-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2015-10-02
2016-06-30
2016-06-15
2015-07-12
Książka-wywiad z profesorem Andrzejem Pisowiczem, orientalistą-specjalistą, władającym językami, których znajomością niewielu poza tzw. native speakerami może się pochwalić, jest prawdziwą ucztą dla osób spragnionych ciekawostek językowych i kulturowych. Dla tych, którzy siedzą w temacie języka, uwielbiają dociekać skąd co się w mowie wzięło, skąd napłynęło, jak zostało przeniesione i przemienione, i jak używane na co dzień nie zwraca na siebie uwagi, choć czasem pochodzi przecież z innej kultury, innego kontynentu, innego świata, który często już nie istnieje.
Zawsze ciągnęło mnie do nauki języków, ale przez brak systematyczności i po prostu ciężkiej pracy, nie nauczyłem się zbyt wiele i zbyt dobrze. Podziwiam tych wszystkich tytanów pracy, m.in. profesora Pisowicza, że mierząc się z materią nieprostą, z językami orientalnymi, potrafili ją zgłębić i znając przy tym wiele innych, bardziej przystępnych Europejczykowi języków, pokazują niesamowitą komunikacyjną mozaikę, skomplikowanie ale i pewną klarowność językowego uniwersum, i to jak wszystko się niepostrzeżenie przenika, i że korzeni słów naszego rodzimego języka, jak i każdego innego, można szukać po prostu wszędzie.
Dla każdego miłośnika języka, tzn. filologa, ale nie tylko w znaczeniu akademickim, ale też zupełnie amatorsko-hobbystycznym. Świetna lektura.
Książka-wywiad z profesorem Andrzejem Pisowiczem, orientalistą-specjalistą, władającym językami, których znajomością niewielu poza tzw. native speakerami może się pochwalić, jest prawdziwą ucztą dla osób spragnionych ciekawostek językowych i kulturowych. Dla tych, którzy siedzą w temacie języka, uwielbiają dociekać skąd co się w mowie wzięło, skąd napłynęło, jak zostało...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-23
2015-12-04
2016-01-16
2015-07-09
Żaden z tomów z serii "Zwiadowcy" mnie dotychczas nie zawiódł. Tak było też przy lekturze 6. tomu. "Oblężenie Macindaw" to dokończenie historii rozpoczętej w "Czarnoksiężniku z północy" – John Flanagan lubi rozbijać dłuższe historie o zwiadowcach na dwutomowe cykle i tym razem było podobnie.
Nie będę się długo rozpisywał, bo czuję, że będę powtarzał to, co już pisałem w dotychczasowych pięciu recenzjach. Ale napiszę krótko – jest super. John Flanagan ani na moment nie gubi poziomu, jaki pokazał na początku. Nie będę oryginalny, gdy napiszę, że uważam tę serię za jedną z najlepszych opowieści dla młodzieży (ale nie tylko, nie tylko – sam już dawno młodzieżą nie jestem, a połykam, gdy już się przyssę, raz-dwa).
Opowieść wciąga. Wciąga, trzyma i nie wypuszcza. Jeszcze 6 tomów przede mną - jeśli chodzi o pierwszą serię. Tych bardziej obfitych w strony. A można już zacząć czytać serię "Wczesne lata" – pierwszy tom tzw. prequeli - o młodych latach Halta - właśnie się pojawił. Już nie mogę się doczekać, kiedy wpadnie w moje ręce. Ale... po kolei.
Żaden z tomów z serii "Zwiadowcy" mnie dotychczas nie zawiódł. Tak było też przy lekturze 6. tomu. "Oblężenie Macindaw" to dokończenie historii rozpoczętej w "Czarnoksiężniku z północy" – John Flanagan lubi rozbijać dłuższe historie o zwiadowcach na dwutomowe cykle i tym razem było podobnie.
Nie będę się długo rozpisywał, bo czuję, że będę powtarzał to, co już pisałem w...
