Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Zawsze nieźle się bawię w towarzystwie Billa Brysona. Ma on ten rodzaj ironicznego poczucia humoru który mi odpowiada. Tym razem obśmiewywał absurdy amerykańskiego życia. Wprawdzie opisane 20 lat temu, myślę jednak, że w dużej części bardzo aktualne, bo Stany Zjednoczone to stan umysłu , to mentalność przenoszona z pokolenia na pokolenie, teraz to już nawet chyba w genach. Jako rodowity Amerykanin Bryson również zachwyca się swoim krajem. Gdyby tak nie było,to nie wracałby do niego przecież po 20 latach mieszkania w GB.
Uwielbiam Brysona też za to, że zaraża mnie tym swoim poczuciem humoru i po skończeniu czytania jego książek zawsze jakiś czas mówię „ Brysonem”. Szkoda, że mi to z czasem przechodzi.

Zawsze nieźle się bawię w towarzystwie Billa Brysona. Ma on ten rodzaj ironicznego poczucia humoru który mi odpowiada. Tym razem obśmiewywał absurdy amerykańskiego życia. Wprawdzie opisane 20 lat temu, myślę jednak, że w dużej części bardzo aktualne, bo Stany Zjednoczone to stan umysłu , to mentalność przenoszona z pokolenia na pokolenie, teraz to już nawet chyba w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta książka zawiera niemal kliniczny obraz jednej z najokrutniejszych chorób jakie mogą dotknąć człowieka. A jest to obraz bardzo profesjonalny, bo przedstawiony przez panią doktor nauk medycznych w dziedzinie neurobiologi. Ta choroba to ALS. Chwała autorce za przybliżenie nam nam tej choroby, tego koszmarnego spustoszenia jakie czyni w organizmie człowieka oraz piorunującego tempa w jakim się dokonują. Jest to rzeczywiście bardzo wstrząsające.
Moim zdaniem jednak obraz choroby w książce jest niepełny. Zbyt ubogo potraktowała autorka emocjonalny stan psychiki bohatera – człowieka dotkniętego tą chorobą. Mnie jest nawet trudno wyobrazić sobie koszmar cierpień psychicznych człowieka, którego sprawny mózg jest uwięziony w całkowicie bezwładnym ciele. W książce chyba autorka liczyła na wyobraźnię czytelnika w tym względzie, a skupiła się na sprowokowaniu czytelnika do silnych wzruszeń związanych z odchodzeniem bohatera. Też się wzruszyłam.

Ta książka zawiera niemal kliniczny obraz jednej z najokrutniejszych chorób jakie mogą dotknąć człowieka. A jest to obraz bardzo profesjonalny, bo przedstawiony przez panią doktor nauk medycznych w dziedzinie neurobiologi. Ta choroba to ALS. Chwała autorce za przybliżenie nam nam tej choroby, tego koszmarnego spustoszenia jakie czyni w organizmie człowieka oraz ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Według mnie jest to książka dla pokolenia, które już odchodzi, dla których Elżbieta Czyżewska była taką ówczesną prekursorką dzisiejszej celebrytki, która rozjaśniała swoim blaskiem ponurą gomułkowską rzeczywistość. Wtedy nie było salonów, błyszczała więc na scenach teatralnych, kabaretowych, na ekranie telewizyjnym, a przede wszystkim na dużym ekranie kinowym. A pod koniec lat sześćdziesiątych w szczycie swoich aktorskich i towarzyskich sukcesów zrobiła - zdawało się tak wtedy wszystkim - bajeczną na tamte czasy karierę. Wyszła za mąż za sławnego dziennikarza i wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Wydawało się, że hollywoodzką sławę ma w kieszeni. A tu klops. W Stanach kariery nie robi się po znajomości i nawet sławny mąż nie mógł jej w tym pomóc. Nie umiała angielskiego, miała zły akcent, a według mnie też okropny tembr głosu.
Z pewną taką dozą nieufności przystąpiłam do czytania tych wspomnień znajomych o Elżbiecie Czyżewskiej. Wszak obowiązuje u nas zasada, że o zmarłych mówi się dobrze, albo nie mówi się wcale. No i większość rozmówców mówiła same dobre rzeczy o aktorce, że była piękna, zdolna, inteligentna, błyskotliwa, oczytana, życzliwa, ale też i niekiedy złośliwa. No i że piła. To był powszechnie znany fakt. Czy dlatego nie zrobiła w Stanach kariery na miarę jej talentu? Nikt z rozmówców tego wprost nie powiedział. Wyczułam za to, w niektórych rozmowach, taki rodzaj złośliwej satysfakcji z tego, że jej się tam nie udało. Paru jej znajomych pozwoliło sobie na stonowany krytycyzm jej osoby, a paru wręcz odmówiło wypowiedzi.
Książka wciąga, pochłania się ją błyskawicznie. Podejrzewam jednak, że wśród młodych nie wzbudza większego zainteresowania.

