rozwińzwiń

Nie ma i nie będzie

Okładka książki Nie ma i nie będzie Magdalena Okraska
Okładka książki Nie ma i nie będzie
Magdalena Okraska Wydawnictwo: Wydawnictwo Ha!art reportaż
300 str. 5 godz. 0 min.
Kategoria:
reportaż
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Ha!art
Data wydania:
2022-04-18
Data 1. wyd. pol.:
2022-04-18
Liczba stron:
300
Czas czytania
5 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366571549
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Nowy Obywatel 43 (94) Paweł Kaczmarski, Paul Kingsnorth, Szymon Majewski, Magdalena Okraska, Remigiusz Okraska, Mateusz Piotrowski
Ocena 0,0
Nowy Obywatel ... Paweł Kaczmarski, P...
Okładka książki Nowy Obywatel nr 42 (93) Bartosz Bartosik, Darek Foks, Paweł Kaczmarski, Rafał Łętocha, Szymon Majewski, Magdalena Okraska, Maciej Piotrowski, Jan Przybylski, Jakub Urbański
Ocena 8,0
Nowy Obywatel ... Bartosz Bartosik, D...
Okładka książki Nowy Obywatel 36(87) / Jesień 2021 Marek Balicki, Konrad Ciesiołkiewicz, Jakub Duchnicki, Andrzej Dwojnych, Katarzyna Górzyńska-Herbich, Paweł Kaczmarski, Dorota Kilańska, Magdalena Kozela, Maciej Krawczyk, Szymon Majewski, Zofia Miś, Łukasz Moll, Madlen Nikolova, Magdalena Okraska, Remigiusz Okraska, Paulina Polak, Mateusz Różański, Agnieszka Stępień, Radosław Stupak, Agnieszka Wójcik, Michał Zabdyr-Jamróz, Mateusz Żaboklicki
Ocena 0,0
Nowy Obywatel ... Marek Balicki, Konr...
Okładka książki Nowy Obywatel 35(86) / Wiosna-Lato 2021 Jacek Bartosiak, Michał Beim, Krzysztof Chaczko, Tomasz Chmielewski, Mateusz Jurewicz, Paweł Kaczmarski, Jakub Krzyżanowski, Piotr Kuligowski, Szymon Majewski, Michał Maleszka, Szymon Malinowski, Tomasz Szymon Markiewka, Anna Mendrok, Krzysztof Mroczkowski, Agnieszka Nowak, Magdalena Okraska, Remigiusz Okraska, Joanna Oparek, Piotr Ostrowski, Arthur Joseph Penty, Joanna Perzyna, Jan Przybylski, Roman Rostek, Mateusz Różański, Adam Suraj, Adam Wodeham, Jan Zelig
Ocena 8,0
Nowy Obywatel ... Jacek Bartosiak, Mi...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
182 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
98
11

Na półkach:

Recenzja z tezą

„Nie ma i nie będzie” to gorzki i przejmujący portret opuszczonych miast, w których główny zakład pracy, będący jednocześnie jedynym żywicielem danej społeczności, pod pozorami wolnorynkowego racjonalizmu zlikwidowano albo sprywatyzowano i też zlikwidowano.

Scenariusz w konsekwencji likwidacji był zawsze taki sam – brak zabezpieczeń socjalnych, brak jakiegokolwiek planu na sprawiedliwą transformację, brak jakiejkolwiek alternatywy, bo wyobrażony sektor usług nie zapchał dziur po dużych zakładach w wielu miastach (po dziś dzień). To wszystko spowodowało oczywiście erozję życia społecznego, powszechną zapaść na rynku pracy, przymusową emigrację, wzrost przestępczości, jednym słowem mówiąc – anomię.