2015-06-12
Trafiłem na ten komiks niechcący. Jak zresztą na większość dobrych rzeczy w moim życiu. Nie znałem literackiego pierwowzoru i nie znam do tej pory. Nie wiem, czy poznam. Nie wiem. Pewnie nie. Ale może. Kto wie? W każdym razie komiks spodobał mi się bardzo. A tytułowy anioł, czyli główna bohaterka historii, bardziej niż z aniołem przeznaczenia kojarzy mi się z aniołem zagłady i do tego z aniołem co nieco upadłym.
Piękna kobieta. Delikatna i wiotka. A okazuje się niezłą wymiataczką. Jest dobrą obserwatorką. Jeździ po różnych miejscach i szuka. Szuka solidnie zaklajstrowanej dziury w pozornie całym. W niby spokojnych i niby sennych miejscowościach odnajduje przeróżne towarzyskie i biznesowe niuanse oraz skrzętnie skrywane tajmenice. Wyciąga je na światło dzienne, wprowadza zamęt i robi porządek. Jak to robi, czy robi to skutecznie i czy coś z tego wynika – przekonacie się, gdy obejrzycie i przeczytacie. Więcej nie zdradzę.
A jeśli jakoś niespecjalnie wkręca was zarys fabuły, niech was zachęci chociaż taki fakt: wszystko jest narysowane leciutką kreską i wypełnione bardzo miłymi dla oka i często subtelnymi kolorami. Czysta wizualna przyjemność. Naprawdę. Spróbujcie zajrzeć. A wtedy gwarantuję, że będziecie chcieć więcej.
Trafiłem na ten komiks niechcący. Jak zresztą na większość dobrych rzeczy w moim życiu. Nie znałem literackiego pierwowzoru i nie znam do tej pory. Nie wiem, czy poznam. Nie wiem. Pewnie nie. Ale może. Kto wie? W każdym razie komiks spodobał mi się bardzo. A tytułowy anioł, czyli główna bohaterka historii, bardziej niż z aniołem przeznaczenia kojarzy mi się z aniołem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-14
W tej książce nic nie jest powiedziane wprost, choć wygląda jak zupełnie oczywisty i wydawałoby się pusty, błahy i niezbyt rozbudowany zbiór nie bardzo ze sobą powiązanych anekdot (tudzież anegdot). Podobno powieść pożegnalna, o której można powiedzieć wiele lub nic, ale na pewno nie to, że jest to powieść sensu stricto.
Nie wiem czy tytuł naprowadza, czy zwodzi - możliwe, że robi i jedno i drugie, czyli tak naprawdę trzecie. Ironia to hołubiona przez Kunderę kategoria, więc czytając "Święto nieistotnośći" mam jak zwykle problem z oceną, którego nie mam, gdy ktoś mnie próbuje literaturą walnąć, jak obuchem. Kundera tego nie robi – on ścina głowę i jednocześnie pozostawia ją na miejscu.
Dobrze, że Kunderę tłumaczy teraz Bieńczyk, bo ma z nim wiele wspólnego – nieoczywiste traktowanie języka i skłonność do melancholii. To widać, słychać i czuć. I jest z tej lektury przyjemność. Nieoczywista, nieczysta i trochę mącąca w głowie i żołądku, ale jest.
W tej książce nic nie jest powiedziane wprost, choć wygląda jak zupełnie oczywisty i wydawałoby się pusty, błahy i niezbyt rozbudowany zbiór nie bardzo ze sobą powiązanych anekdot (tudzież anegdot). Podobno powieść pożegnalna, o której można powiedzieć wiele lub nic, ale na pewno nie to, że jest to powieść sensu stricto.
Nie wiem czy tytuł naprowadza, czy zwodzi - ...
2015-04-16
"Widok z dachu" to historia dwóch przyjaciół z różnych środowisk, których losy skrzyżowały się po raz pierwszy na warszawskim Grochowie. Tolek to ziomek z Grochowa, Jurek to student prawa UW, pochodzący z Kielc, czy innego Radomia, mieszkający w słynnym akademiku na Kickiego. Obserwujemy ich od początku lat 80-tych, poprzez wszystkie przemiany ustrojowe, aż do czasów zupełnie współczesnej Polski.
