Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Jestem zaskoczony treścią. Naprawdę przydatna i ciekawa książka dla tych, którzy myślą o przeprowadzce na wieś. Największa wartością książki są relacje ludzi, którzy opisali swoją przeprowadzkę z perspektywy czasu oraz rady, jakie są w stanie dać post-factum.

Jestem zaskoczony treścią. Naprawdę przydatna i ciekawa książka dla tych, którzy myślą o przeprowadzce na wieś. Największa wartością książki są relacje ludzi, którzy opisali swoją przeprowadzkę z perspektywy czasu oraz rady, jakie są w stanie dać post-factum.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lektura wciągająca ale kompozycja poszatkowana, trochę przeskoków w wątkach. Myślę, że temat mógłby być pogłębiony, rozwinięty. Dostajemy ekstrakt losów kilkunastu osób oraz tło, w którym rozgrywają się ich historie. Jest o kobietach, które zdecydowały się pracować na ulicy ale i mężczyznach, którzy do wyczerpania muszą pracować na statkach niczym niewolnicy!

Ubolewam, tak mogę tylko napisać, nad tym jak społeczeństwo w Azji jest rozgrywane przez monarchów, wojsko, klany bogatych rodzin, a demokracja i prawa człowieka właściwie są tylko fasadą, którą sprzedaje się ewentualnie zachodowi za obietnice pomocy, kredytów lub wymiany handlowej. Społeczeństwo żyje w marazmie bezradności i w okowach strachu. Kraj jest cywilizowany, ale innymi regułami rządzi się turystyka a życie codzienne. Generalnie, jak niespokojny jest to region pokazał niedawno case Sri Lanki.

Podczas czytania takiej książki, pojawia się uczucie bycia uprzywilejowanym człowiekiem zachodu. Samo to wyznanie ma w sobie jakieś odium cynizmu czy hipokryzji - że jestem daleko, cóż mogę, ale cieszę się, że nic nie mogę, bo jeszcze bym stchórzył gdybym miał okazję coś zrobić. A po co sobie tym w ogóle zawracać głowę? Można tylko przez chwile współczuć i pójśc sobie do innego tematu, tak żeby niewygodne(akward - lepiej to oddaje) poczucie niesprawiedliwości świata czym szybciej zniknęło. Zgniły zachodni oportunizm i gnuśność. I zarazem zbawienna oaza dla wielu uciekinierów przed prześladowaniami i śmiercią w "niewiadomych okolicznościach".
Edit Review

Lektura wciągająca ale kompozycja poszatkowana, trochę przeskoków w wątkach. Myślę, że temat mógłby być pogłębiony, rozwinięty. Dostajemy ekstrakt losów kilkunastu osób oraz tło, w którym rozgrywają się ich historie. Jest o kobietach, które zdecydowały się pracować na ulicy ale i mężczyznach, którzy do wyczerpania muszą pracować na statkach niczym niewolnicy!

Ubolewam, tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kolejna książka z serii o tym jak niszczono Polskę, w tym wypadku polską kolei. Czy przez pazernych członków zarządów państwowych spółek czy pseudo-ekspertów posiadających recepty z d.., które zamiast naprawiać przemysł i ratować Polskę w jej ekonomiczno-społecznym wymiarze, zaciskały pętle na jej szyi.

Okazuję się, że najczęstszą receptą na naprawę i restrukturyzację była tylko likwidacja, sprzedaż albo porzucenie na pastwę losu. Nawet już mi się nie chce o tym pisać, żal tylko zmarnowanego czasu, pieniędzy i szans. Nie muszę nawet długo szukać, moja trasa, Kraków - Tarnów była rozjebana przez parę dobrych lat, że w pewnym momencie opłacało się już jeździć tylko autobusem i to ze względu na koszty i na czas przejazdu. A winnych nie ma. I prawda jest taka, że dopiero od paru lat sytuacja ta się zmieniła, choć niektórym trudno przechodzi to przez myśl.

Ta sama trasa Kraków - Katowice, która jest już obłędem na niespotykaną skalę. Aglomeracyjna trasa o ogromnym potencjale a nadal przejazd nią jest koszmarem i większość wybiera autobus/auto. Nie muszę mówić, że kolej jest najlepszym połączeniem ekologi z ekonomią podróżowania. Nikt albo niewielu się o to upomina.

Książka Karola Trammera jest chirurgicznym cięciem na patologicznym organizmie kolejowej transformacji, które wyłuszcza i opisuje jej największe błędy. Oby już mogło być tylko lepiej. Życzmy sobie tego, bo bez transportu kolejowego nie ma rozwoju państwa, nie ma bezpiecznych dróg(paradoksalnie) i nie ma czystszego środowiska.

Kolejna książka z serii o tym jak niszczono Polskę, w tym wypadku polską kolei. Czy przez pazernych członków zarządów państwowych spółek czy pseudo-ekspertów posiadających recepty z d.., które zamiast naprawiać przemysł i ratować Polskę w jej ekonomiczno-społecznym wymiarze, zaciskały pętle na jej szyi.

Okazuję się, że najczęstszą receptą na naprawę i restrukturyzację...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przepraszam, ale to jedna z niewielu książek reporterskich, która opowiada o prowincji nie z pozycji „z kamerą wśród zwierząt” czy „wielkomiejskiego zdziwienia pomieszanego z konsternacją, że jeszcze się tak żyje, no popatrz!”.

