Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , ,

„Opowieści o pilocie Pirxie” nie są może na poziomie czytanego przeze mnie stosunkowo niedawno „Solaris”, ale to nadal porywająca, skłaniająca do przemyśleń lektura.

Szczerze powiem, że spodziewałem się przygód pilota-herosa, nieustraszonego kosmicznego wędrowca, który swoje pojazdy i przestrzeń kosmiczną zna jak własną kieszeń, i któremu co krok udaje się wyjść z tarapatów dzięki wysokiej inteligencji i nieprzeciętnym umiejętnościom. Słowem – spodziewałem się mieszanki Jamesa Bonda i kapitana Kirka. Jakież słodkie było to „rozczarowanie”. Pirx to człowiek, jak każdy inny, często przytłoczony problemami, które go spotykają. Popełnia błędy, czasem idzie na skróty, niekiedy daje plamę. Czytelnikowi łatwo jest się z takim bohaterem utożsamić, trudno jest więc go nie polubić. Jednak problemy, z którymi musi się mierzyć, daleko wykraczają poza to, co może przytrafić się nam, ludziom XXI wieku. Każde kolejne opowiadanie stawia bohaterowi coraz to poważniejsze wyzwania, każde kolejne zadanie zmusza go, i nas przy okazji, do poruszenia dylematów nie tylko związanych z tym, jak wyjść z danej opresji, ale przede wszystkim moralnych. Zbiór obejmuje klamrą całą karierę Pirxa, na naszych oczach przeobraża się on więc z żółtodzioba w doświadczonego pilota. Żałować można jedynie, że nie powstało więcej opowiadań, wypełniających luki pomiędzy kolejnymi etapami jego życia.

Większość opowieści z początku nie zwiastuje głębszego przesłania. Lem wrzuca nas w wir wydarzeń, pozwala nam beztrosko podążać za akcją i cieszyć się poznawaniem jego wizji przyszłości i pod sam koniec, jako wisienkę na torcie, serwuje refleksję, którą najpierw trzeba przetrawić, żeby móc spokojnie przejść do następnego opowiadania. Taki prosty zabieg narracyjny, a jak uatrakcyjnia lekturę. :)

„Opowieści o pilocie Pirxie” nie są może na poziomie czytanego przeze mnie stosunkowo niedawno „Solaris”, ale to nadal porywająca, skłaniająca do przemyśleń lektura.

Szczerze powiem, że spodziewałem się przygód pilota-herosa, nieustraszonego kosmicznego wędrowca, który swoje pojazdy i przestrzeń kosmiczną zna jak własną kieszeń, i któremu co krok udaje się wyjść z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Solaris” to planeta pokryta niezbadanym oceanem. Nie brzmi to jak sensacja, w końcu i na Ziemi lądy stanowią mniejszość. Dlaczego więc ów solaryjski akwen przez lata spędzał sen z powiek naukowcom?

Człowiek w swojej pysze zakładał, że podbój kosmosu wiązać się będzie z potwierdzeniem wielkości naszej cywilizacji. Pierwszy kontakt z istotami pozaziemskimi miał przypominać niegdysiejsze kolonizacje Europejczyków na ziemiach zamieszkałych przez tubylcze plemiona. Mieliśmy wymieniać się doświadczeniami z rasami na podobnym poziomie rozwoju i nieść kaganek wiedzy prymitywnym populacjom. Owszem, patrząc na postęp, jakiego udało nam się dokonać, łatwo jest uwierzyć w niezmierzoną potęgę człowieka i jego umysłu. Jednakże wszystkie marzenia szlag trafił, kiedy wraz z odkryciem Solaris nastąpiło miażdżące zderzenie z rzeczywistością. Ocean pokrywający planetę okazał się największą bodaj zagadką, z jaką przyszło się zmierzyć naukowcom. Wiele wskazywało na to, że jest on istotą rozumną, że przez wieki wyewoluował i stał się świadomy swojego istnienia oraz zdolny do podejmowania niezrozumiałych dla człowieka działań. Solarystyka, gałąź, która wyrosła na drzewie nauki jest świadectwem próżności człowieka. Najlepiej oddają to słowa Snauta, który stwierdza, że eksplorując kosmos, nie szukamy inności, a luster. Jesteśmy niczym więcej, niż narcyzami, którzy chcieliby, aby cały wszechświat stworzony został na nasz obraz i podobieństwo. Tak więc, kiedy okazało się, że upragniony kontakt jest prawdopodobnie niemożliwy z racji przepaści między nami a oceanem, ludzie, aby móc spokojnie zasnąć, nazwali i skatalogowali wszelkie zjawiska zachodzące na Solaris oraz wymyślili przeróżne teorie co do oceanu. Tacy właśnie jesteśmy, wszystko chcemy zrozumieć, nie przyjmując do wiadomości, że nasza świadomość jest ograniczona. Lem jest w tym aspekcie naszej natury bezkompromisowy, przejrzał naszą pychę i nie pozostawił na nas suchej nitki.

W powieści ukazane zostały losy trójki badaczy stacjonujących na stacji nad Solaris – Kelvina, Snauta i Sartoriusa. Niewielka gromadka została wystawiona na najwyższą próbę, o której nie będę się jednak rozpisywał, aby nie zdradzić zbyt wiele z fabuły. Powiem tylko, że autor nie oszczędza bohaterów, każąc im zmierzyć się nie tylko z Solaris, ale i z samym sobą. Jako bronią nie mogą posłużyć się nawet zasadami moralnymi, które po prostu na Solaris tracą rację bytu. Kelvin sam musi zdecydować, gdzie należy postawić granice, do których można się posunąć, aby wyjść cało z tej walki, na nowo musi ustalić etyczne reguły postępowania. Tortury, jakim poddawani są bohaterowie, dają nam realistyczny wgląd w ich psychikę. My jednak, jako czytelnicy, nie jesteśmy tak do końca osobami trzecimi, stojącymi obok problemu. Lem zmusza nas do zadania sobie tych samych pytań, przed którymi postawieni zostali Kelvin, Snaut i Sartorius.

