-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj „Chłopaka, który okradał domy. I dziewczynę, która skradła jego serce“LubimyCzytać2
Biblioteczka
2011-07-23
2013
2011-08-26
Gdy czytamy książki, oglądamy filmy o tematyce wojennej na pierwszym planie zawsze pokazywani są mężczyźni. To oni są bohaterami, kapusiami, partyzantami walczącymi o wolność. Kobiety, choć niewątpliwie jakąś rolę również pełnią, giną wśród męskich postaci. W ogóle się przyjęło, że wojna to męska rzecz. Pan Łukasz Modelski postanowił przełamać ten stereotyp i pokazać, że kobiety też walczyły, przyćmiewając odwagą wielu mężczyzn. „Dziewczyny wojenne” to jedenaście historii kobiet, które wojna zastała gdy wkraczały w młodość, dorosłość. Każda z nich miałam plany, marzenia, które musiała odłożyć dla dobra Ojczyzny.
Książka opisuje sytuacje w różnych rejonach Polski, bo choć tego nie wiemy, całkowicie inaczej wyglądało życie ówczesnej Polski w Poznaniu, a inaczej w Lublinie. Każda z kobiet urodziła się w innym rejonie, każda miała inny charakter, a łączyło je jedno – walka o niepodległość. Dużym zaskoczeniem były dla mnie niektóre informacje. Nie wiedziałam na przykład, że ludzie mieszkający przy wschodniej granicy naszego kraju z utęsknieniem oczekiwali Niemców. Dlaczego? Bo oni traktowali ich lepiej niż bolszewicy, którzy wywozili prawie wszystkich na Syberię…
Szczególnie zapamiętałam postać Magdaleny Grodzkiej – Gużkowskiej. Wojna zastała ją w wieku czternastu lat. Była radosną osobą, która nie umiała usiedzieć w miejscu. Od początku była związana z harcerstwem (niezbyt oryginalne, nieprawdaż?). Na początku przeprowadzała ludzi przez granicę, przez góry. Choć wiele chorowała, zawsze można było na nią liczyć. W wieku szesnastu lat ojciec musi wyjechać. Pod opiekę dziewczyny trafia matka uzależniona od morfiny i chora psychicznie siostra… Można sobie wyobrazić jak jej było ciężko. To jedno z moich ulubionych opowiadań w tej książce. Akcja tam pędzi w tempie dobrego filmu sensacyjnego.
Każde z tych opowiadań zasługuje na chwilkę uwagi. Mamy tu historię Rosjanki, która była tak związana z Polską, że walczyła przeciw swoim „rodakom”, opowieść córki Józefa Piłsudskiego i wiele innych. Każde z nich było inne połączone jednocześnie tą samą rzeczywistością.
Choć książka wydaje się być jak wiele innych dokumentów wojennych, coś ją od nich różni. Choć historie są prawdziwe, to nie ma w nich wielu dat i trudnego języka. „Dziewczyny wojenne” czytałam szybko, pochłaniając kolejne strony. Nie miałam jakiś kryzysowych momentów, gdy mówiłam sobie: „mam już jej dość”. Książka pana Modelskiego wciągnęła mnie od pierwszej strony i tak już pozostało do końca. Dlatego spokojnie mogę ją polecić każdemu, nawet osobom uprzedzonym do literatury o tej tematyce.
Gdy czytamy książki, oglądamy filmy o tematyce wojennej na pierwszym planie zawsze pokazywani są mężczyźni. To oni są bohaterami, kapusiami, partyzantami walczącymi o wolność. Kobiety, choć niewątpliwie jakąś rolę również pełnią, giną wśród męskich postaci. W ogóle się przyjęło, że wojna to męska rzecz. Pan Łukasz Modelski postanowił przełamać ten stereotyp i pokazać, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-10-08
Są pisarze i pisarze. Jedni to dla nas nowość – sięgamy po ich książki, by sprawdzić, czy nas zaczarują, czy znajdziemy w nich coś dla siebie. Inni to nasi można by rzec starzy znajomi, po których dzieła biegniemy na złamanie karku tuż po premierze, których polecamy wszystkim i wszędzie, do których wracamy na okrągło i w dodatku nigdy nam to się nie nudzi.
Od długiego czasu tym drugim typem pisarza jest dla mnie Małgorzata Musierowicz. Zaczęło się od zbieranego (jeszcze przez Mamę) w odcinkach Opium w rosole. Potem było wszystkie 18 tomów i wreszcie nadeszła ona, McDusia.
