Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Niewielka objętościowo książka z zaskakującym zakończeniem i tytułem przywołującym na myśl kasety VHS ustawione w wypożyczalniach za brudną kotarą... Jednak mając ochotę na Vonneguta, sięgnęłam w końcu po tę ostatnią na mojej półce pozycję Mistrza. Pomimo kiepskiego tytułu - było warto.
Zauważyłam, że jeśli w książkach występują elementy fantastyki/sci-fi, to im dawniej dane dzieło zostało napisane, tym bardziej przypada mi do gustu. W mojej ocenie futurystyczne wizje, na które nakładają się doświadczenia i wiedza z ubiegłego wieku, mają swój niepowtarzalny nastrój, który porywa nas poza czas - tak jakby jednocześnie do przyszłości i przeszłości.
W "Syrenach z Tytana" nic nie jest oczywiste - kto kim manipuluje (pozory mylą), czy człowiek jest "kowalem własnego losu" czy tylko wypełnia z góry określoną misję, czy bez bolesnych doświadczeń da się zrozumieć czym jest miłość, czy motywy działania powinny być zawsze logiczne?
Syreny zapraszają nas w tragikomiczną podróż złudzeń, która kończy się "oświeceniem".

Niewielka objętościowo książka z zaskakującym zakończeniem i tytułem przywołującym na myśl kasety VHS ustawione w wypożyczalniach za brudną kotarą... Jednak mając ochotę na Vonneguta, sięgnęłam w końcu po tę ostatnią na mojej półce pozycję Mistrza. Pomimo kiepskiego tytułu - było warto.
Zauważyłam, że jeśli w książkach występują elementy fantastyki/sci-fi, to im dawniej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Relatywizm moralny i ciekawe ujęcie kwestii odpowiedzialności...
Czy można być osobą nadzorującą konstrukcję bomby atomowej, mającej służyć ludobójstwu, i jednocześnie okazywać dezaprobatę wobec seryjnych morderców i oburzać się "pospolitymi" zabójstwami?
Oczywiście, że można, i to nawet całkiem szczerze, nie dostrzegając żadnych sprzeczności w swoim myśleniu.
Jak to u Vonneguta bywa, ludzkość przeraża głupotą, złem i tendencją do samounicestwienia.
Wartym uwagi pomysłem jest bokononizm - filozofia oparta na kłamstwie, która jednak pośród absurdów świata i natłoku krzywd, nie jest tak całkowicie bezsensowna, jak mogłoby się wydawać. Ta swoista religia podtrzymuje ludzi na duchu i pomaga im zachować nadzieję i radość w trudnych, surowych warunkach - a więc spełnia bardzo ważną funkcję. I na pewno to nie religia jest bezpośrednim zagrożeniem, chociaż... "jak nie z jednej strony, to z drugiej" - trudno o optymizm, kiedy na każdym kroku ludzkość aż się prosi o "reset".
Największe wzruszenie wzbudzał we mnie książkowy "ojciec bomby atomowej", wyjęty poza ramy moralności, teoretycznie mąż i ojciec, faktycznie już nie, mężczyzna, o którym mówiono: "ludzie to nie była jego specjalność", naukowiec w spektrum autyzmu, któremu "zabrali żółwie, więc zajął się bombą"... Tragiczna postać uosabiająca inteligencję, wiedzę i niewinność, która tworzy nieświadomie najniebezpieczniejszą substancję na świecie - lód o specyficznych właściwościach...

Relatywizm moralny i ciekawe ujęcie kwestii odpowiedzialności...
Czy można być osobą nadzorującą konstrukcję bomby atomowej, mającej służyć ludobójstwu, i jednocześnie okazywać dezaprobatę wobec seryjnych morderców i oburzać się "pospolitymi" zabójstwami?
Oczywiście, że można, i to nawet całkiem szczerze, nie dostrzegając żadnych sprzeczności w swoim myśleniu.
Jak to u...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka napisana dawno temu przez młodą dziewczynę nad brzegiem jeziora... W czasach, gdy myślenie sprawiało przyjemność, gdy czas pozwalał rozkoszować się życiem i zajmować "bezużytecznością"...
"Ale to już było i nie wróci więcej" - wraca za to niemal codziennie ta melodia wybrzmiewająca tęsknotę za przeszłością - podobnie jak w opowiadaniu "Współczesny Abraham" - bezlitośnie upływający czas gra losami bohaterów jak na loterii.
Co jest prawdą a co fikcją? Czy można żyć w świecie urojeń? Czym jest grzech? Czy łatwo rozpoznać obłęd? Książka nie odpowiada na te pytania, ale próbuje ukazać życie z trochę innej perspektywy...

