-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-15
2024-05-03
Wiedząc, co się działo wokół wydania „Elementos” oraz mając świadomość, że książka pochodzi z wydawnictwa vanity, postanowiłam dwie rzeczy:
- nie będę zwracać uwagi na błędy redakcyjno-korekcyjne, chyba że będą naprawdę rażące,
- nie będę zwracać uwagi na wygląd książki.
Mentalnie przygotowana i z ogromną sympatią do autorki podeszłam do czytania i... przepraszam, nie byłam w stanie tego ignorować.
Liczne powtórzenia, zaburzona składnia, brakujące znaki, nadmierne stosowanie dużych liter, zdania wielokrotnie złożone, które musiałam czytać po kilka razy.
Książkę czytało się naprawdę ciężko.
Język wskazuje na to, że tekst był pisany dawno temu — jeszcze zanim autorka zaczęła szlifować warsztat pisarski. Nie wiem, ile miała wtedy lat, ale myślę, że gdyby zabrała się za tę fabułę teraz, zrobiłaby to o niebo lepiej.
No właśnie, przejdźmy do fabuły. Sam pomysł jest interesujący: mamy władców zwaśnionych z powodu zatargów pierwszych osób władających magią. Przeznaczenie sprawia, że wybierają tę samą kobietę, jako swojego następcę — Aurorę.
Niestety, na idei się kończy. Mamy dwieście stron lecących na łeb na szyję, gdzie ważne sprawy opisywane są po macoszemu, za to dostajemy rozwleczone do granic możliwości rozmowy o bzdurach. Rzuca nam się wiele informacji zupełnie losowo, a zdarzenia są przypadkowe — trochę jakby ktoś wrzucił wszystkie pomysły do kapelusza, potrząsnął i wysypał.
Wszelkie problemy rozwiązują się właściwie same, choć bohaterka zwykle nie widzi żadnych i nie miewa wątpliwości tam, gdzie jak najbardziej powinny się one pojawić.
Przykro mi to mówić, ale Aurora jest zwyczajnie głupia. Zmienia podejście do ludzi i świata jak za pstryknięciem palców. Jej postępowanie nie ma sensu, a przy tym jest wybitnie irytująca.
Dialogi są nienaturalne, sztywne. Ekspozycja nagminna i bardzo męcząca. Postępowanie bohaterów — nielogiczne, a ich charaktery są budowane wokół jednej cechy (albo wcale). Najbardziej irytowało mnie założenie, że introwertyk, to osoba, która się mało odzywa.
Relacje między bohaterami nie są w żaden sposób budowane. Na jednej stronie postacie się poznają, a na drugiej już są przyjaciółmi. Wątek romantyczny jest od czapy i stanowi bardzo źle poprowadzone instalove.
Mamy też błędy logiczne — przykładowo postać, którą opisuje nam się jako nieufną i niedopuszczającą nikogo do siebie, ląduje w jednym łóżku z szalenie podejrzaną, poznaną chwilę wcześniej dziewczyną. A co król robi ze swoim bezcennym następcą? Wysyła do lasu z potworami i rabusiami.
Przemyślenie po czytaniu mam takie: gdyby skrócić książkę o zbędne opisy, wywalić połowę upakowanych na siłę pomysłów i skupić się na jednym czy dwóch wątkach — za to dopracowanych — oraz gdyby przeprowadzić porządną korektę i redakcję, to byłaby fajna lektura dla dzieci 10+, może nawet młodszych. Starsze osoby raczej odbiją się już na etapie prologu.
Moja ocena to, z ogromnym bólem serca: 1.25/5
Pozostaje mi życzyć Monice, żeby jej następna książka trafiła do kogoś, kto pomoże jej wyciągnąć z historii to, co najlepsze. Na pewno będę śledzić jej dalszą karierę, bo to przekochana osoba, która niestety źle trafiła z debiutem.
Wiedząc, co się działo wokół wydania „Elementos” oraz mając świadomość, że książka pochodzi z wydawnictwa vanity, postanowiłam dwie rzeczy:
- nie będę zwracać uwagi na błędy redakcyjno-korekcyjne, chyba że będą naprawdę rażące,
- nie będę zwracać uwagi na wygląd książki.
Mentalnie przygotowana i z ogromną sympatią do autorki podeszłam do czytania i... przepraszam, nie...
2024-04-29
[Współpraca z @weneedyabooks]
Uśmiejecie się ze mnie, ale pierwsze co spodobało mi się w książce, to okładka. I nie chodzi wyłącznie o jej wygląd, ale... jest fajna w dotyku. Dosłownie Niemałż płakał ze śmiechu, gdy kazałam mu pomiziać okładkę. 😂
A teraz recenzja. Czego się spodziewałam? Lekkiej historii z uroczym wątkiem romantycznym.
Co dostałam? Kilka zaskoczeń.
Zacznę od tego, że książka porusza trudne tematy: choroba, tolerancja, nadmierne oczekiwania rodziców względem dzieci, rozbita rodzina i poszukiwanie korzeni. Są one ładnie poprowadzone, potraktowane z należytym szacunkiem. To ogromny plus całej historii.