Według mnie jest to książka dla pokolenia, które już odchodzi, dla których Elżbieta Czyżewska była taką ówczesną prekursorką dzisiejszej celebrytki, która rozjaśniała swoim blaskiem ponurą gomułkowską rzeczywistość. Wtedy nie było salonów, błyszczała więc na scenach teatralnych, kabaretowych, na ekranie telewizyjnym, a przede wszystkim na dużym ekranie kinowym. A pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kapitalna książka. Nie wiem dlaczego, ale coś mnie ciągnie do czytania książek o Rosji, tą wzięłam z bibliotecznej półki zupełnie nieświadoma, że będzie tak dobra. Może to są atawistyczne ciągoty do ogromnych, bezludnych przestrzeni, dzikiej tundry ,groźnych bagien, nieujarzmionych rzek, czystych, cichych jezior po których nie pływają nocą motorówki. Uwielbiam takie klimaty, tym bardziej, kiedy siedzę sobie z książką w ciepłym mieszkaniu, w wygodnym fotelu, z filiżanką ciepłej kawy, a ktoś za mnie znosi te wszystkie niewygody jakie towarzyszą wyprawom w niecywilizowane krainy i jeszcze tak ciekawie o nich pisze.
A tak w ogóle ta nasza cywilizacja staje się ostatnio nieznośnie męcząca.
Wracając do książki, to obraz Rosji jaki w niej ujrzałam jest dokładnie taki jak spodziewałam się zobaczyć, bo już niejedną książkę o Rosji czytałam. Obraz to ponury, bo Rosja się wyludnia, jest zbyt ogromna, nawet dla samej siebie. Chyba ten jej ogrom jest jej nieszczęściem. Rosja jest nie do ogarnięcia. Dlatego teraz Rosja to tylko Moskwa, Petersburg i parę dużych miast. Reszta to koniec świata, to postsowiecka ruina. Mentalna i gospodarcza. I właśnie takie rosyjskie miejsca na końcu świata odwiedza i opisuje autor. A ma też co opisywać,bo Rosja to też i piękny kraj. Pisze prosto, nadspodziewanie ciekawie, z takim lekko ironicznym poczuciem humoru. Widać, że pomimo panującej w prowincjonalnej Rosji postsowieckiej smuty i alkoholowej dewastacji mieszkańców darzy ten kraj dużą sympatią. Kraj, nie jego władze.
Ogromny szacunek dla autora za rozdział o KGB- owskich źródłach pierestrojki i ich związkach z naszymi służbami specjalnymi. Prostymi słowami wprost pisze, jak to nasze i radzieckie służby specjalne dogadały się i uzgodniły zagarnięcie społecznych środków produkcji i ostateczny upadek komunizmu. Oczywiście na dowód, tej spiskowej teorii dziejów, podaje i nazwiska i daty wydarzeń poprzedzających rozpad ZSRR. Podzielam ten pogląd autora o rozgrabieniu społecznych środków produkcji przez służby specjalne.
Wszystkim, którzy lubią czytać o Rosji, a jeszcze nie natknęli się na tą książkę bardzo ją polecam.

Kapitalna książka. Nie wiem dlaczego, ale coś mnie ciągnie do czytania książek o Rosji, tą wzięłam z bibliotecznej półki zupełnie nieświadoma, że będzie tak dobra. Może to są atawistyczne ciągoty do ogromnych, bezludnych przestrzeni, dzikiej tundry ,groźnych bagien, nieujarzmionych rzek, czystych, cichych jezior po których nie pływają nocą motorówki. Uwielbiam takie ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podróżowałam z Billem Brysonem wzdłuż i wszerz Stanów Zjednoczonych, początkowo nieświadoma ,że odbywam tą podróż ponad trzydzieści lat temu. Kiedy się zorientowałam, że to, aż tak odległy czas przeszły, miałam ochotę wysiąść z jego samochodu, ale Bill rozbroił mnie swoim ironicznym, typowo angielskim jak na tego Amerykanina przystało, humorem. No i jechałam z nim przez ten ogromny, pełen kontrastów kraj. Nie było najgorzej. Raz nudno, innym razem ciekawie, a czasami nawet ekscytująco. Po drodze mijaliśmy niezliczone galerie handlowe, stacje benzynowe, motele. Ale oglądanie tych amerykańskich wynalazków, niszczących przestrzennie krajobrazy mijanych miast i miasteczek, wynagrodziło nam z kolei oglądanie wspaniałych krajobrazów gór, rzek, jezior, lasów, ogromnych niezamieszkanych przestrzeni, a przede wszystkim parków narodowych. Bill ciągał mnie też po historycznych miejscach ważnych dla pamięci narodowej Amerykanów. A to miejsc urodzin jakiś ważnych Amerykanów , a to miejsc ważnych bitew, czy też innych bardzo ważnych i mniej ważnych wydarzeń. Chyba najważniejsze w tym było, też to, że na upamiętnieniu takiego miejsca dało się zarobić.
Bo Amerykanie, jak żaden naród na świecie, potrafią oddając hołd przeszłości zarabiać duże pieniądze.
Myślę, że do przeczytania tej książki nie trzeba zachęcać wielbicieli humoru Brysona, choć to już przecież książka prawie historyczna.