Książka napisana dawno temu przez młodą dziewczynę nad brzegiem jeziora... W czasach, gdy myślenie sprawiało przyjemność, gdy czas pozwalał rozkoszować się życiem i zajmować "bezużytecznością"...
"Ale to już było i nie wróci więcej" - wraca za to niemal codziennie ta melodia wybrzmiewająca tęsknotę za przeszłością - podobnie jak w opowiadaniu "Współczesny Abraham" -...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak to powiedział mój Mąż ekonomista - recenzenci zostali dobrani tak, by za bardzo nie rozumieli co czytają: redaktor, dyrektor, prof. pedagogiki, podróżnik, wykładowca zarządzania, dziennikarz, ekolog. Rzeczywiście ewidentnie zabrakło ekonomistów.
Mnie jednak książka przekonała. Napisana ok. 10 lat temu pod pewnymi względami jest prorocza. Być może Popkiewicz trywializuje i umniejsza kryzysy sprzed wprowadzenia pieniądza fiducjarnego, a ja się nie znam na ekonomii, ale na pewno bardziej przekonuje mnie system finansowy oparty na złocie niż pieniądz wirtualny.
Popkiewicz w "Świecie na rozdrożu" nie straszy "zombie apokalipsą", ale pokazuje konkretne zagrożenia oraz proponuje konkretne działania, by zapobiec czarnym scenariuszom. Chociaż niektóre rozwiązania - jak np. wprowadzenie maksymalnego dochodu - w pewnej formie działają w kilku krajach i niestety nie sprawdzają się, a wręcz szkodzą społeczeństwu, ponieważ np. lekarze pod koniec roku zaprzestają pracy, gdyż im się to nie opłaca, jako że po przekroczeniu progu podatkowego większość pieniędzy zostałoby im zabranych, więc nie wygląda to tak optymistycznie jak u Popkiewicza, że: "osoby, które osiągnęły górną granicę, mogą pracować nieodpłatnie, jeśli lubią swoją pracę, lub poświęcić swój dodatkowy czas na hobby albo działalność społeczną"...
Ogólnie jednak książka daje do myślenia. Zwłaszcza, że w pewnym sensie przewidziała covid, wojnę z Rosją czy nasilenie migracji...
Popkiewicz pokazuje nam jak jedno z drugiego wynika, jak wszystko się łączy - system finansowy, gospodarka, zanieczyszczenie środowiska, emisja CO2, ocieplenie klimatu, eksternalizacja kosztów, luksusowe życie, antybiotyki, pestycydy, jakość żywności, itd...
Żyjąc na Ziemi możemy nie zdawać sobie do końca sprawy z jej ograniczonych zasobów, dlatego dla zobrazowania zależności pojemności środowiska i populacji Popkiewicz opisuje historię "cywilizacji" bakterii rozmnażających się na szalce jako przykład wzrostu wykładniczego w ograniczonej przestrzeni. Potem zaś przypomina historię reniferów z Wyspy św. Mateusza oraz populacji Wyspy Wielkanocnej...
Dokładnie wyjaśnia na czym polega zjawisko globalnego ocieplenia i dlaczego, skoro występowało cyklicznie, niezależnie od człowieka, jest ono dzisiaj tak groźne.
To książka, która motywuje do podjęcia radykalnych zmian.
Zdecydowanie polecam, wszechstronne, rzetelne spojrzenie na nasz świat podparte wykresami, oficjalnymi danymi i wiarygodnymi źródłami.

Jak to powiedział mój Mąż ekonomista - recenzenci zostali dobrani tak, by za bardzo nie rozumieli co czytają: redaktor, dyrektor, prof. pedagogiki, podróżnik, wykładowca zarządzania, dziennikarz, ekolog. Rzeczywiście ewidentnie zabrakło ekonomistów.
Mnie jednak książka przekonała. Napisana ok. 10 lat temu pod pewnymi względami jest prorocza. Być może Popkiewicz...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niewielka objętościowo książka, którą szybko się czyta. Opowiadaniom pod względem formy, treści i jednoznacznych morałów najbliżej jest do baśni, więc części osób na pewno nie przypadnie do gustu.
Te baśnie, przekazywane sobie przez rdzennych mieszkańców Konga, spisał ksiądz Romuald Bakun.
Wszystko jest bardzo proste, oczywiste, czarno-białe, nie ma tu odcieni szarości. Zło to zło, a dobro to dobro. Większość ról odgrywają zwierzęta, oczywiście spersonifikowane. Postacią uosabiającą negatywne cechy, takie jak nikczemność, fałsz, zdrada, jest Leopard, występujący wielokrotnie w zbiorze - w różnych okolicznościach, ale zawsze w celu ukazania czytelnikowi zagrożeń oraz jako przestroga przed nadmiernym, pochopnym zaufaniem drugiej osobie. U mieszkańców Konga bowiem funkcjonuje związek frazeologiczny "serce Leoparda", oznaczający człowieka, który jest gotów najpierw zdobyć naszą przyjaźń, a potem znienacka nas wykorzystać i zniszczyć.
Opowiadania są krótkie, bazują na schematach, opierają się na tradycyjnych wartościach - wywyższają człowieka ponad zwierzę i podkreślają piękno jako główny atrybut kobiety;) znajdziemy tu też afrykańską wersję naszego "Szewczyka Dratewki", połączonego jakby z "Panią Zimą" - bo potem idzie "na łowy" ten drugi brat, ale o twardym sercu;)
Uważam, że warto dbać o to, by tego typu książki (spisane stare baśnie, legendy) przetrwały jak najdłużej, a niestety mam obawy (widzę po komentarzach na grupach literackich (sic!), że niektórym zależy, by takie "niezrozumiałe, nietolerancyjne, nudne książki" zniszczyć i zapomnieć:(