Czekałam długo, doczekałam się i powiem jedno: nie żałuję. Może jestem ślepa (czy zaślepiona), może jakaś niedzisiejsza i nienormalna, bo chociaż zapewne wiele tej książce da się zarzucić, to ja jestem z tych, którzy złego słowa na nią nie powiedzą.
Dlaczego? Otóż, jak już wyczekałam się te cztery lata i po raz kolejny dostałam porcję ciepła, spokoju, zapachu książek i cytatów z wierszy, to narzekać nie będę.Co więcej, McDusię polubiłam. Polubiłam za wszelkie Kopce Mrówek, za Laurę i Adama, za nowe oblicze Ignasia, za niezawodnego Józefa, za prezenty profesora Dmuchawca, migawki wielu znanych mi od tak dawna twarzy, Bernarda i jego zielone dzieła, nawet za tę typową dla XXI wieku Magdusię.
I dziękuję za tę książkę Autorce. I cieszę się, że będzie Wnuczka do orzechów. Zachęcać do niczego nie mam zamiaru. Fanów pani Musierowicz przecież nie trzeba, a tym, którzy dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę z Jeżycjadą, proponuję na początek Szóstą klepkę.
Są pisarze i pisarze. Jedni to dla nas nowość – sięgamy po ich książki, by sprawdzić, czy nas zaczarują, czy znajdziemy w nich coś dla siebie. Inni to nasi można by rzec starzy znajomi, po których dzieła biegniemy na złamanie karku tuż po premierze, których polecamy wszystkim i wszędzie, do których wracamy na okrągło i w dodatku nigdy nam to się nie nudzi.
Od długiego...
2012-05-25
Kleopatra, księżna Diana, czy nastoletnia Anna Frank. Diametralnie się od siebie różniły, żyły w innych czasach, jednak łączy je jedno – ludzkość już o nich nie zapomni.
Wpisały się w historię nie ozdobnym, złotym, a wielkim czerwonym pismem, tak aby wywoływać skrajne emocje (zwłaszcza te dwie pierwsze) i wciąż rozbudzać myśli milionów ludzi.
Dziś będzie o kobiecie, która urodzona gdzie indziej i kiedy indziej mogłaby być kolejną z nich. Kobiecie twardej, wytrzymałej i pełnej ludzkich odruchów.
Przenieśmy się do Anglii. Przepiękne krajobrazy, XIX wiek, plotki, skandale i… ona. Tajemnicza nieznajoma żyjąca wraz z dzieckiem we dworze Wildfell Hall unikająca kontaktu z ludźmi, bojąca się otworzyć przed innymi, starannie ukrywająca swoją tożsamość. Jednocześnie piękna malarka, wysmakowana, o interesujących poglądach. Obok niej on. Młody, niedoświadczony przez życie dzierżawca – Gilbert. Mimo, że kobieta wyraźnie nie chce się z nikim wiązać to mężczyzna nie może przestać o niej myśleć. Jednak dzieli ich wiele… dzieli ich przeszłość.
„Lokatorka…” jest powieścią szkatułkową. A tej szkatułki, w którą jest włożona, nie powstydziłaby się królowa angielska. Narracja pierwszoosobowa, najpierw prowadzona przez niego, potem przez nią. Fabuła dopieszczona, dopracowana w każdym calu.
Najważniejszym elementem, można by rzec, koralikami w tej szkatułce są bohaterowie, a przede wszystkim ona – Helena Graham. Tytułowa lokatorka jest kobietą twardą, ostrożną i zamkniętą w sobie. Można by również dodać: rozgoryczoną. Na początku cechy te nie tylko podsycają otaczającą ją aurę tajemniczości, ale również mnożą niepewności. Potem już tylko z wypiekami na twarzy zaczynamy rozumieć jej poszczególne zachowania i zaczynamy współczuć.
Kolejną wartą uwagi postacią jest pan Huntingdon. Kim był, co robił i jakie znaczenie ma dla tej historii pominę milczeniem, by nie psuć Wam zabawy. Jednak powiem jedno – uwielbiam Anne Bronte właśnie za tę kreację (żeby nie powiedzieć, że uwielbiam pana Huntingdona) . Świetna, pełna i przede wszystkim szalona postać.
Wiele osób wymaga, by daną książkę przypisać do dziedziny literatury. Więc tak siedzę i myślę, gdzie „Lokatorka…” by pasowała. Do romansu? Na pewno. Do obyczajówki? Również. Może podciągnąć ją pod powieść psychologiczną? Też by się dało. Łączy ze sobą finezję pióra, świetne postacie i wciągającą (choć nie zawsze) akcję.