Podróżowałam z Billem Brysonem wzdłuż i wszerz Stanów Zjednoczonych, początkowo nieświadoma ,że odbywam tą podróż ponad trzydzieści lat temu. Kiedy się zorientowałam, że to, aż tak odległy czas przeszły, miałam ochotę wysiąść z jego samochodu, ale Bill rozbroił mnie swoim ironicznym, typowo angielskim jak na tego Amerykanina przystało, humorem. No i jechałam z nim przez ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Najsłabsza z całego cyklu o Tudorach. W trzeciej części to nawet tak nudna,że ledwie doczytałam do końca. Miałam wrażenie, że ciągle czytam o tym samym, że wszystko już wcześniej zostało napisane, że ta część to już tylko eksploatowanie na siłę i dla kasy tematu: historia rodu Tudorów- psychopatycznych władców Anglii i ich najbliższej rodziny.
Niemniej nieustająco zazdroszczę Brytyjczykom Philippy Gregory. Jej zbeletryzowane powieści historyczne oparte na faktach, wzbogacone literacką fikcją i napisane lekkim piórem, przyciągają licznych czytelników i pozwalają bez „bólu”poznać przeszłość, która w przekazie podręcznikowym – niestety- jest często ciężko przyswajalna. Wiem, że nie jest to literatura najwyższych lotów, ale przyjemnie się czyta, tak jak przystało na bestseler.
Czemu u nas nie ma takich pisarzy ? Takich, co by pisali o naszej historii właśnie w taki sposób bestselerowy, ku jej popularyzacji, ale nie na siłę.
A wiedza o naszej historii, niestety, jest u nas towarem deficytowym.
Pomimo lekkiego zawodu nie mogę książki, mojej uwielbianej, Philippy Gregory ocenić niżej niż 7/10

Najsłabsza z całego cyklu o Tudorach. W trzeciej części to nawet tak nudna,że ledwie doczytałam do końca. Miałam wrażenie, że ciągle czytam o tym samym, że wszystko już wcześniej zostało napisane, że ta część to już tylko eksploatowanie na siłę i dla kasy tematu: historia rodu Tudorów- psychopatycznych władców Anglii i ich najbliższej rodziny.
Niemniej nieustająco...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zeruya Shalev to druga po Oates pisarka, która jest wirtuozem gry na moich emocjach. Ale aż tak skrajnych,jak ta w tej powieści, nigdy jeszcze nie wzbudzała we mnie żadna z książkowych bohaterek. Akcja książki rozpoczyna się w momencie, kiedy bohaterka postanawia rozstać się z mężem. Może dlatego, że nie czytałam poprzednich książek Shalev z jej trylogii tj „ Życie miłosne” i „ Mąż i żona ”, trudno mi było dobrze zrozumieć czemu bohaterka to robi. Czemu niszczy rodzinę, a przede wszystkim, czemu robi krzywdę swojemu dziecku, które to rozstanie bardzo przeżywa. Przecież małżonkowie tą rodzinę stworzyli świadomie, bo kochali się,chyba byli nawet szczęśliwi. Ale czy na pewno to była miłość? Chyba nie, bo co to za miłość,kiedy każde z nich pogrążało się we własnych potrzebach i nie potrafiło otworzyć się na potrzeby współmałżonka.
Zdecydowanie to jest obecnie najczęstszą przyczyną rozpadów małżeństw. Do naszych czasów, kobiety w związkach małżeńskich najczęściej były tą stroną, która poświęcała swoje potrzeby i ambicje na ołtarzu rodziny. Mężczyzna mentalnie tego od niej oczekiwał i sam realizował swoje potrzeby. To się już skończyło i partnerzy w związkach muszą otworzyć się na potrzeby drugiej strony związku.Inaczej nie ma on szans na przetrwanie. To takie oczywiste. Burza rozmaitych myśli towarzyszyła mi w trakcie czytania książki. A bohaterka czasami budziła taką irytację swoimi decyzjami,zachowaniem i myślami,że dopiero zakończenie mnie usatysfakcjonowało.
Oczywiście, że go nie zdradzę. A jest ono symboliczne. Napiszę zatem, tak dla zmylenia przyszłych czytelników ,że możemy się nienawidzić, walczyć ze sobą, ale w obliczu śmierci jednoczymy się, bo jesteśmy wobec niej bezradni.

Zeruya Shalev to druga po Oates pisarka, która jest wirtuozem gry na moich emocjach. Ale aż tak skrajnych,jak ta w tej powieści, nigdy jeszcze nie wzbudzała we mnie żadna z książkowych bohaterek. Akcja książki rozpoczyna się w momencie, kiedy bohaterka postanawia rozstać się z mężem. Może dlatego, że nie czytałam poprzednich książek Shalev z jej trylogii tj „ Życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chciałam pojechać z autorem do Indii, ale dojechałam tylko do 100 strony, bo ciągle w paradę wchodziła mi Dorota i motocykl. Najważniejsze w tej książce wydawały się być problemy z motocyklem i nawierzchnia drogi po której motocykl się poruszał. W tle, mało obrazowo opisane, pojawiały się jakieś krajobrazy i warunki pogodowe, a dopiero w następnej kolejności ludzie. Poddałam się. Przejrzałam tylko zdjęcia,te akurat były ciekawe. Nie oceniam książki bo nawet nie potrafię takiej suchej bezemocjonalnej relacji ocenić.

