Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Ona okłamywała go od samego początku, to prawda, i to coś złego, coś paskudnego, bo kłamstwo to rak, który rozlewa się i zapuszcza korzenie, aż wreszcie scala się z tkanką, którą się żywi – ale to on zrobił coś jeszcze gorszego. On jej uwierzył."

Po Kolibra sięgnęłam zachęcona jego prawdopodobnym podobieństwem klimatu do Cyklu neapolitańskiego Eleny Ferrante, który uwielbiam całym sercem. I rzeczywiście na początku można odnaleźć w Kolibrze klimat gorących Włoch i nawet nutkę podobieństwa stylu Veronesiego do wspomnianej autorki. Koliber choć spodobał mi się, to nie zachwycił jednak tak jak np. Genialna przyjaciółka.

To historia życia człowieka, którego los doświadcza wieloma cierpieniami w zasadzie przez całe życie, poczynając od lat nastoletnich. Pokazuje jak dzielnie można mierzyć się z tym, co przygotowane zostało dla nas. Przedstawia rodzinę, w której więzy wydawać by się mogło są tylko pozorne, a jednak potrafią przetrwać różne trudności i utrwalić, kiedy razem się je przeżywa. To książka o miłości na całe życie, dorosłych ludziach, którzy dokonują niewłaściwych wyborów i ponoszą ich konsekwentnie.

Książka pisana jest w formie rozdziałów oznaczonych tytułem oraz rokiem. Nie są one uporządkowane chronologicznie, co nieco utrudnia śledzenie fabuły. Kilkukrotnie gubiłam się i nie wiedziałam, czy wydarzenie, o którym czytam, było przed czy po tym, o którym czytałam w poprzednim rozdziale. Miałam wrażenie, że coś mi umyka w tej historii przez te niechronologiczne rozdziały, że coś nie zostało powiedziane. Niektóre z rozdziałów miały bardziej formę eseju, zawierającego filozoficzne rozważania, co sprawiało, że mocno się dłużyły. Dobrze się ja czytało, ale czegoś mi zabrakło. Sami oceńcie, czy warto po nią sięgnąć.

"Ona okłamywała go od samego początku, to prawda, i to coś złego, coś paskudnego, bo kłamstwo to rak, który rozlewa się i zapuszcza korzenie, aż wreszcie scala się z tkanką, którą się żywi – ale to on zrobił coś jeszcze gorszego. On jej uwierzył."

Po Kolibra sięgnęłam zachęcona jego prawdopodobnym podobieństwem klimatu do Cyklu neapolitańskiego Eleny Ferrante, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU: https://czytam-z-pasja.blogspot.com/2019/04/dziewczyna-z-wiezy-katherine-arden-bez.html

"Pragnę wolności (...). Ale chcę też mieć swoje miejsce i cel w życiu."

Wasi niełatwo jest żyć w Leśnej Ziemi po ostatnich wydarzeniach. Wszystko się zmieniło. Dlatego postanawia wyruszyć w drogę. Nie jest do końca świadoma tego, co czeka ją w dalszych zakątkach Rusi, że śmierć może ją spotkać na każdym kroku, ale decyzja zapadła.

Wasilisa Pietrowna jest jedną z najbardziej zdeterminowanych postaci dziewczęcych/kobiecych, z jakimi miałam okazję się spotkać. Niezwykle silna i pewna siebie dziewczyna, która potrafi zawalczyć o swoje. Pełna odwagi i niedająca się włożyć w schematy. Portret kobiety, którą przez swoją niezależność i feminizm (może nie tylko dlatego) nazywano w XIV wieku "czarownicą" chyba jedynie przez brak lepszego określenia.


Tak szczegółowo chciałam przedstawić Wam bohaterkę, bo w tym tomie widać jej zmianę. Nie jest ona już małą Wasią, teraz stała się dorosłą kobietą Wasilisą. W tamtych czasach świat stał otworem jedynie dla mężczyzn, kobiety nie były podróżniczkami. Podróż Wasi wymaga więc ogromnych pokładów odwagi. I choć jej postać naprawdę mi zaimponowała swoim zdeterminowaniem, zdarzały się też momenty, kiedy miałam ochotę po prostu powiedzieć jej "odpuść, dziewczyno, bo kusisz zły los" w chwilach, kiedy córka Piotra była koszmarnie uparta!!

Ta część jest dużo mniej baśniowa niż "Niedźwiedź i słowik". Ale głównym motywem tym razem jest miasto, nie wieś. Nigdy w Moskwie nie byłam, nie oglądałam też za wiele zdjęć stamtąd, ale opis autorki tego miasta kilkaset lat temu z całymi tymi zdobieniami sprawił, że kiedy kilka dni później zobaczyłam gdzieś przypadkiem zdjęcie stolicy Rosji dzisiaj, pomyślałam "teraz widzę to, o czym czytałam". Wyobrażam sobie, że w tamtych czasach zdobień było równie dużo jak dziś, ale budynki były drewniane. I choć tej baśniowości jest mniej, to opisy zrekompensowały mi to.

Nadal niemal fizycznie wyczuwalny jest chłód Rusi i ciepło palonych ognisk czy rozgrzanego pieca. Cieszę się, że premiery książek z tej trylogii są na wiosnę, ponieważ mam wrażenie, że w zimie musiałabym czytać je w kożuchu chyba... Nie wiem, jak udaje się to autorce, ale jej styl to magia!!!

W "Dziewczynie z wieży" nie znajdziemy już tak wiele brutalnych opisów. Owszem, nadal pojawia się krew, ludzkie tragedie czy inne okropności, ale są tutaj przedstawione już w mniej okrutny sposób, co wcale ich nie umniejsza.

Na okładce, która jest przepiękna, znajduje się mnóstwo symboli, których znaczenie odnaleźć możemy w książce i to też bardzo mi się spodobało. A jednocześnie bogactwo zdobień oddaje też charakter ludowy, który jest odczuwalny w obu tomach.

A jednak zabrakło mi tutaj czegoś, co tak bardzo oczarowało mnie w pierwszym tomie. Byłam usatysfakcjonowana rozwinięciem wątku, który zaintrygował mnie w "Niedźwiedziu i słowiku", ale to nadal było za mało. Tę część do połowy czytało mi się ciężej, ale jak tylko przekroczyłam połowę, nie mogłam oderwać się i przepadłam. Chciałam coraz szybciej i szybciej przewracać kartki, żeby poznać zakończenie. Magia, wartka akcja po 200 stronach i wyczuwalny niemal namacalnie klimat uratowały ten tom.

Zdaję sobie sprawę, że trylogia, do której należy "Dziewczyna z wieży" nie każdemu może się spodobać i nie każdego porwie w równym stopniu jak mnie, ale jestem zdania, że każdy powinien się zapoznać z nią i ocenić, czy jest to literatura dla niego, czy nie.

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU: https://czytam-z-pasja.blogspot.com/2019/04/dziewczyna-z-wiezy-katherine-arden-bez.html

"Pragnę wolności (...). Ale chcę też mieć swoje miejsce i cel w życiu."

Wasi niełatwo jest żyć w Leśnej Ziemi po ostatnich wydarzeniach. Wszystko się zmieniło. Dlatego postanawia wyruszyć w drogę. Nie jest do końca świadoma tego, co czeka ją w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU: https://czytam-z-pasja.blogspot.com/2019/02/lwowski-ptak-piotr-tyminski.html

Rok 1918. Lwów. Tońka ma 15 lat, kiedy Ukraińcy postanawiają zająć miasto. Jej tatę zabrali Rosjanie, a brata nie ma z nią i mamą w Lwowie. Mimo swoich nastoletnich lat Antonina jest patriotką i chce walczyć za Polskę. Ani myśli oddać Lwowa w ręce Ukrainy. Chce przyłączyć się do walczącej młodzieży, ale dowództwo uznaje, że dziewczęta mogą być jedynie sanitariuszkami. To jednak nie jest w stanie zatrzymać Tońki...

Od pierwszych stron "Lwowski ptak" przenosi czytelnika 100 lat wstecz do Lwowa. A po zaledwie 16 stronach wzrusza... To nie jest pierwsza książka tego autora, z którą miałam styczność, ale jest równie przejmująca jak dwie poprzednie. Mimo tego, że rozdziały są długie, mają one podział na krótsze podrozdziały. I choć na początku może to Wam przeszkadzać, to zapewniam, że po kilkudziesięciu stronach nie będzie to miało znaczenia, bo nie będzie mogli oderwać się od lektury.

Cenię bardzo w stylu autora to, że przedstawia starcia Polaków w sposób dynamiczny, co sprawia, że książka nie dłuży się, a czytelnik ciągle jest nią zainteresowany. Poza tym sceny gwałtu nie są opisane w sposób obleśny, obrzydliwy. Użyte przy nich wyrażenia nie odbierają potworności temu występkowi, ale nie wywołują w czytelniku odrazy.

Tońka jest niesamowicie zdeterminowaną młodą dziewczyną. Mimo że to ona jest główną bohaterką, na kartkach "Lwowskiego ptaka" poznajemy też inne dzielne dzieci i młodzież. Przez całą lekturę byłam pełna podziwu i jestem nadal, że nawet niespełna dziesięcioletnie dzieci brały udział w walkach. Na kartkach książki ściele się wiele trupów, bądźmy szczerzy - to wojna. I nie raz serce mi pękało, kiedy czytałam o kolejnych ofiarach...

