-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2013-11-21
2020-08-17
2019-07-22
Biorąc ją w rękę, sądziłam że to polska "Lolita". Odkryłam, że jest czymś więcej, będąc zupełnie czymś innym, przeze mnie nieoczekiwanym.
Materią tworzącą tę książkę jest historia zmyta z autora, ściągnięta z niego wraz ze skórą, wonią perfum, ciepłem ciała, padającym na twarz światłem gwiazd. Prawda i piękno scementowane ze sobą, skreślone atramentem. Antoni Libera stworzył "Madame" na podstawie swoich wspomnień z liceum, swoich osobistych doświadczeń.
Jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to czy człowiek tak błyskotliwy przypadkiem nie oszukuje nas przynajmniej faktem, że przesadę da się wyczuć w umieszczeniu sformułowań, stylistyki której nigdy nie przypisałabym nastolatkowi mającemu lat osiemnaście. Innymi słowy - nie jestem w stanie tak lirycznie myśleć o tym dziele, jak robi to narrator.
"W parszywej rzeczywistości sam się stajesz parszywy! To jest najgorsze, pamiętaj!"
Kiedy myślę o tym, czego nauczyła mnie ta książka (intencja Stalina podczas "ratowania" komunistycznej frakcji w hiszpańskiej wojnie domowej; sytuacja wykształconych filologów zajmujących się językami Europy Zachodniej w PRL-u; metodyka kształcenia i wychowania w szkole średniej Polskiej Republiki Ludowej) zadaję sobie pytanie czy to Nabokov znowu się ze mną bawi - "hej koleżanko, ta książka nie ma cię niczego nauczyć, nie jesteś już w szkole, po prostu chłoń to co napisane". Dzieło to jest pełne literackich (i nie tylko!) odniesień, do których warto sięgnąć, które wspólnie budują pełną, wyrazistą historię. "Madame" to książka intelektualnie przegadana, tutaj nie ma ani słowa zbędnego, wszystko tworzy doskonale spójną całość, nie ma chwili w której narrator ciągnący cię w porywach da ci usiąść i pomyśleć, że jesteś tym przytłoczony.
"Żegnaj, boska istoto, okrutna swą urodą! Po com cię w ogóle ujrzał! O. czemuś się zjawiła na drodze mego życia! Zbyt piękna i promienna, by nie rozniecić pożaru. Zbyt dumna i daleka, ażeby go ugasić. Gdybyś tu była nie przyszła i nie dała się widzieć, mój los byłby znacznie prostszy. Tańczyłbym teraz z pewnością z jedną z mych rówieśniczek, może nawet i z samą... Lucyllą Różogrodek, w każdym razie z istotą skrojoną na moją miarę, rumianą, zziajaną, chętną, cuchnącą młodym potem, i wielce prawdopodobne, iż skradłbym jej na koniec soczystego całusa. A tak stoję tu w mroku, zbolały, zrujnowany, wyobcowany... przegrany. Wygrałaś! Lecz cóż ci po tym?... Bywaj, Królowo Śniegu! Bywaj, La Belle Victoire!"
Z historii sączy się cudowna tajemnica, narrator się nie ujawnia, podobnie nie dostajemy żadnych szczegółowych danych samej jego muzy - prócz faktu, że mówi się o niej Madame, lub Wiktoria - Victoire, imię nadane jej przez okrutny los w osobie jej nieszczęsnych rodziców, związane z jej przeszłością. Wraz z narratorem wracamy do szkolnej ławy aby przeżyć każdemu znane pierwsze uniesienia szkolnej miłości, w którą wpleciona jest nie aż tak rzadki afekt - ucznia, najwybitniejszego z wybitnych do nauczycielki. Do osoby odległej, chłodnej, profesjonalnej, niedostępnej. Istnego Mont Blanc szturmowanego przez ucznia wybitnego, bystrego, opanowanego, którego jedynym grzechem jest nieszczęśliwe zakochanie w osobie, która ani na krok nie daje się zaskoczyć. W miarę opowieści o tajemniczej Victoire dowiadujemy się więcej, postać staje się przejrzysta, jej działania mają już intencję, do której kobieta wytrwale dąży, wieloma często zawiłymi drogami.