Muniek Staszczyk na okładce pisze, że to powieść zasługująca na miano kultowej. Rozumiem zachwyt Muńka, ale nie sądzę, by tak było. Rozumiem zachwyt – bo sam teraz mieszkam na Grochowie, do tego przez ponad 10 lat byłem mieszkańcem akademika (choć nie na Kicu, ale Kic mijam obecnie prawie codziennie, bo mieszkam 150 metrów dalej) – i realia grochowsko-studenckie oddane są naprawdę nieźle i właściwie dzięki temu dałem tyle gwiazdek ile dałem.
Dobrze czyta się rozmowy normalnych kolesi, ale poza tym dialogi, jak na mój gust, są niezbyt naturalne. Poza tym historia w pewnym momencie robi się nieco naciągana, o czym przekonać się może każdy, kto przeczyta. Mimo to, oceniam książkę na dosyć dosyć, z tych samych powodów, z jakich uczynił to według mnie Muniek – czyli z powodów sentymentalnych. Ale co do kultowości powiem jedno – może znajdzie się grupka takich jak ja kultystów, ale wielka religia raczej z tego nie powstanie.
"Widok z dachu" to historia dwóch przyjaciół z różnych środowisk, których losy skrzyżowały się po raz pierwszy na warszawskim Grochowie. Tolek to ziomek z Grochowa, Jurek to student prawa UW, pochodzący z Kielc, czy innego Radomia, mieszkający w słynnym akademiku na Kickiego. Obserwujemy ich od początku lat 80-tych, poprzez wszystkie przemiany ustrojowe, aż do czasów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-14
Duet tekściarsko-rysunkowy, który powołał do życia legendarnego już Jeża Jerzego, teraz debiutuje w roli autorów gatunku zmiksowanego. "Hej Jędrek" jest bowiem doskonałą mieszanką komiksu i powieści i jest to mieszanka wybuchowa i piorunująca. Bohater jest co prawda w wieku wczesnoszkolnym, ale jego poczucie humoru, teksty i przygody mogą swobodnie konkurować z przygodami dziewięciolatków z "Włatców móch", choć może nie są tak surrealistyczne.
Zwyczajne szkolne perypetie plus intryga kryminalna to podstawa akcji. Najlepsi kumple, mędzący nauczyciele, podejrzana szkolna służba zdrowia, wścibscy rodzice, wredne rodzeństwo, solówy do pierwszej krwi, ach te dziewczyny i tym podobne historie. Podane w lekkiej, superstrawnej formie. Powieść, gdy ją pomieszać z komiksem, zyskuje szybsze tempo i dostarcza dodatkowych wrażeń. Jest bardziej wymagająca niż komiks i z kolei bardziej wciągająca niż tylko powieść z ilustracjami.
Może nie jest to lektura bardzo ambitna, za to ma niesamowity potencjał rozrywkowy i jako środek na odstresowanie sprawdza się znakomicie. Gwarantuje mnogość doznań estetycznych (obfituje w fajne rysunki) i ekstatycznych (pobudza do wesołego, niczym nieskrępowanego rechotu). Zatem bierzcie i czytajcie. A potem, gdy się tylko ukażą, łapcie się za kolejne części. Ja już się szykuję.
Duet tekściarsko-rysunkowy, który powołał do życia legendarnego już Jeża Jerzego, teraz debiutuje w roli autorów gatunku zmiksowanego. "Hej Jędrek" jest bowiem doskonałą mieszanką komiksu i powieści i jest to mieszanka wybuchowa i piorunująca. Bohater jest co prawda w wieku wczesnoszkolnym, ale jego poczucie humoru, teksty i przygody mogą swobodnie konkurować z przygodami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04-16
Podobał mi się ten komiks, mimo iż pozornie nie ma nic w tym komiksie, co mogłoby się podobać tzw. przeciętnemu zjadaczowi komiksów. Nie dzieje się w nim własciwie nic. Jest to dzień z życia żydowskiego producenta i handlarza dywanów w jednej osobie, który z małej miejscowości idzie na targ, by sprzedać to, co wytworzył.