"Lwowski ptak" to książka, którą powinni przeczytać wszyscy, którzy lubią wątki historyczne w powieściach lub powieści historyczne, ale i Ci, którzy są neutralni wobec nich. Dobrze jest mieć choć bladą wiedzę o tym, co działo się w Lwowie w tych latach, ale nie jest to niezbędne do zapoznania się z "Lwowskim ptakiem".
To niesamowita opowieść, którą czyta się z zapartym tchem, a już po kilkudziesięciu stronach chce się przewracać kartki szybciej, bo tyle się dzieje. Nie będę rozpisywać się o bohaterach, ale trzeba przyznać, że książka o obronie Lwowa napisana z perspektywy nastolatki jest intrygująca, tym bardziej, że to mężczyzna jest twórcą tej postaci. Szczególnie zszokowało mnie zakończenie... Musiałam dać sobie dzień na ochłonięcie i napisanie opinii o "Lwowskim ptaku". A mimo to wciąż gdzieś z tyłu głowy mam akcję tej książki. Nie żałuję, że poświęciłam jej czas i z pewnością kiedyś do niej wrócę. Polecam Wam serdecznie!

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU: https://czytam-z-pasja.blogspot.com/2019/02/lwowski-ptak-piotr-tyminski.html

Rok 1918. Lwów. Tońka ma 15 lat, kiedy Ukraińcy postanawiają zająć miasto. Jej tatę zabrali Rosjanie, a brata nie ma z nią i mamą w Lwowie. Mimo swoich nastoletnich lat Antonina jest patriotką i chce walczyć za Polskę. Ani myśli oddać Lwowa w ręce Ukrainy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wrzesień tydziestego dziewiątego roku miał być moim pierwszym miesiącem szkoły. Tak się nie stało. Zamiast tego pamiętam strach matki podczas bombardowania i gruzowisko po zawalonych budynkach na placu nieopodal naszego domu."

Wojna trwa już kilka lat. Polacy znajdują się pod okupacją Niemiec, którzy gwałcą kobiety, rabują domy i wywożą ludzi na roboty do Rzeszy. Bronek, zwany przez rodzinę Dzidkiem, pada ofiarą tych ostatnich. Już na samym początku podejmuje decyzję, że ucieknie. Nie będzie pracować dla okupanta. W zatłoczonym, cuchnącym wagonie ściśnięty pomiędzy ludźmi w różnym wieku poznaje Jurka. Obaj próbują wydostać się z rąk Hitlerowców. Są świadomi ryzyka, które niesie próba ucieczki, ale "pragnienie wolności jest silniejsze iż wszelkie przeszkody..."*

Poznajemy tutaj historię młodego chłopca. Chłopca, któremu przyszło żyć w czasach wojny, biedy i śmierci. Który mimo tych nieludzkich okoliczności pozostał w zgodzie z samym sobą, w zgodzie z wychowaniem, jakie wyniósł z domu. Postawa małego zasługuje na podziw. Nie wiem, ile osób w dzisiejszych czasach zdobyłoby się na taką odwagę.

Nie przystoi mi oceniać kreacji głównego bohatera, bo jego wizerunek został oparty na prawdziwym, realnym Przybyszu, więc dodam tylko, że autor świetnie oddał słowami realia, w jakich bohater żył. Wszystko zostało opisane tak plastycznym językiem, że przed oczami czytelnika stają obrazy, jakie stworzył Piotr Tymiński. obrazy pełne bólu, krzyku, brudu i kurzu, ale i zachwytu na dziecięcych twarzach czy szoku.

Książkę tę przeczytałam w kilka godzin i była to niesamowicie przyjemna, choć nie lekka ze względu na swój temat, lektura. Czy Wasi dziadkowie opowiadali Wam kiedyś historie z ich dzieciństwa albo młodości? Czytając Przybysza, będziecie mieli poczucie, że obok Was siedzi dziadek i przez dwie godziny opowiada o tym, co go spotkało, kiedy miał dwanaście lat. A wy będziecie śledzili z ogromnym zainteresowaniem jego losy. Przybysza polecam wszystkim. Książka na jeden wieczór, która na pewno rozszerzy Wam trochę perspektywę, z jaką patrzycie teraz na II wojnę światową. Jeśli macie okazję, sięgnijcie po nią.

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU: http://czytam-z-pasja.blogspot.com/2018/08/przybysz-piotr-tyminski.html

"Wrzesień tydziestego dziewiątego roku miał być moim pierwszym miesiącem szkoły. Tak się nie stało. Zamiast tego pamiętam strach matki podczas bombardowania i gruzowisko po zawalonych budynkach na placu nieopodal naszego domu."

Wojna trwa już kilka lat. Polacy znajdują się pod okupacją Niemiec, którzy gwałcą kobiety, rabują domy i wywożą ludzi na roboty do Rzeszy. Bronek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

CAŁA RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ NA BLOGU - http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Nie często sięgam po takie lektury i często ich się zwyczajnie obawiam, bo historycznym freakiem nie jestem i podejrzewam, że części książek po prostu nie zrozumiem dobrze, nie znając historycznych kontekstów. Eksterminację Polaków omawialiśmy jednak po krótce w szkole. Poza tym Wołyń. Bez litości to nie tylko książka o walce, ale przede wszystkim o ludziach na Wołyniu - zarówno Polakach, jak i Sowietach i Ukraińcach. Oprócz głównego wątku rzezi wołyńskiej nie pamiętam odwołań do innych wydarzeń historycznych. Cieszę się jednak, że miałam jakąś przynajmniej podstawową wiedzę na ten temat.

Wołyń. Bez litości to historia napisana naprawdę bez litości. W książce znajdują się liczne opisy okrucieństwa Ukraińców czy okropności, które muszą cierpieć bohaterowie. Wrażliwszym czytelnikom choćby przez to odmawiałabym lektury tej książki. Wszystko to natomiast sprawia, że czytelnik uświadamia sobie, jak wiele przeszli Polacy, mieszkający na Wołyniu. Historia jest opartach na wydarzeniach autentycznych, czasami jednak ciężko uwierzyć, że w człowieku może mieścić się tyle nienawiści, żeby zdolny był do takiego okrucieństwa.

Stanisław Morowski jest postacią dwudziestokilkuletniego mężczyzny, który ma w sobie tak wiele żalu i goryczy. Jest absolutnie postacią godną podziwu. Z karabinem w ręku próbuje ochronić tych, których jeszcze może. On i reszta chłopaków i mężczyzn w oddziale walczą z niezłomnością. To niesamowite, że w tych nieludzkich czasach oni zachowali swoje człowieczeństwo i godność.

Książkę tę czytało się tak przyjemnie, że żałowałam, kiedy musiałam przerwać. Choć pierwotnie ciężko było mi się przestawić, kiedy wracałam po przerwie, wystarczyło, żebym przeczytała kilka stron i znów znajdowałam się na Wołyniu. Jedynym utrudnieniem, nad którym początkowo ubolewałam, był brak rozdziałów. Później jednak przyzwyczaiłam się i nie przeszkadzało mi to już zupełnie.

Wołyń. Bez litości to obraz okrucieństwa, niezłomności i wierności Polsce. Książka, która pokazuje, że nawet w obliczu tragedii człowiek ma szansę przetrwać. Historia o wsparciu w wspólnej walce i ostrożności na polu bitwy. Zakończenie totalnie zaskakuje czytelnika i myślę, że jest ogromnym plusem tej książki. Wołyń. Bez litości z pewnością będę dobrze wspominać jako lekturę, pomimo że czytałam ją dość długo przez brak czasu. Cieszę się, że miałam możliwość przeczytania tej książki. Polecam ją wszystkim, a szczególnie osobom, które pragną lepiej poznać i przyswoić sobie wiedzę na temat rzezi wołyńskiej.

CAŁA RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ NA BLOGU - http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Nie często sięgam po takie lektury i często ich się zwyczajnie obawiam, bo historycznym freakiem nie jestem i podejrzewam, że części książek po prostu nie zrozumiem dobrze, nie znając historycznych kontekstów. Eksterminację Polaków omawialiśmy jednak po krótce w szkole. Poza tym Wołyń. Bez litości to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Recenzja znajduje się również na blogu - http://czytam-z-pasja.blogspot.com/2017/07/pakistanska-corka-maria-toorpakai.html

Maria Toorpakai urodziła się w Pakistanie, w jednej z jego najbardziej niebezpiecznych części. Już jako mała dziewczynka nie lubiła olejowania włosów i długich warkoczy oraz uciskających błyszczących sukienek. Wolała grać w piłkę, nosić wiadra z wodą czy przesiadywać na dachu. Kochała robić to, co w islamie dla dziewczynek jest haram - zakazane. W wieku czterech lat spaliła swoje sukienki, obcięła włosy i zaczęła ubierać się jak chłopiec, ryzykując życiem, jeśli ktokolwiek poznałby prawdę. Nie chciała żyć w klatce. Miłość do sportu była silniejsza. Maria została jedną z mistrzyń świata w squashu. Jej rodzina od początku do końca ją wspierała. Pakistańska córka to historia o walce o własne marzenia i życie, na które czyhają talibowie.

Po książki biograficzne nie sięgam często, ale lubię je. Historie ludzi, o których czytam, inspirują mnie i motywują. Tak było w przypadku Pakistańskiej córki. Postawa Marii zmotywowała mnie do pracy nad sobą. Pokazała, jak wiele wysiłku wymagało od Marii spełnianie marzeń, ale ta nie poddała się, a z jeszcze większą determinacją dążyła do wyznaczonego sobie celu. Kiedy zaczynała wątpić w siebie, na swojej drodze spotykała ludzi, którzy wierzyli w nią i wspierali, w tym co robi, cokolwiek wtedy robiła.