Autorka nie ma w sobie nic z pretensjonalności. Ten reportaż jest tak cholernie inny od tego, co się czyta w mainstreamie. Nie każdy musi lubić ten styl, ale nie można odmówić mu autentyczności, prostolinijności oraz trafności. To jest opis kogoś, kto wywodzi się z podobnych kręgów społecznych i wie, co jest ważne w małych miastach, o co pytać, jak pytać i na co zwrócić uwagę. Ale by tak umieć, trzeba w podobnym mieście żyć i nie miesiąc ani rok, ale solidny szmat czasu i skonfrontować się z takimi małomiasteczkowymi „biedami”, wiedzieć, z kim się pije a z kim się modli, wiedzieć gdzie jest dobra stołówka, gdzie można naprawić auto po kosztach i gdzie lepiej nie zachodzić, żeby „nie mieć obitej mordy”.

Bardzo się cieszę, że Autorka wydobyła z niepamięci istnienie i historię zakładów pracy, które albo są już ruinami, w których hula tylko wiatr albo ich resztki zostały zrównane z ziemią, starte na proch przez walec transformacji. To były losy nie tylko budynków, ale tysięcy ludzi, którzy oddali swoją krwawicę i dekady życia na rzecz najlepszego funkcjonowania zakładów pracy(firma nawet nie brzmi dobrze w tym kontekście, w firmie tylko się pracuje, zmienia ją co parę lat, nie przywiązuje do nich w żadnym razie). Bo wtedy zakład pracy to było także przyzakładowe przedszkole, ośrodek zdrowia, stołówka, orkiestra, osiedle mieszkaniowe.


M.Okraska dzięki Nie ma i nie będzie oddała hołd i głos miastom, które poniosły dramatyczne koszty przejścia w gospodarkę wolnorynkową, podkręconą w swych skutkach balcerowiczowską terapię szokową. Oddała głos przede wszystkim ludziom tam mieszkającym lub tym, którzy musieli z nich wyjechać. Jak wygląda współczesność takich miastach? Jest ciągle spychana w podświadomość przez wielkomiejskie ośrodki dobrobytu. Bo to boli i obnaża, że przez 30 lat nie zrobiono nic albo niewiele, żeby poprawić sytuację ludzi z obszarów systemowej biedy i bezrobocia.

Mam wrażenie, że autorka nie zrobiła tego reportażu po to, by komuś lub sobie coś udowodnić. By pokazywać swój kunszt pisarski, warsztat czy własne „ja” poprzez pryzmat tematu, bo wydaje się być chwytliwy. Treść jest wykrystalizowana do rzeczy niezbędnych. Nie szuka ludzi i ich historii, żeby potem coś z tego skonstruować, to ludzie na bieżąco konstruują jej książkę. Ta książka jest „podmiotowa” z samej swej koncepcji.

Bohaterzy nie są pejzażem, w którym przegląda się autorka. Ona jest tam częścią tego pejzażu, jest wśród swoich. Opis przeżyć autorki w poszczególnych miejscach wydaje się być odzwierciedleniem uczuć i emocji ludzi przeżywających życie tam na co dzień, w tych opuszczonych i zaniedbanych dzielnicach, bez perspektyw i szans. Autorka nie zasłania sobą historii tych ludzi. To oni mówią o swoim nieszczęściu, wspominają swoje dobre lata, małe radości. To oni mówią dzięki niej o swoim niełatwym losie, którego przyczyna jest na wskroś oczywista.

Taki komentarz trochę off-topic. Dawnej nie było fal wypalenia zawodowego ani problemów psychicznych, bo ludzie mieli praca, bo ta praca była. I nie jest zdziwieniem, że bieda niesie ze sobą szereg społecznych problemów. Mieszkańcy nie jeździli za nią na drugi koniec Polski czy za granice. No dobra, umówmy się że i tacy byli, ale to był wyjątek niż reguła. Teraz mamy psychologię pozytywna i coachów, mit self-made-mana i byciem kowalem swojego losu. Nie inaczej, punkt ciężkości przeniósł się na stronę praco-biorcy, choć nie zawsze jest to i słuszne i sprawiedliwe. Bo jak nie znajdujesz pracy to wina jest tylko i wyłącznie twoja. Nie kopro, które w jeden dzień przenoszą oddziały na drugi koniec europy, nie prezesów, którzy z dnia na dzień wywalają na bruk ludzi, bo chcieli podwyżek lub godnych warunków pracy, nie urzędów i polityków, którzy swoimi decyzjami niszczą albo zaniedbują ważne sektory społeczne np. likwidując połączenia kolejowe czy nie dofinansowując budżetówki, co skutkuje katastrofalnym poziomem usług publicznych. Podejmując bardzo krótkowzroczne decyzje odnośnie ścieżki rozwoju danego regionu. To co nadal brakuje Polsce to brak myślenia systemowego, strategicznego i długofalowego.

Nie wiem, czy ktoś z lokalnych dziennikarzy czy reporterów napisał o w ten sposób o swoich małych ojczyznach. Być może, ale przypuszczam, że nie nie miało to większego zasięgu. M.Okraska dzięki temu reportażowi wyniosła temat kosztów transformacji po raz kolejny na szerokie wody społecznej debaty.

Przepraszam, ale to jedna z niewielu książek reporterskich, która opowiada o prowincji nie z pozycji „z kamerą wśród zwierząt” czy „wielkomiejskiego zdziwienia pomieszanego z konsternacją, że jeszcze się tak żyje, no popatrz!”.

