-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
Niezwiązane ze sobą wydarzenia wcale takimi nie musza być. Czasem mają punkt wspólny ukryty gdzieś pomiędzy pierwszym wrażeniem, a intuicją tego, kto na nie spojrzał. Od tego czy dostrzeże się prawdziwą sieć powiązań zależy jaki będzie ich efekt końcowy. Wymaga to poświęcenia uwagi i przede wszystkim bycia otwartym na niespodziewane zwroty akcji i ludzkie motywy, pchające do nieprzewidywalnych kroków.
W dobie wszechobecnych kamer, telefonów towarzyszących wszystkim na każdym kroku znika Felicja. Nadkomisarz Oskar Superson zdaje sobie sprawę jak ważny jest czas w takich sprawach. Wystarczy nie dostrzec jakiegoś detalu i skutki będą tragiczne. Do tego wypadek motocyklistów, a może coś więcej niż nieszczęśliwy zbieg okoliczności? Do tego jeszcze śmierć kobiety, co skutkuje kolejnym dochodzeniem. Każde z nich wymaga poświęcenia uwagi i żadne nie powinno być potraktowane powierzchownie. Superson wie, że od jego zaangażowania zależy naprawdę wiele i to nie tylko jeśli chodzi o jego karierę. Stawia na szali coś dużo ważniejszego, ryzyko przyniesie pozytywne skutki czy wprost odwrotnie narazi tych, którym chciał pomóc? Czas ucieka, coraz więcej wątpliwości pojawia się, a odpowiedzi zdają sobie przeczyć nawzajem, czy nie zostało pomięte coś istotnego?
Lubicie nieoczywistych splot wątków w historii, której zakończenie zaskakuje jeszcze mocniej? "Ci, którzy zostali" są właśnie taką lekturą, jak wiedzie czytelników nieoczywistych ścieżkami po meandrach ludzkich poczynań. W naprawdę kryminale czytelnik wciąż ma uczucie, iż jest tuż tuż rozwiązania zagadki, bądź zagadek, lecz splot wydarzeń tak jest pomyślany by był on zaskakiwany i spoglądał na to, co już wie z innego punktu widzenia. Hanna Greń po mistrzowsku rozgrywa poszczególne wątki tak, by nie można być pewnym nie tylko, co je łączy, lecz również jaki będzie ich przebieg. Kilka zdawałoby się odrębnych zdarzeń, każde o kryminalnym charakterze, lecz bez punktu wspólnego, chociaż…? No właśnie, a może jednak coś je łączy? Zaginięcie. Wypadek. Porachunki. Śmierć. Osobne śledztwa, intrygujące, lecz przede wszystkim skomplikowane, zwłaszcza jeśli nie traktuje się ich powierzchownie. Dla dociekliwego śledczego, który nie zadawala się schematycznymi odpowiedziami stanowią tajemnice, jakich nie potrafi lub raczej nie chce pozostawić samym sobie. „Ci, którzy pozostali” są kryminalną historią w jakiej nie brakuje dramatyzmu, dochodzeniowych kruczków i niejednego znaku zapytania.
Niezwiązane ze sobą wydarzenia wcale takimi nie musza być. Czasem mają punkt wspólny ukryty gdzieś pomiędzy pierwszym wrażeniem, a intuicją tego, kto na nie spojrzał. Od tego czy dostrzeże się prawdziwą sieć powiązań zależy jaki będzie ich efekt końcowy. Wymaga to poświęcenia uwagi i przede wszystkim bycia otwartym na niespodziewane zwroty akcji i ludzkie motywy, pchające...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zło nie daje o sobie zapomnieć. Zapisuje się w pamięci ludzkiej na wiele sposobów. Czasem nawet nie jesteśmy świadomi jak potrafi kierować człowiekiem, a może jedynie wydobywać z niego, to, co w innych okolicznościach nigdy nie dałoby o sobie znać.
Raz, dwa, trzy. Sprawdzam. Tym razem Anka, Szczepan i Artur zdaja sobie sprawę z czym będą mieli do czynienia, problem w tym, że wciąż nie wiedzą jeszcze z kim. Nauczyciel jest zagadką, tak zresztą jak i to kiedy zamierza uderzyć. Raczej wcześniej niż później, nowy etap w zabójczej grze rozpoczął się i tym razem doświadczenie podpowiada, że łatwiej wcale nie będzie. Wprost przeciwnie, ten kto manipulował innymi z pewnością nadal będzie to robił. Pytanie tylko kto tym razem jest jego marionetką? Odpowiedź będzie cenną wskazówką w dochodzeniu, a może kryć się w przeszłości oraz historii tych, którym zerwano już maski. Jednak to, co najważniejsze wciąż przed Anką, Arturem i Szczepanem, za nimi dwa elementy zabójczej układanki, przed nimi trzeci, najważniejszy i jak do tej pory nieuchwytny. Podobno nikt nie jest bezbłędny, jakie błędy popełnią oni, a jakie Nauczyciel? Kto z nich zwycięży?
Do trzech razy sztuka? No cóż w przypadku książek Pauliny Świst wiadomo, że przy każdej następnej części będzie co najmniej tak dobra jak jej poprzedniczki, jak nie lepsza. Nowa seria przyniosła spore niespodzianki i pokazała, że autorka długo nie powie jeszcze ostatniego słowa w temacie jak zaskoczyć czytelników. Powiedzieć, że napięcie było dawkowane to tak jakby nic nie powiedzieć, a „Oblitus” jest tego doskonałym dowodem. Troje głównych bohaterów, jacy są równie nieprzewidywalni jak niestandardowi oraz ten, który do tej pory działał zza kulis. Jakie kroki podejmie w ostatecznej rozgrywce i co ma w planach? Paulina Świst tak skomponowała tę część by napięcie sięgało górnej skali „dramadetektora”, chociaż niewykluczone, że mógł zatrzymać się tam już na wstępie i nie było momentu, kiedy mógłby opaść. Z pewnością „Oblitus” ma wszystkie cechy thrillera, jakie sprawiają, że czytelnik stara się odgadnąć kto jaka rolę odgrywa i kim jest ten zły. No cóż w tym wypadku pisarka nie zamiaru niczego ułatwiać i jeszcze dodaje perspektywę tego, kogo tożsamość tak usilnie staramy się odkryć. Oczywiście pozostaje jeszcze jeden smaczek, tak naprawdę więcej, ale o tym trzeba przekonać się osobiście, czyli relacje pomiędzy trójką postaci, a tym Paulina Świst mało co, oszczędziła. Przy okazji przypominając czytelnikom, że co jak co, lecz przy jej pomysłach przy lekturze z pewnością nie będą nudzić się i zapamiętają niejeden moment „Oblitus”.
Zło nie daje o sobie zapomnieć. Zapisuje się w pamięci ludzkiej na wiele sposobów. Czasem nawet nie jesteśmy świadomi jak potrafi kierować człowiekiem, a może jedynie wydobywać z niego, to, co w innych okolicznościach nigdy nie dałoby o sobie znać.
Raz, dwa, trzy. Sprawdzam. Tym razem Anka, Szczepan i Artur zdaja sobie sprawę z czym będą mieli do czynienia, problem w tym,...
Nie tak miało być. Powinni żyć długo i szczęśliwie, tak jak to bywa w hollywoodzkich filmach, a przede wszystkim w ludzkich marzeniach. Jednak ktoś brutalnie zmienił życiowy scenariusz. Dlaczego? Kto stoi za tym, co wydarzyło się? Nic nie dzieje się bez przyczyny, a za nią kryją się emocje, mroczne, bolesne i przede wszystkim zabójcze!