Niewielka objętościowo książka, którą szybko się czyta. Opowiadaniom pod względem formy, treści i jednoznacznych morałów najbliżej jest do baśni, więc części osób na pewno nie przypadnie do gustu.
Te baśnie, przekazywane sobie przez rdzennych mieszkańców Konga, spisał ksiądz Romuald Bakun.
Wszystko jest bardzo proste, oczywiste, czarno-białe, nie ma tu odcieni szarości....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka w formie pamiętnika prowadzonego przez mężczyznę z niepełnosprawnością intelektualną. Fabuła raczej dla niewielu jest tajemnicą, swego czasu ekranizacja książki odniosła niemały sukces, a w popkulturze pojawiały się nawiązania do niej, więc myślę, że w tym przypadku spoiler nie będzie faux pas. No więc - książka zaczyna się i kończy podobnie - przynajmniej pod względem językowym, ponieważ treść ewidentnie pokazuje nam, że "końcowy Charlie" już nigdy nie będzie tym samym Charliem, co na początku. Jakie emocje odczuwa czytelnik? Chyba głównie smutek. Parę pytań nasuwa się w trakcie lektury.
Co kształtuje naszą osobowość? Kim jest człowiek? Co świadczy o człowieczeństwie? Czy i w jaki sposób inteligencja wpływa na wrażliwość, uczynność, sympatię do ludzi i poczucie przynależności? Operując nos i powiększając biust, nadal pozostaję sobą, ale jeśli poddam się operacji mózgu w celu podwyższenia poziomu inteligencji, to już staję się kimś innym? Choć jest we mnie opór przed jednoznaczną odpowiedzią na ostatnie pytanie, to po części brzmi ona: tak. Przypomina to dylemat z "Lokatora" - gdzie zaczyna się i kończy "JA" - czyli rozważania głównego bohatera w stylu: "Kiedy odetnę sobie nogę, będę ja i moja noga, kiedy odetnę sobie nogi i ręce, to (...) a kiedy odetnę sobie głowę?".
Charlie zdawał sobie sprawę ze swojej niepełnosprawności, marzył o tym, "by być mądrym", dlatego z takim zaangażowaniem chłonął wiedzę, gdy już jego umysł był na to gotowy. I nagle okazuje się, że powtarzane slogany na temat "Weltschmerz" i "szczęścia prostaczka" są zgodne z prawdą. Więc kto najbardziej cierpi, gdy u Charliego następuje regres? Oczywiście jego najbliżsi. Aby dodać dramaturgii Autor wciąga głównego bohatera w romans, i to z kobietą, która bardzo dobrze znała go jeszcze przed przemianą. W romans, który pretenduje do bycia prawdziwą miłością. Tylko czy "prawdziwa miłość" kocha wybiórczo? Każdemu z nas może przytrafić się wypadek czy choroba, które na zawsze pozbawią nas pewnych umiejętności czy przymiotów niezależnie od naszej woli czy intencji. Jaka jest różnica pomiędzy Charliem, który na chwilę stał się geniuszem, a geniuszem, który "stał się Charliem" z powodu wylewu/ demencji czy innego uszkodzenia mózgu? Warto się zatrzymać, a nie tylko przeczytać.

Książka w formie pamiętnika prowadzonego przez mężczyznę z niepełnosprawnością intelektualną. Fabuła raczej dla niewielu jest tajemnicą, swego czasu ekranizacja książki odniosła niemały sukces, a w popkulturze pojawiały się nawiązania do niej, więc myślę, że w tym przypadku spoiler nie będzie faux pas. No więc - książka zaczyna się i kończy podobnie - przynajmniej pod...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdecydowanie wolę dłuższe formy, ale warto było się zapoznać. Dużo ciekawych pomysłów do rozwinięcia, które mogłyby natchnąć intelektualnych spadkobierców Zajdla. Trafny wybór opowiadania tytułowego, pod czym na pewno podpisałby się sam Autor ze swoim zamiłowaniem do wieloznaczności, których w tym zbiorze również nie brakuje - oprócz typowej gry słów, są zarówno anagramy, jak i wyrazy wywołujące skojarzenia poprzez brzmienie.
Wiele opowiadań poświęconych jest zagrożeniom związanym ze zbyt szybkim rozwojem techniki - w świecie Zajdla ludzie nie nadążają za nowoczesnością, każdego ranka budzą się w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości, która, siłą rzeczy, "najsłabsze ogniwa" skazuje na klęskę, co jednak rykoszetem odbija się również na jednostkach wybitnych - tym samym doprowadzając cywilizację ludzką do upadku. W kontekście pędzącego rozwoju przywoływany jest też pęd kształcenia, a raczej "pęd wykształcenia" (kolejna wizja Zajdla materializująca się współcześnie), niosący ze sobą konsekwencje w postaci braków niższej kadry, podnoszenia formalnych wymagań, pracy na nieadekwatnych w stosunku do umiejętności stanowiskach, zbyt wąskich specjalizacji czy "dezercji" prawdziwych intelektualistów.
Na uwagę zasługuje opowiadanie "Ten piękny dzień" skłaniający do refleksji nad sensem naszego życia i nieśmiertelnością jako celem samym w sobie.
W "Grze w zielone" przyglądamy się z kolei mechanizmowi powstawania oraz podtrzymywania kłamstwa na ogromną skalę, co aktualnie (nie tylko w Polsce) praktykuje się z powodzeniem i niemym przyzwoleniem, o ile przynosi korzyści odpowiednim grupom.
Natomiast tytułowe opowiadanie to dla mnie majstersztyk - Bóg, stworzenie Ziemi, grzech pierworodny (genetycznie przekazywana skaza, "błąd programu"), wygnanie z raju, odkupienie ludzkości, itd. w wydaniu sci-fi.
Na koniec (choć w zbiorze nie jest ostatnie) polecam lekkie i rozrywkowe, choć gorzkie, bo zdarza się, że do bólu prawdziwe, "Felicitas" - o tym, jak łatwo, goniąc za marzeniami i ulegając złudzeniom, można stracić to, co najważniejsze...

Zdecydowanie wolę dłuższe formy, ale warto było się zapoznać. Dużo ciekawych pomysłów do rozwinięcia, które mogłyby natchnąć intelektualnych spadkobierców Zajdla. Trafny wybór opowiadania tytułowego, pod czym na pewno podpisałby się sam Autor ze swoim zamiłowaniem do wieloznaczności, których w tym zbiorze również nie brakuje - oprócz typowej gry słów, są zarówno anagramy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Rzeźnia numer pięć" - niestety polski tytuł nie jest pełnym tytułem, którego drugi człon powinien brzmieć "albo dziecięca krucjata" i jego pominięcie to objaw lekceważącego podejścia do tematu podjętego przez Autora.
Czym była tytułowa rzeźnia nr pięć dowiadujemy się pod sam koniec książki, choć właściwie nie ma tu nic zaskakującego - no, rzeźnia to rzeźnia.
Jest tu styl charakterystyczny dla Vonneguta, stąd kontrowersje wokół tego dzieła - bo temat poważny i traumatyczny, a taka forma może wydawać się nieadekwatna, zbyt lekka, zbyt komiczna w połączeniu z prawdziwą tragedią.
Akcja nie jest rozpisana chronologicznie. Życie głównego bohatera jest rozsypane jak puzzle, ale dzięki temu zabiegowi szybciej budujemy pełen obraz rozciągniętych w czasie wydarzeń.
Według mnie powieść znakomita, zwłaszcza, że pokazuje obraz II wojny światowej również z mniej typowej perspektywy, podkreślając, że ofiary i kaci nie byli oddzieleni od siebie grubą linią, a raczej przyjmowali te role naprzemiennie.