Autorka nie ma w sobie nic z pretensjonalności. Ten reportaż jest tak cholernie inny od tego, co się czyta w mainstreamie. Nie każdy musi lubić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Szukałem czegoś na kształt wprowadzenia w obecny konflikt na terenie Ukrainy. Nie znalazłem żadnego filmu na YT, a temat wydaje się być nadzwyczaj chwytliwy. Dziwne. Książek również niewiele. Może zbyt świeży konflikt i niebezpiecznie się nim zajmować. Ruskie macki są przecie wszędzie i strach jak kogoś dopadą. Dlatego ta pozycja była objawieniem.


Autor przede wszystkim weryfikuje swoje założenie o zero-jedynkowym charakterze tego konfliktu. Nic nie jest takie oczywiste. Zaglądając w przeszłość próbuje rozsupłać zaplątane nici relacji wszystkich zaangażowanych w sytuację na wschodzie Ukrainy. Przede wszystkim, rozgorzały ówcześnie konflikt wynika z wielu problemów, które trapiły stosunki zachodu ze wschodem Ukrainy. I jak zwykle nic nie jest biało czarne, im dalej w las tym ciemniej. I tajemnicą poliszynela jes to, że Kreml to po prostu wykorzystał, choć nie był ostatecznie reżyserem wszystkich tamtejszych zdarzeń.

Autor delikatnie daje do zrozumienia, że mieszkańcy Donbasu czy Ługańska też padali ofiarami ataków ze strony Ukraińców wbrew temu jak bardzo takie twierdzenie jest niepoprawne lub niewygodne dla Kijow. Oczywiście, nie można powiedzieć, że motywem ataków była zemsta z premedytacji, raczej miały one miejsce w wyniku dziadostwa ówczesnej armii(tak, armia ukraińska w 2014 roku była w katastrofalnym stanie) i braku danych wywiadowczych. Dlatego też z czasem mieszkańcy, i tak już zaniedbanego wschodu Ukrainy, byli coraz bardziej wrogo nastawieni do kijowskiego rządu. Dla prostych ludzi było to wybór pomiędzy propagandą rosyjską a zniszczonymi przez ukraińskie wojsko swoimi domami i innymi obiektami cywilnymi. I wiadomo za kim się opowiadali. Dochodzi do tego jeszcze to, że separatyści i rebelianci nie raz ostrzeliwali swoich obwiniając potem stronę Ukraińską.

Niestety, poziom galimatiasu w tym konflikcie, który doprowadził do obecnej wojny jest porównywalny do wielu innych, w które zaangażowana jest Rosja (ex. Syria, Osetia czy Abchazja). Słowak świetnie rozkłada na czynniki pierwsze genezę tych konfliktów, z tym że w czasie jak pisze swój reportaż, nie ma pojęcia o tym, co nastąpi pare lat później. Słynne niemieckie nigdy więcej, a jednak.


Kolejne potwierdzenie, że wojna(wiem, odnoszę się do pseudowojny w Donbasie, bo mimo iż nie jest to konflikt pełnoskalowy to ma w sobie wszystkie jej składniki i można ją nazwać wojną w najdosadniejszym znaczeniu tego słowa, regularne bity, artyleria w użyciu, jeńcy i rzeź w niektórych momentach ex.Debalcewo) - że wojna przynosi głównie śmierć, rabunki, cierpienie cywilów. Na terenie Donieckiej i Ługańskiej Republiki po 2014 nastąpiła zapaść jakiej nigdy wcześniej ta część Ukrainy nie doświadczyła. Dawniej było to zagłębie, które opływało w bogactwa i przemysł. A zastąpiło je szyby węglowe zalane wodą, niszczejące fabryki, głód i perspektywa beznadziei. Ludzie, którzy żyją za kilkadziesiąt euro miesięcznie lub żywiący się zawartością lichych paczek dostarczanych przez organizacje humanitarne z zachodu. Ale w krótce i one mają zakaz funkcjonowania.

Ciekawostką jest fakt, że Polska importowała również donbaski węgiel, czyli antracyt. Po wybuchu konfliktu w 2014 szlaki kolejowe zostały zablokowane i nie dało się go upłynniać towaru na zachód. Chyba nawet wprowadzono zakaz. Ale oczywiście jeśli się chce, to znajdzie się sposób i węgiel dalej znajdywał nabywców w Polsce. Tamtejsi "czarni" oligarchowie wywozili węgiel do Rosji a stamtąd dostawał on nowe pochodzenie dzięki pieczątce celników, to jest rosyjskie, i już nie było problemów z dalszym eksportem. Niby zaskoczenie, ale tak nie bardzo. Poza tym, nie wiem, czy i dziś nie pali się go w niektórych europejskich kotłowniach.

Reportaż jest napisany w bardzo dobrym fabularnym stylu. Jest wiele faktografii, odpowiednio zarysowane tło historyczne. Są spotkania z ofiarami, które historia przesuwa beznamiętnie na szachownicy konfliktu. Autor wielokrotnie daje też głos żołnierzom każdej ze stron. Ogromny szacunek dla reportera. Pracował w stresie, z lawirowaniem między granicami, pod ostrzałem i z lewymi papierami. Nawet gdy podróż do Donbasu była nielegalna od strony Ukrainy, on ryzykował kilku dniową podróż przez Rosję na około byle by dostać się do swoich bohaterów. Szczerze mówiąc, Słowak pakował się prawie, że pod samą machinę wojenną i miał szczęście, że uszedł cało. Potem stał się persona non grata w obu republikach, a na końcu nawet oficjalnym wrogiem republik. Jestem ciekawy jego punktu widzenia z obecnej perspektywy, czy przypuszczał, że konflikt doprowadzi do wojennej eskalacji. Być może doczekamy się dalszej części tej historii.