Pakistańska córka to nie tylko historia autorki, ale także historia wielu pakistańskich kobiet i dziewczyn, a nawet młodych chłopców. To opowieść o życiu w centrum wojny. Maria Toorpakai wspomina o pracy swoich rodziców, którzy każdego ranka ruszali do szkół mieszczących się w samym ognisku wojennym, pełnych dzieci pragnących wiedzy. O strachu przed tym, że wieczorem może ich już nie zobaczyć. Wspomina, że wielokrotnie była świadkiem eksplozji i nie raz ledwo uszła z życiem.

Najbardziej w tej książce urzekła mnie relacja między członkami w najbliższej rodzinie Marii. Każdy mógł na siebie liczyć. Wszyscy zaakceptowali to, że została chłopcem na kilka lat, że nie mogła żyć w islamskiej klatce. Wspierali ją. Autorka przytacza historię sprzed ślubu jej rodziców oraz pisze, jak potoczyły się ich losy już po ślubie. Opowiada o plemieniu Pasztunów. Rozbudowanie książki o te treści było moim zdaniem dobrym pomysłem.

Warto zaznaczyć też, że autorka wiele razy pisze o sytuacjach, w których kobiety w Pakistanie były mordowane lub okrutnie karane za rzeczy zakazane. Za chęć do nauki, do uprawiania sportu, do wychodzenia z domu. Byłam wtedy tym okropnie zszokowana i –szczerze mówiąc – nadal jestem…

Pakistańska córka to nie lekka książka na jeden wieczór. Wielokrotnie zaszokuje czytelnika, a wrażliwszych pewnie i wzruszy. Autorka opisuje całą drogę od niesfornej dziewczynki, przez silnego chłopca, do mistrzyni Pakistanu w squashu. W książce pojawia się wiele opisów polityki pakistańskiej, opisów akcji wykonywanych przez zleceniobiorców talibów oraz opis czasów zanim wojna w Pakistanie rozpętała się na dobre. Maria przedstawia islam z innej strony niż większość z nas zna. Jej rodzina nie popiera dżihadu, sama Maria wielokrotnie zawierza swoje życie czy mecz właśnie swojemu Bogu. Książki tej nie czytało się szybko, ale trzeba przyznać, że mimo tego dość przyjemnie. Cała lektura wywołała na mnie szokujące wrażenie, ale myślę, że wszyscy powinni po nią sięgnąć. To inne spojrzenie na islam, ale również cenny podręcznik w walce o siebie, motywujący do pracy nad sobą, który szczególnie polecam sportowcom. Pakistańską córkę czytało mi się naprawdę dobrze i nie żałuję czasu z nią spędzonego.

Recenzja znajduje się również na blogu - http://czytam-z-pasja.blogspot.com/2017/07/pakistanska-corka-maria-toorpakai.html

Maria Toorpakai urodziła się w Pakistanie, w jednej z jego najbardziej niebezpiecznych części. Już jako mała dziewczynka nie lubiła olejowania włosów i długich warkoczy oraz uciskających błyszczących sukienek. Wolała grać w piłkę, nosić wiadra z wodą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Samotne Miasto to wyspa otoczona dzikim oceanem. Została podzielona na pięć dzielnic. Arystokracja zamieszkuje najbardziej środkową dzielnicę - Klejnot. Mając teoretycznie wszystko dumne kobiety nie mogą począć swoich zdrowych następców. Aby mieć zdrowego potomka kupują na Aukcjach surogatki - dziewczęta, które posiadają niesamowite umiejętności -Augurie- i które pochodzą z biednych kręgów, m.in. Bagna. To właśnie stąd pochodzi Violet Lasting. Młoda dziewczyna o niezwykłych fiołkowych oczach. Kupiona na Aukcji przez jedną z głównych założycielek Samotnego Miasta trafia do wytwornych pałaców. Jednak dopiero wtedy całkowicie dociera do niej, że jest tylko zabawką w rękach arystokracji, a życie surogatek nie ma żadnego znaczenia. Piękne suknie i biżuteria są tylko kurtyną dla prawdziwie okrutnej sceny, na której rozgrywa się przerażające przedstawienie. Otrzymuje wszystkie dobroci, ale nic nie jest w stanie wynagrodzić jej tego, co jej odebrano - wolności. Czy ryzykowna znajomość z jednym z mieszkańców pałacu wyjdzie na jaw? Jak to się wszystko zakończy, skoro nieposłuszeństwo karane jest śmiercią?

Byłam niesamowicie zaintrygowana opisem, kiedy przeczytałam go już w domu. Po Klejnot sięgnęłam ze względu na to, że kiedyś gdzieś o nim słyszałam.

Zacznę od wydania, bo przecież to pierwsze rzuca się w oczy. Wydawnictwo Jaguar nie wydaje źle książek. A przynajmniej na razie na takie nie trafiłam. Bardzo cieszę się, że zachowano oryginalną okładkę, która jest cudowna. Środku jest bardzo przystępna czytelnikowi czcionka, co z pewnością wpływa na tempo czytania. Nie mam do czego się przyczepić! Książka jest fenomenalnie wydana.

Jeżeli chodzi o akcję, to muszę przyznać, że pomysł jest całkiem oryginalny. Wykluczyć należy jednak podobieństwo głównej bohaterki do Katniss i stylisty Violet do stylisty Katniss - Cinny. Te dwie postacie są do siebie wyjątkowo podobne, ale nie jest to bardzo rażące. Prawdopodobnie historia ma w sobie elementy podobne do Rywalek, jednak tej serii nie czytałam, więc nie będę oceniać. Ogółem pomysł na fabułę, moim zdaniem, jest bardzo fajny i niespotykany.

Przejdźmy do bohaterów. Są świetnie wykreowani. Już dawno nie spotkałam tak ciekawych. Postacie Violet i Raven są naprawdę realistyczne. Nie pojawiają się w żadnym z bohaterów sztuczne wyrzuty i reakcje. Wszystko jest jak najbardziej prawdziwe, mimo że książka należy raczej do science-fiction.

Już podsumowując, książka okazała się naprawdę dobra. Klejnot pokazuje, że nawet w złych momentach w naszym życiu są przyjaciele, a myśl o nich pomaga przetrwać trudny okres. Autorka przez tę książkę mówi, że troska o drugiego człowieka czasami jest większa niż troska o własne dobro, a miłość choćby ją ignorować i walczyć z nią, i tak wygra. Bardzo spodobał mi się styl Amy Ewing. Jest swobodny i sprawia, że książkę czyta się dość szybko. Muszę jeszcze wspomnieć o zakończeniu! Kompletnie zapomniałabym, że jest niespodziewane i zostawia czytelnika w ciężkim szoku. "Biała róża", którą na szczęście udało mi się zdobyć w bibliotece, już czeka na półce. Gorąco Wam polecam "Klejnot"!

Samotne Miasto to wyspa otoczona dzikim oceanem. Została podzielona na pięć dzielnic. Arystokracja zamieszkuje najbardziej środkową dzielnicę - Klejnot. Mając teoretycznie wszystko dumne kobiety nie mogą począć swoich zdrowych następców. Aby mieć zdrowego potomka kupują na Aukcjach surogatki - dziewczęta, które posiadają niesamowite umiejętności -Augurie- i które pochodzą z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Obudziłam się, kiedy słońce wlewało się przez moje okno, a ptaki już kłóciły się między sobą. To był kolejny piękny dzień, ale wiedziałam już, jak szybko potrafi mijać czas."


Taylor zostaje zmuszona spędzić wakacje w starym letnim domku nad jeziorem. Ma z tym miejscem wiele wspomnień. Niekoniecznie tylko dobrych. Po raz ostatni była tam 5 lat temu. To właśnie wtedy wydarzyło się coś, co nie pozwala jej cieszyć się na myśl o powrocie nad jezioro. Niestety, to nie jest jedyna myśl, która jej towarzyszy. Wie, że tata jest bardzo poważnie chory i to jego prawdopodobnie ostatnie wakacje. Musi zmierzyć się z przeszłością i ludźmi, których zostawiła. To ostatnia szansa na naprawienie wszystkiego i zdobycie wspaniałych wspomnień. Co wydarzyło się pięć lat temu? Czy Taylor wykorzysta szansę, którą dostała od losu?


Zacznę od momentu, w którym poznajemy bohaterkę, czyli od początku. Muszę przyznać, że jej postać od razu mnie zaintrygowała. I przyznaję, że uwielbiam bohaterki, które mają dziwne nawyki itp. Taylor w chwili, kiedy ma dojść do jakiejś trudnej konfrontacji, ucieka. To jej sposób na radzenie sobie z sytuacją. Poznałam ją właśnie w chwili ucieczki, więc od razu mi się spodobała. Oczywiście były nieliczne sytuacje, kiedy irytowała mnie, ale nie zdarzały się zbyt często. Inni bohaterowie, np. Lucy czy Henry, a także moja zdecydowana faworytka - siostra Taylor, Gelsey są wyjątkowo realistyczni i także mają swoje przyzwyczajenia i typowa zachowania. Bardzo spodobało mi się, że autorka wykreowała ich niezwykle realistycznie.

"Nie wiedziałam, że mogłabym się czuć bardziej zawstydzona niż chwilę wcześniej, ale najwyraźniej otwierały się przede mną całkowicie nowe perspektywy."

Fabuła jest oparta na pewnym schemacie, jednak jego rysy są bardzo zatarte. Mimo że czytelnik jest w stanie przewidzieć zakończenie, zostało ono skonstruowane tak, że i tak jesteśmy w ciężkim szoku i chlipiemy przez ostatnie 30 stron. Wspominałam o tym na snapchacie - rano wstałam i miałam zapuchnięte oczy, kiedy poprzedniego dnia przed snem czytałam Lato drugiej szansy.