Doceniam też pracę tłumacza, bo jest świetny. Sposób mówienia matki głównego bohatera mnie urzekł, a przypisy dotyczące fabuły czy gier słownych, to jest majstersztyk.
Mam jednak problem z narracją. Wyobraźcie sobie połączenie:
- języka i stylu pisania typowo dla dzieci 10-12 lat,
- infantylnych bohaterów w wieku 17 lat,
- lekkiej erotyki oraz przekleństw,
a na koniec dajcie temu oznaczenie 14+.
To jest właśnie Projekt: Miłość.
Z jednej strony mamy styl pisania zbyt niedojrzały jak na siedemnastolatków. Z drugiej zaś typowe, boomerskie teksty. Najbardziej boli mnie pisane SMSów przez nastolatków — skręcało mnie z zażenowania (🍆🍑😀). Potem dostajemy scenę erotyczną (dość zabawną, to muszę przyznać) i wielokrotne nawiązania do seksu — w książce 14+, co bardzo mi przeszkadzało.
Opowieść stara się być napisana dla dzieci i dorosłych jednocześnie, przez co nie pasuje ani tu, ani tu — i wiele przez to traci.
Głowni bohaterowie są stworzeni w taki sposób, że da się ich lubić. Szybko się wciągnęłam i kibicowałam naszej parze w dążeniu do spełnienia marzeń.
Zaś postacie drugoplanowe buduje się wokół jednej cechy charakteru: np. Cameron jest niewyżyty, a Quinn jest próżna i to wszystko, co ich określa.
Oś fabularna ma bardzo wiele dziur. Na przykład jest moment, w którym bohaterka korzysta z Google Translatora, żeby przetłumaczyć zdanie po chińsku, wpisując randomowe słowa i patrząc jaki znaczek otrzyma. Tylko że wystarczy nakierować aparat na tekst i od razu otrzyma się tłumaczenie (co później zresztą robi!) - ergo bohaterka nie musiałaby zacząć się uczyć tego języka.
Wielokrotnie zdarza się, że dostajemy dość absurdalne zachowania bohaterów, które mają za zadanie popchnąć fabułę dalej, ale tym samym tworzą kolejną lukę, której nie tłumaczy fikcja literacka.
Największa bzdura pojawia się pod koniec, mianowicie naciągany do granic możliwości wpływ dziecka na wielką korporację z zupełnym pominięciem jak działają takie firmy.
Przeskoki czasowe pojawiają się bardzo często i w trakcie rozdziału — zwykle bez przerywnika, co trochę wyprowadza z rytmu czytania.
Tak sobie myślę, że gdyby erotykę zamienić na sceny dotyczące pierwszego pocałunku oraz wyrzucić wulgaryzmy, to byłaby naprawdę przyjemna książka dla wchodzących w wiek nastoletni czytelników. Wówczas oceniłabym ją zdecydowanie wyżej (może nawet na 4?).
W obecnej formie uważam, że książka nadaje się tylko dla 14-letnich odbiorców i ani starszych, ani młodszych, a że ja mam dwa razy tyle, to niestety nie mogę dać więcej niż 2.5/5
[Współpraca z @weneedyabooks]
Uśmiejecie się ze mnie, ale pierwsze co spodobało mi się w książce, to okładka. I nie chodzi wyłącznie o jej wygląd, ale... jest fajna w dotyku. Dosłownie Niemałż płakał ze śmiechu, gdy kazałam mu pomiziać okładkę. 😂
A teraz recenzja. Czego się spodziewałam? Lekkiej historii z uroczym wątkiem romantycznym.
Co dostałam? Kilka...
2024-04-09
Uwaga! Książka została przeze mnie porzucona, zatem moje uwagi bazują tylko na fragmencie utworu, a nie na całości, jednak sam fakt DNFa też jest swego rodzaju opinią.
___________________
Odkąd zrozumiałam, że nie muszę czytać w całości książek, na których się męczę, zdarzają mi DNFy. Rzadko jednak są one tak szybkie, bo nie dobrnęłam nawet do połowy, choć bardzo się starałam. Dlatego tym razem nie dostaniecie typowej recenzji, a powody mojej rezygnacji z dalszego czytania.
Przede wszystkim styl pisania przypomniał mi, dlaczego zwykle wolę narrację trzecioosobową. Śledzimy losy dorosłej kobiety, a książka jest prowadzona tak infantylnym językiem, że odniosłam wrażenie, iż czytam pamiętnik czternastolatki — co zważywszy na kategorię 18+ i wątek erotyczny już w pierwszym rozdziale jest po prostu niesmaczne.
Trudno śledzić główną postać, w którą się zupełnie nie wierzy, a jej zachowania są zwyczajnie głupie.