"Rzeźnia numer pięć" - niestety polski tytuł nie jest pełnym tytułem, którego drugi człon powinien brzmieć "albo dziecięca krucjata" i jego pominięcie to objaw lekceważącego podejścia do tematu podjętego przez Autora.
Czym była tytułowa rzeźnia nr pięć dowiadujemy się pod sam koniec książki, choć właściwie nie ma tu nic zaskakującego - no, rzeźnia to rzeźnia.
Jest tu styl...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tak się dziwnie złożyło, że nigdy nie miałam czasu na Vonneguta. Błąd. Im wcześniej, tym lepiej. Przede wszystkim znakomite pióro, żarty sytuacyjne czasem nawet przekraczające granice dobrego smaku, ale dla mnie jest to właśnie ten idealny rodzaj czarnego humoru, nienachalny, bo równie dobrze zamiast się w duchu śmiać, ktoś może zapłakać czy się skrzywić. Bo taka właśnie jest ta opowieść, słodko-gorzka. Splot wręcz nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności kształtuje losy głównego bohatera - pechowca, Waltera Starbuck, który znalazł się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu albo jak to wytłumaczył Walterowi pewien miły człowiek: "Wie pan, kto pan jest? Kolejna fujara, która tylko przez to, że trafiła w złym czasie na złe miejsce, cofa ludzkość w rozwoju o całe stulecia!" Dosadnie:)
Tytuł "Recydywista" sugeruje notoryczne powracanie na drogę przestępstwa, jednak, jak się szybko okazuje, nie jest to takie jednoznaczne, co wymownie oddaje inny cytat: "Najważniejsza zasada, której uczą w Harvardzie brzmi tak: Można przestrzegać wszystkich przepisów, a i tak być najgorszym kryminalistą swoich czasów". No najwyraźniej można.
Główny bohater, jak sam o sobie mówi, jest "najbardziej skompromitowanym absolwentem Harvardu w historii" - nie znający języków, z epizodem bycia utrzymankiem żony, znienawidzony przez syna, ośmieszany, zestresowany, palący trzy papierosy na raz, na szczeblach drabiny zawodowej spychany na sam dół, nigdy nie udało mu się awansować na żadne ważne stanowisko, aż w końcu, gdy stracił już wszystko, karty niespodziewanie się odwróciły, jednak as, którego trzymał w kieszeni, parzył coraz mocniej, proroczo wskazując na rychłe nadejście pożaru...
W większości recenzji czy streszczeń wydawniczych, na jakie natrafiłam, podkreślane jest ówczesne tło polityczne wydarzeń (głównie afera Watergate), jednak utwór jest zdecydowanie bardziej uniwersalny, dotyka problemów konsumpcji, siły oddziaływania korporacji, moralności (czy człowiek jest z natury dobry, jak twierdził Rousseau, czy raczej odwrotnie) czy też źle pojętej wdzięczności - na przykład imigrantów wobec "gościnnego" narodu Stanów Zjednoczonych.
Jaki morał płynie z całości? Że uratować nas może "tylko spokój";)
Polecam

Tak się dziwnie złożyło, że nigdy nie miałam czasu na Vonneguta. Błąd. Im wcześniej, tym lepiej. Przede wszystkim znakomite pióro, żarty sytuacyjne czasem nawet przekraczające granice dobrego smaku, ale dla mnie jest to właśnie ten idealny rodzaj czarnego humoru, nienachalny, bo równie dobrze zamiast się w duchu śmiać, ktoś może zapłakać czy się skrzywić. Bo taka właśnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chwilowy powrót do literatury rosyjskiej. A więc grzecznie być nie może. Tragikomedia w kilku aktach ukazująca wielkość Rosji w zniewolonych umysłach. Tragikomedia o wolności i o jedynej, ostatecznej drodze prowadzącej do tej wolności. Bo czasem cóż innego pozostaje w obliczu beznadziei?
Akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, a personel spokojnie mógłby zamienić się miejscem z pacjentami. Pielęgniarki są niezwykle wulgarne, całość obrazuje upadek społeczeństwa, główny bohater zdaje się tęsknić do tych bardziej wysublimowanych czasów: "Zauważyłaś, jak karleją w narodzie rosyjskim zasady moralne? Nawet w porzekadłach. Dawniej, kiedy w czasie rozmowy zapadała nagła cisza, rosyjski chłop mówił zwykle: Cichy anioł przeleciał. A teraz w identycznej sytuacji: Coś zdechło w lesie, pewnie milicjant. (...) Albo: Miłość na wiek się nie ogląda. A teraz tylko: Chuj w metrykę nie zagląda."
Jednocześnie główny bohater sam jest skalanym dzieckiem swoich czasów.
Jak zawsze ratunkiem okazuje się być alkohol... W noc Walpurgi, w noc duchów pije personel psychuszki, piją pacjenci... Tylko dla każdego ta nocna zabawa skończy się trochę inaczej...