Według propagandy, którą sączono na początku lat 90. m.in. w „Kronikach Filmowych” (można sobie obejrzeć na YouTube),która z dnia na dzień z tuby propagandowej PRL-u stała się orężem propagandy neoliberalnej, wszyscy oni byli sami sobie winni. A bo leniwi, a bo zakład niewydolny, a bo niepotrzebni w nowej, dynamicznej gospodarce rynkowej, a w ogóle powinni założyć spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i wziąć się za siebie, wziąć sprawy w swoje ręce. Nie trzeba być Wiesławem Godzicem, żeby z medioznawczego punktu widzenia stwierdzić, że wpływ telewizji na kształtowanie opinii i dyskursu trzy dekady temu był znacznie silniejszy niż choćby teraz. Tym bardziej, gdy media publiczne stały się „wolne”, a więc domyślnie traktowano je jako bardziej obiektywne.

A za liczbami i likwidacjami zawsze stoją ludzie. Setki, tysiące – ludzi i oraz ich osobistych dramatów. Ci ludzie mieli rodziny, mieszkania, ulubione bary, sklepy, znajomych, rutyny, często przesiedlali się do danego miasta za pracą. Praca wyznaczała sens ich życia i dumę, definiowała ich człowieczeństwo. Bywało, że ci ludzie po likwidacjach zostawali na miejscu (nie każdy mógł wyjechać) i patrzyli, jak dzień po dniu, zakład, w którym pracowali nawet po kilkadziesiąt lat, niszczeje, jak do szybu kopalni ładuje się azbest, jak wywożona za bezcen jest wysokojakościowa stal, jak podupada lokalna infrastruktura, jak ich dzieci wyjeżdżają za granicę, znajomi popadają w apatię czy popełniają samobójstwa, jak ulice zamierają, jak umiera życie, jak umierają miasta. Ci ludzie często nie mają nawet odwagi pójść w miejsce, gdzie ich zakład istniał, tak silna jest trauma. Trudno się temu dziwić, nie można się temu dziwić i nie można odmawiać tym ludziom poczucia krzywdy, złości, a czasem i uzasadnionej nienawiści wymierzonej w konkretnych architektów „niezbędnych” reform.

Dzika transformacja ma konkretne nazwiska, nie zadziała się samoistnie za pomocą mitycznej niewidzialnej ręki wolnego rynku, a jej autorzy są nadal zapraszani jako autorytety na liberalne przedstawienia typu Campus Polska.

Likwidacja przemysłu, wokół którego kręciło się całe życie i tworzył się lokalny dobrobyt, spowodowała „koszty społeczne”, czyli po prostu ofiary w ludziach, o których się niewiele mówi, tragedie, które się celowo przemilcza, budując oczywiście w kontrze do tego liczne i barwne historie sukcesu, jak to temu się powiodło, tamten założył firmę, a jeszcze tamten to i tamto. O tym, że tego typu narracje są dalej żywe, może świadczyć próba zdyskredytowania „Nie ma i nie będzie” przez Wojciecha Szota, który na doczepkę swojej recenzji przeprowadził wywiad z radnym z Paroja, który w karkołomny sposób postanowił ratować wizerunek wyludniającego się od lat Myszkowa, argumentując, że w mieście jest wszystko w porządku, bo jemu się powiodło, lata 90. to był dla niego „świetny czas” no i jest też ścieżka rowerowa i supermarket – szczyt marzeń XXI wieku.

Liczne historie sukcesów „od pucybuta do milionera”, czy też te mniej ostentacyjne, ale równie naiwne (bo pokazują wyjątki, a nie kontinuum),są dobrze znane, w ostatnich dekadach miały nadreprezentację we wszystkich możliwych środkach przekazu. Chodziło i chodzi o nic innego, żeby sprawić wrażenie, że sukces może osiągnąć każdy, że jest na wyciągnięcie ręki, a kto go nie osiągnął, sam sobie na to zasłużył, japa cicho, nierobie! Tylko konsekwentnie wtłaczając ludziom do głów symboliczny przekaz, że jeszcze rok czy dwa i ciężką pracę dorobią się milionów, mit może być kultywowany, szczególnie przez tych, którzy z racjonalnego i klasowego punktu widzenia nie powinni w mieć w tym żadnego interesu.