Marząc o niej bohater posuwa się do czegoś więcej niż większość zakochanych, nie poprzestaje na biernym oddawaniu się katuszom duszonych w sobie emocji. On gromadzi je w sobie i finalnie to cierpienie przeradza w działanie, najpierw związane z poznaniem nauczycielki z najróżniejszych źródeł, a następnie te uczucia jeszcze przelewa w chaosie tworzenia w powieść.
"Czasami… kicz bywa całkiem miły. Nie trzeba się go wyrzekać. Gdyby nie było kiczu, nie byłoby wielkiej sztuki. Gdyby nie było grzechu, nie byłoby i życia."
Madame serwuje nietuzinkowe spojrzenie na szczenięce afekty, które są tematem wstydliwym, mało pożądanym. Pedagodzy tamtego świata wiedzą jak sobie z nimi radzić. Jednocześnie ukazują braki w humanistycznym podejściu do ucznia - tutaj fizyka kwantowa na etapie liceum, a tam z kolei śmierć wolności scenicznej, śmierć w teatrze i dekapitacja ducha muzycznego. Jedyne co żyje to posłuszeństwo partii, jednomyślność, jedna wersja historii. W opozycji do tego - wielka tajemnica, stojące za nią rozterki, emocje, wielki cel aby żyć tak jak się chce.
Powieść nie odpowie na pytania - czy to dobre, czy to moralne kochać nie będąc kochanym? Czy lodowe góry pozwalają sobie na emocje? Czy kochają? Czy potrafią kochać? Czy kochała? Czy lubiła? Czy wynagrodziła tylko za otworzenie jej drzwi?
Ta książka powstała jako terapia autora, jest dowodem zamknięcia pewnego etapu, pożegnania z nim, na autora miała mieć wpływ zbawienny, choć okrężnymi drogami wynagradzający mu czas spędzony w samotności, w ukryciu przed represjami i inwigilacją. Na czytelnika ma za to wpływ zgoła błogosławiony, obcowanie z literaturą takich lotów jest przyjemnością i powinno być liczone srogo niczym luksus.
"Madame" to najczystszy z owoców rewolucji. Książka, o której szkoły milczą, choć już od dawna powinny piać, szczególnie gdy się przestudiuje jej wartości, które są daleko piękniejsze niż forsowany "Romeo i Julia" wciskany jako sztandar romantycznej miłości dojrzewającym istotom. I być może prócz nielicznych wyjątków szkoła już zawsze zamierza prezentować nam "Popioły" jako szczyt fantazji.
Chyba nie bez powodu jednym z nielicznych morałów tejże książki jest "Wtedy to były czasy!".
Biorąc ją w rękę, sądziłam że to polska "Lolita". Odkryłam, że jest czymś więcej, będąc zupełnie czymś innym, przeze mnie nieoczekiwanym.
Materią tworzącą tę książkę jest historia zmyta z autora, ściągnięta z niego wraz ze skórą, wonią perfum, ciepłem ciała, padającym na twarz światłem gwiazd. Prawda i piękno scementowane ze sobą, skreślone atramentem. Antoni Libera...
2019-04-08
2019-02-12
2018-02-21
2018-01-20
Dzieło wstrząsające, niepokojące, wzbudzające w czytelniku silne poczucie niesprawiedliwości i brutalności.
Nie bez powodu to dzieci są najlepszymi żołnierzami, najlepszymi mordercami, dyktatorami, ale też najlepszymi poddanymi - bezwolnymi, bezmyślnymi, słabymi marionetkami.
Opowieść o walce rozumu z szaleństwem, strachu z rozsądkiem, cywilizacji i demokracji z dyktaturą instynktów i barbarzyństwa.
Zwierz to nie tylko synonim obezwładniającego strachu, ale także w pewnym sensie samej religii.
Długo pozostaje w głowie tyle strasznych obrazów.
