Laurence Edward Alan "Laurie" Lee - angielski poeta, pisarz i scenarzysta, dorastający w wiosce Slad w Gloucestershire. Jego najbardziej znane dzieło to autobiograficzna trylogia zawierająca "Cider with Rosie" (jabłecznik i Rosie) (1959),"As I Walked Out One Midsummer Morning" (1969) i "A Moment of War" (1991). Pierwsza część opowiada o jego dzieciństwie w Slad Valley. Druga koncentruje się na opuszczeniu domu i wyjeździe do Londynu oraz pierwszej wizycie w Hiszpanii w 1935, a trzecia - na powrocie do Hiszpanii w grudniu 1937 i przyłączeniu się do Republikańskich Brygad Międzynarodowych.
Urodzony w Stroud, w 1914r. przeniósł się wraz z rodziną do Slad. Ojciec jego po zakończeniu I wojny światowej, na której walczył w regimencie Royal West Kent, nie wrócił do rodziny. Lee i jego brat dorastali w miłości do matki rodziny (Light) i niechęci do rodziny ojca. Jako dwunastolatek zaczął naukę w Central Boys' School w Stroud. Jako 14-tolatek był zmuszany do gry na skrzypcach i tańców. Opuścił szkołę w wieku 15 lat i został chłopcem na posyłki w Chartered Accountants w Stroud. W 1931 znalazł się w Whiteway Colony, dwie mile od Slad, kolonii założonej przez Tołstojańskich Anarchistów. To dało mu pierwsze podstawy polityczne i tam poznał kompozytora Benjamina Frankela i 'Cleo'. W 1933 poznał Sophie Rogers, "egzotyczną piękność z ciemnymi kręconymi włosami", która przeniosła się do Slad z Buenos Aires, która wywarła na nim takie wrażenie, że później zapragnął pojechać do Hiszpanii. Jako dwudziestolatek pracował przez rok w biurze kancelisty i jako robotnik budowlany i mieszkał rok w Londynie zanim w 1935 wyjechał do Hiszpanii. By przeżyć grał na skrzypcach. Jego pierwsze zetknięcie z Hiszpanią jest tematem powieści "As I Walked Out One Midsummer Morning" (1969).
Po wybuchu hiszpańskiej wojny domowej w lipcu 1936 Lee został zabrany przez brytyjski niszczyciel z Gibraltaru, zbierający zniszczone obiekty brytyjskie na południowym wybrzeżu. Zaczął studiować sztukę (w tych latach poznał kobietę, która mu w tym pomogła) ale wrócił do Hiszpanii w 1937 jako ochotnik. Jego służba została szybko przerwana z powodu epilepsji. Doświadczenia te opisał w "A Moment of War" (1991). Zgodnie ze źródłami biograficznymi Lee walczył w hiszpańskiej wojnie domowej (1936–39) w armii republikańskiej przeciwko nacjonalistom generała Franco.
Zanim poświecił się całkowicie pisaniu w 1951, Lee pracował jako dziennikarz i scenarzysta. Podczas II wojny światowej zrealizował filmy dokumentalne dla wydziału filmowego General Post Office (1939–40) i Crown Film Unit (1941–43). Od 1944 do 1946 pracował jako edytor publikacji w Ministerstwie informacji. W 1950 Lee poślubił Catherine Francesca Polge, której ojciec był Prowansalczykiem a matką - jedna z sióstr Garman. Mieli córkę Jessie. Od 1950 do 1951 pracował jako główny edytor nagłówków na Festival of Britain, za co został wyróżniony Order of the British Empire (OBE) w 1952.
"Cider with Rosie" (Jabłecznik i Rosie) jest wciąż jedną z najpopularniejszych książek angielskich i czasami wykorzystywana jako lektura szkolna. Przedstawia wizję życia wiejskiego z przeszłości z czasu niewinności i prostoty. Dochody z książki pozwoliły Lee na kupno domku w Slad, wiosce jego dzieciństwa.
W okresie okołoświątecznym towarzyszyła mi antologia opowiadań "Mistrzowie opowieści - święta, święta".
Czytałam opowiadania w małych dawkach, tak, że święta się skończyły, a ja nadal pozostawałam w tych klimatach😉.
Ta antologia to zbiór 22 opowiadań, znanych i mniej znanych klasyków literatury światowej.
Każde opowiadanie poprzedza krótka notka o autorze, a szatę graficzną zdobią grafiki one line art.
Wśród autorów znaleźli się między innymi: Hans Christian Andersen, Fiodor Dostojewski, Antoni Czechow, Selma Lagerlöf; czy Tove Jansson.
Zbiorek zaskoczył mnie doborem autorów i treści. Znalazły się opowiadania, do których z pewnością będę wracać w kolejnych latach, ponieważ urzekły mnie swoją treścią, ale są też takie, które mnie znudziły i trudno było docenić kunszt tej krótkiej formy literackiej.
Takie są uroki antologii, po które nie ukrywam, że bardzo lubię sięgać, i tej zimy z pewnością planuję jeszcze przeczytać "Mistrzowie opowieści - skandynawska zima".
Sięgnęłam po tę pozycję, chcąc się wprowadzić w świąteczny nastrój. Czy się udało? Niekoniecznie, ale sam zbiór jest naprawdę bardzo w porządku.
Oczywiście, są opowiadania, które podobały mi się bardziej i mniej, ale tych drugich, które tylko przekartkowałam, było do policzenia tak na jednej dłoni. Z tych pierwszych miło będę wspominać historię o świątecznym indyku, tę o kuszeniu św. Antoniego oraz opowiadania Capotego i Dostojewskiego.
I chociaż można powiedzieć, że jest różnorodnie, bo mamy i autorów i autorki, zarówno z Europy, jak i z obu Ameryk, to brakuje mi jakichś wycieczek w jeszcze inne rejony, może gdzie niekoniecznie dominuje chrześcijaństwo albo generalnie spojrzenia na Boże Narodzenie z boku. Namiastkę tego dostajemy w "Najbardziej donośnym głosie" Grace Paley, ale nie pogniewałabym się, gdyby było tego więcej.
Domyślam się jednak, że chodziło po prostu o to, by "Święta, święta..." było pozycją solidną, bezpieczną, uniwersalną i z niskim progiem wejścia. I taką jest. Stanowi idealny prezent na Mikołajki dla kogoś z rodziny, żeby obdarowany mógł sobie potem przez cały miesiąc ten zbiór podczytywać.