Szukałem czegoś na kształt wprowadzenia w obecny konflikt na terenie Ukrainy. Nie znalazłem żadnego filmu na YT, a temat wydaje się być nadzwyczaj chwytliwy. Dziwne. Książek również niewiele. Może zbyt świeży konflikt i niebezpiecznie się nim zajmować. Ruskie macki są przecie wszędzie i strach jak kogoś dopadą. Dlatego ta pozycja była objawieniem.


Autor przede wszystkim...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo dobry poradnik. Nie przegadany jak na amerykańskie standardy, z wieloma odniesieniami do nauki i ciekawymi przykładami do zastosowania w życiu codziennym. Autor przysłowiowo nie odkrywa Ameryki, a my wiemy, że nasze nawyki i funkcjonowanie opiera się o pewne znane nam intuicjyjnie schematy i zasady. Jednak ma przewagę w tym, że umie je dokładnie przeanalizować, dobrze nazwać i wskazać rozwiązania. Na pewno na jednej lekturze się nie skończy. Kilka takich poradników już przeszło przez moje ręce i to jest jedna z dwóch pozycji, które mogę bez wątpienia polecić( obok siły nawyku Duhigga)

Bardzo dobry poradnik. Nie przegadany jak na amerykańskie standardy, z wieloma odniesieniami do nauki i ciekawymi przykładami do zastosowania w życiu codziennym. Autor przysłowiowo nie odkrywa Ameryki, a my wiemy, że nasze nawyki i funkcjonowanie opiera się o pewne znane nam intuicjyjnie schematy i zasady. Jednak ma przewagę w tym, że umie je dokładnie przeanalizować,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo dobra książka. Merytorycznie dopracowana, świetnie sfabularyzowana, stylistycznie również na wysokim poziomie, dzięki czemu czytało się bardzo przyjemnie. Dawno nie miałem w reku tak ciekawego i mocnego tytułu.

Schizofrenia - tajemnicza, ciągle niezgłębiona, otoczona nimbem tajemnicy choroba psychiczna. Bywa również romantyzowana i koloryzowana przez ludzi poszukujących w tej chorobie przepustki do świata, do którego zwykły śmiertelnik nie ma wejścia. Ale schizofrenia to piekło dla osoby nią dotkniętej oraz dla samej rodziny, co wcale nie jest medialne jak sama choroba. I głównie o tym jest „W ciemnej dolinie”.

Piekło rodzinnej tragedii, gdzie z 12 rodzeństwa aż 6 osób padnie ofiarą schizofrenii. Poczynając od rodziców po najmłodsze dziecko, wszyscy doświadczają jej skutków, przybierają różne strategie radzenia sobie, od tak zwanego bohatera rodziny po osobę, która czym prędzej się odcina od rodzinnej historii(negując w zasadzie także część swojej tożsamości).

Wielką zasługą jest też wplecenie w historię Galvinów wątku badań nad schizofrenią. To, że los ich tak doświadczył dało nauce nieocenioną możliwość dokonania porównań genetycznych odnośnie etiologii schizofrenii. Ot, szczęście w nieszczęściu, że nawet dzieje rodziny tak mocno doświadczonej nie pójdą w zapomnienie.

Last but least, czytanie tej książki jest trochę terapeutycznym doświadczeniem. Każe zastanowić się nad losami własnej rodziny, schematami zachowania, mechanizmami obronnymi. Mimowolnie przychodzi refleksja o własnych "słoniach w składzie porcelany", czyli o problemach o których każdy wie, ale nikt nie ma odwagi mówić. Absolutnie do polecenia.

Bardzo dobra książka. Merytorycznie dopracowana, świetnie sfabularyzowana, stylistycznie również na wysokim poziomie, dzięki czemu czytało się bardzo przyjemnie. Dawno nie miałem w reku tak ciekawego i mocnego tytułu.

Schizofrenia - tajemnicza, ciągle niezgłębiona, otoczona nimbem tajemnicy choroba psychiczna. Bywa również romantyzowana i koloryzowana przez ludzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Coś niesamowitego. Cieniutka książeczka ale o mocy dynamitu.

Coś niesamowitego. Cieniutka książeczka ale o mocy dynamitu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niesamowita książka. Pewien jej fragment dziś nabiera szczególnego wydźwięku.

"Gustaw nawiązał kontakt z Amerykańskim Towarzystwem Psychoanalitycznym, które koniecznie chciało ściągnąć go razem z rodziną do Ameryki. Musieli tylko dostać się do Sztokholmu, gdzie czekały na nich dokumenty podróżne i pieniądze na drogę. Ale nie chcieli wyjechać bez Rysia. Maryla przyjechała po niego do Warszawy, ale nie mógł z nią ruszyć pociągiem nie miał odpowiednich dokumentów.

Ryś przedostał się do Wilna przez zieloną granicę. Z ziem zajętych przez Niemców uciekało w ten sposób tysiące ludzi, zwłaszcza Żydów, w nadziei, że z Litwy przedostaną się na Zachód. Później opisał tę drogę. Szli nią nocą przy czterdziestostopniowym mrozie, brnąc po pas w śniegu, tropieni jak zwierzęta ludzie z Warszawy i spod obu okupacyj. Przemykali się nią ostrzeliwani przez posterunki graniczne mężczyźni i kobiety z dziećmi na rękach.