Dzieło wstrząsające, niepokojące, wzbudzające w czytelniku silne poczucie niesprawiedliwości i brutalności.
Nie bez powodu to dzieci są najlepszymi żołnierzami, najlepszymi mordercami, dyktatorami, ale też najlepszymi poddanymi - bezwolnymi, bezmyślnymi, słabymi marionetkami.
Opowieść o walce rozumu z szaleństwem, strachu z rozsądkiem, cywilizacji i demokracji z dyktaturą...
2013-11-06
2017-11-27
2017-09-15
2017-06-09
2017-05-30
2016-08-24
To jest książka, którą, według mnie, powinien przeczytać naprawdę każdy. Nie tylko dlatego, że jest napisana w sposób prosty, niemal dziecinny, ale niezwykle dojrzały, oraz że nawet niewprawny czytelnik przeczyta ją w mniej niż jeden wieczór - co automatycznie jest argumentem przeciwko wszelkim tłumaczeniom typu "a, bo ja nie mam czasu". Przede wszystkim jest ona obrazem życia każdego człowieka.
Dla porównania poprosiłam o przeczytanie tej książki dwie osoby: mojego kolegę i moją mamę. Wymienianie wniosków na temat tak mądrej książki jest po prostu fantastyczną przyjemnością.
Przede wszystkim oprócz idei życia, jaką niesie za sobą właśnie ta lektura bardzo chciałabym się skupić na wszystkich scenach, które mocno zapadają w pamięć. Na przykład epizodem, który chyba u mnie zadziałał najbardziej na wyobraźnię i empatię, było danie choremu na raka dziecku kwiatu, który w jeden dzień potrafi wykiełkować, zakwitnąć i umrzeć. Sam fakt jest bardzo szlachetny - osoba, która podarowała mu tę roślinę wiedziała, że dziecko nie ma dość czasu, aby nacieszyć się widokiem kwitnącej z dnia na dzień sadzonki i możliwe, że nie mogłoby nawet dożyć wydawania przez nią owocu. Podobała mi się karteczka przy jego łóżku "tylko Bóg może mnie obudzić". Podobało mi się, że każdy z ostatnich dni tego chorego na białaczkę dziecka liczył się jako 10 lat, dzięki czemu chłopiec pod sam koniec życia był słaby jak 80-letni staruszek i łatwiej było mu się pogodzić z odejściem, bo miał świadomość - nieco przekłamaną - że przeżył całe swoje życie.
Nie należy zapominać o pani Róży - o której z kolei pamiętała moja mama - która ofiarowała Oskarowi mnóstwo uwagi, wsparcia i takiej prostej, ludzkiej miłości, która dodawała mu siły w trudnych momentach.
Opowieść kładzie przede wszystkim spory nacisk na zrozumienie, zaufanie, i mnóstwo innych wartości, które ludziom towarzyszą przez całe życie.
Co dostrzegł mój kolega, a o czym ja zapomniałam:
- podejście do wiary i Boga (bo pamiętajcie - nawet jeśli macie do tych spraw całkiem zdrowy stosunek, to zawsze można mieć lepszy)
- główny bohater, mimo że jest bardzo młodym człowiekiem, bardzo do tego skrzywdzonym ma w sobie mnóstwo energii i jest naprawdę dojrzałą osobą.
To jest książka, którą, według mnie, powinien przeczytać naprawdę każdy. Nie tylko dlatego, że jest napisana w sposób prosty, niemal dziecinny, ale niezwykle dojrzały, oraz że nawet niewprawny czytelnik przeczyta ją w mniej niż jeden wieczór - co automatycznie jest argumentem przeciwko wszelkim tłumaczeniom typu "a, bo ja nie mam czasu". Przede wszystkim jest ona obrazem...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-25
2016-08-02
2016-07-22
2016-06-09
"Otello" jest dramatem, który już od bardzo dawna chciałam przeczytać. W sumie to nie będę się rozwodziła nad światem przedstawionym ani problematyką, tylko postaram się ująć w paru zdaniach to, jakie uczucia mną targają po jej przeczytaniu.