„Nie ma i nie będzie” oddaje głos tym wszystkim, którzy na transformacji przegrali, stracili sens swojego życia, przestali być przydatni, którym amputowano sprawczość i nie zaoferowano nic w zamian. Górnicy, pracownicy i pracownice fabryk, zakładów bawełnianych… Magiczna ręka wolnego rynku zadziałała szybko – z dnia na dzień setki często wysoko wykwalifikowanych robotników i robotnic stało się niepotrzebnych, nieprzydatnych. Oczywiście według architektów zmian, wszyscy oni z dnia na dzień mieli stać się maklerami, posiadaczami kapitału, przedsiębiorcami i milionerami. A jak nie zostali, to są homo soveiticusami.

Okraska zahacza także o tych, którzy próbują w podupadających miasteczkach jakoś żyć, oddaje głos także tym, którzy się poddali i wyjechali do większego miasta, mimo że bardzo chcieli zostać, pokazując tym samym, że zmiany transformacyjne sprzed trzech dekad rezonują po dziś dzień na osoby wchodzące na rynek pracy.

To, co w „Nie ma i nie będzie” wzruszyło mnie najbardziej, to sentymentalizm i szczera reporterska empatia. Magda nie traktuje swoich rozmówców jako obiekt badań, nie podsuwa im odpowiedzi, nie patrzy z góry. Pije z nimi piwo, śliwowicę, je schaboszczaki, słucha i po ludzku im współczuje. To jest właśnie ten mityczny „czuły narrator”. Okraska nie udaje quasi bezstronnego obserwatora i całe szczęście, bo taka reporterska maniera jest gruntu fałszywa i próbuje sprytnie wmówić czytelnikowi ukryte pozory obiektywizmu, które są niczym innym jak zwykłym paternalizmem. Nie jesteśmy obiektywni, obiektywny reportaż nie istnieje, koniec, kropka.

Nie trafiają do mnie argumenty, że ta książka jest reportersko czy też literacko słaba. Język, którego Okraska używa, jest plastyczny, niemalże czuję na języku (choć nie jem mięsa) wypływający z kotleta w kształcie polski tłuszcz, kwaskowatość zalewajki, skwar słońca, widzę jej oczami wiwisekcję martwych miast, podążam wraz z nią śladami po chaotycznych „cięciach” Balcerowiczowskiej terapii szokowej; widzę martwe, zarośnięte i rozkradzione poprzemysłowe resztki z perspektywy dziewczyny włóczącej się po ruinach dawnego życia, które oczywiście były niezbędnym „kosztem” do zbudowania nowego lepszego świata.

Perspektywa „busowa” i piesza to też spory walor tej książki, bo zwraca uwagę na wykluczenie transportowe. Napisy na murach, czy to, co lokalsi jedzą, gdzie jedzą i jakie mają nadruki na podkoszulkach, to wszystko się składa na etnograficzny portret danej miejscowości i jak najbardziej ma uzasadnienie w kontekście tematu reportażu.

Podsumowując – czytajcie „Nie ma i nie będzie”, polecajcie znajomym i niech takich książek powstaje więcej i więcej. Ma boleć, ma być rozdrapywane, jątrzone, a im większy z tego powodu raban, tym lepiej. Te przemilczane historie muszą zostać jak najobszerniej spisane, zanim ich świadkowie odejdą, a na miejskich placykach zostaną już wyłącznie tani propagandziści sukcesu, którzy będą budować narrację rodem z folderów reklamowych.

Recenzja z tezą

„Nie ma i nie będzie” to gorzki i przejmujący portret opuszczonych miast, w których główny zakład pracy, będący jednocześnie jedynym żywicielem danej społeczności, pod pozorami wolnorynkowego racjonalizmu zlikwidowano albo sprywatyzowano i też zlikwidowano.

Scenariusz w konsekwencji likwidacji był zawsze taki sam – brak zabezpieczeń socjalnych, brak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
0
0

Na półkach:

Recenzja z tezą

„Nie ma i nie będzie” to gorzki i przejmujący portret opuszczonych miast, w których główny zakład pracy, będący jednocześnie jedynym żywicielem danej społeczności, pod pozorami wolnorynkowego racjonalizmu zlikwidowano albo sprywatyzowano i też zlikwidowano.