Szczegółowe, zajmujące sporo miejsca opisy symetriad, mimoidów i innych zjawisk obserwowanych na Solaris oraz przybliżona ewolucja solarystyki dają poczucie realizmu stworzonemu przez Lema światu przyszłości. Można wręcz odnieść wrażenie, że autor nie wymyślił tego wszystkiego, a książka jest relacją z prawdziwych wydarzeń. Ponadto wszystko to zostało wplecione w naprawdę wciągającą i nieprzewidywalną akcję. Napisanie powieści mądrej to ¾ sukcesu, ale napisanie powieści mądrej, którą czyta się z wypiekami na twarzy i narastającą z każdą stroną ciekawością świadczy o wielkości twórcy.
Nieważne, czy ktoś lubi s-f, czy stroni od tego gatunku, „Solaris” jest pozycją, którą warto przeczytać bez względu na preferencje literackie.

„Solaris” to planeta pokryta niezbadanym oceanem. Nie brzmi to jak sensacja, w końcu i na Ziemi lądy stanowią mniejszość. Dlaczego więc ów solaryjski akwen przez lata spędzał sen z powiek naukowcom?

Człowiek w swojej pysze zakładał, że podbój kosmosu wiązać się będzie z potwierdzeniem wielkości naszej cywilizacji. Pierwszy kontakt z istotami pozaziemskimi miał przypominać...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Sprzymierzeńcem moim jest Moc. I potężnym sprzymierzeńcem ona jest.” – Mistrz Yoda

To prawda, trudno o potężniejszego sojusznika. Moc sprzyjała jednak nie tylko Yodzie, ale z całą pewnością również Georgowi Lucasowi, który może wpisać sobie do życiorysu, że dokonał niemożliwego.

Kiedy tylko „Gwiezdne Wojny” przeszły do mainstreamu, czyli zaraz po premierze w 1977 roku, stały się zjawiskiem nie tylko filmowym, ale również społeczno-kulturowym. Dziś wszechobecne są nawiązania do tej serii. Nawet ci nieliczni ludzie, którzy samego filmu jeszcze nie widzieli, orientują się jako tako w uniwersum, potrafią rozpoznać czołowych bohaterów, czy sztandarowe cytaty, takie jak „Niech Moc będzie z tobą”, albo „Jestem twoim ojcem”. Zasypywani jesteśmy memami, parodiami, żartami, itd. Wielu ludzi przyjęło kodeks zakonu Jedi jako swoje życiowe credo. Wszechobecne nawiązania do sagi są widoczne gołym okiem na każdym kroku. Trudno jest więc w dzisiejszych czasach oprzeć się i zlekceważyć potęgę Mocy.

Chris Taylor zabiera nas w podróż, której tematem przewodnim są właśnie "Gwiezdne Wojny". Z każdym rozdziałem czytelnik odkrywa różne elementy, które składają się na fenomen zjawiska kulturowego, jakim jest życiowe dzieło George'a Lucasa. Autor przygląda się procesowi tworzenia poszczególnych części, zaczynając od niepozornego szkicu scenariusza, a kończąc na wchłonięciu odległej galaktyki przez imperium Disneya. Widzimy jak razem ze „Star Wars”, ale także za ich sprawą zmieniał się świat i mentalność ludzi. Autor daje nam odczuć, jak bardzo kino zmieniło się za sprawą „Gwiezdnych Wojen”. Trudno sobie bowiem wyobrazić, jak by teraz wyglądało, gdyby wiele lat temu Lucasowi nie przyszedł do głowy szalony pomysł nakręcenia kosmicznej przygodówki.

Większość z tego, co Taylor napisał w tej biografii, dla fanów jest wiadome i oczywiste od dawna, chociaż nie mogę powiedzieć, że nie dowiedziałem się z tej książki niczego nowego. Przede wszystkim jednak polecam tę pozycję świeżo upieczonym fanom oraz osobom, które sagę obejrzały i ich z jakiegoś powodu nie porwała, ale interesuje ich jako zjawisko społeczne. Można by jeszcze bardziej zagłębić się w temat i rozciągnąć opowieść na dziesięć obszernych tomów, ale w takiej postaci książka spełnia swoje zadanie, bo przekazuje historię „Gwiezdnych Wojen” w pigułce.

P.S. Mam nadzieję, że w następnych wydaniach wydawnictwo i tłumacz trochę się zrehabilitują, bo takie kwiatki jak "order 66" przetłumaczone na "zakon 66", zamiast "rozkaz 66" są lekko mówiąc żenujące, a jest ich sporo.

„Sprzymierzeńcem moim jest Moc. I potężnym sprzymierzeńcem ona jest.” – Mistrz Yoda

To prawda, trudno o potężniejszego sojusznika. Moc sprzyjała jednak nie tylko Yodzie, ale z całą pewnością również Georgowi Lucasowi, który może wpisać sobie do życiorysu, że dokonał niemożliwego.

Kiedy tylko „Gwiezdne Wojny” przeszły do mainstreamu, czyli zaraz po premierze w 1977 roku,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Znacznie mniej obszerna od pierwszej części kontynuacja przenosi nas w czasie o kilkanaście lat i od razu daje do zrozumienia, że zwycięstwo nad Harkonnenami odniesione w "Diunie" to jeszcze nie koniec problemów. Paul Atryda, osiadłszy na tronie, musi nieustannie zmierzać się z trudami wynikającymi z panowania Imperium. Zewsząd otoczony jest zdrajcami i spiskowcami, wśród których nie brakuje między innymi Fremenów, którym nowy ład się nie podoba oraz oczywiście czarownic Bene Gesserit, nie zamierzających pogodzić się z zaprzepaszczeniem szans na zrealizowanie swojego wielkiego planu eugenicznego. Jakby tego było mało, na barkach Imperatora spoczywają mroczne wizje przyszłości, będące ważnym elementem kultu Muad'Diba, a zarazem jego przekleństwem.

