-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2019-05-20
2024-02-25
Rodzine Wafelkow pokochalismy juz dawno. Ta czesc, powazniejsza, dla starszych dzieci, ktore musza mierzyc sie ze szkola i przedszkolem podobala nam sie rowniez. Nie ma juz w niej tak wiele uroku sielskiego, anielskiego dziecinstwa na wsi, ale sa bohaterowie, ktorych darzymy uczuciem, a zatem czytalo sie z przyjemnoscia. No i bezcenne rady na przyklad o zdrowym odzywianiu, i nieodrabianiu zadan domowych na ostatnia chwile pozwalaja przekonac maluchy, ze slusznie jest chociazby wcinac zdrowe przekaski. Polecam!
Rodzine Wafelkow pokochalismy juz dawno. Ta czesc, powazniejsza, dla starszych dzieci, ktore musza mierzyc sie ze szkola i przedszkolem podobala nam sie rowniez. Nie ma juz w niej tak wiele uroku sielskiego, anielskiego dziecinstwa na wsi, ale sa bohaterowie, ktorych darzymy uczuciem, a zatem czytalo sie z przyjemnoscia. No i bezcenne rady na przyklad o zdrowym odzywianiu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-06
Odkąd skończyłam czytać tę książkę minęło już kilkanaście dni i nadal o niej myślę. A tak naprawdę o Leonardzie. O umyśle, który chłonął świat wszystkimi zmysłami i próbował zrozumieć wszystko co go otacza.
Słysząc o Leonardzie wyobrażałam sobie po prostu świetnego malarza. Stał w mojej głowie obok Raffaela i Michała Anioła. Tymczasem co to był za gość!!! Jak inaczej malował, jak wielki wpływ miała wiedza, którą zdobywał codziennie i wykorzystywał w swoich obrazach. Opętany wszędobylską ciekawością szedł wszędzie tam gdzie go ona pchała. Nie zastanawiał się po co, nie musiał mierzyć się z indoktrynacją szkoły, której krytyczne myślenie nie jest po drodze. Leonardo myślał co chciał, dziwił się, pytał i nie myślał o tym "co ludzie powiedzą". Ojciec miał wobec niego inne plany. I co z tego?!
Poczułam sympatię do Leonarda między innymi dlatego, że tak jak on mam słabość do elipsy. Nic dziwnego, że stworzył kiedyś projekt klatki schodowej w takim kształcie, a że przy okazji to zapobiegało oddawaniu moczu w narożnikach... Cóż. Praktyczne podejście Leonarda też mnie urzekało. Gdybyśmy tak częściej spotykali artystów, którzy potrafią połączyć wyczucie piękna i harmonii ze zmysłem inżyniera i architekta...? Chciałabym żyć w takim świecie.
Był samoukiem. I w jego wypadku wcale nie przeszkadza fakt, że nie ukończył wszystkich swoich prac. Nie nam oceniać przyczyn.
Podczas lektury prześladowała mnie myśl, że Leonardo nie pochwalałby mody na ostrość widzenia. W końcu wszystko powinno być obecnie wyraźne, najlepiej w 4k na olbrzymim ekranie. A gdzie tu miejsce na wspaniałe sfumato, które wielki malarz wykorzystywał w swoich obrazach? Chciałabym, aby rozmycie konturów towarzyszyło nam na codzien. Zło mniej wtedy kłuje w oczy kiedy trochę rozmyte i piękno zyskuje jakąś tajemniczość a zarazem realność...
Gombrowicz uważał, że obrazy niewiele mają do zaoferowania. Co innego literatura, słowo potrafi oddać i zapach i smak... Nawet Leonardo faktycznie nie opowie nam jak pachniała Mona Lisa i jej gronostaj, ale w oddawaniu emocji na obrazie był mistrzem.
Odkąd skończyłam czytać tę książkę minęło już kilkanaście dni i nadal o niej myślę. A tak naprawdę o Leonardzie. O umyśle, który chłonął świat wszystkimi zmysłami i próbował zrozumieć wszystko co go otacza.
Słysząc o Leonardzie wyobrażałam sobie po prostu świetnego malarza. Stał w mojej głowie obok Raffaela i Michała Anioła. Tymczasem co to był za gość!!! Jak inaczej...