Scenariusz w konsekwencji likwidacji był zawsze taki sam – brak zabezpieczeń socjalnych, brak jakiegokolwiek planu na sprawiedliwą transformację, brak jakiejkolwiek alternatywy, bo wyobrażony sektor usług nie zapchał dziur po dużych zakładach w wielu miastach (po dziś dzień). To wszystko spowodowało oczywiście erozję życia społecznego, powszechną zapaść na rynku pracy, przymusową emigrację, wzrost przestępczości, jednym słowem mówiąc – anomię.

Według propagandy, którą sączono na początku lat 90. m.in. w „Kronikach Filmowych” (można sobie obejrzeć na YouTube),która z dnia na dzień z tuby propagandowej PRL-u stała się orężem propagandy neoliberalnej, wszyscy oni byli sami sobie winni. A bo leniwi, a bo zakład niewydolny, a bo niepotrzebni w nowej, dynamicznej gospodarce rynkowej, a w ogóle powinni założyć spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i wziąć się za siebie, wziąć sprawy w swoje ręce. Nie trzeba być Wiesławem Godzicem, żeby z medioznawczego punktu widzenia stwierdzić, że wpływ telewizji na kształtowanie opinii i dyskursu trzy dekady temu był znacznie silniejszy niż choćby teraz. Tym bardziej, gdy media publiczne stały się „wolne”, a więc domyślnie traktowano je jako bardziej obiektywne.

A za liczbami i likwidacjami zawsze stoją ludzie. Setki, tysiące – ludzi i oraz ich osobistych dramatów. Ci ludzie mieli rodziny, mieszkania, ulubione bary, sklepy, znajomych, rutyny, często przesiedlali się do danego miasta za pracą. Praca wyznaczała sens ich życia i dumę, definiowała ich człowieczeństwo. Bywało, że ci ludzie po likwidacjach zostawali na miejscu (nie każdy mógł wyjechać) i patrzyli, jak dzień po dniu, zakład, w którym pracowali nawet po kilkadziesiąt lat, niszczeje, jak do szybu kopalni ładuje się azbest, jak wywożona za bezcen jest wysokojakościowa stal, jak podupada lokalna infrastruktura, jak ich dzieci wyjeżdżają za granicę, znajomi popadają w apatię czy popełniają samobójstwa, jak ulice zamierają, jak umiera życie, jak umierają miasta. Ci ludzie często nie mają nawet odwagi pójść w miejsce, gdzie ich zakład istniał, tak silna jest trauma. Trudno się temu dziwić, nie można się temu dziwić i nie można odmawiać tym ludziom poczucia krzywdy, złości, a czasem i uzasadnionej nienawiści wymierzonej w konkretnych architektów „niezbędnych” reform.

Dzika transformacja ma konkretne nazwiska, nie zadziała się samoistnie za pomocą mitycznej niewidzialnej ręki wolnego rynku, a jej autorzy są nadal zapraszani jako autorytety na liberalne przedstawienia typu Campus Polska.

Likwidacja przemysłu, wokół którego kręciło się całe życie i tworzył się lokalny dobrobyt, spowodowała „koszty społeczne”, czyli po prostu ofiary w ludziach, o których się niewiele mówi, tragedie, które się celowo przemilcza, budując oczywiście w kontrze do tego liczne i barwne historie sukcesu, jak to temu się powiodło, tamten założył firmę, a jeszcze tamten to i tamto. O tym, że tego typu narracje są dalej żywe, może świadczyć próba zdyskredytowania „Nie ma i nie będzie” przez Wojciecha Szota, który na doczepkę swojej recenzji przeprowadził wywiad z radnym z Paroja, który w karkołomny sposób postanowił ratować wizerunek wyludniającego się od lat Myszkowa, argumentując, że w mieście jest wszystko w porządku, bo jemu się powiodło, lata 90. to był dla niego „świetny czas” no i jest też ścieżka rowerowa i supermarket – szczyt marzeń XXI wieku.