Frank Herbert nie spoczął na laurach po napisaniu "Diuny", co to, to nie. Uczynił bardzo odważny krok, tworząc kontynuację pod wieloma względami znacznie różniącą się od pierwszej części. Z drugiej jednak strony czytelnik nie powinien być zawiedziony kierunkiem, w jakim została poprowadzona fabuła, wszystko bowiem jest logiczne i na swoim miejscu. Dopiero w tej części dobitnie zostaje ukazany tragizm postaci Paula, można wręcz poczuć to osaczenie i bezradność, których bohater doświadczał na każdym kroku. Paul musi również rozwiązać konflikt między własnymi uczuciami, a tym, czego oczekują od niego poddani. Mowa tu o konieczności wyboru matki królewskiego potomka pomiędzy żoną, z którą związał się z pobudek politycznych, a kochanką, która zawsze dla Paula była „tą jedyną”.
Ciekawie rozwinął się również wątek Alii, bodaj najbardziej tajemniczej z dotychczas przedstawionych w tej serii postaci. Siostra Paula urodziła się ze świadomością przodków wielu pokoleń, co staje się dla niej bardzo brzemienne w skutki. Podobnie jak brat, Alia jest niejako więźniem zamkniętym we własnym ciele, musi codziennie mierzyć się z następstwami wydarzeń, które miały miejsce nie z jej woli i winy. Z kolei powrót Duncana Idaho pod postacią gholi, produktu Tleilaxan, zmusza do zadania sobie pytania o granice, jakie należy sobie postawić przy zabawie w Boga. Temat ten jest również dzisiaj „wałkowany” w różnych dyskusjach i nieustannie budzi kontrowersje natury etycznej, co ów wątek powieści czyni tym bardziej atrakcyjnym.

Podsumowując, jestem bardzo zadowolony z tej części (chociaż mogłaby być nieco dłuższa) i, mimo że teraz zabrałem się za inne powieści, to zamierzam jak najszybciej wrócić do świata Diuny. Ta seria uzależnia bardziej, niż melanż!

Znacznie mniej obszerna od pierwszej części kontynuacja przenosi nas w czasie o kilkanaście lat i od razu daje do zrozumienia, że zwycięstwo nad Harkonnenami odniesione w "Diunie" to jeszcze nie koniec problemów. Paul Atryda, osiadłszy na tronie, musi nieustannie zmierzać się z trudami wynikającymi z panowania Imperium. Zewsząd otoczony jest zdrajcami i spiskowcami, wśród...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zapadam w trans.
Oczyma wyobraźni przemierzam ulice Londynu, w końcu trafiam na Baker Street 221 B. Drzwi otwiera mi pani Hudson. Wolnym krokiem zmierzam po schodach. Wchodzę do pokoju na piętrze i widzę dwie tak dobrze znane mi osoby. Pierwsza, kończąc śniadanie, patrzy zamyślonym wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Druga nabija fajkę tytoniem i zerka na mnie z tym charakterystycznym błyskiem w oku, który może oznaczać tylko początek nowej przygody.
- W końcu jesteś - odezwał się Holmes. - Jest sprawa do rozwiązania, nie mamy ani chwili do stracenia.

I tak właśnie, po pewnej przerwie, po raz kolejny skorzystałem z okazji towarzyszenia najsłynniejszemu detektywowi świata i jego wiernemu kronikarzowi przy rozwiązywaniu zagadki. Zawiodła nas ona nieoczekiwanie do najmroczniejszych zaułków zarówno Londynu, jak i ludzkiego okrucieństwa. Przyjemnie nie było, ba, niekiedy robiło się dość mocno niebezpiecznie, ale możliwość obserwowania Sherlocka Holmesa w akcji jest warta wielu poświęceń. Nie obyło się oczywiście bez zaskoczeń i zwrotów akcji, ale do tego powinniśmy być już przyzwyczajeni.

"Dom jedwabny" jest pierwszą książką o Holmesie, niebędącą dziełem Doyle'a, jaką przeczytałem. Obawiałem się, że Anthony Horowitz nie zdoła odtworzyć klimatu pierwowzoru, jak to z resztą zwykle bywa, kiedy ktoś porywa się z motyką na klasyka. Trzeba jednak przyznać, że autor podszedł do tematu z właściwym umiarem i pokorą. Na pierwszy rzut oka widać, że sam jest fanem Holmesa. Aby to stwierdzić, niepotrzebne jest czytanie przedmowy, to aż bije po oczach z każdej strony powieści. Ja już zacząłem "Moriarty'ego", a wam, jeśli tak jak ja baliście się, że spotkacie się z profanacją, chciałbym uspokoić. Sir Doyle'a co prawda nie ma już z nami, ale zaryzykuję stwierdzeniem, że spodobałaby mu się ta kontynuacja jego dzieła.

Zapadam w trans.
Oczyma wyobraźni przemierzam ulice Londynu, w końcu trafiam na Baker Street 221 B. Drzwi otwiera mi pani Hudson. Wolnym krokiem zmierzam po schodach. Wchodzę do pokoju na piętrze i widzę dwie tak dobrze znane mi osoby. Pierwsza, kończąc śniadanie, patrzy zamyślonym wzrokiem w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Druga nabija fajkę tytoniem i zerka na mnie z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Sowy może rzeczywiście nie są tym, czym się wydają, ale i tak odgrywają ważną rolę: przypominają nam, żebyśmy patrzyli w ciemność."

Już niedługo fani "Miasteczka Twin Peaks" będą mogli obejrzeć kontynuację kultowego serialu Davida Lyncha i Marka Frosta. W oczekiwaniu na nowe odcinki ten drugi zaserwował nam nie lada prezent. Książka, którą książką trudno nazwać, jest skatalogowanym przez osobę przedstawiającą się jako Archiwista dossier, pełnym dokumentów, listów, transkrypcji rozmów, wycinków z gazet, zdjęć i zapisków. Dotyczą one w pewnej mierze mieszkańców Twin Peaks, dowiedzieć się można z tej pozycji wielu ciekawych faktów między innymi o Pieńkowej Damie, czy małżeństwie Martellów. Dostajemy również pewne wyjaśnienia odnośnie wątków, które drugi sezon serialu zostawił bez odpowiedzi ponad ćwierć wieku temu. Jednak to nie na tym przede wszystkim skupia się Mark Frost, a na tym, co w "Twin Peaks" chyba najciekawsze - zjawiskach paranormalnych, niewytłumaczalnych. Na pierwszy plan wysuwa się postać Douglasa Milforda, który w serialu dał się poznać jako nieszkodliwy, zabawny staruszek. Cóż, nic bardziej mylnego. Milford, jak się okazuje, poświęcił swoje życie zgłębianiu wielkich tajemnic, takich jak UFO. Dość powiedzieć, że w swojej imponującej karierze współpracował między innymi z prezydentem Nixonem. Tytułowe miasteczko zaś jest miejscem, które wydaje się być magnesem na zjawiska nie z tego świata, nawet zamieszkujący w przeszłości te tereny Indianie wiedzieli, że "jest coś dziwnego w tych lasach". Dlatego "akcja" co rusz wraca do Twin Peaks, pozwalając nam odkryć kolejne elementy układanki, uświadamiając jednocześnie, że tych brakujących jest więcej, niż mogło się do tej pory wydawać.