Kończąc już, chcę wszystko podsumować tak, jak należy. Lato drugiej szansy to powieść, która stała się jedną z moich ulubionych. Mam jakiś sentyment do niej, zupełnie nie wiem dlaczego. To opowieść o więzach w rodzinie, o przyjaźni i miłości, o stracie, o bolesnych wspomnieniach i konfrontacji z przeszłością. Bardzo mi się spodobała i gorąco polecam ją wszystkim. Cudowna opowieść, której na pewno warto poświęcić czas. Gwarantuję, że się przy niej pośmiejecie i uronicie łzy.

"Obudziłam się, kiedy słońce wlewało się przez moje okno, a ptaki już kłóciły się między sobą. To był kolejny piękny dzień, ale wiedziałam już, jak szybko potrafi mijać czas."


Taylor zostaje zmuszona spędzić wakacje w starym letnim domku nad jeziorem. Ma z tym miejscem wiele wspomnień. Niekoniecznie tylko dobrych. Po raz ostatni była tam 5 lat temu. To właśnie wtedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU czytam-z-pasja.blogspot.com

Eden po kilku latach niewidzenia się z ojcem zostaje zaproszona do niego na wakacje. Waha się, czy powinna pojechać i poznać jego nową żonę i swoich trzech przyrodnich braci. Mimo wszelkich wątpliwości decyduje się jechać. Santa Monica różni się od cichego Portland, w którym mieszka. Tutaj życie wygląda całkiem inaczej, a los daje jej szansę je poznać. To tu wszystko, co zakazane, staje się pożądane i fascynujące. Wszystko, zakazana miłość również.

Nie spodziewałam się wiele po tej pozycji, więc nie byłam też jakoś zaskoczona, kiedy okazała się bardzo dobrą, ale nie rewelacyjną.

Zacznijmy od początku, który jest okej, ponieważ pierwsze rozdziały są krótkie i czyta się je szybko. No i najważniejszy aspekt - zaciekawiają. Dalej jest już gorzej. W niektórych rozdziałach można było wyczuć, że to opowiadanie z Wattpada. Pojawiają się także momenty, które nie są już tak ciekawe i po prostu przynudzają. Na pewno jednak nie można tego powiedzieć o zakończeniu, które jest naszprycowane akcją. To wtedy właśnie akcja się komplikuje, pojawiają się nowe okoliczności, a czytelnik jest zostawiony z rosnącym zaciekawieniem.

Bohaterowie. Zanim zacznę się rozwodzić nad nimi, to chcę podkreślić, że mają tylko 17 lat, a Eden 16 i wcale nie zachowują się jak nastolatki w tym wieku. Rozumiem, że to kultura amerykańska i u nas takie zachowanie można zauważyć dopiero u nieco starszych osób, ale dla mnie i tak to nie jest normalne i myślę, że powinni mieć oni więcej lat. Gdyby nie przypomnienia narratorki, zapomnielibyśmy, że mamy do czynienia z siedemnastolatkami.
Postać głównej bohaterki wskazuje na to, że nie łatwo mi dogodzić XD Powtarza się aspekt często spotykany w moich recenzjach w ostatnim czasie, czyli głupota Eden. Nie mam oczywiście na myśli, ze jest głupia, po prostu momentami jej zachowanie czy odzywki są tak głupie, że aż szkoda pisać. Oprócz tego jej sztuczne wyrzuty wobec ojca. Jej, nie wiem czy mnie zrozumiecie. Chodzi mi tutaj o to, że rozmawia sobie z ojcem, zrobi się gęstsza atmosfera, a ona non stop, przy każdej okazji wyrzuca ojcu, że ją zostawił. I nie robi tego tak swobodnie, jak zrobilibyśmy w rzeczywistości. W ogóle ich dialogi są jakieś drętwe.

Wspominałam już o akcji, zakończeniu i bohaterach, to czas podsumować. Książkę czytało mi się dość szybko, najszybciej na początku i pod koniec. Akcja zaczęła się rozwijać tak na dobre po ok. stu stronach. Postacie okazały się być dobrze wykreowane, z małymi wyjątkami jak postać Eden. Autorka zostawiła czytelnika w niepewności i z chęcią sięgnięcia po kolejny tom. Mimo jakiś zgrzytów naprawdę polubiłam tę książkę. Muszę dorwać wkrótce kolejny tom!

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU czytam-z-pasja.blogspot.com

Eden po kilku latach niewidzenia się z ojcem zostaje zaproszona do niego na wakacje. Waha się, czy powinna pojechać i poznać jego nową żonę i swoich trzech przyrodnich braci. Mimo wszelkich wątpliwości decyduje się jechać. Santa Monica różni się od cichego Portland, w którym mieszka. Tutaj życie wygląda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Nikt nie spodziewał się, że Meg popełni samobójstwo. Nikt nawet jej o to nie podejrzewał. Kiedy to nastąpiło wszyscy byli w szoku, a zwłaszcza jej przyjaciółka - Cody. Dziewczyna próbuje zrozumieć, czym kierowała się Meg. Poszukuje odpowiedzi na wciąż krążące pytania. Zmaga się z utratą i obwinia się, że nic nie zauważyła. Chęć znalezienia odpowiedzi skłania ją do wyruszenia w podróż śladami przyjaciółki. Cody w trakcie podróży "będzie zmuszona zakwestionować wszystko, co dotąd uważała za pewnik". Nie wie, że stanie wobec prawdy o przyjaciółce, o samej sobie, a także wobec niebezpieczeństwa.


Byłam tu to moje kolejne spotkanie z książkami Gayle Forman. Zostań, jeśli kochasz i Wróć, jeśli pamiętasz bardzo mi się spodobały. O tej pozycji słyszałam jednak różne opinie i dlatego miałam raczej pesymistyczne nastawienie i z niepewnością sięgnęłam po nią. To właśnie dzięki niej po raz kolejny odkryłam, że lepiej być mile zaskoczonym niż zawieść się.

Samym zachęcającym mnie aspektem był fakt, że książka porusza temat samobójstwa, po który ja bardzo lubię sięgać w powieściach. Nie spodziewałam się, że autorka tak dobrze przeprowadzi akcję, aby czytelnik się nie zanudził. Wyszło jej to jednak całkiem okej. Były momenty, kiedy te opisy był troszkę nudnawe, ale wszystko razem całkiem spójnie wyszło. A i jeszcze humor! Czasami nie dało się nie śmiać. Myślę, że takie zestawienie poważnego tematu z odpowiednią dawką humoru bohaterów wyszło mimo wszystko bardzo fajnie.

Styl autorki jest przystępny czytelnikowi i bardzo współczesny. Czasami AŻ ZA współczesny. Moim zdaniem wulgaryzmy i przekleństwa nie zawsze były potrzebne, ale na to dało się jeszcze przymknąć oko i przypisać to charakterom bohaterów.

Jak już wspomniałam o bohaterach, to przejdźmy do nich. Nie byłam optymistycznie nastawiona do Cody. I jakoś jej nie polubiłam. Miałam wrażenie, że czasami jest zwyczajnie nierozsądna i głupia. Jej rozmyślania i chwilowa radykalność była momentami dość irytująca. Sytuację ratował jednak Dupek-Ben, którego, mimo że był dupkiem, bardzo polubiłam.

Mam ochotę zaciągnąć się zapachem prześcieradeł. Jeśli to zrobię, może wszystko się odmieni. Ale jak długo można wstrzymywać oddech? W końcu bedę musiała wypuścić powietrze - i to będzie jak te poranki, kiedy budzę się, nie pamiętając. Ale potem sobie przypominam.

Byłam tu pozytywnie mnie zaskoczyła. Okazała się powieścią o początkach przyjaźni, która powstała mimo niechęci jednej ze stron, powieścią o trudnościach i o tym, że łatwiej jest sobie z nimi radzić, kiedyś ktoś bliski jest obok. Wreszcie okazała się powieścią z wątkiem romantycznym w tle, którego można było się domyślić, już kiedy poznaliśmy tę postać, ale no cóż... Gayle Forman stworzyła świetne portrety osób: osoby, która podejmuje ostateczne rozwiązanie, osoby, która obwinia się, że nie zauważyła, że z jej przyjaciółką dzieje się coś złego oraz osoby, która ma w sobie wiele bólu i nie potrafi sobie wybaczyć. Byłam tu było naprawdę przyjemną, mimo tematu, lekturą. Razem z Cody rozwiązywaliśmy zagadkę Meg. Czytało się ją naprawdę szybko, więc jeżeli złapiecie ją gdzieś w bibliotece czy u koleżanki na półce, to sięgnijcie po nią.

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Nikt nie spodziewał się, że Meg popełni samobójstwo. Nikt nawet jej o to nie podejrzewał. Kiedy to nastąpiło wszyscy byli w szoku, a zwłaszcza jej przyjaciółka - Cody. Dziewczyna próbuje zrozumieć, czym kierowała się Meg. Poszukuje odpowiedzi na wciąż krążące pytania. Zmaga się z utratą i obwinia się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Cath i Wren. Niby bliźniaczki, podobne do siebie wyglądem, ale posiadające kompletnie różne charaktery. Wyjeżdżają do college'u, co sprawia, że zostają rozdzielone. Cath - zawsze spokojnej, trochę wycofanej, oddanej Simonowi Snow'owi i fanfikom o nim, których jest autorką i które mają tysiące wyświetleń dziennie, trudniej przychodzi zaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Tęskni za tatą i bliskością siostry, która nie chciała zamieszkać z nią na kampusie. Na jej drodze los stawia kompletne przeciwieństwa dziewczyny - Reagan (gdzie ona znika na noc? czy ktoś w ogóle potrafią z nią normalnie rozmawiać?) i Leviego (czy on uśmiecha się nawet, kiedy śpi? Jak może zadawać się z kimś takim jak Reagan?). Ten rok będzie dla Cath bardzo emocjonujący...