Liczne historie sukcesów „od pucybuta do milionera”, czy też te mniej ostentacyjne, ale równie naiwne (bo pokazują wyjątki, a nie kontinuum),są dobrze znane, w ostatnich dekadach miały nadreprezentację we wszystkich możliwych środkach przekazu. Chodziło i chodzi o nic innego, żeby sprawić wrażenie, że sukces może osiągnąć każdy, że jest na wyciągnięcie ręki, a kto go nie osiągnął, sam sobie na to zasłużył, japa cicho, nierobie! Tylko konsekwentnie wtłaczając ludziom do głów symboliczny przekaz, że jeszcze rok czy dwa i ciężką pracę dorobią się milionów, mit może być kultywowany, szczególnie przez tych, którzy z racjonalnego i klasowego punktu widzenia nie powinni w mieć w tym żadnego interesu.

„Nie ma i nie będzie” oddaje głos tym wszystkim, którzy na transformacji przegrali, stracili sens swojego życia, przestali być przydatni, którym amputowano sprawczość i nie zaoferowano nic w zamian. Górnicy, pracownicy i pracownice fabryk, zakładów bawełnianych… Magiczna ręka wolnego rynku zadziałała szybko – z dnia na dzień setki często wysoko wykwalifikowanych robotników i robotnic stało się niepotrzebnych, nieprzydatnych. Oczywiście według architektów zmian, wszyscy oni z dnia na dzień mieli stać się maklerami, posiadaczami kapitału, przedsiębiorcami i milionerami. A jak nie zostali, to są homo soveiticusami.

Okraska zahacza także o tych, którzy próbują w podupadających miasteczkach jakoś żyć, oddaje głos także tym, którzy się poddali i wyjechali do większego miasta, mimo że bardzo chcieli zostać, pokazując tym samym, że zmiany transformacyjne sprzed trzech dekad rezonują po dziś dzień na osoby wchodzące na rynek pracy.

To, co w „Nie ma i nie będzie” wzruszyło mnie najbardziej, to sentymentalizm i szczera reporterska empatia. Magda nie traktuje swoich rozmówców jako obiekt badań, nie podsuwa im odpowiedzi, nie patrzy z góry. Pije z nimi piwo, śliwowicę, je schaboszczaki, słucha i po ludzku im współczuje. To jest właśnie ten mityczny „czuły narrator”. Okraska nie udaje quasi bezstronnego obserwatora i całe szczęście, bo taka reporterska maniera jest gruntu fałszywa i próbuje sprytnie wmówić czytelnikowi ukryte pozory obiektywizmu, które są niczym innym jak zwykłym paternalizmem. Nie jesteśmy obiektywni, obiektywny reportaż nie istnieje, koniec, kropka.

Nie trafiają do mnie argumenty, że ta książka jest reportersko czy też literacko słaba. Język, którego Okraska używa, jest plastyczny, niemalże czuję na języku (choć nie jem mięsa) wypływający z kotleta w kształcie polski tłuszcz, kwaskowatość zalewajki, skwar słońca, widzę jej oczami wiwisekcję martwych miast, podążam wraz z nią śladami po chaotycznych „cięciach” Balcerowiczowskiej terapii szokowej; widzę martwe, zarośnięte i rozkradzione poprzemysłowe resztki z perspektywy dziewczyny włóczącej się po ruinach dawnego życia, które oczywiście były niezbędnym „kosztem” do zbudowania nowego lepszego świata.

Perspektywa „busowa” i piesza to też spory walor tej książki, bo zwraca uwagę na wykluczenie transportowe. Napisy na murach, czy to, co lokalsi jedzą, gdzie jedzą i jakie mają nadruki na podkoszulkach, to wszystko się składa na etnograficzny portret danej miejscowości i jak najbardziej ma uzasadnienie w kontekście tematu reportażu.