2023-05-18
Zazwyczaj grzęznę w reportażu na długie dni, a czasem i tygodnie. Tymczasem książkę Olgi Wichnik czytało mi się wyjątkowo płynnie. Jest tu trochę faktów, historii, ale i to podane jest na srebrnej tacy w ciszy i słońcu niedzielnego poranka. Rozkosznie. Najważniejsze są jednak przecież bohaterki, silne, odważne kobiety, które walczyły o nasze prawa. Wciąż wiele z nas w to wątpi i oddaje mężczyznom prestiż, władze, pieniądze i sukces. Nie ulegajmy jednak za często. Walczmy o swoje.
Myślę, że, tak wiem, kiedyś mężczyźni wmawiali kobietom, że myślenie im szkodzi. Czego się nie robi, aby utrzymać całą władzę w męskiej ręce. Zdaje się, że dla wielu jest to nadal trudne do przełknięcia. Ta książka jest o kobietach i posłankach. Mysle zatem, ze warto, aby przeczytały ją nie tylko kobiety i nie tylko posłanki, choć one szczegolnie powinny. Mężczyźni, którzy chcą zrozumieć sytuację kobiet, i swoją w ich kontekście, również powinni. Przede wszystkim Yuval Noah Harrari, który w "Sapiensie" zastanawiał się dlaczego kobiety nie odgrywają ważniejszej roli w życiu społecznym i politycznym zrozumiałby lepiej ten temat gdyby przeczytał "Posełki". Może ktoś mu to kiedyś przetłumaczy.
Ta książka brzmi trochę jak manifest i wspaniale, że powstała. Pani Olgo, bardzo dziękuję, bardzo dużo się z niej dowiedziałam i może warto byłoby stworzyć jakieś miejsce kulturalne imienia Tych ośmiu Kobiet? Albo jakiś inny "żywy" pomnik?
Zazwyczaj grzęznę w reportażu na długie dni, a czasem i tygodnie. Tymczasem książkę Olgi Wichnik czytało mi się wyjątkowo płynnie. Jest tu trochę faktów, historii, ale i to podane jest na srebrnej tacy w ciszy i słońcu niedzielnego poranka. Rozkosznie. Najważniejsze są jednak przecież bohaterki, silne, odważne kobiety, które walczyły o nasze prawa. Wciąż wiele z nas w to...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-25
Znakomita. Moja 6-latka uwielbia budowy, koparki, dźwigi i wywrotki... Siedziała zasłuchana. Ta seria jest raczej dla młodszych dzieci, ale ilustracje, treść i tłumaczenie są/jest świetne i będziemy tę książkę czytać przed snem przez okrągły rok. Choć w Boże Narodzenie szczególnie miło będzie zanurzyć się w tę opowieść, aby łatwiej zasnąć.
Znakomita. Moja 6-latka uwielbia budowy, koparki, dźwigi i wywrotki... Siedziała zasłuchana. Ta seria jest raczej dla młodszych dzieci, ale ilustracje, treść i tłumaczenie są/jest świetne i będziemy tę książkę czytać przed snem przez okrągły rok. Choć w Boże Narodzenie szczególnie miło będzie zanurzyć się w tę opowieść, aby łatwiej zasnąć.
Pokaż mimo to2023-09-22
2023-09-14
Christophe Galfard porwał mnie w podróż. Nie stawiałam oporu. Dawno nie byłam na tak pochłaniającej, urzekającej i ciekawej wycieczce, która pozwoliłaby mi oderwać myśli od otaczającej mnie rzeczywistości. Byłam na piaszczystej plaży, i choć nieszczególnie lubię to miejsce, odpoczywałam. Może to zasługa audiobooka i głosu lektora, a może gdybym czytała tę książkę sama czułabym sie podobnie? Jednocześnie trochę brakowało mi papierowej książki, aby przeczytać ponownie fragment, przy którym moje myśli zrelaksowane, odpłynęły i poczułam, że coś mi umknęło. Jako, ze w przerwach od słuchania, opowiadałam wszystkim napotkanym ludziom, jaka to dobra książka, no i znaleźli się na nią chętni, więc będę miała też rodzinny egzemplarz papierowy, aby przypomnieć albo utrwalić sobie kilka informacji.