Fangirl  było moim drugim spotkanie z powieściami Rainbow Rowell. Po Eleonorze i Parku byłam nastawiona dość pesymistycznie (tak znowu XD) do jej książek. Przyzwyczaiłam się, że jest wokół nich robiony sztuczny szum, a książki są takie sobie. Tymbardziej, że nawet o Fangirl  słyszałam różne opinie. Tak więc podchodziłam do niej troszkę z rezerwą.

Na samym początku nie spodziewałam się wiele, jak to po Rainbow Rowell. Jak wielce się myliłam!

Już od pierwszego rozdziału jesteśmy wprowadzeni do świata studentów, poznajemy Cath w momencie, kiedy dociera do swojego pokoju na kampusie. Akcja jest rozwinięta prawidłowo, nie to, co w Eleonorze i Parku.  Czytając, miałam wrażenie, że kartki same biegają mi między palcami. Zostałam tak zassana w powieść, że kiedy miałam uczyć się historii czy pp, to odkładałam lekcje i szłam czytać. Kolejnym aspektem przy akcji (i w sumie powinnam od tego zacząć) jest fabuła. Rainbow Rowell wreszcie napisała książkę o czytelnikach. O tym, jak ogromna potrafi być nasza miłość do bohaterów książek. To naprawdę oryginalny pomysł! 

Bohaterowie. Muszę Wam coś wyznać - tak naprawdę to autorka, tworząc Cath, wzorowała się na mnie. Hihi! Naprawdę odniosłam takie wrażenie! Czytałam o sobie. Niejednokrotnie Cath zachowywała się jak ja. Jeżeli teraz dostanę pytanie o bohatera, z którym się utożsamiam będzie to Cath. Kolejną postacią jest Wren, której po prostu nie znoszę, ponieważ jest samoludna i nie podoba mi się jej  traktowanie ludzi. Uprzedzam, że nic tego nie zmieniło XD Postać Leviego pokochałam i skoro stał się znajomym Cath to moim także jest ♥ Kocham go! Mój nowy książkowy mąż! Trzymajcie się z dala od niego!!! Nawet po skończeniu książki wciąż byłam z nimi i przez kilka dni towarzyszył mi kac - całkowicie odmienne zachowanie niż przy wyzej już wspominanej powieści. 

Kolejny ważny aspekt, który muszę poruszyć, to Simon Snow, a dokładnie fragmenty powieści i fanfików o nim, które sprawiły, że zechciałam przeczytać całość, której niestety nie ma. Pomijam już fakt, że  nieprawdopodobnie przypominał Harry'ego Pottera... To tylko fragmenty, więc nie ma o co się czepiać. 

Ostatnia już sprawa, która wymaga oddzielnego akapitu. Jest nią zakończenie. Nie mam pojęcia, czy autorka zrobiła to celowo, czy nie, ale pozostawiła wiele aspektów niewyjaśnionych. Być może ma to być prowokacja do napisania fanfiku o Fangirl! :D 

Podsumowując! Przy Fangirl spędziłam naprawdę kilka cudownych godzin, z pewnością wrócę do tej książki. Czytało się ją szybko i lekko. Rainbow Rowell ma swobodny styl i umie dobrać język, który będzie odpowiedni dla szerokiego grona odbiorców. Koniecznie jeszcze wspomnę, że po przeczytaniu Fangirl mam ogromną motywację do pracy nad swoimi tekstami. Nie mam oczywiście zbyt wiele czasu, ale chcę poprawić swój styl, sposób pisania i to własnie postać Cath mnie do tego skłoniła. Zapomniałam o tym, że kilka razy zanosiłam się śmiechem, czytając dialogi bohaterów! Postacie są tak realistyczne, że gdyby można było wyjąć Leviego z książki, to z pewnością już by tam nie wrócił, nie trzeba chyba tłumaczyć dlaczego :D Już kończąc, chcę napisać jeszcze o wydaniu - ma przepiękną okładkę, czcionka jest wygodna, a wprowadzenie fragmentów z Simonem przemyślane. No! Mam nadzieję, że zachęciłam Was do sięgnięcia po tę książkę. Jest naprawdę godna przeczytania, chociażby tylko ze względu na to, że Cath także kocha czytać i pisać, jak wielu z nas. Tak więc, właśnie teraz, odejdź od komputera (czy czegokolwiek, na czym czytasz ten post) i odnajdź Fangirl! 

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Cath i Wren. Niby bliźniaczki, podobne do siebie wyglądem, ale posiadające kompletnie różne charaktery. Wyjeżdżają do college'u, co sprawia, że zostają rozdzielone. Cath - zawsze spokojnej, trochę wycofanej, oddanej Simonowi Snow'owi i fanfikom o nim, których jest autorką i które mają tysiące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Jenna wybudza się z rocznej śpiączki. Nie pamięta niczego. Nie ma pojęcia, jak się nazywa, a już tym bardziej kim są ci ludzi, którzy podają się za jej Matkę i Tatę. Powoli zaczyna przypominać sobie nic nie znaczące momenty lub momenty, których nie powinna pamiętać.Ogląda videa nagrywane przez jej całe życie. Nie pamięta niektórych wyrazów lub ich znaczeń. Od nowa musi nauczyć się chodzić, mówić, jeść, kiedy wreszcie jej organizm będzie do tego zdolny. Z czasem pojawiają się trudne pytania: co się wydarzyło, dlaczego nic nie pamięta i kim w ogóle jest? 

Byłam bardzo zaintrygowana opisem z tyłu książki. Myślałam, że będzie to coś fenomenalnego, trzymającego w napięciu. No i trochę się zawiodłam. 

Mary Pearson pisze bardzo lekko, a rozdziały są krótkie, co powinno sprawiać, że książkę, będzie czytało się szybko. No i prawie tak było. Zabrakło mi tego wzbudzania w czytelniku niepewności losów bohaterki, ciekawości ich. 

Zauważyłam podobieństwo do dwóch innych powieści - Byliśmy łgarzami E. Lockhart i Boy 7 Miriam Mous. Nie sądzę jednak, że któraś z tych powieści jest plagiatem. W każdej z trzech można było odnaleźć motyw bohatera, który wskutek jakiś wydarzeń, np. silnych doznań emocjonalnych, stracił pamięć i z biegiem akcji próbował sobie przypomnieć, co się wydarzyło lub odkryć swoją tożsamość. Tutaj także Jenna próbuje odkryć i co się wydarzyło, i swoja tożsamość. 

Jeżeli chodzi o bohaterów to raczej nie mogę się przyczepić. Moją największą sympatię zdobył Ethan, który jest taki tajemniczy na samym początku, a dopiero później możemy poznać go i resztę bohaterów lepiej. 

Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Jenny, dlatego jesteśmy świadkami wszystkich jej odkryć i wiemy, co dzieje się w jej głowie. Widzimy, jak stopniowo wraca jej pamięć i znamy wszystkie jej obawy.

Elementy science-fiction zostały dopracowane do tego stopnia, że zanim usiadłam do pisania recenzji, sprawdziłam w internecie, czy istnieje coś takiego jak biożel itp. Autorka stworzyła całkiem nową i dość realną koncepcję przyszłej chirurgii oraz transplantologii. Gdy to czytałam, miałam n a p r a w d ę wrażenie, że to jest możliwe!



"Przebudzenie Jenny Fox" było lekką lekturą i całkiem szybko się ją czytało mimo tego braku zainteresowania akcją od strony autorki. Zżyłam się trochę z bohaterami, co sprawiło, że nawet po skończeniu książki, nadal się z nimi nie rozstałam. Polskie wydanie ma okropną okładkę, ale to już tylko wina wydawnictwa. Myślę, że jeśli lubicie thrillery z wątkiem medycznym, science-fiction i obyczajowym, to sięgnijcie po tę pozycję. Jest trochę więcej niż bardzo dobra, ale trochę mniej niż rewelacyjna. Mimo to uważam, że warto ją przeczytać! 

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Jenna wybudza się z rocznej śpiączki. Nie pamięta niczego. Nie ma pojęcia, jak się nazywa, a już tym bardziej kim są ci ludzi, którzy podają się za jej Matkę i Tatę. Powoli zaczyna przypominać sobie nic nie znaczące momenty lub momenty, których nie powinna pamiętać.Ogląda videa nagrywane przez jej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Po drugiej stronie kartki Jodi Picoult, Samantha van Leer
Ocena 7,2
Po drugiej str... Jodi Picoult, Saman...

Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/



Oliver przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości, w której teraz żyje. Musi zacząć chodzić do szkoły i nauczyć się mówić, jak nastolatek w XXI wieku. Przychodzi mu to jednak z łatwością i szybko odnajduje się w nowym świecie. Los, a dokładnie książka, nie pozwala jednak mu żyć w spokoju. Zaczyna się o niego upominać, wysyłając wiadomości. To i inne wydarzenia sprawiają, że życie Delilah i Olivera zaczyna się komplikować. Do całego zamieszania zostają wplątane kolejne osoby. Życie w bajce i życie prawdziwe dają o sobie znać. Okazuje się jednak, że w bajce kryje się magia, która ma ogromną moc.