Podsumowując – czytajcie „Nie ma i nie będzie”, polecajcie znajomym i niech takich książek powstaje więcej i więcej. Ma boleć, ma być rozdrapywane, jątrzone, a im większy z tego powodu raban, tym lepiej. Te przemilczane historie muszą zostać jak najobszerniej spisane, zanim ich świadkowie odejdą, a na miejskich placykach zostaną już wyłącznie tani propagandziści sukcesu, którzy będą budować narrację rodem z folderów reklamowych.

Recenzja z tezą

„Nie ma i nie będzie” to gorzki i przejmujący portret opuszczonych miast, w których główny zakład pracy, będący jednocześnie jedynym żywicielem danej społeczności, pod pozorami wolnorynkowego racjonalizmu zlikwidowano albo sprywatyzowano i też zlikwidowano.

Scenariusz w konsekwencji likwidacji był zawsze taki sam – brak zabezpieczeń socjalnych, brak...

więcej Pokaż mimo to

avatar
439
144

Na półkach:

Pokładałam duże nadzieje w tej książce. Temat super. Mieszkam w jednym z tych miast. Jednak widzę jakieś z góry założone tezy. Wizyta w mieście i rozmowa z jednym człowiekiem to trochę za mało aby poznać jego koloryt, wszystkie warstwy. Sama czasem odkrywam nowe miejsca, zwyczaje. Nie da się zrobić obiektywnego reportażu,z góry zakładając, jak jest źle i ponuro.
Może i są w moim mieście dresiarze, ale są też ciekawi, barwni ludzie, godni uwagi. Daleka jestem od obrony mojego miasta, nie wiem czy sama je lubię... Ale czegoś mi w tej książce zabrakło, może takiej reporterskiej intuicji, daru postrzegania wielowarstwowego.
A może obudziła się we mnie wrodzona przekora i na siłę chcę zobaczyć w moim mieście piękne rzeczy i ludzi? :)

Pokładałam duże nadzieje w tej książce. Temat super. Mieszkam w jednym z tych miast. Jednak widzę jakieś z góry założone tezy. Wizyta w mieście i rozmowa z jednym człowiekiem to trochę za mało aby poznać jego koloryt, wszystkie warstwy. Sama czasem odkrywam nowe miejsca, zwyczaje. Nie da się zrobić obiektywnego reportażu,z góry zakładając, jak jest źle i ponuro.
Może i są...

więcej Pokaż mimo to

avatar
243
173

Na półkach:

Cóż, liberałkom książka nie w smak.. liczne recenzje opisujące dobrą książkę jako " słabą" w ogole mnie nie dziwią- liberaly to ludzie nie widzacy wiele poza wlasnym.nose.m. Ale te reprtaze to czyste fakty ,prawda .Warto poczytac , zwlaszcza powinni poczytac ludzie w Warszawki i elity z PO, no ale oni sie wzdrygaja , że " slaba literatura. No, bo by zabolalo, oj zabolalo;) A literatura w porzo !

Cóż, liberałkom książka nie w smak.. liczne recenzje opisujące dobrą książkę jako " słabą" w ogole mnie nie dziwią- liberaly to ludzie nie widzacy wiele poza wlasnym.nose.m. Ale te reprtaze to czyste fakty ,prawda .Warto poczytac , zwlaszcza powinni poczytac ludzie w Warszawki i elity z PO, no ale oni sie wzdrygaja , że " slaba literatura. No, bo by zabolalo, oj...

więcej Pokaż mimo to

avatar
435
22

Na półkach:

Książkę mogę określić jako co najwyżej "w porządku". Porusza ważny temat, ale dla osób, które chociaż trochę się nim interesują i mają za sobą lekturę kilku podobnych pozycji, nie wnosi nic nowego. Ani nie jest napisana w porywający sposób, ani nie prezentuje świeżego czy nieszablonowego podejścia do tematu, ani nie porusza szczególnie opowiadanymi historiami, ani nie wchodzi w żadne zagadnienie w sposób naprawdę głęboki. Ot, kolejny reportaż, jakich wiele. Kilka ciekawych spotkań, parę zabawnych anegdot, dużo ludzkiego cierpienia, właściwego poruszanemu tematowi. Czasem w nieprzyjemny sposób prześwituje ignorancja czy brak gruntownej wiedzy autorki. Uporczywie wracają te same opowieści, ale bez pomysłu na nadanie im mocy czy spajającej je narracji. Rozdział o mieszkaniach, dobrany spoza klucza, niepasujący do całości. Całość opisałabym jako nieco wtórną i naskórkową. Idea słuszna, ale średnio zrealizowana.

