy.
Przeskoki czasowe pojawiają się bardzo często i w trakcie rozdziału — zwykle bez przerywnika, co trochę wyprowadza z rytmu czytania.
Tak sobie myślę, że gdyby erotykę zamienić na sceny dotyczące pierwszego pocałunku oraz wyrzucić wulgaryzmy, to byłaby naprawdę przyjemna książka dla wchodzących w wiek nastoletni czytelników. Wówczas oceniłabym ją zdecydowanie wyżej (może nawet na 4?).
W obecnej formie uważam, że książka nadaje się tylko dla 14-letnich odbiorców i ani starszych, ani młodszych, a że ja mam dwa razy tyle, to niestety nie mogę dać więcej niż 2.5/5
[Współpraca z @weneedyabooks]
Uśmiejecie się ze mnie, ale pierwsze co spodobało mi się w książce, to okładka. I nie chodzi wyłącznie o jej wygląd, ale... jest fajna w dotyku. Dosłownie Niemałż płakał ze śmiechu, gdy kazałam mu pomiziać okładkę. 😂
A teraz recenzja. Czego się spodziewałam? Lekkiej historii z uroczym wątkiem romantycznym.
Co dostałam? Kilka...
2024-03-30
Gamerka miała być najlepszą książką tego roku... nie wyszło.
Zacznijmy od pozytywów:
- Audiobook to majstersztyk. Dźwięki tła, klimatyczna muzyka, dwóch lektorów. Jestem nim zachwycona. Papierowym wydaniem (z ukrytym tekstem) zresztą też.
- Jako gracz (wprawdzie nie FIFA, ale jednak) oraz dziecko wychowane w rodzinie piłkarzy doceniam, jak dobrze jest zrobiony research.
- Smaczki popkulturowe, nawiązania do filmów i przede wszystkim „Alicja w krainie czarów” - to wszystko sprawiało mi ogromną przyjemność.
- Wątek romantyczny jest autentyczny. Polubiłam głównych bohaterów i dobrze mi się śledziło ich relację targaną nieustannymi dylematami. Kilian to ciekawy kandydat na książkowego męża: niby badboy, ale w nie do końca.
- Zwykle wolę książki pisane w trzeciej osobie, ale tutaj narracja pierwszoosobowa była niezbędna i ani razu nie odczułam, że mi przeszkadza.
Do około jedenastego rozdziału książka miała u mnie ocenę 5/5 ze wskazaniem na 5,5/5 (ze względu na poziom wydania audio i papierowego). A potem się zaczęło...
Moim zdaniem to nie jest książka 16+, jak głosi okładka, tylko 18+. Sceny E są bardzo obrazowe i liczne. Fabuła praktycznie zatrzymuje się na kilka rozdziałów, bo bohaterowie albo myślą o S, albo marzą o S, albo uprawiają S (w pojedynkę lub nie). W pewnym momencie audiobook słuchałam w tempie x2, bo miałam już dość. Nie tego szukałam w książce dla młodzieży.
Narrator mówi nam, że bohaterowie prowadzą głębokie rozmowy o życiu, pasjach, stresie itd. i początkowo tak jest, a potem? Mamy w to wierzyć, ale często tego nie widzimy. Od pewnego momentu czytamy, niemal nieustannie, jak świntuszą. Ich relacja nagle staje się płytka i męcząca.
Gdy w końcu wracamy do akcji, początkowo fabuła nie trzyma poziomu z początku - np. duży konflikt z ważną postacią drugoplanową, który na nowo wzbudził we mnie zainteresowanie książką, został rozwiązany w postaci kilku zdań w narracji, co bardzo mnie zawiodło.
Na szczęście ostatnie rozdziały są mocne, a dzięki temu przypomniałam sobie, czemu książka mnie tak zafascynowała na starcie. Dlatego sięgnę po drugi tom.
Podsumowując: dobrej książce z ogromnym potencjałem można obniżyć ocenę, jeśli źle dobierze się kategorię wiekową - a przez to trafi na czytelnika, który nie tego oczekuje.
Gamerka miała być najlepszą książką tego roku... nie wyszło.
Zacznijmy od pozytywów:
- Audiobook to majstersztyk. Dźwięki tła, klimatyczna muzyka, dwóch lektorów. Jestem nim zachwycona. Papierowym wydaniem (z ukrytym tekstem) zresztą też.
- Jako gracz (wprawdzie nie FIFA, ale jednak) oraz dziecko wychowane w rodzinie piłkarzy doceniam, jak dobrze jest zrobiony research.