To, co wzbudza mój największy podziw, to widoczny gołym okiem ogrom pracy wykonany przez Frosta. Pomieszanie wydarzeń prawdziwych z prawdopodobnymi i fikcyjnymi, sklejone w całość budzącą poczucie obcowania z autentycznym dossier świadczy o oddaniu autora współtworzonemu przez niego uniwersum.
Tych, którym "Sekrety..." nie wpadły jeszcze w ręce uspokoję - bardzo mało prawdopodobne jest, aby zapoznanie się z tą pozycją było wymagane, aby zrozumieć fabułę nadchodzącego trzeciego sezonu serialu (tak jakby to w ogóle dało się w pełni zrozumieć). "Sekrety Twin Peaks" z pewnością nie są, tak jak się obawiałem, pisanym na szybko skokiem na kasę, dlatego fanom polecam się z nimi zapoznać.

"Sowy może rzeczywiście nie są tym, czym się wydają, ale i tak odgrywają ważną rolę: przypominają nam, żebyśmy patrzyli w ciemność."

Już niedługo fani "Miasteczka Twin Peaks" będą mogli obejrzeć kontynuację kultowego serialu Davida Lyncha i Marka Frosta. W oczekiwaniu na nowe odcinki ten drugi zaserwował nam nie lada prezent. Książka, którą książką trudno nazwać, jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niewykluczone, że gdybym, znajdując się w męskim towarzystwie, powiedział, że zdarza mi się czytać klasykę romansu, wzbudziłbym pewną nieufność. A gdybym jeszcze dodał, że tego rodzaju literatura niespodziewanie mi się spodobała, niechcący mógłbym wywołać wątpliwości odnośnie mojej orientacji seksualnej. No, ale co tam, nie będę przecież z tego powodu odmawiał sobie przyjemności, jaką niewątpliwie była lektura "Wichrowych Wzgórz".

Narratorem całej historii jest Ellen Dean, służąca, która umila czas panu Lockwoodowi, dzierżawcy posiadłości w Drozdowym Gnieździe, snując opowieść o losach mieszkańców Wichrowych Wzgórz. Powodem, dla którego owe losy się skomplikowały jest Heathcliff, którego pan Earnshaw, dawny pan Ellen spotkał podczas podróży i postanowił przygarnąć. Ów chłopiec zakochał się z wzajemnością w córce swojego dobroczyńcy, Catherine, która mimo gorącego uczucia, jakim darzyła niezamożnego młodzieńca, postanawiła jednak odrzucić jego miłość. Heathcliff uciekł więc z Wichrowych Wzgórz, aby powrócić po trzech latach z mocnym postanowieniem zmącenia względnego spokoju, który nastał po jego zniknięciu.

Opowieść o nieszczęśliwej miłości, nienawiści, zemście, bólu i obłędzie obejmuje bardzo długi czas akcji, bo aż dwa pokolenia. W tym okresie bohaterowie dojrzewają, zmieniają się, umierają, przeżywają chwile nadziei i rozpaczy. Każda z postaci stworzonych przez Emily Brontë jest na swój sposób wyjątkowa, każdą możemy na swój sposób polubić, lub znienawidzić, wszystkim możemy współczuć, a zdecydowana większość potrafi nieźle zdenerwować. No, może nie licząc poczciwej pani Dean, która niekiedy wydaje się jedynym głosem rozsądku. Muszę oddać sprawiedliwość autorce również w kwestii umiejętnego prowadzenia akcji, jest ona dość powolna, ale przy tym bardzo angażująca. Podziw budzi również styl pisarski, którego mogę jedynie pozazdrościć.

Moim skromnym zdaniem "Wichrowe Wzgórza" przebijają pod chyba każdym względem "Dumę i uprzedzenie" Jane Austen (to na razie jedyna sensowna pozycja, do której mogę tę powieść porównać). Tym, którzy stronią od tego typu książek, polecam pójść moim śladem i mimo wszystko się przełamać, bo warto. A ja tymczasem chyba zainteresuję się twórczością drugiej siostry Brontë. :)

Niewykluczone, że gdybym, znajdując się w męskim towarzystwie, powiedział, że zdarza mi się czytać klasykę romansu, wzbudziłbym pewną nieufność. A gdybym jeszcze dodał, że tego rodzaju literatura niespodziewanie mi się spodobała, niechcący mógłbym wywołać wątpliwości odnośnie mojej orientacji seksualnej. No, ale co tam, nie będę przecież z tego powodu odmawiał sobie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Rick Riordan znany jest bardziej z serii o bogach greckich, w moje ręce wpadła jednak jego książka nawiązująca do mitologii egipskiej. Sadie i Carter Kane, nastoletnie rodzeństwo i główni bohaterowie powieści odkrywają, że ich rodzina jest ściśle powiązana ze starożytną magią i faraonami. Co więcej, okazuje się, że na ich barkach spoczywa zadanie ocalenia ojca i powstrzymania Seta, który zamierza pogrążyć świat w chaosie. Dosyć spore wymagania wobec dwójki dzieci. Nie zostają one jednak same, pomagają im stryj Amos, pawian i cała zgraja egipskich bóstw, z Horusem i Izydą na czele.

"Czerwona Piramida" to książka niewymagająca, nie poraża stylem i oryginalnością, spełnia jednak swoje zadanie - potrafi rozerwać i pozwala na chwilę zapomnienia. Pędząc razem z bohaterami przez wartką akcję, można oderwać się na chwilę od problemów życia codziennego. Średnio spodobał mi się zabieg uczłowieczenia bogów (flirtujący Anubis, obrażalski Horus, itd.), trochę to trąci zmierzchowatością. Denerwował mnie też fakt, że wszystkie kłopoty, w które wpakowywali się bohaterowie, rozwiązywały się jeszcze szybciej i łatwiej, niż się pojawiały. Zawiódł mnie również finał, miałem wrażenie, że Riordan napisał go od niechcenia.