Chciałam pojechać z autorem do Indii, ale dojechałam tylko do 100 strony, bo ciągle w paradę wchodziła mi Dorota i motocykl. Najważniejsze w tej książce wydawały się być problemy z motocyklem i nawierzchnia drogi po której motocykl się poruszał. W tle, mało obrazowo opisane, pojawiały się jakieś krajobrazy i warunki pogodowe, a dopiero w następnej kolejności ludzie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak przystało na profesor kierującą programem kreatywnego pisania na Uniwersytecie Princeton, pod względem warsztatu pisarskiego i tą książkę Oates napisała bez zarzutu. Tym razem wykreowana przez pisarkę fabuła to historia dziwacznej miłości kobiety naukowca do obiektu swoich badań. Bohaterka, wybitny naukowiec, prowadzi prace badawcze na człowieku, który w wyniku uszkodzenia mózgu nie ma pamięci krótkotrwałej. Jego teraźniejsza pamięć zamyka się w obrębie 70 sekund, po tym czasie nic nie pamięta. Pamięta za to wszystko co działo się przed uszkodzeniem mózgu, czyli do trzydziestego siódmego roku życia.
O tym, że jest to powieść o miłości można wyczytać z opisu na okładce książki. Tylko, że ja nie zgadzam się z tym. Dla mnie to nie jest książka o miłości, a o obsesji bohaterki na punkcie obiektu swoich badań. Ja nie tak pojmuję miłość między kobietą a mężczyzną.
Fakt, czytałam powieść z ogromnymi emocjami, jak zawsze czytam książki Oates. Uznaję ją wręcz za wirtuoza od grania na nich.Dlatego też jestem pewna, że zamiarem autorki było opisanie studium szaleństwa naukowca zatracającego się w swojej pracy badawczej, a nie powieści o miłości. Ja tak tę książkę odczytuję.
Za emocje jakie jakie we mnie wzbudzała 8,za fabułę 6 .Średnia w zaokrągleniu 7.

Jak przystało na profesor kierującą programem kreatywnego pisania na Uniwersytecie Princeton, pod względem warsztatu pisarskiego i tą książkę Oates napisała bez zarzutu. Tym razem wykreowana przez pisarkę fabuła to historia dziwacznej miłości kobiety naukowca do obiektu swoich badań. Bohaterka, wybitny naukowiec, prowadzi prace badawcze na człowieku, który w wyniku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książki Amosa Oz zawsze mnie zachwycają. Mało że każde zdanie w nich brzmi jak poezja, to jeszcze to przejmujące wrażenie, że autor niczego o czym pisze nie zmyśla, że pisze z głębi swojej duszy, swoich myśli i przeżyć, tego co w nim tkwi i nie daje mu spokoju. I tym razem nie było inaczej.
Treść tej książki to historie życia mieszkańców jednej jerozolimskiej ulicy i rozemocjonowane nastroje panujące wśród nich w przededniu powstania państwa Izrael.
Warto przypomnieć sobie kawałek historii tego miejsca nieustającego konfliktu w naszym świecie.

Książki Amosa Oz zawsze mnie zachwycają. Mało że każde zdanie w nich brzmi jak poezja, to jeszcze to przejmujące wrażenie, że autor niczego o czym pisze nie zmyśla, że pisze z głębi swojej duszy, swoich myśli i przeżyć, tego co w nim tkwi i nie daje mu spokoju. I tym razem nie było inaczej.
Treść tej książki to historie życia mieszkańców jednej jerozolimskiej ulicy i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka Jacka Pałkiewicza w pełni zaspokoiła moją ciekawość wiedzy o Dubaju jako symbolu rozpasanego, nienasyconego konsumpcjonizmu oraz pychy współczesnego człowieka.
Nie jest to wymarzone miejsce, które ja wybrałabym na wycieczkę życia. No chyba, że ktoś by mi ją zafundował, ostatecznie mógłby to być i ślubny, byle nie sięgał do wspólnej kasy. Dlaczego nie marzę o wycieczce do tego „raju”? Bo nie przepadam za przepychem i błyskotkami oraz nie cierpię ludzkiej gigantomanii. Nie lubię gigantycznych wieżowców, nie znoszę imitacji natury np. ogromnych akwariów z tysiącami morskich stworzeń, albo stoków z trasami narciarskimi w gigantycznych, bezdusznych centrach handlowych.
Przyznam, że wcześniej nie przepadałam za książkami Pałkiewicza, a może bardziej za ich autorem, bo wydawał mi się nudny, pozbawiony poczucia humoru, ze zbyt rozdętym ego. Ale w tej książce nawet zaimponował mi rzetelnym, szczegółowym i wszechstronnym podejściem do tematu: Dubaj. Miał odwagę poruszyć sprawy trudne i wręcz dla niego niebezpieczne. Chociaż często podejrzewamy, a nawet wiemy, że Emiraty nie są wcale niewinne w kwestii spraw terroryzmu, prania brudnych pieniędzy, ukrytej przyjaźni z Iranem, wykorzystywania niewolniczej pracy setek tysięcy imigrantów, to Pałkiewicz zdaje się podawać nam wiarygodne dowody, na potwierdzenie tych podejrzeń. O ile obraz tej ociekającej luksusem i złotem strony Dubaju jest właściwie prawie wszystkim już znany z licznych folderów reklamowych i zdjęć i filmów w internecie, to obraz tej brudnej strony Dubaju już mniej i może niektórym zupełnie przyćmić i obrzydzić tą ociekającą złotem. Ale właśnie dla tej ciemnej, brudnej strony Dubaju warto tą książkę przeczytać.
W moim odczuciu Dubaj jest taką współczesną wieżą Babel i dlatego nie wróżę mu zbyt długiego trwania w takim jak dziś kształcie.