Nawet jeśli nie wszystko w tej książce jest pewne (czy coś jest pewne oprócz śmierci i podatków?) potraktowane skrótowo czy za mało naukowo, dla mnie jest to największa zaleta tej książki. Było ciekawie i zabawnie, a dodatkowo dostałam w przyjemny sposób podaną i wyjaśnioną wiedzę, która pozwoli mi sięgać po trudniejsze (z wieloma dziwnymi terminami) teksty.
Co by było jasne, jestem jeszcze laikiem w temacie (czytałam tylko Kwantechizm Andrzeja Dragana i Przewodnik po Wszechświecie Hawkingow), więc jeśli przeczytaliście już masę książek o kosmosie, to tę możecie sobie podarować, choć jest tak przystępnie napisana, że ja bym spróbowała połknąć i tę, nawet jeśli nie dowiecie sie niczego nowego. No chyba, że czytaliście dawno temu. Jeśli nie wiecie, że za jakiś czas - spokojnie, nie za naszego życia - zgaśnie słońce, to polecam. Jeśli nie wiecie nic o grawitacji, a boicie się sie sięgnąć po książkę o astrofizyce, myśląc, że nie ogarniecie, to spróbujcie przeczytać lub wysłuchać (to chyba trochę trudniejsze) opowieści Christophe'a Galfarda. Fizyk teoretyczny, uczeń Stephena Hawkinga, w sposób przyjemny, tak wiem, brzmi jak oksymoron, opowiada o fizyce, kosmosie, atomach.... Spróbujcie koniecznie! Zrozumiecie, gwarantuje, jeśli tylko zechcecie. Nie sądziłam, że ktoś napisze w sposób tak prosty. Przecież to są momentami tak zakręcone sprawy. No, ale Richard Feynman mówił, a za nim powtarza to i Andrzej Dragan, że jak ktoś naprawdę rozumie to potrafi wytłumaczyć trudne sprawy w jasny i przystępny sposób każdemu. Ogromnie się cieszę, że "Wszechswiat w twojej dłoni" opowiedział mi o świecie. Tym najważniejszym i najmniejszym. Moja ciekawość zostala zaspokojona, ale mam apetyt na więcej. Poszukuje, w podobnie beletrystyczny sposób napisanej, książki o fizyce newtonowskiej i szerszego spojrzenia na to czym jeszcze zajmował się Einstein. Tymczasem rodzą się kolejne pytania.... Z której gwiazdy pochodzą moje złote kolczyki? A wisiorek? I wyobrażam sobie jak moje atomy stają się częścią kosmicznego pyłu....
Kiedy pobędziecie trochę wśród planet, gwiazd i czarnych dziur to inaczej spojrzycie na swoje życie, na miasto, kraj i polityków napompowanych pychą. Skala, to pierwsze słowo, które cisnęło mi się na usta od czasu do czasu. Zmiana perspektywy pomaga nabrać dystansu i zastanowić się jak ulotną jesteśmy cząstką, a właściwie zlepkiem cząstek. Jak fascynujące jest to w czym uczestniczymy. Jak piękny, a jednocześnie bezwzględny jest Wszechświat, i moze być wszystko to, o czym nie wiemy nic. Pokora to cnota. Znana nielicznym. Benjamin Franklin poświęca jej sporo miejsca, opowiadając o pracy nad sobą. Gdyby jakiś polityk poszedł w jego ślady... Sam autor wspomina o pokorze kilkukrotnie. Trochę pokory, człowiecze...
Żałuję tylko, że inna książka Christophe'a Galfarda "Le prince des nuages" nie zostala przetłumaczona na język polski.
Christophe Galfard porwał mnie w podróż. Nie stawiałam oporu. Dawno nie byłam na tak pochłaniającej, urzekającej i ciekawej wycieczce, która pozwoliłaby mi oderwać myśli od otaczającej mnie rzeczywistości. Byłam na piaszczystej plaży, i choć nieszczególnie lubię to miejsce, odpoczywałam. Może to zasługa audiobooka i głosu lektora, a może gdybym czytała tę książkę sama...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-07-10
Jak napisał Stanisław Jerzy Lec żeby być sobą, trzeba być kimś.