Ogólnie bohaterowie budowani są w sposób prymitywny, wokół jednej cechy charakteru, którą podkreśla nam się do znudzenia — tak, jakbyśmy nie zrozumieli za pierwszym razem. Przykładowo pewna postać na pierwszych kilku stronach bez przerwy ogląda paznokcie i wspomniane jest to wiele razy, żebyśmy na pewno zrozumieli, że jest wyniosła.
Mam wrażenie, że książka nie przeszła porządnej redakcji i korekty. Zdania są wielokrotnie złożone... nawet wielowielokrotnie — są po prostu bardzo długie, a to utrudnia czytanie. Do tego mnóstwo zbędnych zaimków, częste powtórzenia. Mamy też przeskoki akcji bez przerywnika rozdziałów (jakby komuś przypadkiem usunął się cały akapit i nikt tego nie zauważył).
Porównując do moich poprzednich DNF ("Clone" i "Ideal" 2/5, "Known from snow" 0,5/5) i powodów porzuceń, nie mogę dać wyższej oceny niż: 1/5, mimo mojej sympatii do jednej z autorek.
Uwaga! Książka została przeze mnie porzucona, zatem moje uwagi bazują tylko na fragmencie utworu, a nie na całości, jednak sam fakt DNFa też jest swego rodzaju opinią.
___________________
Odkąd zrozumiałam, że nie muszę czytać w całości książek, na których się męczę, zdarzają mi DNFy. Rzadko jednak są one tak szybkie, bo nie dobrnęłam nawet do połowy, choć bardzo się...
2024-03-30
Gamerka miała być najlepszą książką tego roku... nie wyszło.
Zacznijmy od pozytywów:
- Audiobook to majstersztyk. Dźwięki tła, klimatyczna muzyka, dwóch lektorów. Jestem nim zachwycona. Papierowym wydaniem (z ukrytym tekstem) zresztą też.
- Jako gracz (wprawdzie nie FIFA, ale jednak) oraz dziecko wychowane w rodzinie piłkarzy doceniam, jak dobrze jest zrobiony research.
- Smaczki popkulturowe, nawiązania do filmów i przede wszystkim „Alicja w krainie czarów” - to wszystko sprawiało mi ogromną przyjemność.
- Wątek romantyczny jest autentyczny. Polubiłam głównych bohaterów i dobrze mi się śledziło ich relację targaną nieustannymi dylematami. Kilian to ciekawy kandydat na książkowego męża: niby badboy, ale w nie do końca.
- Zwykle wolę książki pisane w trzeciej osobie, ale tutaj narracja pierwszoosobowa była niezbędna i ani razu nie odczułam, że mi przeszkadza.
Do około jedenastego rozdziału książka miała u mnie ocenę 5/5 ze wskazaniem na 5,5/5 (ze względu na poziom wydania audio i papierowego). A potem się zaczęło...
Moim zdaniem to nie jest książka 16+, jak głosi okładka, tylko 18+. Sceny E są bardzo obrazowe i liczne. Fabuła praktycznie zatrzymuje się na kilka rozdziałów, bo bohaterowie albo myślą o S, albo marzą o S, albo uprawiają S (w pojedynkę lub nie). W pewnym momencie audiobook słuchałam w tempie x2, bo miałam już dość. Nie tego szukałam w książce dla młodzieży.
Narrator mówi nam, że bohaterowie prowadzą głębokie rozmowy o życiu, pasjach, stresie itd. i początkowo tak jest, a potem? Mamy w to wierzyć, ale często tego nie widzimy. Od pewnego momentu czytamy, niemal nieustannie, jak świntuszą. Ich relacja nagle staje się płytka i męcząca.
Gdy w końcu wracamy do akcji, początkowo fabuła nie trzyma poziomu z początku - np. duży konflikt z ważną postacią drugoplanową, który na nowo wzbudził we mnie zainteresowanie książką, został rozwiązany w postaci kilku zdań w narracji, co bardzo mnie zawiodło.
Na szczęście ostatnie rozdziały są mocne, a dzięki temu przypomniałam sobie, czemu książka mnie tak zafascynowała na starcie. Dlatego sięgnę po drugi tom.
Podsumowując: dobrej książce z ogromnym potencjałem można obniżyć ocenę, jeśli źle dobierze się kategorię wiekową - a przez to trafi na czytelnika, który nie tego oczekuje.
Gamerka miała być najlepszą książką tego roku... nie wyszło.
Zacznijmy od pozytywów:
- Audiobook to majstersztyk. Dźwięki tła, klimatyczna muzyka, dwóch lektorów. Jestem nim zachwycona. Papierowym wydaniem (z ukrytym tekstem) zresztą też.
- Jako gracz (wprawdzie nie FIFA, ale jednak) oraz dziecko wychowane w rodzinie piłkarzy doceniam, jak dobrze jest zrobiony research.
-...
2024-03-27
Better Than You - Ann Holly
Jako ogromna fanka serii „Plotkara" podchodziłam do książki z ogromnymi oczekiwaniami... i potrzebuję na już drugiego tomu!
Książka od pierwszych stron zaskakuje sposobem narracji, który odwzorowuje oglądanie serialu: widzimy świat z perspektywy trzeciej osoby, ale zza pleców konkretnego bohatera. I muszę przyznać, że do mnie to zdecydowanie przemawia.