Jednak bez minusów obyć się nie mogło. „Lokatorka…” ma jeden bardzo duży. Niestety przez pierwszą część akcja ciągnęła się, co mogło doprowadzić do szału, ale myślę, że końcówka to wynagradza.
Ta pozycja to pierwsza książka Anny Bronte wydana w Polsce. I oczywiście taka książka nie mogła przejść bez echa. Pojawiły się komentarze typu: „Najlepsza z sióstr Bronte!”, „Cudowna powieść!”. Czy ja wiem… Tutaj każdy musi zdecydować sam. I samemu się zakochać.
Kleopatra, księżna Diana, czy nastoletnia Anna Frank. Diametralnie się od siebie różniły, żyły w innych czasach, jednak łączy je jedno – ludzkość już o nich nie zapomni.
Wpisały się w historię nie ozdobnym, złotym, a wielkim czerwonym pismem, tak aby wywoływać skrajne emocje (zwłaszcza te dwie pierwsze) i wciąż rozbudzać myśli milionów ludzi.
Dziś będzie o kobiecie, która...
2011-09-23
Mamy rok 1932. Ameryka, Wielki Kryzys, bezrobocie i ludzie starający się zapracować na życie. Jak? Ano można w różny sposób. Piorąc, gotując, albo… wykonując wyroki śmierci. Paul Edgecombe zajmuje się tym ostatnim. Pracuje na bloku E, gdzie w małym pomieszczeniu stoi elektryczne krzesło, „Stara Iskrówa”. To na nim kończą życie mordercy, przestępcy, których świat się wyparł, którzy ze świata odprawili inne osoby…
Trafia tam również John Coffrey skazany za gwałt i morderstwo na dwóch dziewczynkach. Czarnoskóry olbrzym boi się ciemności, nikogo nie zaczepia, jest potulny jak dziecko. Jednak czyny przemawiają przeciwko niemu. Tylko czy to on dopuścił się tych zbrodni? Prócz niego, na bloku E znajdziemy inne indywidualności. Percy’ego – nie, nie był skazańcem, a rodziną gubernatora i strażnik więzienia, dziewiętnastoletniego zabójcę – Williama Whartona, Francuza Eduardo Delacroix skazanego za gwałt i morderstwo na młodej dziewczynie, a także Pana Dzwoneczka, cudowną myszkę.
Każda z wyżej wymienionych postaci jest dopracowana do perfekcji (no, może prócz myszy, ale i w tym wypadku można się sprzeczać), a jednocześnie tak ciekawie przedstawiona, że cechy charakteru poszczególnych bohaterów poznajemy stopniowo, na każdej karcie dowiadując się coraz więcej, a jednocześnie nie wiedząc nic. Spotkałam się z tym po raz pierwszy i powiem, że zrobiło to na mnie wrażenie. Taki męski punkt widzenia ;p
Fabuła nosi w sobie troszkę psychologii, kryminału, thrillera, taką mieszankę sprawiającą, że trudno o niej zapomnieć. Szczególnie, że czasy, język, historia jednocześnie zwyczajna i przerażająco niezwykła zapada na długo w pamięć. I nie jest to kolejna opowieść kończąca się happy endem. Nie ma tego przereklamowanego „I żyli długo i szczęśliwie.”. Jest „ludzie ludziom zgotowali ten los”* i nie poprawi się on, jeśli my tego nie zrobimy…
Prawie co noc, gdy leżę w łóżku... Myślę o wszystkich, których kochałem, a których już nie ma. Myślę o mojej pięknej Jan... jak ją straciłem wiele lat temu. I myślę o tym, jak każdy idzie swoją Zieloną Milą... każdy w swoim tempie. Ale jedna myśl szczególnie nie pozwala mi spać. Jeśli sprawił, że mysz żyje tak długo, to o ile dłużej ja będę musiał żyć? Każdego z nas czeka śmierć, bez wyjątku, ale Boże... czasem Zielona Mila wydaje się taka długa**
Wszystko widzimy oczami Paula, który wspomina te wydarzenia, przebywając w domu starców. Jednocześnie czasem odkrywa nam również kawałek swojego aktualnego świata. Autor interesująco bawi się przeszłością i teraźniejszości, pokazując jakie zmiany zaszły w głównym bohaterze przez te lata.