-...
2024-03-15
Sięgnęłam po lekturę zachęcona dobrymi opiniami i... Nie zawiodłam się.
Przede wszystkim muszę docenić cudownie zbudowany świat. Dwa zwaśnione plemiona, zwierzęce totemy, leśne istoty i przede wszystkim rapile — cudownie wchodziło się w to uniwersum.
Akcja zaczyna się już od pierwszych stron, więc nie da się nudzić, a język, jakim jest pisana książka, sprawia, że po rozdziałach wręcz się płynie. Zdecydowanie jest to lekkie i przyjemne fantasy.
Do bohaterów przywiązałam się od razu (Levone ❤️) i kibicowałam im przez całą książkę. A wątek romantyczny? Slow burn napisane zostało tak dobrze, że wierzę w to powoli rodzące się uczucie w całości.
Co do minusów: trochę miejscami irytowało mnie pomijanie dialogów. Chciałabym je przeczytać, zamiast usłyszeć od narratora, że taka rozmowa się odbyła.
Z zakończeniem też mam pewien zgrzyt:
Z jednej strony jest takie, jakbym tego oczekiwała. Tajemnica, która dla niektórych była zbyt przewidywalna, mnie nawet zaskoczyła — obstawiałam zupełnie innego, głównego 'złola').
Z drugiej strony, coś dziwnego stało się na ostatnich 40 stronach. Najpierw wszystko strasznie zwolniło, a potem zaczęło lecieć na łeb na szyję. Gdzieś ten rytm pod koniec został zaburzony.
Czy sięgnę po drugą część? Oczywiście, że tak!
Sięgnęłam po lekturę zachęcona dobrymi opiniami i... Nie zawiodłam się.
Przede wszystkim muszę docenić cudownie zbudowany świat. Dwa zwaśnione plemiona, zwierzęce totemy, leśne istoty i przede wszystkim rapile — cudownie wchodziło się w to uniwersum.
Akcja zaczyna się już od pierwszych stron, więc nie da się nudzić, a język, jakim jest pisana książka, sprawia, że po...
2024
[RECENZJA PATRONACKA]
Dwór Koszmarów, czyli mój pierwszy patronat, to świat przepełniony mrokiem, w którym traktowanie ludzi niczym przedmioty jest na porządku dziennym. Zaczynamy od krótkiego wprowadzenia do fabuły: krain i magicznych ras, by zaraz potem wpaść w codzienne życie głównej bohaterki imieniem Kira, której zdecydowanie los nie rozpieszcza. Jeden mały błąd i pojawienie się tajemniczego, czarnowłosego sadysty z niezdrowym uwielbieniem do pewnego zwierzęcia, rozpoczynają historię, której pochłonięcie zajęło mi dwa dni.
Podobał mi się zabieg wprowadzenia nam sporego świata przedstawionego, by potem zamknąć nas na długo w czterech ścianach. Daje to wrażenie takiej samej klaustrofobii, jaką w tamtym momencie mogła odczuwać bohaterka. Pragnęłam dowiedzieć się więcej, a oglądałam wraz z nią kraty w oknach, z rozdziału na rozdział czując się bardziej zniewolona.
Ciekawe jest też to, że większość postaci wydaje się mieć rozdwojenie jaźni. Raz są miłe, zaraz potem wredne. Zupełnie tak jakby przebywanie w tytułowym Dworze Koszmarów sprawiało, że ludzie (i nieludzie) tracą tam zdrowy rozsądek — wszystko, byleby przetrwać. Syndrom sztokholmski zdecydowanie nie dziwi w takim otoczeniu.
To, co bardzo doceniłam podczas czytania, to wartka akcja. Rozdziały są krótkie, płynnie przeskakujemy od zdarzenia do zdarzenia, nie zatrzymując się na długich opisach, które mogłyby wytrącić czytelnika z rytmu. Fabułę ciągną dialogi, co bardzo lubię.
Mamy tu też tajemnicę związaną z jedną postacią, której rozwiązania wyczekujemy na dalszych stronach, jednak podstawą historii jest ogromny samorozwój bohaterki, który zajmuje znaczącą większość książki, a przez to jesteśmy w stanie uwierzyć w jej przemianę w stylu „od zera do bohatera”.
Książka nie bez powodu ma oznaczenie „18+” i stanowczo zniechęcam młodsze osoby po sięgnięcie, ponieważ znajduje się tam od groma scen, które nie nadają się dla nieletnich odbiorców.