Co wydarzyło się na weselnym przyjęciu na oczach gości? Nikt niczego nie zauważył, kiedy ktoś popełnił morderstwo. Jak to możliwe? Tego musi dowiedzieć się podkomisarz Monika Gniewosz. Czyżby doszło do zbrodni? Wiele na to wskazuje, że tak. Pytanie kim jest zabójca w takim razie i jaki miał motyw bądź motywy. Świeżo poślubiony mąż ofiary pochodził z Pełni, ale jego żona nie znała tutaj nikogo. Nic nie zapowiadało tragedii, chociaż czy na pewno? Zespół dochodzeniowy bierze pod lupę gości i przygląda się okolicznościom morderstwa. Gdzieś kryje się prawda, może w ludzkich sekretach? Każdy wbrew pozorom je ma, niekiedy o wiele mroczniejszy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Jednak dotarcie do nich nie jest proste, ale kiedy uważniej policjanci zaczynają się przyglądać niepasującym do siebie fragmentom zaczynają dostrzegać niepokojące dopasowanie. Śmierć panny młodej była pomyłką czy trucizna była przeznaczona właśnie dla niej? Podkomisarz Gniewosz powinna się skupić na śledztwu, lecz niełatwo poświęcić się pracy jeśli w tym samym czasie drży się o bezpieczeństwo córki. Jak jej porwanie wpłynie na wynik dochodzenia? Dramatyczne wydarzenia zawisły nad Pełnią…
Zbrodnia. Śledztwo. Tajemnice. Strata. Przeszłość i teraźniejszość. Tyle, aż lub tylko wystarczy by stworzyć niesamowicie klimatyczny kryminał, w którym czytelnik od samego początku czuje mrowienie i czeka, kiedy przysłowiowa bomba spadnie w dół i rozpocznie się zabójczy wyścig. A ten rozpoczyna się w chwili, kiedy wydaje się nam, że jesteśmy na niego przygotowani. Nic bardziej mylnego. Małgorzata Rogala doskonale gra postaciami, tymi znanymi i całkiem nowymi oraz oczywiście łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Wszystko to składa się na kryminalną fabułę, w której nie ma prostych pytań, nawet to, kto zabił ma drugie dno. Zagadka zatacza coraz większe kręgi, zagarniając w nie coraz to nowe osoby i przypuszczalne motywy. Podczas lektury zdajemy sobie sprawę, iż tak naprawdę nikt i nic nie jest takie jak nam się wydawało. „Zbrodnia przed północą” jest wielowarstwową historią, w jakiej nie ma niczego przypadkowego, każde element, mniejszy czy większy, odgrywa rolę. Oddzielne wątki zdają się, na pierwszy rzut oka, nie mieć ze sobą dużo wspólnego i kierują czytelniczą uwagę w zupełnie innym kierunku, aż do momentu, gdy zaczynają opadać maski, a bohaterowie sięgają głębiej i dalej. Małgorzata Rogala jest pisarką, tworzącą książki, jakie nie czyta się raz, wraca się do nich i odkrywa kolejne niuanse rasowego kryminału, w jakim jak na dłoni widać jak niekiedy mało wiemy o ludziach wokół nas.
Nie tak miało być. Powinni żyć długo i szczęśliwie, tak jak to bywa w hollywoodzkich filmach, a przede wszystkim w ludzkich marzeniach. Jednak ktoś brutalnie zmienił życiowy scenariusz. Dlaczego? Kto stoi za tym, co wydarzyło się? Nic nie dzieje się bez przyczyny, a za nią kryją się emocje, mroczne, bolesne i przede wszystkim zabójcze!
Co wydarzyło się na weselnym...
Czasem tylko jedno jest pewne czyli trup, cała reszta to chaos z poplątaniem. Mówiąć w skrócie klops zupełny zwłaszcza dla tego, kto ma motyw by stać za zejściem z tego świata nieszczęśnika. Jak udowodnić, że jest się niewinnym, gdy mało albo zupełnie nic na to nie wskazuje? No cóż pozostaje poprosić o koło ratunkowe kogoś, kto je rzuci, ale czy zrobi to?
Wielbiciele jak najbardziej są mile widziani, w końcu kto nie chciałby mieć fanów? Problem zaczyna się w chwili kiedy sympatyk nie do końca nim jest i zaczyna przejawiać to w dość niepokojących poczynaniach. Róża Krull właśnie ma do czynienia z kimś takim, sława ma przecież i ciemniejsze strony, ale jak mroczne one są nie mogła nawet przypuszczać. Czym innym jest pisanie o morderstwach, a co innego kiedy samemu człowiek jest podejrzany o jedno z nich. Wiadomo, że pomyłki zdarzają się, lecz w tej sprawie jakoś tak wszystko zdaje się wskazywać właśnie na słynną pisarkę. Jak wybrnąć z opałów? Wyjście jest tylko jedno – znaleźć prawdziwego zabójcę. Tyle, że niezwykle trudno dokonać takiego wyczynu, kiedy jest się gościem aresztu, a i wydawnictwo dopomina się o nową książkę. Ale kto jak kto, lecz Róża ma przecież przyjaciół, a oni gotowi są na wiele, by udowodnić jej niewinność. Ich sposoby są może czasem dość ryzykowne, jednak nie da odmówić się im uporu, sprytu i śledczej intuicji!
Jedni bohaterowie zapadają w pamięć gdyż są charyzmatyczni, inni swoim zachowaniem, są i tacy, jakich humor nie pozwala o nich zapomnieć. No i oczywiście jest Róża Krull oraz jej świta vel zgrane grono przyjaciół. Każde z osobna jest osobowością barwną, przyciągającą uwagę, a jako grupa mało mają sobie równych. W „Miłości aż po grób” naprawdę pokazuje na co ich stać, a jak się okazuje w obliczu prawdziwie zabójczej zagadki dają z siebie jeszcze więcej niż zazwyczaj, oczywiście pozostając sobą. Tym razem zamieszanie jest większe niż zazwyczaj, chociaż z tego samego powodu czyli jedynej w swoim rodzaju, bestsellerowej pisarki. Zagadka kryminalna swoim skomplikowaniem dorównuje klasyce swego gatunku, a nie jeden sławny śledczy, bądź śledcza, mieliby porządny ból głowy od prób rozwiązania. Czytelnik także nie oprze się pokusie rozwiązania prawdziwego węzła gordyjskiego lub mówiąc inaczej odkrycia kto zabił. Tropów jest kilka, natomiast podejrzana jest jedna i wszystko wskazuje, że jest winna. Oczywiście „Miłość aż po grób” to komedia kryminalna, co oznacza, że humoru nie brakuje, wytrawnego, by nie rzec czarnego, lecz jak najbardziej splecionego nierozerwalnie z akcją. Alek Rogoziński mistrzowsko wplata znaki zapytania w rozgrywające się wydarzenia i dozuje odpowiedzi, w odpowiednich momentach dokonuje fabularnej volty, a to wszystko okraszone jest komizmem sytuacyjnym oraz oczywiście dialogami, w jakich nie brakuje ciętych ripost.
Czasem tylko jedno jest pewne czyli trup, cała reszta to chaos z poplątaniem. Mówiąć w skrócie klops zupełny zwłaszcza dla tego, kto ma motyw by stać za zejściem z tego świata nieszczęśnika. Jak udowodnić, że jest się niewinnym, gdy mało albo zupełnie nic na to nie wskazuje? No cóż pozostaje poprosić o koło ratunkowe kogoś, kto je rzuci, ale czy zrobi to?
Wielbiciele jak...
Zło często czai się w pobliżu, wśród znajomych twarzy. Rzadko, kiedy przychodzi z daleka, wówczas jest szybciej zauważalne. Jednak to pojawiające się tuż obok skrywa się czasem pod niemym przyzwoleniem albo zmową milczenia…
Mogłoby się wydawać, że w małych miejscowościach człowiek znajdzie spokój, a gorsza część ludzkiej natury pozostanie daleko. Takie założenie nie zawsze sprawdza się. Miejsce gdzie zamieszkał Igor Schutt wydaje się być ciche, ale i niepokojące. Może to sprawia Zalew Czorsztyński, powstały tam gdzie jeszcze nie tak dawno toczyło się życie? Ciemne wody zdają się nieść głosy tamtych dni i dawnych mieszkańców. Czy tak jest w rzeczywistości? Nie czas jednak nad zastanawianiem się nad tym, co innego zaprząta uwagę nowego mieszkańca. Seryjny morderca nie pasuje do małej społeczności, do jakiej zawitał, chociaż czy na pewno? Dekadę wcześniej właśnie tutaj spłonął budynek, żywioł pochłonął również ofiary. Kiedy zostaje znalezione ciało jednej z mieszkanek dają o sobie znać wspomnienia z przeszłości. Czy jest związek pomiędzy tym, co wtedy wydarzyło się, a obecną sprawą? Igor Schutt jest zaintrygowany i nie potrafi stać z boku, lecz do czego doprowadzi jego zaangażowanie? Czyżby dostrzegał więcej niż inni?