Chwilowy powrót do literatury rosyjskiej. A więc grzecznie być nie może. Tragikomedia w kilku aktach ukazująca wielkość Rosji w zniewolonych umysłach. Tragikomedia o wolności i o jedynej, ostatecznej drodze prowadzącej do tej wolności. Bo czasem cóż innego pozostaje w obliczu beznadziei?
Akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym, a personel spokojnie mógłby zamienić się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Piana złudzeń" to taki rodzaj literatury, w jakiej zaczytywałam się ok. 2005 roku. Czasem łapię się na tym, że od tego czasu moje gusta się zmieniły, choć zazwyczaj i tak nieznacznie! Boris Vian to kolejny przedwcześnie zmarły twórca, do którego mam sentyment, jednak nie tylko to skłania mnie do sięgnięcia po jego dzieła. Uważam, że to postać, którą należy znać.
"Piana złudzeń" obfituje w absurd i czarny humor, który z czasem robi się coraz bardziej czarny, a klaustrofobiczne zniekształcenia pomieszczeń dostarczają czytelnikowi niemal fizycznych doznań. Warto dać się wciągnąć, by poczuć to na własnej skórze, o ile ktoś nie stroni od melancholii, bo, mimo wszystko, książka do wesołych nie należy. W pewnym momencie, jak to w życiu, wszystko zaczyna się sypać jednocześnie...
Klimatyczne tło budują nawiązania do Nowego Orleanu, jazzu, przyjemnie jest przeczytać wzmiankę o Duke Ellingtonie, który budzi tyle muzycznych wspomnień. Powieść przypomina nam jak wszechstronnie uzdolnionym i niezwykle kreatywnym człowiekiem był Vian - pozostając w tematach muzycznych - warto zwrócić uwagę na opisany w książce pianoktajl - cudo!
Oprócz jazzu odnajdziemy też u Viana trochę filozofii i jakże udaną parodię Jeana Paula Sartre oraz prześmiewcze przedstawienie oblegających go "wyznawców" czy wręcz sartre'owskich narkomanów. A jak się kończy zazwyczaj narkomania? Zapraszam do lektury;)

"Piana złudzeń" to taki rodzaj literatury, w jakiej zaczytywałam się ok. 2005 roku. Czasem łapię się na tym, że od tego czasu moje gusta się zmieniły, choć zazwyczaj i tak nieznacznie! Boris Vian to kolejny przedwcześnie zmarły twórca, do którego mam sentyment, jednak nie tylko to skłania mnie do sięgnięcia po jego dzieła. Uważam, że to postać, którą należy znać.
"Piana...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytając poszczególne dzieła Zajdla widać, że najbardziej nurtowało go kilka najdotkliwszych, ale uniwersalnych problemów. Mielił je na wszelkie możliwe sposoby. Nie szukał nowych, bo i po co? Tamte były wystarczająco absorbujące. Nic dziwnego - urodził się w takich czasach, a czasy, w jakich przychodzi nam żyć, ewidentnie kształtują naszą osobowość i światopogląd...
W "Wyjściu z cienia" również obserwujemy poświęcenie wolności w imię "wyższych celów". W takich okolicznościach wszyscy wydają się bezwolnie i ślepo ufać władzy i, o ile karierowiczów widać wyraźnie, o tyle bohaterowie kryją się dość skutecznie pośród zwyczajnych obywateli. Czy obca rasa, która "bezinteresownie" wzięła pod opiekę naszą planetę jest dobra czy zła? W znakomity sposób na to pytanie odpowiada stary bartnik porównując naszą planetę do pola z ulami. Chociażby dla tego opisu warto sięgnąć po tę książkę.
Podoba mi się też gra słów, anagramy nie są niczym nowym u Zajdla, ale te wyjątkowo przypadły mi do gustu: audnamat, eiworm, akfurm;)
Polecam.

Czytając poszczególne dzieła Zajdla widać, że najbardziej nurtowało go kilka najdotkliwszych, ale uniwersalnych problemów. Mielił je na wszelkie możliwe sposoby. Nie szukał nowych, bo i po co? Tamte były wystarczająco absorbujące. Nic dziwnego - urodził się w takich czasach, a czasy, w jakich przychodzi nam żyć, ewidentnie kształtują naszą osobowość i światopogląd...
W...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki Zajdla prawdopodobnie nigdy nie stracą na aktualności. Można je rozpatrywać w ujęciu politycznym - w odniesieniu do konkretnych ustrojów politycznych, ogólnie społecznym oraz fantastycznym.
Kolejna pozycja, która stawia pytania o to, co, jako ludzkość, chcemy osiągnąć - umiarkowane szczęście ogółu czy pełnię szczęścia, ale mniejszości kosztem większości. Na ile jesteśmy gotowi poświęcić wolność w imię bezpieczeństwa i ochrony przed zagrożeniem - prawdziwym bądź wyimaginowanym.
Mam wrażenie, że takie książki już nie powstają, tak jak i w dzisiejszej muzyce próżno szukać dawnych uniesień i brzmień, które przyprawiają o dreszcze...
W Paradyzji ciekawie została przedstawiona sztuczna inteligencja i uczenie maszynowe, które jednak nie dorównuje sprytowi człowieka walczącego o swoje prawo do wolności i prawdy. Czy wielopokoleniowe życie w klaustrofobicznych warunkach jest w stanie pozbawić Paradyzyjczyków tęsknoty za czymś, czego sami nie doświadczyli, ale co było codziennością ich przodków? Czy naszą przyrodę też czeka zapomnienie, a nas, pod płaszczykiem pseudoekologicznych wartości i cięcia kosztów, życie od narodzin do śmierci w miniapartamentach samowystarczalnych wieżowców, zapewniających pracę zdalną i zaspokajających podstawowe potrzeby? Na Paradyzji jednym z kluczowych czynników, gwarantujących sukces utrzymania odizolowanej społeczności w ryzach, jest ograniczenie dostępu do wiedzy. Gdzieś już spotkałam się z podobnym spostrzeżeniem: chcesz zniszczyć naród - uderz w edukację, obniż poziom kształcenia... Hitler też o tym wiedział... Ale jak szukać wyjścia, gdy słowom nie można ufać? Jak samemu mówić, by być dobrze zrozumianym? Dla jednych Tartar, dla innych Raj...
No polecam, jakżeby inaczej.