Wielu nie doszlo. Bici, katowani, trzymani dniami calymi pod golym niebem przez Niemców, aresztowani i przerzucani wielokrotnie przez litewskie i sowieckie posterunki z jednej strony granicy na drugą rezygnowali. Wracali do wygłodzonego Białegostoku czy Lwowa, albo jeśli sil starczyło, do sterroryzowanej Warszawy czy Łodzi - (...) Spośród tysięcy, którzy ją wydeptali i których zawiodła do Wilna, droga żądala daniny - ofiary. Czasem było to cale mienie, łącznie z ostatnią stuzłotówką czy sturublówką, którą odebrano... Czasem były to odmrożone palce, ręce, nogi, uszy albo twarze...

Dziesiątki małych dzieci zmarło z głodu na nieszczęsnym „pasie neutralnym”, na ziemi niczyjej miedzy niemieckimi i sowieckimi liniami. Wielu zamarzło w lesie lub zmarło na zapalenie pluć po dotarciu do Wilna. Taka to była ta droga ścieżka. Kiedy nią przechodziłem w grudniu 1939, oświetlał ją księżyc i niebo śmiało się do niej gwiazdami. Jasna, wijąca się między potężnymi, czarnymi sosnami wyglądała jak człowiek zgubiony wśród nocy."

Niesamowita książka. Pewien jej fragment dziś nabiera szczególnego wydźwięku.

"Gustaw nawiązał kontakt z Amerykańskim Towarzystwem Psychoanalitycznym, które koniecznie chciało ściągnąć go razem z rodziną do Ameryki. Musieli tylko dostać się do Sztokholmu, gdzie czekały na nich dokumenty podróżne i pieniądze na drogę. Ale nie chcieli wyjechać bez Rysia. Maryla przyjechała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka przygnębiająca, ale i bardzo ważna. Niezmiernie potrzebna, odtwarzająca część polskiej tożsamości, którą autorka rozsypaną po licznych źródłach zbiera w jedym miejscu. Nie mniej ważne , a napewno bardziej dojmujące są poszczególne historre bieżeńców, krótkie urwyki z ucieczki, pobytu i powrotu. Skomplikowane to wszystko jak tylko skomplikowane może być ludzi los w zawierusze dziejów. W cieniu wielkich wydarzeń historycznych cywil jest zaledwie marionetką lub pionkiem, którym porusza się na planszy. I dosłownie tak się działo w trakcie pierwszej wojny światowej z mieszkańcami ziem wschodnich ówczesnego Królestwa Polskiego, gdzie mocą jednej decyzji musieli się spakować i wyjechać w głąb Rosji. A co dalej było, jak to wyglądało, na pewno warto doczytać w książce.Książka przygnębiająca, ale i bardzo ważna. Niezmiernie potrzebna, odtwarzająca część polskiej tożsamości, którą autorka rozsypaną po licznych źródłach zbiera w jedym miejscu. Nie mniej ważne , a napewno bardziej dojmujące są poszczególne historre bieżeńców, krótkie urwyki z ucieczki, pobytu i powrotu. Skomplikowane to wszystko jak tylko skomplikowane może być ludzi los w zawierusze dziejów. W cieniu wielkich wydarzeń historycznych cywil jest zaledwie marionetką lub pionkiem, którym porusza się na planszy. I dosłownie tak się działo w trakcie pierwszej wojny światowej z mieszkańcami ziem wschodnich ówczesnego Królestwa Polskiego, gdzie mocą jednej decyzji musieli się spakować i wyjechać w głąb Rosji. A co dalej było, jak to wyglądało, na pewno warto doczytać w książce.

Książka przygnębiająca, ale i bardzo ważna. Niezmiernie potrzebna, odtwarzająca część polskiej tożsamości, którą autorka rozsypaną po licznych źródłach zbiera w jedym miejscu. Nie mniej ważne , a napewno bardziej dojmujące są poszczególne historre bieżeńców, krótkie urwyki z ucieczki, pobytu i powrotu. Skomplikowane to wszystko jak tylko skomplikowane może być ludzi los w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Żałuję, że nie przeczytałem tej książki gdy byłem sztubakiem. Zaprawdę, smaki i zapachy, jakim wypełniona jest treść lektury zapewne żywiej i mocniej by na mnie oddziaływały. Ale dobrze się stało, że przeczytałem ją będąc w wieku męskim, w wieku klęski, ponieważ czasem nie warto przedwcześnie poznawać prawd o życiu i śmierci. Jest to książka wybitna, wciągająca, pełna gorzkiej mądrości, obnażająca prawdy o świecie, ludziach. Jest w niej przyjaźń, miłość, zawód, cierpienie, wojna i śmierć. Jest też kilka pokrzepiających człowieka prawd. A poza tym wszystkim, literacko na bardzo wysokim poziomie.

Żałuję, że nie przeczytałem tej książki gdy byłem sztubakiem. Zaprawdę, smaki i zapachy, jakim wypełniona jest treść lektury zapewne żywiej i mocniej by na mnie oddziaływały. Ale dobrze się stało, że przeczytałem ją będąc w wieku męskim, w wieku klęski, ponieważ czasem nie warto przedwcześnie poznawać prawd o życiu i śmierci. Jest to książka wybitna, wciągająca, pełna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie no szału nie ma, ale momentami nawet wciąga. Parę niefajnych rzeczy jak zakopywanie śmieci i uciskanie miejsc, które w kilka minut mają dać pełny odpoczynek. Ale ogółem książka warta polecenia!