Co to będzie? Obco wszędzie... Głucho wszędzie... Zabójczo będzie! Do tego tajemniczo, intrygująco i mrocznie. Anna Olszewska precyzyjnie buduje niepokojący klimat, a im bardziej zagłębiamy się w książkę tym mocniej jest on odczuwalny. Historia bohaterów tworzy się od razu, oczywiście z cieniami sekretów, długimi i dodający jeszcze mrocznych detali. Do tego wątek obcego i małej społeczności. Jeśli jeszcze ktoś miałby wątpliwości to kolejne wydarzenia, zagęszczające jeszcze atmosferę szybko przekonają go, iż przed nim rasowy kryminał, w którym nikogo i niczego nie można być pewnym. „Osada” zwodzi czytelnika, podsuwa wiele tropów, skłania do uważnej obserwacji wszystkiego i wszystkich. Gdzieś kryje się prawda i odpowiedzialni za zło, które wydarzyło się, lecz kim oni są lub kto to jest? Dlaczego zatriumfowały najgorsze cechy człowieka? Anna Olszewska stawia niejedno pytanie pomiędzy wierszami, a plastycznie przedstawione tło jeszcze podkreśla dramaturgię wydarzeń, jakie niczym lawina w końcu osiąga masę krytyczną i porywając z sobą tych, którzy stanęli na jej drodze. Kryminalna zagadka w „Osadzie” jest wielowarstwowa, składa się na nią przeszłość i teraźniejszość oraz ludzkie czyny, zdające się być zapomniane, lecz czy faktycznie da się wymazać zło z pamięci?
Zło często czai się w pobliżu, wśród znajomych twarzy. Rzadko, kiedy przychodzi z daleka, wówczas jest szybciej zauważalne. Jednak to pojawiające się tuż obok skrywa się czasem pod niemym przyzwoleniem albo zmową milczenia…
Mogłoby się wydawać, że w małych miejscowościach człowiek znajdzie spokój, a gorsza część ludzkiej natury pozostanie daleko. Takie założenie nie zawsze...
Jak wygląda rzeczywistość prawdziwego szpiega? W wersji bondowskiej mamy glamour i pełną pościgów oraz gadgetów wersję. A ta realna? Z pewnością daleko jej do "zabili go i uciekł", cała reszta to przecież top secret, co pozostawia pole dla wyobraźni...
To, co bierzemy za prawdę często bywa bardzo zręcznym i często doskonale przygotowanym kłamstwem. Rafał Terlecki nie jest naiwny, wiele już widział, a jako dziennikarz podejmował się tematów odkrywających przed społeczeństwem niejedną tajemnicę. Tym razem temat sięga kilka dekad wstecz, lecz może ma swój ciąg dalszy obecnie. Szkoła przygotowująca agentów potrafiących się wtopić w społeczeństwo obcego państwa zakończyła swoją działalność, a co z jej uczniami? Przygotowani by wieść życie pod doskonałą przykrywką są cennymi agentami, zwłaszcza, gdy mają w ręku władzę. Czy faktycznie mogło do tego dojść? Sytuacja za wschodnią granicą Polski skłania by przyjrzeć się bliżej przekazanym informacjom, zwłaszcza, iż pochodzą z wywiadowczych kręgów. Co odkryje Terlecki w małej miejscowości w Wielkopolsce? Zna te tereny bardzo dobrze i nigdy nie przypuszczał, co działo się w jednym z poniemieckich pałaców. Minęło sporo czasu, ale teraźniejsze wydarzenia oraz ludzie biorący w nich udział skłaniają do zagłębienia się w dawne tajemnice. Jak wiadomo polityka przyciąga różnorodne charaktery, a jeżeli niektóre zostały zaprogramowane do konkretnych zadań?
Szpiedzy. Gra wywiadów. Tajne łamane przez poufne. No i tajemnice gdzie nie spojrzeć plus same niewiadome wokoło. Wszystko to budzi, co najmniej zaciekawienie, lecz lepszym słowem jest zaintrygowanie, jakie oddaje klimat sekretów, niedopowiedzeń oraz oczekiwania na coś, co kryje się gdzieś pomiędzy znanymi widokami. Piotr Gajdziński właśnie taką atmosferę przeniósł na strony swojej najnowszej książki i to wprost po mistrzowsku. Kilka zazębiających się wątków, różne plany czasowe oraz przede wszystkim bohaterowie. Do tego dodajmy realną fakty z elementami political fiction i otrzymujemy „Fabrykę szpiegów”. W tej książce zagrało dosłownie wszystko, a szczegóły budują opowieść rozgrywającą się na przestrzeni dekad i burzliwej historii powojennej nie tylko Polski czy Europy, lecz również światowej. Fikcja dorównująca prawdzie, prawda, wydająca się nieprawdopodobna oraz ludzie, niecofający się przed niczym w imię idei, czyjeś lub własnej. „Fabryka szpiegów” jest doskonałą lekturę, w której czytelnik wchodzi do świata agenturalnych rozgrywek, gdzie człowiek jest pionkiem w rękach innych, nawet, jeśli jest pewien, iż to on ma władzę.
Jak wygląda rzeczywistość prawdziwego szpiega? W wersji bondowskiej mamy glamour i pełną pościgów oraz gadgetów wersję. A ta realna? Z pewnością daleko jej do "zabili go i uciekł", cała reszta to przecież top secret, co pozostawia pole dla wyobraźni...
To, co bierzemy za prawdę często bywa bardzo zręcznym i często doskonale przygotowanym kłamstwem. Rafał Terlecki nie jest...
Czasami na podjęcie decyzji nie mamy zbyt wiele czasu, a i okoliczności nie sprzyjają głębszym refleksjom. Działamy instynktownie, nie myśląc zbyt wiele, a wybierając jedyną opcję, którą się dostrzega. Dopiero później zauważamy więcej i zaczynamy zastanawiać się. Tyle, że czasu nie da się cofnąć…
Nic nie potoczyło się tak powinno, a potem pozostało jedynie grać rolę kogoś innego. Mila w jednej chwili straciła siostrę, która na jej oczach zginęła, a w drugiej przyjęła tożsamość zmarłej. Dlaczego? Nie widziała innego wyjścia, bliźniaczki zdawało się być idealne. Natomiast to z jakim mierzyła się ona można było określić jako bycie czarną owcą. Holly niedługo miała wyjechać do wymarzonej pracy, zrozpaczona siostra decyduje się na krok wydający się co najmniej szalony, lecz co ma do stracenia, poza szansą na odmianę swojego losu? Okazuje się, że nikt i nic nie są takie jak myślała. Holly odnosiła sukcesy w pracy i była dumą rodziny, Molly jest jej przeciwieństwem, nigdy nie osiągnęła tak dużo. Prawda jest całkowicie odmienna od tego, co Moly wiedziała o najbliższej rodzinie. Praca w Japonii okazuje się mieć drugie dno, odsłaniające świat tak różny od tego, co spodziewała się dziewczyna. Siostra miała niejeden sekret, teraz przyszedł czas, gdy trzeba stawić im czoła. Jaką cenę trzeba będzie zapłacić za życie jako ktoś inny?
A gdyby tak zniknąć? Przyjąć inną tożsamość? Stać się kimś innym? Pytanie tylko czy będzie warto i czy nie będziemy żałować. Bohaterka najnowszej książki Moniki Magoskiej-Suchar podejmuje taką decyzję i staje się to punktem wyjścia do historii, w jakiej czeka nas nie jedna niespodzianka oraz emocjonalna przejażdżka niczym po krętych torach kolejki górskiej. Autorka już wielokrotnie udowodniła, iż jest mistrzynią w ukazywaniu jak skomplikowane mogą być ludzkie losy. Nie inaczej jest w przypadku „Skradzionej tożsamości” gdzie czytelnicy prawie na wstępie otrzymują sporą dawkę uczuciowych, i nie jedynie ich, komplikacji. A dalej czekają na nas sekrety, odkrywanie drugiej twarzy bliskiej osoby oraz stawianie czoła rzeczywistości, na jaką nie było się przygotowanym. Na tym nie koniec, gdyż w kolejnych rozdziałach czeka japoński entourage ze swoim klimatem i odmiennymi zasadami. No i oczywiście pełen wachlarz uczuć, kontrastowych, nieoczekiwanych i przede wszystkim popychających postaci do stawiania kroków na granicy, za którą czeka ich niewiadoma, jednocześnie kusząca, ale i mogąca przynieść ból oraz rozczarowanie.
Czasami na podjęcie decyzji nie mamy zbyt wiele czasu, a i okoliczności nie sprzyjają głębszym refleksjom. Działamy instynktownie, nie myśląc zbyt wiele, a wybierając jedyną opcję, którą się dostrzega. Dopiero później zauważamy więcej i zaczynamy zastanawiać się. Tyle, że czasu nie da się cofnąć…
Nic nie potoczyło się tak powinno, a potem pozostało jedynie grać rolę kogoś...
Wiara, miłość, przyjaźń. Życiowe kierunkowskazy, wydające się wskazywać jedynie dobre drogi. Jeżeli jest się im wiernym nic złego nie powinno stać się. A jeśli tak nie jest? Czasem wystarczy wyjąć jeden klocek by wszystko, co do tej pory doskonale było do siebie dopasowane nagle zacznie się chwiać. Czy da się temu zapobiec?