Kreska nie jest specjalnie efektowna, ani oryginalna, ale jednak ten komiks ma coś. Bowiem jest jedna rzecz, którą się wyróżnia. Nie jest to akcja, nie jest to kreska, to w takim razie co? Ano klimat. Niesamowity, przejmujący klimat ciężkiej pracy, niepewności jutra, powszedniej beznadziei i przemijania nawet tego, co było choć trochę dobre. Przeczucie odchodzenia w przeszłość świata, do którego się przywykło i jakoś nauczyło w nim funkcjonować.
W całość wpleciono rozważania o Bogu i istocie życia. Bohaterami są przede wszystkim Żydzi z przełomu wieków XIX i XX, więc Boga nie mogło zabraknąć. Ten przedstawiony w komiksie żydowski świat, którego już nie ma i nie będzie, niesie w sobie pewną zapowiedź katastrofy. Tu nie ma jeszcze nawet wzmianki o I wojnie światowej, ale nad całym komiksem unosi się widmo niepokoju i rychłego rozpadu.
I własnie to sprawiło, że zapamiętam ten komiks, że utkwił w mojej pamięci. Bo dał mi podstawę do refleksji, bo stworzył ciekawy, pełen ukrytej melancholii nastrój. Nie zarzucił mnie szybką akcją, nie zgwałcił moich zmysłów. Dał mi się zatrzymać, bym mógł kontemplować całą tę złożoną sytuację. Takich komiksów też nam potrzeba. Naprawdę.
Podobał mi się ten komiks, mimo iż pozornie nie ma nic w tym komiksie, co mogłoby się podobać tzw. przeciętnemu zjadaczowi komiksów. Nie dzieje się w nim własciwie nic. Jest to dzień z życia żydowskiego producenta i handlarza dywanów w jednej osobie, który z małej miejscowości idzie na targ, by sprzedać to, co wytworzył.
Kreska nie jest specjalnie efektowna, ani...
2015-03-27
Ten komiks nie jest zły, a jak nie jest zły to jest dobry (pozwólcie, że ułatwiając sobie życie, tym razem zastosuję logikę dwuwartościową). A że dobry, to 6 gwiazdek ma, jak nic.
Dobry komiks, a opowiada o postaci do szpiku złej. O Jokerze. Chyba nie muszę dodawać specjalnych informacji, kim jest ten pan. Bo ten pan jest zły. Tak zły, że wypadałoby zapisać to słowo wielką literą, ale jednak nie zapiszę. To człowiek, który czyni zło nie w konretnym celu. On je czyni po prostu. Zupełnie bezinteresownie. Dla samego zła. I dlatego w tym jest taki straszny. I dlatego nie dziwię się, że właściwie wszyscy jego kolesie chcieliby go zabić i mieć z głowy tego totalnie nieprzewidywalnego wspólnika.
Historia w tym komiksie opowiadana jest z perspektywy kierowcy Jokera, osoby trochę w Jokera zapatrzonej i jednocześnie żyjącej w ciągłej niepewności o swoje życie obok tego świra wśród świrów, który tak naprawdę świrem nie jest, tylko zimnym skurwielem z zerowym poziomem empatii. Narrator sam ma niejedno na sumieniu, ale daleko mu do mistrza ciemności.
Może bym ocenił lepiej ten komiks niż na 6, ale kolory i sposób przedstawienia świata (budynków, wnętrz i postaci - żywych i martwych) sprawił, że zachciało mi się rzygać. Efekt to pewnie zamierzony, bo hektolitry krwi plus kilogramy flaków i mięsa oraz niekiedy gówniano-rzygowinowa kolorystyka są środkiem w stu procentach adekwatnym do obrazowanych sytuacji. Ale w momencie lektury obrzydziły mi obiad i stąd wynika tak subiektywna i obiektywnie jednak trochę niesprawiedliwa ocena (bo w innych okolicznościach lektury dalbym pewnie o jedną lub 2 gwiazdki więcej).