Nie no szału nie ma, ale momentami nawet wciąga. Parę niefajnych rzeczy jak zakopywanie śmieci i uciskanie miejsc, które w kilka minut mają dać pełny odpoczynek. Ale ogółem książka warta polecenia!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako dzieło literackie wypada różnie. Są dłużyzny, egzaltacje, ale i ciekawe opisy, nieraz wciągająca fabuła, innym razem dreszczyk emocji. Chwilami dostajemy również prozę poetycką i wierszowaną. Opisy przyrody pod kątem szczegółów potrafią dorównać Nad Niemnem Orzeszkowej ;) Ogólnie literacko wypada lepiej niż gorzej.

Natomiast rozumienie przyrody i jej prawideł w tak rzadki dla ludzi sposób jest pewnym fenomenem. I przekazanie tego w pełen czułości i delikatności sposób, no czasem aż nazbyt, ale wynika to tylko z wielkiej wrażliwości autora. Nie jest on niedzielnym spacerowiczem, który nie wie jakie drzewo mija czy jaki ptak śpiewa, ale pełnym uwagi obserwatorem i kronikarzem swojego doświadczenia. Największe uznanie budzą nocne czuwania, niezależnie od pory roku, co daje możliwość lepszego wglądu w tajemniczy świat przyrody. Nie dostajemy tam stricte literackiego opisu i taksacji zwierząt czy roślin, dostajemy barwną narrację o świecie którego nie zauważamy w drodze do pracy, do domu. Jest to opowieść o miejscach, których jest coraz mniej i które giną wraz z ekspansją człowieka.

Myślę, że ktoś kto chce poczuć dziki zew kniei znajdzie w tej lekturze wiele pożytecznych wskazówek. Bardzo polecam, ważna lektura!

Jako dzieło literackie wypada różnie. Są dłużyzny, egzaltacje, ale i ciekawe opisy, nieraz wciągająca fabuła, innym razem dreszczyk emocji. Chwilami dostajemy również prozę poetycką i wierszowaną. Opisy przyrody pod kątem szczegółów potrafią dorównać Nad Niemnem Orzeszkowej ;) Ogólnie literacko wypada lepiej niż gorzej.

Natomiast rozumienie przyrody i jej prawideł w tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bernhard jak zwykle bredzi. Ale bredzi w pierwszorzędnym stylu, wyszukanej formie i zaskakującej treści. Dlatego z przyjemnością zanurzam się we wszystkim co wychodzi spod jego pióra.

Dawni Mistrzowie to taki klasyk gatunku bernhardowskiej prozy. Zawsze do polecenia, jeśli ktoś uwierzy zbytnio w zbawczy ideał sztuki czy kultury.

Bernhard jak zwykle bredzi. Ale bredzi w pierwszorzędnym stylu, wyszukanej formie i zaskakującej treści. Dlatego z przyjemnością zanurzam się we wszystkim co wychodzi spod jego pióra.

Dawni Mistrzowie to taki klasyk gatunku bernhardowskiej prozy. Zawsze do polecenia, jeśli ktoś uwierzy zbytnio w zbawczy ideał sztuki czy kultury.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyjemna opowiastka z domieszką ciekawych rozważań obyczajowo-społecznych. Traktuje o kobiecie, w której zadłuża się redaktor pewnej gazety. Niestety jego umizgi spalają na panewce. Dzięki temu również przypadkowo odkrywa tajemnicę owej niewiasty. Momentami się dłuży, ale jak ktoś ma za dużo czasu, można przeczytać. Za to końcówka jest brawurowa.

Przyjemna opowiastka z domieszką ciekawych rozważań obyczajowo-społecznych. Traktuje o kobiecie, w której zadłuża się redaktor pewnej gazety. Niestety jego umizgi spalają na panewce. Dzięki temu również przypadkowo odkrywa tajemnicę owej niewiasty. Momentami się dłuży, ale jak ktoś ma za dużo czasu, można przeczytać. Za to końcówka jest brawurowa.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobrze, że jest książka, która poprzez losy poszczególnych bohaterów pokazuje historię Warmii i Mazur. Wydaje się, że wiedza na temat "ziem odzyskanych" jest białą plamą w pamięci Polaków. Ni to swoi, ni to Niemcy, takie coś pomiędzy. "Wieczny początek" jest bardzo dobrą okazją do odkrycia tej niezwykle ciekawej, tajemniczej i jednak trudnej historii regionu dawnych Prus Wschodnich.

Wieczny początek to opowieść z trzech perspektyw. Ludzi, którzy kiedyś na terenach ówczesnych Niemiec mieszkali i gospodarzyli, ludzi, którzy przejęli zostawione przez, no właśnie kogo, Niemców/Mazurów/Warmiaków gospodarstwa oraz ludzi, którzy się już tam urodzili, choć wiedza na temat miejsca nigdy nie była im dana ani w szkole, ani poprzez rodzinę. Oni sami też nie pytali, bo jak to bywa w takich miejscach, czuć w powietrzu, że lepiej nie pytać, bo trudna to i skomplikowana, jeśli nie bolesna wiedza.