Nic nie dzieje się samo i ot tak bez przyczyny, zbyt często nie przywiązujemy uwagi do szczegółów, dopiero, kiedy jest już po fakcie patrzymy wstecz i niektóre rzeczy zmienilibyśmy. Jednak przecież to już miało miejsce, a liczy się to, co będzie. Piotr wraz przyjaciółmi wyjeżdża na zwyczajowy męski wypad, jakich wiele już za nimi. Cieniem na podróży kładzie się to, czego właśnie dowiedział, a to nie koniec komplikacji w jego życiu. Łotewskie Czarcie Jezioro ma dość intrygującą sławę, czy zasłużenie? Tajemnice je otaczające okazują się być aż nadto prawdziwe, a krążące opinie nie oddają tego, czego doświadczają odwiedzający to miejsce. Jak wpłynie przyjacielski wyjazd na życie Piotra i jego znajomych? Ile będzie znaczyć wiara, miłość i przyjaźń w okolicznościach, których nikt nie brał pod uwagę, a może wcale tak nie było…?
Ludzka natura. Sekrety. Niewyjaśnione wydarzenia. No i ludzie, stający twarzą w twarz z rozwojem sytuacji, jakiej nie brali pod uwagę. Do tego dodajmy spiralę emocji, nie tylko silnych, lecz i destrukcyjnych. Jeśli jeszcze ktoś uważałby, że to mało to jest to tak naprawdę dopiero fundament historii, w jakiej jednego należy spodziewać się – niespodziewanych zwrotów akcji, całkowicie nieprzewidywalnych i za każdym razem zaskakującym czytelników. Taka sztuka jest naprawdę trudna do osiągnięcia raz za razem, natomiast autor „Pętli” za każdym razem pokazuje, że potrafi to doskonale. Bardzo szybko przekonujemy się, iż nie będzie to lektura taka jak zwykle, daleko będzie jej do jakiekolwiek wzorca i z pewnością nie będzie kalką czegokolwiek. W. & W. Gregory napisał thriller, opierający się na skomplikowanej sieci uczuć i postaw życiowych, wzajemnie na siebie oddziaływujących, tajemnicach, destrukcyjnych i powołujących do życia demony, towarzyszących już bohaterom nieustannie.
Wiara, miłość, przyjaźń. Życiowe kierunkowskazy, wydające się wskazywać jedynie dobre drogi. Jeżeli jest się im wiernym nic złego nie powinno stać się. A jeśli tak nie jest? Czasem wystarczy wyjąć jeden klocek by wszystko, co do tej pory doskonale było do siebie dopasowane nagle zacznie się chwiać. Czy da się temu zapobiec?
Nic nie dzieje się samo i ot tak bez przyczyny,...
\
Słyszymy słowa Turcja i przez głowę przebiega nam masa skojarzeń. Kawa po turecku, otomana, wakacje, Pamukkale i Istambuł, a do tego Hagia Sofia oraz seriale tureckie. Dużo? Raczej nie, bo dodać da się jeszcze więcej. Pomieszanie z poplątaniem? Oczywiście. Kolorowy zawrót głowy i do tego pełen kontrastów? Jak najbardziej.
Wschód i Zachód? Nie do końca, chociaż z obu światów w Turcji odnajdziemy wiele, lecz także unikalna specyfikę. Zdaje się nam, iż o tym państwie, jego kulturze i historii mamy co sporo informacji. Jednak czy tak jest rzeczywiście? Marcelina Szumer-Brysz pokazuje nam, że tak naprawdę mamy wiedzę powierzchowną, ale gdyby tak lekko zdrapać „lakier” to okazuje się, iż pod tym, co zdawało się oczywiste kryje się więcej. Zwłaszcza jeśli ktoś potrafi przekazać swoją perspektywę i odkrywa codzienność, jaką najczęściej turyści pomijają skupiając się na znanych atrakcjach. Historia i teraźniejszość, religia i kultura, bohaterowie narodowi i zwykli ludzie, dla wszystkich i wszystkiego znalazło się miejsce w książce „Turcja. Na wschód od Zachodu”. Jedne tematu są mocniej rozwinięte inne mniej, lecz w żadnym wypadku pobieżnie. Każdy rozdział przybliża nam kraj w jakim kontrasty zdają się być czymś oczywistym i równocześnie intrygującym.
Jednocześnie odległa i dobrze znana. Z pewnością intrygująca i w żadnym razie nudna. No i oczywiście zaskakująca. Turcja. Nie do końca zachodnia, wschodnia także nie. Pełna skrajności oraz odmiennych barw. Marcelina Szumer-Brysz doskonale uchwyciła to, co jest istotą tego kraju i równocześnie stanowi jeden z jego dużych atutów. Czytelnik otrzymuje perspektywę osoby z zewnątrz, która czasem bazuje na obiegowych opiniach albo nie do końca rozumie specyfikę i kogoś, kto od wewnątrz spogląda na to samo, dostrzegając o wiele więcej. „Turcja. Na wschód od Zachodu” nie jest klasycznym przewodnikiem z wskazówkami to powinniście zobaczyć, a tam pojechać. Ten tytuł jest czymś więcej, w każdym tego słowa znaczeniu gdyż obala stereotypy i pomaga zrozumieć indywidualizm, na jaki nie tylko warto zwrócić uwagę, ale brać go pod uwagę, by inaczej spojrzeć Turcję. Dzięki tej książce dostajemy szansę odkryć ten kraj od strony dalekiej od prostych schematów, a kiedy już do niego zawitamy spojrzeć z innego punktu widzenie niż jedynie turystycznego.
\
Słyszymy słowa Turcja i przez głowę przebiega nam masa skojarzeń. Kawa po turecku, otomana, wakacje, Pamukkale i Istambuł, a do tego Hagia Sofia oraz seriale tureckie. Dużo? Raczej nie, bo dodać da się jeszcze więcej. Pomieszanie z poplątaniem? Oczywiście. Kolorowy zawrót głowy i do tego pełen kontrastów? Jak najbardziej.
Wschód i Zachód? Nie do końca, chociaż z obu...
Czy prawda jest tylko jedna? Wydawałoby się, że odpowiedź jest bardzo łatwa i prosta, lecz po chwili zastanowienia czasem pojawia się ale… No właśnie co jeśli jest więcej niż jedna? Jak to możliwe? Patrząc w tym samym kierunki kilka osób może dostrzec co innego, a od tego już krok by widziane obrazy różniły się, tak samo właśnie jest z prawdą…
Małżeństwo Vincenta i Elżbiety było idealne. Różnica wieku małżonkom nie przeszkadzała, chociaż nie wszyscy ją akceptowali. Jednak czy zdanie innych jest aż tak istotne jeśli dwoje ludzi łączy szczere uczucie? Kolejne lat wspólnego życia stały pod znakiem szczęścia, aż do pewnego momentu, który przyniósł diametralną zmianę. Nagle Elżbieta znika, a niedługo potem rozpoczyna się dramatyczna walka z czasem. Porwanie. Jedno słowo za jakim kryje się lęk o najbliższą osobę, niepewność co powinno się zrobić oraz jedna, wielka i przerażająca niewiadoma. Żądania porywaczy nie są małe, ale najważniejsza jest ukochana kobieta. Pieniądze są jedynie środkiem by ją odzyskać. Jeden z policjantów angażuje się śledztwo, nie jest ono pierwszym w jego karierze, lecz to jest bardzo skomplikowane, a on nie poddaje się w próbach odzyskania porwanej kobiety. Co dzieje się z Elżbietą? Dlaczego wciąż nie ma efektów pracy policji i wysiłków Vincenta? Zrozpaczony mąż, porwana żona, zdeterminowany policjant. Jaki będzie finał tej sprawy? Szczęśliwy czy takiego, którego nikt nie bierze pod uwagę?
Jaka jest prawda? Trzy punkty widzenia. Troje ludzi. Życie przed i po oraz to, co działo się pomiędzy tymi dwoma przedziałami czasowymi. Pierwszoosobowa narracja daje bezpośredni wgląd w sytuację. Czytelnik dokładnie wie, co odczuwają bohaterowie i jakie kroki podejmują. Widoczna jest spirala emocji, wciąż nakręcana przez wydarzenia jakie mają miejsce. Odczuwalny jest strach, coraz mocniejszy, odbierający nadzieję, dramatyczna walka o ukochaną osobę i bezsilność gdy nie widać jakichkolwiek efektów. „Gdzie jest moja żona?” nie da się czytać spokojnie przewracając strony, odczucia postaci udzielają się czytającym, dochodzeniowa zagadka coraz mocniej intryguje, padają kolejne pytania – wprost i między wierszami. Anna Matusiak po mistrzowsku steruje emocjami, napięcie kumuluje się aż do punktu gdy musi w końcu pokazać swoją destrukcyjną siłę. Jednak to tylko jeden z wielu elementów, składających się na niesamowitą fabułę, daleką od oczywistości i stawiającą niejedno pod znakiem zapytania, te skłaniają się do zastanowienia się co było i jest niezaprzeczalnym faktem, a co jedynie kłamstwem. Jeśli wszystko przebiegło inaczej niż byliśmy pewni? Prawda niekiedy komplikuje to, co uważano za jednoznaczne i niezaprzeczalne.