Stephen King podjął się trudnego zadania poruszając właśnie ten temat. Jeśli do tego dodamy, że książkę pisał w odcinkach, musząc dotrzymywać terminów, niczym Charles Dickens nabieramy wielkiego podziwu. Brawa za to dla autora.
Uważam, że z „Zieloną milą” powinien zapoznać się każdy mól książkowy. Nie wiem, czy spodoba się, czy nie, ale każdy powinien poczuć tę specyficzną atmosferę bloku E, zatrzymać się chwilkę, zamyślić nad ludzkim życiem.
*Zofia Nałkowska „Medaliony”
**Stephan King „Zielona mila”
Mamy rok 1932. Ameryka, Wielki Kryzys, bezrobocie i ludzie starający się zapracować na życie. Jak? Ano można w różny sposób. Piorąc, gotując, albo… wykonując wyroki śmierci. Paul Edgecombe zajmuje się tym ostatnim. Pracuje na bloku E, gdzie w małym pomieszczeniu stoi elektryczne krzesło, „Stara Iskrówa”. To na nim kończą życie mordercy, przestępcy, których świat się wyparł,...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-01
Co można robić w taką pogodę? Dla mnie, prócz spotkań ze znajomymi, najlepszym wyjściem jest czytanie. Czytanie, najlepiej o podróżach do innych krajów. Ostatnio za sprawą Beaty Pawlikowskiej przeniosłam się do Brazylii. Wspaniałe brazylijskie słońce, cudowne jedzenie i ludzie, tacy ludzie. Choć w Brazylii, jak wszędzie można spotkać i biednych i bogatych to tu ludzie nie przejmują się tym, tak jak w Europie.
„Materialnie nie mają prawie nic i w konkursie na wysokość oszczędności w banku przegraliby z kretesem. Ale w rozgrywkach na szczęście i umiejętność cieszenia się życia Brazylijczycy są mistrzami świata.”
A to pociąga. Chyba każdy, choć raz miał dość tego narzekania,smęcenia. Mamy cudowne słońce – za gorąco. Mamy przyjemny wiatr i chmury – za zimno.Jednak po tej lekturze, bez względu na padający za oknem deszcz, długo chodziłam cała w skowronkach, rozsyłając uśmiechy na prawo i lewo.
Oczywiście nie można wrzucić wszystkich do jednego worka.Wśród Brazylijczyków znajdzie się zawsze jakiś ponury, a wśród Polaków –wiecznie uśmiechnięty. Jednak mentalność jest inna.
No, ale dosyć o ludziach. Prócz tego jest jeszcze brazylijskie jedzenie, brazylijska kawa, brazylijskie plaże.Wszystko, choć opisane krótko, jest bardzo obrazowe. Czytając o przygodach pani Beaty, czułam się jakbym sama w nich uczestniczyła. Pełne wyobrażenie dopełniały wspaniałe, kolorowe zdjęcia.
Szczególnie zapadła mi w pamięć opowieść o cudownej Wydmie Zachodzącego Słońca. Znajduje się ona na plaży, która choć znalazła się na liście dziesięciu najpiękniejszych plaż świata, którą opublikował „The Washinton Post”, nie została „zmarketingowana”, jak ja to nazywam. Czyli po prostu nie matu masy turystów, wielkich okropnych, betonowych hoteli i masy zanieczyszczeń.Ot, kilka małych hotelików, restauracji i barów. Chcecie wiedzieć jak się plaża nazywa? Dziwnie. Jericoacoara. Chcecie wiedzieć coś o Wydmie Zachodzącego Słońca? Zajrzyjcie do książki. Naprawdę warto.
Między opisami przeróżnych miejsc, można było też natknąć się na przemyślenia autorki na temat życia. A wszystko to, nie licząc zdjęć,zmieściło się na ledwo ponad dziewięćdziesięciu stronach.
Co można robić w taką pogodę? Dla mnie, prócz spotkań ze znajomymi, najlepszym wyjściem jest czytanie. Czytanie, najlepiej o podróżach do innych krajów. Ostatnio za sprawą Beaty Pawlikowskiej przeniosłam się do Brazylii. Wspaniałe brazylijskie słońce, cudowne jedzenie i ludzie, tacy ludzie. Choć w Brazylii, jak wszędzie można spotkać i biednych i bogatych to tu ludzie nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-25
Lubię patrzeć, jak króciutką formę wypełnia samotność, miłość, smutek, a zaraz po przeczytaniu w ustach zostaje gorzki posmak.