Miesiąc spędziłam w towarzystwie Witolda (ogromnie spodobało mi się to imię), który przede wszystkim chciał być sobą. I wcale nie mam dość. Po pierwsze pragnę przerwy, aby nie przeczytać ciągiem wszystkiego, co Gombrowicz stworzył. Bo cóż mi wtedy zostanie? Po drugie Witoldo wpędził mnie w dziwny nastrój, który nie pozwala mi pracować jak dawniej. Trzeba mi zatem oddechu, czasu na zebranie myśli, aby oswoić się z przemyśleniami i refleksjami tworów mistrza. Mistrza? Owszem, a jednocześnie kogoś dziwnie bliskiego. Szczerego, autentycznego, intymnego, ironicznego... znaczy dowcipnego.
Chyba nie potrafię, a może nie chcę, opisać tego, co zobaczyłam w "Dzienniku". Cieszę się jednak, że sięgnęłam po niego przed "Kosmosem", a właściwie podczas. Witoldo był "nieco" rozczarowany faktem, że niewielu poznało się na jego sztuce. Czy coś w tym dziwnego? Czy można się temu dziwić? Czy będąc na emigracji nie zasługiwał na odrobinę uwagi w literackim światku ojczyźnianym? Czy czuł się samotnie? Czy był trochę wariatem? Któż z nas nim nie jest? Czy lubił stawiać pytania? Czy ja też to uwielbiam? Czy tylko to mnie z nim połączyło? Czy zrozumiałam każdą myśl, na której skupił się autor? Czy to ważne? Czy zacznę się bardziej buntować?
Oswoiłam się z faktem, że czasem brakowało mi kontekstu. Inni, jemu współcześni, też nie rozumieli, choć nie potrafili się do tego przyznać. Zamiast tego krytykowali to, co pisał i jak pisał. Nie o innych tu jednak idzie, a o mnie. Skupiałam się zatem przez miesiąc, jak Witoldo, na sobie. Nie tylko, nie wciąż, ale jednak. Czułam, i czuję nadal, dziwny związek z WITOLDOGOM, mimo że on w Argentynie, Paryżu, Berlinie, Santiago... A ja? To nieistotne. Ja też w żukach i patykach...
Jak napisał Stanisław Jerzy Lec żeby być sobą, trzeba być kimś.
Miesiąc spędziłam w towarzystwie Witolda (ogromnie spodobało mi się to imię), który przede wszystkim chciał być sobą. I wcale nie mam dość. Po pierwsze pragnę przerwy, aby nie przeczytać ciągiem wszystkiego, co Gombrowicz stworzył. Bo cóż mi wtedy zostanie? Po drugie Witoldo wpędził mnie w dziwny nastrój,...
2023-06-20
Prosta historia. Niewiele tekstu. Bardziej dla trzylatkow, a moje 5 i 7 latki moga sluchac codziennie. O krzesle. Choc tak naprawde o magii, ktorej niektorzy nie zauwazaja...
Dziecko: "Mamo, kup mi jakas zabawna ksiazke, wiesz jak "Niebieskie krzeslo"...
A ja w kropce bo to jedyna ksiazka tego autora....
Prosta historia. Niewiele tekstu. Bardziej dla trzylatkow, a moje 5 i 7 latki moga sluchac codziennie. O krzesle. Choc tak naprawde o magii, ktorej niektorzy nie zauwazaja...
Dziecko: "Mamo, kup mi jakas zabawna ksiazke, wiesz jak "Niebieskie krzeslo"...
A ja w kropce bo to jedyna ksiazka tego autora....
2023-06-19
Moja 5-letnia Przylepka zachwycona.... Warto byc czasem dzielnym i odkleic sie od mamy. Ciepla, dodajaca odwagi historia dla maluchow, ktore sie boja.
Moja 5-letnia Przylepka zachwycona.... Warto byc czasem dzielnym i odkleic sie od mamy. Ciepla, dodajaca odwagi historia dla maluchow, ktore sie boja.
Pokaż mimo to2023-06-28
Zachwyt. Dla małych i dużych. Dla 5 i 7 latka. Młodsze dzieci też będą zadowolone.
Zachwyt. Dla małych i dużych. Dla 5 i 7 latka. Młodsze dzieci też będą zadowolone.
