-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-05-17
2019-11-11
Polecam ten dziennik, choć wiem, że nie jest to lektura dla każdego, a nawet nie dla każdego wielbiciela dzienników. Bardzo różni się on bowiem od wspomnień większości polskich pisarzy, nawet tego samego pokolenia. Jaka jest główna różnica? Mniej jest tutaj polityki i historii Polski, szczególnie tej wojennej, naznaczonej bólem, poczuciem krzywdy, złością, chęcią odwetu i niestety często także zbytnią jednostronnością i przewidywalnością stanowisk. Hartwig wyłamuje się z tego schematu i dla mnie jest to wielka zaleta tej książki. Co zamiast polityki i historii jest osią dziennika? Cóż, jest to dziennik na obczyźnie i dominuje perspektywa, którą określiłbym jako antropologiczna. Nasza poetka pisze o Ameryce i Amerykanach, ale nie skupia się na życiu codziennym, a konkretnie na jego wymiarze kulturowym. Zwraca uwagę na rytm dnia, życie ulicy, media, zwyczaje, modę. Z naturalnych względów bardzo wiele miejsca poświęca życiu akademickiemu. Równie dużo jest wątków obyczajowych. W tej sferze w Stanach i na całym Zachodzie dokonywało się wiele zmian, wręcz rewolucji i można o nich poczytać u Hartwig. Samej literatury (np. uwag o literaturze amerykańskiej) nie jest wcale tak dużo, na pewno mniej komentarzy o kulturze amerykańskiej szerzej pojętej. To też wcale nie jest wadą, a w czasie czytania odczułem wręcz, że proporcje wątków są idealne. Mocna rekomendacja.
Polecam ten dziennik, choć wiem, że nie jest to lektura dla każdego, a nawet nie dla każdego wielbiciela dzienników. Bardzo różni się on bowiem od wspomnień większości polskich pisarzy, nawet tego samego pokolenia. Jaka jest główna różnica? Mniej jest tutaj polityki i historii Polski, szczególnie tej wojennej, naznaczonej bólem, poczuciem krzywdy, złością, chęcią odwetu i...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-15
Lektura rewelacyjna, oczywiście dotyczy to dwóch tomów. Choć może nie do końca wypada oceniać sobie taką materię w kategoriach czysto czytelniczych, to jednak właśnie w tych kategoriach, jako odtrutka na wielkie nic dzisiejszego świata, jest świetna. Wielki dokument swojego czasu, na który natrafiłem dzięki pomocy znajomego księgarza. Wgląd w historię, który daje taka książka jest bezcenny. Wiele kwestii, które dotąd wydawały się niejasne, sporne, krystalizuje się w obliczu siły bezpośredniej relacji. Cudownie ozdrowieńcza jest świadomość, że autor nie jest zawodowym pisarzem/historykiem lub, nie daj Boże, filozofem. Nie snuje teorii i teoryjek, nie dorabia wątpliwej filozofii - pisze o tym, co widzi na własne oczy. Jest to postawa, która zarobiła na kilak gwiazdek z tych, które z przyjemnością i bez wątpliwości przydzieliłem. Znajomy czytelnik, z którym ostatnio czytamy równolegle, potwierdza w całości moje bardzo wysokie oceny "Zamojszczyzny". Trudno pisać o zawartości książki. Zarówno fragment o przedwojennej prowincji (ponoć jedne z najlepszych w literaturze polskiej), jak i szokujący zapis wyjątkowego terroru niemieckiego na Zamojszczyźnie, jak i pierwsze lata PRL-u (bez złudzeń) - wszystko jest bardzo ciekawe. Polecam bez zastrzeżeń - bezwzględnie warto!