Czy prawda jest tylko jedna? Wydawałoby się, że odpowiedź jest bardzo łatwa i prosta, lecz po chwili zastanowienia czasem pojawia się ale… No właśnie co jeśli jest więcej niż jedna? Jak to możliwe? Patrząc w tym samym kierunki kilka osób może dostrzec co innego, a od tego już krok by widziane obrazy różniły się, tak samo właśnie jest z prawdą…
Małżeństwo Vincenta i...
Panna, matka, staruszka. Każda ma swoją misję do wypełnienia, są na różnych etapach życia i realizują odmienne zadania. Młodość, dojrzałość, starość. Zawsze następują po sobie, nieuniknione i zatrzymać je może tylko jedno – śmierć. Żadna rola nie jest mniej ważna, wszystkie mają swój czas by pokazać jakie jest ich znaczenie…
Spokój wcale nie jest przereklamowany, zwłaszcza jeśli ma się trochę tak zwanych krzyżyków na karku. Dobromiła cieszy się z zalet swojego wieku, oczywiście w granicach rozsądku, bo raczej dolegliwości z nim związane raczej do plusów nie należą. W końcu może żyć tak jak zawsze chciała, na własnych zasadach, mając gdzieś ludzkie gadanie. Zresztą kto by się odważył ją skrytykować. Z przyjaciółkami egzystuje trochę na uboczu, nie zamierza parać się już czarami, a i Weles nie ma nic przeciwko temu, czas na odpoczynek, zasłużony i tak długo oczekiwany. Ale czy na pewno? Kiedy w okolicach dochodzi do morderstwa coś zaczyna ją niepokoić, a kiedy cień podejrzenia pada na bliskich czas na działanie. Może jest już stara, lecz moc oraz determinacja są równie silna jak dawniej albo nawet mocniejsze. Ten kto zagroził rodzinie musi mieć się na baczności. Okoliczności nie należą do typowych, zresztą czy u podnóża Łysej Góry cokolwiek jest zwyczajne? Zwłaszcza jeśli wie się gdzie spojrzeć i widzi się więcej niż inni? Niech ma się na baczności ten, kto zakłócił spokój Dobromiły i posądził o zbrodnię jej krewnego. Jaki będzie wynik niecodziennego śledztwa?
Kapłanka, wojowniczka, obrończyni, czarownica. Panna. Matka. Starucha. Niezmienny cykl, powtarzający się w kolejnych wcieleniach. W dwudziestym pierwszym wieku wiara w bogów, jakiekolwiek pochodzenia, ma inny wymiar niż ta przed wiekami. Odradzają się stare kulty, a religia, która je zastąpiła przeżywa kryzys, jak więc ma być spokojnie w takich czasach? W takim momencie dochodzą do głosu bohaterowie trzeciego tomu Gołoborza, całkowicie odmienni niż większość sądzi. Słowiański klimat, współczesny plan czasowy, morderstwo, stara wiara, nowi jej krzewiciele i ona – tytułowa Starucha. Kilka gatunków i jedna opowieść, która właśnie odsłania swój finał, lecz nim on nadejdzie narasta niepokój, mrok, emocje coraz mocniej zaciskają swoją sieć wokół postaci. Aleksandra Seliga w ostatnim tomie intrygującej trylogii domyka cykl, równocześnie serwując nieszablonową ucztę czytelniczą. Kryminał, romans, horror, fantastyka, legendy, wszystko to doprawione słowiańszczyzną, daleką od schematycznej oraz dla smaku jeszcze humorem, może i czarnym czasami, lecz doskonale wkomponowanym w całość. „Gołoborze. Starucha” jednocześnie domyka historię oraz przypomina, że tak naprawdę nic się nie kończy raz na zawsze, a jedynie czeka na moment odrodzenia.
Panna, matka, staruszka. Każda ma swoją misję do wypełnienia, są na różnych etapach życia i realizują odmienne zadania. Młodość, dojrzałość, starość. Zawsze następują po sobie, nieuniknione i zatrzymać je może tylko jedno – śmierć. Żadna rola nie jest mniej ważna, wszystkie mają swój czas by pokazać jakie jest ich znaczenie…
Spokój wcale nie jest przereklamowany, zwłaszcza...
Korona na głowie, a w sercu strach. Jedno nieopatrznie rzucone słowo może narazić na śmierć. Naprawdę dużo nie potrzeba by władca wpadł gniew, a wówczas… wówczas wszystko jest możliwe. Nikt nie pomoże, nie wyciągnie pomocnej dłoni, za to niejeden będzie chciał wykorzystać tę sytuację do własnych celów!
Pięć było przed nią. Żon i królowych. Dwie zmarły naturalne, dwie pod katowskim mieczem, jedna przeżyła, lecz żyła z dala od królewskiego dworu. Jaki będzie los Katarzyna Parr? Miała żyć spokojnie jako wdowa i pomóc swojej pasierbicy dobrze wyjść za mąż. Majątek zapewniał jej dostatnią egzystencję z daleka od królewskiego dworu. Tyle, że zwróciła na siebie uwagę kogoś, kto brał to czego zapragnął. Henryk VIII dążył do osiągnięcia celu czasem dosłownie po trupach. Trupach przyjaciół, poddanych i… żon. Co więc czeka Katarzynę kiedy stanie się zachcianką króla? Czy to, iż niejedno dramatyczne wydarzenie już za nią będzie jej zaletą i tarczą przed zagrożeniem? Dworski klimat bywa nieprzewidywalny, zwłaszcza kiedy łaska Henryka aż zbyt często zmienia front. Poprzedniczki pani Parr poznały czym są przywileje i jak łatwo je stracić. Czyżby dwukrotnej wdowie udało się przetrwać u boku coraz bardziej nieobliczalnego króla? Pytanie tylko jakim poświęceniem to okupi… Co z jej marzeniami i pragnieniami? Kiedy będzie mogła je spełnić?
Epicka opowieść o kobiecie, która dokonała tego, co pięciu nie udało się. Przeżyła jako małżonka mężczyzny, jaki bezwzględnie dążył by osiągnąć swój cel. Jaką zapłaciła cena za to zwycięstwo i czy w ogóle nim było? „Rozgrywka królowej” w pełni zasługuje na przymiotnik epicka, lecz nie tyle ze względu na opis, a bardziej na wyjątkowość głównej bohaterki i niezwykłego tła na jakim poruszała się. Nie da się ukryć, że napisanie powieści opartej nie tylko na faktach, lecz i wielokrotnie będącej motywem niejednej książki i filmów, jest niełatwym zadaniem. W końcu większość czytelników doskonale orientuje się w wątkach i zakończeniu albo przynajmniej w ogólnym zarysie. Jednak niektórzy twórcy potrafią ukazać na nowo to, co zdawało się już znaną historią i do tej grupy należy właśnie Elizabeth Fremantle. Katarzyna Parr w jej książce nabiera kolorów, mało w niej pomnikowego brązu i zimnego marmuru, w ich miejsce wchodzi kobieta, z przeszłością i po przejściach, mająca za sobą niejedną trudną decyzję. Poznajemy ją w momencie kiedy wydaje się, iż w końcu będzie mogła żyć na własnych zasadach, ale my już wiemy co ją czeka, chociaż czy na pewno? Ona nie jest jedynie szóstą żoną, pióro autorki podkreśla wyrazistość tej postaci, nie jedynie za pomocą oczywistych faktów, lecz używając osobistego punktu widzenia oraz dostrzegając ignorowane zazwyczaj detale.
Korona na głowie, a w sercu strach. Jedno nieopatrznie rzucone słowo może narazić na śmierć. Naprawdę dużo nie potrzeba by władca wpadł gniew, a wówczas… wówczas wszystko jest możliwe. Nikt nie pomoże, nie wyciągnie pomocnej dłoni, za to niejeden będzie chciał wykorzystać tę sytuację do własnych celów!
Pięć było przed nią. Żon i królowych. Dwie zmarły naturalne, dwie pod...