Pierwszym, co rzuca mi się w oczy, jako osobie zakochanej jest oczywiście cała intryga, która doprowadziła do tego, że szalejący z miłości mężczyzna zadusił własną ukochaną w skutek manipulacji. Wydawało się, że uczucie, jakim darzył Desdemonę jest wieczne, silne - właściwie przed "Otellem" nigdzie nie spotkałam się z tak niesamowitą kreacją miłości i to dało mi sporo do myślenia. Byłam tym zachwycona. Otello byłby idealnym kochankiem i bohaterem, gdyby nie to coś, co siedziało w nim, martwiło go i w końcu wszystko zniszczyło.
Druga sprawa to drugoplanowa bohaterka, Emilia, która doskonale wpisuje się w topos wiernej służącej, będącej także przyjaciółką Desdemony. Oddanie z jakim pragnie być złożona obok swojej pani, przekleństwa jakie rzuca w stronę Otella, prostolinijność i uwielbienie dla żony Maura sprawiają wspólnie, że postać ta była dla mnie daleko bardziej prawdziwa i interesująca niż właśnie Desdemona, która będąc tak idealna jednak mnie nieco nudziła. Z kolei Emilia była w pewien sposób rozdarta między posłuszeństwem mężowi a swojej pani i czytelnik nigdy do końca nie wiedział, co zrobi i jak się zachowa.
Nie wiem, co jest ze mną nie tak, że jestem nastolatką i zachwycam się "Otellem".
"Otello" jest dramatem, który już od bardzo dawna chciałam przeczytać. W sumie to nie będę się rozwodziła nad światem przedstawionym ani problematyką, tylko postaram się ująć w paru zdaniach to, jakie uczucia mną targają po jej przeczytaniu.
Pierwszym, co rzuca mi się w oczy, jako osobie zakochanej jest oczywiście cała intryga, która doprowadziła do tego, że szalejący z...
2016-02-27
2016-01-27
Właśnie to przeczytałam. "Mały książę" nie był moją lekturą w gimnazjum, więc w ręce dostałam ją dopiero teraz, a żałuję.
Dziś zaczęłam, dziś skończyłam. Książka bardzo przyjemna i lekka. Faktycznie, ma w sobie bardzo ważne lekcje, które nie przemijają nigdy i są przydatne w każdym wieku.
Antoine de Saint-Exupery serwuje nam opowieść tak wciągającą, tak zadziwiającą i tak naiwną w swej prostocie, że teraz nie wyobrażam sobie, żeby ktoś jej nie przeczytał, dlatego koniecznie muszę ją kupić i pożyczać, komu tylko się da.
Naprawdę warto. Mały książę jest nietuzinkowym bohaterem, który jest bardzo ciekawski i uosabia dziecko wchodzące w świat dorosłych ze świata dziecięcego, co jest dla niego bardzo nieprzyjemnym przeżyciem. Nie rozumie on ludzi dorosłych, a przy okazji autor pokazuje nam, jakie często miewamy wady: próżność, wymuszona powaga, brak zaradności, wywyższanie się nad innych. Fabuła przedstawia ich, jako ludzi zamieszkujących swoje małe światki. Mamy fałszywych przyjaciół, ale też tych prawdziwych. Za postaciami Latarnika i Geografa też na pewno jest jakieś przesłanie, ale jak napisałam wcześniej, nie przerabiałam tego w szkole i ciężko byłoby mi się ich teraz doszukać.
W każdym razie książka godna polecenia każdemu, bez względu na wiek. I nawet wraca radość z życia. :)
Właśnie to przeczytałam. "Mały książę" nie był moją lekturą w gimnazjum, więc w ręce dostałam ją dopiero teraz, a żałuję.
więcej Pokaż mimo toDziś zaczęłam, dziś skończyłam. Książka bardzo przyjemna i lekka. Faktycznie, ma w sobie bardzo ważne lekcje, które nie przemijają nigdy i są przydatne w każdym wieku.
Antoine de Saint-Exupery serwuje nam opowieść tak wciągającą, tak zadziwiającą i tak...