Książki Zajdla prawdopodobnie nigdy nie stracą na aktualności. Można je rozpatrywać w ujęciu politycznym - w odniesieniu do konkretnych ustrojów politycznych, ogólnie społecznym oraz fantastycznym.
Kolejna pozycja, która stawia pytania o to, co, jako ludzkość, chcemy osiągnąć - umiarkowane szczęście ogółu czy pełnię szczęścia, ale mniejszości kosztem większości. Na ile...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Masa krytyczna" to jedna z tych książek, które próbują odpowiedzieć na pytania, na ile pewne zjawiska społeczne oraz zachowania ludzkie są przewidywalne i czy, posiadając odpowiednią wiedzę, jesteśmy w stanie na nie wpływać zgodnie z naszymi oczekiwaniami.
Książkę (po krótkim wprowadzeniu i przedstawieniu "hobbesowskiego Lewiatana") rozpoczyna dokładne omówienie teorii gazów, do której wielokrotnie, w kolejnych rozdziałach, Autor nawiązuje, gdyż, jak się szybko przekonujemy, zachowania społeczne mają z teorią gazów wiele cech wspólnych. Pewne spostrzeżenia dotyczące stanów nierównowagowych, punktów krytycznych, przemian fazowych czy wykresów opisujących rozkład prawdopodobieństwa można wykorzystać do opisu zjawisk społecznych. Jednak nawet w fizyce i chemii jest element nieprzewidywalności, historycznej przypadkowości - "w punkcie bifurkacji układ nierównowagowy jest ustawiony na ostrzu noża (...) W każdym punkcie rozgałęzienia opcje są dobrze określone, lecz wybór przypadkowy. Zatem dwa układy, które początkowo są identyczne, mogą znaleźć się na zupełnie różnych gałęziach, pomimo działania tej samej siły napędowej". Pozwala nam to sądzić, że w przypadku natury ludzkiej ten element nieprzewidywalności będzie jeszcze bardziej utrudniał trafne prognozy grupowych zachowań czy wahań giełdowych, powodowanych zarówno czynnikami egzogennymi, ale też endogennymi, gdy inwestorzy wzajemnie na siebie oddziałują, doprowadzając do krachów i gwałtownych zmian na rynku, których nie da się opisać krzywą Gaussa.
Część grupowych zachowań da się jednak przewidzieć i zadanie to ułatwiają nam symulacje komputerowe, zaś zdobyta wiedza umożliwia zmniejszenie prawdopodobieństwa wystąpienia niepożądanych zjawisk, takich jak przestępczość, korki uliczne czy niemożność wydostania się gęstego tłumu z zagrożonego budynku. Natomiast teorie gier (np. "dylemat więźnia" badający poziom współpracy) obrazują w jakiego typu społecznościach skala altruizmu będzie znacząco wyższa, a także w jaki sposób będzie mieszała się, zmieniała i rozprzestrzeniała kultura/upodobania/poglądy. W dobie globalizacji i cyfryzacji, gdzie od każdego na świecie dzieli nas tylko "6 kroków" (pierwszy taki eksperyment, jeszcze poprzez tradycyjną pocztę, przeprowadził Milgram), rozprzestrzenianie to i jednocześnie zanikanie dzieje się wyjątkowo szybko i wyraźnie. Jak już wspomniałam, nie oznacza to determinizmu, jednak - cytując Philipa Balla - "Niezależnie od tego, co sądzimy o motywach naszego indywidualnego zachowania, gdy stajemy się częścią grupy, nie możemy być pewni, czego się spodziewać".
Gorąco polecam lekturę!

"Masa krytyczna" to jedna z tych książek, które próbują odpowiedzieć na pytania, na ile pewne zjawiska społeczne oraz zachowania ludzkie są przewidywalne i czy, posiadając odpowiednią wiedzę, jesteśmy w stanie na nie wpływać zgodnie z naszymi oczekiwaniami.
Książkę (po krótkim wprowadzeniu i przedstawieniu "hobbesowskiego Lewiatana") rozpoczyna dokładne omówienie teorii...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Klasyka. Chyba pierwsza wydana książka poświęcona podróżom w czasie. Niezbyt skomplikowana fabuła, niezbyt rozbudowane wątki, ale jednak Wells był jednym z pionierów fantastyki naukowej i to on "przetarł szlaki" swoim następcom.
Już sam pomysł wehikułu czasu wzbudzał, i nadal wzbudza, zainteresowanie, które Wells dodatkowo rozgrzewa swoją wizją przyszłości, co by nie mówić, dość ponurą.
Przewidywanie przyszłości, poza nielicznymi wyjątkami, idzie topornie - ludziom nasiąkniętym kulturą i techniką, w których wzrastali, trudno jest się od tych wpływów odciąć i przedstawić coś całkowicie innowacyjnego - dlatego (upraszczając) w futurystycznych książkach sprzed ponad stu lat czytamy o latających plecakach, a nie natrafiamy na opisy internetu.
W pewnym sensie dobrze więc, że Wells skupił się na ewolucji biogeologicznej, a nie na technologicznej. Warto znać, przeczytać i zastanowić się nad koniecznością zachowania równowagi w społeczeństwie. Czy rozwój sztucznej inteligencji to bicz, który sami na siebie kręcimy? Czy ułatwiając sobie życie doprowadzamy jednocześnie do zacofania intelektualnego? Czy dominacja Morloków to skutek swoistej "rewolucji robotniczej"?
Ku przestrodze.