Pokaż mimo to2021-08-10
Nie spodziewalam sie, że książka napisana przez informatyka tak mnie zachwyci. Owszem, to z pewnością również zasługa ludzi, którzy pracowali nad redakcją i pomagali autorowi podczas jej pisania. Jednak nie forma jest tu najważniejsza a przekaz. Ilość informacji, podanych przystępnie, o tym w jaki sposob jestesmy inwigilowani, niewątpliwie dała mi do myślenia i jednocześnie przeraziła, że każde słowo, które właśnie teraz piszę, trafia również do wywiadu amerykanskiego. To niby ogólnie akceptowana przez nas informacja, bo przecież od 2013 roku wszyscy wiemy, że jesteśmy śledzeni, a jednak ta książka czyni nas czułym i na to, aby jak najmniej informacji podawać dobrowolnie na portalach społecznościowych czy stronach nieszyfrowanych. Nie będę zdradzała za wiele bo chciałabym bardzo, abyście sami przesledzili w jaki sposob Edward Snowden dotarł do informacji, które później ujawnił. Wzruszyła mnie ogromnie ta historia. Czytało mi sie ją jak powieść, a jednocześnie ta myśl z tyłu głowy, że to zdarzyło się naprawdę, powodowala, ze odbierało mi mowę. Chciałabym, ażeby takich bystrych, inteligentnych ludzi, którzy działają też w interesie innych, było więcej. Chciałabym, aby Ci, którzy decydują mieli choć cień zasad moralnych i skromności Edwarda, aby nie kłamali i nie oszukiwali... Jestem idealistką? No jestem, ale Snowden też jest!!! Warto go słychać i czytać! I oczywiście zrobić coś, abyśmy zachowali swoja prywatność bo mamy do tego prawo!
Nie spodziewalam sie, że książka napisana przez informatyka tak mnie zachwyci. Owszem, to z pewnością również zasługa ludzi, którzy pracowali nad redakcją i pomagali autorowi podczas jej pisania. Jednak nie forma jest tu najważniejsza a przekaz. Ilość informacji, podanych przystępnie, o tym w jaki sposob jestesmy inwigilowani, niewątpliwie dała mi do myślenia i jednocześnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-20
Wracając do lektury "Madame" po niemal 20-tu latach obawiałam się nieco, czy aby znowu mnie zachwyci? Pamiętałam pobieżny zarys fabuły i emocje jakie mi towarzyszyły podczas lektury. Cieszę się niezmiernie, że zdecydowałam się powrócić do tej historii. Dla mnie to po prostu opowieść, która w niespotykany wręcz sposób podnosi mnie na duchu. Często się uśmiechałam i kibicowałam bohaterowi. Nie bez znaczenia pozostają również odniesienia do czasów PRL i refleksje, dotyczące sposobu działania Rosji. Poza tym błyskotliwy bohater i liczne nawiązania do tekstów kultury. Czego chcieć więcej?
Wracając do lektury "Madame" po niemal 20-tu latach obawiałam się nieco, czy aby znowu mnie zachwyci? Pamiętałam pobieżny zarys fabuły i emocje jakie mi towarzyszyły podczas lektury. Cieszę się niezmiernie, że zdecydowałam się powrócić do tej historii. Dla mnie to po prostu opowieść, która w niespotykany wręcz sposób podnosi mnie na duchu. Często się uśmiechałam i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-03
2023-06-02
2023-06-04
Uwielbiam zachwyt, którym przepojona jest ta powieść. Nie wiem czy istnieje/ła na świecie istota, która w podobny sposób potrafiłaby oddać zwykłe i niezwykle nudne życie rodziny i ich znajomych. Tyle w tym wigoru, życia, ruchu za sprawą opisu emocji, od których aż kipi w tej opowieści. Niepojęte porównania i lekko poetycki wyraz, który u Virginii Woolf zupełnie mnie nie drażni. Wszystko zdaje się być na właściwym miejscu. I temat jakże kobiecy. To równie dobrze mogłaby być książka, która w nawiązaniu do "Pani Dalloway" nazywałaby się "Pani Ramsey". Jest to jednak nieco inna historia, bardziej przejmująca i druga połowa usatysfakcjonowała mnie mniej. Był to jednak niewątpliwie bardzo uroczy spacer. Nie tylko do latarni.