Książka Jacka Pałkiewicza w pełni zaspokoiła moją ciekawość wiedzy o Dubaju jako symbolu rozpasanego, nienasyconego konsumpcjonizmu oraz pychy współczesnego człowieka.
Nie jest to wymarzone miejsce, które ja wybrałabym na wycieczkę życia. No chyba, że ktoś by mi ją zafundował, ostatecznie mógłby to być i ślubny, byle nie sięgał do wspólnej kasy. Dlaczego nie marzę o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

A miałam już nie czytać Houellebecqa, wszystko przez te jego ubarwianie literackiego przekazu ginekologicznymi opisami wyuzdanego i zboczonego seksu, co moją czytelniczą wrażliwość wystawia na ciężką próbę. Dla mnie, żeby zrozumieć przekaz pisarza, jest to zupełnie zbędne. Chociaż, zdaję sobie sprawę, że często dzisiejszego czytelnika, uzależnionego od nieustannego szokowania, trzeba czymś takim przyciągnąć, by przy okazji zmusić go do myślenia.
Truizmem jest napisać, że nasz świat jest niezwykle złożony, nie dziwi zatem wielość wątków które wplata autor w osnowę życia głównego bohatera książki. A ten bohater to człowiek zupełnie wypalony, w ciągu całego życia niezdolny do stworzenia trwałego związku z kobietami z którymi przelotnie się wiąże. We wszystkich swoich książkach Houellebecq te zjawisko, dobrowolnego osamotniania się człowieka w życiu, szczególnie eksponuje. Współczesny człowiek zachodniej cywilizacji nastawiony jest tylko na własne przyjemności i nie chce z nich rezygnować podejmując się obowiązków, które wynikają z założenia rodziny. Nieustanne przyjemności stają się celem i treścią życia. Poza tym jest pustka. A zasoby paliwa na odczuwanie tych nieustannych przyjemności, w postaci hormonu szczęścia - tytułowej serotoniny, nie są nam dane w niewyczerpalnych złożach. Zużywają się, i człowiek się wypala. Tak jak to się dzieje z bohaterem książki. Na nic się zdaje farmakologiczne wspomaganie, bo dawka musi stale rosnąć. To nie może prowadzić ku dobremu.
Fragmentarycznie i w bardzo dużym uproszczeniu opisałam to jak autor diagnozuje kondycję współczesnego człowiek. Najważniejsze przesłanie, dla mnie, jest takie, że świat robi się coraz bardziej złożony, a my coraz gorzej sobie w nim radzimy. Choć krytycy uważają, że ta książka Houellebecqa jest mniej ostra od poprzednich, mnie wydaje się najlepsza.

A miałam już nie czytać Houellebecqa, wszystko przez te jego ubarwianie literackiego przekazu ginekologicznymi opisami wyuzdanego i zboczonego seksu, co moją czytelniczą wrażliwość wystawia na ciężką próbę. Dla mnie, żeby zrozumieć przekaz pisarza, jest to zupełnie zbędne. Chociaż, zdaję sobie sprawę, że często dzisiejszego czytelnika, uzależnionego od nieustannego ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Europa tuż przed powstaniem Unii Europejskiej. Daleka od ideału, do którego wtedy w początku lat dziewięćdziesiątych tak bardzo tęskniliśmy. Bill Bryson ze swoim nieodłącznym poczuciem humoru ( tym razem z zastrzeżeniami) serwuje nam obrazki z kilkunastu europejskich krajów. Sporo ciekawostek, ale też i stereotypowego widzenia narodów, takiego które ciągle jeszcze funkcjonuje wśród nas, chociaż Europa zmieniła się ogromnie. I tak: Holendrzy to byli prawie zboczeńcy i ćpuny, Francuzi zarozumialcy, Niemcy zbyt zasadniczy i bez poczucia humoru, Skandynawowie to nudziarze nadużywający alkoholu,Szwajcarzy to też nudziarze w dodatku niegościnni, Austriacy to wredni antysemici. Tylko Włosi w tym towarzystwie wypadali całkiem sympatycznie, bo chociaż to niefrasobliwi bałaganiarze, ale za to radośni, przyjaźni i gościnni. Ja również Włochów tak odbieram, bo też mają powód by takimi być. Żyją przecież w najpiękniejszym europejskim kraju, o wspaniałym klimacie i wspaniałych zabytkach. Rozczarował mnie natomiast sam Bryson, bo okazało się, że nie lubi psów i w ogóle zwierząt, a jego poczucie humoru w tej książce było, jak na mój gust, zbyt prostackie. Co prawda pisał ją ponad ćwierć wieku temu i pewnie wtedy jeszcze nie nabrał europejskiej ogłady. Tak czy siak, tym razem irytował mnie ten jego humor, ale przymykałam na to oko, bo w kolejnych książkach zrobił pod tym względem ogromny postęp. Szkoda, że Bill Bryson nie odwiedził w czasie tej swojej podróży Polski. Może teraz się pofatyguje, jeśli przypomni sobie, że Polska też leży w Europie.