Ten komiks nie jest zły, a jak nie jest zły to jest dobry (pozwólcie, że ułatwiając sobie życie, tym razem zastosuję logikę dwuwartościową). A że dobry, to 6 gwiazdek ma, jak nic.
Dobry komiks, a opowiada o postaci do szpiku złej. O Jokerze. Chyba nie muszę dodawać specjalnych informacji, kim jest ten pan. Bo ten pan jest zły. Tak zły, że wypadałoby zapisać to słowo wielką...
2015-03-18
Will zostaje wysłany na północ Araluenu, by zbadać sprawę tajemniczego czarnoksiężnika, który pojawił się, czy też odrodził się w tamtejszych lasach i nie daje spokoju okolicznym mieszkańcom. Czyżby w tym świecie bez zdecydowanych objawów magii, magia nagle się pojawiła i to od razu w tak konkretny sposób? Przeczytacie, to się dowiecie.
W trakcie lektury usłyszycie o kolejnym narodzie - o Skottach, wojowniczych góralach zamieszkujących graniczącą z Araluenem od północy Pictę. Coś wam to mówi? No chyba.
A poza walorami poznawania kolejnych elementów świata "Zwiadowców" ujrzycie też Willa w nowej, nieoczekiwanej odsłonie i jak zwykle możecie byc gotowi na wartką i wartościową przygodową opowieść, która zawładnie wami dokładnie tak, jak poprzednie tomy tej serii. John Flanagan trzyma poziom. I oby tak dalej.
Will zostaje wysłany na północ Araluenu, by zbadać sprawę tajemniczego czarnoksiężnika, który pojawił się, czy też odrodził się w tamtejszych lasach i nie daje spokoju okolicznym mieszkańcom. Czyżby w tym świecie bez zdecydowanych objawów magii, magia nagle się pojawiła i to od razu w tak konkretny sposób? Przeczytacie, to się dowiecie.
W trakcie lektury usłyszycie o...
2015-03-09
Kolejna część. Jak mówi tytuł - rzecz dzieje się w Skandii. I będzie o nią bitwa. A z kim? Czytając poznacie liczne, bardzo mobilne plemię Temudżeinów - jeśli dobrze znacie historię świata, już powinniście wiedzieć, na kim to plemię jest wzorowane.
Będzie jak zwykle dużo akcji, nagłych zwrotów i niespodzianek. I niezmiennie ten sam - dobry, wręcz bardzo dobry - poziom budowania opowieści.
Flanagan dwa pierwsze tomy serii połączył w jedną całość i to samo zrobił z tomem trzecim i czwartym. Jak to zrobił i po co - dowiecie się dzięki lekturze. Do roboty zatem.
Kolejna część. Jak mówi tytuł - rzecz dzieje się w Skandii. I będzie o nią bitwa. A z kim? Czytając poznacie liczne, bardzo mobilne plemię Temudżeinów - jeśli dobrze znacie historię świata, już powinniście wiedzieć, na kim to plemię jest wzorowane.
Będzie jak zwykle dużo akcji, nagłych zwrotów i niespodzianek. I niezmiennie ten sam - dobry, wręcz bardzo dobry - poziom...
2015-03-03
"Ziemia skuta lodem" to najbardziej mroźna część z dotychczasowych tomów. Rzecz dzieje się w Skandii, (czyli krainie, która jest odpowiednikiem Skandynawii), którą zamieszkują Skandianie, w sposób nieunikniony i zamierzony przez autora kojarzący się ze znanymi tu i ówdzie Wikingami.
Kolejny tom przygód Willa nie zawodzi. Każda nastepna książka jest napisana bardzo równo i za to bardzo podziwiam pana Flanagana. Naprawdę potrafi trzymać poziom. Szczerze mówiąc - spodziewałem się spadku formy już od drugiego tomu, ale przekonałem się, że nie można złego słowa na jego poziom powiedzieć - trzeci tom jest równie mocny jak dwa pierwsze i tak już pewnie pozostanie.