Daje to jeszcze jeden plus: bardzo długie rozdziały nie wydają się być aż tak długie, bo czyta się od postaci do postaci — zatem łatwo robić przystanki.
Bohaterowie są zbudowani adekwatnie do motywu szkoły dla bogaczy: są więc irytujący, ale nie nazbyt. Łatwo znaleźć sobie jednego czy dwóch bohaterów, którym będziemy kibicować, nawet jeśli nie są to dobre charaktery.
Bardzo ważnym plusem jest też dla mnie to, że książka nie jest wulgarna — Ann Holly udowodniła, że da się napisać książkę o rozpuszczonej młodzieży bez przekleństwa w każdym zdaniu.
To teraz sprawy neutralne:
-> Prolog jest moim zdaniem zupełnie niepotrzebny. Blurb i reszta książki dają nam te same informacje, które tam uzyskujemy, a wygląda na napisany na siłę i łatwo się w nim pogubić.
-> Drobniutkie błędy redakcyjne się zdarzają, ale zdecydowanie nie przeszkadzają w czytaniu.
-> Ukochałabym wydawnictwo i autorkę za krótkie karty postaci. Ja mam akurat dobrą pamięć do imion, ale ilość bohaterów jest tak ogromna, że nie dziwi mnie, jeśli ktoś się w tym gubił. Brakowało miejsca, gdzie można by zerknąć i przypomnieć sobie: „Aaa, to była ta osoba".
-> Intrygi są przewidywalne. Jeśli oglądaliście „Wredne dziewczyny", „Plotkarę" czy „Szkołę dla elit", to od początku będziecie wiedzieć, kto z kim i dlaczego. Ale czy to odbiera radość z czytania? Zdecydowanie nie. Wiedziałam od początku, co wyjdzie na jaw, ale z niecierpliwością czekałam na to kiedy się to stanie.
Z racji, że na książce bawiłam się przednio i nie znalazłam nic, co wpłynęłoby negatywnie na mój odbiór, moja ocena to:
🏀🏀🏀🏀🏀/5
Better Than You - Ann Holly
Jako ogromna fanka serii „Plotkara" podchodziłam do książki z ogromnymi oczekiwaniami... i potrzebuję na już drugiego tomu!
Książka od pierwszych stron zaskakuje sposobem narracji, który odwzorowuje oglądanie serialu: widzimy świat z perspektywy trzeciej osoby, ale zza pleców konkretnego bohatera. I muszę przyznać, że do mnie to zdecydowanie...
2024-03-15
Sięgnęłam po lekturę zachęcona dobrymi opiniami i... Nie zawiodłam się.
Przede wszystkim muszę docenić cudownie zbudowany świat. Dwa zwaśnione plemiona, zwierzęce totemy, leśne istoty i przede wszystkim rapile — cudownie wchodziło się w to uniwersum.
Akcja zaczyna się już od pierwszych stron, więc nie da się nudzić, a język, jakim jest pisana książka, sprawia, że po rozdziałach wręcz się płynie. Zdecydowanie jest to lekkie i przyjemne fantasy.
Do bohaterów przywiązałam się od razu (Levone ❤️) i kibicowałam im przez całą książkę. A wątek romantyczny? Slow burn napisane zostało tak dobrze, że wierzę w to powoli rodzące się uczucie w całości.
Co do minusów: trochę miejscami irytowało mnie pomijanie dialogów. Chciałabym je przeczytać, zamiast usłyszeć od narratora, że taka rozmowa się odbyła.
Z zakończeniem też mam pewien zgrzyt:
Z jednej strony jest takie, jakbym tego oczekiwała. Tajemnica, która dla niektórych była zbyt przewidywalna, mnie nawet zaskoczyła — obstawiałam zupełnie innego, głównego 'złola').
Z drugiej strony, coś dziwnego stało się na ostatnich 40 stronach. Najpierw wszystko strasznie zwolniło, a potem zaczęło lecieć na łeb na szyję. Gdzieś ten rytm pod koniec został zaburzony.
Czy sięgnę po drugą część? Oczywiście, że tak!
Sięgnęłam po lekturę zachęcona dobrymi opiniami i... Nie zawiodłam się.
Przede wszystkim muszę docenić cudownie zbudowany świat. Dwa zwaśnione plemiona, zwierzęce totemy, leśne istoty i przede wszystkim rapile — cudownie wchodziło się w to uniwersum.
Akcja zaczyna się już od pierwszych stron, więc nie da się nudzić, a język, jakim jest pisana książka, sprawia, że po...
2024-02-16
Podeszłam do "Na cienkim lodzie" od @mb_mann_autorka po kilku innych młodzieżówkach, które porzuciłam, bo okropnie mnie męczyły.
Nie miałam wielkich oczekiwań... i miło się zaskoczyłam!