Europa tuż przed powstaniem Unii Europejskiej. Daleka od ideału, do którego wtedy w początku lat dziewięćdziesiątych tak bardzo tęskniliśmy. Bill Bryson ze swoim nieodłącznym poczuciem humoru ( tym razem z zastrzeżeniami) serwuje nam obrazki z kilkunastu europejskich krajów. Sporo ciekawostek, ale też i stereotypowego widzenia narodów, takiego które ciągle jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Urocze, słowem pisane widokówki z podróży po Wielkiej Brytanii, wzbogacone opowieściami o historii opisywanych miejsc i znanych ludziach z nimi związanych, ubarwione ogromnym poczuciem humoru autora, wzbudzającym we mnie niekontrolowane wybuchy śmiechu. Słowo daję, że z Bilem Brysonem mogłabym podróżować po najnudniejszych miejscach i pewnie bym się nie nudziła.
Miałam tylko jedno zastrzeżenie, było tego za dużo. Nawet przy dużym wysiłku ze strony mojej pamięci nie byłabym w stanie zapamiętać choćby 10 procent nazw tych wszystkich odwiedzanych miejscowości, zapamiętałam więc tylko te, które wcześniej już znałam, czyli : Londyn,Oksford, Cambridge,Edynburg, Stonehenge. Ale cóż tam, pamiętam za to, że były też niezliczone ilości muzeów, parków, wspaniałych krajobrazów, kawiarni, barów i pubów, które Bill namiętnie nawiedzał, no i atmosferę nieustannego zachwytu nad Wielką Brytanią, którą autor z humorem i nostalgią okazywał.

Urocze, słowem pisane widokówki z podróży po Wielkiej Brytanii, wzbogacone opowieściami o historii opisywanych miejsc i znanych ludziach z nimi związanych, ubarwione ogromnym poczuciem humoru autora, wzbudzającym we mnie niekontrolowane wybuchy śmiechu. Słowo daję, że z Bilem Brysonem mogłabym podróżować po najnudniejszych miejscach i pewnie bym się nie nudziła.
Miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Poznałam to miasto kiedy jeszcze był Leningradem i zachwyciło mnie. Czytając tą książkę myślałam, że powrócę do niego, już jako Petersburga, i odżyje tamten zachwyt. Niestety ten rodzaj poetyki przy opisywaniu miasta kompletnie mi nie pasował, nawet drażnił. Nie dokończyłam.
PS. Nie tylko mnie nie pasowała,ale ślubnemu też

Poznałam to miasto kiedy jeszcze był Leningradem i zachwyciło mnie. Czytając tą książkę myślałam, że powrócę do niego, już jako Petersburga, i odżyje tamten zachwyt. Niestety ten rodzaj poetyki przy opisywaniu miasta kompletnie mi nie pasował, nawet drażnił. Nie dokończyłam.
PS. Nie tylko mnie nie pasowała,ale ślubnemu też

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy planujemy podróż do jakiegokolwiek kraju warto się do tego w miarę wszechstronnie przygotować. Zwłaszcza że teraz tak często podróżujemy indywidualnie i nie możemy liczyć ( tak jak przy wyjazdach zorganizowanych) na wiedzę przewodnika, czy pilota wycieczki. Wszechstronnie,to według mnie, nie znaczy tylko zgromadzić informacje, nazwę je ogólno-turystycznymi, ale też dowiedzieć się co nieco o gospodarzach odwiedzanego kraju. Nawet wypada, żeby w kontaktach z mieszkańcami nie popełnić tzw. gaf. Ta książka idealnie nadaje się do tego, by poznać mieszkańców kraju, który ja uwielbiam nade wszystkie, zwanego u nas Włochami ( nie podoba mi się ta nazwa), a na świecie Italią. Poznajemy w niej Włochy z każdej strony zarówno geograficznej i historycznej jak też i społecznej, kulturowej, gospodarczej oraz politycznej. Chociaż to ostatnie, jak na mój gust, autor potraktował zbyt obszernie. Cała reszta zgrabnie i lapidarnie. Ze zdumieniem odkrywamy, że Włosi po wieloma względami mentalnie są bardzo do nas Polaków podobni. Ale to w końcu nic dziwnego, wszak zarówno oni jak i my przez wieki wychowaliśmy się w duchu wiary Kościoła Katolickiego. Portret Włochów zaprezentowany w tej książce był nieomal pełny, chociaż w uzupełnieniu do wszystkich przytaczanych przez siebie danych z obserwacji, badań społecznych i statystycznych, autor jako obcokrajowiec wiele lat mieszkający w Italii, mógł na ich poparcie zamieścić więcej autentycznych przykładów i historyjek z życia Włochów. Tego mi bardzo brakowało.
Niemniej książka była bardzo ciekawie napisana i w miarę aktualna, więc z czystym sumieniem polecam.