Uwielbiam zachwyt, którym przepojona jest ta powieść. Nie wiem czy istnieje/ła na świecie istota, która w podobny sposób potrafiłaby oddać zwykłe i niezwykle nudne życie rodziny i ich znajomych. Tyle w tym wigoru, życia, ruchu za sprawą opisu emocji, od których aż kipi w tej opowieści. Niepojęte porównania i lekko poetycki wyraz, który u Virginii Woolf zupełnie mnie nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-29
Benjamin Franklin kojarzył mi się z polityką. Tymczasem człowiek ten dokonał w życiu mnóstwo innych, równie ciekawych rzeczy. Z autobiografii nie dowiedziałam się, jak mniemam, wszystkiego, zapewne z powodu skromności jej autora, a zatem bardzo dobrze będzie sięgnąć po biografię Benjamina Franklina napisaną przez Isacsona. Już się na nią cieszę. A sam Benjamin Franklin niesamowicie zafascynował mnie osobistym eksperymentem, testowanym na sobie przez 13 tygodni. Co tydzień pracował nad jedną z zalet. 13 cnót Benjamina Franklina. Fascynujące. Gdyby współcześni dyplomaci wzięli sobie choćby dwie z nich do serca : umiar i milczenie... Jakże zyskałby na tym nasz parlament? Cudny człowiek...
Benjamin Franklin kojarzył mi się z polityką. Tymczasem człowiek ten dokonał w życiu mnóstwo innych, równie ciekawych rzeczy. Z autobiografii nie dowiedziałam się, jak mniemam, wszystkiego, zapewne z powodu skromności jej autora, a zatem bardzo dobrze będzie sięgnąć po biografię Benjamina Franklina napisaną przez Isacsona. Już się na nią cieszę. A sam Benjamin Franklin...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-16
Jakże ja uwielbiam tę kobietę...
80 stron własnej biografii, niejeden celebryta ma przynajmniej 300 stron.
Mam wiele przemyśleń, ale nie wiem czy wzruszenie pozwoli mi zebrać myśli. Marzę, aby choć kilka procent ludzi na Ziemi było podobnych do niej i do Piotra Curie. Na pewno jest kilka takich jednostek. Taką przynajmniej żywię nadzieję...
"Zwięzłość to siostra talentu " pisał Czechow i bardzo dbał, aby usuwać zbędne fragmenty w swoich tekstach. Autobiografia Marii Skłodowskiej - Curie jest bardzo krótka i zapewne nie powstałaby gdyby nie Kobiety z Ameryki, które okazały się być dla Noblistki bardzo hojne. Ta książka to podziękowanie dla nich, a przy okazji przeciekawa, szczera i ujmująca opowieść o życiu i pracy wyjątkowej kobiety, wyjątkowego człowieka jakich mało. Skromnego. Do bólu pracowitego i wytrwałego, i cierpliwego. Oddanego ludziom, krajowi i nauce. Za mało mówimy o Marii Curie. Nade wszystko jednak nie o gadanie tu idzie a o pracę. Gdybyśmy zamiast paplać po prostu zabrali się do roboty. Zamiast produkować niepotrzebnie świstki pracowali skutecznie, aby pomagać i wspierać tych, którzy chorują. Chciałabym, aby były podręczniki i filmiki z wykładów Marii i Piotra. Ile mogliby zrobić gdyby mieli pieniądze... Oczywiście, że polecam, zwłaszcza dla Tych, którzy nic o Marii nie czytali. Jest też audiobook. A dla tych, którzy chcieliby więcej i z ust córki to polecam książkę Ewy Curie. Warto wiedzieć 😉.
Jakże ja uwielbiam tę kobietę...
80 stron własnej biografii, niejeden celebryta ma przynajmniej 300 stron.
Mam wiele przemyśleń, ale nie wiem czy wzruszenie pozwoli mi zebrać myśli. Marzę, aby choć kilka procent ludzi na Ziemi było podobnych do niej i do Piotra Curie. Na pewno jest kilka takich jednostek. Taką przynajmniej żywię nadzieję...
"Zwięzłość to siostra talentu...