Na początku muszę pochwalić dopisek o tym, że pewne rzeczy w książce są odmienne od rzeczywistości ze względu na fabułę. Doceniam to jako autor i czytelnik w jednym. Tak samo, jak wątek redagowania książki debiutanta, szczególnie bliski mojemu sercu, ze względu na własną premierę w tym roku.
Muszę też pochwalić (jako Dom Tymczasowy @ptasiamamadt ) motyw schroniska, poprowadzony z ogromną empatią i nie ograniczający się do słodkich szczeniaczków.
Wątek romantyczny, zatem podstawa tej historii, to slow burn napisane w taki sposób, że wierzę w nie od początku do końca. Rozwój głównych bohaterów śledziłam z ogromną przyjemnością, kochając od pierwszych stron zarówno sztywną Holly jak i łobuza Archiego.
Postacie poboczne są napisane w taki sposób, że również je lubię (nawet Nikki!). Nie miałam wrażenia, że ich jedynym zadaniem jest popchnąć główną fabułę do przodu.
Książka nie jest przesadnie wulgarna. Nie naładowano jej scenami erotycznymi. Nie robi ze mnie głupka. Autorka pozbawiła historię tego, czym obecnie stoją toksyczne młodzieżówki, za co ogromnie dziękuję.
Czy jest przewidywalna? Jak każdy romans YA, to w nich właśnie lubię - że od pierwszych stron znam końcówkę, ale chcę wiedzieć, co mnie do niej zaprowadzi.
Szukałam wad i znalazłam - kilka powtórzeń oraz audiobook który w czytaniu zupełnie ignoruje przerwniki między rozdziałami. To tyle. I dlatego mam ogromną przyjemność dać książce ocenę, której nie używam często:
⭐⭐⭐⭐⭐/5
Podeszłam do "Na cienkim lodzie" od @mb_mann_autorka po kilku innych młodzieżówkach, które porzuciłam, bo okropnie mnie męczyły.
Nie miałam wielkich oczekiwań... i miło się zaskoczyłam!
Na początku muszę pochwalić dopisek o tym, że pewne rzeczy w książce są odmienne od rzeczywistości ze względu na fabułę. Doceniam to jako autor i czytelnik w jednym. Tak samo, jak wątek...
2024
[RECENZJA PATRONACKA]
Dwór Koszmarów, czyli mój pierwszy patronat, to świat przepełniony mrokiem, w którym traktowanie ludzi niczym przedmioty jest na porządku dziennym. Zaczynamy od krótkiego wprowadzenia do fabuły: krain i magicznych ras, by zaraz potem wpaść w codzienne życie głównej bohaterki imieniem Kira, której zdecydowanie los nie rozpieszcza. Jeden mały błąd i pojawienie się tajemniczego, czarnowłosego sadysty z niezdrowym uwielbieniem do pewnego zwierzęcia, rozpoczynają historię, której pochłonięcie zajęło mi dwa dni.
Podobał mi się zabieg wprowadzenia nam sporego świata przedstawionego, by potem zamknąć nas na długo w czterech ścianach. Daje to wrażenie takiej samej klaustrofobii, jaką w tamtym momencie mogła odczuwać bohaterka. Pragnęłam dowiedzieć się więcej, a oglądałam wraz z nią kraty w oknach, z rozdziału na rozdział czując się bardziej zniewolona.
Ciekawe jest też to, że większość postaci wydaje się mieć rozdwojenie jaźni. Raz są miłe, zaraz potem wredne. Zupełnie tak jakby przebywanie w tytułowym Dworze Koszmarów sprawiało, że ludzie (i nieludzie) tracą tam zdrowy rozsądek — wszystko, byleby przetrwać. Syndrom sztokholmski zdecydowanie nie dziwi w takim otoczeniu.
To, co bardzo doceniłam podczas czytania, to wartka akcja. Rozdziały są krótkie, płynnie przeskakujemy od zdarzenia do zdarzenia, nie zatrzymując się na długich opisach, które mogłyby wytrącić czytelnika z rytmu. Fabułę ciągną dialogi, co bardzo lubię.
Mamy tu też tajemnicę związaną z jedną postacią, której rozwiązania wyczekujemy na dalszych stronach, jednak podstawą historii jest ogromny samorozwój bohaterki, który zajmuje znaczącą większość książki, a przez to jesteśmy w stanie uwierzyć w jej przemianę w stylu „od zera do bohatera”.
Książka nie bez powodu ma oznaczenie „18+” i stanowczo zniechęcam młodsze osoby po sięgnięcie, ponieważ znajduje się tam od groma scen, które nie nadają się dla nieletnich odbiorców.
Czy mam jakieś zastrzeżenia? Nie ma książek idealnych. Brakowało mi szerszego wprowadzenia jednej z ważniejszych postaci, może jakiejś retrospekcji z nią związanej, żebyśmy mogli poczuć, że jest to faktycznie ktoś istotny — szczególnie że związany jest z nią duży plot twist.
Końcówka dzieje się bardzo szybko i pojawia się wiele nowych wątków i pytań, zatem mimo pozornego zakończenia opowieści, oczekuję na tom drugi, który rozwinie to, co zostało tylko lekko wspomniane w tomie pierwszym.