Książkę mogę określić jako co najwyżej "w porządku". Porusza ważny temat, ale dla osób, które chociaż trochę się nim interesują i mają za sobą lekturę kilku podobnych pozycji, nie wnosi nic nowego. Ani nie jest napisana w porywający sposób, ani nie prezentuje świeżego czy nieszablonowego podejścia do tematu, ani nie porusza szczególnie opowiadanymi historiami, ani nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
6
6

Na półkach:

Bardzo dobry reportaż o miejscach zapomnianych i porzuconych. Miescach nieidealnych, często zniszczonych i zanieczyszczonych przez przemysł, który je utrzymywał przy życiu, ale po transformacji ustrojowej pozostawionych na pastwę kapitału nietroszczącego się o dobrostan ludności, a jedynie o rentowność. Jedyny poważny zarzut, jaki mam do książki dotyczy tego, że nie każdemu miejscu poświęcono jednakowo wiele uwagi.

Bardzo dobry reportaż o miejscach zapomnianych i porzuconych. Miescach nieidealnych, często zniszczonych i zanieczyszczonych przez przemysł, który je utrzymywał przy życiu, ale po transformacji ustrojowej pozostawionych na pastwę kapitału nietroszczącego się o dobrostan ludności, a jedynie o rentowność. Jedyny poważny zarzut, jaki mam do książki dotyczy tego, że nie każdemu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
210
120

Na półkach:

Znośna, to chyba jedyne określenie na które sobie pozwolę. Bardzo nierówna, ciężko się ją czyta, choć nie jest intelektualną zagadką. Kilka ciekawszych miast, kilku fajnych osób z wywiadów, przeplecionych miałkimi wstawkami. Nic odkrywczego, a szkoda, bo potencjał był.

Znośna, to chyba jedyne określenie na które sobie pozwolę. Bardzo nierówna, ciężko się ją czyta, choć nie jest intelektualną zagadką. Kilka ciekawszych miast, kilku fajnych osób z wywiadów, przeplecionych miałkimi wstawkami. Nic odkrywczego, a szkoda, bo potencjał był.

Pokaż mimo to

avatar
745
117

Na półkach:

Dużo jakichś personalnych wstawek, niekoniecznie interesuje mnie, że Magda chodzi w przemoczonych butach i jeszcze to szczycenie się, jakby to poświęcenie, żeby w mokrych butach w oczekiwaniu na pociąg szukać namalowanych penisów na ścianach bloków było nie-wiadomo-czym.

Dużo jakichś personalnych wstawek, niekoniecznie interesuje mnie, że Magda chodzi w przemoczonych butach i jeszcze to szczycenie się, jakby to poświęcenie, żeby w mokrych butach w oczekiwaniu na pociąg szukać namalowanych penisów na ścianach bloków było nie-wiadomo-czym.

Pokaż mimo to

avatar
481
480

Na półkach:

Nie ma i nie będzie to opowieść o polskich miastach: Wałbrzychu, Ozorkowie, Będzinie, Włocławku, Skarżysku-Kamiennej i kilku innych. Co je łączy? Każde z nich ma wielką wyrwę, która powstała za czasów transformacji ustrojowej i fal likwidacji poszczególnych zakładów pracy.