Rick Riordan znany jest bardziej z serii o bogach greckich, w moje ręce wpadła jednak jego książka nawiązująca do mitologii egipskiej. Sadie i Carter Kane, nastoletnie rodzeństwo i główni bohaterowie powieści odkrywają, że ich rodzina jest ściśle powiązana ze starożytną magią i faraonami. Co więcej, okazuje się, że na ich barkach spoczywa zadanie ocalenia ojca i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Kiedy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy również w głąb ciebie." - Friedrich Nietzsche

Paul Sheldon miał wybitnego pecha. Autor uwielbianej przez wiele kobiet serii książek o przygodach Misery Chastain uległ wypadkowi drogowemu. Traf chciał, że z rozbitego samochodu wyciągnął go i zaniósł do swej jamy istny diabeł wcielony, a zarazem najzagorzalszy wielbiciel jego powieści - była pielęgniarka, Annie Wilkes. Paul, przykuty do łóżka w pokoju, który dla niego stał się celą, bardzo szybko przejrzał na oczy i zorientował się, że wpakował się w niezłe kłopoty. Jego wybawczyni okazuje się bowiem chorą psychicznie kobietą o sadystycznych skłonnościach. A to dopiero początek tarapatów, prawdziwe piekło zaczyna się bowiem wtedy, gdy Annie kończy czytać świeżo wydaną, ostatnią powieść Sheldona, w której Misery ginie.

Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego Stephen King nazywany jest mistrzem grozy. Duszna atmosfera i narastające z każdym rozdziałem napięcie nie pozwalają oderwać się od książki. W całej historii mamy zaledwie dwóch bohaterów a cały dramat rozgrywa się na niewielkiej przestrzeni, co w niemałym stopniu przyczyniło się do powstania gęstego klimatu grozy. King stworzył genialne postaci, posiadające głębię i nieprzewidywalne. Psychologiczny pojedynek Paul vs Annie, nieustanna walka dwojga bohaterów wyczerpuje nie tylko ich samych, ale także czytelnika, który niekiedy boi się przewrócić stronę. Dlatego uważam, że do książki powinna być dołączona ulotka, informująca o możliwych skutkach ubocznych (czy raczej celowych) w postaci podwyższonego ciśnienia.

Krótko mówiąc, gorąco polecam. A mi teraz nie pozostaje nic innego, jak obejrzeć ekranizację i przeżyć ten słodki koszmar jeszcze raz.

"Kiedy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy również w głąb ciebie." - Friedrich Nietzsche

Paul Sheldon miał wybitnego pecha. Autor uwielbianej przez wiele kobiet serii książek o przygodach Misery Chastain uległ wypadkowi drogowemu. Traf chciał, że z rozbitego samochodu wyciągnął go i zaniósł do swej jamy istny diabeł wcielony, a zarazem najzagorzalszy wielbiciel jego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , , , , ,

Pięć lat minęło, od kiedy w kinach pojawiła się ekranizacja "Insygniów Śmierci", a my pożegnaliśmy świat Harry'ego Pottera. Gorzkie to było rozstanie, szczególnie dla takich jak ja, dla których przygody młodego czarodzieja były ważną częścią dzieciństwa. Teraz, po latach, autorka postanowiła dać nam kontynuację, abyśmy mogli obudzić w sobie dziecko i przeżyć to jeszcze raz. Szlachetny zamiar miała pani Rowling, jednak dobrymi chęciami... wiadomo.
Znacie to uczucie, kiedy drogi wasze i waszych przyjaciół się rozchodzą, a gdy ich spotykacie po dłuższym czasie okazują się być zupełnie innymi ludźmi i już ich praktycznie nie znacie? Podobnie jest z tą książką.

Wracamy do Harry'ego, który jest urzędnikiem w Ministerstwie Magii, a także mężem i ojcem, zmagającym się już nie z siłami ciemności, a z trudami życia codziennego. Jego niezbyt ciepła relacja z synem Albusem owocuje nieodpowiedzialnymi eksperymentami młodego Pottera ze zmieniaczami czasu. Oczywiście, kiedy młodzi zaczynają broić, stara gwardia w składzie Harry-Ron-Hermiona-Draco (tak, ten Draco) musi wziąć sprawy w swoje ręce i jak za dawnych lat uratować świat. Brzmi to naprawdę fajnie, ale zapał powoli zmienia się z każdą stroną w lekkie rozczarowanie.
Po pierwsze, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twórcy poszli na łatwiznę wydając scenariusz. Rowling mogła to równie dobrze przerobić na powieść, książka w formie dramatu, z podziałem na role, etc. moim zdaniem kompletnie nie pasuje do tej serii.
Drugim problemem są głupotki fabularne i postacie. Szczególnie niezbyt bystry, za to denerwujący Albus. Serio, Harry w jego wieku wykazywał się dość sporą inteligencją, był wszechstronnie utalentowany (chyba można tak powiedzieć) i pozostawał przy tym skromny. Natomiast Albus od początku mnie denerwował - "Mój ojciec jest taki zły, ma krew na rękach, cofnę się w czasie, żeby naprawić jego błędy, co się może stać". Nawiasem mówiąc, motyw braku zrozumienia między rodzicem a dzieckiem jest już dość mocno oklepany. Ron Weasley, który zawsze potrafił rozładować napięcie, miał ciekawe poczucie humoru, teraz stara się na siłę być Fredem i Georgem, co mu nie wychodzi. Rzuca na prawo i lewo rubaszne żarty w stylu grubego wujka z wąsem (chyba każdy ma takiego w rodzinie). No i perełka - czarny charakter. Nie będę się rozpisywać na jego temat, bo nie chcę zdradzić szczegółów fabuły, powiem tylko, że srogo się rozczarowałem.

Daję pięć gwiazdek, bo mimo wszystko nie żałuję, że przeczytałem tę kontynuację. Zajrzałem na chwilę do starych znajomych, wypiłem kufel kremowego piwa, powspominałem stare czasy i wyszedłem, tym razem bez żalu. Wizyta trwała krótko, bo książkę czyta się w parę godzin. Nie chcę zniechęcić fanów Pottera, przeczytajcie i sami oceńcie. Ja jednak nie zamierzam do tej części wracać. Dobrze przynajmniej, że zawsze mogę odświeżyć sobie poprzednie.