Nie będę zdradzał, dlaczego Will i pewna bohaterka, która po raz pierwszy pojawiła się w drugim tomie, znaleźli się w lodowej krainie, choć jeśli ktoś przeczytał dotychczasowe części i tak już pewnie wie. I nie będę zdradzał, co z tego wyniknie (bo sam nie przepadam za spoilerami - choć nie są one w stanie mi wyrządzić prawdziwej krzywdy, gdyż fabuła nie stanowi rzeczy, na którą zwracam największą uwagę). Poczytacie, to się przekonacie. A warto.
"Ziemia skuta lodem" to najbardziej mroźna część z dotychczasowych tomów. Rzecz dzieje się w Skandii, (czyli krainie, która jest odpowiednikiem Skandynawii), którą zamieszkują Skandianie, w sposób nieunikniony i zamierzony przez autora kojarzący się ze znanymi tu i ówdzie Wikingami.
Kolejny tom przygód Willa nie zawodzi. Każda nastepna książka jest napisana bardzo równo i...
2015-02-25
Druga część "Zwiadowców" trzyma poziom pierwszej części. Jest to świetna powieść akcji i przygody, prezentująca przy okazji ciekawe typy postaci, które mogą być dobrym przykładem dla młodych czytelników. Bohaterowie nie są przy tym wcale przesłodzeni i przeidealizowani. Mają wiele wad, przeżywają rozterki, dylematy i dramaty. I obok niekłamanego bohaterstwa, bywają niekiedy irytujący.
"Płonący most" kontynuuje fabułę pierwszej części związanej z lordem Morgarathem (ciut kojarzącym się z tolkienowskim Morgothem - ale gdzie mu tam do Morgotha). Pojawia się kolejna kraina poza Araluenem - Celtia (skojarzenie oczywiste) i w pewnym momencie poznamy też paru Skandian (domyślcie się, kto to może być).
Przez te nawiązania do historycznych krain i grup narodowościowych "Zwiadowcy", jako seria z gatunku - podobno - fantasy (choć magii tam raczej nie uświadczysz), prędzej kojarzy mi się z alternatywną historią w nieco zmienionych realiach, dostosowaną do młodego odbiorcy.
A ten kierunek na młodego odbiorcę wcale nie jest wadą serii. Równie dobrze może bowiem ona zainteresować odbiorcę, który już tylko myśli, że jest młody (patrz recenzent - w momencie pisania tej recenzji lat 36), albo czytelnika jeszcze starszego, ale wciąż młodego duchem. Wciąga, wciąga i jeszcze raz wciąga. 12 tomów trochę straszy, ale da radę to ogarnąć. Czyta się szybko i z przyjemnością. I nawet z pożytkiem. Co też jest bardzo ważne.
Druga część "Zwiadowców" trzyma poziom pierwszej części. Jest to świetna powieść akcji i przygody, prezentująca przy okazji ciekawe typy postaci, które mogą być dobrym przykładem dla młodych czytelników. Bohaterowie nie są przy tym wcale przesłodzeni i przeidealizowani. Mają wiele wad, przeżywają rozterki, dylematy i dramaty. I obok niekłamanego bohaterstwa, bywają niekiedy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-27
Bardzo fajna sprawa. Podręcznik do retoryki dla najmłodszych. Ale wcale nie infantylny, tylko taki jak trzeba. Traktujący dziecko jak równorzędnego partnera. Sam dzięki niemu odświeżyłem sobie pewne wiadomości z dziedziny właściwego i skutecznego mówienia.
Składa się z kilku części. Na dole strony są komiksowe lekcje historii retoryki z profesorem O'Rety obejmujące okres od starożytności do współczesności. Zasadniczą część stanowią historyjki opisujące sytuacje związane z wykorzystaniem poszczególnych umiejętności retorycznych. Historyjek jest 22. Na końcu każdej z nich jest podsumowanie tego, co należy zapamiętać oraz kilka zadań do wykonania.