Umieranie miast i mniejszych miejscowości to temat, który coraz częściej pojawia się w polskim reportażu. Bohaterami i źródłem dla tych historii są mieszkańcy. Starsi, którzy zostali i z nostalgią obserwują wygasłe tereny oraz wspominają czasy świetności. Niektórych tęsknota wiedzie do opuszczonych zakładów. I młodzi, którzy wracają do wspomnień z dzieciństwa. Dlaczego nie zostali? Bo nie mają po co. Lokalny patriotyzm i przywiązanie do miejsca są obecne, jednak nie zapewnią warunków do życia i rozwoju. A tego w pogrążających się w kolejnych likwidacjach miejscowościach brakuje coraz mocniej. To porażka i nikt nie chce wziąć za nią odpowiedzialności. A choroba, którą wywołała, toczy te miasta coraz mocniej, wyrywając z nich kolejnych ludzi.

Nie ma i nie będzie przypomina chwilami pamiętnik z podróży po miasteczkach ze szczegółami typu menu lokalnej kawiarni, nazwy po nieistniejących dawno kinach czy dyskotekach. Nie brakuje tu subiektywności.

Więcej na: CzasoStrefa

Nie ma i nie będzie to opowieść o polskich miastach: Wałbrzychu, Ozorkowie, Będzinie, Włocławku, Skarżysku-Kamiennej i kilku innych. Co je łączy? Każde z nich ma wielką wyrwę, która powstała za czasów transformacji ustrojowej i fal likwidacji poszczególnych zakładów pracy.

Umieranie miast i mniejszych miejscowości to temat, który coraz częściej pojawia się w polskim...

więcej Pokaż mimo to

avatar
326
218

Na półkach: ,

,,Nie ma i nie będzie" - to dołujący wręcz tytuł, który sugeruje, że optymizmu w tej lekturze nie należy się spodziewać. Magdalena Okraska podjęła się całkiem interesującej misji zwiedzenia i opisania miast, osiedli które za czasów PRL-u tętniły życiem, a teraz po zamknięciu kopalni, czy kombinatów - molochów zamierają i niszczeją. Autorka opisuje m.in. Wałbrzych, Tarnobrzeg, Myszków, Włocławek, Ozorków, Będzin. Schemat opisów jest bardzo podobny. Była kiedyś fabryka, która zatrudniała tysiące pracowników, powstawało osiedle z wielkiej płyty, przedszkole, stołówki, kino. Nastała gospodarka rynkowa, zakład upadł, stołówki zlikwidowano, kino zamknięto. Nie ma nic poza blokowiskiem i sklepami ,,Żabki". Młodzi uciekają z takich miejsc, zostają sami emeryci. Taki obraz wyłania się niemal z każdej relacji - wycieczki.

W tych wszystkich opowieściach zabrakło mi odrobiny reporterskiego zacięcia, intrygujących historii ludzi, którzy choćby jak pan Zbyszek z Wałbrzycha mają rzeczywiście coś interesującego do wspominania. Na marginesie ,,Nie ma i nie będzie - węgla. Wałbrzych" to najciekawszy rozdział całej książki. To, że autorka przemoczyła sobie buty podczas włóczęgi i znalazła adres pani, która już nie żyje i która mogła mieć coś interesującego do opowiedzenia jest już dla mnie jako czytelnika mniej ciekawe. Trochę szkoda, bo tematyka mnie zainteresowała i zachęciła do lektury. Niestety z książki niewiele wyniosłem, poza dołującym przekonaniem, że dobrze to już było kiedyś i lepiej nigdy nie będzie.

,,Nie ma i nie będzie" - to dołujący wręcz tytuł, który sugeruje, że optymizmu w tej lekturze nie należy się spodziewać. Magdalena Okraska podjęła się całkiem interesującej misji zwiedzenia i opisania miast, osiedli które za czasów PRL-u tętniły życiem, a teraz po zamknięciu kopalni, czy kombinatów - molochów zamierają i niszczeją. Autorka opisuje m.in. Wałbrzych,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    270
  • Przeczytane
    210
  • Posiadam
    27
  • 2022
    22
  • Teraz czytam
    6
  • 2023
    3
  • Przeczytane w 2022
    2
  • Reportaże
    2
  • Reportaż
    2
  • Polityka
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Nie ma i nie będzie


Podobne książki

Przeczytaj także