Pięć lat minęło, od kiedy w kinach pojawiła się ekranizacja "Insygniów Śmierci", a my pożegnaliśmy świat Harry'ego Pottera. Gorzkie to było rozstanie, szczególnie dla takich jak ja, dla których przygody młodego czarodzieja były ważną częścią dzieciństwa. Teraz, po latach, autorka postanowiła dać nam kontynuację, abyśmy mogli obudzić w sobie dziecko i przeżyć to jeszcze raz....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niedawno zainteresowałem się nowym, wszędzie reklamowanym, podobno bardzo dobry thrillerem, który właśnie wszedł na ekrany kin. Postanowiłem więc, jak Bóg przykazał, zapoznać się najpierw z pierwowzorem przed pójściem do kina i to był chyba jedyny powód sięgnięcia przeze mnie po tę pozycję.

Główną bohaterką "dziewczyny z pociągu" jest dość okrutnie potraktowana przez los Rachel, alkoholiczka, której czas upływa na jeżdżeniu pociągiem w celu utrzymania współlokatorki w przekonaniu, że jeździ do pracy. Za każdym razem, kiedy pociąg zatrzymuje się przed semaforem, Rachel oddaje się swojemu hobby, czyli obserwowaniu życia młodego małżeństwa mieszkającego nieopodal torów, wyobrażaniu sobie, że to jej życie jest tak szczęśliwe i poukładane. Pewnego dnia jednak spokojny byt pary zakochanych zostaje zakłócony przez zaginięcie kobiety, z którą wcześniej nasza główna bohaterka tak bardzo chciałaby się zamienić. Sprawa zaginięcia jest dość niejasna, śledztwo wydaje się skazane na porażkę, więc Rachel postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.

Przyznaję, że pomysł na powieść przypadł mi do gustu. Nie mogę też powiedzieć, że książka jest zła. Po prostu spodziewałem się czegoś więcej po thrillerze polecanym przez wszystkich dookoła, nawet samego Stephena Kinga. Rozwiązanie zagadki nie było zaskakujące, nie liczcie też na jakieś większe zwroty akcji. Cenię sobie książki, w których postacie nie są czarno-białe i pokazują swoją ciemną stronę, ale tu brakowało mi bohatera, którego mógłbym naprawdę polubić, mimo jego wad. Jednak żeby nie było, że tylko się czepiam (przecież koniec końców dałem nawet wysoką ocenę) czasu spędzonego przy tej książce wcale nie uważam za stracony. "Dziewczynę z pociągu" czyta się szybko i mimo rozczarowującego zakończenia autorce udało się zbudować pewne napięcie, także jako lekturę do poduchy polecam. Niemniej ekranizację sobie jak na razie odpuszczę.

Niedawno zainteresowałem się nowym, wszędzie reklamowanym, podobno bardzo dobry thrillerem, który właśnie wszedł na ekrany kin. Postanowiłem więc, jak Bóg przykazał, zapoznać się najpierw z pierwowzorem przed pójściem do kina i to był chyba jedyny powód sięgnięcia przeze mnie po tę pozycję.

Główną bohaterką "dziewczyny z pociągu" jest dość okrutnie potraktowana przez los...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nawet fajne opowiadanie, mógłby z tego być prolog do prequela z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio modne jest odgrzewanie kotletów, ta seria również doczekała się kontynuacji ("Harry Potter and the cursed child") i może to już bokiem wychodzić, ale nie powiem, bo na książkę o przygodach Huncwotów bym się skusił.

Nawet fajne opowiadanie, mógłby z tego być prolog do prequela z prawdziwego zdarzenia. Ostatnio modne jest odgrzewanie kotletów, ta seria również doczekała się kontynuacji ("Harry Potter and the cursed child") i może to już bokiem wychodzić, ale nie powiem, bo na książkę o przygodach Huncwotów bym się skusił.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Planowałem przeczytać tę powieść w okolicach świąt Bożego Narodzenia, ale traf chciał, że trafiła w moje ręce teraz.
Nie brakuje w niej humorystycznych akcentów, co nie zmienia faktu, że w ostatecznym rozrachunku jest to smutna, gorzka, przygnębiająca opowieść. Członkowie oddziału zwiadowczego, mający szczerze dość okrucieństwa wojny znajdują się w absurdalnej wręcz sytuacji - spotykają oddział wroga, którego członkowie również marzą jedynie o tym, żeby wrócić do swoich domów, rodzin. Co począć w takich okolicznościach? Żadne szkolenie nie mogło ich do tego przygotować, a wręcz przeciwnie, przecież według propagandy każdy Szkop to zwyrodniała, krwiożercza, bezlitosna maszyna do zabijania. Myślę, że tę książkę powinien przeczytać każdy, kto chciałby pójść w kamasze i marzy o zdobyciu chwały na froncie. Nigdy nie byłem na wojnie i nie chciałbym doświadczyć jej okrucieństwa na własnej skórze. Wharton w tej powieści również nie zachęca do walki i oddawania życia w imię żądzy władzy wielkich polityków, dyktatorów.

Polecam gorąco, ja skończyłem czytać wczoraj i nadal nie mogę się otrząsnąć, przestać myśleć o dramacie, który rozegrał się w tę piękną księżycową jasną noc..

Planowałem przeczytać tę powieść w okolicach świąt Bożego Narodzenia, ale traf chciał, że trafiła w moje ręce teraz.
Nie brakuje w niej humorystycznych akcentów, co nie zmienia faktu, że w ostatecznym rozrachunku jest to smutna, gorzka, przygnębiająca opowieść. Członkowie oddziału zwiadowczego, mający szczerze dość okrucieństwa wojny znajdują się w absurdalnej wręcz...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Tych wrażeń nie oddadzą żadne słowa. To jest zdecydowanie jedna z najlepszych powieści, jakie miałem kiedykolwiek okazję przeczytać. Niewykluczone, że z czasem zdetronizuje "Władcę Pierścieni" z pierwszego miejsca w moim osobistym rankingu ulubionych książek. Takiej rekomendacji z moich ust nie dostała jeszcze żadna pozycja. W "Diunie" wszystko stoi na najwyższym poziomie. Inteligentna, napisana pięknym językiem, z fascynującą fabułą i złożonymi postaciami. Frank Herbert wykreował świat, który aż chce się jak najbliżej poznać. Wciągnąłem się do tego stopnia, że niekiedy, podczas czytania miałem ochotę sprawdzić lustrze, czy moje oczy nie przybrały barwy "błękitu w błękicie".