Kiedy planujemy podróż do jakiegokolwiek kraju warto się do tego w miarę wszechstronnie przygotować. Zwłaszcza że teraz tak często podróżujemy indywidualnie i nie możemy liczyć ( tak jak przy wyjazdach zorganizowanych) na wiedzę przewodnika, czy pilota wycieczki. Wszechstronnie,to według mnie, nie znaczy tylko zgromadzić informacje, nazwę je ogólno-turystycznymi, ale też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Inspiracją do przeczytania książki były entuzjastyczne opinie znajomych na LC. To właśnie jest niewątpliwa i największa korzyść z zaglądania tu i czytania ich opinii. Bowiem, ja już byłam pewna, że nigdy nie przeczytam żadnej książki o kowbojach na Dzikim Zachodzie, u nas zwanych pospolicie pastuchami bydła, wokół których stworzono legendy w większości nie mające wiele wspólnego z historyczną prawdą - o ile w ogóle te dwa słowa można zestawiać razem - taki od dawna miałam w tym temacie przesyt. Nie za wiele zastanawiając się udałam się do biblioteki, odczekałam w kolejce prawie trzy miesiące, przytachałam opasłe tomisko i zwątpiłam. No bo jak tu stacjonarnie czytać coś tak dużego i ciężkiego, kiedy za oknami pełnia lata i aż się prosi, żeby książkę schować do torebki i czytać w plenerze. Było to zatem wyzwanie, które lektura tej książki wynagrodziła mi z nawiązką. Teraz, tak na gorąco, nie potrafię nawet znaleźć słów by wyrazić swój zachwyt nad nią. Była to tak pasjonująca lektura, że ja dojrzała już kobieta, czułam się jak młoda dziewczyna, pochłonięta czytaniem bez reszty, oderwana od otoczenia i zafascynowana opowieścią, odkrywająca na nowo prawie zapomniany Dziki Zachód. Ktoś ją dobrze scharakteryzował jako totalną opowieść z gatunku westernu. Zawiera wszystkie wątki, wszystkie motywy, wszystkie postacie, wszystkie akcje, jakie kiedykolwiek, gdziekolwiek zostały o kowbojach napisane i nakręcone. A napisana jest wręcz porywająco. Kiedy zamknęłam książkę to łzy jak grochy poleciały mi na okładkę,bo było to moje pożegnanie nie tylko z jej bohaterami, ale i z książkami o Dzikim Zachodzie. Bo już nie będę mogła przeczytać żadnej książki z tego gatunku. Bo teraz już nie mam po co. Nie potrafię wyobrazić sobie by jakaś choćby jej dorównała.

Inspiracją do przeczytania książki były entuzjastyczne opinie znajomych na LC. To właśnie jest niewątpliwa i największa korzyść z zaglądania tu i czytania ich opinii. Bowiem, ja już byłam pewna, że nigdy nie przeczytam żadnej książki o kowbojach na Dzikim Zachodzie, u nas zwanych pospolicie pastuchami bydła, wokół których stworzono legendy w większości nie mające wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Historia religii napisana niezwykle przejrzyście i bardzo przystępnie. Idealna dla czytelnika, który pragnie posiąść minimum wiedzy o tym jak rozmaite religie, na przestrzeni znanych nam dziejów świata, zawładnęły naszą duchowością, którą jest wiara w Boga. Oprócz wielu skłaniających nas do refleksji rozważań autora nad znaczeniem religii w dziejach świata, znalazłam w niej parę myśli autora, które współgrały z tym jak ja pojmuję wiarę. Pierwsza, to było zdanie, że wiara ( nie religia) w Boga jest w człowieku zaprogramowana, też zawsze tak myślałam. Myślę też, i tak odczytałam to w książce, że początkach swojego objawienia żadna z religii nie uczyła ludzi niczego złego,a wręcz przeciwnie kształtowała i wychowywała człowieka w kierunku szeroko pojętego współczesnego humanizmu. Wszystkie religie niestety nie były odporne na psucie ich przez ludzi wykorzystujący je do zdobywania władzy nad innymi. Każda, nawet ta najpiękniejsza, wcześniej czy później została wypaczona. Abstrahując od całego zła do jakich niektóre religie były lub są jeszcze wykorzystywane, to myślę, że wiara w Boga przynosi nam same korzyści dla naszej psychiki. To wiara nadaje sens naszemu życiu, daje nam ukojenie, pociechę w trudnych momentach życia, jest taką naturalnie w nas zakodowaną autoterapią.
Reasumując, uważam, że współczesny człowiek kierując się wiarą w Boga i ukształtowanymi przez wieki zasadami współczesnego humanizmu, może żyć bez religii, przez którą rozumiem zorganizowaną instytucję wiary, bo wiary trzeba szukać w sobie i w otaczającym nas świecie, a nie w rozmaitych celebracjach i obrzędach. To nasz wszechświat jest Bogiem, a my jesteśmy jego częścią.
To ostatnie to takie moje osobiste wynurzenia, ta książka je sprowokowała. Was też na pewno sprowokuje do refleksji. Koniecznie przeczytajcie.