Lektura rewelacyjna, oczywiście dotyczy to dwóch tomów. Choć może nie do końca wypada oceniać sobie taką materię w kategoriach czysto czytelniczych, to jednak właśnie w tych kategoriach, jako odtrutka na wielkie nic dzisiejszego świata, jest świetna. Wielki dokument swojego czasu, na który natrafiłem dzięki pomocy znajomego księgarza. Wgląd w historię, który daje taka...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-20
Jak sam autor przyznaje, jego dziennik to dokument, a nie literatura, więc przynajmniej w części można się nad nim nie pastwić. Świadomość, że w moim pokoleniu należę do jakiejś mikro-garstki, która zdecydowała się to przeczytać, nie łagodzi mi ostrego przeświadczenia, że to już moja ostatnia tak przypadkowa (absurdalna) lektura. Dwa tomiszcza napisane przez człowieka nikłego nie tylko talentu, ale także po prostu inteligencji, to jednak dużo. Ktoś powie - jest zwykły i błądzi, czyli jest taki jak większość nas - i będzie miał rację. Z tego punktu widzenia z lektury da się nieco wynieść, ale przy dobrej woli korzystać można w tym sensie z każdej przeczytanej rzeczy. Zawieyski, mimo honorowej postawy przed śmiercią, gdy udało mu się korzystnie przejść do historii PRL, przez większą część służby publicznej wydał mi się nudny, marudny, a przy tym tak naprawdę pozbawiony autorefleksji. Wszelkie korzyści z uczestnictwa we władzy traktował tak, jakby były mu przeznaczone, co było doprawdy ciężkie w lekturze. Światowe życie, które prowadził usiane wojażami zagranicznymi, nie mąciło mu światopoglądu ani samopoczucia. Był wręcz zdenerwowany, gdy koledzy-pisarze atakowali władze i ustrój. Jeśli działo się coś rzeczywiście ważnego w jego środowisku (np. ważny list przeciw władzy), to Zawieyski albo o tym nie wiedział, albo nie rozumiał jego doniosłości. Interesował się raczej tym, co małe i niewiele warte. Komu bym jego dziennika nie odradzał? 1) Zadeklarowanym przedstawicielom inteligencji katolickiej - dla nich to z pewnością istotne źródło do historii własnego środowiska. 2) Badaczom historii - im głównie, z uwagi na dużą, jak mi się zdaje, wartość dokumentalną partii dziennika poświęconych mediacjom między W. Gomułką a kard. S. Wyszyńskim. Unikatowa pozycja Zawieyskiego sprawia, że jego uwagi, a raczej bezpośrednie relacje ze spotkań z tymi ważnymi postaciami (i wieloma innymi), stanowią o wartości tej pozycji.
Jak sam autor przyznaje, jego dziennik to dokument, a nie literatura, więc przynajmniej w części można się nad nim nie pastwić. Świadomość, że w moim pokoleniu należę do jakiejś mikro-garstki, która zdecydowała się to przeczytać, nie łagodzi mi ostrego przeświadczenia, że to już moja ostatnia tak przypadkowa (absurdalna) lektura. Dwa tomiszcza napisane przez człowieka...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-04
Ocena całego dziennika, ale od razu piszę, że ostatni tom nie zawodzi oczekiwań. Owszem, sędziwy pisarz rytualnie odwiedza wszystkie zagadnienia, do których zdążył już przyzwyczaić; owszem - zdarzają mu się powtórzenia. Ale to nie zmienia oceny całości dziennika, który dla mnie jest wielką i ważną lekturą. I to pod wieloma względami. Potwierdzam opinię, że to nie są książki dla nastolatków. Może nawet nie dla 20-latków. A dlaczego? Na pewno nie ze względu na jakieś niesamowicie duże wyrafinowanie treści lub stylu, choć Herling jest intelektualistą pierwszej wody. Chodzi o ciężar gatunkowy, rangę podejmowanych tematów. To chyba najlepszy przykład poważnej literatury, która dotyka tego, co najważniejsze, w tym głównie tematu walki dobra ze złem i historii XX wieku. Postawa autora, tzn. twardy kręgosłup moralny i zdystansowanie wobec wątpliwej wartości mód intelektualnych Europy, zrobiła na mnie duże wrażenie, tym bardziej, że towarzyszą im zawsze intelekt i klasa artystyczna pisarza. Świetne połączenie dziennika z opowiadaniami (warto czytać właśnie takie wydania, o czym pisze sam Herling!) skłaniać chyba powinno do zaliczenia "Dziennika pisanego nocą" do ważniejszych dzieł polskiej literatury 2 połowy XX wieku. Dla mnie na pewno jedna z najważniejszych. Dla nie skorych do tracenia czasu na lektury błahe, byle jakie - rekomendacja szczególna.