Niebo wcale nie jest limitem, za nim kryją się gwiazdy i planety. Po prostu kosmos lub raczej aż kosmos. Wydający się być nieskończenie daleki i wciąż tajemniczy, chociaż Ziemia jest jego częścią.
Pytania „co to jest?”, „skąd się wzięło?”, „dlaczego?” pojawiają się u naszych milusińskich często, a czasem mamy wrażenie, iż nieustannie. Odpowiedź zadawala maluchy na jakiś czas, dłuższy lub krótsze, ale także nie rzadko budzą kolejne znaki zapytania. A jakby tak zainteresować małych odkrywców zawczasu? Uprzedzenie pytań jest nie najgorszą strategią jeśli ma się zaciekawionych światem blisko siebie. Książka „Historia kosmosu” bardzo dobrze nadaje się do tego celu. Tak jak w wcześniejszej części jaką miałam okazję poznać autorzy postarali się w przystępny podać wiedzę i rozbudzić zainteresowanie tematem. Natomiast starsi czytelnicy będą mieć okazję przypomnieć sobie co nieco i dobrze spędzić czas przy lekturze z dziećmi. Mogłoby się wydawać, iż na temat kosmosu trudno pisać w przystępny sposób, zwłaszcza kiedy odbiorcami mają być najmłodsi. Z pewnością mają oni swoje wymagania i przyciągnięcie ich uwagi na dłużej zobowiązuje autorów do starannego doboru wątków i tekstu.
Wielu z nas chciało zostać kosmonautami, a nawet jako dorośli niejednokrotnie zadzieramy głowę do góry i patrzymy w niebo. Prędzej czy później maluchy zainteresują się tym, co mają nad głowami, warto zawczasu mieć odpowiednie „narzędzie”, które pomoże udzieleniu odpowiedzi, ale również poszerzy wiedzę. Catherine Barr i Steve Williams wspierani przez ilustratorkę Amy Husband niezwykle interesująco przybliżają tematykę kosmosu dzieciom. Piękne ilustracje współgrają z wiadomościami naukowymi nawzajem się uzupełniając. Dzięki takiemu połączeniu nuda nie grozi, a wyobraźnia może zacząć działać. Rysunki nie są sztampowe i z pewnością nie są jedynie nijakim tłem. Dla tych, którzy jeszcze nie potrafią czytać będą na pierwszym planie, dla reszty połączą się ze słowami w całość. „Historia kosmosu” jest kolejną książką jaka pomaga rozszerzyć dziecięce horyzonty wpierw z pomocą starszych, a później już samodzielnie. Tłumaczenie Agnieszki Walulik jest naprawdę doskonałe, dostosowane do wieku głównych odbiorców i jednocześnie z zachowaniem językowych zasad.
Niebo wcale nie jest limitem, za nim kryją się gwiazdy i planety. Po prostu kosmos lub raczej aż kosmos. Wydający się być nieskończenie daleki i wciąż tajemniczy, chociaż Ziemia jest jego częścią.
Pytania „co to jest?”, „skąd się wzięło?”, „dlaczego?” pojawiają się u naszych milusińskich często, a czasem mamy wrażenie, iż nieustannie. Odpowiedź zadawala maluchy na jakiś...
Książka dla dzieci powinna spełniać wiele wymagań. Najlepiej gdy jednocześnie uczy i bawi, co tak naprawdę wcale nie jest łatwe do osiągnięcia. To drugie często odbywa się kosztem tego pierwszego i na odwrót. Jednak są autorzy umiejący połączyć naukę z rozrywką oraz jednocześnie rozbudzają głód wiedzy.
Ewolucja i literatura dziecięca? Dlaczego nie, zwłaszcza jeśli jest przedstawiona tak jak w „Historii życia”. Okładka sugeruje kategorię wiekową, ale jak się szybko przekonujemy to raczej luźna wskazówka. Dlaczego? Przy tym tytule co najmniej dobrze, jak nie lepiej spędzą czas z pewnością młodsi czytelnicy lub słuchacze, dopiero poznający magię czytania, oraz ci starsi, nawet jeśli mieli jedynie odgrywać rolę lektora. Catherine Barr i Steve Williams dostosowali informacje naukowe do dziecięcych odbiorców, lecz w żadnym wypadku nie jest to wersja okrojona, lecz skrojona na miarę. To ostatnie widać po ilustracjach autorstwa Amy Husband, kolorowe, ale nie męczące wzroku, stonowane lub raczej bardzo naturalne. Oczywiście najważniejsza jest wiedza i zabawa, bo w połączeniu zachęcają do dalszych poszukiwań wiadomości.
Naukowe fakty, ciekawe rysunki, połączenie tekstu i komiksu. Jedynie albo aż tyle wystarczy by zainteresować niejednego czytającego i zapewnić nie tylko dobrą lekturę, ale również rozbudzić apetyt na zdobywanie wiedzy. „Historia życia” należy do kategorii tych tytułów, które obalają mity, iż nauka wymaga sztywnych ram, rozległych tomiszczy i nudzi milusińskich. Nic bardziej mylnego, takie właśnie publikacje równocześnie pozwalają połączyć rozrywkę i poszerzanie horyzontów. Nie są „jednorazówkami”, wraca się do nich, a grono odbiorców jest bardzo szerokie. Dla jednych będzie to wejście do fascynującego świata wiedzy, dla drugich radość z otwarcia drzwi do niej. Słowa uznania należą się jak najbardziej także Agnieszce Walulik, która przetłumaczyła książkę na jeżyk polski. Jeśli zobaczycie na księgarskiej półce tę pozycję zainteresujcie się nią.
Książka dla dzieci powinna spełniać wiele wymagań. Najlepiej gdy jednocześnie uczy i bawi, co tak naprawdę wcale nie jest łatwe do osiągnięcia. To drugie często odbywa się kosztem tego pierwszego i na odwrót. Jednak są autorzy umiejący połączyć naukę z rozrywką oraz jednocześnie rozbudzają głód wiedzy.
Ewolucja i literatura dziecięca? Dlaczego nie, zwłaszcza jeśli jest...
Czerń, biel, czerwień. Ci dobrze i ci źli. Na wojnie wcale nie tak łatwo odróżnić kto jest po czyjej stronie, chociaż większość sądzi, iż doskonale zna wrogów i sprzymierzeńców. Nic bardziej mylnego, ale o tym przekonują się nieliczni. Szara strefa rzadko kiedy jest dostrzegana, może być wszędzie, a ci którzy się w niej poruszają robią wszystko by nie zostać zauważonym.
W świecie i ogarniętym wojenną pożogą rzadko dostrzega się rozgrywki toczone niejawnie. Wywiadowcza gra toczy się na oczach, lecz niejawnie. Jedno drugie zdaje sobie przeczyć, jednak właśnie w tej sprzeczności tkwi siła. Carl von Wedel od lat wspina się po drabinie kariery w Abwehrze, doskonale zna szpiegowski fach i za swoje zawodowe umiejętności ceniony jest przez zwierzchników oraz kolegów. Tyle, że oni nie wiedzą, iż od lat pracuje dla polskiego wywiadu. Już niejednokrotnie ocierał się o niebezpieczeństwo, lecz teraz jest ono jeszcze większe niż do tej pory. Jak na razie ma szczęście, ale czy będzie mu ono zawsze dopisywało. Ścieżka po jakiej kroczy jest niezwykle kręta i wystarczy jeden ruch, niewłaściwe słowo, by zostać zdemaskowanym. Nie on jeden znajduje się w takiej sytuacji. Niemiecki agent działa w Wielkiej Brytanii i działa na niekorzyść aliantów. Nikt nie podejrzewa kim jest. Na jego ślad wpada Carl i to nie jedyny sukces. Jednak on także jest w podobnej sytuacji jak przeciwnik, nie zawsze da się w nieskończoność unikać podejrzeń. Czy tym razem wyjdzie obronną ręką? Przed nim kolejne trudne zadania, stawka jest jeszcze większa, tak samo jak i zagrożenie. Kto zwycięży w tym pojedynku? Zwycięstwo jednych to porażka drugich, a nikt nie zamierza być przegraną stroną!