Byłam bardzo ciekawa, co stanie się dalej po przeczytaniu Z innej bajki (było to chyba w 2014 roku). Myślę, że gdybym przeczytała ją wcześniej, inaczej bym ją oceniła. Przez te prawie dwa lata wyrobiłam sobie troszkę gust i nie trafia już w niego do końca ta powieść.

Styl autorek nie zmienił się. Nadal czyta się lekko i szybko. Wciąż obecne są cięte żarciki Jules, a teraz również i Edgara, co bardzo mi się spodobało.

Jeżeli chodzi o bohaterów to owszem pojawia się kilka nowych postaci. Osobiście nie polubiłam jednak żadnego z nich. W tej części, moim zdaniem, Delilah staje się trochę dziecinna i histeryczna, a momentami również irytująca. Moją sympatię zdobył jednak Edgar, które poznajemy bliżej.

Fabuła jest chyba jedynym elementem, który mnie naprawdę zaskoczył. Uwierzcie mi, że jeśli myślicie, że jesteście dobrzy w przewidywaniu zakończeń, to tego prawdopodobnie nie przewidzicie. Jodi Picoult i Samantha van Leer zgotowały czytelnikowi wahania nastrojów. Możemy płakać nad tą książką, jak i uśmiechać się pod nosem z obrotu sprawy.

Po drugiej stronie kartki nie było dla mnie odkrywczą lekturą, mimo to przyjemną. Zaskakująca fabuła, pojedyncze cięte żarciki i postać Edgara, którego bardzo polubiłam w tej części, złożyły się na taką, a nie inną ocenę. Myślę, że jeżeli spodobała Wam się Z innej bajki to spodoba Wam się również i ta część. Tak, jak już pisałam, myślę, że gdybym trafiła na nią rok wcześniej lub zaraz po przeczytaniu pierwszej, odniosłabym inne wrażenia, na pewno lepsze, bo pamiętam, że Z innej bajki bardzo przypadło mi do gustu. Mimo wszystko polecam tę powieść dla tych, którzy są zaintrygowani pierwszą częścią cyklu autorstwa matki i córki.

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/



Oliver przyzwyczaja się do nowej rzeczywistości, w której teraz żyje. Musi zacząć chodzić do szkoły i nauczyć się mówić, jak nastolatek w XXI wieku. Przychodzi mu to jednak z łatwością i szybko odnajduje się w nowym świecie. Los, a dokładnie książka, nie pozwala jednak mu żyć w spokoju. Zaczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Druga próba. Drugie podejście. Zachwyt dopiero za drugim razem. Po Złodziejkę książek sięgnęłam kilka lat temu, chyba w 1 gimnazjum. Oddałam do biblioteki, przeczytawszy 29 stron, nie zainteresowana losem Liesel Meminger. Było to jeszcze przed zekranizowaniem jej i nowym wydaniem, zanim zrobił się wokół niej należyty szum. Myślę, że ten czas, który minął był mi potrzebny, abym była gotowa na tę powieść. I oto po przerobieniu II wojny światowej, a raczej w trakcie jej przerabiania, znowu sięgnęłam po Złodziejkę i tym razem pokochałam ją od pierwszych słów.

Liesel Meminger to złodziejka. Swoją pierwszą książkę ukradła po pogrzebie braciszka. Był to "Podręcznik grabarza", ale to właśnie głównie dzięki niemu nauczyła się pisać i czytać, odkryła wartość słów. W swoim życiu dopuściła się jeszcze kilku kradzieży. Na swojej drodze spotkała kilkoro wspaniałych ludzi, dzięki którym życie w niebezpiecznej codzienności, stało się bardziej znośne.

Nie należy wiedzieć dużo o tej powieści, kiedy się po nią sięga. Najlepiej wiedzieć jak najmniej i odkrywać kolejne fakty wraz z jej biegiem. Ja właśnie tak zaczęłam. Pamiętałam tylko, że narratorem była Śmierć, a główną bohaterką dziewczynka, której umiera braciszek.

Wspomniałam już o narracji, więc może zacznijmy od tego właśnie. Jest dość nietypowa, ponieważ w niewielu książkach, a myślę, że w żadnej jeszcze, autor nie przedstawił narratora jako Śmierć. Bardzo oryginalne posunięcie. Trzeba też dodać, że narracja jest prowadzona tak, że czytelnik naprawdę ma wrażenie, że mówi do niego właśnie Ona albo On, jak to w przypadku Zusaka.

Jak już jesteśmy przy Śmierci to nie należy zapominać, że niejednokrotnie serwuje czytelnikowi spoilery. Myślę, że to czysta intryga, aby czytający nie mógł się oderwać od lektury i podążał za akcją, aby odkryć zaspoilerowany moment. No i trzeba przyznać, że udała Ci się Marcusie!

Główna bohaterka to mała dziewczynka, a mimo to lektura zdecydowanie dla młodszych nie jest odpowiednia. Uważam też, że kiedy sięgamy po tę pozycję, powiniśmy mieć odpowiedni staż historyczny, aby zrozumieć główne aspekty w powieści.

Styl autora jest tak leciutki, że płyniemy po tych kilkuset stronach. Marcus Zusak obdarzył Śmierć mrocznym humorem, co bardzo mi się spodobało. Wielokrotnie uśmiechamy się przy tej książce, ale na zakończenie należy się ubezpieczyć w paczkę (albo dwie) chusteczek.

Marcus Zusak funduje czytelnikowi ogromnego kaca książkowego po przeczytaniu tej powieści. Na jej kartach serwuje, jak w najdroższej restauracji, same specjały. W przejmujący sposób opisuje życie zwykłych ludzi w czasie II wojny na terenie III Rzeszy. Stereotypowe myślenie co niektórych, że wszyscy Niemcy byli źli i mordowali, zostało zatarte. Marcus Zusak przedstawił nam bolesną rzeczystość w tamtych czasach i chociaż sam nie żył w nich, idealnie to oddał. Ból matek, żon i córek, kiedy mężczyżni i chłopcy szli na front. Przemarsze Żydów do obozów koncentracyjnych ulicami miast. Głód i bieda. Konflikt idei w rodzinie między indoktrynowanymi dziećmi a rodzicami. Szczera przyjaźń żołnierzy na froncie. Cierpienie po stracie syna, brata, przyjaciela. Dziecięca przyjaźń po grób. Strach ludzi w schronach podczas nalotów. To wszystko można znaleźć właśnie na kartach Złodziejki.

Jeżeli jeszcze jej nie czytaliście, to koniecznie zróbcie to jak najszybciej. Ta poruszająca historia to najlepsza książka z przeczytanych przeze mnie w tym roku. Marcus Zusak stał się w moich oczach geniuszem i arcymistrzem w swoim fachu. Jak wielki trzeba mieć dar, żeby wywoływać w ludzkich głowach zamęt, dopracować do łez i wtrząsać nimi(ludźmi, nie łzami). To niby tylko słowa, które nienawidziła i kochała Złodziejka książek, ale jak wielką mają moc!

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Druga próba. Drugie podejście. Zachwyt dopiero za drugim razem. Po Złodziejkę książek sięgnęłam kilka lat temu, chyba w 1 gimnazjum. Oddałam do biblioteki, przeczytawszy 29 stron, nie zainteresowana losem Liesel Meminger. Było to jeszcze przed zekranizowaniem jej i nowym wydaniem, zanim zrobił się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Ludzie na walizkach to zbiór dziewięciu wywiadów z ludźmi z różnych środowisk społecznych dotyczących cierpienia. Wypowiadają się wybitni lekarze pediatrii, neonatologii, neurochirurgii oraz zwykli ludzie, którzy doświadczyli bólu. 

Hołownia pisze z typową dla siebie lekkością, a ludzie opowiadają tak, że czytelnik wzrusza się niejednokrotnie. Ciężko jest pisać o samym stylu autora, ponieważ dużą część książki stanowią wypowiedzi innych osób tylko zredagowane przez niego. Muszę jednak przyznać, że zrobił to jednak świetnie. Kiedy zaczynamy czytać, nawet nie spodziewamy się, że po pierwszym wywiadzie będziemy chcieli więcej. Myślę, że Ludzie na walizkach będą lekturą idealną na jeden dzień czy nawet wieczór. 

Do moich ulubionych, chociaż wszystkie były wspaniałe, wywiadów należą Szczyt za mgłą z Michałem Paradowskim,  Życie dłuższe niż tydzień z pediatrą i neonatologiem Januszem Gadzinowskim oraz Człowiek umiera dwa razy z neurochirurgiem Tomaszem Trojanowskim. W każdym z nich możemy odszukać istotę cierpienia oraz to, czym ono jest dla tych ludzi. Opowiadają z pewnym już dystansem, ale i tak możemy usłyszeć w ich wypowiedziach ten przyciszony ból, którego doświadczyli czy też doświadczają. Każda z historii, które znalazły się w tym zbiorze, ma inny morał. Przedstawia inne spojrzenie na cierpienie. 

Ludzie na walizkach to niedługa książka, więc nie mogę napisać o niej długiej recenzji. Tak samo, jak przy Jak robić dobrze, mogę powiedzieć, że są tutaj przecudowne wzruszające i co najważniejsze - p r a w dz i w e historie ludzi. To już moje drugie spotkanie z Szymonem Hołownią. Zdobył moją sympatię już po przeczytaniu pierwszej książki. Teraz polubiłam go jeszcze bardziej. Ludzie na walizkach to książka godna polecenia. Warto poświęcić jej kilka godzin i poczytać o prawdziwych ludziach, których sobowtóry mogą żyć tuż obok nas. 