Książki nie poleciłabym osobom:
- wysoce wrażliwym na przemoc fizyczną i psychiczną,
- wysoce wrażliwym na przemoc seksualną,
- wysoce wrażliwym na przedmiotowe traktowanie innych,
- które nie przepadają za scenami walki,
- które nie lubią enemies to lovers.
Moje ulubione motywy (kto czytał, ten będzie wiedział, o czym mówię):
- schody
- Lauden
- podążanie za przeznaczeniem
[RECENZJA PATRONACKA]
Dwór Koszmarów, czyli mój pierwszy patronat, to świat przepełniony mrokiem, w którym traktowanie ludzi niczym przedmioty jest na porządku dziennym. Zaczynamy od krótkiego wprowadzenia do fabuły: krain i magicznych ras, by zaraz potem wpaść w codzienne życie głównej bohaterki imieniem Kira, której zdecydowanie los nie rozpieszcza. Jeden mały błąd i...
2024-01-20
Podchodziłam do książki, mając w głowie myśl, że bardzo lubię film — swego czasu leciał na Pulsie kilka razy w tygodniu i zdarzało mi się niemal równie często go oglądać. Zaczęłam więc czytać powieść z ogromnym sentymentem (a właściwie słuchać audiobooka).
Co urzeka mnie w tej książce? Styl pisania. Matko jak to jest pięknie napisane. Język, którego używa pan Gaiman, to jest majstersztyk! Sposób narracji, no po prostu cudo. Z jednej strony łamiemy czwartą ścianę, ale nie tak do końca. I do tego sposób zapowiadania rozdziałów, bardzo pomysłowy.
Nie wiem, czy czytałam kiedykolwiek coś podobnego.
Nie jest to jednak fantasy najwyższych lotów, ma swoje wady i to sporo. Bohaterowie są napisani bardzo infantylnie. Niektóre rzeczy daje nam się na tacy tak szybko, że nie możemy pobawić się w detektywa i odkryć tajemnicy głównego bohatera (a zwykle bardzo sobie to cenię). Zatem śledzimy Tristana, czekając, aż dowie się tego, co my wiemy od samego początku i niestety — spotykamy się z zawodem, gdy najważniejsze wątki rozwiązują się po krótkiej rozmowie z postaciami pobocznymi, tak po prostu. Bez żadnych emocji.
Nie mogę też nie porównać książki do filmu i niestety — papierowa wersja zupełnie nie wykorzystała potencjału, jaki dawał wątek sióstr wiedźm oraz siedmiu książąt. Uważam, że film zrobił to zdecydowanie lepiej.
Tak samo zakończenie — w książce jest ono płaskie i zupełnie pozbawione akcji. Odniosłam wrażenie, że w pewnym momencie pan Gaiman pomyślał: "mam już dość tej historii, polecę z nią szybko do końca i będę pisał co innego".
I niestety, ta końcówka spowodowała, że ostatecznie uważam, że jest to po prostu średniaczek jakich wiele.
Podchodziłam do książki, mając w głowie myśl, że bardzo lubię film — swego czasu leciał na Pulsie kilka razy w tygodniu i zdarzało mi się niemal równie często go oglądać. Zaczęłam więc czytać powieść z ogromnym sentymentem (a właściwie słuchać audiobooka).
Co urzeka mnie w tej książce? Styl pisania. Matko jak to jest pięknie napisane. Język, którego używa pan Gaiman, to...
2023-11
Uwaga! Poddałam się w połowie, więc moja opinia dotyczy pierwszych piętnastu rozdziałów, w związku z czym może być niemiarodajna, ale jest subiektywna i sam fakt, że nie dałam rady dotrwać do końca, to również część opinii.
Na początek plusy:
+ research - nie znam się na prawie, ale jestem skłonna uwierzyć, że główni bohaterowie faktycznie je studiują. Dialogi i 'pytania pułapki' brzmią wiarygodnie.
+ postać Charliego - uwielbiam go od początku, ale to typowa postać ciapciaka, która przywołuje uśmiech na twarzy, więc trudno go nie lubić.
+ niektóre żarty i nawiązania - moim absolutnym faworytem jest zachwyt nt. istnienia mrożonek oraz kilka tekstów z serialu "W garniturach".
To teraz minusy:
- przekleństwa - znaleźć dialog, w którym nie występuje chociaż jedno, to ogromne wyzwanie. Co więcej, przekleństwa pojawiają się tak często, że w momentach kiedy naprawdę są ważne dla odbioru tekstu, nie mają już swojego wydźwięku.
- bardzo ubogie słownictwo - w książce wszystko jest albo "ładne", albo "kurwskie" (żałuje, że nie policzyłam, ile razy pada to słowo), zupełnie jakby inne przymiotniki nie istniały.