Tych wrażeń nie oddadzą żadne słowa. To jest zdecydowanie jedna z najlepszych powieści, jakie miałem kiedykolwiek okazję przeczytać. Niewykluczone, że z czasem zdetronizuje "Władcę Pierścieni" z pierwszego miejsca w moim osobistym rankingu ulubionych książek. Takiej rekomendacji z moich ust nie dostała jeszcze żadna pozycja. W "Diunie" wszystko stoi na najwyższym poziomie....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Piknik na skraju drogi Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 7,7
Piknik na skra... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach: , ,

Ta książka trafiła w moje ręce przez czysty (i szczęśliwy jak stwierdziłem po przeczytaniu) przypadek. Bohaterowie, zwykli, szarzy zjadacze chleba, z którymi nietrudno się utożsamić stają nagle w obliczu zjawiska, które wywraca ich życie do góry nogami. Przybysze z kosmosu bowiem odwiedzają naszą planetę, lecz nie jest to taki "pierwszy kontakt", jaki mogliśmy obserwować w "Star Treku", czy "Bliskich Spotkaniach Trzeciego stopnia". Nie ma uroczystego spotkania dwóch inteligentnych ras, jest tylko krótka wizyta i totalny burdel, jaki zostawili po sobie kosmici w obszarze później nazwanym Strefą. Naukowcy głowią się nad celem wizyty Obcych i możliwościami wykorzystania pozostawionych przez nich przedmiotów, a tymczasem najodważniejsi (najbardziej szaleni?) wchodzą do Strefy na własną rękę i kradną wiele warte kosmiczne śmieci na potęgę. Jednakże Strefa skrywa wiele tajemnic, ba, sama w sobie jest niezgłębioną tajemnicą, tak więc Stalkerzy podczas łupieżczych eskapad zmuszeni zostają do walki o życie, a strefowi recydywiści nawet o własne człowieczeństwo.

Daję jak na razie 9 gwiazdek, ale nie wykluczam podniesienia oceny w przyszłości. Muszę jeszcze porozmyślać, obejrzeć adaptację Tarkowskiego i przeczytać jeszcze raz książkę. Coś czuję, że nie raz do niej wrócę. :)

Ta książka trafiła w moje ręce przez czysty (i szczęśliwy jak stwierdziłem po przeczytaniu) przypadek. Bohaterowie, zwykli, szarzy zjadacze chleba, z którymi nietrudno się utożsamić stają nagle w obliczu zjawiska, które wywraca ich życie do góry nogami. Przybysze z kosmosu bowiem odwiedzają naszą planetę, lecz nie jest to taki "pierwszy kontakt", jaki mogliśmy obserwować w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już pierwsze rozdziały tej książki mnie kupiły. Potem było tylko lepiej, im dalej w las, tym bardziej dawałem się ponieść temu małomiasteczkowemu klimatowi. Wisienkę na torcie w tym wszystkim stanowi fakt, że cała historia opowiedziana została z perspektywy dziecka, dzięki czemu powieść przeniosła mnie w czasie podwójnie, bo i do lat 30' i do mojego własnego dzieciństwa. Dzięki pani Harper Lee mogłem znów spojrzeć na świat oczami podrostka, za co jestem jej bardzo wdzięczny.
O antyrasistowskim przesłaniu tej książki napisano i powiedziano chyba już wszystko, więc nie widzę potrzeby dorzucania swoich trzech groszy. Powiem tylko, że jeśli kiedykolwiek popadnę w tarapaty i będę musiał dochodzić swoich spraw w sądzie (odpukać), to chciałbym, żeby po mojej stronie stanął prawnik pokroju Atticusa Fincha. A zresztą, chciałbym w jakichkolwiek okolicznościach zaskarbić sobie przyjaźń takiej osoby.

"Drozdy nic nam nie czynią poza tym, że radują nas swoim śpiewem. Nie niszczą ogrodów, nie gnieżdżą się w szopach na kukurydzę, nie robią żadnej szkody, tylko śpiewają dla nas z głębi swoich ptasich serduszek. Dlatego właśnie grzechem jest zabić drozda."

Już pierwsze rozdziały tej książki mnie kupiły. Potem było tylko lepiej, im dalej w las, tym bardziej dawałem się ponieść temu małomiasteczkowemu klimatowi. Wisienkę na torcie w tym wszystkim stanowi fakt, że cała historia opowiedziana została z perspektywy dziecka, dzięki czemu powieść przeniosła mnie w czasie podwójnie, bo i do lat 30' i do mojego własnego dzieciństwa....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jeśli na tę opinię trafi osoba w młodzieńczym wieku, rozglądająca się za interesującą książką fantasy, może przestać szukać. "Trylogię Czarnego Maga" mogę z czystym sumieniem polecić jako luźną, niewymagającą, ale zdecydowanie interesującą i wciągającą pozycję. W sam raz do poduchy, do poczytania w czasie wolnym, dla odprężenia. Nie wiem, czy jej poziom zasługuje na aż tak wysoką ocenę, ale biorąc pod uwagę, że bardzo umiliła mi czas, postanowiłem szczodrze obsypać ją gwiazdkami. :)

Jeśli na tę opinię trafi osoba w młodzieńczym wieku, rozglądająca się za interesującą książką fantasy, może przestać szukać. "Trylogię Czarnego Maga" mogę z czystym sumieniem polecić jako luźną, niewymagającą, ale zdecydowanie interesującą i wciągającą pozycję. W sam raz do poduchy, do poczytania w czasie wolnym, dla odprężenia. Nie wiem, czy jej poziom zasługuje na aż tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powiedzieć, że Schopenhauer był pesymistą to trochę tak, jakby powiedzieć, że ludobójstwo jest nie fair. Optymista powiedziałby, że szklanka jest do połowy pełna, pesymista, że do połowy pusta. Schopenhauer powiedziałby mniej więcej coś takiego:
Masz pół piwa, zaraz je dopijesz i wydasz pieniądze na kolejne i kolejne, upijesz się i wrócisz do domu przygnieciony ciężarem twojej bezsensownej egzystencji, chyba, że podejmiesz jedyną w życiu słuszną decyzję i pod wpływem alkoholu popełnisz samobójstwo, przed czym oczywiście stchórzyłbyś na trzeźwo.