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/


Ludzie na walizkach to zbiór dziewięciu wywiadów z ludźmi z różnych środowisk społecznych dotyczących cierpienia. Wypowiadają się wybitni lekarze pediatrii, neonatologii, neurochirurgii oraz zwykli ludzie, którzy doświadczyli bólu. 

Hołownia pisze z typową dla siebie lekkością, a ludzie opowiadają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Winter dowiaduje się całej prawdy o sobie i Mocy. Dręczy ją myśl, że płynie w niej krew Dwóch Ras - ludzkiej i wampirzej. Nie może poradzić sobie z nowymi doświadczeniami. Pakt wisi na włosku. Coraz częściej dochodzi do wampirzych ataków. Istnienie tajemniczego świata może wyjść na jaw. Winter opuszcza Cae Mefus, aby zrobić, co w jej mocy, żeby chronić bliskich. Do czego gotowa jest posunąć się? Do czego zmusi ją sytuacja? 

Po skończeniu Winter byłam tak zaciekawiona, co będzie dalej, że zapomniawszy zrobić zdjęcie do Podsumowania miesiąca, poszłam do biblioteki, oddałam książkę i szukałam Silver. Możecie wyobrazić mój zawód, kiedy nie było go na półce. Zostałam zmuszona do czytania ebooka. Nie zniechęciło mnie to, przeczytałam i jestem wstrząśnięta.

Książkę czytało mi się na początku trochę wolniej niż Winter, ale kiedy akcja się rozwinęła, wszystko nabrało tempa i moje czytanie także. 

A już jeśli mowa o akcję to po prostu jest jej mnóstwo. Wiele zwrotów akcji. Wciąż coś się dzieje. Może nie na samym początku, ale gdzieś tak przy 15 rozdziale wszystko zaczyna się toczyć gwałtowniej. Trzeba zauważyć, że bardzo dobrze wpłynęło to na książkę. 

Nie mogę nie poruszyć tutaj kwestii ostatnich rozdziałów. Autorka tak wstrząsnęła czytelnika, że nawet nie umiem tego określić. Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie musiało być moje zaskoczenie i wstrząs, że odłożyłam telefon i musiałam chodzić przez kilka minut po pokoju, żeby ochłonąć i wrócić do czytania. 

No i kwestia bohaterów, czyli o tym, jak trudno mi dogodzić. Druga część jest obfita w wiele postaci. Pojawiają się nowe, a "stare" może bardziej poznać, np. Wielkiego Mistrza Zakonu czy Egzekutora. Główna bohaterka przeżywa coś, z czym nie do końca jest w stanie się pogodzić. I ponownie zdobywa moją sympatię. Rhys irytuje mnie jeszcze bardziej niż w Winter, a Gareth jest uznany przeze mnie za zdrajcę, mimo że rozumiem jego decyzję (hipokrytka w małym stopniu XD). 

Silver to opowieść o poświęceniu, przede wszystkim. Autorka pokazuje nam jak niebezpieczna i rwąca jak rzeka potrafi być miłość, czym jest prawdziwa przyjaźń i jak jest potężna. Zakończenie zostawia czytelnika z mnóstwem emocji. Skończyłam czytać Silver dwa dni temu, a kiedy dzisiaj piszę tę recenzję, nadal mam dreszcze, myśląc o niej.  Jeżeli po Winter czuliśmy niedosyt, nie podobała Wam się wystarczająco to koniecznie sięgnijcie po Silver! 

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Winter dowiaduje się całej prawdy o sobie i Mocy. Dręczy ją myśl, że płynie w niej krew Dwóch Ras - ludzkiej i wampirzej. Nie może poradzić sobie z nowymi doświadczeniami. Pakt wisi na włosku. Coraz częściej dochodzi do wampirzych ataków. Istnienie tajemniczego świata może wyjść na jaw. Winter...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Babcia Winter ulega dziwnemu wypadkowi i trafia do szpitala. Dziewczyna zmuszona jest przeprowadzić się do rodziny zastępczej na czas powrotu babci do zdrowia. Trafia do Cae Mefus, małego walijskiego miasteczka. Przyjmuje ją rodzina Chiplinów. Dziewczyna po jakimś czasie czuję się jak w domu. Ma nowych przyjaciół, wsparcie Garetha Chiplina, tajemnicę do odkrycia, a także enigmatycznego młodzieńca na oku. 
Kiedy odkrywa tajemnicę Rhysa i całego miasteczka, jest w szoku. Dowiaduje się prawdy o swojej rodzinie i o samej sobie. Jak siedemnastolatka poradzi sobie z problemami? Czy będzie w stanie zaakceptować prawdziwą rzeczywistość? 

Do przeczytania tej książki skłoniło mnie kilka reczy. Pierwszą z nich jest genialna okładka, kolejną tytuł, ostatnią pierwsze zdania opisu od wydawcy, czyli: Życie młodziutkiej Winter Starr wywraca się do góry nogami, kiedy babcia, jej jedyna bliska osoba, ulega dziwnemu wypadkowi i zapada w śpiączkę. Dziewczyna zostaje odesłana z Londynu do Cae Mefus, małego miasteczka na północy Walii, gdzie czekają na nią nowi opiekunowie - państwo Chiplinowie. Cae Mefus powoli staje się dla Winter domem. Najstarszy syn Chiplinów, Gareth, nie odrywa od niej wzroku. Osobiście uważam, że dalszy opis jest małym spoilerem i dlatego jak najogólniej starałam się zarysować Wam akcję. 

Książkę czyta się naprawdę szybko mimo tych ponad czterystu stron, ponieważ rozdziały są krótkie, a styl bardzo lekki. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, co troszkę przeszkadzało mi na początku, ponieważ rzadziej czytam pozycje z taką narracją, jednak po kilku rozdziałach przyzwyczaiłam się. 

Pomysł na fabułę jest fantastyczny. Asia przedstawia nam świat postaci fantastycznych w ciekawy sposób, nie spotykany do tej pory przez mnie, inny niż Cassandry Clare czy Amandy Hocking. Jej postaci mają bardziej ludzkie cechy i kieruje nimi Moc. Nie chcę otwarcie pisać, kim oni są, myślę, że się domyślicie, ale jednak wolę nie podawać prawdopodobnych spoilerów.

Główna bohaterka jest niezwykle intrygującą osobą i ma bardzo silny charakter. Z początku bardzo ją lubiłam, jednak z czasem moja sympatia zmieniła się na irytację w pewnych momentach. Relacja Winter z Rhysem jest nadal dla mnie nie zrozumiała. Nie mogę pojąć, jak po kilku spotkaniach, doszli do takich wniosków. Moją ogromną i niezmienną sympatię zdobył Gareth, którego pokochałam niesamowicie. I w ogóle agh...

Winter to opowieść o przyjaźni, o miłości, która skłania do ryzyka, o ludzkiej ciekawości i intuicji. To także historia o pozorach, o tym, jak bardzo czasami się mylimy. Winter okazała się rewelacyjną książką. Już sięgnęłam po kolejną część, ponieważ zakończenie zostawia czytelnika z wieloma pytaniami i ciekawością. Ogromnie ją Wam polecam i nie żałuję, że po nią sięgnęłam. 

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Babcia Winter ulega dziwnemu wypadkowi i trafia do szpitala. Dziewczyna zmuszona jest przeprowadzić się do rodziny zastępczej na czas powrotu babci do zdrowia. Trafia do Cae Mefus, małego walijskiego miasteczka. Przyjmuje ją rodzina Chiplinów. Dziewczyna po jakimś czasie czuję się jak w domu. Ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Larysa wierzy w przeznaczenie i szuka miłości swojego życia. Właśnie skończyła osiemnaście lat, a w dniu urodzin wypowiedziała życzenie i wkrótce w jej życiu pojawia się dwóch tajemniczych i niesamowicie przystojnych mężczyzn - Gabriel i Daniel. Obaj skrywają coś, co przyciąga dziewczynę. Jej spokojna codzienność się zmienia, a życie nabiera tempa, kiedy dowiaduje się kim tak naprawdę są mężczyźni i co mają ze sobą wspólnego. 

Zacznijmy od tego, że autorka jest Polką i przybrała pseudonim artystyczny. Mimo to już od pierwszych słów możemy wyczuć, że nie jest to autorka zagraniczna. Jej przeciętny styl po prostu ją wydał. 

Cały pomysł na fabułę był dość oklepany. Zwykła dziewczyna i tajemniczy mężczyzna, a nawet dwóch mężczyzn. Jednak okazało się, że pojawia się nowy motyw - Guardianów. Czyli coś nowego - fajnie. Teraz należałoby to dobrze rozegrać tak, żeby zakończenie nie było całkiem do przewidzenia. No i takie właśnie było. Chyba każda nastolatka, która czyta książki z wątkiem romantycznym, wie jak się kończą. Tutaj do przewidzenia był właśnie ten wątek, ale losy Larysy już nie. Autorka bardzo zaskoczyła czytelnika!

Cała akcja o dziwo dzieje się w Polsce. Jakoś nie spodobało mi się to. Może dlatego, że wszystkie książki paranormalne swoją akcję lokują w jakiś większych miastach USA czy Anglii. Paranormal romance (chyba można tę książkę zaliczyć do tego gatunku) jest mało wiarygodne z akcją w Polsce. 

Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Larysy, dlatego wiemy dokładnie, co dziewczyna odczuwa przy spotkaniach z Danielem i Gabrielem. Dokładny opis tego, sprawia, że jesteśmy w stanie poczuć nawet zapach. 