Oczywiście, sam uwielbiam Warmię i Mazury. Byłem tam kilka razy i filtruję tę opowieść przez moje osobiste wspomnienia. Największym zaskoczeniem było to, że Olsztyn to jednak Warmia a nie Mazury. I to co na pewno po tej lekturze wezmę to nauczką by zwracać uwagę na do jakiej krainy dana wieś czy miasto przynależy. Myślę, że to ważne w dobie zanikania i ujednolicania kultury małych ojczyzn, lokalnych tradycji, choć nie żebym był ich przesadnym zwolennikiem w pewnych przypadkach. Myślę natomiast, że nadaje to koloryt i charakterystykę miejsca. W końcu jedzie się w świat by zobaczyć coś innego, nowego, zaskakującego. Warmia to kraina na uboczu, nie ma zbyt wielu jezior. Turyści nie szturmują jej jak Mazury. Raczej slow life do bycia na łonie natury z daleka od wszelkich rozpraszaczy czy gwaru wielkomiejskiego.

Warmia była głównie katolicka a Mazury protestanckie. To rozróżnienie w wyznawanej religii będzie mieć potem wiele konsekwencji. Od tych cięższego kalibru jak przejmowanie kościołów po te mniejsze jakie zawierają się krajobrazie. To jest na przykład występujące w dużych ilościach kapliczki przydrożne na Warmii. Ciekawostką jest też to gdzie sytuowano cmentarze, gdyż wieś z cmentarzem bez kościoła należała do Mazurskiej części.

Warmia to pagórkowaty, urozmaicony teren i ciekawy do eksploracji, Mazury to płaszczyzny pokryte lasami i jeziorami. Autorka mówi, że to nuda, do czego jednak nie jestem w stanie się przychylić. Jazda długimi odcinkami pośród dzikiej przyrody i ukrytych przed światem jezior ma w sobie wiele uroku. Nie mówiąc już o noclegu w takim miejscu, który potrafi przywrócić bliski kontakt z naturą. I tak też tu wyglądało życie, które toczyło się wokół pracy na roli, pracy w lesie, gdzie turystyka była fanaberią arystokracji bądź bardzo bogatej mieszczańskiej klasy.

Jednak głównym tematem książki, który przewija się w historiach ludzi, to właśnie tożsamość. Niemożność określenia się, które wynikło tutaj z takich a nie innych uwarunkowań historycznych i decyzji politycznych. W wyniku powojennych ustaleń Prusy Wschodnie trafiają do Polski pod nazwą Warmii i Mazur, co zapoczątkuje na długie lata zmowę milczenia wokół tematu przejmowania domów i ziem. losów ludzi, ustaleń nowego ładu. Dawni Niemcy wyrwani z tej ziemi, ci co wrócili z Niemiec już nie czuli się tutaj jak u siebie, nowi nie traktowali tej ziemi jak swojej. Dla nich to była tymczasowy spichlerz zasobów na budowę domu, by szabrować po sadach, by znajdować jakieś pozostałości po skarbach zakopanych przed wyjazdem. Trudna historia, która jednak dopomina się o większą uwagę i głębsze badania. Wieczny początek to swoją drogą fenomenalny tytuł.

Książka jest długa, co jest jej plusem i minusem. Chwilami się dłużyła, a chwilami styl reportażowo-sensacyjny bywał też nużący, co odbijało się na jakości i intensywności opowieści. Natomiast, ilość różnych informacji i opowieści jest zdecydowanym plusem. Szerokie grono postaci, rodzin i ich opowieści, mam wrażenie czasami uzyskiwanych w mozolnym tropieniu śladów przeszłości zasługuje na uznanie i docenienie. Brakuje opisu szerszego tła polityczno-społecznego. Jak do tego odnosiła się ówczesna władza, reszta polski, czy rzeczywiście była to terra incognita dla reszty społeczeństwa? Zapomniani przez Boga i ludzi odmieńcy?

Dobrze, że jest książka, która poprzez losy poszczególnych bohaterów pokazuje historię Warmii i Mazur. Wydaje się, że wiedza na temat "ziem odzyskanych" jest białą plamą w pamięci Polaków. Ni to swoi, ni to Niemcy, takie coś pomiędzy. "Wieczny początek" jest bardzo dobrą okazją do odkrycia tej niezwykle ciekawej, tajemniczej i jednak trudnej historii regionu dawnych Prus...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trzeba przyznać, że autor całkiem nonszalancko podchodzi do opisu świata arabskiego w Egipcie. Pisze brutalnie, szczerze, bez ogródek cytuje rozmowy z ludźmi z tamtego światka. Zastanwiam się czy jest książka, która au rebours z perspektywy cudzoziemca opisuje nasz chrześcijański świat. Czy byłby również tak pełen kontrastów w wyznawanych wartościach i czynach? W świecie arabskim wydaje się się to naturalne i zrozumiałe, że można pić i nie pić zarazem, mieć kobietę jedną i wiele, można przechodzić płynnie od dobra do zła. Z tym, że zła rozumianego bardziej po europejsku, więc trzeba barć na to poprawkę. To też ciekawe, ale za każdym razem zaskakujące, że w przypadku supresji instynktów lub popędów seksualnych objawiawiają one się fiksacją na punkcie dość radykalnych poglądów na jej temat wraz purtyanizmem obyczajowym, który jest tematem tabu, bo ma być sam przez się zrozumiały. Niesamowite jak można to łączyć w obrębie jednej kodeksu wierzeń, kultury i zachowania. Tak jakby Bóg rozliczał ich za życie w świetle dnia, a w nocy chulaj dusza piekła nie ma. Książka dostarcza pewnej wiedzy, ale podejrzewam, że jest zbyt przefiltrowana przez doświadczenie autora by stanowiła rzetelne odniesienie do świata arabskiego. Choć może, kto wie, trzeba porównać z innymi pozycjami. Ale czyta się genialnie :)

Trzeba przyznać, że autor całkiem nonszalancko podchodzi do opisu świata arabskiego w Egipcie. Pisze brutalnie, szczerze, bez ogródek cytuje rozmowy z ludźmi z tamtego światka. Zastanwiam się czy jest książka, która au rebours z perspektywy cudzoziemca opisuje nasz chrześcijański świat. Czy byłby również tak pełen kontrastów w wyznawanych wartościach i czynach? W świecie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Ulubiona. Klasyka. Może trzeba czytać na spokojnie, nie wszystko na raz. Za skomplikowane to wszystko, po prostu. Ta proza, czas wojny we Francji, płonąca Warszawa, tamta Polska i dzisiejsza Polska.