Ocena wysoka, bo po części zgadzam się z autorem w niektórych kwestiach - chociażby z tym, że prokreacja należy do naszych głównych celów (oczywiście nie jest jedynym i najważniejszym, tak jak próbował udowodnić filozof), trochę też dlatego, że nieźle się uśmiałem przy niektórych fragmentach, no i też dlatego, że całość czyta się z zainteresowaniem - czego by nie mówić o autorze, jego poglądy są bardzo ciekawe.
Ja jestem jednak przeciwnikiem takiego podejścia do miłości. Oczywiście, takie ujęcie tego uczucia stojące w opozycji do szekspirowskiej miłości ponad wszystko również ma swoje uzasadnienie, jednak Schopenhauer za bardzo próbuje odrzeć je z magii.

Powiedzieć, że Schopenhauer był pesymistą to trochę tak, jakby powiedzieć, że ludobójstwo jest nie fair. Optymista powiedziałby, że szklanka jest do połowy pełna, pesymista, że do połowy pusta. Schopenhauer powiedziałby mniej więcej coś takiego:
Masz pół piwa, zaraz je dopijesz i wydasz pieniądze na kolejne i kolejne, upijesz się i wrócisz do domu przygnieciony ciężarem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Czarnoksiężnik z Archipelagu" otwiera słynny cykl Ursuli K. Le Guin pt. "Ziemiomorze". Głównym bohaterem jest młodzieniec Duny (aka Ged, aka Krogulec) posiadający potencjał magiczny. Akcja tego tomu skupia się głównie na zgłębianiu przez Geda tajników magii i stawianiu czoła Cieniowi - tajemniczej istocie z zaświatów, która prześladuje bohatera.

Świat "Ziemiomorza" z jednej strony przedstawiony jest barwnie i dość wyczerpująco, z drugiej zaś pozostawia pewien niedosyt, chęć dowiedzenia się czegoś więcej o tych krainach. To dopiero pierwsza cześć, więc podejrzewam, że autorka zaserwuje mi jeszcze wiele szczegółów w następnych tomach.
Co ciekawe, główny bohater nie nie jest postacią idealną. Ged jest oczywiście dobrym człowiekiem, ale ma swoje wady, bywa arogancki, jego postawa może czasami denerwować. Dopiero z czasem nabiera pokory i cech typowych dla protagonistów. Zwróciłem na to uwagę, bo dość rzadko się to zdarza.

Podstawowym adresatem tego cyklu jest raczej młodzież w wieku nastoletnim, ale myślę, że spokojnie mogę go polecić również starszym fanom fantastyki. Żałuję co prawda, że nie sięgnałem po niego w dzieciństwie, ale lepiej późno niż wcale. ;)

"Czarnoksiężnik z Archipelagu" otwiera słynny cykl Ursuli K. Le Guin pt. "Ziemiomorze". Głównym bohaterem jest młodzieniec Duny (aka Ged, aka Krogulec) posiadający potencjał magiczny. Akcja tego tomu skupia się głównie na zgłębianiu przez Geda tajników magii i stawianiu czoła Cieniowi - tajemniczej istocie z zaświatów, która prześladuje bohatera.

Świat "Ziemiomorza" z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Długo odkładałem "Świat Dysku" ze względu na przerażającą ilość tomów. Lubię sagi, ale zawsze jest ryzyko, że nawet jeśli pierwsza część okaże się dobra, to kolejne mogą być już kiepskie, a ja w swojej naiwności i tak będę je czytał, żeby sprawdzić, czy może pisarz wrócił do formy. A jest to problem, kiedy saga liczy jakieś 40 tomów.
W końcu jednak uznałem, że jako fanowi fantastyki wypadałoby mi zapoznać się ze sławną serią Pratchetta. I po raz nie wiem już nawet który zadaję sobie pytanie: DLACZEGO DOPIERO TERAZ?

Akcja "Koloru magii" dzieje się na świecie w kształcie dysku spoczywającym na grzbietach dwóch słoni, które z kolei stoją na skorupie wielkiego żółwia płynącego przez kosmos... brzmi dziwnie? Jeśli nie lubicie rzeczy dziwnych, nietypowych, to porzućcie wszelką nadzieję biorąc tę książkę do ręki. Rzeczy dziwnych jest tu bowiem cała masa. Mamy maga, który nie umie czarować, smoki, które bezsprzecznie latają i zieją ogniem, ale w zasadzie nie istnieją, bogów grających w planszówkę i wybijających ateistom szyby w oknach, Śmierć, której postać pojawia się jako akcent humorystyczny i wiele, wiele innych..

Głównymi bohaterami tej powieści są wybitnie pechowy, tchórzliwy półmag Rincewind oraz towarzyszący mu Dwukwiat, turysta z odległych krain i niepoprawny optymista. Aha, jest jeszcze bagaż Dwukwiata. Tak, bagaż to postać. Nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo pochłonęły mnie ich perypetie, jednocześnie wzbudzając ciekawość i bawiąc. Poważnie, uśmiałem się przy tej książce, Pratchett trafił w moje gusta, jeśli chodzi o humor.

A teraz czuję się tak, jakbym stał u progu wielkiej przygody (co właściwie jest prawdą), tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko uczynić kolejny krok i jak najszybciej zabrać się za "Blask fantastyczny".

Długo odkładałem "Świat Dysku" ze względu na przerażającą ilość tomów. Lubię sagi, ale zawsze jest ryzyko, że nawet jeśli pierwsza część okaże się dobra, to kolejne mogą być już kiepskie, a ja w swojej naiwności i tak będę je czytał, żeby sprawdzić, czy może pisarz wrócił do formy. A jest to problem, kiedy saga liczy jakieś 40 tomów.
W końcu jednak uznałem, że jako fanowi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to