Wojna wywiadów w kulisach brutalnej walki na bitewnych polach. Nikt nie spodziewa, ze ktoś w otoczeniu para się szpiegowskim fachem. Zdrada i słuszna sprawa. Robert Michniewicz mistrzowsko wplótł w fakty historyczne swój pomysł na powieść szpiegowską i to taką z prawdziwego zdarzenia. W „Dolinie szpiegów” jest dokładnie wszystko czego oczekuje się po tym gatunku i tak naprawdę dużo więcej niż czytelnik spodziewa się. Hollywoodzki rozmach, wielka historia w tle, agenturalne starcie, tajemnice i ludzie, ryzykujący życie w imię ideałów, ale i innych wartości. Podczas czytania nie patrzymy na zegarek, kolejne strony są niczym filmowe kadry, układające się w przebojową opowieść. Szybka akcja i zwroty w niej doskonale dopasowane się do toczącej się fabuły, tworząc w efekcie końcowym niesamowicie intrygującą całość. Jak powiedzieć, że książka była fantastyczna? Może tak: a kiedy będzie kontynuacja? "Dolina szpiegów" porywa już na wstępie i do samego epilogu nie puszcza czytelnika. Zresztą on sam wcale nie ma jakichkolwiek chęci by przerwać lekturę, wprost przeciwnie. Najlepiej przekonajcie się sami, a w ramach zachęty w telegraficznym skrócie: walka wywiadów, zakazane uczucie, II Wojna Światowa, nieustanne zagrożenie oraz intrygujący bohaterowie. Pozostaje więc tylko samemu przeczytać ten bestseller!
Czerń, biel, czerwień. Ci dobrze i ci źli. Na wojnie wcale nie tak łatwo odróżnić kto jest po czyjej stronie, chociaż większość sądzi, iż doskonale zna wrogów i sprzymierzeńców. Nic bardziej mylnego, ale o tym przekonują się nieliczni. Szara strefa rzadko kiedy jest dostrzegana, może być wszędzie, a ci którzy się w niej poruszają robią wszystko by nie zostać zauważonym.
W...
Angielski klimat. Tajemnicze morderstwo. Prywatny detektyw. Trzy filary czytelniczej gratki, które sprawiają, że czytelnika aż świerzbią palce by móc rozpocząć lekturę i wraz z kolejnymi stronami coraz mocniej zagłębić się w kryminalnym śledztwie. Najnowsza książka Małgorzaty Starosty gwarantuje takie emocje i dużo ich więcej. Pisarka zadbała by od samego początku czytelnicy zmierzyli się z sekretami i znakami zapytania. Jednych i drugich nie zabraknie do samego końca, tam gdzie pojawia się lub znajdziemy odpowiedź naszym ukaże się nowy pytajnik. Arystokratyczne towarzystwo i hermetyczny świat wyższych nadaje sznyt na wstępie i do samego końca, lecz jak wiadomo najważniejsza jest intryga kryminalna. Ta jest pierwszorzędna, podążająca krętymi ścieżkami i bawiąca się z czytającymi w kotka i myszkę. Zresztą cała fabuła obfituje w zagwozdki i ślepe uliczki, z pewnością nie grozi nam nuda, za to intrygująca zagadka jak najbardziej. Wielowarstwowa, z drugim dnem, z niedopowiedzeniami oraz finałem, którego nie spodziewamy się i pozostawiającym po sobie otwarte ze zdziwienia usta. Nie zapomniałam wcale o bohaterach, im należy się niejeden pean, wszak oni są istotną częścią całości. Doskonale dopasowani do historii, nawet ci drugoplanowi zapadają w pamięć, a główni? No cóż nieszablonowi i całkowicie nieprzewidywalni, z sekretami, które wychodząc na światło dzienne zmieniają dużo w naszych przypuszczeniach oraz akcji książki.
Angielski klimat. Tajemnicze morderstwo. Prywatny detektyw. Trzy filary czytelniczej gratki, które sprawiają, że czytelnika aż świerzbią palce by móc rozpocząć lekturę i wraz z kolejnymi stronami coraz mocniej zagłębić się w kryminalnym śledztwie. Najnowsza książka Małgorzaty Starosty gwarantuje takie emocje i dużo ich więcej. Pisarka zadbała by od samego początku...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy pada hasło Francja niejednemu przychodzi od razu na myśl Paryż i jak najbardziej słusznie, zaraz potem wieża Eiffla, katedra Notre Dame i jeszcze co najmniej kilka punktów na turystycznej mapie. Jednak ten kraj oferuje o wiele więcej, a nawet najbardziej znane miejsca oferują więcej jeśli wie się na co zwrócić uwagę. A kto jak osoba, która zna je doskonale wskaże gdzie i co odwiedzić, posmakować, by móc odbyć niezapomnianą podróż?
Macie ochotę na znakomicie smakowitą lekturę? Oto podano "Dyplomatyczną ratatouille. Dokładkę", która pobudzi wszystkie zmysły i zapewni niezapomniany wyjazd do Francji. A może zdecydować się na wycieczkę śladami tej książki? Z pewnością nudna nie będzie i zagwarantuje wiele wrażeń. Tomasz Orłowski, jako polski ambasador w Francji poznał ją z wielu stron, co można dostrzec na każdej stronie przewodnika. Te ostatnie słowo nie do końca jest adekwatne, gdyż znaczenie obszerniej prezentuje każda z omawianych miejsc. Dzięki autorowi poznajemy lokalny koloryt, lecz nie jedynie znanych punktów i często odwiedzanych przez turystów, lecz również mniej znanych lub o jakich wiedzą nieliczni. Smaki, barwy, zapachy i widoki oraz ciekawostki, mogłoby wydawać się, że w dobie Internetu mamy dostęp do informacji o wszystkich atrakcjach jakie chcemy poznać. Jednak jak zawsze liczy się jakość, a ta w tym konkretnym przypadku jest najwyższa i znajduje to potwierdzenie w każdej, nawet najmniejszej, historii o polecanym zabytku czy też wartej odwiedzania lokalizacji.
Dokładka to nie to samo co powtórka, zwłaszcza jeśli mamy na myśli takie tytuły, które wracają do tematu, lecz jednocześnie dają czytelnikowi nowe wiadomości. Tomasz Orłowski przybliża czytelnikom nie tylko miejsca warte poznania, lecz wskazuje na szczegóły, sprawiające, iż sama lektura przenosi nas do nich. Oczywiście dzięki temu wzrasta apetyt na podróż lub ich liczbę mnogą, na każdej stronie znajdzie się punkt warty naszej uwagi oraz poświęcenia mu czasu i to nie na krótką chwilę, ale na dłuższą, może nawet nie raz. „Dyplomatyczna ratatouille. Dokładka” jest przewodnikiem doskonałym, chociaż skorzystają nie jedynie na jego poznaniu amatorzy wycieczek. Jeśli pozostaje nam tylko podróżowanie „palcem po mapie” to dzięki autorowi mamy okazję zobaczyć jego oczami intrygujące obiekty. Styl pisania sprawia, że czytając oglądamy barwną panoramę w jakiej przeszłość i teraźniejszość splatają się w jedna opowieść o tym, gdzie warto pojechać, czego spróbować, by przeżyć niezapomniany przygodę podróżniczą.
Kiedy pada hasło Francja niejednemu przychodzi od razu na myśl Paryż i jak najbardziej słusznie, zaraz potem wieża Eiffla, katedra Notre Dame i jeszcze co najmniej kilka punktów na turystycznej mapie. Jednak ten kraj oferuje o wiele więcej, a nawet najbardziej znane miejsca oferują więcej jeśli wie się na co zwrócić uwagę. A kto jak osoba, która zna je doskonale wskaże...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeszłość nie zawsze da się zostawić i zamknąć do niej drzwi. Czasem podąża za ludźmi jak cień, mniej lub bardziej mroczny, dając o sobie znać na wiele sposobów. Długo można się łudzić, że w końcu sama odejdzie. Niektórzy, chcąc nie chcąc, muszą stawić jej czoła i przekonać się o swojej sile…
Nadia cieszy się teraźniejszością. Za sobą chce zostawić to, co było wydarzyło się wcześniej. Z nadzieją patrzy w przyszłość, chociaż zdaje sobie sprawę, że może być zagrożona. Nie tylko ona pragnie zapomnieć o przeszłości. Jake co jakiś czas uważnie rozgląda się wokół siebie, zagrożenie wcale nie minęło, ono wciąż jest obecne, chociaż jak na razie pozostaje w ukryciu. Tych dwoje spokój odnajduje w pracy, wymarzonej i pozwalającej odsunąć od siebie bolesne wspomnienia. Razem próbują pomóc dzikiemu mustangowi i klaczy Sheltie, dzięki koniem mogą chociaż na chwilę zapomnieć o swoich ranach i pozostawionych przez nie bliznach. Jednak nie da się uciec od tego, co było, zwłaszcza, że komuś zależy by zakłócić spokój dwojga doświadczonych przez los ludzi. Czy uda im się pokonać dawne demony? Jak długa da się egzystować w oczekiwaniu na nowy cios?