Klasyka. Chyba pierwsza wydana książka poświęcona podróżom w czasie. Niezbyt skomplikowana fabuła, niezbyt rozbudowane wątki, ale jednak Wells był jednym z pionierów fantastyki naukowej i to on "przetarł szlaki" swoim następcom.
Już sam pomysł wehikułu czasu wzbudzał, i nadal wzbudza, zainteresowanie, które Wells dodatkowo rozgrzewa swoją wizją przyszłości, co by nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O książce Narokova wspomniał Sołżenicyn w swoim trzytomowym dziele i stąd "Wielkości urojone" znalazły się w mojej biblioteczce. Podróż przez "Archipelag..." wymęczyła mnie, choć wstyd tak mówić, gdy miliony ludzi doświadczało tego, o czym ja tylko czytałam.
Narokov natomiast przedstawia czasy bolszewizmu w formie sfabularyzowanej, lżejszej i zabarwionej nadzieją.
Przede wszystkim, w odróżnieniu od wyżej wspomnianej lektury, Narokov skupia się na aspektach psychologicznych postaci, na mechanizmach uruchamiających się w ludziach pod wpływem przymusu funkcjonowania w systemie, z którego praktycznie nie ma ucieczki. Ofiarami tego systemu są zarówno oprawcy, jak i ich "zdobycze" przeznaczane na stracenie w celu podwyższenia statystyk. Wszyscy wiedzą, że biorą udział w fikcji, a mimo to "grają w tę grę"... Bo wiedzą, że "jak nie on, to ja". Sytuacja z pozoru bez wyjścia. Dlatego tak wielu katów po "nieudolnej" służbie lądowało po drugiej stronie niewidzialnej ściany.
Narokov te realia wyostrza i ukazuje nam też cząstki dobra ukryte w duszach największych zwyrodnialców, co z jednej strony przeraża, z drugiej napawa nadzieją, a z trzeciej uświadamia czym jest prawdziwe dobro, a nie tylko jego odpryski.
Trzy ostatnie sceny (czy też zakończenia wątków) najbardziej zapadają w pamięć, a jedna jest wręcz swoistym zwrotem akcji.
Polecam.

O książce Narokova wspomniał Sołżenicyn w swoim trzytomowym dziele i stąd "Wielkości urojone" znalazły się w mojej biblioteczce. Podróż przez "Archipelag..." wymęczyła mnie, choć wstyd tak mówić, gdy miliony ludzi doświadczało tego, o czym ja tylko czytałam.
Narokov natomiast przedstawia czasy bolszewizmu w formie sfabularyzowanej, lżejszej i zabarwionej nadzieją.
Przede...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O istnieniu Temple Grandin dowiedziałam się jakieś 15-20 lat temu z książki bodajże Olivera Sacksa, gdzie zaprezentowany był jej pomysł humanitarnej (empatycznej)... ubojni dla krów. Zaczęłam przyglądać się bliżej jej życiu, spostrzeżeniom i niesztampowym rozwiązaniom. Jednak wtedy było to z mojej strony czyste zainteresowanie, natomiast od kilku lat mój stosunek do pani Grandin zmienił się na bardziej osobisty oraz związany z poszukiwaniem praktycznych porad jak zrozumieć osobę w spektrum autyzmu.
Książka ta jest właśnie takim poradnikiem "w pigułce". Przeczytanie całości zajmuje około 15 minut, taka bardziej broszura, więc tym bardziej warto;)
Sugestie dojrzałej osoby w spektrum jak postępować z nastolatkiem (głównie w obszarze edukacji), zrodzone na podstawie własnych doświadczeń, cudów nie zdziałają, ale przypominają pewne zasady, których warto się trzymać.

O istnieniu Temple Grandin dowiedziałam się jakieś 15-20 lat temu z książki bodajże Olivera Sacksa, gdzie zaprezentowany był jej pomysł humanitarnej (empatycznej)... ubojni dla krów. Zaczęłam przyglądać się bliżej jej życiu, spostrzeżeniom i niesztampowym rozwiązaniom. Jednak wtedy było to z mojej strony czyste zainteresowanie, natomiast od kilku lat mój stosunek do pani...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Limes Inferior, czyli z łaciny - dolna granica...
Lepsze od "Cylindra van Troffa", bo bardziej wymowne... Stoi na tej samej półce, co "Nowy wspaniały świat"...
Z jednej strony nie jestem przeciwniczką postępu ani zbytnią entuzjastką tzw. "teorii spiskowych", ale faktem jest, że w literaturze odnajdujemy wiele "spełnionych przepowiedni" nie tylko w odniesieniu do rozwoju technologicznego, ale również zmian społecznych.
To, o czym czytamy u Zajdla, widzimy na własne oczy dookoła siebie.
Globalizacja, a jednocześnie zamknięte, odizolowane społeczności vs pomysł miast 15-minutowych.
Skomputeryzowane, elektryczne samochody z zaprogramowaną blokadą jazdy poza określonym obszarem vs pomysł likwidacji aut spalinowych do 2035 roku.
Płatności wyłącznie za pomocą punktów zapisanych na kluczu vs pomysł likwidacji gotówki i, już zrealizowany w krajach rozwiniętych, praktyczny przymus posiadania konta bankowego.
Kontrola lokalizacji poprzez klucz vs kontrola poprzez smartfon logujący się automatycznie do nadajników.
Akceptacja pewnych patologii vs zwiększenie progu finansowego "niskiej szkodliwości czynu".
Automatyzacja i dążenie do tego, by ludzie mniej lub wcale nie pracowali przy zapewnieniu pewnej puli punktów niezbędnych do życia vs pomysł skrócenia tygodnia pracy i wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego.
Zrównanie szans poprzez powszechne studia wyższe vs obniżenie poziomu szkolnictwa, by każdy był w stanie zdobyć wykształcenie - stąd plaga magistrów z dysortografią, dyskalkulią i o wątpliwej wiedzy ogólnej, gdyż - powtarzając za Zajdlem - "umożliwić to znaczy dostosować poziom wymagań do poziomu studentów".
I tak jak u Zajdla pewien niepokój wzbudziło nagłe porozumienie skłóconych państw, tak nasz niepokój powinna wzbudzać podejrzana, wybiórcza jednomyślność pomiędzy krajami, a nawet partiami politycznymi, które z kolei na co dzień się pożerają i dla zasady sprzeciwiają każdemu słowu spoza własnego ugrupowania.
Polecam. Niby oczywistości, ale dobrze jest przeczytać, w dodatku Zajdla czyta się znakomicie! Fantastyka naukowa i socjologiczna, a także historia i różne (krwawe) ustroje polityczne pokazują, że ludzie od dawna dążyli, dążą i będą dążyć do utopii, jednak takowa już z samej definicji nie istnieje i zawsze sprowadza się do komfortowego i luksusowego życia jednostek kosztem reszty obywateli.
No cóż, czekam na następców Zajdla i wieczory literackie w zadymionych knajpach, jak za starych, dobrych czasów;)