Lubię przechadzać się po tych zapomnianych, ponurych miasteczkach Ameryki. Oddychać ich dusznym powietrzem i czuć, jak wszyscy dostają szansę i mierzą się ze sobą, z życiem.
Lubię zestawienie rzeczywistości z tymi wszystkimi, którzy nie pasują. Jakby po raz pierwszy jednak wszystkie elementy pasowały.
Lubię patrzeć, jak króciutką formę wypełnia samotność, miłość, smutek, a zaraz po przeczytaniu w ustach zostaje gorzki posmak.
Lubię przechadzać się po tych zapomnianych, ponurych miasteczkach Ameryki. Oddychać ich dusznym powietrzem i czuć, jak wszyscy dostają szansę i mierzą się ze sobą, z życiem.
Lubię zestawienie rzeczywistości z tymi wszystkimi, którzy nie pasują....
2013-11-02
2014-05-18
Milczenie. Pod tym słowem może kryć się wiele. Może oznaczać zatajenie tajemnicy, wyrzuty sumienia, przywoływanie wspomnień, trwanie…
Lato 1974. W małym miasteczku ktoś bestialsko zgwałcił i zamordował trzynastoletnią Pię. Jej zmasakrowane ciało znaleziono kilka dni później na dnie jeziora. Jednak sprawców nigdy nie ujęto… Trzydzieści trzy lata później znika czternastoletnia Sinikka. Jej rower i ślady krwi zostają znalezione przy krzyżu upamiętniającym Pię. Czy historia znów się powtórzyła?Czy stoi za nią ta sama osoba?
Świetnie skonstruowany kryminał utrzymuje w napięciu jednocześnie pozwala się odprężyć. Postacie są wyraziste i to one sprawiały, że czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne karty. Mnie szczególnie spodobał się Kimmo Joenta współprowadzący śledztwo w sprawie zniknięcia Sinikki. Stracił żonę i dzięki temu umiał zrozumieć rodziców obydwu dziewczynek. Szczególnie dobrze rozumiał matkę Pii. Może dlatego, że ta kobieta była (przynajmniej dla mnie) niezwykła. Nie, nie miała żadnych magicznych mocy. Po prostu czasem mam coś takiego, że niektóre postacie wywołują we mnie takie dziwne uczucie. Między innymi dla tego mam wielki szacunek dla autora.
Niby zwykły, lecz strasznie tajemniczy był również Ketola.Człowiek prowadzący w przeszłości sprawę Pii, gdy trzydzieści trzy lata później dokonała się kolejna tragedia był już na emeryturze. Jednak cały czas aktywnie uczestniczył w śledztwie. To jego syn był uzależniony od narkotyków i to z nim związana jest pewna tajemnica. Bo on coś wie…
Bardzo podobała mi się cała paleta postaci. Osoby niby zwykłe jak każdy borykały się ze swoimi problemami. Narkotyki, pedofilia,własne sumienie… W ogóle życie.
Zatrzymałam się na którejś ze stron, gdy opisywana była historia Pii i krzyż przydrożny ją upamiętniający. Przecież sami mijamy ich wiele jada w równe strony. Co prawda większość kryje za sobą wypadki samochodowe, ale może niektóre upamiętniają historie podobne do tej?
Od zwykłych kryminałów, moim zdaniem, różni tę książkę fakt,że akcja nie pędzi z zatrważającą prędkością. Jest troszkę miejsca dla psychologii i ludzkości. Do tego w książce jest wiele kontrastów. Milczenie i potok słów. Wiara i brak nadziei. Takie czarno – białe obrazy przetykane promieniami światła, dzięki czemu książka zyskuje wspaniałą barwę… Jeden z lepszych kryminałów jakie czytałam w życiu. Historię dziewczynek zapamiętam na długo.Nigdy nie byłam specem od tego rodzaju literatury, dlatego może inni nie będą się ze mną zgadzać. Jednak dla mnie pozostanie świetną książką. Polecam gorąco wszystkim.
Milczenie. Pod tym słowem może kryć się wiele. Może oznaczać zatajenie tajemnicy, wyrzuty sumienia, przywoływanie wspomnień, trwanie…
więcej Pokaż mimo toLato 1974. W małym miasteczku ktoś bestialsko zgwałcił i zamordował trzynastoletnią Pię. Jej zmasakrowane ciało znaleziono kilka dni później na dnie jeziora. Jednak sprawców nigdy nie ujęto… Trzydzieści trzy lata później znika...