Bohaterowie są całkiem okej. Larysa, jak również Gabriel i Zuza - jej przyjaciółka, zostali wykreowani w dokładny sposób. Bardzo mi się to spodobało. Zuza zdobyła moją sympatię całkowicie, co jest dość dziwne, bo nie jest nawet główną bohaterką. 

Larista to opowieść tak naprawdę o zwykłej dziewczynie, o jej problemach w szkole, z przyjaciółmi. Melissa świetnie połączyła powieść obyczajową z paranormal romace. Tak jak zawsze w podsumowaniu piszę o wartościach zawartych w danej pozycji, tak teraz nie mam pojęcia, co napisać. Główną wartością jest miłość, plus trochę zaufania i szczypta relacji w rodzinie. Nic prócz tego. Książka nie jest zła, jest dobra. Czytało się ją bardzo lekko i przyjemnie, a po jej zakończeniu nadal byłam przez jakieś pół godziny w jej świecie. Mimo tych wszystkich wad, które opisałam wyżej, myślę, że ta powieść nie należy do chłamów. Jeżeli macie chwilę czasu i sami chcecie się przekonać, jaka jest Larista, to przeczytajcie. 

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Larysa wierzy w przeznaczenie i szuka miłości swojego życia. Właśnie skończyła osiemnaście lat, a w dniu urodzin wypowiedziała życzenie i wkrótce w jej życiu pojawia się dwóch tajemniczych i niesamowicie przystojnych mężczyzn - Gabriel i Daniel. Obaj skrywają coś, co przyciąga dziewczynę. Jej spokojna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Po śmierci swojego chłopaka Jam jest załamana. Nie umie poradzić sobie z sytuacją i zamyka się w sobie. Jej rodzice nie potrafią do niej dotrzeć, więc dziewczyna trafia do ośrodka terapeutycznego w Vermoncie - Wooden Barn. Tam wybrana przez nauczycielkę, która prowadzi te zajęcia, zaczyna uczęszczać na lekcje zwane "Specjalnymi zagadnieniami z literatury angielskiej". Zajęcia te podobno są niezwykłe, zmieniają życie każdego z nastolatków uczęszczających na nie. Kiedy uczniowie otrzymują od pani Quenell polecenie pisania w pamiętnikach, które im podarowała, nie wiedzą jeszcze, że zyskają możliwość przenoszenia się do Belzharu. Czym okaże się ten 'Belzhar'? Czy Jam nawiąże w ośrodku przyjaźnie i otworzy się na ludzi?

Główną bohaterkę poznajemy w chwili, kiedy jest już w Wooden Barn. Zaczyna opowiadać, dlaczego się tutaj znalazła oraz jak wyglądały jej pierwsze dni w nowym miejscu. Wbrew pozorom, jak twierdzi ona sama, czytelnik nie jest w stanie wyczuć, że dziewczyna jest w depresji. Owszem można przypuszczać, że przechodzi załamanie, jednak autorka nie nadała jej wystarczająco wiele cech osoby chorej na depresję.
Jeśli jesteśmy już przy bohaterach to należy wspomnieć, że Wooden Barn to ośrodek dla nastolatków, których określają tam jako osoby "emocjonalnie nadwrażliwe". Fakt ten sprawia, że "szata" (nadal nie umiem tego inaczej nazwać ;-;) bohaterów jest bardzo różnorodna. Każdy z nich jest inny, a osoby uczęszczające na "Specjalne zagadnienia" po prostu wyjątkowe, oczywiście na swój sposób. Zdecydowanie moim ulubionym bohaterem został Griffin. Zdobył on moją sympatię, ponieważ był postacią, która wyróżniała się najbardziej z całej tej wybranej przez panią Q. piątki.

Styl autorki jest lekki i przystępny czytelnikowi, a pomysł na fabułę oryginalny. Odnoszę jednak wrażenie, że jego potencjał nie został do końca zrealizowany. Zdarzały się momenty, kiedy akcja toczyła się zbyt szybko, a chwilę później zbyt wolno.

Narracja jest prowadzona z perspektywy Jam. Można było nadać głównej bohaterce więcej cech osoby przechodzącej załamanie/depresję i wraz z rozwojem akcji ukazywać jej przemianę pod wpływem spotkań w Belzharze i uczęszczania na "Specjalne zagadnienia".

Wszystko to, co napisałam wyżej, nie wyklucza kwestii, że ta książka jest bardzo dobra. Mimo tych wad Pod kloszem czytało mi się dość szybko i lekko. Zaintrygowana dalszymi losami Jam, Griffina i innych brnęłam przez kolejne strony, czekając końca. Moim zdaniem można było się go po części domyślić z fabuły, mimo to pozostawał on nieprzewidziany do końca.

Pod kloszem to lektura, która w pewnym stopniu pozwala poznać psychikę ludzką. Nie chodzi mi tutaj tylko o sytuację Jam, ale również innych bohaterów, których poznajemy na kartach tej powieści. Autorka przybliża nam problem jakim jest w dzisiejszych czasach bezmyślność młodych ludzi oraz jak wiele spustoszeń w organizmie nastolatka potrafi dokonać zabawa uczuciami. Jeżeli jesteście zainteresowani książkami o tematyce, poruszającej załamania nerwowe młodych ludzi to bardzo serdecznie polecam Wam Pod kloszem. Myślę, że mimo tych wszystkich minusów jest to pozycja warta przeczytania.

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU http://czytam-z-pasja.blogspot.com/

Po śmierci swojego chłopaka Jam jest załamana. Nie umie poradzić sobie z sytuacją i zamyka się w sobie. Jej rodzice nie potrafią do niej dotrzeć, więc dziewczyna trafia do ośrodka terapeutycznego w Vermoncie - Wooden Barn. Tam wybrana przez nauczycielkę, która prowadzi te zajęcia, zaczyna uczęszczać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU czytam-z-pasja.blogspot.com!!!

Pewno dnia w szkole Miki dochodzi do strzelaniny. Dziewczyna jest w ogromnym szoku, który zwiększa się jeszcze, kiedy rozpoznaje sprawcę. Z czasem okazuje się, że przyczyną tego dramatu może być nowoczesna gra, która nie dawno pojawiła się na rynku i dzięki której w grze możesz odczuwać ból, zapach, smak i temperaturę otoczenia. Policja proponuje Mice dołączenie do tej gry, w której jej zadaniem będzie odszukanie zaginionych nastolatków. Dziewczyna godzi się. Czy zostanie zmanipulowana nowoczesną technologią? Gdzie są w tym wszystkim granice?

Kiedy sięgnęłam po tę książkę nie spojrzałam nawet na autora. Jest genialnie wydana, więc uznałam, że nie może być polskiego autorstwa. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy po kilku rozdziałach spojrzałam na okładkę i okazało się, że napisała ją Polka! Jak już wspomniałam jakiś czas temu, nie mam nic do książek rodaków, ale traf chce, że rzadko po nie sięgam. Tym razem jednak i wydawnictwo i autorka się postarali!

Małgorzata Warda już od pierwszych stron tworzy napięcie, które zmniejsza się lub zwiększa, ale wciąż jest obecne. Świat wykreowany przez nią jest fenomenalny. Szukałam jakichkolwiek informacji o Work a Dream i We Fly High, ale okazuje się, że zostały stworzone przez autorkę. A jeśli przeczytacie 5 sekund do Io dowiedziecie się, jak profesjonalnie o nich pisała. Stworzyła niesamowitą wirtualną rzeczywistość, która spokojnie mogłaby funkcjonować również w grach w realnym świecie.

Jeżeli chodzi o fabułę to należy wspomnieć o tym, że oprócz wirtualnej rzeczywistości, w 5 sekund do Io możemy odnaleźć rzeczywistość realną. Małgorzata skupia się jednak na tej pierwszej, co czyni tę drugą niedopracowaną. Jednak wszystkie wątki zostają bardziej lub mniej wyjaśnione, żaden zapomniany.

Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Miki, dlatego wiemy, co czuje dziewczyna i co myśli, a także co widzi, kiedy zakłada okulary do gry. Sprawia to, że możemy być tam z nią, kiedy tylko zamkniemy oczy i wyobrazimy to sobie, bo autorka szczegółowo, lecz lekko to opisała.

Bohaterowie są całkiem okej. Wszyscy zostali wykreowani w sposób całkowicie realny tak, że można byłoby wyjąć ich z książki i postawić obok, a nie różniliby się wcale od człowieka z krwi i kości. Szkoda tylko, że tak mało pojawia się na kartach tej powieści jednen z nastolatków, który bardzo mi się spodobał.

5 sekund do Io to opowieść o zagubieniu i trafieniu na bardziej skomplikowaną niż dotychczas drogę. To historia o porzuceniu, stracie, relacjach, które powoli zanikają między ludźmi, o tym, jak wirtualna rzeczywistość w grach potrafi na nas wpłynąć. Autorka stworzyła genialny świat i tak, wiem, że się powtarzam, ale muszę to podkreślić. Sięgnij po tę książkę, bo naprawdę warto!

RECENZJA ZNAJDUJE SIĘ TAKŻE NA BLOGU czytam-z-pasja.blogspot.com!!!

Pewno dnia w szkole Miki dochodzi do strzelaniny. Dziewczyna jest w ogromnym szoku, który zwiększa się jeszcze, kiedy rozpoznaje sprawcę. Z czasem okazuje się, że przyczyną tego dramatu może być nowoczesna gra, która nie dawno pojawiła się na rynku i dzięki której w grze możesz odczuwać ból, zapach, smak i...

więcej Pokaż mimo to