- kreacja głównej bohaterki - jak dla mnie, nie da się jej lubić. Przedstawia się nam ją jako "pyskatą Rosie", ale dziewczyna jest po prochu chamska, infantylna, zadufana w sobie i oceniająca. Wymaga poszanowania dla swojej prywatności, a sama go nie ma (np. poruszając publicznie coś, co zostało jej powiedziane prywatnie, w tajemnicy).
- budowanie relacji - nie wierzę w relacje między bohaterami. Moim zdaniem są płytkie i przypadkowe. Główna paczka trzyma się razem, a jednocześnie wszyscy sobie obrabiają za plecami tyłki i nikt nie widzi w tym problemu.
- audiobook nie posiadał TW, a uważam, że powinny się pojawić w kontekście nadużywania substancji uzależniających oraz ilości przekleństw. Oznaczenie "16+" jest dla mnie niewystarczającym ostrzeżeniem.
- okładka książki - jest zupełnie niedopasowana do treści. Pokazałam ją kilku osobom niewtajemniczonym w to, o czym jest seria i wszystkie stwierdziły, że sugeruje ona piękną literaturę kobiecą, a nie wulgarną młodzieżówkę.
Neutralne:
+/- kreacja Zaydena - momentami rozumiałam, czemu wszyscy tak się nim zachwycają, ale nie przekonuje mnie relacja romantyczna Zayden-Rosie. Uważam, że jest wymuszona. Buduje się ją na podstawie "tylko ty mówisz mi, co myślisz" i jak Rosie to robi, to jest super, ale jak inni to robią, to są be.
+/- nieudana próba skopiowania klimatu serialu "Plotkara" - czego nawet nie zauważyłam na początku, ale scena basenowa naprowadziła mnie na ten trop. Doceniam, bo lubię ten serial... tylko że "Plotkara" robi to moim zdaniem znacznie lepiej.
+/- inne postacie zwracają uwagę głównej bohaterce na to, że jest wredna i przegina - gorzej, że potem się temu zaprzecza.
Czy wrócę do serii? Myślę, że nie.
Uwaga! Poddałam się w połowie, więc moja opinia dotyczy pierwszych piętnastu rozdziałów, w związku z czym może być niemiarodajna, ale jest subiektywna i sam fakt, że nie dałam rady dotrwać do końca, to również część opinii.
Na początek plusy:
+ research - nie znam się na prawie, ale jestem skłonna uwierzyć, że główni bohaterowie faktycznie je studiują. Dialogi i 'pytania...
2024-05-08
Ocena tej serii: 6/5, bo uważam, że 5/5 to zdecydowanie za mało, żeby docenić, jak dobra jest to franczyza.
Moja przygoda z nią zaczęła się od anime (do którego wracam średnio raz w roku). Niestety, ekranizacja kończy się mniej więcej w okolicy 8 tomu i mimo zapowiedzi, nigdy nie pojawiła się kontynuacja (choć w głębi serduszka nadal na to czekam).
Co tu mamy? Dziewczynę, którą życie kopie po dupie, typową babę z jajami. Za dnia przewodnicząca niemal całkowicie męskiej szkoły pełnej idiotów, wieczorami — pracownica kafejki, w której kelnerki przebierają się za służące. Praca jest dobrze płatna i nasza Misaki dobrze radzi sobie z ukrywaniem, gdzie spędza czas po szkole... aż jej tajemnice poznaje ON.
Uwierzcie mi, nie wiecie, co to znaczy szaleć za książkowym mężem, jeśli nie znacie Usuiego. Mam umowę z moim niemałżem, że jeśli ten facet wyjdzie z książki, to się rozstajemy (w drugą stronę ta umowa obowiązuje w przypadku przyjechania do nas Johny'ego Deppa, wiec niemałż nie jest poszkodowany 😂).
Ta seria ma najlepiej zrobione „he love first” oraz „slow burn”, jakie kiedykolwiek widziałam. I jest oczywiście mroczna tajemnica głównego crusha, którą poznajemy bardzo późno, co jest ogromnym plusem.
Dodajmy do tego, że nasza silna kobieca postać faktycznie taka jest — to nie pyskata nastolatka, która zapomina o posiadaniu charakteru, jak tylko pojawia się główny bohater. Misaki od początku do końca jest osobą, którą się kocha, kibicuje, docenia jej dobroć i mocny temperament.
Postaci drugoplanowe mają własny charakter, historie. Są dobrze zbudowane, mają głębie i nie służą nam tylko jako bezbarwny popychacz fabuły. Antagoniści zazwyczaj mają logiczne pobudki działań. Sprawiają kłopoty i choć wątki bywają podkoloryzowane (tak to działa w mangach/anime), to jesteśmy w stanie uwierzyć zarówno w sam problem, jak i jego rozwiązanie.
Kocham tę serię i polecam ją całym serduszkiem, jednocześnie zalewając się łzami, bo właśnie skończyłam ostatni tom.
Ocena tej serii: 6/5, bo uważam, że 5/5 to zdecydowanie za mało, żeby docenić, jak dobra jest to franczyza.