Przystępny, prosty, ale nie uproszczony przekaz, doskonałe ilustracje Joanny Rusinek (siostry jednego z dwojga autorów - Michała Rusinka), świetna pedagogicznie konstrukcja tworzą idealny całokształt, dzięki któremu nie tylko dzieci mogą dowiedzieć się, jak przekonująco i atrakcyjnie formułować wypowiedź.
Bardzo fajna sprawa. Podręcznik do retoryki dla najmłodszych. Ale wcale nie infantylny, tylko taki jak trzeba. Traktujący dziecko jak równorzędnego partnera. Sam dzięki niemu odświeżyłem sobie pewne wiadomości z dziedziny właściwego i skutecznego mówienia.
Składa się z kilku części. Na dole strony są komiksowe lekcje historii retoryki z profesorem O'Rety obejmujące okres...
2015-03-12
Wybitny, wręcz arcydzielny komiks. Pierwszy, który przeczytałem od bardzo dawna. Zapoczątkował mój powrót do świata komiksu.
Jest to czarno-biała opowieść, która tak naprawdę nie jest czarno-biała, lecz opowiedziana w różnych odcieniach szarości z zachowaniem czarno-białej dominanty, i opowiadająca zupełnie nie czarno-białą, a wręcz skomplikowaną i niejednoznaczną historię.
Nie będę się wgłębiał w szczegóły fabuły, wszak od tego streszczenia są, a nie recenzje - sam tytuł powinien wam wiele powiedzieć. Jest to jednak komiks natury filozoficznej, poruszający tak istotne tematy jak społeczeństwo idealne, rewolucja i to, jak bunt się ustatecznia. Niebagatelne znaczenie ma rola jednostki w procesie dziejowym, przypadek przejmujący kontrolę nad wolną wolą. Obecne są motywy artysty i sztuki. A wszystko podane w formie przypowieści bardziej przypominającej realizm magiczny niż jakikolwiek inny realizm.
Super kreska. Świetny tekst i scenariusz. Dla miłośników niebanalnych komiksów pozycja nie do odpuszczenia. Bezdyskusyjnie dyszka.
Wybitny, wręcz arcydzielny komiks. Pierwszy, który przeczytałem od bardzo dawna. Zapoczątkował mój powrót do świata komiksu.
Jest to czarno-biała opowieść, która tak naprawdę nie jest czarno-biała, lecz opowiedziana w różnych odcieniach szarości z zachowaniem czarno-białej dominanty, i opowiadająca zupełnie nie czarno-białą, a wręcz skomplikowaną i niejednoznaczną...
„Hej Jędrek! Gdzie moja forsa?” to po prostu dobra rozrywka dla każdego, i małego i dużego, byle lubił komiksy lub komiksowo-powieściowe miksy.
Historyjka - jak to chyba już w cyklu o Jędrku (który jest synem znanej policjantki) będzie do końca - z lekką nutą kryminalną.
Dużo dobrego dowcipu. Fajne rysunki i fajne teksty pozwalają się solidnie zrelaksować. Nawet sprawdzone patenty (gdyż nieuchronnie kojarzy mi się to wszystko z „Włatcami móch”, choć nie jest aż tak absurdalne) nie odbierają książeczce pewnej oryginalności.
Wszak twórcy Jeża Jerzego (bo to oni Jędrka powołali do życia) to wymiatacze naszej sceny komiksowej i nie należy się po nich spodziewać kaszany.
Polecam by odreagować i przypomnieć sobie swoje cudowne lata, które wyglądały chyba jednak dość podobnie - mimo znaczących różnic technologicznego sztafażu. Bo zmieniają się drobiazgi, ale istota pozostaje. Siódemeczka.
„Hej Jędrek! Gdzie moja forsa?” to po prostu dobra rozrywka dla każdego, i małego i dużego, byle lubił komiksy lub komiksowo-powieściowe miksy.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toHistoryjka - jak to chyba już w cyklu o Jędrku (który jest synem znanej policjantki) będzie do końca - z lekką nutą kryminalną.
Dużo dobrego dowcipu. Fajne rysunki i fajne teksty pozwalają się solidnie zrelaksować. Nawet...