Czy mam jakieś zastrzeżenia? Nie ma książek idealnych. Brakowało mi szerszego wprowadzenia jednej z ważniejszych postaci, może jakiejś retrospekcji z nią związanej, żebyśmy mogli poczuć, że jest to faktycznie ktoś istotny — szczególnie że związany jest z nią duży plot twist.
Końcówka dzieje się bardzo szybko i pojawia się wiele nowych wątków i pytań, zatem mimo pozornego zakończenia opowieści, oczekuję na tom drugi, który rozwinie to, co zostało tylko lekko wspomniane w tomie pierwszym.
Książki nie poleciłabym osobom:
- wysoce wrażliwym na przemoc fizyczną i psychiczną,
- wysoce wrażliwym na przemoc seksualną,
- wysoce wrażliwym na przedmiotowe traktowanie innych,
- które nie przepadają za scenami walki,
- które nie lubią enemies to lovers.
Moje ulubione motywy (kto czytał, ten będzie wiedział, o czym mówię):
- schody
- Lauden
- podążanie za przeznaczeniem
[RECENZJA PATRONACKA]
Dwór Koszmarów, czyli mój pierwszy patronat, to świat przepełniony mrokiem, w którym traktowanie ludzi niczym przedmioty jest na porządku dziennym. Zaczynamy od krótkiego wprowadzenia do fabuły: krain i magicznych ras, by zaraz potem wpaść w codzienne życie głównej bohaterki imieniem Kira, której zdecydowanie los nie rozpieszcza. Jeden mały błąd i...
Ocena tej serii: 6/5, bo uważam, że 5/5 to zdecydowanie za mało, żeby docenić, jak dobra jest to franczyza.
Moja przygoda z nią zaczęła się od anime (do którego wracam średnio raz w roku). Niestety, ekranizacja kończy się mniej więcej w okolicy 8 tomu i mimo zapowiedzi, nigdy nie pojawiła się kontynuacja (choć w głębi serduszka nadal na to czekam).
Co tu mamy? Dziewczynę, którą życie kopie po dupie, typową babę z jajami. Za dnia przewodnicząca niemal całkowicie męskiej szkoły pełnej idiotów, wieczorami — pracownica kafejki, w której kelnerki przebierają się za służące. Praca jest dobrze płatna i nasza Misaki dobrze radzi sobie z ukrywaniem, gdzie spędza czas po szkole... aż jej tajemnice poznaje ON.
Uwierzcie mi, nie wiecie, co to znaczy szaleć za książkowym mężem, jeśli nie znacie Usuiego. Mam umowę z moim niemałżem, że jeśli ten facet wyjdzie z książki, to się rozstajemy (w drugą stronę ta umowa obowiązuje w przypadku przyjechania do nas Johny'ego Deppa, wiec niemałż nie jest poszkodowany 😂).
Ta seria ma najlepiej zrobione „he love first” oraz „slow burn”, jakie kiedykolwiek widziałam. I jest oczywiście mroczna tajemnica głównego crusha, którą poznajemy bardzo późno, co jest ogromnym plusem.
Dodajmy do tego, że nasza silna kobieca postać faktycznie taka jest — to nie pyskata nastolatka, która zapomina o posiadaniu charakteru, jak tylko pojawia się główny bohater. Misaki od początku do końca jest osobą, którą się kocha, kibicuje, docenia jej dobroć i mocny temperament.
Postaci drugoplanowe mają własny charakter, historie. Są dobrze zbudowane, mają głębie i nie służą nam tylko jako bezbarwny popychacz fabuły. Antagoniści zazwyczaj mają logiczne pobudki działań. Sprawiają kłopoty i choć wątki bywają podkoloryzowane (tak to działa w mangach/anime), to jesteśmy w stanie uwierzyć zarówno w sam problem, jak i jego rozwiązanie.
Kocham tę serię i polecam ją całym serduszkiem, jednocześnie zalewając się łzami, bo właśnie skończyłam ostatni tom.
Ocena tej serii: 6/5, bo uważam, że 5/5 to zdecydowanie za mało, żeby docenić, jak dobra jest to franczyza.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMoja przygoda z nią zaczęła się od anime (do którego wracam średnio raz w roku). Niestety, ekranizacja kończy się mniej więcej w okolicy 8 tomu i mimo zapowiedzi, nigdy nie pojawiła się kontynuacja (choć w głębi serduszka nadal na to czekam).
Co tu mamy? Dziewczynę,...