Miłość do zwierząt niejednemu człowiekowi pozwoliła przeżyć trudne momenty. Bohaterowie cyklu Dolina marzeń znają życie od ciemniejszej strony i pragną rozpocząć wszystko od nowa bez bolesnego bagażu, ale droga prowadząca do przyszłości jest wyboista i pełna pułapek. Katarzyna Grochowska doskonale oddaje emocji bohaterów, doświadczonych przez los i mających za sobą błędy. Każda część odsłania fragment ich historii, skomplikowanej i niejednokrotnie dramatycznej. Czy przyszedł czas na lepsze dni? Tego dowiecie się z lektury, lecz jeśli czytaliście wcześniejsze tomy, macie w pamięci jak autorka mistrzowsko łączy jaśniejsze oraz mroczniejsze strony. Tym razem także nie brakuje jednych i drugich, tworzą one niesamowitą opowieść o postaciach, jakim od samego początku kibicujemy by zdobyli to, czego tak pragną. Ale oczywiście problemy nie rozwiązują się same i nikt nie ma gotowej recepty jak uwolnić się trudnej przeszłości. Istotną rolę odgrywają konie, one też znają smak bólu i straty. „Dolina marzeń. Przeszłość” to książka, w której czytelnicy są świadkami walki o marzenia i stawiania czoła swoim lękom.
Przeszłość nie zawsze da się zostawić i zamknąć do niej drzwi. Czasem podąża za ludźmi jak cień, mniej lub bardziej mroczny, dając o sobie znać na wiele sposobów. Długo można się łudzić, że w końcu sama odejdzie. Niektórzy, chcąc nie chcąc, muszą stawić jej czoła i przekonać się o swojej sile…
Nadia cieszy się teraźniejszością. Za sobą chce zostawić to, co było wydarzyło...
Magia ma wiele kolorów. Niektóre jej odcienie bywają mroczne i przybierają krwawą barwę. Czasem dostrzega się jej prawdziwe oblicze kiedy zdaje się być za późno. Czy da się wyjść z rozgrywki z nią zwycięsko? Tego nie wie się nigdy…
Esther Kalotay od lat jest życiową nomadką. Nigdzie nie zagrzewa zbyt długo miejsca. Dokładnie po roku wyjeżdża i nie obraca się za siebie. Joanna myśli, że to wybór siostry. Prawda jest bardziej skomplikowana niż sądzi. Tajemnice rządzą także i nią, tak naprawdę ona również podporządkowała swoje życie sekretom. Rodzinna biblioteka jest czymś więcej niż zbiorem ksiąg kolekcjonowanych od pokoleń. Te konkretne są pełne magii i spisano je… ludzką krwią przez Skrybów, pozostających w cieniu. Od dekady kobiety nie widziały się, kiedyś były bardzo blisko, teraz dzielą je nie jedynie kilometry, lecz i niedopowiedzenia. Jedna z nich pozostała by chronić dziedzictwo, natomiast druga wciąż ucieka przed zagrożeniem, nie do końca pewna jakim, lecz z pewnością realnym. Upływ kolejnego roku oznacza konieczność kolejnej przeprowadzki dla Esther, jednak tym razem jest trudniej niż do tej pory. Do tego wszystkiego dostrzega niepokojące ślady, świadczące o jednym – niebezpieczeństwa tym razem uniknąć będzie bardzo trudno. Siostry muszą połączyć siły, w ten sposób ochronią siebie oraz magiczną Bibliotekę, lecz to dopiero początek odkrywania tego, co stoi za rodzinnymi sekretami!
Drogocenne książki, do których dostęp mają tylko nieliczni, a cena jest niezwykle wysoka. Bohaterowie stojący u progu poznania swojej życiowej misji. Magia, równocześnie piękna jak i niezwykle brutalna, w zależności od rzucanych zaklęć oraz tego, kto je wypowiada. Zarezerwujcie sobie czas na lekturę „Księgi krwi”, gdyż już od samego początku wciąga czytelnika nieodwołalnie, a każdy kolejny rozdział sprawia, że zapadamy się coraz głębiej w nią. Emma Törz oddaje w ręce czytelników niesamowitą opowieść, w której zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością i magią. Pozostaje jedynie świat sekretnej Biblioteki, jej strażników oraz Skrybów, jacy własną krwią piszą nowe tytuły. Oczywiście to nie wszystkie wątki, lecz to one tworzą fundamenty nieszablonowej historii. Mrocznej i jednocześnie barwnej, pełnej czarów, ale i sekretów, jakich korzenie sięgają głębiej niż ktokolwiek przypuszcza, oplatając wszystkich i wszystko. Jej bohaterowie od samego początku intrygujący, okazują się nimi być jeszcze bardziej kiedy poznajemy ich bliżej, lecz cały czas otoczeni są nimbem tajemnic i tak naprawdę aż do samego końca są one odczuwalne.
Magia ma wiele kolorów. Niektóre jej odcienie bywają mroczne i przybierają krwawą barwę. Czasem dostrzega się jej prawdziwe oblicze kiedy zdaje się być za późno. Czy da się wyjść z rozgrywki z nią zwycięsko? Tego nie wie się nigdy…
Esther Kalotay od lat jest życiową nomadką. Nigdzie nie zagrzewa zbyt długo miejsca. Dokładnie po roku wyjeżdża i nie obraca się za siebie....
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze gdzieś tkwi powód, ale dostrzegany bywa czasem zbyt późno. Podobnie jest ze złem, samo z siebie nie powstaje, gdzieś ma swoje źródło. Jednak zauważany jest zbyt często gdy już czuje się pewnie i nie kryje się ze swoją obecnością.
Co by było gdyby Jakub nie wszedł do zaniedbanego ogrodu sąsiada? Nie wziąłby czegoś, co nie należało do niego i szybko straciło swój kuszący urok? Cena, jaką zapłaci za ten nierozważny krok jest dużo większa niż mógłby pomyśleć. Wystarczyła odrobina krwi by zbudziło się coś, co czekało by znowu o sobie przypomnieć. Pamięć ludzka nie do końca jest tak zawodna jak się wydaje, ale to, co w niej zostaje nie oddaje w pełni z czym przyjdzie się zmierzyć Kubie i nie jedynie jemu. Coś zaczyna o sobie przypominać, nie pozwala zapomnieć o sobie i żyć tak jak do tej pory temu, kto nieświadomie pomógł bestii wydostać się z letargu. Czy powtarzane od pokoleń mity mogą być prawdziwe? A jeśli tak to w jaki sposób można pokonać zło? Podobno w legendach kryje się ziarno prawdy, tyle, że w tych, których właśnie jest uczestnikiem Kuba ma postać koszmaru i to nie sennego, lecz bardzo rzeczywistego. Czy komuś uda się pokonać to, co przywozi z sobą czarna wołga?
Sugestywna okładka. Historia, która budzi gęsią skórkę już na samym początku. Następnie rozwinięcie akcji. No i oczywiście finał. Do tego oczywiście klimat, jedynej w swoim rodzaju grozy, wpełzającej pod skórę prawie od razu i powodujący gęsią skórkę jeszcze długo po zakończeniu czytania. „Grzechót” wcale nie jest tytułem na wyrost, gdyż od samego początku coś daje znać o sobie i ani na moment nie cichnie, wprost przeciwnie narasta. Jednak to nie wszystko, do tego trzeba jeszcze dodać wątek przygodowy oraz oczywiście cień legend miejskich i nie tylko, podkreślający główny motyw. Mogłoby się wydawać, że tam gdzie bohaterami są młodsi wiekiem rozmyje się atmosfera napięcia i koszmaru. Nic bardziej mylnego. Marcin Lewandowski odwołuje się do naszych lęków jeszcze z czasów dzieciństwa, różnorodnych zasłyszanych opowieściach, jakich nie powinniśmy słyszeć oraz całej gamy ostrzeżeń kiedy nie słuchaliśmy dorosłych. „Grzechót” to, coś więcej niż suma wszystkich dawnych strachów i mitów oraz tych jak najbardziej teraźniejszych odczuwanych bez względu na wiek. Nie lubię porównywać autorów do siebie, ale czytając najnowszą książkę Marcina Lewandowskiego otrzymujemy lekturę na równie z mistrzami grozy i nie tylko. Odnajdujemy nastrój horroru, urban fantasy, po części również gotyckość czyli to, co sprawia, że wprost pochłaniamy książkę.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze gdzieś tkwi powód, ale dostrzegany bywa czasem zbyt późno. Podobnie jest ze złem, samo z siebie nie powstaje, gdzieś ma swoje źródło. Jednak zauważany jest zbyt często gdy już czuje się pewnie i nie kryje się ze swoją obecnością.
więcej Pokaż mimo toCo by było gdyby Jakub nie wszedł do zaniedbanego ogrodu sąsiada? Nie wziąłby czegoś, co nie należało...