Moja przygoda z nią zaczęła się od anime (do którego wracam średnio raz w roku). Niestety, ekranizacja kończy się mniej więcej w okolicy 8 tomu i mimo zapowiedzi, nigdy nie pojawiła się kontynuacja (choć w głębi serduszka nadal na to czekam).
Co tu mamy? Dziewczynę,...
Do książki podchodziłam z dystansem, ponieważ słyszałam wiele głosów na temat tego, że jest przehajpowana. Spodziewałam się tragedii, a co dostałam?
Zacznijmy od rzeczy, które mi się podobały:
- Rozpoczęcia rozdziałów jako fragmenty książek z uniwersum, na plus.
- Historia pisana jest lekkim językiem, łatwo się ją czyta/słucha. Tłumaczenie jest w porządku.
- Główny crush jest przyjemny w odbiorze i jego kreacja ratuje tę historią w chwilach, gdy główna bohaterka zapomina o tym, że to ona powinna mieć jakikolwiek charakter. Polubiłam go, interesowały mnie jego tajemnice i trudna przeszłość. To dobrze napisana postać.
- Smoki są cudowne, a relacje z nimi przypominają mi film „Venom”, który bardzo lubię.
- Rozdział z perspektywy innego z bohaterów to świetny zabieg, dobrze mi się go czytało.
A teraz wady:
- Główną bohaterkę kreuje się na szalenie bystrą i inteligentną, ale jest po prostu oczytana. Trudno ją polubić, ale nie jest to też postać, którą się nienawidzi. Gdyby nagle zginęła, to absolutnie by mnie to nie ruszyło.
- Dziury logiczne. Największa bzdura, jaka tam jest, to pozwolenie na wzajemne zabijanie się dzieciaków, bo tak. Rozumiem, jeśli zginą w walce. Rozumiem, jeśli zginą wiążąc się ze smokiem... ale jaki jest sens zabijać się dla zabawy w trakcie wojny, gdy każda osoba jest na wagę złota, bo mogłaby się przyuczyć choćby na medyka? Albo chociaż zostać mięsem armatnim?
- To typowe porntasy. Głowna bohaterka może zaraz zginąć, więc co robi? Zachwyca się mięśniami jednego z bohaterów. Wielokrotnie. Praktycznie zawsze w ten sam sposób. Jest przystojny, zrozumieliśmy to za pierwszym razem i naprawdę nie musimy dostawać przypomnienia o tym kilka razy na stronę. Niektóre rozdziały słuchałam na przyśpieszeniu x2, bo rozwój fabuły stanął na rzecz nawiązań i scen erotycznych.
- Jak szkoli się kandydatów na jeźdźców? Ekspozycjami (i te są akurat w porządku z wyjątkiem jednej: recytowanie przez bohaterkę książki przez kilka stron, z czego nic nie zapamiętałam) i walkami jeden na jeden. Poza tym się ich nie szkoli: nie mają żadnych sensownych treningów, a szkoda, bo chętnie bym o tym poczytała. Na szczęście później pojawiają się 'zaliczenia' różnego rodzaju i wtedy robi się ciekawie.
- Bohaterowie drugoplanowi dostają cechy, których nigdy nie widzimy: na przykład mamy żartownisia, który przez całą książkę nie rzuca ani jednego żartu.
- Jack. Cała kreacja tej postaci jest szalenie niewiarygodna. Jest to najgorszy protagonista, jakiego w życiu widziałam. Nie ma żadnych motywacji i jest skrajnym psychopatą, ale to niewystarczający powód, żeby go wyrzucić.
- Historia jest przewidywalna. Łatwo zgadnąć co i kiedy się zdarzy, kto zginie itp. Dopiero końcówka była zaskakująca, jej się faktycznie nie spodziewałam.
- Wiem, że to miało być enemies to lovers, ale zdecydowanie nie wyszło. Co najwyżej „mam do ciebie dystans” to lovers. I nie byłaby to wada gdyby nie próba wmówienia nam, że bohaterowie powinni być wrogami i jednoczesne wspominanie, że w sumie to nie mają ku temu powodów — jakby autorka nie mogła się zdecydować.
Czy sięgnę po następny tom? Nie wiem, chyba tak. Jak już przyzwyczaiłam się do dziesiątek rozwleczonych opisów o zabarwieniu seksualnym, a smoki przestały pojawiać się tylko epizodycznie, to zaczęłam się całkiem dobrze bawić. I zaciekawiło mnie to, co stało się na końcu.
Ostatecznie mimo wszystkich wad nie jest to bardzo zła książka. Dlatego moja ocena to: 3/5
Do książki podchodziłam z dystansem, ponieważ słyszałam wiele głosów na temat tego, że jest przehajpowana. Spodziewałam się tragedii, a co dostałam?
więcej Pokaż mimo toZacznijmy od rzeczy, które mi się podobały:
- Rozpoczęcia rozdziałów jako fragmenty książek z uniwersum, na plus.
- Historia pisana jest lekkim językiem, łatwo się ją czyta/słucha. Tłumaczenie jest w porządku.
- Główny crush...