2023-04-24
Rok temu odwiedzil mnie pewien Hindus. Zainteresowany ksiazkami przygladal sie regalom z lekturami w jezyku polskim i oslupialy wykrzyknal nagle: "Sapiens"! No i kiedy ucieszony zapytal czy czytalam, musialam ze wstydem przyznac, ze jeszcze nie, ale przeczytam. Powiedzial wtedy, ze koniecznie bo ksiazka jest swietna. Coz bylo robic. Kladlam te cegielke coraz blizej lozka i w koncu wzielam byka za rogi i postanowilam: "Teraz!" Zwlekalam kilka lat zupelnie niepotrzebnie, ale coz, moze w tym czasie troche doroslam? Sapiens jak zapewne wszyscy wiedza ksiazka o historii ludzkosci. Historia kojarzy mi sie niestety z milionem dat i nazwisk, ktore trudno spamietac. Tutaj autor w sposob blyskotliwy i ciekawy opowiada, a nie zasypuje informacjami bez celu. To ksiazka wazna. To ksiazka dla kazdego, dla laika jakim jestem, zwlaszcza w kontekscie wiedzy o ludzkosci, odkryciach geograficznych i wplywie religii na obecny obraz swiata. "Sapiens" jest jednak czyms wiecej. Jest opowiescia o ludziach, ktora zmienia swiadomosc. Otwiera oczy na mity, ktorymi zyjemy i jak bardzo kultura ksztaltuje nasz obraz swiata czy tego chcemy czy nie. Mialam lekkiego "kaca" podczas lektury, poniewaz chciwosc i zawisc towarzyszy ludziom od poczatku stworzenia. "Dysonans poznawczy", o ktorym wspomina Harari towarzyszyl mi podczas lektury i powodowal smutek. Coz... mialo byc tak pieknie, a w ogole nie jest... Dawno juz ludzie glosili, ze wiedza przynosi bol. Wole jednak wiedziec, nawet jesli musze w zwiazku z tym troche pocierpiec... Czytajcie bo bardzo warto!
Rok temu odwiedzil mnie pewien Hindus. Zainteresowany ksiazkami przygladal sie regalom z lekturami w jezyku polskim i oslupialy wykrzyknal nagle: "Sapiens"! No i kiedy ucieszony zapytal czy czytalam, musialam ze wstydem przyznac, ze jeszcze nie, ale przeczytam. Powiedzial wtedy, ze koniecznie bo ksiazka jest swietna. Coz bylo robic. Kladlam te cegielke coraz blizej lozka i...
więcej mniej Pokaż mimo to1991-08-20
Ksiazka - sentyment. To ona jako pierwsza sprawila, ze mialam ochote opowiadac o niej wszystkim wokol. Tylko nikt nie chcial sluchac. To byla moja lektura, chyba w 4-tej klasie i bardzo dobrze. Pamietam caly wachlarz emocji, ktory towarzyszyl lekturze. Kosmos przezyc. To dzieki takim opowiesciom, mimo usilnych prob otoczenia, nigdy nie porzucilam ksiazek. To, co one potrafia, to magia! Nie przeszkadzalo mi nawet to, ze bohaterami sa chlopcy! A to w tym wieku moze niektorym dziewczynkom przeszkadzac.
Ksiazka - sentyment. To ona jako pierwsza sprawila, ze mialam ochote opowiadac o niej wszystkim wokol. Tylko nikt nie chcial sluchac. To byla moja lektura, chyba w 4-tej klasie i bardzo dobrze. Pamietam caly wachlarz emocji, ktory towarzyszyl lekturze. Kosmos przezyc. To dzieki takim opowiesciom, mimo usilnych prob otoczenia, nigdy nie porzucilam ksiazek. To, co one...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tej ksiazki za szybko nie skoncze... I too nie dlatego, ze jest gruba i potwornie nudna. Jest pelna mysli-perelek, ktore chce zostawic na pozniej. O umiejetnosci delektowania sie zyciem w sposob, ktorego nigdy dotad nie spotkalam. "Szkice" byly lektura zakazana w poprzednim ustroju... Coz... Polecam. Koniecznie!
Tej ksiazki za szybko nie skoncze... I too nie dlatego, ze jest gruba i potwornie nudna. Jest pelna mysli-perelek, ktore chce zostawic na pozniej. O umiejetnosci delektowania sie zyciem w sposob, ktorego nigdy dotad nie spotkalam. "Szkice" byly lektura zakazana w poprzednim ustroju... Coz... Polecam. Koniecznie!
Pokaż mimo to