Ocena całego dziennika, ale od razu piszę, że ostatni tom nie zawodzi oczekiwań. Owszem, sędziwy pisarz rytualnie odwiedza wszystkie zagadnienia, do których zdążył już przyzwyczaić; owszem - zdarzają mu się powtórzenia. Ale to nie zmienia oceny całości dziennika, który dla mnie jest wielką i ważną lekturą. I to pod wieloma względami. Potwierdzam opinię, że to nie są książki...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-04
Przedostatni już tom. Pojawia się narastające uczucie żalu. Imponujący rozmiarami, po raz kolejny dający bezwarunkowy komfort czytelniczy. Powrót do Herlinga to za każdym razem ogromna przyjemność. Czy to po przerwie między kolejnymi tomami, czy w momentach, gdy lekturę jednego z tomów zawieszam na chwilę, by szybko do niej powrócić od innej książki. Powiedzmy od razu - Najczęściej znacznie słabszej. Pod tym względem przychodzi na myśl określenie dotyczące Glenna Goulda wykonań muzyki Bacha - trudno po nich słuchać jakichkolwiek innych. Trochę tak jest z Herlingiem. "Dziennik" zawiesza poprzeczkę wysoko i dalsza selekcja lektur staje się problematyczna.
Zasadnicze pytanie odnośnie przedostatniego tomu: czy trzyma poziom. Szybka odpowiedź: tak, bez wątpliwości. Wszystko to, co najlepsze u tego autora, jest obecne w tomie 1993-1996. Przejdźmy do elementu, który dla niektórych (cóż, na przykład dla Giedroycia kończącego współpracę ze swoim przyjacielem) może być problematyczny, czyli jasno określonego światopoglądu, w pewnych kwestiach nie uznającego szarości. To według mnie samo sedno tej twórczości, wykraczające oczywiście poza sferę literatury, estetki, sztuki. W moim przypadku konstrukcja intelektualna i moralna (taki właśnie tandem) Herlinga jest imponująca i bardzo inspirująca. To tu właśnie można mówić o autorytetach. Bardziej przystające do naszych czasów postawy takie jak relatywizowanie, ahistoryczność, abstrahowanie od osoby autora - wydają mi się niebezpieczne. Po przeczytaniu kilku tomów takiego dziennika, pogląd, według którego liczy się tekst, dzieło (stanowisko Giedroycia) w oderwaniu od biografii autora i jego wiarygodności, jest dla mnie absolutnym nieporozumieniem. Zaryzykowałbym, że poglądy tego typu odpowiadają za wiele patologii współczesnej Polski po 1989 roku. W jakiś sposób skoncentrowanie Herlinga-Grudzińskiego na kwestiach totalitaryzmów, zła i postaw moralnych, nie jest dla mnie mankamentem. Owszem, ja też lubię, gdy unika zapalczywości i decyduje się na uszczypliwość, ironię. Ale oczywiście nie oddałbym serca i umysłu pisarza za złagodzenie jego poglądów. Po raz kolejny jestem zachwycony opowiadaniami. I po raz kolejny polecam poręczne wydanie Czytelnika z reprodukcjami dzieł sztuki ważnych dla autora. Ocena musi być maksymalna.
Przedostatni już tom. Pojawia się narastające uczucie żalu. Imponujący rozmiarami, po raz kolejny dający bezwarunkowy komfort czytelniczy. Powrót do Herlinga to za każdym razem ogromna przyjemność. Czy to po przerwie między kolejnymi tomami, czy w momentach, gdy lekturę jednego z tomów zawieszam na chwilę, by szybko do niej powrócić od innej książki. Powiedzmy od razu -...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jedno z ważnych pisanych świadectw. Porażająca jest odnajdywanie w tej książce miejsc (w Otwocku, wzdłuż linii kolejowej Otwock-Warszawa), które istnieją do dziś. Świadectwo bezpośredniego świadka i uczestnika wydarzeń przybliża tragiczne wydarzenia, od których minęło przecież nie tak wiele lat... Ciekawa, lektura, acz dość ciężka dla polskiego czytelnika. Wydaje się, że w dość obiektywny sposób autor przedstawia zachowanie narodu polskiego wobec Holokaustu. Znając trochę świat i ludzi, można dość bezpiecznie założyć, że jest to prawdziwy przekaz...
Jedno z ważnych pisanych świadectw. Porażająca jest odnajdywanie w tej książce miejsc (w Otwocku, wzdłuż linii kolejowej Otwock-Warszawa), które istnieją do dziś. Świadectwo bezpośredniego świadka i uczestnika wydarzeń przybliża tragiczne wydarzenia, od których minęło przecież nie tak wiele lat... Ciekawa, lektura, acz dość ciężka dla polskiego czytelnika. Wydaje się, że w...
więcej Pokaż mimo to