Ulubiona. Klasyka. Może trzeba czytać na spokojnie, nie wszystko na raz. Za skomplikowane to wszystko, po prostu. Ta proza, czas wojny we Francji, płonąca Warszawa, tamta Polska i dzisiejsza Polska.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Tak, książka ma się ukazać 20 lutego. Ale, ale, ale... powstała na bazie bloga, którego Aneta prowadziła przez długi czas. Na szczęście natknąłem się na niego w odpowiednim momencie to jest zanim przepadł wskutek założeń redaktorskich. Bardzo duża szkoda, że jej internetowa strona wygasła. Chyba, że tylko mi nie chce się załadować. Fajnie by było, gdyby Aneta miała miejsce w sieci, które ciągle jest jej, z jej zapiskami, opowieściami, refleksjami spisywanymi nieraz na gorąco. A na razie zostajemy z wydaniem papierowym ksiązki.

Zapis ostatnich lat życia, bogactwo przeżyć, uczuć, dramat, sen, jawa, krew, lektury, podróże, spotkania, upojenie życiem i desperacja z bezsilności wobec bólu. Mnóstwo życia - mięcha, które jednak jest poddawane bezlitosnej analizie ale i życiodajnej syntezie.

Że zacytuję kawałek:

"2 października 2017 roku piłam z przyjaciółmi. Minęły dwa lata. Nie jest to co prawda jeszcze sukces wart odnotowania w statystykach przeżywalności na Wikipedii, ale ja cieszę się bardzo. Wciąż żyję, a zakładałam, że mogę już nie żyć. „Październik 2017” w październiku 2015 roku był jak lot na Marsa, niemal niemożliwy do wyobrażenia.

Chciałabym te dwa lata jakoś podsumować, ale nie jest to możliwe. Nie ma puenty ani pozytywnego przesłania. Dwie chemie, każda trwająca po sześć miesięcy, sprawiły że w trakcie tych dwóch lat miałam tylko rok normalnego życia. Ten drugi, chemiczny był normalny w połowie: dwa tygodnie na chemię, wymiotowanie i igły, dwa na wszystko inne. Były to dwa lata bólu, strachu, łez i przemożnego pragnienia krzyku. Dwa lata wściekłości. Poczucia, że świat wokół mnie niewzruszenie biegnie dalej, a mój stanął w miejscu i w tym zatrzymanym świecie jestem sama.[...]

Śmiertelna choroba nie jest tylko egzystencjalnym rozmyślaniem i kontemplacją wartości życia, choć fakt – nigdy wcześniej nie odczuwałam mojego życia tak intensywnie. Choroba jest ciężarem trudnym do zniesienia, jest paraliżem sił witalnych, zamrożeniem życia za życia. Naprawdę nie warto dopiero wtedy.
Jeśli coś warto, to wiedzieć o tym, że jesteśmy śmiertelni. Wiedzieć, nie pamiętać, bo gdy się wie naprawdę, to się tego nie zapomni. A jednocześnie nie chodzi o to by cały czas o tym myśleć, dobrze mi było bez tej perspektywy. Życie jest dużo bardziej różnorodne niż jeden człowiek, jeden dzień i jedna myśl, na przykład, o tym, że się umrze. Enjoy."


Cieszę, że blog Anety zostanie wydany i udostępniony szerszej publiczności, to znaczy większa szansa, że ktoś zauważy okładkę na jakiejś witrynie niż odkryję ją w internetach(w sumie już nie aktualne), a bardzo warto, bo to bezcenna rzecz.

Bierzcie i czytajcie.

Tak, książka ma się ukazać 20 lutego. Ale, ale, ale... powstała na bazie bloga, którego Aneta prowadziła przez długi czas. Na szczęście natknąłem się na niego w odpowiednim momencie to jest zanim przepadł wskutek założeń redaktorskich. Bardzo duża szkoda, że jej internetowa strona wygasła. Chyba, że tylko mi nie chce się załadować. Fajnie by było, gdyby Aneta miała miejsce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Słabe jak barszcz.

Film o niebo lepszy, o całe podniebienie rozkoszy lepszy, dobry jak mojito w gorące lato, przyjemny jak zapach lata , zachęcający jak smak wina na leżaczku pod słomkowym parasolem.

Zanurzyć stopy w ciepłym piasku, kiedy nadchodzi zimny wieczór.

I proszę pamiętać - piszę to o filmie, nie o książce.

Słabe jak barszcz.

Film o niebo lepszy, o całe podniebienie rozkoszy lepszy, dobry jak mojito w gorące lato, przyjemny jak zapach lata , zachęcający jak smak wina na leżaczku pod słomkowym parasolem.

Zanurzyć stopy w ciepłym piasku, kiedy nadchodzi zimny wieczór.

I proszę pamiętać - piszę to o filmie, nie o książce.

Pokaż mimo to