Limes Inferior, czyli z łaciny - dolna granica...
Lepsze od "Cylindra van Troffa", bo bardziej wymowne... Stoi na tej samej półce, co "Nowy wspaniały świat"...
Z jednej strony nie jestem przeciwniczką postępu ani zbytnią entuzjastką tzw. "teorii spiskowych", ale faktem jest, że w literaturze odnajdujemy wiele "spełnionych przepowiedni" nie tylko w odniesieniu do rozwoju...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wizja zagłady Ziemian, a właściwie całego gatunku Homo sapiens, bo czy kolejne pokolenia ludzi, którzy wieki temu zasiedlili inne planety, nie są już następnym etapem ewolucji? Czy, posuwając się nawet dalej, to są ludzie, czy raczej uczą się, że "od ludzi pochodzą"? Kim są Lunacy, czyli dawni wybrańcy mający, zgodnie z pierwotnymi założeniami, wrócić na Ziemię, a których ciała nie są już w stanie przystosować się do życia na planecie przodków?
Nie tylko Lem był futurologiem, Zajdlowi przewidywanie przyszłości też całkiem nieźle wychodziło. Niby banalny, ale jakże prawdziwy problem przeludnienia i, jakże oczywisty, sposób jego rozwiązania. Czy dzisiejsze "teorie spiskowe" mówiące o depopulacji są aż tak śmieszne jak "płaskoziemcy" i "foliarze"? Czy plany depopulacyjne zaczynają być realizowane dopiero w momencie ich oficjalnego ogłoszenia? W wojnę na terenie Europy w XXI wieku też nikt nie wierzył...
W zajdlowskim wyobrażeniu (stosunkowo niedalekiej) przyszłości technika jest już na takim poziomie, że miasta to samowystarczalne, naszpikowane elektroniką twory, które bez udziału "żywej inteligencji" umożliwiają egzystencję swoim mieszkańcom. Oczywiście sposobem pozyskiwania nieskończonej energii jest fotowoltaika;) Dlaczego przy takim poziomie rozwoju cywilizacyjnego doszło do takiej tragedii? Dlaczego znów powtarza się hasło "to ludzie ludziom zgotowali ten los"? Dlaczego w przyszłości widzimy tylko wybitne jednostki i całą masę zdemotywowanych, niewykształconych, egoistycznych "przeciętniaków"? Powieść Zajdla po części odpowiada na te pytania.

Wizja zagłady Ziemian, a właściwie całego gatunku Homo sapiens, bo czy kolejne pokolenia ludzi, którzy wieki temu zasiedlili inne planety, nie są już następnym etapem ewolucji? Czy, posuwając się nawet dalej, to są ludzie, czy raczej uczą się, że "od ludzi pochodzą"? Kim są Lunacy, czyli dawni wybrańcy mający, zgodnie z pierwotnymi założeniami, wrócić na Ziemię, a których...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Strasznie smutna autobiograficzna książka. Nawet nie wiem kogo mi najbardziej żal. Z jednej strony krzywda dziecka zamkniętego w toksycznym środowisku, z drugiej cierpienie ludzi dorosłych, ale całkowicie niedojrzałych emocjonalnie. Niby oczywistością się wydaje, że ofiarą jest mały Paweł (Sasza), a jego babka oprawcą oraz sprawcą całej tragedii, jednak przyglądając się bliżej każdej z postaci, dostrzegamy w głębi ich duszy taką rozpacz, że aż budzi przerażenie. I najbardziej tragiczną postacią jest właśnie babka Saszy - kobieta, która za młodu straciła ukochanego synka, która po urodzeniu matki Saszy czuła się coraz bardziej wyobcowana i nierozumiana przez męża, której przyszło żyć w ciężkich, paranoicznych czasach, gdy zwykły sąsiad mógł się okazać zdrajcą i donosicielem, gdy trafiało się "za druty" z byle powodu i, która, po zamknięciu przez własnego męża w szpitalu psychiatrycznym, nie potrafiła mu tej zdrady wybaczyć. Kobieta, u której frustracja, strach o najbliższych, poczucie wiecznego poświęcania się, odpowiedzialności i jednocześnie zmarnowanego życia tworzyły tak wybuchową mieszankę, że jej codzienne wielokrotne eksplozje raniły najbliższych. To kobieta, która już jedno dziecko skrzywdziła - swoją córkę - wychowała ją na niesamodzielną, zastraszoną, nieodpowiedzialną kobietę. I może dlatego tak nam żal matki Saszy i widzimy w niej kolejną ofiarę, ale przecież Oleńka to już dorosła osoba, więc czemu stosujemy wobec niej taryfę ulgową? Trzecią zaburzoną osobowość odnajdujemy w dziadku Saszy - w młodości autorytarny, z czasem stał się uzależniony od swojej małżonki, którą z pewnością kochał, ale z którą nie potrafił się porozumieć, miotały nim sprzeczne emocje, uciekał, wracał, brał też udział w realizacji chorych pomysłów żony. Na tle tych, co by nie mówić barwnych, postaci, najzdrowszy wydaje się Rolan Bykov, przyszły ojczym Saszy, niepijący alkoholik...
Podsumowując - wstrząsająca książka o przemocy z miłości...

Strasznie smutna autobiograficzna książka. Nawet nie wiem kogo mi najbardziej żal. Z jednej strony krzywda dziecka zamkniętego w toksycznym środowisku, z drugiej cierpienie ludzi dorosłych, ale całkowicie niedojrzałych emocjonalnie. Niby oczywistością się wydaje, że ofiarą jest mały Paweł (Sasza), a jego babka oprawcą oraz sprawcą całej tragedii, jednak przyglądając się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to