Historia religii napisana niezwykle przejrzyście i bardzo przystępnie. Idealna dla czytelnika, który pragnie posiąść minimum wiedzy o tym jak rozmaite religie, na przestrzeni znanych nam dziejów świata, zawładnęły naszą duchowością, którą jest wiara w Boga. Oprócz wielu skłaniających nas do refleksji rozważań autora nad znaczeniem religii w dziejach świata, znalazłam w niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rzadko zdarza mi się czytać książki o Australii. Pierwszą zapamiętaną była „Tomek w krainie kangurów ”, a potem słynna „ Poczta do Nigdy - Nigdy”, może nawet lepsza od tej Billa Brysona. Minęło prawie pięć dekad od czasu jak Lucjan Wolanowski w latach sześćdziesiątych odwiedził Australię, a ten najmniejszy, zamieszkały kontynent świata chyba ciągle pozostaje tym o którym my tzw. ludzie zachodu najmniej na co dzień interesujemy się. Bill Bryson autor tej książki uważał ( w latach dziewięćdziesiątych kiedy ją pisał ),że ludzie nie interesują się Australią bo uważają, że jest ona nudna. A nudna jest, bo wszystko jest tam takie ustabilizowane, dostatnie, nie ma żadnych wojen, mało jest sensacji, których my tak pożądamy żeby nam poziom adrenaliny ciągle skakał w górę. Bo my ciągle pożądamy wrażeń, ktoś kto ich nie pożąda uważany jest wegetującego nudziarza. Od lat dziewięćdziesiątych, z uwagi na łatwiejsze podróżowanie samolotami,pewnie zainteresowanie Australią wzrosło, ale ja mam raczej małe szanse żeby się tam udać. Cofnęłam się zatem do końcówki lat dziewięćdziesiątych i pojechałam razem tam z Billem Brysonem. Podróżowaliśmy pociągiem, samolotem i na szczęście najwięcej samochodem. Podziwialiśmy krajobrazy, niezwykłą niespotykaną nigdzie florę i faunę,byliśmy na rafie koralowej, odwiedzaliśmy muzea i niezwykłe miejsca, a w czasie podróży Bill raczył mnie opowieściami o historii Australii. I znowu mną wstrząsnęła, bo przecież już ją znałam, tragedia jej pierwotnych mieszkańców Aborygenów. Najgorsze jest to, że Australijczycy tak długo zacierali ślady tej tragedii. Wtedy, kiedy Bill tam podróżował ,żyło ich już tylko ok. 30 000 w porównaniu do szacowanej pierwotnie liczby ok 300 000.Tak działała zachodnia cywilizacja.
Pomimo smutnych refleksji była to wspaniała podróż, bo Bill znany jest z dociekliwości, skrupulatności i nieprzeciętnego poczucia humoru.

Rzadko zdarza mi się czytać książki o Australii. Pierwszą zapamiętaną była „Tomek w krainie kangurów ”, a potem słynna „ Poczta do Nigdy - Nigdy”, może nawet lepsza od tej Billa Brysona. Minęło prawie pięć dekad od czasu jak Lucjan Wolanowski w latach sześćdziesiątych odwiedził Australię, a ten najmniejszy, zamieszkały kontynent świata chyba ciągle pozostaje tym o którym my...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam się, że doczytałam tylko do połowy. Takie reportaże nadają się tylko do czytania w czasopiśmie wychodzącym nie częściej niż raz w tygodniu, albo i jeszcze rzadziej. Nagromadzenie w jednym woluminie takiej ilości ludzkich nieszczęść przekracza moje emocjonalne możliwości poznawania i wczuwania się w nie jednym ciągiem.

Przyznam się, że doczytałam tylko do połowy. Takie reportaże nadają się tylko do czytania w czasopiśmie wychodzącym nie częściej niż raz w tygodniu, albo i jeszcze rzadziej. Nagromadzenie w jednym woluminie takiej ilości ludzkich nieszczęść przekracza moje emocjonalne możliwości poznawania i wczuwania się w nie jednym ciągiem.

Pokaż mimo to